Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

  1.  permalink
    Muszę tutaj opisać swój problem, bo zupełnie nie wiem co mam robić...Mam ochotę pierd***** to wszystko i wyjechać w cholerę...
    Jesteśmy małżeństwem od 2 lat, a parą od 7. Mój mąż przed ślubem powiedział mi, że być może nie będzie mógł mieć dzieci, gdyż w wieku 3 lat miał operacje na jąderka (wnętrostwo). Operacja się udała (z tego co mi teściowa mówiła). Po ślubie kościelnym w październiku 2011 poszliśmy na badania nasienia. Wyniki były bardzo złe (i jako położna zaświadczam wam,że były złe). Ginekolożka zaproponowała inseminację, na którą my ze względów religijnych się nie zgadzamy (właściwie to mój mąż jest przeciwny, ja mam w głowie mętlik i nie wiem co mam robić).
    Tak naprawdę z mężem nie staraliśmy się o dziecko, ponieważ on doszedł po otrzymaniu tych wyników do wniosku, że zaczniemy się starać w lutym kiedy to od grudnia do lutego będzie brał leki na poprawę nasienia. W grudniu 2011 zaliczyliśmy po prostu wpadkę, niestety ciążę poroniłam w lutym 2012.
    Ja o dziecku marzę już 4-5 rok, mąż tę decyzję odwlekał, bo studia, bo praca, bo...O swojej przypadłości z dzieciństwa powiedział mi dwa lata przed ślubem, bardzo to przeżywał.
    A ja co miesiąc schizowałam, bo tak bardzo pragnęłam mieć dziecko...Same wiecie jak to jest...Patrzenie na inne dzieci powodowało ukucie w sercu, ciągle myślałam o nich...Po prostu jeden wielki schiz..
    Mój mąż twierdzi, że skoro raz się udało, to i drugi raz się uda, że on będzie brał te leki co poprzednio (zaczął brać leki 6 grudnia, a 26 grudnia zobaczyliśmy II kreseczki??). Według niego powinniśmy starać się jak dotychczas (czytaj. kiedy mu/nam się chce to się kochamy)....Bez monitoringu, bez niczego. To ja muszę inicjować zbliżenia, nie widać w nim żadnej inicjatywy. Mąż często zapomina brać leki.
    Ja nie wierzę w to,że się ponownie uda. Poprzednia ciąża była od początku „dziwna”, zarodek był mały, serce pojawiło się bardzo późno, a gdy się pojawiło bicie było bardzo wolne.
    Na każde moje wspomnienie o zmianie leków na inne, silniejsze, droższe, albo cokolwiek mąż reaguje agresją i każda rozmowa kończy się kłótnią i krzykiem. Zresztą na każde moje wspomnienie o czymkolwiek związanym z potomstwem mąż reaguje agresją...Nie wiem sama...Niby chce te dziecko, mówi,że co raz bardziej chce, ale jak wspominam cokolwiek to każda rozmowa kończy się kłótnią.
    Nie piszcie mi, że powinnam z nim porozmawiać. Zależy mi na waszej obiektywnej opinii.
    Co wy o tym sądzicie? Mam ochotę to wszystko rzucić w pizdu. Nie mam siły już z nim walczyć. Nie mam też siły walczyć o dziecko, marzę o adopcji. Mąż nie wspiera mnie w tej kwestii. Czekać? Co wy byście zrobiły na moim miejscu? Czekać?Czy walczyć z mężem? Niby nie jestem dłogotrwałą staraczką, mam dopiero 26 lat i niby mam czas, ale same wiecie...
    Wybaczcie,że się tutaj żalę...Ale moje serce łaknie dziecka, a z drugiej strony sama go sobie nie zrobię...Po poronieniu musiałam odpocząć, wyjechałam za granicę, wracam w sierpniu. Uciekłam by odpocząć i nabrać sił po poronieniu i niestety także od męża.
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJun 10th 2012 zmieniony
     permalink
    Może to głupie, ale może być tak, że on się czuje gorszy jako mężczyzna z powodu tych kłopotów i boi się, że zawiedzie? Tzn. że się nie uda i będzie siebie obwiniał albo będzie się czuł, że Ciebie zawiódł jako mężczyzna (skoro wie jak bardzo pragniesz dziecka)? Strasznie współczuję...
    --
  2.  permalink
    [quote=The_fragile][/quote]

    Fragile nie wiem. Wydaje mi się, że ten temat przerobiliśmy...Pewnych rzeczy nie przeskoczysz. To mojego męża dotknęła tragedia, ale mnie także. Tylko nie rozumiem Go, że zamiast robić wszystko co się da by mieć te dziecko, on czeka, zwleka...
    -- [/url[/url]
  3.  permalink
    Mąż zapewne chce dziecka, tylko czuje się winny całej sytuacji. Cały etos społeczny każe się mężczyźnie sprawdzać jako dawca życia, a tu ciągle pod górkę... Ale właśnie: raz się udało. Poronienie na 95% nie było winą nasienia jako takiego. Jako położna pewnie wiesz, że takie rzeczy głównie biorą się ze złego doboru genów, wady letalnej czy środowiska zewnętrznego lub wewnętrznego. Ty wysyłałaś męża na badania, a może sama masz np. problemy z tarczycą? Powodów może być mnóstwo, ale statystycznie 50% pierwszych ciąż ulega poronieniu. Przestańcie myśleć o tym, kto zawinił, bo to nie ma najmniejszego sensu. Odpuśćcie sobie podejście zadaniowe do rodzicielstwa. To nie jest jakiś wyścig, dziecko to dar, a nie kolejny mebel, który można sobie "załatwić".
    Oczekiwanie na dziecko nie jest przyjemne, ale ma z tym problem mnóstwo par, którym lata upływają na staraniach. I dają radę. Bo nie mają innego wyjścia :smile:
    Zamiast analizować podejście męża, spróbujcie spontaniczności, budujcie bliskość między Wami, a leczenie zdecydowanie nie na siłę
    •  
      CommentAuthorpoziomkaUK
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    A moze on tego dziecka chce bo ty go tak bardzo pragniesz? Moze jemu jest obojetne? Bedzie to bedzie jak nie to nie, poprostu robi to dla ciebie bo wie jak bardzo tego pragniesz?! Kazdy facet ma inne podejscie do dzieci. My kobiety moglybysmy wszystkie leki brac I 24 na dobe siedziec u gin zeby patrzec czy cos tam uroslo czy nie? A oni sa zupelnie inni, moze jak poruszasz temat zmiany lekow to jego to boli/dotyka ze ciagle jakby "wypominasz" I dajesz jemu presje ze to "przez niego/przez te leki" niemozecie zajsc w ciaze? Moim zdaniem odpusc! Staraj sie zeby pilnowal brania lekow I nie rozmawiaj ciagle o dziecku, innych lekach? Moze to jednak wszystko jest kwestia czasu? Ja wiem ze nie jest ci latwo I bardzo dobrze ze sie tu odezwalas bo te forum pomaga psychicznie:-))
    -- moje najwieksze zyciowe osiagniecia: WIKTORIA 06.02.2014 DOMINIK 01.04.2016
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    Może się boi odpowiedzialności? Tyle lat był przekonany, że nie może mieć dzieci, że się z tym pogodził i teraz gdy pomyśli, że jednak by się udało to go przeraża, bo się w tej roli nie widzi...
    --
  4.  permalink
    anairda1986: nie rozumiem Go, że zamiast robić wszystko co się da by mieć te dziecko, on czeka, zwleka...


    I tu leży pies pogrzebany. Może on robi wszystko, na co go stać? Fizycznie, owszem, mógłby więcej, ale nie pomyślałaś, że może go ta sytuacja tak przygniata, widzi Twoje zaangażowanie, czuje, że sprawia Ci zawód, że jego motywacja spada? Za bardzo przykręciłaś śrubę - wiedziałaś, że on może mieć z tym problemy, a jednocześnie teraz męczysz go coraz bardziej dochodzącym do głosu instynktem macierzyńskim. Jasne, masz prawo chcieć spełnić się jako matka, ale uszanuj też strach i zniechęcenie Twojego męża, który widzi, że nie nadąża za Twoim zaangażowaniem.
  5.  permalink
    [quote=Fretka_Flynn][/quote]

    Może masz rację, że podchodzę do tego zadaniowo...Bo jeżeli czegoś się bardzo chce, to robi si,e wszystko by to osiągnąć. Nie potrafię przejść obojętnie obok tego i pójść na spontana...I tak kocham się z mężem spontanicznie, nie myślę w danym momencie o dziecku...ale chciałabym większego zaanagażowania z jego strony..Mam kochać się z mężem raz w dni płodne (bo jemu i mi się akurat chce np raz), inicjować zbliżenia, wiedząc, że ilość plemników w ejakulacie to 5 mln (w jednym badaniu a w drugim 2 mln? i wiedząc, że inne parametry były do banii?). Leczenie mężczyzny nie trwa miesiąc, tylko minimum 3 miesiące...trudniej jest wyleczyć faceta niż kobietę...Raz psychicznie jest ciężko mu mówić co ma robić (usg, biopsja itp) a dwa fizycznie...

    Treść doklejona: 10.06.12 20:10
    Iza zdaje mi sie że wspierałam go zawsze w tym, nigdy mu nie wypomniałam to, że przez niego nie możemy mieć dzieci. Raczej wspierałam i pocieszałam...
    Może za bardzo chcę...Wolałabym to ja nie móc mieć dzieci, niż on...I wziąć jego krzyż i go nieść, ale niestety tak się nie da...
    Na prawdę nie jest mi łatwo...I chyba macie racje odpuszczę...

    Treść doklejona: 10.06.12 20:12
    VITANI. Nie był gotowy na dziecko, bynajmniej na początku...Teraz widzę, jak brakuje mu dzieci coraz bardziej. I na prawde w ciagu tych lat dojrzewał do tej roli.
    Boli mnie fakt braku zaangażowania.
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorLexia
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    A może stracił wiarę, że może się udać? Może to poronienie było powodem. Przecież nie tylko Ty przeżyłaś stratę dziecka... Może z tego powodu, nawet Ci nie mówiąc doszedł do wniosku, że po co to wszystko, tyle zachodu, a i tak pierwszą ciążę straciliście... Może widzi w tym swoją winę, że na pewno to przez jego nasienie ciąża się nie rozwijała prawidłowo...
    --
  6.  permalink
    Fretka_Flynn: [/quote]

    FRETKA Może, może..kurde, ale ja o dzieciach gadam już bodajże 5 rok, widzi jak mi zależy... Wydaje mi się, że go wspierałam i wspieram.Ale jak mam go wspierać inaczej?Przecież mówiąc o lekach (podobno silniejszych, lepszych) właśnie w tym go wspieram...Szukam informacji w internecie, rozwiązań...
    Może sama przez to założyłam męskie spodnie i bawię się w faceta...A to być może on powinien szukać rozwiązań dla siebie...

    Treść doklejona: 10.06.12 20:17
    [quote=Lexia]


    Lexia, to raczej ja tak myślę, że straciliśmy pierwszą ciąże i po co się starać o kolejną...Ja bym najchętniej poszła na łatwiznę i złożyła papiero do OA. Boję się jak cholera kolejnej ciąży, a mimo wszystko i tak ją chcę. To ja raczej mam takie błędne myślenie. Wiedza położnicza mówi co innego a serce co innego...
    On raczej by chciał działać, ale ja nie widzę w tym żadnego zaangażowania...
    -- [/url[/url]
  7.  permalink
    Chyba trochę za bardzo naciskasz na męża.
    My pierwszą ciążę również poroniliśmy i powiem szczerze, że nie przypuszczałam, że mój mąż tą stratę tak bardzo ciężko przeżyje o czym dowiedziałam się po kilku miesiącach. Teraz wiem, że po części obwiniał się o to, że pierwsza ciąża się nie udała a potem obawiał się o kolejną nieudaną próbę, nie chciał znów przeżywać takiego bólu. Po poronieniu zupełnie stracił zainteresowanie tematem, musiał dojść do siebie, zresztą jak i ja. My starania zaczęliśmy dopiero po ok. 5 miesiącach, dzięki temu ochłonęliśmy.
    Może Twój mąż się do tego nie przyzna, jak dotknęła go wasza strata, może się boi, że z jego winy się nie udało, może na zaangażowanie z jego strony jeszcze za wcześnie. Wiem na pewno, że na siłę nic oboje nie zdziałacie, a danie sobie trochę czasu i odpuszczenie tego tematu na chwilę da o wiele lepszy efekt.
    --
  8.  permalink
    Cheriniątko...może teraz rzeczywiscie dzięki waszym komentarzom doszłam do wniosku, że naciskam męża za bardzo...
    My nie staramy się póki co, bo jestem za granicą...Mój mąż płakał po poronieniu razem ze mną, ale nigdy mi nie powiedział,że dla niego to była duża strata.
    Wogóle mało mi mówi o tym co myśli, co czuje, jak się zapatruje na pewne sprawy..
    Bardziej się cieszy i nakręca jak ma sobie kupić monitor czy motor. Ciągle o tym gada, nakręca się...A o dzieciach, no cóż...W sumie to ja musiałam zawsze nagabywać dany temat, pytać...Nie należy on do osób wylewnych, a w tej sprawie to już w ogóle...

    Chyba zaprzestanę gadać o dzieciach, o tabletkach, nie będę poruszała tego tematu. Daje sobie rok czasu do sierpnia 2013. Jeżeli do tego czasu nic się nie zmieni, a my nie będziemy w ciąży, wtedy na nowo poruszę ten temat. Jeżeli będzie nadal taki oporny, po prostu odejdę, bo nie mam siły...A ja nie staję się młodsza niestety...
    Bo za jakiś czas obudzimy się po 35 rż bez dziecka, z chęcia adopcji, a wtedy już będzie za późno...

    Treść doklejona: 10.06.12 21:24
    Madrill. Odległość mimo wszystko nie wpływa dobrze na nasze relacje...Mój mąż jest taki a nie inny. A ja jestem tylko kobietą....Chociażby to,że wchodzę na skajpa z nim pogadać, a on do mnie z tekstem że strasznie utyłam...:/:angry: Nosz kierwa mać!.Od razu mi się odechciało z nim gadać. Mój mąż nie ma wyczucia w żadnych relacjach...
    Dlatego mało ludzi go lubi...Bo jest bezpośredni. Poza tym ma okropny ton głosu i trzeba go dłużej poznać by go polubić...Nie potrafię do tej pory się do tego przyzwyczaić...
    Czasem wydaje mi się, że on mnie traktuje jak koleżankę a nie jak kobietę...
    Zobaczymy jak to będzie...Mam tutaj czas na przemyślenia...I przeanalizowanie swojego 7 letniego związku..
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    anairda1986: Chyba zaprzestanę gadać o dzieciach, o tabletkach, nie będę poruszała tego tematu. Daje sobie rok czasu do sierpnia 2013. Jeżeli do tego czasu nic się nie zmieni, a my nie będziemy w ciąży, wtedy na nowo poruszę ten temat. Jeżeli będzie nadal taki oporny, po prostu odejdę, bo nie mam siły...A ja nie staję się młodsza niestety...

    Przepraszam, jeśli zabrzmię zbyt brutalnie, ale zastanów się nad tym, co tutaj napisałaś. Wygląda na to, że dziecko (niedoszłe) jest dla Ciebie ważniejsze niż mąż, bliska Ci osoba. Postaw się teraz na jego miejscu, wyobraź sobie, że najbliższa Ci osoba traktuje Cię jako dawcę nasienia, stawia ultimatum, że albo ją zapłodnisz, albo sobie odejdzie. To jest okropne, przedmiotowe traktowanie człowieka. Wiedziałaś, że możecie mieć problemy z posiadaniem potomstwa, a jednak się z nim wiązałaś. Jak on ma się czuć, skoro gadasz jak katarynka o dziecku, którego Ci dać nie może? Czy on, jako człowiek, w ogóle się dla Ciebie liczy? Czy masz go tylko po to, żeby spełnić swoje pragnienia? Przykro się czyta takie rzeczy. Przepraszam, jeśli poczułaś się urażona, ale musiałam to napisać.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
  9.  permalink
    Jaca...Wiązałam się z nim wiedząc ze może być problem, zaakceptowałam to. I szczerze powiedziawszy ja nawet dzisiaj mogłabym złożyć papiery do OA, by tylko mój maż nie musiał się starać, by nie musiał cierpieć, robić tych cholernych upokarzających badań nasienia, czekać na nie i się stresować...
    Ale ja nie mogę wiecznie na niego czekać...Bo on mi nic nie mówi, nie wiem jakie tak na prawdę jest jego dokładne stanowisko, wszystko się muszę dowiadywać, dopytywać, a jego to tylko drażni i denerwuje...A nie jestem z nim od roku...
    Skoro nie może dać mi dziecka, to weźmy dziecko z OA. Akurat ja nie mam z tym oporów, pamiętam z tego co on mówił,że jeżeli nie mielibyśmy własnych to weźmiemy z DD.
    Ale jak ja mam mieć dzieci, skoro mój mąż ma takie a nie inne podejście...
    Ile ja mam czekać, aż kiedy zacznie się leczyć? Kiedy zacznie po prostu chcieć...I to mnie boli...Ja nie mogę wiecznie na niego czekać...Może i jest to podejście przedmiotowe...
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    No bo może nie chce dzieci? Może chce mieć kochającą żonę, która nie schizuje na punkcie dzieci? Zastanawiałaś się nad tym? Z Twojej strony chęć posiadania dziecka jest (wybacz określenie) zwierzęcym instynktem, z jego strony jest żal spowodowany utratą żony na rzecz tegoż instynktu.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
  10.  permalink
    Jaca, może... Tylko jak ja mam to zmienić? Przecież dopełnieniem związku jest dziecko.Mieszkamy ze sobą już 7 lat, od wielu lat zachowujemy się jak małżonkowie...
    Na co ja mam czekać? Liczyć na szczęśliwy traf?Przez ile?
    Zrobię tak jak pisałam...bo wiecznie na Niego czekać nie mogę...Mam nadzieję, że ten czas wykorzystam tylko dla siebie. Bo ciągłe myślenie o dziecku zawładnęło moim życiem...
    A teraz przez to próbuje zawładnąć moim małżeństwem....Zacznę myśleć materialnie i wykorzystam ten rok dla podreperowania swojej psychiki i myślę, że nie gadanie mu za uchem o dzieciach, o nowościach, też w jakiś stopniu pomoże..Jeżeli nie, no to cóż...
    -- [/url[/url]
    • CommentAuthorruda03
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    ...mój mąż zawsze mi mówił że chce mieć dzieci,ale "błagałam" go o to przez 12 lat naszego małżeństwa...właśnie tak bardzo chciał ...dopiero w zeszłym roku w lipcu, zaczęliśmy się starać,gdyż chyba dopiero w wieku 39 lat dorósł do ojcostwa...Nasze dziecko urodzi się w grudniu tego roku,po 9 miesiącach starań-ja mam 34,mąż w list.skończy 40 lat...więc jak widać na moim przykładzie-nic na siłę...a też już miałam wszystkiego dość i jeszcze troszkę a pewnie odeszłabym od niego...Nie doradzę nic mądrego..ja miałam dużo cierpliwości,chociaż już też powoli zaczynałam wątpić w ten mały cud:smile:...życzę powodzenia:wink:
    --
  11.  permalink
    Ruda, to widzę,że nie jestem sama...
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    jaca_randa: Przepraszam, jeśli zabrzmię zbyt brutalnie, ale zastanów się nad tym, co tutaj napisałaś. Wygląda na to, że dziecko (niedoszłe) jest dla Ciebie ważniejsze niż mąż, bliska Ci osoba. Postaw się teraz na jego miejscu, wyobraź sobie, że najbliższa Ci osoba traktuje Cię jako dawcę nasienia, stawia ultimatum, że albo ją zapłodnisz, albo sobie odejdzie. To jest okropne, przedmiotowe traktowanie człowieka. Wiedziałaś, że możecie mieć problemy z posiadaniem potomstwa, a jednak się z nim wiązałaś. Jak on ma się czuć, skoro gadasz jak katarynka o dziecku, którego Ci dać nie może? Czy on, jako człowiek, w ogóle się dla Ciebie liczy? Czy masz go tylko po to, żeby spełnić swoje pragnienia? Przykro się czyta takie rzeczy. Przepraszam, jeśli poczułaś się urażona, ale musiałam to napisać.


    A ja się JACA zupełnie z Tobą nie zgadzam!
    Każdy ma prawo do szczęścia i realizowania się w życiu. Każdy ma prawo do walki o marzenia. Ja uważam, że jeśli trafia się pod mur trzeba jakąś decyzję podjąć inaczej zawsze ktoś będzie na straconej pozycji. Narastająca frustracja na pewno nie poprawi atmosfery w związku. Ty byś się zdecydowała tkwić w takim marazmie z uśmiechem na twarzy i miną że nic się nie dzieje?
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    vitani_82: Ty byś się zdecydowała tkwić w takim marazmie z uśmiechem na twarzy i miną że nic się nie dzieje?

    Nie decydowałabym się tkwić w marazmie. Zdecydowałabym się przewartościować swoje plany życiowe. Zamiast szukać winy w kimś innym, warto najpierw przeanalizować własną osobę. Poza dążeniem po trupach do własnego zadowolenia, jest jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność, lojalność i związek. I to wydaje mi się stokroć ważniejsze niż niespełnione instynkta macierzyńskie (wiem, łatwo mi mówić, bo mam dzieci!), bo urodzić dziecko nie jest sztuką, a sztuką jest przekazać mu wartości, które trzeba samym sobą reprezentować.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    Oj oj chyba się zagalopowałaś trochę... Kto tu pisze o dążeniu do celu po trupach, kto mówi o braku lojalności???
    Skoro uważasz, że macierzyństwo jest sprawą drugorzędną nad związkiem to odpowiedz na pytanie. Czy związałabyś się z najcudowniejszym na świecie partnerem (gdybyś była samotną matką), który postawiłby Ci warunek, że będzie z Tobą ale bez dzieci?

    Odpowiedź na to pytanie pokaże Ci czy rzeczywiście wszystkie plany da się przewartościować...
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    vitani_82: Czy związałabyś się z najcudowniejszym na świecie partnerem (gdybyś była samotną matką), który postawiłby Ci warunek, że będzie z Tobą ale bez dzieci?

    Stawianie warunków wyklucza "najcudowniejszość na świecie".

    Mając dzieci - jestem z nimi związana. Mając partnera - jestem związana z nim. Nie wyobrażam sobie poświęcania kogoś dla kogoś innego. Sam taki pomysł wydaje mi się niedorzeczny.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeJun 10th 2012
     permalink
    Czyli jednym słowem nie związałabyś się.

    jaca_randa: Nie wyobrażam sobie poświęcania kogoś dla kogoś innego. Sam taki pomysł wydaje mi się niedorzeczny.


    Jednak przyznajesz, że autorka powinna poświęcić siebie dla dobra związku i wyzbyć się swoich pragnień, by Pan mąż był zadowolony i nienękany. Dla mnie to się kupy nie trzyma...
    --
    •  
      CommentAuthorpatyk120
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Obie macie po części racje. Z jednej strony nie wyszłabym za człowieka, którego priorytety życiowe są drastycznie różne od moich. Ale z drugiej strony - ludzie się zmieniają i ich priorytety również.

    Wiadomo, że w związku zwykle nie da się uniknąć poświęceń. Ale takie zupełne poświęcenie się nie jest w porządku.

    No ale ja widzę bardzo wyraźne, że pragnienie dziecka zupełnie zdominowało autorkę posta. Nie znam tego z autopsji, raczej z doświadczeń otoczenia... ale trzeba jakoś uspokoić wnętrze. Moja koleżanka korzystała z tego
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    vitani_82:

    Jednak przyznajesz, że autorka powinna poświęcić siebie dla dobra związku i wyzbyć się swoich pragnień, by Pan mąż był zadowolony i nienękany. Dla mnie to się kupy nie trzyma...


    Nie twierdzę, że powinna się poświęcić. Nie musi rezygnować ze związku ani z dziećmi ani z partnerem. Jest w związku, a dzieci nie ma. Partner nie rząda od niej rezygnacji ze związku z dziećmi, bo takowych nie posiadają. Nie rozumiem, czego nie rozumiesz. Ona żyje pragnieniami, a życie ucieka jej koło nosa.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    • CommentAuthorOvi
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    A ja mysle, ze osoby posiadajace dzieci nie moga zrozumiec co czuja osoby, ktore dzieci nie maja. A "zwierzecy instynkt" ma to do siebie, ze nie mozemy go kontrolowac. Naturalnym dopelnieniem zwiazku jest potomstwo. Inna sprawa, gdy jedna ze stron dzieci miec nie moze i juz. Laczac sie z kims decydujemy o zyciu razem na dobre i na zle. No wlasnie, osoby postronne moga tylko takie frazesy prawic. Goraco zycze dojscia do porozumienia.
    •  
      CommentAuthorPeaberry
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Dyskutujecie jak kobiety. A zapytała któraś z Was swojego partnera o tego rodzaju sytuację?
    Miałam możliwość wysłuchać niedawno wywodu mojego dobrego znajomego o kobiecym (konkretnie moim :bigsmile:) zachowaniu. Bardzo pasuje mi to do tej sytuacji.
    Kobieta chciałabym wszystko JUŻ, natychmiast, zaraz. Bez walki, oczekiwania. A kochający ją meżczyzna popada frustrację, że nie może niczego przyspieszyć, ominąć. Mężczyzna jest tak skonstruowany, że musi minąć trochę czasu, by doszedł do myśli, że to już czas.
    Nie sądzę, by partner autorki miał inne priorytety - on chce by jego żona cieszyła się z nim nowym motorem, czy monitorem a nie oczekiwała tylko by On cieszył się z jej obsesji na punkcie dziecka. Ile autorka zrobiła poza suszeniem głowy mężowi o dziecku by On poczuł się lepiej?
    Powiem więcej - jak już narodzi się ich wspólne dziecko to wróżę, że mama będzie w nie zapatrzona a swojego męza zauważać już nie będzie. A On się w tym pogubi...
    Skąd to wiem? Z autopsji i z obserwacji otoczenia.
    Tyle ode mnie.
    Peryskop w dół.
    -- Wszystko o kawie - najnowsze forum o kawie. Miejsce dla ludzi z pasją!
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Pogubi się i na nowym motorze pojedzie w siną dal.
    •  
      CommentAuthorPeaberry
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    :cool:

    Treść doklejona: 11.06.12 09:09
    PS. cmok!
    -- Wszystko o kawie - najnowsze forum o kawie. Miejsce dla ludzi z pasją!
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Dokładnie, Irlandio. Czasem dobrze jest zmienić choć na chwilę punkt widzenia. Wyjść ze swojego CHCĘ, wrzucić na luz i zobaczyć, że wokół są inne osoby, które może też coś CHCĄ, może coś innego, a może tego samego, tylko sobie nie radzą, albo nie potrafią tego osiągnąć. Zamiast zmieniać partnera na inny model, który MOŻE, może lepiej pielęgnować to, co się ma.

    Zwierzęcych instynktów nie potrafią kontrolować zwierzęta. Ludzie tym się różnią od zwierząt, że prócz instynktów mają rozum. Ale co ja tam wiem... syty nie zrozumie głodnego przecież...
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Tak się składa, że przechodziłam wszystkie etapy, od gorąco zdeklarowanej niechęci do dzieci, przez zwierzęcy instynkt pragnienia, po totalny tumiwisizm. I wiem jak obsesyjne pragnienie dzieci destrukcyjnie wpływa na związek. I już z obserwacji wiem, jak może często potoczyć się zycie jak juz ten cel - dziecko - przez kobietę się osiągnie. Zdecydowanie zgadzam się z jacą odnośnie faktu, ze najważniejsze są zdrowe relacji partnerskie. tylko na zdrowych relacjach partnerskich można póżniej kształtować małego człowieka.
    •  
      CommentAuthoranne76
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    "Przysłuchuję" się tej dyskusji i początkowo nie chciałam nic pisać. No ale jak widać tylko krowa nie zmienia zdania...
    Po pierwsze nie zgodzę się z Ovi - że osoby posiadające dzieci nie mogą zrozumieć co czują ci, którzy ich nie mają. Otóż mogą - bo kiedyś sami ich nie mieli i być może zmagali się z tym latami, starali się bezskutecznie, cierpieli i w końcu się udało. Więc radziłabym nie zapędzać się aż tak bardzo w osądach... Co nie znaczy, że ktoś, komu rodzicielstwo przyszło łatwo będzie rozumiał tego, który "walczy". Po prostu zwracam uwagę na fakt, że nie można generalizować.
    Natomiast jeśli chodzi o problem poruszony przez autorkę wątku, cóż... wydaje mi się, że sprawa jest bardzo skomplikowana. Nie pomoże jednak w jej rozwiązaniu stawianie ultimatum - albo będziemy mieli dziecko (własne lub adoptowane) albo odchodzę. Nie twierdzę bynajmniej, że trzeba zrezygnować z marzeń o rodzicielstwie i tkwić dalej w nieszczęśliwym związku (jeśli faktycznie taki jest). ALe stawianie sprawy na ostrzu noża może - moim zdaniem - tylko zaognić sytuację.
    Mnie osobiście dużo czasu zajęło zrozumienie, że mężczyzna - nawet najbardziej kochający - widzi to samo co my i czuje inaczej niż my. On też ma obawy, swoje marzenia... Ale niejednokrotnie zwyczajnie nie umie (wstydzi się) o tym powiedzieć. Bo żyjemy w świecie, w którym facet musi być twardy, to on ma być skałą i opoką, to on ma zadbać o rodzinę, utrzymać ją itd. Musi być silny, zdrowy, mądry... Tymczasem facet to też człowiek (wiem, wiem... czasem jak jesteśmy wkurzone twierdzimy, że wręcz przeciwnie). Ma chwile słabości, uczucia, boi się, nie ma siły, wątpi. I tak samo jak my (kobiety) ma do tego prawo. Tyle, że jest mu ciężej - właśnie dlatego, że jemu nie wypada okazywać słabości, zwątpienia, strachu (te cholerne stereotypy). I bynajmniej nie znaczy to, że jeśli unika tematu (trochę słowa mi brakuje) to nie chce tego dziecka. Sama piszesz, że niby chce (bo niby tak mówi), a z drugiej strony nie garnie się do działania (tak jak piszesz - sama sobie dziecka nie zrobisz). Odłóż na bok emocje - wiem, trudne. Zapomnij na chwilę o swoich pragnieniach - to jeszcze trudniejsze, ale możliwe jeśli bardzo się postarasz. I spróbuj pomyśleć, jak on się czuje. Wsłuchaj się w niego - czasem nic nie mówiąc daje Ci bardzo ważny przekaz (gestem, spojrzeniem, westchnieniem...). Daj mu czas. Daj sobie czas. Daj wam czas. I nie mówi mi o zegarze biologicznym - naprawdę jesteś jeszcze bardzo młoda. I wiem co mówię, bo przez lata nie mogłam mieć dziecka, cierpiałam, płakałam, złościłam się, wkurzałam na męża - bo też niby chciał a jednak nic nie robił, żeby "się stało". Nie chciał rozmawiać, nie chciał działać. Duuużo czasu zajęło mi zrozumienie go. Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami - nasza córka we wrześniu skończy 3 latka. On ma 33, a ja 36 lat. Czy mała będzie jedynaczką? Nie wiem... Ciężko - z różnych względów - podjąć nam decyzję o drugim maluchu. Choć ja bardzo bym chciała. A mąż? I tak i nie. Zwyczajnie ma obawy. I staram się to zrozumieć. I uszanować.
    Weź proszę pod uwagę jeszcze jedno - od początku wiedzieliście, że nie będziecie mogli mieć dzieci (przynajmniej tak zrozumiałam, że wiedziałaś o tym już rok przed ślubem). I mimo to nie zdecydowałaś się odejść. Zdecydowałaś się być razem - na dobre i na złe. Jest ciężko - wierzę. Choć mogę sobie wyobrazić jak bardzo w sytuacji kiedy pojawiło się światełko w tunelu, bo jednak przez krótką chwilę byliście rodzicami. Przeżyliście ogromną stratę. Ale przeżyliście ją oboje - sama piszesz, że mąż płakał razem z Tobą. On ma uczucia. On się boi. On musi mieć czas, żeby to przeżyć i sobie poukładać. Poza tym, niewykluczone że obwinia się za to, co się stało. Skoro wiedział, że nie może być ojcem, bo jego nasienie "nie jest w pełni wartościowe" to skąd wiesz, że nie myśli, że to jego wina, że Maluch nie został z Wami? Że to on zawiódł? Nie sprawdził się? No bo skoro miał wadliwy materiał to i ciąża była wadliwa stąd poronienie? Nie tłumacz mi/nam, że to przecież bzdura. Nie mów nam, co powoduje poronienie. On może tego wszystkiego nie wiedzieć. A nawet jeśli jest mocny w teorii, to zwyczajnie może sobie z tym nie radzić emocjonalnie. Tak jak ty nie potrafisz "przyhamować" instynktu, tak być może on nie potrafi poradzić sobie z lękiem, że możecie stracić kolejne dziecko. Albo, że zostaniecie rodzicami chorego malucha.
    Życzę Wam dużo szczęścia i cierpliwości. Dystansu, który pozwoli inaczej spojrzeć na siebie, na związek, na życie... Dużo sił... Dla Was obojga. I dużo miłości... :)
  12.  permalink
    Anne 76 dziękuje:) Każda z was ma po części rację...Myślę, że jak pójdę do pracy i rzucę się w jej wir wtedy będę mogła wrzucić na luz. Nie będę siedzieć w domu (ja przez ostatnie lata studiowałam) i nie będę myślała tylko o tym.
    Dam mężowi czas, dam nam czas...Oboje musimy odpocząć psychicznie od jednego tematu, bo to mnie jak mnie, ale najbardziej szkoda mi mojego męża. Bo to jego dotknęła choroba. Ja na prawdę chciałabym mu pomóc, ale nie potrafię. Wydawało mi się, że jak będę drążyć temat, szukać rozwiązań, to on to doceni, ale widzę, że zamiast pomagać to to jeszcze bardziej zaszkodziło. Niech sam wyjdzie z inicjatywą i sobie w głowie poukłada wszystko...
    Etap rozczulania się nad wózkiem, czy innymi dziećmi, oraz kucie w sercu już dawno mam za sobą. Przechodzę wokół tego obojętnie,tłumacząc sobie,że to przecież nie moje dziecko...Myślę, że będzie łatwiej...Postaram się zrozumieć mojego męża, ale przede wszystkim muszę zacząć myśleć w końcu o sobie bo to "czekanie na dziecko"doprowadziło mnie do takiego a nie innego stanu, zarówno psychicznego jak i fizycznie jest ze mną źle...
    Muszę zacząć żyć, bo tak dalej być nie może...
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorMónikha
    • CommentTimeJun 11th 2012 zmieniony
     permalink
    Ale czy jesteś pewna, że "ucieczka" za granicę pomoże Waszemu małżeństwu?
    To mnie chyba w Waszej sytuacji najbardziej zmroziło ... Sorry, ale wydaje mi się, że jak mała dziewczynka tupnęłaś nóżką, spakowałaś walizki i żyjesz złudzeniem, że w oddaleniu od siebie coś naprawicie ... Zresztą co post prawie piszesz, że musisz myśleć o sobie, że to On nie dał Ci dziecka, że to Tobie czas ucieka ... Wydaje mi się, że Ty już podjęłaś decyzję :confused: Szukasz jedynie usprawiedliwienia dla swojej rezygnacji z walki o ten związek.
    -- Mama M & N & W
    • CommentAuthorOvi
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Anne76, no wiadomo, ze pary majace dzieci - czy to od razu czy po latach staran - kiedys ich nie mialy. Ale te pary juz te dzieci MAJA. I nie wiedza co by bylo, gdyby dzieci nie bylo. Nie kazdej starajacej sie parze sie udaje. I taka, ktorej sie udalo nie zrozumie tej bardziej pechowej.
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Ovi - no nie zgadzam się. Jak ktoś się stara 10 lat i ma zrytą psychikę na maksa - a takich par, a kobiet szczególnie jest pełno - to, zapewniam Cię, doskonale rozumie o co chodzi w temacie.
    • CommentAuthorOvi
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Bosca, no dobrze, jasne, ze 10 lat staran to koszmar. Ale jak sa zwienczone sukcesem, to chyba jednak nie da sie tego porownac do sytuacji gdy tego sukcesu nie ma. I nie chodzi o licytowanie kto ile lat, kto wiecej badan, kto wiecej cierpial. Chodzi tylko i wylacznie o efekt koncowy.
    •  
      CommentAuthoranne76
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Ovi ale co to znaczy efekt końcowy? Kiedy mówimy o końcu? Kiedy para podejmuje decyzję o tym, że zaprzestają starań, nie będą adoptować, ale będą żyć szczęśliwie w duecie albo się rozstaną?
    W tym konkretnym przypadku przecież nie ma mowy o końcu starań? Anairda jest młoda (ma tylko 26 lat) i całe życie przed sobą. Przeżywają z mężem kryzys - owszem. A myślisz, że ktoś kto się długo starał/stara nie przeżywał kryzysów? Że nie raz i nie dwa miał ochotę wszystko rzucić w diabły? Ile wylanych łez? Ile załamań? Ile kłótni? Ile cichych dni? Pokaż mi długodystansową staraczkę, która nie ma za sobą takich doświadczeń. Szczerze? Chyba nie sposób taką znaleźć. I wierz mi, że mimo, że w końcu się udaje, że tuli się w ramionach ukochane, wyczekane maleństwo, to nie zapomina się tego, co było wcześniej. Zapewniam Cię, że doskonale rozumie się dziewczyny, którym jeszcze się nie udało i które walczą o marzenie nadal...
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Ovi - zapewniam Cię że nie chodzi o licytację. Chodzi o to, że jak się już coś przeżyło to ma się doświadczenia i na bazie doświadczeń ma się nieco większą empatię, bez względu na wspominane przez Cioebie skutki.
    Przykład. kilka lat temu obsesyjnie starałam się o dziecko. standardowy przykład schizy jakich tu pełno (no może bez dmuchania na tempusię i robienia teścików w 7 dniu lutealnej). Moja przyjaciólka przygotowująca się do ślubu patrzyła na mnie jak na kosmitkę. teraz po tych latach ona ma podobną schizę. i jestem przekonana że nawet gdybym miała już dziecko tak samo dobrze bym rozumiała jej ból, frustrację i to całe wariactwo. bo ja też to przeżyłam.
    • CommentAuthorOvi
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    Dziewczyny, sprobuje wyjasnic o co mi chodzi, choc odbiegamy od tematu. Szczesliwie naleze do grupy, ktorej sie udalo. Ale nawet nie probuje oceniac czy stawiac sie w sytuacji kogos kto (byc moze jeszcze) dziecka nie ma. Ja mam, ty nie masz i nie wiem co czujesz. Wiem co czulam ja jak nie mialam.
    •  
      CommentAuthoranne76
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    na tej zasadzie Ovi to nigdy nie wiesz co czuje druga osoba - nawet jeśli nadal byś nie miała dziecka, wiedziałabyś co czujesz Tu (tu i teraz i co czułaś wcześniej), ale nie wiesz co czuje druga kobieta która znajduje się (być może) w podobnej sytuacji...
    • CommentAuthorOvi
    • CommentTimeJun 11th 2012
     permalink
    "efekt koncowy" - zle dobralam slowa. Nie wiem kiedy nadchodzi moment, gdy para decyduje, ze to koniec. Chodzilo mi o "tu i teraz" - to co wyzej - ja juz, ty (jeszcze) nie.

    Treść doklejona: 11.06.12 12:53
    Anne76, czy tak wlasnie nie jest? Dlatego zawsze lepiej byc ostroznym w osadach. Zwlaszcza w tak delikatnej kwestii jak niezaspojony instynkt maciezynski.
    • CommentAuthortom_lukowski
    • CommentTimeJun 11th 2012 zmieniony
     permalink
    anairda mam chwile tylko wiec napisze bardzo krotko a wiec z koniecznosci zapewne w uproszczeniu. Mysle sobie ze to twoje pragnienie dziecka to taki troche skrot myslowy, ktory wywolal tu nieco kontrowersji. Mysle ze lepiej oddaloby to co czujesz i czego pragniesz pisanie o szczesliwej rodzinie, o osiagnieciu dojrzalosci, nowej jakosci waszego malzenstwa, o spelnieniu, o owocowaniu, o szczesciu. Jestem jednak pewien ze optymalne czy chocby tylko wzglednie bezpieczne srodowisko dla prawidlowego rozwoju dziecka moga stworzyc malzonkowie ktorzy zdaja sobie sprawe ( i wyrazaja to swoim decyzjami, wyborami) ze najwazniejsza i dla nich i dla dziecka jest ich milosc, ich jednosc ich relacje. Swiat w ktorym dziecko jest najwazniejsze jest toksyczny i dla dziecka, i dla malzonkow, i dla otoczenia. To nie zmienia oczywiscie faktu iz twierdze ze milosc musi owocowac zeby sie rozwijac i ze musi sie rozwijac zeby trwac. A najbardziej chyba naturalna choc z pewnoscia nie jedyna forma owocowania milosci malzenskiej jest rodzicielstwo.
    Moim skromnym zdaniem jesli naprawde zalezy ci na dziecku, na dobru dziecka, na tym zebyscie kiedys wywiazali sie z odpowiedzialnosci za dziecko to powinnas, oboje powinniscie powalczyc o wasze malzenstwo, o wasze relacje, o umiejetnosc rozmawiania (ktora obejmuje takze sluchanie) o was, o tym za co jestescie wobec siebie wdzieczni, co sobie zawdzieczacie, co budzi wasze nadzieje, co sprawia ze nadal jestescie dla siebie wazni, ze mozecie sobie ufac, ze jestescie za siebie wzajemnie odpowiedzialni, ze jestescie gotowi sie wspierac szegolnie kiedy to jest najtrudniejsze a wiec i z reguly najbardziej potrzebne, ze akceptujecie siebie choc nie zawsze rozumiecie itp. Odwaze sie napisac ze takie rozmowy, takie dzialania to nie tylko wasza dobra wola ale wasz obowiazek.

    W tym kontkescie wspomne o dwoch rzeczach na ktore zwrocilem uwage.
    Jedna to twoja "zagranica". Ktoras z dziewczyn pisala o tym wyzej. Milosc karmi sie obecnoscia. Wiem ze bywaja rozne sytuacje ale jesli dobra rodzina ktorej podstawa jest dobre malzenstwo jest priorytetem w waszych celach to kazda decyzje, kazdy wybor trzeba z tym priorytetem konfrontowac. Trzeba zwyczajnie sprawdzac czy te wszystkie dobre, zrozumiale, uzasadnione, powszechnie akceptowane, potrzebne zachowania buduja czy tez niszcza wasza milosc i jednosc. Jasne ze to nie jest proste ale milosc, malzenstwo, rodzina to nigdy nie sa sprawy proste... Takie rozmowy w obszarach ktorych kilka wymienilem, czy raczej komunikowanie sie (bo przeciez nie chodzi tylko o slowa) wymagaja uswiadomienia sobie i ustawienia priorytetow, wymagaja czasu, wymagaja obecnosci. Boje sie ze poprzez siec to moze sie nie udac.
    Druga rzecz to to co piszesz "odpuszcze", "dam mu czas", "poczekam", "wycisze sie". Mysle sobie ze nie macie za duzo czasu. Nikt nie ma za duzo czasu. Mysle sobie ze odpusczanie, przeczekanie to niekoniecznie dobry ruch. Mysle sobie ze powinniscie powalczyc, pare rzeczy przegadac, przebudowac, byc moze prosic o wybaczenie i wabaczac sobie na wzajem. Mysle ze to kiepski pomysl zeby sie cofnac czy zatrzymac -wy raczej powinniscie pojsc do przodu. Z pewnoscia to kosztuje, z pewnoscia jest trudne, moze was przerastac ale przeciez nic innego nie ma wiekszego sensu... Nie znam was. Wiem jednak iz czesto bywa tak ze zwyczajnie wielu rzeczy nie widzimy, wiele uznajemy za niemozliwe, wiele za przesadzone, wiele tematow skwitowalismy "tak bylo, tak musi byc i do konca tak bedzie". Wtedy warto pomyslec o pomocy z zewnatrz ale o madrym, zyczliwym wsparciu. Wiem ze to tez nie jest latwe. Wiem ze jesli jedno z was chce zaprowadzic tego drugiego do tzw specjalisty zeby mu wytlumaczyl jak bardzo sie mylil, jak bardzo nie mial racji, jak bardzo potrzebuje lekarza, jak glupio dotad myslal to nic z tego nie wyjdzie. To nie tym masz problem i nie twoj maz ma problem to wy, wasze malzenstwo ma problemy, wspolne problemy i wspolnie powinniscie sie z nimi zmierzyc, takze poszukujac wsparcia dla waszej rodziny.
    Tyle tak na szybko. Przepraszam jesli w tym co napisalem moje sklonnosci do wymadrzania sie daly o sobie znac zbyt wyraznie ale obiecuje nie o to mi chodzilo by wyglosic tu kazanie w kiepskim stylu :-)
    Powodzenia
    •  
      CommentAuthorvicky80
    • CommentTimeJun 18th 2012
     permalink
    lubię jak piszesz tom:)
    i to że nie potępiasz, a próbujesz rozumieć:)
    • CommentAuthorzofia15
    • CommentTimeJul 26th 2012 zmieniony
     permalink
    Witajcie dziewczyny. Może Wy mi coś poradzicie. Mój partner jest chorobowo zazdrosny i właśnie zażądał testu DNA:/ Nie wiem czym dałam mu powód do tego, żeby wątpił w moją uczciwość…Jestem pewna, że to jego dziecko bo to 35 tydzień, a poza tym nie uprawiałam seksu z nikim innym odkąd go poznałam. Mam zamiar wykonać ten test, ale chyba rozstanę się z moim chłopakiem. Skoro nie ufa mi w kwestii dziecka to taki związek nie ma przyszłości.


    [wymoderowano reklamę]
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeJul 26th 2012
     permalink
    zofia - ciekawy sposób reklamy. gratuluję pomysłu.
    •  
      CommentAuthoreveke
    • CommentTimeJul 26th 2012
     permalink
    ostatnio często reklamują to forum w postach w różnych miejscach się spotkałam
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.