Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeApr 18th 2013
     permalink
    Dii, to jeszcze dodam, że właśnie teraz dwójka mi śpi :devil:
    Adasia ululałam jak poprzednio, a Wiktorka wzięłam podstępem :devil: Usiedliśmy oglądać baję i oczywiście po 5 minutach zasnął, hehe :devil:
    To prawda co napisała albo montenia albo hydrozagadka:
    Jak pojawia się drugie dziecko to mama dostaje dodatkową pulę pomysłowości jak sobie radzić :cool: A skoro moja pomysłowość się rozwija, choć tylko jedno dziecko jest moje, to myślę, że jak jest swoja dwójka, to musi to być na jeszcze większą skalę :wink:
    --
    • CommentAuthormamakim
    • CommentTimeApr 19th 2013 zmieniony
     permalink
    Warto mieć jedmo po drugim zwłaszcza jak własnie młodsze podrasta i ma tak rok. Mój młodszy nie umiał bawić sie grzechotkami bo miał pol roku kładłam go na podłodze ze starszym i obaj bawili sie samochodami. Młodszy maluch (poltora roku) pierwsze co mowil to bylo wlasnie brrrmmm:-) Bracia kochaja sie bardzo. Wogole mlodszy chowa sie niejako "sam" umie sie sam bawic, nasladuje starszego i wiele uczy.
    Pomimo ze czesto dzeiciaki dawały mi popalic i czesto nie umiałam w jednym czasie zaspokoic potrzeb obydwu to tez zawsze twierdziłam ze o wiele lepiej radze sobie z dwojka niz z pierwszym synem jak był sam. Starszy tak mi dawał w kosc ze nie raz płakałam mezowi do słuchawki (ktory był w pracy) ze nie daje rady:p a przy dwóch jakos potrafiłam chyba lepiej sie zorganizowac.

    Tylko u mnie roznica jest rok i 9 mies.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeApr 19th 2013
     permalink
    mamakim: Warto mieć jedmo po drugim zwłaszcza jak własnie młodsze podrasta i ma tak rok


    Miód na moje serce, piszcie tego więcej :DDDD U mnie będzie rok i 8 miesięcy
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 19th 2013
     permalink
    Winni, ja mam identyczne spostrzeżenia - dwójka dzieci to zdecydowanie lepsza organizacja czasu :wink: I też zauważam, że obie dziewczyny mają na siebie bardzo pozytywny wpływ. Jedna od drugiej sporo się uczą :smile: Mimo, że trudne chwile wciąż się zdarzają, to i tak ogólny bilans zawsze wychodzi nam na plus
    :smile:
    •  
      CommentAuthormigotynka
    • CommentTimeApr 19th 2013
     permalink
    I ja zgadzam się przedmówczyniami:)
    Im więcej dzieciaków tym lepsza organizacja:)
    Teraz czekamy na dziewuszkę i zobaczymy, czegóż to siostra nauczy się od dwóch starszych braci, hehe:shocked:

    Musze się Wam pochwalić, że zamówiłam sobie "Kontinuuum" i "Księgę rodzicielstwa" . Co prawda, to już trzeci dzieć, i chłopaków raczej instynktownie podobnie wychowywaliśmy ( w sensie rączki, całowanko i pieszczotki) , jednakże postanowiłam, że więcej wiedzy i nowego światła na wychowanie nie zaszkodzi:)
    Dzięki dziewuszki za tyle fajnych porad:)
    --
    •  
      CommentAuthormigg
    • CommentTimeMay 16th 2013
     permalink
    Dobry tekst o Rodzicielstwie Bliskości. O mitach na jego temat i o tym, po co je stosować. RB :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeMay 22nd 2013
     permalink
    Dla odmiany- beznadziejny artykuł nt. zagrożenia wynikającego ze spania z dzieckiem.
    Żadnych dowodów, brak wyjaśnienia, dlaczego...
    Spanie z dzieckiem zwiększa ryzyko SIDS
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeMay 22nd 2013 zmieniony
     permalink
    A o tym spaniu wspólnym to już niejedna dyskusja się tu chyba toczyła :wink:
    i ile kobiet tyle poglądów było w tej sprawie


    Ja bym chyba SIDS nie łączyła z miejscem , gdzie dziecko śpi bo najczęstszymi przyczynami tej śmierci są: niedobór serotoniny; bezdech, który występuje u każdego niemowlęcia i zazwyczaj nie jest niebezpieczny, jednak jeśli się przedłuża, rodzice powinni zareagować; wady serca dziecka; ucisk tętnicy kręgowej - podczas gdy dziecko śpi na brzuszku, gdy podnosi główkę może dojść do uciśnięcia tętnicy i odcięcia dopływu krwi do mózgu; genetyczne podłoże tego zespołu, o czym mogą świadczyć wcześniejsze przypadki SIDS w rodzinie; zakażenie bakteriami np. Escherichia coli.

    więc jak dziecko ma np niedobór serotoniny czy jest zarażone e-Coli to przecież miejsce, gdzie śpi nie ma żadnego znaczenia po mojemu

    a co do tego bezdechu - moich dalekich znajomych dziecko zmarło mając 3 tygodnie a spało z nimi w łóżku
    po prostu żadne z nich nie słyszało, że dziecko przestało oddychać bo tego się usłyszeć nie da - bo jak niby ?
    dziecko wtedy ani nie płacze, ani nie charczy ani nic
    po prostu przestaje oddychać i tyle
    i wg mnie nie da się tego usłyszeć niezależnie od tego czy dziecko śpi koło mnie, czy np w osobnym pokoju


    tak mi się oczywiście wydaje, aczkolwiek mogę się mylić........


    w każdym razie Ninka nie spała z nami w łóżku ani raz jeden [jeszcze - bo kto wie, czy to się nie zmieni :cool:] i jakoś nie widać, aby jej bliskości i ciepła rodziców brakowało bo przytulamy się cały dzień od rana do wieczora, więc ten :wink::wink::wink:
    --
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeMay 22nd 2013
     permalink
    Teo,ale ja nie neguję spania w łóżeczku,Witek tak spał,z Jurkiem jest mi wygodniej (poza tym to ja będę miała problem z odtransportowaniem go,były już próby,ale wytrzymałam godzinę:cool:)
    W tym artykule jednak nie ma ani jednego dowodu na poparcie tezy tych pseudonaukowcow,żadnych danych,które mogłyby ją uwiarygodnić.
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeMay 22nd 2013
     permalink
    no wiem, wiem o co Ci chodziło :wink:

    ja podobnież nie neguję spania z rodzicami bo każdy robi jak lubi i jak mu wygodnie

    tak tylko wspomniałam o tych przyczynach SIDS bo chodziło mi o to, że chyba jak ma dojść do tej śmierci to niestety dojdzie niezaleznie od tego, gdzie dziecko sie znajdować będzie :sad:
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeApr 29th 2014
     permalink
    Dziewczyny odświeżam wątek. Jakie macie sposoby na wyjście z 2-letnim dzieckiem rano do żłobka? Adaś żłobek lubi, zostaje z chęcią, ale ubranie się i wyjście z domu jest dla mojego męża niemal nieosiągalne. Zależy mi by to się odbywało bez płaczu, ale rozmowa, obietnica pójścia najpierw na plac zabaw na parę min, opowiadanie o Kajtusiu, który nie chciał wyjść z domu, ale w końcu dogadał się z tatą i inne takie nie pomagają. Mąż zaczyna dzień o 6:20 a zanim wyjdą z domu robi się 8:00...
    Podzielcie się swoimi sposobami, może jest coś na co jeszcze nie wpadłam...
    --
    •  
      CommentAuthorDorit
    • CommentTimeApr 29th 2014
     permalink
    Czytałam ostatnio książke "Kiedy Twoja zlosc krzywdzi dziecko" polecam, a przytaczam ją dlatego ze jest tam przykład na koncu jak mama wyprawia do przedszkola córke
    co prawda starszą os Adasia, bo chyba 6 lat, wiec sama sie ubiera itp
    ale byly tam podane wskazowki_ mama po wstaniu daje jej sok pomaranczowy- by sie wzmocniła- dziecko moze marudzic bo głodne...wiec zanim dojdzie do sniadania moze sie juz b niecierpliwic
    i im mniej słow tym lepiej-akurat tamta dziewczynka-zle reagowala na ponaglenie, trlumaczenie- lepsze proste przekazy-

    nie mam dosiwadczenia - ale trzebaby zobaczyc o co chodz Adasiowi, nie lubi sie ubierac?? z moze chce sie bawic rano? moze ta 6.20 dla niego za wczesnie, jak o 8 wychodzicie to moze moze pospac jeszcze troche
    moze za pozno idzie spac? i rano nieprzytomny?
    ( acha ta dziewczynka z ksiazki szla spac juz ubrana w biezlizne do przedszkola- by skrocic do minimum ubieranie- niezly sposob co?:)
    Cóz 2 lata to juz gość wie czego chce a czego nie...wiec nie wiem czy da sie bez lajtowo to przejsc
    --
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    Jako "nowa" na forum nieśmiało chciałabym odświeżyć ten wątek, i widząc gorącą dyskusję na dziecziaczkach 1-3 mam nadzieję że będzie chętniej odwiedzany.
    Może któraś dała by spis książek, artykułów na pierwszej stronie nt rodzicielstwa bliskości i wychowania w tym duchu.

    Bardzo, bardzo mi się ta koncepcja podoba i chciałabym tak wychować kasię . Wiem że będzie ciężko, bo po pierwsze trzeba mieć mnóstwo czasu i cierpliwości a także siły by otoczeniu które często myli rodzicielstwo bliskości z bezstresowym wychowaniem powiedzieć że właśnie tak chcę wychować MOJE dziecko i nikomu nic do tego.:wink:

    Wczoraj zamiast spać do nocy czytałam blog żylińskiego polecony chyba przez winni, jeszcze raz dziękuję .
    I mam oczywiście pytania, wątpliwości itp.
    Mam nadzieję że wspólnie z osobami o podobnym światopoglądzie będziemy się wspierać i doradzać sobie w trudnych sytuacjach.

    Na początek zapytam, czy dobrze zrozumiałam żylińskiego , że dziecko do 2,3 roku życia najlepiej wychowywać jednak autorytarnie i powoli wprowadzać tłumaczenie , rozmowy itp ?
    Bo tak małe dziecko niewiele rozumie, a granice są mu potrzebne dla dalszego, prawidłowego rozwoju. Czyli jednak zakazy i nakazy a potem tłumaczenie.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    mamakasi: czy dobrze zrozumiałam żylińskiego , że dziecko do 2,3 roku życia najlepiej wychowywać jednak autorytarnie i powoli wprowadzać tłumaczenie , rozmowy itp ?

    Mama kasi, z czego to wywnioskowałaś? Bo ja przeczytałam go od deski do deski i nic takiego nie znalazłam...:shocked: :wink:
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    MamoKasi, wiesz, jak ja to widzę? Stawianie granic małemu dziecku. Powiem na naszym przykładzie. Do ~13 miesiąca to mała nie za wiele rozumiała, tak myślę, że dopiero język zaczął być w tym czasie dla niej bardziej zrozumiały. Równocześnie zaczęła mocniej eksplorować otoczenie, częściej znikała mi z oczu, testowała swoje możliwości i umiejętności. Wystarczyło na tym etapie pozabierać rzeczy niebezpieczne, cenne. Myślę, że to w sumie dla własnego spokoju sumienia raczej :wink: jakie można w tym wieku mieć wymagania? Żeby nie gryzło za bardzo, można zacząć "trening" cierpliwości, z tym u nas akurat był "problem". W tym wieku to akurat bardziej dziecku trzeba możliwości eksploracji i poznawania świata. Roczne dziecko jeszcze nie myśli abstrakcyjnie, pewne pojęcia są nie do ogarnięcia. Na topie jest zabawa włącznikiem światła (akcja-reakcja, skutek) oraz akuku (znika? Dalej jest!). Myślę, że jeszcze trzeba być mocno wyczulonym na komunikaty od dziecka, bo w ciągu drugiego roku życia będzie kilkakrotnie wracać pod skrzydła mamy jak bumerang. W wieku ok 17 miesięcy zaczęła rodzić się frustracja związana z brakiem możliwości porozumienia, mowy czynnej. Najwięcej spięć mamy przez brak zrozumienia się, mojego jakby mniejszego wpatrzenia się w dziecko. Bo jak mi Natalka mówi "narysuj mi słoneczko" zamykając oczka, to jak siedzi tyłem do mnie, to nie zawsze zauważę :tongue: no i pytam się ją ponownie, co chce, abym jej narysowała, a ona już w płacz :wink: myślę, że nie mamy jeszcze sytuacji trudnych do rozwiązania, wszystko da się obgadać. Zawsze swoje "nie" argumentuję, czasem zmieniam zdanie. I sądzę, że to dla nas dobra droga, bo bywają dni, kiedy jestem zmęczona, kiedy brak mi cierpliwości, kiedy nie mam ochoty. Wtedy się wzajemnie nakręcamy "awanturami", ona do mnie lgnie, ja ją odpycham, bo mam jej dosyć. Takie chwile, dni, kiedy wiem, że przemawia przeze mnie moja matka są dla nas, naszej relacji, trudne. Wystarczy, że wyjdę na chwilę poza ten schemat, który mam w głowie i od razu inaczej się nam współpracuje. Do czego dążę... Myślę, że wszelkie metody związane z tłumaczeniem, z nauką empatii są dobre. Tylko trzeba je dobrać do odpowiedniego poziomu rozwoju dziecka. Jeszcze 3 miesiące temu było nie do pomyślenia, aby w sytuacji gdy chciała coś BARDZO zadziałało np: "widzę, że bardzo byś chciała zieloną piłeczkę. Super byłoby pobawić się nią, pomyśl, jak pięknie turlałaby się po pokoju, jak ślicznie odbijała od podłogi!" bo byłaby histeria. A teraz to najlepszy sposób na rzeczy nie-do-dostania :wink: pomarzyć, co by się z nimi fajnego robiło, jak by smakowało. Wtedy odwracanie uwagi było na topie, teraz takie coś, a kto wie, co zadziała za miesiąc? Pomijam sprawy związane ze zdrowiem i życiem, bo wtedy to dyskusji nie ma. Wie, że czasem jest nie bo nie. Że są sprawy w których zdania nie zmienię. Z miesiąca na miesiąc uczy się nowych rzeczy, mamy inne sprawy do przepracowania. I bardzo ważne. Mówić do dziecka tak, aby go nie krzywdzić, a pozwolić się otworzyć.

    Treść doklejona: 14.06.14 17:21
    MamoKasi, chodziło Ci o ten fragment?
    Młodsze dzieci uczą się od rodziców podstawowych umiejętności, a ponadto tworzą sobie pod ich wpływem pierwszą hierarchię wartości. Dziecko potrzebuje wówczas rodzica, który jest dyrektywny i jasno pokazuje co jest czarne, a co białe. Co należy robić, a co nie. W pewnym momencie następuje jednak zmiana, po której już nie dziecko, ale młodzieniec sam chce znajdować najlepszą drogę dla siebie. Wbrew pozorom bardzo chętnie wyciągnie też rękę po pomoc, ale tylko pod warunkiem, że będzie wiedział, że tę pomoc otrzyma w wybrany przez niego sposób i oceniając zdolność rodziców do pomocy będzie bardzo rygorystyczny.
    --
    •  
      CommentAuthor_mag_
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    mamakasi: Na początek zapytam, czy dobrze zrozumiałam żylińskiego , że dziecko do 2,3 roku życia najlepiej wychowywać jednak autorytarnie i powoli wprowadzać tłumaczenie , rozmowy itp ?
    Bo tak małe dziecko niewiele rozumie, a granice są mu potrzebne dla dalszego, prawidłowego rozwoju. Czyli jednak zakazy i nakazy a potem tłumaczenie.


    Mama Kasi - myśle, ze nie chodzi wychowanie autorytarne, ale o jasne komunikaty. W "Madrych rodzicach" jest taki rozdział właśnie, że trzeba do takich malych dzieci mówić zrozumiale dla nich. Np gdy chce wybiec na ulice mówisz stanowczo nie wolno lub Kasia stój a nie od razu monolog, bo będzie to dla niej nudne. Coś tam mama sobie gada. U nas to działa. Teraz jest starsza, coraz więcej mówi, chce aby jej więcej tłumaczyć, więc z nią rozmawiamy, ale w nagłych sytuacjach nadal stosujemy proste a skuteczne komunikaty.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 14th 2014 zmieniony
     permalink
    cestmoi89: i jasno pokazuje co jest czarne, a co białe. Co należy robić, a co nie.

    Kluczowe jest tutaj moim zdaniem słowo "pokazuje", ponieważ to moim zdaniem oznacza, że jest taki etap kiedy trzeba dziecko nakierować, pokazać mu pewne zachowania, rozwiązania, ale nadal wybór leży po stronie dziecka, oczywiście poza sytuacjami zagrażającymi zdrowiu i życiu. Dziecko ma prawo wybrać inaczej niż rodzic wskazuje, wtedy ma okazję doświadczyć konsekwencji swojego wyboru oraz również buduje się w ten sposób jego zaufanie do rodzica, który przecież mówił, że jak będzie rzucał samochodzikiem to mu się rozpadnie...

    Treść doklejona: 14.06.14 18:08
    _mag_: mówisz stanowczo nie wolno lub Kasia stój

    Ale potem warto zawsze dodać, że boisz się, że samochód najedzie jej na nóżkę i będzie ją bardzo bolało, a Ty nie chcesz żeby ją bolała nóżka i żeby płakała. Wydaje mi się, że dla dzieci do pewnego wieku samo słowo nie wolno jest zaproszeniem do sprawdzenia co się stanie jeśli jednak spróbuje. Dlatego ja unikam go na co dzień, rezerwuje je na naprawdę awaryjne sytuacje, gdy wiem że taki krótki komunikat + np przerażony ton zatrzyma dziecko na chwilę a ja zdążę złapać je za rękę zanim chwyci coś gorącego albo wbiegnie na ulicę. Jedak potem zawsze tłumaczę i staram się wybierać takie argumenty które będą dla dziecka zrozumiałe. Stąd np przy wybieganiu na ulicę nie mówię, że przejedzie Cię samochód, albo nie wolno wchodzić na ulicę bo tam jeżdżą samochody bo wydaje mi się, że to dla dziecka abstrakcja ponieważ mówimy o czymś czego dziecko nigdy nie doświadczyło ( nie wpadło pod samochód ) a informacja że po ulicy jeżdżą samochody dla większości małych dzieci to żaden argument. Dlatego odwołuję się do czegoś co dziecko zna, mówię że się boję o nie ( większość dzieci raczej w tym wieku już strachu doświadczyło ) oraz mówię o bólu gdyby samochód najechał na nóżkę bo dziecko jest w stanie pojąć że to coś nieprzyjemnego więc warto tego unikać.
    Rozpisałam się, ale to przykład miał być. Generalnie wydaje mi się że w każdej sytuacji zanim się powie "nie wolno wchodzić na komodę bo spadniesz" warto się zastanowić co innego można powiedzieć by dziecko potrafiło to sobie dokładnie wyobrazić.

    Treść doklejona: 14.06.14 18:18
    No i poza tym unikam mówienia nie wolno w sytuacjach kiedy właściwie nie są one adekwatne no bo np. dlaczego nie wolno wchodzić na komodę albo skakać z parapetu? Wolno :devil: Ale ja nie chcę by Adaś skakał z parapetu bo boję się że spadnie, a nie dlatego że jakieś prawa mówią nam że nie wolno, może za 3 lata uznam, że już się nie boję i będzie mógł sobie skakać :wink: Właśnie takim myśleniem oduczyłam się mówienia nie wolno na co dzień. Używam z powodzeniem innych komunikatów które jak patrzę na Adasia, to budzą w nim empatię, bo zdecydowanie lepiej reaguje na słowa że boję się że spadnie i będzie go coś bolało niż na nie wolno rzucone przez babcię :devil:
    --
    •  
      CommentAuthor_mag_
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    Winni: Ale potem warto zawsze dodać, że boisz się, że samochód najedzie jej na nóżkę i będzie ją bardzo bolało, a Ty nie chcesz żeby ją bolała nóżka i żeby płakała.


    Tak dodaje, ale najpierw jednak jasny komunikat, mała pauza i później co może się jej stać - na poziomie jaki ona rozumie. :bigsmile:

    Winni: Wydaje mi się, że dla dzieci do pewnego wieku samo słowo nie wolno jest zaproszeniem do sprawdzenia co się stanie jeśli jednak spróbuje


    To zależy od charakteru danego dziecka- dla mojego brata było to właśnie zaproszeniem, ja rozumiałam, ze jak nie wolno to nie wolno. :bigsmile:
    --
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 14th 2014
     permalink
    Winni, cestmoi,przeczytałam to w zakladce wychowanie, szkoły wychowania cześć 3 w komentarzu. Niestety korzystam z tabletai nie umiem przeklejac . Zerknijcie proszę w wolnej chwili.

    U nas zakazy słabo działają , a z cierpliwością b.słabo. Jak chcę coś wytłumaczyć to ona już chcę biec dalej. Szybko się wscieka i okazuje to rzucając się na podłogę.
    Chodzi mi głównie o to żeby krzywdy sobie nie zrobiła i nie rozwalila domu.

    Wiem że jest jeszcze mała ale kiedyś zacząć trzeba bo widzę że rozumie coraz więcej.
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJun 15th 2014
     permalink
    No, to przeczytałam:wink: I wiesz, jakie mam odczucia? Że stosując taki typ wychowania jest ciężko znaleźć moment, w którym dziecko przestaje potrzebować takiego jasnego przekazu: to jest dobre, to jest złe, a zaczyna potrzebować wyjaśnień, rozmowy, partnerstwa. Ta granica jest płynna, pojawia się, tak myślę, dość wcześnie, wraz z pytaniami: a co to? Dlaczego?. Dla nas lepszym rozwiązaniem na ten czas jest właśnie nie z uzasadnieniem, dlaczego, bo mimo, że nie mówi, to bardzo wiele już rozumie.Wiadomo, że dziecko nie rodzi się ze znajomością zasad panujących w domu, społeczeństwie, życiu, tak samo uczysz, że przechodzi się po pasach, na zielonym świetle, że nie powinno się stawać na krzesłach, czy stole, jak i tego, że u nas w domu piżamę zdejmujemy zaraz po wstaniu, a zęby myjemy przed śniadaniem, na przykład. Są granice stałe i płynne, jak czasem umyje zęby po śniadaniu, nie przed, to się świat nie skończy, ale przejście na czerwonym może kosztować życie. Wiesz o co mi chodzi? Ja wolę rolę rodzica-przewodnika, osoby, która pokazuje, tłumaczy, otwiera i przybliża świat, a nie rodzica-sędziego, który w kwestiach spornych musi zawsze mieć ostatnie słowo, a dziecko jest "niższym stopniem" w hierarchii rodziny. Pewnie, że nie będę dziecka kilkuletniego pytać, czy wolno nam jechać na kilka dni na wakacje z mężem, albo czy lodówkę kupić za 1500 czy 2500 :tongue: dla mnie są ważne potrzeby wszystkich członków rodziny. I to, które są zaspokajane w jakiej kolejności nie jest wyznaczane przez wiek, a przez wagę potrzeby. Jak czuję, że JA muszę, bo inaczej się uduszę (:tongue:) to nie zważam na jęki Małej, zostawiam ją na godzinę z Mężem i wychodzę, bo dochodzimy do wniosku, że tak będzie dla wszystkich najlepiej długofalowo. No, mam nadzieję, że Ci nie zamotałam za bardzo :wink:

    Treść doklejona: 15.06.14 23:06
    Noo, mniej więcej tak, jak Pan Żyliński pisze w czwartej części :smile:
    --
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    No tak, to fajne co piszesz. Dzięki.
    Niestety wszystko ma swoje zalety i wady i trzeba umieć to wyposrodkować a z tym czasami mam problem. U mnie w domu, pewnie jak u większości model wychowania był taki że rodzic decyduje w myśl zasady dzieci i ryby głosu nie mają. I żeby inaczej wychować kasie muszę walczyć sama ze sobą co bywa trudne.

    Myślę też że rodzaj wychowania trzeba dopasować do dziecka bo każdemu co innemu służy, takie odnoszę wrażenie. Że czasami twarde nie ma na nią lepszy wpływ niż spokojne tłumaczenie. A może faktycznie jeszcze nie czas na to .
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    A co to znaczy "lepszy wpływ"?
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 16th 2014 zmieniony
     permalink
    A ja uważam, że model wychowania koniecznie trzeba dopasować do dziecka. Co na jedno dziecko działa, na inne nie będzie. Mam dwie córki, pierwsza była bardzo łatwo "ustawialna", słuchała poleceń, czasem szalała, miała dużo energii, jak to dziecko, ale nigdy nie było z nią żadnych problemów. Po prostu prowadziło się ją jak na sznurku. Ale żeby w przyrodzie równowaga była zachowana, druga córka trafiła mi się krnąbrna i niezdyscyplinowana. Ona wszystko chce mieć pod kontrolą. Reaguje buntem, wrzaskiem, histerią na każdą próbę utemperowania jej. Tłumaczeń słucha, ale później i tak robi swoje. Kary dla niej nie mają żadnego znaczenia, bo albo poryczy przez chwilkę i zajmie się czymś innym (w przypadku np. wyłączenia bajki, zabrania zabawki, zakazu takiej czy innej zabawy itp.), albo od razu zrobi sobie z kary zabawę. Z jednej strony się z tego cieszę, bo to wskazuje na to, że świetnie potrafi sobie dawać radę z przeciwnościami i oby jej to zostało na dalsze życie, ale z drugiej strony - nie ma sposobu, żeby ją jakoś opanować.
    Przykład: wychodzimy z domu. Mała wypruwa jak młody psiak spuszczony ze smyczy. Proszę ją: chodź ze mną za rączkę. A gdzie tam! Ona już jest 100 m przede mną. Jedno wie i rozumie - zawsze zatrzymuje się przed ulicą, ale... W sklepie to już w ogóle jej nie widzę - idzie sobie swoją trasą i tylko czasem słyszę jej wołanie "mama, gdzie jesteś?!", ale bez żadnego przerażenia, stresu itp. Wszystko jest dla niej proste. Naprawdę nie wiem, jak ją ułożyć. Ona wszystko MUSI sama. Do przedszkola MUSI sobie wybrać ubranko dzień wcześniej. Jeśli konieczne są jakieś zmiany (bo np. zmieni się pogoda i trzeba coś z długim rękawem), to jest awantura. W końcu stanie na moim, ale co ja muszę się z nią naużerać!
    Reasumując, gdybym chciała stosować ten sam model wychowania do obu moich córek, to byłaby istna katastrofa. Ja się moich dzieci uczę. Swoje metody wychowawcze dostosowuję do sytuacji. Nie jest łatwo, ale nie ma tragedii.

    Aha, zauważyłam coś, co działa na moją "trudną" latorośl. Kiedy mi już ręce opadają i nie wiem co zrobić - pytam się jej, co powinnam według niej. Można się zdziwić! Na przykład: kładę ją spać, a ona za chwilę leży na kołdrze na środku pokoju. Więc zaczynam się wściekać i pytam ją, co zrobić, jeśli dziecko złazi z łóżka i kładzie się na podłodze? Usłyszałam odpowiedź: "podnieść i zanieść do łóżka"! I już wiem w czym problem: Mała chce żeby ją utulić, poświęcić jej trochę czasu, potraktować jak dzidziusia. Więc muszę jej to dać. To chyba nie żaden szantaż trzylatka, tylko zgłoszenie swoich potrzeb.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Cestmoi, to znaczy że przestaje robić to czego akurat nie chcę żeby robiła. Bić psa, rzucać czymś o podłogę, wkładać kamyki do buzi itp. Widzi że u mnie poziom złości wzrasta i zaraz przestaje. A jak jej tłumaczę to próbuje robić dalej to czego akurat zakazalam .

    Jacaranda , to mi się trafił chyba taki "trudniejszy" egzemplarz. Kasia też głośno i dobitnie pokazuje czego chce i jak tego nie dostaje jest afera i rzucanie się na podłogę, krzyk i histeria . I uwielbia robić wszystko sama. Też rzadko się za mną ogląda i wcale się nie boi jak straci mnie z oczu (raz zrobiłam eksperyment na bezpiecznym terenie) Boję się co będzie później.
    A powiedz mi jak sobie radziłaś gdy twoja córka była młodsza i rozmowa bywa niemożliwa ?
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 16th 2014 zmieniony
     permalink
    mamakasi: to znaczy że przestaje robić to czego akurat nie chcę żeby robiła.

    mamakasi, a zastanów się co jest Twoim celem: czy to, aby tu i teraz mieć "grzeczne", słuchające się, chodzące jak na sznurku dziecko? Czy może jest Twoim celem wychować dziecko, które będzie myślało samodzielnie, będzie wierzyło w siebie i swoje przekonania i będzie umiało ich bronić? Bo wiesz często, podkreślam: często! nie zawsze! te dwa cele się wykluczają. Ja mam dziecko z natury dość mocno układne, a może po prostu to że od początku wychowujemy Adasia w atmosferze empatii, wrażliwości na potrzeby innych, bez kar, nagród i innych takich, może to to tak zadziałało? Pewnie się nigdy na 100% nie dowiem. Ale są dzieci, które, jakby to powiedzieć, czują jakby większą potrzebę okazania swojej niezależności, większe zagrożenie dla swojej wolności, no nie wiem, pewnie różnie bywa, może są po prostu bardziej uparte z natury. W każdym razie chodzi mi o to, że ( napiszę na prostym przykładzie bo najłatwiej ):
    Dziecko jest przekonane, że skoro w domu jest ciepło to i na dworze tak będzie i nie trzeba zakładać bluzy ( przykład z mojego życia wzięty :tongue: ) . No i tak, Ty możesz w taki czy inny sposób postawić na swoim, czyli zmusić dziecko do uległości, np. 1.karą, 2.ignorowaniem histerii, 3.ubraniem na siłę, 4.przekupieniem czy też nagrodą itp. ( zakładam, że tłumaczenie nie odnosi skutku ) No i ok, pewnie się uda. Ale czego nauczy się wtedy Twoje dziecko o życiu i relacjach między ludźmi?
    1. Nauczy się bać się kary i bardzo szybko zacznie kombinować jak by kary uniknąć, ale jednocześnie osiągnąć swój cel
    2. Nie warto pokazywać mamie negatywnych emocji, ponieważ wtedy jest dla mnie nie miła, nie odzywa się, to znaczy, że okazywanie negatywnych emocji jest złe ( pomyśl sobie co będzie jak takie przekonanie napotka jeszcze wiek nastoletni, kiedy będziesz marzyła by Twoja córka, choć trochę opowiedziała Ci co ją gnębi, czemu robi to czy tanto )
    3. Nauczy się, ze przemoc jest dozwolona, niekonieczne zaraz wyrośnie z niej przestępca, to chyba mega rzadkie przypadki i o wiele więcej czynników musi się złożyć na to, no, ale nauczy się, że jak coś się chce osiągnąć to można posunąć się do użycia siły.
    4. Cóż, wszyscy znamy dorosłych ludzi, którzy wiele zrobią dla pieniędzy, nagrody, pierwszego miejsca, wygranych wyborów itp. Czy warto już tak małe dziecko uczyć, że wartością jest nagroda, pieniądz, cukierek, a nie radość innego człowieka, dobra relacja z rodzicami, szczerość, czy też idąc dalej przyjemność z dobrze wykonanej pracy, poszerzanie wiedzy nie dla ocen, a dla poszerzania wiedzy właśnie...itd. itd.
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Do tegoż dążyło moje pytanie o lepszy wpływ. Czy chodzi o doraźne korzyści, czy długofalowe. Dzieciaki mają dwie potrzeby: bycia blisko (poczucia bezpieczeństwa) i bycia daleko (potrzeba autonomii). To jak dwa bieguny. Każdy czyn dziecka jest uwarunkowany tymi potrzebami. Kasia wkłada kamyki do buzi a przestaje to robić, jak na nią krzykniesz? Najpierw przeważa potrzeba eksplorowania, a po Twojej reakcji wraca do Ciebie, bo Twój krzyk zaburza jej poczucie bezpieczeństwa. Nie piszę, że to coś złego, a przedstawiam mechanizm działania, który jest notabene bardzo potrzebny i wspaniale działa w chwilach zagrożenia życia. Chcę, żebyś po prostu zrozumiała, bo kilka postów wyżej napisałam, że w tym wieku jest ważne zapewnienie bezpiecznej przestrzeni do eksploracji, poznawania świata. W tych kategoriach spojrzyj na to, co Kasia robi, w ten sposób uczy się granic Twoich, świata, innych ludzi, społeczeństwa. Wykorzystaj takie sytuacje do omawiania, rozmowy. A to, że się rzuca na podłogę, krzyczy i wrzeszczy? Wyrośnie, tylko musi zrozumieć Ciebie i to co mówisz. Pomyśl: dostałaś najnowszą zdobycz techniki do przetestowania i zaabsorbowała Cię ona w 100%. A tu przychodzi ktoś i zabiera Ci to z ręki i mówi, że to, dajmy, niebezpieczne, albo nie Twoje. Podnosi Ci się ciśnienie i już masz na końcu języka: oddawaj to!, ale powstrzymujesz się i słuchasz jego wyjaśnień. A maleńkie dziecko jeszcze nie potrafi pohamować emocji i, przypadek ekspresywny, rzuca się na podłogę, wali rękami i nogami na oślep, krzyczy i czerwienieje ze złości. To normalne :wink: też mam taki przypadek w domu :wink: a przypadki mniej charakterne są od razu gotowe na rozmowę i poziom emocji tak u nich nie wzrasta, nie ma eksplozji. Boisz się, co będzie później? Za pewne zupełnie co innego, niż sobie teraz wyobrażasz :wink: przemyśl, co i jak chcesz osiągnąć, jakie koszty są do poniesienia, spróbuj popatrzeć na zachowanie Kasi przez pryzmat jej potrzeb autonomii i bezpieczeństwa. I bądź na bieżąco, bo to w każdej chwili może się zmienić :wink:

    Treść doklejona: 16.06.14 14:31
    Jaca, święte słowa. Trzeba dostosować się do dziecka z modelem wychowania. Na jedne dzieci działa to, na inne będzie jak płachta na byka. Ostatnio przeczytałam, że (sparafrazuję) liczyć na to, aby ktoś obcy dał nam 100% pewną wskazówkę, co na dziecko zadziała, to tak, jakby poprosić obcą kobietę o urodzenie naszego dziecka :wink:
    I świetny sposób na Twoją córkę. Widać, że chce być bardzo samodzielna i szuka rozwiązań i daje znać, czego jej potrzeba! Super!
    --
    •  
      CommentAuthoragigi
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Jaca, zauważyłaś coś bardzo ważnego, że za zachowaniami Twojej córki stoją jakieś niezaspokojone potrzeby, niekoniecznie wprost związane z samym zachowaniem. Skupiając się na karach i nagrodach, często zapominamy o tym podłożu zachowań i tak naprawdę chwilowo likwidujemy dane zachowanie, ale powodujemy inne, zwykle jeszcze bardziej negatywne.
    Moim zdaniem właśnie najważniejsze jest nauczenie dziecka komunikowania swoich potrzeb we właściwy sposób i znajdowanie takich rozwiązań, które będą szanować wszystkich członków rodziny, ich uczucia i granice. A poszanowanie oznacza też wysłuchanie dziecka i podjęcia decyzji uwzględniających jego potrzeby.
    W przypadku dzieci poniżej drugiego roku życia często ciężko o tych potrzebach rozmawiać, bo dzieci rzeczywiście jeszcze mogą nie rozumieć wszystkiego. Wydaje mi się, że jednak niezmierne ważne jest, żebyśmy my, jako rodzice mówili, co czujemy, dlaczego coś robimy, czym się kierujemy i również podpowiadali dziecku, co w danej sytuacji możesz czuć. To naprawdę procentuje i gdy dziecko zaczyna mówić, używa z czasem języka takiego, jak my się posługujemy. Tak sobie jednak myślę, że jeżeli to możliwe, warto dziecku tłumaczyć, co się robi z danym przedmiotem, do czego służy, niż zakazywać czegoś nie robić. No i powtarzać, powtarzać, powtarzać. Można też (jeżeli to możliwe) pomóc doświadczyć konsekwencji jakichś działań (na wątku maluchów był przykład winni: pozwolić sprawdzić czy jest zimno, jak się rozleje picie, wytłumaczyć, że trzeba pościerać, jak się pobrudzi ubranie, wytłumaczyć, że trzeba wyprać i nawet pozwolić maluchowi zaprać w miednicy bluzkę w wodzie, jak rzuci zabawką, to niech się ta zabawka rozwali, itp. itd.).
    A jeżeli chodzi o uczestniczenie dziecka w życiu rodzinnym i decydowaniu o sobie. Wydaje mi się, że wszystko zależy od wieku dziecka i jego możliwości. W kwestiach związanych z bezpieczeństwem dyskusji nie ma, ale np. dwulatkowi można pozwalać decydować w mniejszych sprawach (typu którą z bluzek ubrać albo na którym talerzyku chce zjeść obiad), a nasze decyzje dotyczące jego postępowania można mu odpowiednio zakomunikować i wyjaśnić, czym się kierowaliśmy. Wydaje mi się, że w każdej prawie sytuacji (czy to wyjazd na wakacje, wyjście gdzieś, sprzątanie lub drzemka) można znaleźć coś, co maluch może zrobić i o czym zdecydować i to w zupełności wystarcza.
    Widzę u nas, że im bardziej ważne czuje się dziecko, tym mniej problemów wychowawczych. I ważność np. może brać się stąd, że wychodzimy i prosimy, żeby dopilnował, żeby wszyscy ubrali buty i kurtki (wtedy jest ubrany pierwszy ;-) ), jak planujemy zakupy, zawsze Młody uczestniczy w tworzeniu listy rzeczy do kupienia, teraz nawet sam robi listę rysunkową i potem w sklepie pilnuje, żebyśmy wszystko z listy kupili, jak rozsypie coś na podłogę, to odkurza (i w ten sposób czuje się pożyteczny, wie, ze jest częścią życia rodzinnego i ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i ich skutki), jak mamy gości, to młody uczestniczy w przygotowaniu poczęstunku dla nich (np. rozkłada łyżeczki na stole, nosi talerzyki, itp.)
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    No ja rozmawiałam, tłumaczyłam niemal od urodzenia. Myślę sobie, że nawet jak nie zrozumie treści, to przynajmniej ton będzie wskazywał na to, że się komunikujemy.
    Na moją córkę działa też (niestety nie zawsze) zasada odwracania. Ponieważ jest przekorna i zakazy traktuje jako zachętę, to kiedy chcę żeby coś wykonała, czasem jej tego zakazuję (brzmi to szaleńczo, ale jest to robione na zasadzie zabawy, z przymrużeniem oka) np. "nie wolno ubierać kapci i iść do łazienki!" - zwykle za parę sekund mam Małą w łazience :bigsmile:. Wbrew pozorom nie jest to robieniem dziecku wody z mózgu, bo mój egzemplarz jest zabójczo inteligentny i doskonale wyczuwa różnicę między powagą a żartem.
    I jeszcze jedna metoda mi się przypomniała, którą w akcie desperacji zastosowałam na dziecku (tym razem starszej córci, której też się zdarzały ataki złości i histerii). Otóż kiedy się tak wściekała podeszłam do niej i powiedziałam "widzę, że się złościsz. Pokaż mi, proszę, gdzie jest ta złość?". No i dziecko w momencie się uspokoiło i wyciszyło - zaczęło szukać swojej emocji! Polecam wypróbowanie tego na sobie - można dojść do ciekawych wniosków i spostrzeżeń - dostrzec, gdzie w ciele lokalizują się różne emocje.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorEwasmerf
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    u nas zasada przekory tez dziala.
    -- ;
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Jacaranda, świetne podejście. Będę próbować. I przede wszystkim obserwować mój egzemplarz.

    Winni, pewnie że chce niezależne, empatyczne dziecko. Nawet za cenę "niegrzecznosci " :wink:

    Cestmoi, kwestia bezpieczeństwa jest ważna ale czasem wydaje mi się że musiałbym mieszkać w gołych ścianach wyłożonych folią bąbelkową :tongue: Tyle że wtedy nie było by co eksplorować . Chyba poczekam aż jej przejdzie faza np na kamyki . Piloty ostatnio odłożyła :tongue:
    --
    •  
      CommentAuthormigg
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Mamakasi, moja Lila też miała fazę na kamyki :) Pewnie jak była w wieku zbliżonym do Kasi. No i po próbach zakazywania jej tego dałam spokój i przestałam reagować. Trochę je sobie jeszcze pomemlała, aż w końcu też dała spokój. Reagowałam tylko, gdy próbowała zbyt dużo włożyć do buzi. ;) Twoja córa jest w takim trudnym wieku, że dużo by chciała i dużo nie może, bo nie wiedzieć czemu mama nie każe :) Pocieszę Cię, że to przechodzi. Natomiast to, jak będziesz już teraz reagować zaprocentuje za pół roku, za rok i później. Także dlatego warto to robić tak, żeby obie strony były w miarę usatysfakcjonowane.
    A co do sposobów wychowania i różnych dzieci, to ja mam wrażenie (ale to tylko wrażenie, bo na razie mam jedno dziecko), że sposób wychowania, czy może raczej styl, zależy od rodzica, nie dziecka. Jeśli dany rodzic jest przekonany, że chce np. w zgodzie z rodzicielstwem bliskości (które, przypominam, nie ma jasno określonych zasad - warto o tym pamiętać, bo każdy rodzic może to robić inaczej, tak jak różne są charaktery rodziców), bo wie, że to "zadziała" i jest zgodne z jego przekonaniami, to będzie tak wychowywał, bez względu na to, jakie dziecko mu się trafi. Znam dzieci bardzo ekspresyjne i mocno eksplorujące, które są tak wychowywane, i krzywda im się nie dzieje. Rozwydrzone też nie są. Może trochę bardziej pewne siebie ;)
    Aha, i przeczytaj sobie "Nie z miłości" Jespera Juula, to Ci może porozjaśniać różne kwestie. Bo nie chodzi o to, żeby tego "nie" w ogóle nie używać.
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJun 16th 2014
     permalink
    Migg, nie chodziło mi o ideę, o ducha rodzicielstwa bliskości, a o metody, które pozwolą nam się z dzieckiem porozumieć. Nie mam siły już mysleć i pisać, mam nadzieję, że zrozumiesz, o co mi chodziło :wink:

    Treść doklejona: 18.06.14 17:13
    Ech, dziewczyny... Wpadam się pożalić, bo miałam przykre spotkanie dziś. Widziałam się z dwoma znajomymi, starsze ode mnie, mają już nastoletnie dzieci. Temat zszedł na wychowanie i klapsy. Według nich nie da się wychować dziecka bez klapsa i to nic złego. Dziecko ma być karne, posłuszne i mieć respekt do rodzica. Jedna opowiedziała swoją historię: jej córka miała wtedy 3 lata, wracały z przedszkola, padał deszcz, spieszyła się, żeby zdążyć na autobus. Zawsze w trakcie drogi do domu kupowały pączka w sklepie po drodze. A tym razem jej powiedziała, że nie chce dziś iść kupić, bo spieszą się, bo pada. No i córka zaczęła krzyczeć, płakać, histeria. Wróciły do domu i tam mamusia jej "wlała" (jak sama określiła). Kolejna sytuacja: mała krzyczy do mamy: zobaczysz, wróci tata i Ci wleje! Niestety się nie sprawdziło, bo mama wlała małej a tata jak przyszedł to poprawił :sad: Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pani owymi historiami się chwaliła... I podkreślała, że córka do dziś pamięta i mają cudowną relację. Druga kobieta mówiła: no, czasem trzeba, nie mówię, aby zaraz dziecko pasem, ale jak widzisz, że Ci ucieka do gorącego piekarnika, to co zrobisz? Klapsa, żeby popamiętało, że nie wolno! Nic do pań nie trafiało, a koronnym argumentem stała się historia, którą jedna obejrzała ostatnio w telewizji: dwóch synów zakatowało matkę, bo wypędzali z niej demony. Nie docierało, że może byli chorzy psychicznie, albo pod wpływem czegoś. Nie, to stało się dlatego, że matka ich nie biła! Jako, że same mocno wierzące, na odchodnym (rozmowa miała miejsce w czasie spaceru) rzuciłam: cożeście uczynili jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili. Mam nadzieję, że kiedyś te kobiety zrozumieją, że tylko skrzywdziły swoje dzieci, że to nie jest dobre ani dla jednej, ani dla drugiej strony...
    --
    • CommentAuthorskapula
    • CommentTimeNov 5th 2014
     permalink
    Przykre to co opisujesz Cestmoi89, bardzo szkoda mi takich dzieciaczków.

    Moje wyobrażenia na temat rodzicielstwa zmieniło się diametralnie po porodzie. Jeszcze zanim urodziłam, to czytałam o RB i muszę przyznać, że wówczas temat nie był mi bliski, z niesmakiem czytałam o tym, że rodzice śpią ze swoimi dziećmi w łóżku, że dzieci ciągle wiszą na nich…u mnie miał być porządek- zasypianie w łóżeczku, spanie w swoim łóżku, branie na rączki tylko w uzasadnionych przypadkach. Pamiętam nawet jak pierwszy tydzień po porodzie była u mnie mama, która reagowała na każde kwęknięcie mojego dziecka i od razu brała go na ręce..karciłam ją za to tłumacząc, że za chwilę sobie pojedzie a ja zostanę sama i chyba sobie synka przykleję do brzucha…usłyszałam wtedy od niej mądre słowa, że przecież ile to dziecko tak naprawdę będę nosić? Za chwilę zacznie chodzić i nie będzie chciało być na rączkach, powiedziała mi również, że dzieci noszone szybciej się rozwijają i są szczęśliwsze…Skąd moja mama wie takie rzeczy, skoro sama tego nie stosowała?
    Później były uwagi teściowej…żeby nie przyzwyczajać "na rączkach" (choć sama od razu brała wnuczka jak tylko kwęknął), bo ona tak nosiła swojego syna (mojego męża) i spała z nim..skwitowałam to stwierdzeniem, że uważam, że wyszło mu to na dobre, bo dobry z niego człowiek i naszemu synkowi nie będę tej bliskości ograniczać.
    Nie mam już żadnych wyrzutów. Śpimy razem, nawet TŻ przekonałam do tego, zresztą on sam stwierdził, że lubi jak synek śpi między nami i budzi się rano z uśmiechem. Skoro kotom pozwalamy spać z nami, to czemu mamy zostawiać samego takiego maluszka? Czasem się tylko zastanawiam, kto bardziej potrzebuje tej bliskości, ja, czy moje dziecko. Wciąż nie mogę się nim nacieszyć, mogłabym się od niego nie odklejać. Macierzyństwo póki co, przerosło moje najśmielsze oczekiwania w tym pozytywnym znaczeniu, choć oczywiście czasami bywa ciężko.
    -- [/url][/url]
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeNov 5th 2014
     permalink
    Oj, Skapula, aleś odgrzebała :bigsmile:
    Punkt widzenia zależy od punktu leżenia :tongue: temu na środku najciaśniej :bigsmile:
    --
    • CommentAuthorskapula
    • CommentTimeNov 5th 2014
     permalink
    Racja:):bigsmile:
    -- [/url][/url]
    •  
      CommentAuthorJudyta08
    • CommentTimeJan 28th 2015
     permalink
    Dziewczyny, potrzebuję porady do nieco starszego dziecka.
    Celowo piszę w tym temacie, bo zależy mi właśnie, aby sprawę tę rozwiązać zgodnie z założeniami RB.
    Ogólnie o RB dowiedziałam się dopiero tutaj. Zgłębiając się w temacie, mogę śmiało powiedzieć, że tak właśnie wychowywany był nasz syn.
    Do tej pory było wszystko w porządku. Wyrósł nam świetny chłopak, twardo stąpający po ziemi, mający swoje zdanie. Od jakiegoś czasu coś zaczęło się jednak dziać. Syn zaczął nas okłamywać, oszukiwać, stał się "agresywny" (celowo wstawiłam cudzysłów, bo do prawdziwej agresji raczej daleko) do siostry i ogólnie mocno nerwowy. Rozmów było mnóstwo, z każdym dniem syn oddalał się od nas coraz dalej i dalej. Aż w końcu wyszło szydło z worka.

    M. jest bardzo inteligentnym chłopcem. Na prośbę 4 nauczycieli jest zapisany do PPP (wizytę mamy 10.02.) aby ustalić indywidualny tok nauczania- obecnie nudzi się na lekcjach. Wszystko, jest dla niego zbyt łatwe i proste. Jest wystawiany do konkursów z uczniami starszymi o rok i zajmuje wyższe miejsca, mimo, iż nie przerabiał jeszcze ich programu. W szkole uczy się języka niemieckiego. Zapisaliśmy go do prywatnej szkoły na język angielski. Po pół roku, nauczycielka przeniosła go do grupy... gimnazjalistów (3-4 lata starsi).
    W tej chwili kończą materiał przygotowujący do matury. M. zgarnia wszystkie możliwe szkolne nagrody, na każdej lekcji jest wychwalany przez nauczycieli, piszą o nim w gazetce szkolnej, mówią przez radiowęzeł i... przestało się to podobać jego kolegom. Starsi denerwują się, że "gówniarz" z nimi wygrywa, rówieśnicy znudzeni jego ciągłymi sukcesami zaczęli nazywać go "kujonem".
    Bardzo to przeżywa i za wszelką cenę chce dopasować się do pozostałych. Na sprawdzianie w matematyki specjalnie pominął 2 zadania, żeby dostać czwórkę... Był z niej tak dumny, że poinformował o tym na fb. (Dzieci zamieszczają tekst typu: "pracujesz w szkole. Twoi znajomi to następujący nauczyciele: ..." M. był wymieniony jako nauczyciel z matmy. Odpisał więc, żeby go usunąć, bo już dostaje czwórki (z mega wielkim uśmiechem). Na plastykę czy technikę celowo nie przynosi materiałów- z dumą przyjmuje NP (nieprzygotowanie do lekcji).
    Po zebraniu wychowawczyni poprosiła mnie na rozmowę. Powiedziała, że mały przestał chodzić na zajęcia dodatkowe, nad czym wszyscy ubolewają. Nam powiedział, że nauczyciele z tych dodatkowych zrezygnowali... Odmówił w uczestniczeniu w dwóch konkursach (miał reprezentować szkołę w konkursie literackim i przyrodniczym), nie poinformował nas o tym, mimo, że dostał karteczkę dla nas, z prośbą o podpisanie pozwolenia. Powiedział, że rodzice zgodnie z nim uznali, że on ma już za dużo na głowie i nie będzie miał czasu się do tych konkursów przygotować... Dodatkowo, za wszelką cenę próbuje się dopasować do najgorszych z zachowania chłopców z klasy. Zaczyna pyskować do nauczycieli, spóźnia się na lekcje.
    Nie mam już pomysłów, jak wybrnąć z całej tej sytuacji. Wychowawczyni na moją prośbę, prowadziła dyskusję na ten temat na godzinie wychowawczej, poruszyła ten temat na zebraniu. Niestety nie bardzo pomogło.
    Podczas naszych rozmów, M. potrafi się rozpłakać i wręcz prosi nas, żebyśmy wypisali go z dodatkowego angielskiego (uwielbia go! Zawsze wraca z niego rozanielony, rozmawia po angielsku), z dodatkowej matmy (zapisaliśmy go, na jego prośbę. Przyniósł mi namiar do pani i zapytał czy mógłby chodzić na takie dodatkowe lekcje, bo on lubi matmę i marzy mu się... politechnika!). Nie chce też chodzić na zajęcia dodatkowe (od razu po lekcjach nauczyciele spotykają się z najzdolniejszymi uczniami i przerabiają materiał dodatkowy).
    Czasu wolnego ma mnóstwo. Nie uczy się w domu (wszystko pamięta z lekcji), zadania domowe odrabia zazwyczaj jeszcze w trakcie trwania zajęć. Ogólnie dwa razy w tygodniu ma zajęty czas do 16-stej (z angielskim). W pozostałe dni kończy o 13:30 (raz) i o 14:20 (dwa razy). To nie jest więc tak, że brak mu czasu na przyjemności, czy że cały czas siedzi w książkach czy nad zeszytem.
    Kilka dni temu zapytał czy za 2 lata będzie mógł dojeżdżać do gimnazjum (30 km). Nie chciałby uczyć się tu na miejscu. Domyślam się, że ma to związek z wakacjami... Zapisaliśmy go na półkolonię, która odbywała się w tym mieście, gdzie jest to gimnazjum. M. poznał tam kilku chłopaków (starszych), z którymi nawiązał świetny kontakt. Wymieniali się książkami, mieli wspólne tematy. Widzę, że bardzo brakuje mu takiego przyjaciela... Stąd najprawdopodobniej pomysł z tym gimnazjum.

    Dodatkowo poprosił, żeby przenieść go do innej klasy...
    Zaproponowałam mu wspólną wizytę u psychologa szkolnego lub pedagoga, odebrał to jako ujmę i nie chce słuchać na ten temat.

    Poradźcie mi, proszę, jak mogłabym mu pomóc? Zrezygnować z tego, co dotychczas sprawiało mu frajdę? Pozwolić dopasowywać się do pozostałych? Jak nakierować go w dobrą stronę, aby tak jak dawniej skupił się na tym, co sprawia przyjemność jemu?
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJan 28th 2015
     permalink
    Judyto, nie wiem, czy Ci to pomoże... Ważne, że wiesz już dlaczego syn zachowuje się tak a nie inaczej. Dla mnie 30 km to niedużo. Może udałoby się zadzierzgnąć jakieś bliższe relacje z rodziną tych chłopaków, których poznał na półkolonii? Każdy potrzebuje akceptacji. Jeśli w grupie rówieśniczej ani jedna osoba nie akceptuje Twojego Syna, to musi być to dla niego strasznie trudne. Robi to, co potrafi w takiej sytuacji. Nie wiem, jak bardzo towarzyski jest, ile osób potrzebuje mieć blisko, czy wystarczy mu jedna-dwie, czy musi mieć z tuzin. Co jemu najbardziej jest teraz potrzebne do szczęścia: samorealizacja, czy akceptacja grupy. Jakie Syn ma priorytety. Co chce robić teraz ze swoim życiem. Pamiętaj tylko, że to jest JEGO życie, jego przyszłość, jego błędy i porażki, jego sukcesy i radość. Ty możesz go jedynie pokierować i wskazać alternatywy. Decyzję chyba musisz zostawić jemu. Pamiętam z mojego dzieciństwa kilka sytuacji, kiedy to rodzice za mnie decydowali. Pamiętam swój żal do nich, bo to akurat były ważne dla mnie sprawy, a moje zdanie nie zostało nawet wzięte pod uwagę.
    I jeszcze abstrahując. To on musi być pewien, że to co robi ze swoim życiem jest jego, że to akceptuje i tego właśnie chce. A to, czy będzie żałować za lat 20... No cóż. Przynajmniej nie będzie mieć żalu do Ciebie i taty, że zdecydowaliście za niego. Myślę, że znajdziecie wspólne rozwiązanie tej sytuacji, że taki mądry chłopak stanie na wysokości zadania i wybrnie z honorem.

    O, możesz mu podpowiedzieć spisanie na kartce wszystkiego tego, czego się obawia, co sprawia mu radość, co chce robić, a czego nie chce. Może w ten sposób mu się wyklaruje sytuacja i poukłada sobie w głowie to, czego pragnie. A Wy bądźcie dla niego wsparciem i pomocą niezależnie od decyzji, jaką podejmie. Pamiętaj, że może się uczyć i mieć słabsze stopnie, przez co zdobędzie troszkę więcej akceptacji, a nie przyniesie mu to ujmy w rozwoju. Nie musi się zabijać o miejsca na konkursach, skoro tego nie chce teraz. Może za rok (w gimnazjum) zachce. Albo w szkole średniej. Nie każdy musi wygrywać, ale każdy powinien żyć w zgodzie ze sobą, a nie z wymaganiami grupy, nauczycieli, rodziców...
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeApr 13th 2015 zmieniony
     permalink
    Coś dla tych, którzy chcieliby ale się boją, że sobie wychowają potwora....:wink:
    uważaj bo...
    --
    •  
      CommentAuthorEwasmerf
    • CommentTimeApr 21st 2015
     permalink
    wpadlam dzis na to, byc moze juz bylo Jesper Juul
    -- ;
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 22nd 2015
     permalink
    Ewa, czytałam to już wcześniej, świetne. Szczególnie to podsumowanie:
    Dzieci do piątego roku życia nie potrzebują wychowywania. Potrzebują przyjaznego przewodnictwa. Kiedy dziecko ma 2 lata i chce się wspiąć na dach domu po drabinie, potrzebuje kogoś, kto powie mu: „wiesz, to jest bardzo wysoko i to niebezpieczne. Jeśli chcesz mogę iść z tobą”. Albo: „wiesz, musisz poczekać, żeby to zrobić” zamiast mówić NIE, albo karać dziecko. Tego potrzebują. I naprawdę myślę, że jedyne o czym powinni myśleć rodzice to to, że dostajesz to, co dajesz. Jeżeli dasz dzieciom przyjaźń (nie mówię o zachowywaniu się jak dziecko, co też czasem jest miłe, ale traktuj je tak, jak traktujesz najlepszego przyjaciela) – one zrobią dokładnie to samo.
    •  
      CommentAuthorEwasmerf
    • CommentTimeApr 22nd 2015
     permalink
    mi sie bardzo podobal ten kawalek
    "Opowiem krótką historię, którą widziałem w Sztokholmie ostatnio. Czekam, żeby przejść przez ulicę, czekam na zielone światło. Matka i jej sześcioletni syn nadjeżdżają na rowerach. Syn odkrywa, że matka nie zauważyła, że jest czerwone światło. Więc kładzie rękę na jej ramieniu i mówi: „mamo, jest czerwone”. A ona mówi: „Ups, przepraszam”. Potem 15 sekund ciszy, kiedy nikt nic nie mówi i on się odzywa: „Tak myślałem, że się zamyśliłaś i nie zauważyłaś, że jest czerwone”. A ona odpowiada: „ Miałeś rację, zamyśliłam się. Dziękuję ci”. Stałem tam wśród 50 dorosłych osób i wszyscy płakali. Bo ten chłopiec mówił tak pięknie."
    bo moje dziecko jest takie samo. i mamy takie same sytuacje.
    dzisiaj dal mi bilet do popilnowania. wsadzilam do kieszeni i mi musial wypasc. szukam szukam - nie ma. przeprosilam piotrka za to, ze go zgubilam. a on mi na to: mamo, nic sie nie stalo. wiem ze to bylo niechcacy.
    -- ;
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 22nd 2015
     permalink
    Ewasmerf: dzisiaj dal mi bilet do popilnowania. wsadzilam do kieszeni i mi musial wypasc. szukam szukam - nie ma. przeprosilam piotrka za to, ze go zgubilam. a on mi na to: mamo, nic sie nie stalo. wiem ze to bylo niechcacy.


    U nas jest tak samo. Ostatnio zdarzyło się, że upuściłam niechcący coś, co należy do Hani i to coś się zniszczyło. Było mi tak strasznie głupio, bo to była ważna dla niej rzecz. Popłakała, ja ją przeprosiłam, a ona mnie przytuliła i powiedziała, że to nic, bo przecież nie chciałam tego zrobić specjalnie.
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeMay 5th 2015
     permalink
    Czytalyscie "Diaog zamiast kar"? Co o niej myślicie?
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Wklejam tutaj cytat pewnego wpisu o chwaleniu dzieci. Bardzo wyważony i jak dla mnie bardzo przekonujący. Dla tych, którzy chcą się utwierdzić w tym że chwalenie niekoniecznie jest ok.

    Czy trzeba chwalić dziecko? Czy ono się od tego nie rozpuści? Co zrobić z rysunkami o które ono pyta? Czy chwalenie nie jest konieczne do poczucia wartości? Spróbujmy na to odpowiedzieć.
    Chwalenie jest w zasadzie pewną formą nagrody. Nietypową, bo niematerialną, do tego specyficznie powiązaną z uwagą osoby ważnej i relacją z tą osobą. Różnorodność wpływu chwalenia powoduje, że w każdej sytuacji może ono działać inaczej i dziecko się go domaga z innego powodu.

    Pochwała jako nagroda

    Wróćmy do pierwszego zdania – jest nagrodą, więc tym samym trzeba jasno powiedzieć, że jest to czynnik zewnątrzsterowny, dziecko robi coś po to, żeby dostać nagrodę, a nie dlatego, że samo spostrzega czegoś wartość. Jeśli naszym celem jest wsparcie tego, by dziecko robiło coś dla siebie, a nie dla kogoś – to chwalenie nie jest tym, co do tego przybliża.

    Oczywiście dziecko może przy okazji wpaść w nawyk robienia tej pożytecznej naszym zdaniem rzeczy, zwłaszcza, jeśli jednak jakoś zauważy, że to dla niego korzystne. Zasady dokładnie takie same jak przy nagrodach.

    Jeśli chcemy, żeby dziecko potrafiło samo docenić to co robi, to przylatująca z każdym rysunkiem latorośl usłyszy pewnie „a czy Tobie się to podoba? A czy dobrze się bawiłeś przy tym rysunku?”. Nieco bardziej bałbym się motywacyjnych pogadanek „dlaczego warto rysować”, chyba, że nie chcemy więcej widzieć dziecięcych rysunków :).

    „W ramach prac seminaryjnych na Wydziale Psychologii UW badano, jak nadmiar pochwał może oddziaływać na zabawę dzieci. Dzieci w wieku przedszkolnym układały wzory mozaikowe. Jedne były obdarzone tylko uwagą niewartościującą, drugie już w trakcie pracy chwalono w nieco przesadny sposób. Wzory wykonane przez obie badane grupy były jednakowo udane, dzieci, których praca nie była oceniana pochwałami, po zajęciach bawiły się dalej, natomiast przerwały ją dzieci intensywnie chwalone.”

    - Hanna Olechnowicz*

    Pochwała jako uwaga dorosłego

    Dzieci czasami lubią pochwały, bo są one dla nich formą dawania uwagi dorosłego. Dzieci potrzebują uwagi dorosłych, bo dorośli zapewniają ich bezpieczeństwo więc przy nich można więcej spróbować. Do tego relacja z nimi jest jednym z podstawowych elementów poczucia bezpieczeństwa więc tym bardziej dziecko dzieli się ważnymi dla siebie rzeczami.

    Warto jednak tutaj powiedzieć, że dzieci nie potrzebują tutaj pochwały, tylko właśnie uwagi. Niekoniecznie nadającej wartość dziełu dziecka. Zdarza się, że dzieci podchodzą i mówią co robią, pytają „mamo, tato widzisz?”, rodzic patrzy, mówi co dziecko robi bez żadnej oceny i ono zaspokojone wraca do swojego zajęcia.

    W przedszkolach, rodzinach wielodzietnych, przy różnych przypadkach we wcześniejszym etapie życia zdarza się, że dzieci odczuwają szczególny niepokój o uwagę dorosłego. W takiej sytuacji szukają sposobu na otrzymanie tej uwagi i zdarza się, że za wszelką cenę zrobią coś, co zostanie nagrodzone właśnie uwagą. Rozpoznać to można właśnie poprzez po prostu zauważenie dziecka zamiast wychwalanie pod niebiosa tego co akurat robi. Jeśli dziecko próbuje się przechwalać i walczyć o pochwały bo potrzebuje uwagi – to można realizować tę potrzebę inaczej.

    Pochwała jako wyznacznik więzi

    Tutaj wchodzimy na niebezpieczny grunt, w którym przy pochwałach zapali mi się czerwona lampka. Jeśli rodzic daje uwagę dziecku wtedy, kiedy „ono na to zasłuży”, a do tego w takich przypadkach jeszcze obdaruje dziecko deklaracją miłości, wówczas dochodzi do niechcianej zwykle sytuacji, w której dziecko ma poczucie, że na miłość musi zasłużyć.

    „Jaki jesteś kochany, że posprzątałeś pokój” - cóż, w prostym języku dziecka mamy „jak nie posprzątam pokoju, to kochany nie jestem”.

    Pochwała może być niebezpiecznym uwarunkowaniem miłości, tymczasem większość (wszyscy?) rodziców chce, by dziecko czuło się kochane niezależnie od tego jak się zachowuje. Jeśli czujemy, że w jakiejś relacji dziecko może mieć właśnie takie poczucie, to może warto zaprosić taką osobę do deklaracji uczucia w inny sposób i bez okazji. Dziecko odczuwające bezwarunkową miłość nie potrzebuje pochwał do tego.

    Pochwała jako budulec poczucia wartości

    Wspominałem już o zewnątrzsterowności i tutaj znajduje się jego kontynuacja. To na czym dziecko buduje swoje poczucie wartości bardzo zależy od komunikatów dorosłych. Rodzic podejmuje (świadomą lub nie) decyzję o tym gdzie powinno być osadzone poczucie wartości dziecka.

    Składa się na to także wspomniany element „za co jestem kochany”, to też jest pewien element poczucia wartości. Poza tym pojawia się wątek: kto mi mówi o moich cechach, kto na nie wskazuje, kto ocenia moje zachowania i dzieła. W pochwałach tę rolę od dziecka przejmuje drugi człowiek. Zwłaszcza, jeśli pochwały nie dotyczą zachowań ale prowadzą do nadawania określeń. Tym samym pojawia się zewnętrzne oparcie poczucia wartości.

    Osobiście w Radiu Bajka zatrzymywałem jakiekolwiek określanie dziecka na poziomie krótkiej rozmowy telefonicznej. Nawet jeśli dziecko udzielało dobrej odpowiedzi w konkursie, nie słyszało „jesteś mądry”, bo nie jest rolą animatora radiowego nadawać dziecku cechy i poniekąd wartość. Dalej idące zwroty zakazane to „cudowny, wspaniały, idealny”.

    Kiedy dziecko co chwila z zewnątrz słyszy określenia swojej wartości, wówczas zaczyna powoli poszukiwać jej właśnie na zewnątrz. Skoro przez całe życie słyszy się je w ocenach innych, to jak inaczej można go szukać? Wówczas oczywiście pochwały podnoszą to poczucie wartości, ale w momencie, kiedy dziecko zmieni środowisko na mniej serdeczne, może mieć problem z jego utrzymaniem.

    Jeśli natomiast ono samo wie, że jest wartościowe, od małego uczy się samo dostrzegać siebie, swoje zachowania, swoje cechy, wady i zalety, wówczas owo poczucie wartości zostanie osadzone niezależnie od środowiska w jakim się znajdzie.

    Pochwała jako element relacji z otoczeniem

    Jest jeszcze jeden element chwalenia, który moim zdaniem można wziąć pod uwagę. To jest właśnie pochwała jako relacja z otoczeniem, w sensie pokazania dziecku preferencji osób dookoła.

    Dzięki chwaleniu dziecko dostaje informacje, co się innym podoba, a co nie. Jeśli na kimś mi zależy i chcę by się czuł dobrze w moim towarzystwie, wsłucham się wówczas w jego reakcje na moje działania. Słysząc pochwałę pewnie postaram się powielić dane zachowanie, także ku jego zadowoleniu.

    Przeciwnicy chwalenia w takiej sytuacji poszukują okazywania swojej wdzięczności, zadowolenia z tego co zrobiła druga osoba. Bez etykietowania drugiej osoby lub tego co zrobiła. Czyli „mi się podoba Twój rysunek”, zamiast „wspaniały rysunek”. „Cieszę się, że powiesiłeś pranie, mam mniej do zrobienia!” zamiast „co za wspaniały synek powiesił mi pranie”. Dziecko dostaje jasny komunikat co jest lubiane przez daną osobę, ale nie otrzymuje w tym żadnej etykiety, ani pracy ani siebie samego.

    Oczywiście jest przy tym lampka alarmowa, czy dziecko nie zabiega za mocno o to zadowolenie rodzica, który w ten sposób to deklaruje, wówczas pojawia się dokładnie ta sama uwaga co w przypadku szukania pochwały w celu potwierdzenia więzi.

    Końcowy wniosek jest jasny – chwalenie ma bardzo wiele twarzy. Jest swoistą formą nagrody, która dotyka kilku istotnych tematów, które mogą być także dotykane w inny sposób. Na pewno nie powiem, że nie należy chwalić, ale dobrze jest wiedzieć co taką pochwałą chcemy osiągnąć i czy przypadkiem nie działamy sobie wbrew albo nie ma prostszych środków. A może właśnie w taki sposób łatwiej nam jest coś okazać i wolimy pochwałę razem z jej efektami ubocznymi? Można i tak choć wydaje mi się, że warto się przyglądać czy wspomniane efekty uboczne nie mają zbyt dużej wagi.
    --
    •  
      CommentAuthordżasti
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Winni - czytałam wczoraj ten tekst o chwaleniu.
    I tak, wcześniej nigdy jakoś nie zagłębiałam się w RB, w ogóle w żadne rodzaje "metod" wychowawczych się nie zagłębiałam.Wychowuję syna (synów już teraz) kierując się intuicją i miłością do nich. Ale śledząc dyskusję na innym wątku, doznawałam skrajnie odmiennych odczuć co do RB.
    Co do nagradzania i karania - to zdałam sobie sprawę, że się z tym zgadzam. Bo myślałam, że nagradzanie i karanie jest ok, ale zdałam sobie sprawę, że ja tego nie robię. Bo gdybym nagrodziła dobre zachowanie, to bym ukręciła na siebie bata. Gdybym obiecała ciastko za posprzątanie zabawek, to Maks po posprzątaniu tychże zabawek, już zawsze oczekiwałby ciastka. A On ma sprzątać, dlatego, że ma być posprzątanie, a nie dlatego, że dostanie ciastko.
    Co do kar to kilka razy próbowałam postawić go do kąta, ale dwa razy strasznie płakał i widziałam, że nie rozumie kompletnie czemu ma tam stać z daleka od mamy, nie rozumiał związku przyczynowo - skutkowego, a za trzecim razem ochoczo do kąta pomaszerował i się cieszył jak oszalały. Czwartego razu już nie było, bo po zrobieniu czegoś złego Maksiu sam się wysłał do kąta z uśmiechem na ustach. I na tym karanie się skończyło. Zauważyłam, że wytłumaczenie lepiej działa.Maksiu przeprasza jak mnie uderzy i całuje w to miejsce.
    Nigdy też nie szarpię synka za rękę, nie ciągnę nigdzie na siłę - jak widzę takich rodziców to mnie smutek ogarnia. Nie krzyczę na Maksia - choć czasem przyznam miałabym ochotę jak nie wiem co, ale policzę do 10 i przechodzi. Nie robię tego wszystkiego - bo tak robiła moja mama i pamiętam jak się czułam.
    Ale co do chwalenia to się absolutnie, ale to absolutnie nie zgadzam. Nie chwalę dla nagrody i widzę, że moje dziecko nie robi dobrych rzeczy, żeby zostać pochwalone. Chwalę, bo jestem zachwycona moim dzieckiem. Ja chwalona nie byłam a ile razy chciałam być pochwalona. I starałam się, a cokolwiek bym nie zrobiła to nie byłam chwalona. Moje ciocie chwaliły swoje dzieci a moja mama mnie nigdy - czułam się gorsza. I to nie jest dobre. Dlatego chwalę i będę chwalić. Jakbym mój syn się czuł, gdyby przybiegł do mnie z rysunkiem krzycząc "mama patrz narysowałem, ładnie?" To co powiem - obojętne to dla mnie synu? Nie to jest ważne? No nie nie nie. Powiem - pięknie, ślicznie rysujesz. Jesteś cudowny. Bo jest cudowny. Więc mówię prawdę.
    Ale nie zgadzam się z resztą założeń RB. Tzn. bez wchodzenia w szczegóły, bo ich nie znam, ale oceniając całą dyskusję, to nie pozwalam swobodnie eksplorować świata Maksiowi. To ja mu pokazuję jaki świat jest, co trzeba a czego nie można. Bo uważam, że od tego są rodzice. Od pokazania dziecku i przygotowania go do życia. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko nie mówiło dzień dobry, do widzenia, proszę i przepraszam. Więc go tego uczę. I nie pozwoliłabym na wrzucenie ryżu do soku jabłkowego gościa. Bo dzieci a i owszem próbują takie rzeczy robić, ale jak tylko robi to w swojej szklance, to mu od razu tłumaczę, że nie wolno. Ryż służy do jedzenia, woda do picia, a widelec do jedzenia a nie mieszania nim w piciu. To tak po krótce moja refleksja co do RB.
    -- ,
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Dżasti, fajnie napisane, z tej drugiej strony. Ja chwalona byłam i jestem za to moim rodzicom wdzięczna. I nawet wypróbowałam dzisiaj z krótkim "o, super to zrobiłeś" i zaciesz jest identyczny jak z tym, kiedy mówię pochwałę "rozszerzoną"... Także szczerze mówię - ja różnicy nie widzę, przynajmniej nie przy tym.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 2nd 2015 zmieniony
     permalink
    Dżasti, specjalnie przeniosłam post tutaj, do wątku skupiającego osoby rozumiejące i praktykujące Rb, żeby uniknąć kolejnej jałowej dyskusji.
    Pozwól więc że skomentuję tylko jedną rzecz, a potem nie będę kontynuować.
    dżasti: Ja chwalona nie byłam a ile razy chciałam być pochwalona. I starałam się, a cokolwiek bym nie zrobiła to nie byłam chwalona. Moje ciocie chwaliły swoje dzieci a moja mama mnie nigdy - czułam się gorsza. I to nie jest dobre. Dlatego chwalę i będę chwalić. Jakbym mój syn się czuł, gdyby przybiegł do mnie z rysunkiem krzycząc "mama patrz narysowałem, ładnie?" To co powiem - obojętne to dla mnie synu? Nie to jest ważne?

    Te słowa pokazują jak bardzo nie znasz tego co krytykujesz. Kolejny raz to się dzieje. Co ja mówię gdy mój syn przybiega z obrazkiem?
    - Pokaż! Opowiesz mi co tu jest narysowane? Aha, tak, widzę to słoń. Jest różowy! Czy słonie są różowe? Twój jest, rozumiem. A Tobie podoba się ten rysunek? Tak? A co najbardziej? Słoń? No tak jest największy! Zajmuje pół kartki! Mogę powiesić ten obrazek na ścianie? Będzie ozdobą w Twoim pokoju, ok?

    Nie pochwaliłam ani razu. Okazałam za to mnóstwo zainteresowania, dałam dziecku okazję by samo spróbowało ocenić wartość swojej pracy. Nie wierzę, że w takiej sytuacji moje dziecko czuło się gorsze, olane czy niedocenione.

    Treść doklejona: 02.07.15 17:32
    _Fragile_: I nawet wypróbowałam dzisiaj z krótkim "o, super to zrobiłeś" i zaciesz jest identyczny jak z tym, kiedy mówię pochwałę "rozszerzoną"... Także szczerze mówię - ja różnicy nie widzę, przynajmniej nie przy tym.

    Nie chodzi o zaciesz dziecka przecież tylko o to czego on się podświadomie uczy. Widać że mimo tylu tłumaczeń nadal nie rozumiesz o co chodzi. Bo że nie zgadzasz się - ok, ale widać też że brak tutaj zrozumienia na czym to dokładnie polega.

    Treść doklejona: 02.07.15 17:34
    dżasti: Ale nie zgadzam się z resztą założeń RB. Tzn. bez wchodzenia w szczegóły, bo ich nie znam,

    Jak można oceniać coś czego się nie zna?? :shocked:
    --
    •  
      CommentAuthorLivia
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Winni, pytam bez złośliwości - stało by się naprawdę tyle złego w głowie dziecka, gdyby w tym momencie mama/tata/ktokolwiek powiedział też, że obrazek po prostu jest bardzo ładny?
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Livia: stało by się naprawdę tyle złego w głowie dziecka, gdyby w tym momencie mama/tata/ktokolwiek powiedział też, że obrazek po prostu jest bardzo ładny?

    Co mam Ci odpowiedzieć? Jak bym musiała wybrać między klapsem i chwaleniem, wybrałabym chwalenie. Ale czy wybór mniejszego zła jest dobrym wyborem? Poza tym przeczytaj wpis Jarka Żylińskiego, który wrzuciłam. Nie chciałabym dla Adasia tego wszystkiego czym może skutkować chwalenie i co on opisuje. A Ty?

    Treść doklejona: 02.07.15 17:41
    nana81: Czytalyscie "Diaog zamiast kar"? Co o niej myślicie?

    Nana a Ty czytałaś? Ja nie, ale przymierzm się.
    --
    •  
      CommentAuthorLivia
    • CommentTimeJul 2nd 2015
     permalink
    Generalnie, jako pedagogowi, ten tekst do mnie trafia i rozumiem o co chodzi. Natomiast jako rodzicowi - już trochę mniej.
    Poza tym nie bardzo rozumiem potrzeby wyboru pomiędzy nagrodą lub karą - przynajmniej w kontekście tego nieszczęsnego obrazka.
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.