Ale tu sie tloczno zrobilo,powiedzialabym fajnie...ale nie,nie fajnie. Bibi bobi-nie wiem skad jestes...ja napisze CI jak to wygladalo w Kato, w Provicie. Od poczatku roku trafilam do gina,ktory tam pracuje,ale jezdzilam do niego do żor...masło maślane;p ok. Sierpnia zrobilismy juz wszystkie badania i wtedy uslyszelismy;in vitro. Oczywiscie w zyciu sie tym nie interesowalam,ale jedyne co wiedzialam ( ze wzgledu na to ze w lipcu ruszyla refundacja) to wiedzialam,ze trzeba sie min. Rok leeczyc na nieplodnosc...i wtedy ginek to potwierdzil i dodal;tak,albo rok leczyc sie na nieplodnosc,albo posiadac tzw bezwzgledny czynnik nieplodnosci i w naszym przypadku,1%prawidlowych plemnikiw wlasnie to oznaczalo. Srednio szczerze mowiac w to wierzylam,bo zycie nauczylo mnie tego,ze "za darmo to umarlo". Oczywiscie gin dodal ze szkoda czasu i pieniedzy na sprobowanie naprawy tej naszej morfologii nasienia,bo tego sie ponoc poprawic nie da ( takze mimi-what the fuck!!!???)doczytalam rowniez sama ze aby sie w ogole zakwalifikowac nalezy mniec wszystkie badania nie starsze niz 3 miesiace...a ze troche nas kosztowaly postanowilismy nie czekac.pojechalismy z M. Do provity,najpierw zadzwonilam i powiedzialam,ze jestesmy zainteresowani i co mamy zrobic...powiedziano nam,ze...
Treść doklejona: 29.12.13 22:37 Ale tu sie tloczno zrobilo,powiedzialabym fajnie...ale nie,nie fajnie. Bibi bobi-nie wiem skad jestes...ja napisze CI jak to wygladalo w Kato, w Provicie. Od poczatku roku trafilam do gina,ktory tam pracuje,ale jezdzilam do niego do żor...masło maślane;p ok. Sierpnia zrobilismy juz wszystkie badania i wtedy uslyszelismy;in vitro. Oczywiscie w zyciu sie tym nie interesowalam,ale jedyne co wiedzialam ( ze wzgledu na to ze w lipcu ruszyla refundacja) to wiedzialam,ze trzeba sie min. Rok leeczyc na nieplodnosc...i wtedy ginek to potwierdzil i dodal;tak,albo rok leczyc sie na nieplodnosc,albo posiadac tzw bezwzgledny czynnik nieplodnosci i w naszym przypadku,1%prawidlowych plemnikiw wlasnie to oznaczalo. Srednio szczerze mowiac w to wierzylam,bo zycie nauczylo mnie tego,ze "za darmo to umarlo". Oczywiscie gin dodal ze szkoda czasu i pieniedzy na sprobowanie naprawy tej naszej morfologii nasienia,bo tego sie ponoc poprawic nie da ( takze mimi-what the fuck!!!???)doczytalam rowniez sama ze aby sie w ogole zakwalifikowac nalezy mniec wszystkie badania nie starsze niz 3 miesiace...a ze troche nas kosztowaly postanowilismy nie czekac.pojechalismy z M. Do provity,najpierw zadzwonilam i powiedzialam,ze jestesmy zainteresowani i co mamy zrobic...powiedziano nam,ze...
Treść doklejona: 29.12.13 22:38 Ale tu sie tloczno zrobilo,powiedzialabym fajnie...ale nie,nie fajnie. Bibi bobi-nie wiem skad jestes...ja napisze CI jak to wygladalo w Kato, w Provicie. Od poczatku roku trafilam do gina,ktory tam pracuje,ale jezdzilam do niego do żor...masło maślane;p ok. Sierpnia zrobilismy juz wszystkie badania i wtedy uslyszelismy;in vitro. Oczywiscie w zyciu sie tym nie interesowalam,ale jedyne co wiedzialam ( ze wzgledu na to ze w lipcu ruszyla refundacja) to wiedzialam,ze trzeba sie min. Rok leeczyc na nieplodnosc...i wtedy ginek to potwierdzil i dodal;tak,albo rok leczyc sie na nieplodnosc,albo posiadac tzw bezwzgledny czynnik nieplodnosci i w naszym przypadku,1%prawidlowych plemnikiw wlasnie to oznaczalo. Srednio szczerze mowiac w to wierzylam,bo zycie nauczylo mnie tego,ze "za darmo to umarlo". Oczywiscie gin dodal ze szkoda czasu i pieniedzy na sprobowanie naprawy tej naszej morfologii nasienia,bo tego sie ponoc poprawic nie da ( takze mimi-what the fuck!!!???)doczytalam rowniez sama ze aby sie w ogole zakwalifikowac nalezy mniec wszystkie badania nie starsze niz 3 miesiace...a ze troche nas kosztowaly postanowilismy nie czekac.pojechalismy z M. Do provity,najpierw zadzwonilam i powiedzialam,ze jestesmy zainteresowani i co mamy zrobic...powiedziano nam,ze...
pchełeczko jeżeli coś ci tu nie wyszło a chętnie przeczytam też leczymy się w provicie mąż ma przeciwciała przeciwplemnikowe, cukrzyca 1, moje amh 1.17 plus tarczyca powiedziano nam że zrobimy 2 próby AIH i jeżeli to nic nie da to czeka nas in vitro nie jesteśmy jeszcze zapisani do programu ale się do niego kwalifikujemy stwierdziliśmy że jak ta próba się nie uda to się zapiszemy...
Niestety dzisiaj przyszła @ nic trzeba dalej działać. Czułam, że nie może się udać za pierwszym razem, a po za tym mojego męża androlog powiedział, że bez stymulacji jajeczek nie zajdę. Na początku byłam strasznie oburzona jego stwierdzeniem, ale po czasie wiem, że pewnie miał rację. Tylko ja nie byłam gotowa przyjąć taką informację.
Natka111 Dlaczego masz tak późno wizytę 17.01 Mój ginekolog wypisał mi od razu clostilbegyt i od 3 dnia cyklu mam brać 2 x dziennie tym sposobem w połowie stycznia kolejna inseminacja.
pcheleczka88 - też jestem zdania, że warto się starać, no może nie starać, ale nie zabezpieczać się. Ja właśnie po takim cudzie jestem (zaczęłam 9 tc), jeszcze nie popadam w hura optymizm, bo poprzednia ciąża skończyla się w 12 tc, ale zaszłam w tę ciążę jak się zapisałam do kliniki, byłam po pierwszej wizycie w klinice w celu konsultacji i zapisania na refundowane in-vitro. Miałam zrobić wszystkie badania, które są potrzebne i zjawić się w grudniu na wizycie w klinice, ale badań nie zrobiłam, bo nie dostałam miesiączki. Byłam zła, bo myślałam, że już mam menopauzę ;-) a tu niespodzianka:-) To naprawdę cud, bo od ostatniej ciąży przez 2 lata nie pękały pęcherzyki-nawet po prenylu,a tutaj bez pregnylu postanowił sobie pęknąć. Dodatkowo endometrioza (laparotomia 2010), jajowody w opłakanym stanie, zrosty. Cuda się zdarzają, mam nadzieję, że doczekam się już w sierpniu mojego cudu:-) Trzymam kciuki za jak najwięcej takich cudów:-)
Witam. Czy któraś z Was była w klinice Polmedis we Wrocławiu? Ja mam pierwszą wizytę 20 stycznia. Proszę o info. czy to dobra klinika. Dziękuję i pozdrawiam
Monaliza666- zle wczoraj napisalam. Wizyte mam 13.01 . Ja nie dostaje clo,ani nic innego,bo u mnie owulacja wystepuje sama,dostalam tylko zastrzyk ovitrelle,zeby bylo wiadomi,ze pecherzyk peknie w odpowiednim czasie. A Ty kiedy masz teraz wizyte? Moze znowu bedziemy mialy inseminacje tego samego dnia :) przykro mi,ze Tobie tez sie nie udalo,myslalam,ze chociaz jedna z nas bedzie miala tamten piatek 13- tego szczesliwy!
u mnie również pęcherzyki same rosną, niestety po 2 miesiącach starań przy monitoringu nic, lekarz zdecydował się na zastrzyk ovitrelle + inseminacja po 1,5 dnia i niestety nic z tego. Byliśmy wcześniej z wynikami mojego męża u androloga i zaczął mnie wypytywać o dotychczasowy przebieg naszych starań i stwierdził, że bez stymulacji moich jajeczek mimo, że same rosną nie zajdę w ciąże. Byłam strasznie oburzona tym jego stwierdzeniem, ale teraz tak na chłodno myślę, że miał rację. Wcześniej ponieważ miałam problem z owulacją, a po clostilbegyt zrobił mi się straszny torbiel, miałam kauteryzację jajników i w drugim cyklu zaszłam ( w pierwszym zero współżycia, aby mój mąż mnie nie popsuł ) niestety później serduszko przestało bić Mam nadzieję, że tym razem będzie oki. Jeszcze nie dzwoniłam do mojego ginekologa, ale jak mam zacząć brać od 3 dnia cyklu clostilbegy, to pewnie 2.01 będę u niego na monitoringu.
Hej Dziewczyny czytam i czytam ... i postanowiłam dołączyć ...
Głównie mam pytanie do Cioci. Pisałaś, że teraz próbujesz IUI, ale wspominałaś coś o invitro. Ja jestem po pierwszy IUI i czekam na wynik bety. Ale zastanawiam się czy nie zgłosić się do tego rządowego programu invutro – na razie tak rezerwowo, ale te kolejki oczekiwania mnie przerażają. Ale znalazłam jedna z klinik na śląsku gdzie wg zestawienia na http://invitro.gov.pl/news/6 wynika, że jest mała kolejka. Orientowałaś się może coś w tym zakresie?
Właśnie, Ciocia, co u Ciebie? Czy przypadkiem jakoś na dniach nie powinnaś mieć iui?? Daj znać, bo jakoś dawno Cię nie było i zastanawiam się co nowego słychać
Monaliza666- moze mi lekarz tez przepisze w koncu clo,albo cos innego,jak druga inseminacja tez sie nie uda. Chociaz mam nadzieje,ze nie bedzie to konieczne,bo wszystko dobrze sie skonczy. Zaczyna bolec mnie glowa i nie wiem,czy mnie jakas choroba nie lapie. Przykro mi bardzo,ze serduszko przestalo bic i wierze,ze teraz wszystko berzie dobrze. Ty chociaz wiesz,co jest u Was,u nas jest wszystko ok,a dzidziusia nadal nie ma. To jest chyba najgorsze,ze nic czlowiekowi nie dolega,badania super,a sie nie udaje...
Zgadzam się z Tobą. Badania jak u zdrowej osoby owulacja jest, pęcherzyki są pięknie pękają, mąż ma zdrowe nasienie, a do zapłodnienia nie dochodzi.
Czy po nieudanej IUI miałyście zlecane jakieś dodatkowe badania?
Zastanawiałam się nad zbadaniem ph pochwy w okresie owulacji. Kurcze, a teraz tak sobie myślę, że im bliżej mam do dni płodnych, to mój mąż mówi, że jestem kwaśna, a w dniu owulacji, to jak cytryna, a przecież tak nie powinno być. Robiłyście sobie badania w tym kierunku?
Cześć dziewczyny, dawno mnie nie było. To był ciężki czas. W piątek jak pisałam przed świętami spędziłam ponad 10 h w poczekalni w szpitalu ze skierowaniem na czyszczenie i zabieg łyżeczkowania. Niestety aż do 18 nie zwolniło się łóżko. Głodna i wykończona pojechałam do domu. Tam zaczęłam plamić. Były to jednak malutkie kropeczki więc po telefonie do lekarza stwierdziłam, że do szpitala pojadę dopiero rano. Znów wstałam o 6 i o 7 byłam już w rejestracji. Ponownie na czczo. Po 2 h zostałam zarejestrowana i wylądowałam na oddziale. Ponad godzinę czekałam na korytarzu aż ktoś mnie zaprowadzi do sali. Obserwowałam życie szpitala i można śmiało powiedzieć, że mogłabym napisać o tym kryminał medyczny. Gdy już trafiłam na salę po kilku godzinach zrozumiałam, że nie wyjdę jak mi obiecywano po jednym dniu. Bo zwykle tyle trwa ten zabieg, przyjmują rano, zakładają lek na poronienie, po 4-5h kontrolne usg i ewentualny zabieg, potem 2h obserwacji i do domu. Ja tego szczęścia i w nieszczęściu nie miałam. Po pierwszym obchodzie nie dowiedziałam się nic, padło tylko słowo OBSERWACJA, na moje wyraźne dopytywania co to znaczy, czemu nie mam podanego leku i jak będzie wyglądała cała procedura zostałam ominięta wzrokiem i dowiedziałam sie, że lekarz dyżurny zadecyduje przy wieczornym obchodzie. Święta wisiały pod znakiem zapytania. Wieczorem nie podjęto żadnej decyzji. Pobrano mi krew koło 18 i pozwolono dopiero coś zjeść. Od rana byłam i miałam być na czczo. Dodam, że drugi dzień już mnie głodzili. O 5.30 rano wtargnęła położna i pobrała mi na krew. Poranny obchód znów zadecydował NIC poza czekaniem i byciem na czczo. U kresu sił domagałam się wyjaśnień. Ktoś zadecydował, że założą mi jutro lek i zrobią zabieg. Teraz mogę już jeść ale jutro znów mam być na czczo. Wieczornego obchodu już nie było a rano o 8 ordynator wywołał burzę, że kto zapłaci za moje leczenie, czemu nikt mi nie zrobił zabiegu, po co ja tu leżę itd a na koniec zadecydował o wypisie i powiedział, że mam poronić w domu i wrócić po krwawieniu. Nie miałam nawet sił by powiedzieć co o tym myślę. Nie było sił na zdenerwowanie, jedynie bezsilność, która zamieniła się w poczucie wielkiej krzywdy. po 3 h wypisali mnie do domu. Telefon do lekarza prowadzącego i jego wsciekłość na szpital zaprowadziły mnie na inny oddział, gdzie w końcu po ludzku jakiś lekarz wszystko mi wytłumaczył powiedział jak to będzie wyglądać, czego mam się obawiać, co zrobić itd. Dziś mija tydzień od wypisu nie wydarzyło sie nic poszłam na kontrolne usg na które mnie nie przyjęli bo nie było już miejsc - za dużo pacjentek. Odesłali z kwitkiem i mam 1 stycznia pojawić się w szpitalu na ponowne przyjęcie i ewentualny zabieg. Także nadal jestem w tym samym miejscu co byłam i liczę, marzę by w końcu pożegnać moje dzieci, bo chodzenie z martwymi maluszkami jest wielkim ciężarem.
Cały ten pobyt uzmysłowił mi, że w szpitalu, przynajmniej podczas mojego pobytu panował straszny bajzel, nikt nie podejmował decyzji, zwalał winę na innych, brakowało twardej ręki. Poznałam mnóstwo dziewczyn, których historie wywoływały łzy i niedowierzanie. Cysty, torbiele, nowotwory, poronienia, czy nawet śmierć dziecka zaraz po urodzeniu - to wszystko widziałam na własne oczy. Czułam się jak więzień, który nie może wyjść a jednak tu nie pasuje. To doświadczenie pozostanie na długo w mojej pamięci. Jednak mimo wszystko zbieram siły by walczyć dalej. Nosze w sobie martwe dzieci i powoli moje ciążowe objawy zanikają. Jednak mam nadzieje, że kiedyś znów poczuje nudności, chwiejność nastrojów, zapach z kilometra i niechęć do słodkiego. Znów będę cieszyć, że mam szansę zostać mamą. Z tym życzeniem wkraczam w Nowy Rok, życząc Wam tego samego.
Mi się wydaje że tak nie może być... jak można pozwolić kobiecie chodzić tyle czasu z dzieciątkami martwymi ?? !! nie rozumiem tego..... od razu na drugi dzień po tej trudnej wiadomości od razu powinni zrobić zabieg bez gadania...... jak leżałam w szpitalu też się nasłuchałam i naoglądałam różnych strasznych cierpień kobiet a jedna nawet poroniła prawie na moich oczach, była w łazience i poszłam sprawdzić co się dzieje bo okropnie wyglądała ale ona szybko wyleciała po lekarza więc się wycofałam, potem się okazało się poroniła na podłogę :( straszne to było :( ale jak kobiety były na zabieg to dzień wcześniej lub dwa dowiedziały się o tragedii i od razu do szpitala rano usg zabieg ok 12 i wieczorem do domu.... za każdym razem... codziennie była nowa kobieta do zabiegu przez 14 dni które ja tam byłam :( Strasznie Ci współczuje nie poddawaj się i może zgłoś się jeszcze do jakiegoś szpitala bo przecież to może być niezdrowe :( nie wiem :(
Rudaelcia to straszne co piszesz,bardzo mi przykro. Jeśli chodzi o personel to naprawdę nie ma co komentować...to w ogóle ludzie? jak można być tak nieczułym:((((
Magdzikk10: od razu na drugi dzień po tej trudnej wiadomości od razu powinni zrobić zabieg bez gadania
No nie do końca tak jest jak piszesz...bo jeśli poronienie się rozpoczęło krwawieniem macica ma szanse oczyścić się sama. Jest to lepsze dla organizmu kobiety. Jednak na pewno taka kobieta powinna być pod ścisłą kontrolą lekarza i mówię to z własnego doświadczenia bo od rozpoczęcia poronienia/krawienia oczyszczałam się jakieś 1,5 tygodnia. W tym czasie miałam co jakiś czas kontrolne USG i brałam tabletki przeciwzapalne. Nie leżałam w szpitalu..i cieszę się z decyzji mojego ginekologa bo dzięki temu uniknęłam zabiegu.
Rudaelcia - no niestety na Kopernika tak jest. najgorszy odział ginekologiczno-połozniczy w mieście. Zmień szpital. Bardzo mi przykro, że spotkała Cię taka historia. Życzę tylko dobrych przezyć w 2014!
Rudaelcia, to co z Tobą zrobili jest po prostu nieludzkie jak tak można. Dlatego ja decydowałam się na zabieg u mojego lekarza prowadzącego mimo, iż miałam ponad 100km i musiałam czekać 4 dni, aż będzie miał dyżur. Lekarz mówił mi, że czasem, to trwa 2 dni, ale on zrobi wszystko, aby zakończyło się to jeszcze tego samego dnia co przyjadę. Nie wiedziałam, że po 4-5h od założenia tabletki może być już po. Lekarz u mnie założył tabletkę ok 10. Kilka razy zaglądał do mnie i się pytał czy czuję bóle jak przy miesiączce. Jakbym nic nie czuła, to pewnie założyłby jeszcze jedną tabletkę, tak mi się przynajmniej wydaje. Ok godziny 17 mimo iż miałam napchane w pochwie pełno gazików, czułam jakby mi wody odeszły i cała się zalałam jakimiś płynami z krwią. Zabieg miałam robiony przed 20 po obchodzie, ale pewnie dlatego, że Doktor miał dyżur i o 19 zmieniają się pielęgniarki. Rano o 9 pojechałam do domu. Bycie w szpitalu w takich sytuacjach jest straszne, czy Ci ludzie tego nie rozumieją.
O przepraszam za spam..wczoraj miałam problemy z telefonem, a potem konto mi wygasło:P Wracając do moich wypocin..pojechaliśmy na umówioną wizytę do provity, podpisaliśmy warunki programu, nasze zgody i dopiero umówiono nas z ginem. Tak się złożyło, że wizytę kwalifikującą miałam u mojego ginka, tak więc skserował wszystkie badania, historię i w zasadzie tyle...Powiedział, że najpóźniej w grudniu 2014 będziemy zaczynać, że mamy pilnować swojego miejca... Potem rozmawiałam z prof. i powiedział nam, że lipiec 2014..a potem jeszcze, że w 1 marca będzie dokładnie wiaodmo kiedy...dokładnie- miesiąc;) Za tą wizytę kwalifikującą już nie płaciliśmy... i to w zasadzie tyle..teraz czekamy na telefon..ehh...
Szczerze mówiąc mam mętlik w głowie i ja i mój mąż...tyle się nasłuchałam o braku możliwości poprawy morfologii- a tutaj, np mimi pisze o poprawie z 1% na 9???!!! Tym bardziej, że tylko i wyłącznie dzięki temu zakwalifikowaliśmy się do programu...Mimi- możesz napisać dokładnie czym się leczyliście?
Monaliza- przd nami nowy rok...liczę na to, że styczeń będzie szczęśliwy!
Endodar- gratuluję CI z całego serducha! Dlatego się właśnie zastanawiamy...no bo co jak się uda..?:) A co jak się nie uda i będą jakieś powikłania po których nie zostaniemy dopuszczeni do in vitro? Kurka... spotykając mojego ginka w końcu stwierdziłam, że to jest ten lekarz... że w końcu nie konował, zna sie na rzeczy...kasy nigdy nie wyciągał..a tutaj słyszę zupełnie inne kwestie..ja wiem... że jeśli wiem lepiej niż lekarz to po co w ogóle do niego chodzić..ale wiecie jak to jest..nikt sie nami tak nie zajmie dobrze jak my same..poza tym.. tutaj nie opisujemy historii wymyślonych przez jakieś firmy farmaceutyczne dla reklam leków na poprawę nasienia..tylko piszemy to my..a raczej nasze życie płata nam takie figle..
Bacha 84- kolejki może i przerażają..ale faktycznie można znaleźc klinikę, w której nie ma tak dużo chętnych ( ale nad tym też bym się zastanowiła) a z drugiej strony..kolejka kolejką... czekać można a może faktycznie w między czasie próbować czegośinnego?
Rudelcia- nie zdajesz sobie sprawy z tego jak dużo nas łączy..ja miałam bardzo podobnie..ale w końcu na trzeci dzień z rana, gdzie nie jadłam nic od dwóch dni, gdzie trzęsły mi się ręce i byłam praktycznie bez sił- zrobiono mi zabieg..Tak było przy 1 poronieniu..przy drugim zaś mój organizm sam się "oczyścił"...mój ginek mi tak proponowałi z perspektywy czasu cieszę się, że tak było..bolało..cholernie bolało..i psychicznie i fizycznie..bo zwijałam się z bólu jak nigy...ale po łyżeczkowaniu miałam torbiel, laparoskopię, zrosty itd... i prkatycznie cały początek roku 2013..bo i styczen luty marzec.. tułałam się od szpitala do szpitala...Teraz współczuję Ci badzo... naprawdę...W 2014 jak najbardziej będziesz się cieszyć..wierzę w to..i to nei są pusto napisane słowa... nie dobry- dobry czas..początek roku...zaczybamy z nowymi siłami... z 2 str. przypominając sobie te wszystkie historie ze szpitala- człowiek pokornieje..ojj pokornieje...trzymaj sie;*
Hopelight- w zupełności się z Tobą zgadzam..jak już w zasadzie wyżej napisałam..bądź co bądź..to naprawde "zdrowsze i lepsze" dla organizmu kobiety..uwierzcie.. nie ma żadnej ingerencji w ciało kobiety, które bądx co bądź.. ( nawet w naszym przypadk) jest bardzo poukładane..
Przepraszam za odwieczne elaboraty..ale ostatnio coś cierpię na brak czasu..ale to i dobrze:)
Rudelcia - wielkie współczucia .... Aż się w głowie nie mieści ... Mi raz też dzidzia zmarła, ale w szpitalu w miarę po ludzku mnie potraktowali
Ja wczoraj odebrałam wyniki bety i mam 0,3 :( Więc pierwsza IUI nieudana ... Ja z uwagi na moje wcześniejsze poronienie dostaję sporo hormonów, dodatkowo coś ma małe endometrium, jest tak już od dłuższego czasu i ... puchnę ... :( Podczas świąt jedna z ciotek zasugerowała moją ciąże, której nie ma - miałam ochotę wykrzyczeć - NIE, NIE JESTEM W CIĄŻY. PUCHNĘ OD CIĄGLE TO NOWYCH LEKÓW
Z innego tematu - ja na razie nie kwalifikuje się do In Vitro chyba jeszcze, ale przymierzam się. Do kliniki gdzie chodzę to dość długa kolejka oczekiwania, a w innych po kilka osób. Nie wiem - temat przemyślę i porozmawiam z moją gin.
Pchełeczka - widzę, że Ty też do Provity chodzisz? Do jakiego lekarza? Ja do Paligi. Widziałam, że w Provicie jest właśnie duża kolejka oczekujących, a w klinice w Mysłowicach i w Gyncentrum po kilka osób. Nie wiem czy tam nie iść lepiej? Co Ci powiedzieli z terminami w Provicie?
Treść doklejona: 31.12.13 08:17 Dziewczyny mam jeszcze pytanie ile planujecie albo miałyście IUI przed Invitro?
Ponieważ wczoraj okazało się, że 1 IUI jest nieudane, zaczęłam się zastanawiać nad in vitro. Bardziej pod tym kątem, aby się zapisać czekać w kolejce, a nadal próbować. Obawiam się tego, że jeszcze rok będziemy się starać, a jak zdecydujemy się nad in-vitro stanie się, to zakazane. Słuchając wypowiedzi tych pisowców i księży, to aż mi się jelita przekręcają. Jakim prawem stare baby i faceci, którzy nie wiedzą jak, to jest być w ciąży mają decydować o to czy my mamy mieć prawo być w ciąży, a jeśli już będziemy, to bo oni tak decydują mamy mimo wszystko urodzić (a pro po wczorajszego programu Lisa). Przepraszam, że tak wylewam swoje opinie niekoniecznie na temat wątku, ale nóż mi się w kieszeni otwiera jak widzę debaty ludzi na tematy o których nie mają w ogóle pojęcia. Bo co taka kobieta, która urodziła dzieci wie na temat starań się o te 2 kreski na teście. Te miesiące badań z których i tak nic nie wynika, bo lekarz ciągle mówi, że według wyników wszystko jest ok. Ktoś mi powie wola Boża, to mi się śmiać chce, to niech ta osoba idzie do hospicjum, gdzie umierają małe dzieciątka na straszne choroby i niech im powie i ich rodzicom, że taka jest wola.......
Wracając do tematu nawet mojemu mężowi przebąknęłam na temat in-vitro, tylko nie wiem czy jest on na to gotowy. Sama nie wiem czy jestem na to gotowa, strasznie się obawiam tych wszystkich hormonów. Mój mąż pochodzi z małej mieściny, gdzie ksiądz ma dużo do powiedzenia i obawiam się czy czasem jego rodzina "plam" na dziecku by się doszukiwała. Niby jesteśmy ludźmi otwarci na świat, ale jak słyszę wypowiedzi ludzi wykształconych, to się zastanawiam czy to oni są nienormalni czy ja. Dlatego ze strony rodziny raczej wsparcia tu nie będzie, pewnie polecą do księdza zapytać się czy mogą zapraszać nas do swojego domu. Wiem, że w różnych absurdalnych decyzjach w przeszłości byli już o poradę u księdza
Na razie od jutra zaczynam brać clostilbegyt 7.1 mam monitoring i jak będzie wszystko ok w połowie stycznia 2 IUI, ale jak się kolejna nie uda myślę, że zacznę przygotowywać dokumenty do in-vitro. Nie czytałam dokładnie warunków, które trzeba spełnić, ale czy przypadkiem martwa ciąża pół roku temu nie dyskwalifikuje mnie?
Monaliza - nie masz co się bać hormonów. Nie jest tak źle. Nie dezorganizują życia - mozna normalnie wszystko robić, do pracy chodzić itp. A co do rodziny - nie musicie mówić nikomu. Przecież nie wyśledzą was w klinice, a robienie zastrzyków to też dyskretna sprawa. Nie wiem jak jest z martwą ciążą - na pewno dyskwalifikują nawracające poronienia w tym samym zwiazku.
Flowka ja też myślę o maks 3 próbach A robiłaś je pod rząd? Bo myślę, czy nie zrobić jakiejś przerwy między jednym a drugim? Nie wiem jak lepiej U mnie jest trochę problem z mężem, ma słabe wyniki MAR. Teraz kupiłam mu wszystkie witaminy (salfazin, l - karnityne, salen, witamina c, maca) ale nie wiem w sumie czy to tylko ogólnie poprawia nasienie i czy wpływa na wskaźnik MAR.
Podobnie jak Ty monaliza666 myślę, czy aby w między czasie się nie zapisać na In Vitro
Dziewczyny – nie wytrzymałam do Sylwestra i wczoraj (12dpo) zrobiłam HCG – wynik 40,4. Myślałam, ze oszaleję z radości, ryczałam z godzinę. Wiem, że nie mogę się za bardzo nakręcać, ale po ponad 4 latach starań to jest straszne ciężkie. Muszę powtórzyć badanie w czwartek, chociaż nie wiem jak ja wytrzymam te kilka dni. Boję się strasznie, bo w poprzednim cyklu miałam ciążę biochemiczną. Ale tak sobie myślę, że może jednak doczekaliśmy się naszego małego prywatnego cudu? Natka111 – moje AMH sprzed roku to 1,2. Pcheleczka88 – nie wiem, czy nigdy nie ma szansy na poprawę jakości nasienia. Wiem, że jeśli w grę wchodzi zbyt wysoki poziom hormonów (chyba FSH) to faktycznie jest to praktycznie niemożliwe. Ale z drugiej strony powodów może być cała masa, a na część z nich mamy jakiś wpływ np. zbyt obciskająca bielizna, spodnie, przegrzewanie jąder, zła dieta, żylaki powrózka nasiennego, alkohol, gorące kąpiele. Najważniejsza jest diagnoza takiego stanu rzeczy. W tzw. międzyczasie trafiliśmy do lekarza zajmującego się naprotechnologią – przypisał mojemu M stosy leków i innych preparatów. Niestety jak na złość nie mogę znaleźć kartki z nazwami. Wiem, że brał cynk, selen, l-karnitynę, tamoxifen (lek na raka piersi!!!), kwas foliowy i jeszcze kilka tabletek. Postaram się znaleźć dokładny wykaz. Dodatkowo dorzucałam mu Macę ;-) Zasadniczo nie musiał jeść śniadań, tyle było tych leków ;-) Rudaelcia – wiem, że żadne słowa nic tu nie poradzą, ale trzymaj się!!! Nam lekarze mówili o max 6 podejściach do IUI, ale na ostatniej wizycie lekarz powiedział, że jakaś kobieta się uparła i zaciążyła przy 12 :) Nigdy nie wiadomo, co komu pisane. Szczęśliwego Nowego Roku dziewczyny!!! Bawcie się dobrze, bo w następnym roku spędzicie go z dużym brzuchem albo dzieciątkiem na rękach. Przynajmniej ja w to wierzę :)
Mimi- po cichu gratuluje mój tez brał rożne leki na poprawę nasienia i tez był to tamofixen oraz undestor i wit ,ale poprawiło sie minimalnie na 11% prawidłowych . Pózniej wyczytałam z neta o CLO i brał przez jakiś czas i tez sie ilośc zwiększyła ,tylko ze przypisala mu to dr z kliniki do ktorej chodziliśmy wcześniej ,a mój lekarz powiedział ze w takie eksperymenty sie nie bawi wiec odpuscilam ,teraz tylko bierze mace i mysle czy mu nie kupic jeszcze czegoś .
My zaczynamy znowu od stycznia ,tez chodzimy do provity i jak sobie pomysle to strach jest ,tym razem nikomu nie mówimy kiedy, co i jak ..nie bedzie pózniej tych pytań jak wyniki? itd.
Rudealcia - to co przeszłas to nie da sie tego opisać ,trzeba poprostu spróbować zapomnieć te przykre wspomnienia i zacząć walkę od nowa z nadzieja i uśmiechem
Bacha84, Tamara6 2 stycznia mam monitoring, to będzie mój 12dc i wtedy się dowiem kiedy IUI. Mam nadzieję, że to nie będzie za późno. Co do in vitro to w mojej klinice praktycznie nie ma kolejek i lekarz już nam powiedział, że nas zakwalifikuje. Ostatnio pobrali mi krew, żeby sprawdzić rezerwę jajnikową i teraz się stresuję bo przeczytałam, że słaby wynik przekreśla refundację a lekarz nic o tym nie mówił. Zobaczymy jaki będzie wynik. Tak czy siak ze 4 IUI zrobię zanim podejdę do ivf. Może w końcu się uda. Tamara a u Ciebie kiedy drugie podejście?
Ciocia, no właśnie na wątku o clo napisałam, że u mnie na razie nic się nie dzieje. Ten cykl odpuscilismy, ciężko było podjąć taka decyzję, ale generalnie nie mieliśmy wyjścia. Także moze dopiero w następnym zrobimy drugie podejście, o ile nic się nie zmieni. Już tak powiem szczerze mam tego wszystkiego dość, dopadlo mnie takie poczucie rezygnacji i bezcelowosci tego wszystkiego, że nawet nie chce mi się o tym myśleć. Więc w sumie ta przerwa się przyda.
Dzięki dziewczyny :) Nigdy nie myślałam, że 2 dni mogą się tak ciągnąć. Idę spróbować zasnąć, mam nadzieję, że zaraz będzie jutro ;-) Lata starań nauczyły mnie, żeby się nie nakręcać, ale teraz nie daję rady. Przed pracą pobiegnę na badania. Trzymajcie kciuki.
Dziewczyny ten temat się raz na jakiś czas przewija, ale zależy mi na aktualnych informacjach. Co sądzicie o InviMedzie warszawskim? Polecacie? Czy lepsza Invicta?
cześć dziewczyny:)(jestem tu nowa)...chciałam się zapytać czy któraś z was kiepsko reagowała na stymulację hormonalną? czy przy drugim podejściu do stymulacji(wybraniu innego protokołu) wasze jajniki lepiej reagowały?...
Treść doklejona: 02.01.14 14:36 pozwolę sobie przybliżyć moją historię...4 grudnia byłam na wizycie w jednej z Warszawskich klinik i...okazało się, że mam farta bo przed świętami zwolniło się parę miejsc i z marszu mogą mnie zakwalifikować do rządowego ICSI. Tak więc już 11 zaczęłam stymulację (krótki protokół, żeby zdążyć ze wszystkim przed świętami). Stres był olbrzymi...po pierwsze mam nieregularne cykle więc panika, że za późno dostanę @ i nici z programu (miejsca były tylko przed świętami). Po wtóre przed świętami nawał zajęć w pracy więc nikt nie chciał mi dać wolnego (musiałam wymyślać dziwne choroby i brać zwolnienia). Mam wysokie AMH wszystkie hormony w normie i 29 wiosen więc myślałam, że wszystko pójdzie gładko a tu niestety tylko 3 oocyty (tylko 1 komórka dojrzała-w 2 dobie przestała się dzielić). Jestem załamana tym bardziej, że dwie pozostałe kliniki warszawskie nie chciały nas zakwalifikować z powodu bardzo słabych parametrów nasienia mojego partnera.(wtedy jeszcze nikt się nie spodziewał, że mogę należeć do poor responded)
Mimi ale sie ciesze!!!dbaj o siebie,zachowuj sie w miare normalnie;p suuuuper poczatek roku;);) my dzis postanowilismy sie specjalnie "nie nie starac";p moze to i zadna wiadomosc...ale dla mnie ardzo wazna,wierze....;)a najwyzej kolo marca przystopujemy przed programem;) ciranka-ja niestety Ci nie pomoge...
ciranka - ja osobiście nie miałam takiej sytuacji ale mam na forum przyjaciółkę, która za pierwszym podejściem do ivf w ogóle nie wyprodukowała dojrzałych komórek, za drugim podejściem było już kilka ale chyba z tego co pamiętam 1 lub 2 się zapłodniło - niestety nie przyjęły się ale za to trzecie podejście zakończyło się sukcesem - jest w ciąży i ma jeszcze kilka zarodków zamrożonych :))) więc myślę, że za każdym razem może być inaczej mimi - gratulacje !!!
Mimi moje gratulacje!!! Ciocia trzymam kciuki,zeby wszystko sie udalo !!! Mnie niestety dopadla choroba,zapalenie wezlow chlonnych :( i od dzis do 8 stycznia biore antybiotyk :( a 13 mam wizyte i badania i nie wiem,co to bedzie. Myslicie,ze przez te antybiotyki moze nic z tego nie byc??? Do lekarza mam dzwonic po 21. Stresuje sie,ze kaze odwolac wizyte i poczekac do przyszlego miesiaca :(((
jestem już po, ale wątpię w sukces bo mąż miał dzisiaj w nocy gorączkę (ponad 38stopni). Boję się, że to mogło wpłynąć niekorzystnie, bo gorączka niby ma zły wpływ na jakość nasienia, ale jakoś tak wyszło, że nie zapytałam lekarza co on o tym myśli.
Ciocia, ja myślę że będzie dobrze:-) bo przecież do iui lekarz i tak przygotowuje odpowiednio nasienie, więc podaje tylko najlepsze plemniki. Nie martw się na zapas:-) będziesz potem szła na monitoring, żeby sprawdzić czy pecherzyki pekly?