Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeApr 27th 2012
     permalink
    Jak nie pozytywne, jak ci sie geba smieje na tym zdjeciu :smile:
    --
    •  
      CommentAuthorpsycho_patka
    • CommentTimeApr 27th 2012 zmieniony
     permalink
    :) eh no i na wspomnienia mnie wzielo...na pierwszym zdjeciu z Minikiem tez geba mi sie cieszy... mimo calego tego zamieszania zwanego porodem...wcale nie latwym... :)

    btw co ja mialam na glowie lol :)))
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeApr 27th 2012
     permalink
    Psycho_patka, piękne... No mówiłam już kiedyś, że rozczulają mnie takie zdjęcia mamuś tuż po porodzie. Może nie wyglądamy wtedy jak z żurnala, ale bije od kobiety takie naturalne piękno...
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeApr 27th 2012
     permalink
    Prawda! Szkoda, że ja nie mam takiego zdjęcia...
    --
  1.  permalink
    A to nasze archiwalne zdjecie z Emilcia zaraz po porodzie :wink:



    Czesto przegladam te zdjecia a w sierpniu beda aktualne:bigsmile::bigsmile::bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeApr 27th 2012
     permalink
    Ja po znieczuleniu byłam w pełni sprawna, jednakowoż moja koleżanka nie miała władzy w nogach. Widać wiele czynników może mieć wpływ na reakcję po podaniu znieczulenia.
    --
  2.  permalink
    vitani_82: Ja po znieczuleniu byłam w pełni sprawna, jednakowoż moja koleżanka nie miała władzy w nogach. Widać wiele czynników może mieć wpływ na reakcję po podaniu znieczulenia.--


    U nas znieczulenia nie podaja tylko srodki przecibolowe i ja skorzystalam,ale nigdy wiecej nie popelnie tego bledu.Bylam tylko zmulona a bolu to i tak nie zmniejszylo.
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeApr 27th 2012
     permalink
    Ja po znieczuleniu zzo, nie czulam lewej strony ciala, bo chyba zle sie wklula i zle znieczulilo. A po ok.pol godziny trafilam na nagle cc, bo mala sie dusila ( w duzej mierze to zasluga oksytocyny podanej). Wszystko sie tak zlozylo, ze znieczulenia, podanie oxy zakonczylo sie cc.
    •  
      CommentAuthoryolka32
    • CommentTimeApr 28th 2012
     permalink
    montenia: Wszystko sie tak zlozylo, ze znieczulenia, podanie oxy zakonczylo sie cc.

    U mnie bylo podobnie.

    Tyle ze u mnie w ogole nie postepowalo rozwarcie. Po kilkunastu godzinach mialam 2cm i nie chcialo w ogole ruszyc. Wiec zapadala decyzja o CC.
    --
  3.  permalink
    u mnie rozwarcie postepowalo blyskawicznie..pamietam, ze polozna przyniosla poduszke i koc dla Polowka i kazala nam sie przespac bo dluga noc nas miala czekac...nie zdarzyla dobrze swiatla zgasic a my juz wolalismy ja spowrotem...:)
    --
    •  
      CommentAuthorPeppermill
    • CommentTimeApr 28th 2012
     permalink
    Wiecie, ja byłam przekonana, że jeśli tylko zdążę tym razem, to na pewno zdecyduję się na znieczulenie. Teraz, coraz częściej zastanawiam się, czy to ma sens. Pierwsze dziecko rodziłam zaledwie 2h 40 min, a drugie ponoć idzie szybciej. Nie wiem, czy bardziej się boję bólu porodowego (jednak z czasem się go zapomina:)), czy tego, że zzo spowoduje rozciągnięcie wszystkiego w czasie, doprowadzi do powikłań itd. Poza tym pierwsze dziecko rodziłam na leżąco- szło tak szybko, że do głowy mi nie przyszła zmaiana pozycji- a teraz rozważam poród w innej, bardziej grawitacyjnej pozycji i wiem, że epidural mi to wykluczy. Ostatecznie, gdyby wszystko trwało długo i było b. bolesne zawsze mogę się zdecydować na znieczulenie w trakcie porodu.
    --
    •  
      CommentAuthorcoma
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Kurcze powiem Wam że u nas w szpitalu laski chodziły przy znieczuleniu, skakały na piłkach itd. żadna nie była uziemiona... może to zależy od dawki zzo?
    --
  4.  permalink
    Szkoda, że nie mam takiego zdjęcia na pamiątkę:shamed:
    --
    •  
      CommentAuthormadziauk
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Psycho-patka, Cobraczek - super fotki, extra pamiatka :)
    --
    •  
      CommentAuthorPeppermill
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Coma- z tym uziemieniem ( a w zasadzie uleżeniem) chodzi o to, że podczas zzo w ostatniej fazie porodu trzeba być na stałe podpiętym do ktg, zeby monitorować dziecko. Myślę więc, że zanim poród na dobre się rozkręci to można chodzić itd.
    --
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    ja miałam zzo a nie byłam pod koniec cały czas podpięta do ktg, ale u mnie był inny problem bo ja totalnie nie czułam potem skurczy i myślę że to bardzo wydłużyło mi poród, no i faktycznie po 2 dawce przez chwilę nie miałam czucia w nodze i jak wstawałam to mąż mnie musiał łapać bo bym poleciała na ziemię, ale potem wszystko minęło i byłam całkowicie mobilna- na ile oczywiście pozwalała kroplówka z oksytocyną.

    Teraz jestem nastawiona że nie wezmę znieczulenia właśnie po to by nie wydłużać porodu, choć zawsze nie wykluczam zmiany decyzji a że ja z tych miękkich to pewnie się złamię niestety :(
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Hm, ale sa tez juz z reguly w tych lepiej wyposazonych szpitalach (a do takich zaliczylabym te, ktore w ogole oferuja zzo) ktg mobilne, ze mozna chodzic?
    --
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Ja byłam podpięta pod KTG na początku porodu, po ZZO połaziłam, poskakałam na piłce i zaraz się ruszyło, w godzinę z hakiem pełne rozwarcie, a startowałam z 3cm i te 3 cm trwały nieprzerwanie 3h póki nie podali ZZO. Skurcze czułam wyraźnie, tyle, że nie bolały.
    --
    •  
      CommentAuthorKatarzynka
    • CommentTimeApr 29th 2012
     permalink
    Nie wiem, na ile dostępne są ktg mobilne, ale zwykłe ktg można podłączyć na siedząco zamiast na leżąco - to robi duużą różnicę. Rodząc Staśka miałam zapis ktg, siedząc na piłce i kręcąc się na niej, w ogóle tego nie zauważyłam prawie.
    -- ,
    •  
      CommentAuthorVsti
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    Troszkę Wam zazdroszczę, że mogłyście skorzystać z ZZO u mnie w żadnym pobliskim szpitalu nie ma takiej możliwości... i pomału zaczynam się bać, że przez ból, zmęczenie nie będę miała sił na parcie :/
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    Vsti: i pomału zaczynam się bać, że przez ból, zmęczenie nie będę miała sił na parcie :/


    Chyba nie ma sensu nastawiać się z góry na czarny scenariusz - przecież wcale tak nie musi być, z zzo czy bez.
    •  
      CommentAuthormad1
    • CommentTimeApr 30th 2012 zmieniony
     permalink
    Hydro dobrze mówi!
    Ja swojego porodu dokładnie nigdzie nie opisałam, bo nie chcę.
    Mam traumę.
    Ale jak tak się zastanowię, to pomijając błędne decyzje lekarzy... Chyba byłam trochę psychicznie zablokowana.
    Lepiej nastawić się pozytywnie i zrobić wszystko by się nie bać.
    Takie moje zdanie...

    A co do zdjęć, to ja zobaczyłam dziecko dopiero po 3,5h. Ale nie miałam nawet siły nic powiedzieć. Patrzyłam na nią trzymaną przez pielęgniarkę..., która stwierdziła, że muszę jeszcze odpocząć.
    Dostałam ją godzinę później do piersi.
    A zdjęcie mam dopiero z dnia następnego.
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    madrill: Lepiej nastawić się pozytywnie i zrobić wszystko by się nie bać.

    Dokładnie! Ja się nie bałam, bo wiedziałam, że nie ja pierwsza, nie ostatnia. I dałam radę, bo kto jak nie ja? :wink:

    Treść doklejona: 30.04.12 08:48
    madrill: A zdjęcie mam dopiero z dnia następnego.

    ja też... albo nawet dwa dni później....
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    madrill: Chyba byłam trochę psychicznie zablokowana.


    Bo stres to główny wróg naturalnej oksytocyny - naprawdę można się nieźle zablokować przez strach. Ja wiem, że każda kobieta w jakimś stopniu się boi porodu, a już pierwszego to w ogóle, bo to nieznane jeszcze doświadczenie. Ale grunt to nie pozwolić, żeby strach nas przerósł, poród przecież naprawdę jest do przejścia.
    •  
      CommentAuthorflavia
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    a wiec...
    doczekałam się własnej porodowej historii, a oto i ona:
    25.04 o godz 6 rano budzę się i czuję, jakbym "sikała pod siebie" ale nic nie było, poszłam do kibelka i na papierze zobaczyłam różowawe plamki. Nie panikowałam- "to zapewne czop odchodzi", wróciłam do łóżka i nagle czuję bezbolesne twardnienie brzucha, ale też myślę sobie, że się napalę, a zaraz przejdzie i nici z porodu:) za chwile kolejny raz mi brzuch się stawia, budzę mojego i zażartowałam sobie "nie chce nic mówić, ale chyba RODZIMY" często Go tak straszyłam wiec mnie zlał, potem kolejny skurcz... Paweł postanowił je liczyć, okazało się że równo co 6 min, średnio bolesne i krótkie. Wzięłam prysznic, dalej to samo regularne co 6 min. Na 12.20 miałam umówione KTG, postanowiłam zaczekać, siadłam na piłkę i zaczęłam prasować pieluchy, na skurczu wstawałam, bo jakoś piłka mi nie pomagała... zadzwoniłam do znajomej Ginki z Madalińskiego ( tam właśnie miałam umówione KTG i planowałam rodzić) stwierdziła, że olać KTG i na IP od razu iść, w szpitalu chwile czekaliśmy aż się mną zajmą, tłumy! Zbadali mnie i o godz ok 12.30 rozwarcie na marne 2 cm, porodówka pełna, 5 rodzących oczekujących na własną odpowiedzialność na korytarzu i mnie musieli odesłać, obdzwonili warszawskie szpitale i jakieś babyboom było tego dnia- brak miejsc! Łaskawie na Wołoskiej mnie 'przyjęli' oczywiście się mega zwyłam, na KTG skurcze nadal krótkie co 6 min, miałam takie dochodzące do 120, przyjemne nie było, ale do wytrzymania... 3 cm rozwarcia! non stop na piłce siedziałam, tylko to mi pomagało... Na porodówce jedna położna na 3 rodzące, śmieszna babka, ale mało delikatna, badania bardziej mnie bolały niż same skurcze, proponowała oxy i różne przyspieszacze, od razu zapowiedziałam, że chce znieczulenie... 4 cm już można wiec czekamy na anestezjologa, Pani na sali obok się nie doczekała, drugi jej poród akcja nabrała tępa, gdy mnie przygotowywali do znieczulenia ( miałam już 5 cm) ona tuliła swoją córeczkę... wcześniej zażyczyłam sobie lewatywę, dla własnego komfortu, musiałam też wyrazić zgodę, na podłączenie oxy jak przez znieczulenie osłabnie czynność skurczowa, miałam podłączony monitor czynności serca, ale KTG jeszcze wtedy nie, poszłam do łazienki na ostatnie siusiu. w ogóle kręciło się sporo studentek, pogadałam sobie z nimi, okazało się że to mój rocznik, wcześniej nie wyraziłabym zgody gdybym wiedziała o ich obecności i teraz wiem, że bym żałowała:) jakoś mi ich obecność nie przeszkadzała, jednej dałam pomacać brzuch, sprawdzała ułożenie dziecka druga mnie zbadała ogólnie spoko ( potem jak już z Małą leżałam to przychodziły do nas w odwiedziny) Ale wracając do akcji, znieczulenie LUKSUS!!! nic nie czułam nawet że mi się brzuch stawia, normalnie chodzić mogłam a bólu niet... już się bałam, że dupa będzie, ale na KTG wyszło że są skurczybyki i to co 3 min, rozwarcie na 8cm:shocked: w ogóle to cały czas się cieszyłam, uśmiechałam, żartowałam sobie, ale miałam świadomość, że najlepsze przede mną o 19 poszły studentki, położna się zmieniła anestezjolog też się powoli zmywał a mnie znieczulenie puszcza, dali mi kolejna dawkę która była niepotrzebna bo RODZIMY:) nie znieczulają 'dołu' chwilę potem było już 10 cm a Mała tak się wierciła że źle w kanał wchodziła, do tego rodziła się z rączką ale nie wyprostowaną jak to "zwykle" bywa tylko zgiętą w łokciu wiec już w ogóle. Mój postanowił wcześniej, że chyba jednak nie da rady i wyjdzie, ale jak zajrzał i zobaczył, że ja przy parciu się uśmiecham to postanowił wrócić, stanął za moją głową... podobno wszyscy na około się ze mnie śmiali bo ja się strasznie denerwowałam, chciałam już przeć, a położna się długo w fartuszek ubierała to się zapytałam "czy długo jeszcze" jak już było widać główkę to asystentką anestezjologa mówiła, że są czarne gęste włosy- jak chciałam... to spojrzałam się na nią i z ironią w głosie zapytałam "żartuje Pani sobie ze mnie?!" także tego, o 20.50, w 15 min wyparłam 3950g Słodkości, wymagało to "DELIKATNEGO" cięcia ( mojego wtedy zmroziło- porównał towarzyszący temu dźwięk do cięcia gałęzi sekatorem:devil:) nie bolało, ale czułam i słyszałam. Jak mi ją rzucili na klatkę to BRAK SŁÓW...!!!!:heartbounce::heartbounce::heartbounce::heartbounce: różowe, zaślinione, włochate, mięciutkie i nie płakało ( położna podobno mi wyjaśniła, że dopóki nie odpępnią to nie zapłacze) no i po przecięciu pępowiny przez tatusia Młoda pokazała co potrafi:) dostała 10 punktów Apgar a ja 26 kokardek w kroku:) przy szyciu się popłakałam z bólu( ostatnich dwóch szwach), z panem Dr też sobie pożartowałam w trakcie... no i po wszystkim dochodzę do wniosku, że więcej się w ciąży nacierpiałam, niż podczas porodu, który nie był łatwy...
    zadowolona również jestem z porodu na Wołoskiej, ale jeśli chodzi o pobyt w szpitalu to inna bajka, cieszę sie, że MY już w domu:whorship:
    --
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    Flavia gratuluję! Jednym zdaniem wspaniałe wspomnienie. Znieczulenie super sprawa :wink:
    Życzę, aby krocze szybko się zagoiło, ja również szycia nie wspominam miło mimo, iż szwów miałam 4x mniej.
    --
    •  
      CommentAuthormadziauk
    • CommentTimeApr 30th 2012
     permalink
    Flavia - taki porod jak Ty moglabym miec :) gratuluje :)) Tylko ja sie boje znieczulenia. Jak narazie planuje w wodzie , natuaralny, moze z gazem - jak bedzie taka opcja. :)) Super, ze masz juz swoje malenstwo przy sobie :)
    Jak czytalam Twoj opis porodu, to az sie sama do siebie usmiechalam :) pozytywne nastawienie to podstawa :) Wiem, ze teraz tak latwo napisac, mam jednak nadzieje, ze bede pozytywnie zakrecona w dniu porodu :)
    --
    •  
      CommentAuthornataliaa_
    • CommentTimeMay 1st 2012
     permalink
    Piękne przeżycie gratuluję jeszcze raz
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeMay 1st 2012
     permalink
    Flavia ale czekałam na twoją historię :wink: Już nie mogę się doczekać własnej. Chociaż jak przeczytałam opis Mariamateri to dosłownie mnie zmroziło...
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthorflavia
    • CommentTimeMay 1st 2012
     permalink
    no niestety, niczego nie jestesmy w stanie przewidziec... Moj porod byl ciezki, ale mialam super staf, polozna swiranie sie spisala, lekarz 'naprawiajacy' mnie rowniez. Ja jestem w szoku, ze tak to wszystko znioslam. Kazdy porod inny, ale Malenstwo na piersi wynagrodzi wszystko:) nie ma co sie bac, bo przeciez zadnej ciezarnej to nie ominie:smile:

    powodzenia kochane przyszle mamusie
    --
    •  
      CommentAuthorOsorya
    • CommentTimeMay 1st 2012
     permalink
    Flavia ogromne gratulacje,wspaniały poród:)
    Powiedz czemu pobyt w szpitalu to inna bajka?Też zamierzam rodzić na Wołowskiej i jestem bardzo ciekawa.A z odwiedzinami ojca dziecka jak?
    --
    •  
      CommentAuthorflavia
    • CommentTimeMay 4th 2012
     permalink
    bylo goraco Mala zimnolubna sie okazala i strasznie sie denerwowala bo ja opatulali na scisk a Ona nie lubi tak, kazda polozna wie lepiej, przy czym kazda chyba z innej ksiazki sie uczyla... Wmawiali mi ze zle karmie, ze dziecko spada( normalne przeciez) brali na dokarmianie a Luska odmawiala i zwracala co jej wcisneli na sile! Modlilam ze zeby z tamtat wyjsc i co?! Mala aniolem do dzisiaj byla.
    Kazda plakala...
    Co do odwiedzin to teoretycznie od 15.30-17 a prakrycznie od rana u mnie Pawel siedzial tylko raz go wygonili ' juz po odwiedzinach'
    --
  5.  permalink
    flavia gratulacje!! Świetny poród :)

    penny: Chociaż jak przeczytałam opis Mariamateri to dosłownie mnie zmroziło...



    No dlatego mariamateria zastanawiała się czy pisać... ale pochwalić może pana szyjącego, bom wygojona pięknie, że śladu nie ma prawieże. a napisałam co by ku przestrodze było, że nie każdy szpital z certyfikatem, to szpital przyjazny...:devil: choć co ciekawe, mogę rodzić jeszcze raz, lęku brak :D
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeMay 6th 2012
     permalink
    Mariamateria pisz, każda z nas wie, że nie zawsze jest kolorowo. Wolę być przygotowana dosłownie na wszystko, niż żyć złudnym przekonaniem. Oczywiście nastawiona jestem optymistycznie ;)
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
  6.  permalink
    no własnie, myślałam o tym, że póki co jest jeszcze ta rzeczywistość w niektórych polskich szpitalach, że trzeba o siebie zadbać i umówić się z położną, bo inaczej może być jak u mnie zamiast jak u flavii a przecież tak naprawdę nie wiele potrzeba - tylko o odrobinę ludzkiego podejścia. A najbardziej mnie wkurza takie gadanie wrednych położnych : ja też przez to przechodziłam. To se myslę w tym czasie - toś cholero jedna nic przez to nie zmądrzała ;P
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeMay 6th 2012
     permalink
    flavia: kazda polozna wie lepiej, przy czym kazda chyba z innej ksiazki sie uczyla...


    Flavia, gratulacje ogromne, fajny opis :) Z tym akurat co wyżej napisałaś to się zgodzę, chyba wszędzie tak jest! Moja położna mi wtedy powiedziała, żeby wszystkich olać i słuchać swojej intuicji, bo to JA jestem matką :D Ale zgłupieć można od nadmiaru informacji - i to sprzecznych...
    --
    •  
      CommentAuthornessie
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    WITAM SIE I TU!
    ------
    04.05.12 po wizycie okazalo sie, ze krwawilam przez te ostatnie dni, poniewaz lozysko jest juz stare i zaczelo sie odklejac….szacowana waga malego 3300kg, zadnych boli i 4 ladne cm rozwarcia. Decyzja zapadla!
    Przebijamy worek owodniowy nie ma co ryzykowac z odklejajacym sie lozyskiem!
    Zaprowadzili mnie do pokoju i kazali sie rozgoscic i czekac az zawolaja!
    We wloszech nikomu sie nigdzie sie spieszy wiec stwierdzilismy z Antekiem, ze napewno po poludniu lub pod wieczor beda przebijac wiec on spokojnie zalatwi to co mial do zalatwienia i cos zje… po obiedzie przyjezdza i zostaje juz na cale 2 dni ze mna a raczej z nami :)
    Bylam podekscytowana, ze to juz dzis! WKONCU! Nie moglam w to uwierzyc!
    Jednoczesnie zaczal ogarniac mnie strach na mysl, ze to juz tuz tuz…..
    O 12.30 przebili wor! Zrobilo sie w gabinecie jezioro!
    Zaprowadzili mnie do sali w ktorej miaalm urodzic mojego skarbusia! Bylo lozko i fotel! Polozylam sie na lozku podlaczyli KTG i czekamy na skurcze! Oj alez bylam ciekawa jak one beda wygladac!
    Przedzwonilam do Antka, zeby sie nie spieszyl bo tu narazie sie nic nie dzieje, wiec niech spokojnie zje obiad bo tu napewno nic nie bedzie sie dziac w przeciagu godziny czy dwoch! Wygadalam sobie :-)
    Pierwsze skurcze (po okolo 15min o przebicia worka) takie sobie!
    Rozmawialam caly czas z polozna….pytala co 10 min jak sie czuje, co czuje i jak odczowam bol w skali od 1-10.
    O 13.30 odpowiedzialam jej, ze 4 (nie wiedzac, ze mialam juz rozwarcie na 7cm).
    Antka jeszcze nie bylo wiec zadzwonilam po niego, zeby szybko przyjezdzal, bo plany ulegly zmianie bede rodzic lada moment! Po 10minutach bylo juz 10cm (wg mnie bol w skali od 1-10) na 7!
    Polozna zadzwonila po doktora, ze ja juz jestem gotowa! Mowiac mi, ze jesli chce moge zaczac przec!!!!
    A ja taaaaaaakie wielkie oczy na nia!!!!
    Jak to juz!????
    Przeciez ja jestem dopiero przy 7 w skali bolu!
    Antka jeszcze nie ma!
    Wzielam telefon i zadzownilam do niego (przy 10cm rozwarcia i skurczach partych) ….
    na szczescie byl juz pod drzwiami!!!!
    Wiec zaczelam przec!!!!
    Czulam jak Diego mi pomaga! pchal sie nozkami i raczkami na swiat! Usmiechalam sie na sama mysl, ze juz za chwilke bedzie z nami! Antek zagladal jak wychodzila glowka a ja sie po nim darlam, zeby tego nie robil!
    Najgorszy moment byl jak glowka malego byla juz prawie na zewtatrz… wydawalo mi sie, ze jak nabiore powierze to i wciagne glowke wiec prawie bez oddechu ostatni raz parlam najmocniej
    …. uslyszalam…. placz…. ale nie dziecka ….Antka!!!!!
    Po chwili polozyli mi na piersi mojego synka! Najpiekniejszy moment w moim zyciu pomimo tego, ze kazalam go szybko zabrac aby umyc i przebrac… wydawalo mi sie, ze jest mu zimno! A to ja tremalam nie on!!!!!!!
    Antek przecial pepowine nadal beczac….
    Peklam tylko troszke, 2 szwy… ale bolalo jak cholera nadal boli! :)
    O 14.09 urodzil sie Diego! 10pkt! 3030kg, 51cm :)
    --
    •  
      CommentAuthormarianna27
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    zazdroszcze takiego porodu :)
    duzo jednak tez zalezy od progu bolu....ja przy 2cm mialam 9 w 10stopniowej skali :confused:
    ech..
    --
    •  
      CommentAuthorKakai
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    Nessie gratulacje!:bigsmile:
    --
  7.  permalink
    nessie piękny poród, gratuluję takich cudownych przeżyć. Teraz wszystkie czekamy na fotkę Diego :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorasia_
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    nessi jeszcze raz gratulacje . Super poród , synuś na 10-tkę i wagowo w sam raz - nic tylko rodzić :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_kasiek_
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    i tutaj Ci pogratuluje :clap::clap::clap:

    oczywiście się popłakałam przy końcówce jak się już Diego rodził i jak napisałaś o płaczu Twojego Antka....
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    Nessie, piękne! Gratuluję i niech Wam Diego duży i zdrowy rośnie :)
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeMay 7th 2012
     permalink
    szkoda, że każda babeczka nie może mieć tak szybkiego i mało bolesnego porodu, oj szkoda.... :wink:
    --
  8.  permalink
    Gratulacje:cheer::cheer::cheer:
    --
  9.  permalink
    nessie raz jeszcze ogromne gratulacje i teraz nie marze o niczym innym tylko porodzie podobnym do TWojego....no i oczywiscie nie moge sie wrecz doczekac zdjec malego Diego :))
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 5th 2012
     permalink
    No to dopisuję się tu po raz drugi :smile:

    Piątek, 1 czerwca – dzień jak co dzień. Czyli – chodzę i marudzę, że porodu ani widu, ani słychu :wink: Małż wraca z pracy, jemy obiad, starsza córa ucina sobie drzemkę, to i my postanawiamy się walnąć na kanapę i odpoczywać. O 17 czuję, jak jakiś niezidentyfikowany ból łupie mnie w okolicach spojenia łonowego, aż się zginam w pół. No tak, pewnie znowu młoda głową się wwierca niżej… Nawet nie pomyślałam, że to może być już coś. Po paru minutach kolejny ból i jeszcze raz… Hmm… Patrzymy na zegarek – cholera, co 5 minut, w dodatku każdy trwa długo i boli bardzo konkretnie. Już wiem, że to na pewno TO.

    Idę pod prysznic, B. bierze się do przygotowania Hani do wyjścia do babci. Ja tymczasem pod prysznicem stwierdzam, że to na pewno fałszywy alarm, bo skurcze minęły. Tyle, że ledwo kończę kąpiel, a one wracają, i to jakie. Zegarek – co 3 minuty (!!). Nie ma żartów. Telefon do położnej i w drogę. Hania zostaje u babci, my jedziemy do Gliwic, bo tam wybraliśmy ostatecznie szpital i położną. 50 km, jakieś 45 minut jazdy.

    W samochodzie skurcze trochę przystopowały, ale nadal były bardzo intensywne. Na miejscu byliśmy około 19.30. Szybko formalności na izbie przyjęć i na porodówkę. Mieliśmy szczęście – właśnie zaczęła się weekendowa zmiana w szpitalu, więc cisza i spokój, w dodatku jakimś cudem porodówka była zupełnie pusta, chociaż na co dzień sporo dzieci tam się rodzi. Zatem wybraliśmy sobie salę porodową, zarezerwowaliśmy wannę i przeszliśmy do części formalnej. Położna podłączyła KTG, ja się usadowiłam na podłodze na worku sako i przebrnęliśmy razem przez całą papierologię, plan porodu itp. Oczywiście piekielna maszyna i tym razem uznała, że nie rodzę, bo nie zapisała ani jednego skurczu :devil:

    Po KTG badanie i od razu 5 cm rozwarcia (szok, nawet nie zdążyło porządnie boleć). Położna stwierdziła, że w takim razie nalewa mi wody do wanny, a ja mam robić na co tylko mam ochotę. Salę wybraliśmy bardzo fajną, bo bez łóżka porodowego, za to z wszystkimi możliwymi sprzętami. A mnie i tak najbardziej odpowiadał materac na podłodze i mąż w roli „wieszaka” :wink: Po paru skurczach przyszedł kolejny, bardzo mocny i poczułam jak pęka pęcherz płodowy. Weszłam do wanny – co za relaks (ja chcę taką wielką wannę do domu :devil:). Zanurzałam się praktycznie po szyję i tak przetrwałam kolejne skurcze prawie do pełnego rozwarcia. Wtedy już przestałam sobie żartować i się śmiać, za to włączyło mi się marudzenie – niechybny znak, że finał blisko :wink: Pamiętam, że bredziłam coś o dzikich zwierzętach, które mają się lepiej od nas, bo rodzą w 2 minuty i idą dalej :devil: W końcu stwierdziłam, że wyłażę z wody, chociaż zastanawiałam się, czy by nie zostać do końca.

    Wyszłam, kolejny skurcz już party, dosłownie rzucił mnie na podłogę. A potem już poszło szybko, chociaż ja mam wrażenie, że to była wieczność :wink: Klęczałam opierając się trochę na mężu, trochę na worku. To było coś, czego w pierwszym porodzie kompletnie nie czułam – miałam pełną kontrolę nad tym, co się dzieje, nad skurczami, nad parciem, wiedziałam, jak szybko dziecko się obniża. A nikt mnie nie instruował, co i jak robić. To chyba był ten słynny instynkt – nie myślałam, tylko robiłam dokładnie to, co kazało mi robić moje ciało. Nawet najgorszy moment czyli urodzenie główki bez nacięcia przetrwałam w zasadzie nie słysząc, co do mnie mówi położna (a wtedy miałam jej słuchać :devil:). Jakoś tak wyszło, że sama powstrzymałam w tym momencie parcie, może to przez ten nieziemski ból mnie przyhamowało (i teraz to już wiem, jak łatwo się zgodzić na wszystko przy porodzie nie mając przy sobie kogoś, kto nas wesprze w takim momencie, przecież przy takim bólu każdy zgodzi się na to, co mu druga strona zaproponuje czy wręcz wmówi). Uff… Potem położna poprosiła, żebym podniosła się z klęczek, bo coś młodą blokuje. Zmieniłam pozycję, wyszła – okazało się, że miała wyjątkowo krótką pępowinę, tak krótką, że nie dało się jej położyć na mnie wyżej niż gdzieś w dole brzucha między nogami prawie :wink: Ta pępowina trochę ją przytrzymywała i, gdyby nie ona, to może jeszcze szybciej by mi poszło :wink: 3490 g (a miała mieć ponad 4 kg :devil:) i 54 cm. Marudząca strasznie :smile:, jakby miała nam za złe, że ją z brzucha wygoniliśmy :wink: Była 21.48.

    Po wszystkim czułam i czuję się świetnie, mam założone dwa szwy (jak to położna określiła – „dla formalności zakładam, bo to tylko małe draśnięcie”), ale dosłownie nie czuję jakbym rodziła. W porównaniu do porodu z nacięciem różnica jest kolosalna. I nikt mi nigdy nie wmówi, że warto dać się naciąć „na wszelki wypadek” – o nie, nie skazałabym siebie (ani kogokolwiek) na takie cierpienie bez potrzeby. Warto walczyć o jego uniknięcie, naprawdę.

    Cóż mogę dodać… Od początku do końca rodziłam tak, jak chciałam, nie usłyszałam ani słowa sprzeciwu, ani słowa zniechęcenia, to ja decydowałam, co i jak. Nikt mi niczego nie narzucał. Jestem pewna, że właśnie dzięki temu wszystko poszło sprawnie i bez problemów. Da się? Pewnie, że się da. Z dobrą, stojącą po naszej stronie położną można wszystko. I mając pełną swobodę też można wszystko. I chociaż boli, jak diabli, to jest to coś pięknego. Taka nasza zwierzęca natura w czystej postaci. Ja byłam przekonana, że mój pierwszy poród był super, ale to za drugim razem poczułam to wszystko tak naprawdę, gdzieś od środka. To jest właśnie prawdziwie naturalny poród i teraz wiem, że warto o niego walczyć do końca (a nie słuchać chóru malkontentów – a po co, a to i tak nic nie da, bez sensu ten plan porodu, i tak cię natną, a jak pękniesz po odbyt, to co?). Warto, dziewczyny, naprawdę warto, nie dajcie sobie zatem wmawiać, że inni wiedzą lepiej, jak macie rodzić :smile: Życzę wszystkim takich właśnie przeżyć :bigsmile:
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeJun 5th 2012
     permalink
    Hydro...chapeau bas:clap::clap::clap:
    --
    •  
      CommentAuthorPajacynka
    • CommentTimeJun 5th 2012
     permalink
    Fantastyczny opis Hydro, prawdziwy poród po ludzku :smile:
    --
    •  
      CommentAuthorVsti
    • CommentTimeJun 5th 2012
     permalink
    hydro aż zazdrość mnie chwyciła- też tak chcę :bigsmile: Super:clap::clap::clap:
    Mam takie spostrzeżenie może mylne- dziewczyny z problemami szyjkowymi mają chyba krótsze porody ;) Może i jest nadzieja dla mnie :swingin:
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.