Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.


Ja po znieczuleniu byłam w pełni sprawna, jednakowoż moja koleżanka nie miała władzy w nogach. Widać wiele czynników może mieć wpływ na reakcję po podaniu znieczulenia.--

i pomału zaczynam się bać, że przez ból, zmęczenie nie będę miała sił na parcie :/
Chyba byłam trochę psychicznie zablokowana.
w ogóle to cały czas się cieszyłam, uśmiechałam, żartowałam sobie, ale miałam świadomość, że najlepsze przede mną o 19 poszły studentki, położna się zmieniła anestezjolog też się powoli zmywał a mnie znieczulenie puszcza, dali mi kolejna dawkę która była niepotrzebna bo RODZIMY:) nie znieczulają 'dołu' chwilę potem było już 10 cm a Mała tak się wierciła że źle w kanał wchodziła, do tego rodziła się z rączką ale nie wyprostowaną jak to "zwykle" bywa tylko zgiętą w łokciu wiec już w ogóle. Mój postanowił wcześniej, że chyba jednak nie da rady i wyjdzie, ale jak zajrzał i zobaczył, że ja przy parciu się uśmiecham to postanowił wrócić, stanął za moją głową... podobno wszyscy na około się ze mnie śmiali bo ja się strasznie denerwowałam, chciałam już przeć, a położna się długo w fartuszek ubierała to się zapytałam "czy długo jeszcze" jak już było widać główkę to asystentką anestezjologa mówiła, że są czarne gęste włosy- jak chciałam... to spojrzałam się na nią i z ironią w głosie zapytałam "żartuje Pani sobie ze mnie?!" także tego, o 20.50, w 15 min wyparłam 3950g Słodkości, wymagało to "DELIKATNEGO" cięcia ( mojego wtedy zmroziło- porównał towarzyszący temu dźwięk do cięcia gałęzi sekatorem
) nie bolało, ale czułam i słyszałam. Jak mi ją rzucili na klatkę to BRAK SŁÓW...!!!!


różowe, zaślinione, włochate, mięciutkie i nie płakało ( położna podobno mi wyjaśniła, że dopóki nie odpępnią to nie zapłacze) no i po przecięciu pępowiny przez tatusia Młoda pokazała co potrafi:) dostała 10 punktów Apgar a ja 26 kokardek w kroku:) przy szyciu się popłakałam z bólu( ostatnich dwóch szwach), z panem Dr też sobie pożartowałam w trakcie... no i po wszystkim dochodzę do wniosku, że więcej się w ciąży nacierpiałam, niż podczas porodu, który nie był łatwy...

Już nie mogę się doczekać własnej. Chociaż jak przeczytałam opis Mariamateri to dosłownie mnie zmroziło...

Chociaż jak przeczytałam opis Mariamateri to dosłownie mnie zmroziło...
choć co ciekawe, mogę rodzić jeszcze raz, lęku brak :D


kazda polozna wie lepiej, przy czym kazda chyba z innej ksiazki sie uczyla...


Małż wraca z pracy, jemy obiad, starsza córa ucina sobie drzemkę, to i my postanawiamy się walnąć na kanapę i odpoczywać. O 17 czuję, jak jakiś niezidentyfikowany ból łupie mnie w okolicach spojenia łonowego, aż się zginam w pół. No tak, pewnie znowu młoda głową się wwierca niżej… Nawet nie pomyślałam, że to może być już coś. Po paru minutach kolejny ból i jeszcze raz… Hmm… Patrzymy na zegarek – cholera, co 5 minut, w dodatku każdy trwa długo i boli bardzo konkretnie. Już wiem, że to na pewno TO.
Po paru skurczach przyszedł kolejny, bardzo mocny i poczułam jak pęka pęcherz płodowy. Weszłam do wanny – co za relaks (ja chcę taką wielką wannę do domu
). Zanurzałam się praktycznie po szyję i tak przetrwałam kolejne skurcze prawie do pełnego rozwarcia. Wtedy już przestałam sobie żartować i się śmiać, za to włączyło mi się marudzenie – niechybny znak, że finał blisko
Pamiętam, że bredziłam coś o dzikich zwierzętach, które mają się lepiej od nas, bo rodzą w 2 minuty i idą dalej
W końcu stwierdziłam, że wyłażę z wody, chociaż zastanawiałam się, czy by nie zostać do końca.
Klęczałam opierając się trochę na mężu, trochę na worku. To było coś, czego w pierwszym porodzie kompletnie nie czułam – miałam pełną kontrolę nad tym, co się dzieje, nad skurczami, nad parciem, wiedziałam, jak szybko dziecko się obniża. A nikt mnie nie instruował, co i jak robić. To chyba był ten słynny instynkt – nie myślałam, tylko robiłam dokładnie to, co kazało mi robić moje ciało. Nawet najgorszy moment czyli urodzenie główki bez nacięcia przetrwałam w zasadzie nie słysząc, co do mnie mówi położna (a wtedy miałam jej słuchać
). Jakoś tak wyszło, że sama powstrzymałam w tym momencie parcie, może to przez ten nieziemski ból mnie przyhamowało (i teraz to już wiem, jak łatwo się zgodzić na wszystko przy porodzie nie mając przy sobie kogoś, kto nas wesprze w takim momencie, przecież przy takim bólu każdy zgodzi się na to, co mu druga strona zaproponuje czy wręcz wmówi). Uff… Potem położna poprosiła, żebym podniosła się z klęczek, bo coś młodą blokuje. Zmieniłam pozycję, wyszła – okazało się, że miała wyjątkowo krótką pępowinę, tak krótką, że nie dało się jej położyć na mnie wyżej niż gdzieś w dole brzucha między nogami prawie
Ta pępowina trochę ją przytrzymywała i, gdyby nie ona, to może jeszcze szybciej by mi poszło
3490 g (a miała mieć ponad 4 kg
) i 54 cm. Marudząca strasznie
, jakby miała nam za złe, że ją z brzucha wygoniliśmy
Była 21.48.
Życzę wszystkim takich właśnie przeżyć


