Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeJul 4th 2012
     permalink
    Też ok 27tc strach zaglądał mi w oczy w obu ciążach.
    Dobrze, że miałaś pessar a nie np. szew.
    Gratuluję przeogromnie i życzę siły.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    beagraf: hydrozagadka a ja się właśnie zastanawiałam gdzie - jeśli donoszę (muszę tym razem) - czy rodzic w Gliwicach. A jak to z tą swoją położna - mieliście opłaconą?


    Tak, wykupiliśmy usługę indywidualnej opieki. A namiary na nią dostałam z bardzo wiarygodnego źródła i powiem, że warto, bo dawno nie spotkałam kogoś tak pozytywnie zaangażowanego w swoją pracę. Jakbym jeszcze kiedyś miała rodzić to na pewno tam i na pewno z tą samą położną :smile:

    Treść doklejona: 05.07.12 07:25
    Sliwson, chylę czoła, dobrze, że już po wszystkim :neutral:
    •  
      CommentAuthorsliwson
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Nie ma co przede mną chylić czoła... Ja nie miałam wyjścia to dałam radę. Ciagle mam wrażenie, ze gdybym nie musiała, to bym tego nie przeżyła...

    Hydro bardzo, bardzo zazdroszczę porodu a przede wszystkim pięknych wspomnień i tego bezcennego poczucia, ze naturalnie sie da. Ja jeszcze kiedyś powalczą o córeczkę i wtedy zrobię wszystko, by mój poród tak właśnie wyglądał!:)
    --
    •  
      CommentAuthormooniia
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    mi jak rodziłam Gosie przez CC w 31,4 tłumaczyli , ze lepsza cc bo jest mniej obciazajaca dla tak małego dziecka, nie ma ryzyka niedotlenienia a przeciez nie wiadomo w jakim stanie urodzi sie dziecko, wiec trzeba je maksymalnie wspomóc.
    Co do uzywania nozyczek skalpela to skalpelem tnie sie szybciej łatwiej nim operowac, byc moze lekarz podjał taka decyzje bo chodziło mu o cenne sekundy, nie wiem to tylko takie moje gdybanie.
    Silwson powiem ci na pocieszenie, ze ten strach potem sie zapomina i ta trauma mija, najwazniejsze , ze mały zdrowy i rosnie reszta jest niewazna.

    Treść doklejona: 05.07.12 09:14
    i dziewczyny taka moja refleksja - nie nakrecajcie sie na idealne porody wg ksiazkowych wytycznych bo w zyciu róznie bywa a potem rozczarowanie szybko moze sie przemienic w depresje poczucie zalu krzywdy itp. pewnie, ze super jak wszystko jest jak w bajce, ale jak nie to trudno, najwazniejsze, zeby mama i dziecko czuly sie dobrze i szczesliwe przez ten porod przeszły
    -- mama piątki :)
    •  
      CommentAuthorVsti
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Mam chwilkę, bo moja Mała Głodomorra śpi to może opiszę swój poród :P

    19.06- Wizyta u ginekologa 37 tydz.

    Badanie ginekologiczne- rozwarcie 2 cm, szyjka prawie zgładzona... Usg- waga Małej 2610g, łożysko starzejące się z licznymi złogami wapiennymi- zagrożenie dla przepływów.
    Gin. pyta kiedy rodzimy? Odpowiadam, że chciałabym wytrzymać choć do rozpoczęcia wakacji (bo wtedy m. miałby już wolne) Gin odpowiada: 8 dni? Nie da pani rady... Jutro zgłasza się pani do szpitala do porodu? Śmiać mi się chciało :D Ja? do porodu? Już? Przecież czuję się znakomicie :)

    20.06 - Szpital
    Okazuje się, że przez moją cukrzycę łożyska jest w bardzo złym stanie+ ktg zapisuje skurcze ( ja nic nie czuję) W nocy idę zgłosić położnym regularne twardnienia, badają mnie rozwarcie nie postępuję, każą iść spać...

    21.06-
    Poranne ktg zapisuję ładne regularne skurcze, nadal nic nie czuję... O 9 mój gin. zaprasza mnie na badanie... rozwarcie na 3,5 cm, szyjka minimalna. Pytają się, czy czuję skurcze- ja na to, że nic nie czuję... Śmieją się ze mnie, że poród idzie, a ja nic nie czuję :D Położna każe mi się spakować i zgłosić się na porodówkę. Dzwonie do m., że ma przyjechać, bo będę dziś rodzić- przy czym śmieję się, bo ja nie czuję nic :D Ja mam rodzić dziś? Jak to? :D Sama zadaję sobie te pytania :)
    10.20 jestem na porodówce ktg zapisuje skurcze regularne, ale jeszcze za słabe na porodowe, leże tak z 2 h, później mnie wypuszczają mogę chodzić brać prysznic, co jakiś czas znów ktg i badanie rozwarcia- rozwarcie nie postępuję, skurczę są. Przychodzi mój gin. mówi, że dziś muszę urodzić, bo łożysko jest fatalne i w każdej chwili może dojść do zatrzymania przepływów. Dostaje jakieś czopki na przyspieszenie rozwierania niestety nic się nie dzieję, moje kilka mm szyjki trzyma, jak diabli... O 17 zapada decyzja o podaniu oksy- myślę kurczę nie chcę z drugiej strony zdrowie mojego dziecka jest dla mnie ważniejsze w tej chwili... Skurczę niby się nasilają, a ja nadal nic nie czuję, rozwarcie nadal takie samo, dostaje jakiś zastrzyk na rozwieranie... M jest ze mną opowiada głupoty śmiejemy się razem z przemiła pania położną, która cały czas jest przy mnie :) O 17.40-45 zaczynam odczuwać ból podobny do okresowego rozwarcie na 4 cm (szału nie ma) Ale od tego czasu zaczynamy poród. O 19-stej ma przyjść nowa zmiana położnych mysle: fajnie byłoby sie wyrobić do 19, ale nic ciekawego się nie dzieję:)Przed 19 przychodzi kolejna położna, którą już znałam ( z powodu moich pobytów w szpitalu) starsza, ale przemiła babka :) Dyskutują z M. o meczu, że mam się wyrobić przed 20.45 :P Bada mnie- podczas badania czuję, że coś cieplego wylatuje ze mnie-to wody! Oj skurczę zaczynają być coraz mocniejsze, aż łamią mnie w połowie m. przypomina o oddechu. Przychodzi p. dr bada i mówi: mam dla Pani dobrą informację rozwarcie na 8 cm :) Cały czas wydawała mi się bardzo zołzowata, ale pokazuję mi, jak mam się ułożyć podczas skurczu, żeby uśmierzyć ból, jak oddychać postępuję zgodnie z jej radami. Przed 20 zgłaszam, że czuję parcie, zaraz podchodzi p. dr i 2 położne. Doktora tłumaczy dokładnie, co mam robić... Mówi: teraz przy skurczu zaczynamy! Czuję skurcz m. podtrzymuję mi głowę, położne nogi, a p. dr motywuję "dalej Mała, jakbys robiła kupkę i siusiu jeszcze, jeszcze wytrzymaj, wymień powietrze i mocno trzymaj!" Kolejny skurcz, kolejna motywacja, czuję, jak mój Maly Skarb przeciska się przeze mnie, nie czuję bólu, czuję tylko ogromny przypływ energii, energii wywołanej chyba przez miłość, którą czuję do tej Małej Istotki, którą za moment zobaczę. Jestem skupiona na kolejnych radach przy 4 parciu widać już główkę, dotykam jej to daje mi kolejną porcję energii, miłości... Przy 5 praciu godz. 20.20 wyciągają te moje Małe cudo, całe umazane, kładą mi ją na brzuchu jest taka ciepła, taka malusia, taka bezbronna, łzy same płyną po policzkach, jedyne słowa które umiem wypowiedzieć to "kocham Cię Skarbie"... Jestem tak oszołomiona emocjami, że nawet nie zauważam kiedy m. przecina pępowinę... o tym dopiero dowiaduje się później :) Małą ważą badają m. jest przy niej, a mnie meczą dalej (łyżeczekowanie)- łożysko nie urodziło się w całości. Po wszystkim kładą mi te Małe Stworzonko bez problemu łapie pierś i ssie. M jest przy nas. Myślę jeny Ona jest taka w 100% nasza, taka nasza Mała Istotka całe 2680g wagi i 53 cm długości- dopiero miałam ją pod sercem, a teraz leży przy mojej piersi... Najszczęśliwsza chwila w moim życiu... towarzyszących emocji nie da ubrać się w słowa... to po prostu trzeba przeżyć :)))

    Mimo oksy, nacięci(bo Mała rodziła się twarzyczką i rączką przy niej) jestem mega zadowolona z porodu I faza 2h 25` II faza 10`. Dziękuję bardzo super p. doktor, dzięki której wszystko tak sprawnie i bezboleśnie poszło i położnym, które o wszystkim na bieżąco informowały (rozwarciu, podawanych środkach, zapisach na ktg),a w szczególności mojemu m. który wytrzymał do końca, przypominał o oddychaniu, podtrzymywał :)No i mojemu doktorowi, który zareagował szybko, dzięki niemu mam zdrowe dzieciątko (nie wiadomo, coby było gdybym pochodziła dłużej)...
    Mimo, że szpital, w którym rodziłam nie posaida luksusów- typu wanna, zzo, osobnych sal porodowych nie zamieniłabym go na żadne inny, a tym bardziej mega wspaniałego personelu zarówno lekarzy, jak i położnych :)
    --
    •  
      CommentAuthorKakai
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Vsti pieknie:heartsabove::heartsabove:
    --
    •  
      CommentAuthormooniia
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    vsti piekny opis :)
    -- mama piątki :)
    •  
      CommentAuthorP_Madzia
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Vsti cudnie! Aż sie Poplakalam...:)))
    •  
      CommentAuthorPoLeMama
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    JA też wyję.. Piękny poród.. Pięknie to ujęłaś!
    :*
    --
    •  
      CommentAuthorVsti
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Porod wspominam bardzo dobrze, nawet przy szyciu powiedzialam: "kurcze ja nawet nie zdarzylam sie zmeczyc" :D Doktorka sie smiala, ze nadaje sie na "Matke Polke", bo tak sprawnie poszlo :) Za to pierwsze dni pologu daly mi w kosc niezle :/
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJul 5th 2012
     permalink
    Vsti, piekny porod :cry:
    •  
      CommentAuthornessie
    • CommentTimeJul 6th 2012
     permalink
    vsti ja tez pierwsze dni plogu wspominam gorzej od porodu! Super opis :)
    --
  1.  permalink
    Vsti - piekne opis porodu, Twoich wspomnien i niezapomnianych uczuc towarzyszących Ci przy tym waznym wydarzeniu!!! :-)
    -- ___
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeJul 15th 2012
     permalink
    a o to i nasza historia

    A więc 7go lipca w sobotę, trzy dni po terminie pojechałam rano do św zofii na moje pierwsze ktg. Przychodnia była totalnie pusta, a jedynymi pacjentkami jak się okazało były moje dwie, dawno niewidziane znajome-to też plotki trwały przez całe zapisy.
    Oczywiście na zapisie nic nie wyszło Fran się ukrywał, maszyna wariowała, skurczy brak. Potem długo musiałam czekać na wizytę lekarską, na której dowiedziałam się że szyjka była bardzo miękka przepuszczała chyba 1,5 palca.
    Tak jak czułam dr potwierdziła że franek cały czas wysoko, a że spora ilość wód- spora ale w normie powoduje że główka balotuje i nie może wejść w kanał. Pani dr poprosiła też bym powtórzyła zapis ktg z uwagi na to umykanie franka. Następne ktg miało być w poniedziałek
    Całość badań trwała od 8 do 12 byłam wykończona a jeszcze samochód stał w pełnym słońcu więc myślałam że w nim umrę.
    Nim do niego weszłam zadzwoniłam do mojej położnej która powiedziała że do poniedziałku t my urodzimy, ja też byłam bardzo za tym bo akurat w niedziele moi rodzice mieli się zajmować Felkiem. Tak więc ustaliłyśmy plan działania i umówiłyśmy się że jesteśmy w kontakcie.

    Po moim powrocie do domu, mąż pojechał do pracy a my zostaliśmy z felkiem sami. Lekko się denerwowałam bo miałam regularne, bezbolesne twardnienia brzucha co 5 min. Ale wiedziałam że dopóki nie bolą to spoko.

    o 20.00 wykąpałam i położyłam Felka,byłam w totalnym szoku że zasnął od razu( przez ostatni tydzień zasypiał przez 4 godz z uwagi na te straszne upały). Coś czułam że to musi być znak. Korzystając z wolnego wieczoru usmażyłam wielką michę kotletów i napisałam instrukcję dla moich rodziców jak postępować z Felem w sytuacjach niestandardowych:).

    o 22 zadzwoniłam do położnej powiedziałam o tych twardnieniach i że zaraz zaczynam moją akcję z laktatorem- dzień wcześniej siedziałam z nim 7 min i w nocy miałam nieregularne skurcze. Teraz miałam z nim siedzieć godzinę.
    tak więc przez godzinę pobudzałam brodawki laktatorem i po jakiś 2 minutach moje twardnienia przeszły w regularne skurcze- i już wiedziałam że to jest to. Po skończonej akcji doszło jeszcze krwawienie. Zadzwoniłam do położnej i na 1.15 umówiliśmy się na izbie. W między czasie wrócił mój m i przyjechała moja mama żeby zostać z felem w domu.

    Na izbie Monika zbadała mnie i okazało się że szyjka zgładzona a rozwarcie ma 5cm. Zapadła decyzja że rodzimy. Poszliśmy na sale porodową gdzie się przebrałam i o 1.30 zostałam podłączona do ktg na którym nie wyszły żadne skurcze chociaż ja czułam regularne co 5 minut.
    Przez następne 1,5 godziny skakałam na piłce, chodziłam jak bocian i robiłam przysiady. Generalnie rozpierała mnie energia a moja położna pozwalała mi na wszystko na co miałam ochotę.

    O 3 rano rozwarcie miało 7cm. Monika zapytała się czy wyrażam zgodę na przebicie pęcherza, uprzedzając mnie że po tym skurcze będą dużo bardziej bolesne i częstsze. Zgodziłam się bo wiedziałam, że bez tego główka nie wejdzie w kanał, więc nie było na co czekać. Skurcze faktycznie stały się silniejsze ale dawałam radę wisząc na drabinkach i kucając w skurczu. M ratował mnie masując mi krzyż.

    około 4.00 zdecydowałam że położę się jednak na łóżku, jakiś czas poźniej przy 8cm pojawiła się silna potrzeba parcia, problem polegał na tym, że główka cały czas nie była w kanale i Monika musiała naprowadzać Frania swoimi rękami uciskając na mój brzuch. Nie powiem parte bolały ale i mąż i położna mówili że świetnie mi idzie i że jestem bardzo dzielna. Ja starałam się koncentrować tylko na tym by z całych sił przeć,zwłaszcza że skurcze miałam dosyć krótkie i główka szybko się cofała.

    W niedzielę 8go lipca o godz 4.50 pojawił się franek. Pamiętam tę ulgę gdy główka pojawiła się na zewnątrz i mogłam jej dotknąć a potem jak wyszły ramionka i reszta już poszła gładko. Od razu dostałam go na brzuch, potem obejrzałam sobie łożysko i pomacałam tętniącą jeszcze pępowinę, którą potem przeciął m. Franio od razu zaczął ssać mleko.

    Pamiętam że cały czas mówiłam do Frania że jego starszy brat to to i tam to, że Felek go nauczy chodzić na kolanach i jeść wszystko co możliwe. Jakoś nie dochodziła do mnie myśl że leży na mnie mój młodszy synek...

    Po dwóch godzinach przyszedł pediatra by obejrzeć nasz skarb. Franek ważył 3550gr mierzył 57cm dostał 10pkt wszystko było doskonałe. Pózniej poszłam pod prysznic i przeszliśmy na luksusową 2osobową salę gdzie spędziliśmy 3dni.

    Po moim pierwszym porodzie nie sądziłam że drugi będzie tak zupełnie inny. Bałam się przenoszenia, wywoływania, ale i tego że zacznie się niespodziewanie a ja nie będę miała z kim zostawić Fela. Tym czasem wszystko było jakby zaplanowane i do końca kontrolowane.

    To co było też inne, to moje podejście do bólu, przy pierwszym porodzie się go bałam i wzięłam zzo, teraz przy każdym skurczu wsłuchiwałam się w swój organizm, zamykałam oczy i mówiłam teraz skurcz narasta więc zaraz się skończy i ból minie- to mi bardzo pomogło. Nie walczyłam z nim a raczej starałam się wczuć w niego trochę jak serfer który musi dobrze trafić na fale...

    Jestem zadowolona z decyzji o położonej- ten komfort, że jest pod telefonem, że na pewno nie zostanę odesłana i jej obecność przy porodzie, to że wierzyła we mnie do końca. Wiem że każde następne dziecko chce rodzić właśnie z Nią.

    Jestem dumna z siebie że przez całe 4 godziny nawet nie padło słowo znieczulenie, a jedyną formą złagodzenia bólu był ciepły woreczek z pestkami wiśni, którym m masował mi krzyż.
    Nie dostałam też żadnej oksytocyny, bo gdy skurcze łagodniały wystarczyło że pomasowałam sutki i już było super. Do tej pory nie wierzę że tak można wpływać na swój organizm.

    Przy ostatnim parciu została nacięta blizna po pierwszym porodzie, nie czułam samego momentu cięcia za to zszywanie mnie bolało i boli do tej pory jak siedzę na krześle i wam to wszystko piszę:).

    Wiem że gdyby nie to że główka się nie wstawiła, akcja mogłaby być jeszcze szybsza ale dla mnie była to i tak bajka której wam i sobie również życzę.

    Teraz uczymy się życia we czworo, na razie jest ciężko,ale wierzę że z każdym dniem będzie lepiej i że pewnego dnia nasz model rodziny 2+2 zamienimy na 2 +3 a potem może i 4 :)
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 15th 2012
     permalink
    Mkd - gratuluję pięknego synka! No i drugiego "dobrego" porodu :)))
    --
    •  
      CommentAuthorKakai
    • CommentTimeJul 15th 2012
     permalink
    MKD:clap::clap:
    --
    •  
      CommentAuthorPeppermill
    • CommentTimeJul 15th 2012
     permalink
    Mkd, super się czyta takie opisy. Świetnie że poród może być takim harmonijnym i pozytywnym przeżyciem.:bigsmile: Aż chce się rodzić...
    --
    •  
      CommentAuthoranula36
    • CommentTimeJul 15th 2012
     permalink
    Peppermill: Aż chce się rodzić...
    --


    ano chce... chce... drugi raz się chce :smile: może będzie lepiej ... :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthormooniia
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    cudnie :) gratulacje :)
    -- mama piątki :)
  2.  permalink
    Wspaniały poród, marzy mi się taki:bigsmile:
    --
  3.  permalink
    mkd Porod super :bigsmile: Oby wiecej takich latwych porodow:wink:

    Tylko jendo mnie zastanawia...Naciecie w miejscu blizny,czy to konieczne?:shocked:Mnie to miejsce do dzisiaj boli a jeszcze jak natna znowu to boje sie,ze zacznie sie paprac:neutral:
    --
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    cobraczku na razie nic się nie babrze ale boje się że też będzie bolało a blizna stanie się grubsza.
    --
    •  
      CommentAuthormooniia
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    dziewczyny, ale generalnie tnie sie po bliznie, jak robia cc to kazde nastepne tez jest w miejscu blizy. Tkanka w tym miejscu nie jest juz naturalna tkanka , to tkanka łaczna. Nie ma sensu oslabiac dodatkowo innego miejsca.
    -- mama piątki :)
  4.  permalink
    mkd: cobraczku na razie nic się nie babrze ale boje się że też będzie bolało a blizna stanie się grubsza.


    Wlasnie,kurcze oby nie:wink:
    --
    •  
      CommentAuthorUl_cia
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    Nam na SR tez mowili, że i w cc i w kroczu tnie sie po ewentualnych starych bliznach. Tak jak Monia pisała, i dlatego też, że to miejsce nie jest już elastyczne i nigdy się nie rozciagnie tak jak nasza skóra (tkanka) wiec aby nie sprawiać dodatkowych napieć to się właśnie tnie w tym samym miejscu.
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    MKD, widze, ze tez potrzebowalas spokoj psychiczny, zeby urodzic - mialam dokladnie to samo, wiec chyba cos w tym jest. Ale my wzielismy starsza corke ze soba do szpitala, bo ja az do samej porodowki bylam przekonana, ze mnie zbadaja i powiedza, ze nic sie nie dzieje, wiec nie chcialam robic szumu. A skonczylo sie umieszczeniem jej w innej sali porodowej z gazeta dla dzieci na jakies 10-15 minut i juz bylo po...
    A ze tak ci sie udalo wywolac skurcze laktatorem, to nawet nie wiedzialam, ze jest to mozliwe az tak.
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    Mkd, super porod!
    O tym laktatorze to nie wiedzialam :). Ja masowalam sobie sutki, zeby wzmocnic skurcze. Ale i tak koniec koncow podali oksy i zakonczylo sie cc.
    Mnie tez cieli w tym samym miejscu co pierwsze cc i teraz w zasadzie blizna jest niewidoczna, ba wyglada nawet lepiej niz po 1 cc:). Wazne tez jest, zeby przy myciu blizny zawsze myc ja wzdluz, a nie z gory na dol(nie wiem czy wiecie o co mi chodzi :devil:)
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    na szczęście mojej blizny nikt oglądać nie będzie chyba że położna przy kolejnym porodzie :)
    --
  5.  permalink
    ok to i ja wrzucam swoja nowele...ktora momentami na powiesc sie zanosila...niektore z Was mialy okazje juz przeczytac pod moja karta...ale stwierdzilam, ze takiego przezycia nie mozna schowac ot tak sobie w zakamarki portalu...chce sie nim podzielic z calym swiatem....i duuuzo bym dala zeby moc cofnac czas i przejsc przez to raz jeszcze...:)

    ehhh coz to byl za porod….:) w zyciu nie pomyslalabym, ze moze tak wygladac…ale po kolei…
    regularne skurcze pojawily sie zaraz niemal po przekroczeniu progu mieszkania, po wizycie na IP kiedy to myslalam, ze sacza mi sie wody…o polnocy skurcze co 12 min…z dwie godziny pozniej co 10… o 3 byly juz co 6…chwile pozniej co 5 min….i coraz bardziej bolesne a ja strasznie zmeczona bo chyba nie musze dodawac ze o spaniu w takiej sytuacji mowy nie bylo…postanowilam wskoczyc do wanny…odrobine pomoglo ale ja przestraszona, ze wszystko nabiera takiego tempa stwierdzilam, ze dzwonie na porodowke….po wyjsciu z wanny skurcze juz co 3 min :) wiec dzwonimy po szwagra (nasz prywatny kierowca:) i zalatwiamy opieke dla pierworodnego….bol w samochodzie niemilosierny…cale szczescie, ze o tej godzinie drogi puste wiec docieramy na miejsce w 15 min :)
    na oddziale, po kolejnym ktg (wykazujace regularne skurcze co 3 min)…oraz badaniu wewnetrznym otrzymuje miazdzaca mnie wrecz wiadomosc…szyjka twarda…dluga i rozwarcie na opuszek palca…bardzo wczesna faza porodu…mam jechac do domu i wrocic jak skurcze nabiora sily i beda wystepowaly czesciej…bol mam lagodzic paracetamolem….poplakalam sie…jak to nabiora sily? ja juz ledwo ten bol wytrzymywalam….do tego brak wlasnego samochodu tez nie ulatwial sytuacji…polozna powiedziala, ze mozemy pochodzic sobie po szpitalu lub wokol i wrocic za jakas godzine, mowiac ze nie daje sobie rady z bolem i ze jesli beda mieli dla mnie sale a rozwarcie bedzie postepowac to mnie przyjma…wiec zalana lzami opuszczam porodowke…nie wiedzac co robic…siadamy na laweczce…po czym stwierdzam, ze nie chce zeby ci wszyscy obcy ludzie patrzeli na to jak mnie boli…i jak cierpie…zaczelam siadac psychicznie…az wreszcie doszlam do wniosku, ze bardzo bym chciala w tym momencie byc w swojej wannie…lub pod swoim prysznicem…jak szaleniec zlapalam sie tej mysli….i tu kolejny problem…po kogo zadzwonic? wszyscy w pracy….tesciowa w Tunezji…oj jaka bylam na nia w tym momencie zla…opcja taxi mnie przerazala…jak w takim stanie, z takim bolem…z obcym chlopem w samochodzie??? wegetujemy wiec pod szpitalem myslac o tym co dalej…glodni, niewyspani, potwornie zmeczeni….z tego stanu wyrywa nas dzwiek tel…jeden znajomy, ktorego obudzillismy odrobine wczesniej dzwoni powiedziec ze moze przyjechac za jakies pol godziny…no to juz jest cos…teraz trzeba obmyslic plan opieki nad Dominikiem…nie chce zeby patrzal na mnie w tym stanie..i nie chce zeby narodziny siostry kojarzyly mu sie z placzaca mama…w koncu i ten problem udaje nam sie rozwiazac…pozostaje czekac na znajomego i wanne pelna wody…
    w samochodzie juz drzemalam z wyczerpania i w domu padlam na kanapie…pomimo skurczow udalo mi sie przespac…jak tylko sie przebudzilam powedrowalam do wanny, ktora zmianialam na kabine prysznicowa przez dobrych kilka godzin w kolko…wanna, prysznic,wanna, prysznic….ludzac sie, ze paracetamol jednak zniesie bol…Minika odebrala szwagierka wlasnie podczas kapieli…Polowek zabral sie za porzadki…a ja na niego buczalam…ze nie ma kiedy o sprzataniu myslec, ze juz dawno trzeba bylo to zrobic itp, itd….:D jak juz odmoczylam cialo na maksa i wyszlam…stwierdzilam, ze dluzej nie dam rady,…i ze jade na porodowke…caly czas przesladowala mnie mysl ze nie zdarza ze znieczuleniem…bo przeciez ile czasu mozna miec skurcze co 3 min??? zadzwonilam poinformowalam ze czestotliwosc skurczow taka jak byla a o intesywnosc niech mnie nie pytaja bo nie wiem czy to juz zmeczenie czy rzeczywiscie boli bardziej…powiedzieli ze jak chce przyjechac to moge ale jak sytuacja bedzie nadal wygladala tak jak rano to znow bede musiala wrocic do domu…i znow sie poplakalam….ale babka powiedziala ze mam byc za godzine…no i znow myslenie o transporcie…teraz to juz w ogole wszyscy w pracy…z wyjatkiem jednej znajomej, za ktora nie przepadam….ale co tam…zgodzila sie pojechac…i to z usmiechem na ustach…i teraz najlepsze…wsiadam do samochodu i przez cala droge tylko jeden skurcz…mysle sobie o_O teraz to na symulantke wyjde w tym szpitalu.,…na szczescie po wyjsciu z samochodu skurcze wracaja…jakies rozregulowane ale nadal sa…przyjmuje nas bardzo mila polozna…najmilsza jaka spotkalismy do tej pory podczas dwoch ostatnich wycieczek od dnia wczesniejszego…podlacza ktg…mowie jej ze skurcze jakby ustawaly a ona na to ze tak sei czasami dzieje w pierwszej fazie porodu…jednak maszyna skurcze wylapuje a ja je czuje coraz bardziej…no i przychodzi czas na badanie…zamykam oczy przytowujac sie na wiadomosc o tym ze jednak musimy wrocic do domu a tutaj slysze 4-5 cm…pytam bo niedowierzam czy to znaczy ze mozemy zostac…polozna sie usmiecha i mowi ze nigdzie mnie nie wypusci :D i jakby zaczyna bolec mniej…czuje sie bezpieczniej…

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 16.07.12 13:16</span>
    usmiecham sie i pytam co ze znieczuleniem…oferuje mi gaz rozweselajacy….przyjmuje z wielka ulga…i pytam o zzo…polozna pyta czy mialam ostatnio i czy napewno chce akurat zzo…mowie, ze zdecydowanie tak…kiwa potwierdzajaco glowa i mowi ze idzie mi to zalatwic…zjawia sie za chwile, mowi ze do podania zzo musimy zmienic sale bo w pokoiku gdzie jestesmy jest to niemozliwe…no to przeprowadzka…poszlo raz dwa…chociaz boli coraz bardziej i jeszcze bardziej…przychodzi moment kiedy musi mi zalozyc wenflon….uprzeddzajac pytaniem o moja reakcje na igly…mowie ze normalnie strasznie sie igiel boje bo jest preblem z zylami…nikt nigdy nie potrafi zrobic tego za pierwszym razem…ona oglada mi rece i stwierdza ze zawola lekarza…bo rzeczywiscie problem jest….ale mowi ze raz ukluc musi bo zaden lekarz tego nie zrobi jak zobaczy ze nawet nie sprobowala…..przy bolacych skurczach pomaga gaz…i mysl o wkluciu tak o dla proby wydaje sie taka blaha…niech robi co chce…ja chce tylko znieczulenie….po kilku nieudanych wkluciach wchodzi polozna przelozona…moj aniol…tylko jezscze o tym nie wiem :D zaczyna od wywodu na temat zzo…o tym ze wydluza porod…bardzo czesto komplikuje…ze zaglusza hormony ktore naprawde u mnie dzialaja fantastycznie…slysze, ze swietnie sobie radze…ze jestem w polowie drogi…zeby sluchac swojego ciala…zaufac mu troche…ono jest do tego stworzone i dobrze wie co robic…mysle sobie co za baba…niech ona zrobi mi to wklucie i sobie pojdzie…zamieszanie tylko mi wprowadza i non stop powtarza ze naprawde swietnie sobie radze…odpowiadam ze wcale nie a ona, ze skoro jestem w stanie na tym etapie dyskutowac z nia na ten temat i mowic przez skurcze to naprawde jest ok
    mimowolnie sie usmiecham….a ona proponuje mi inne rozwiazanie…mowi zmien pozycje…skup sie na wdychaniu gazu…i mowi jak to robic…sprobuj pilki…cokolwiek a jesli bardzo chcesz cos przeciwbolowego wez pethidine doustna..zniesie bol a nie zakluci naturalnych procesow jakie zachodza w organizmie…jesli nadal bedziesz chciala zzo to ci je podamy…nie chcemy z toba walczyc tylko pomoc…i uwierz widzialysmy nie jedna kobiete i nie jeden porod a tobie idzie naprawde ekstra…wyszla…moja polozna sie pyta czy chce to zzo…ja odpowiadam ze NIE WIEM :)…skupiam sie na gazie….czuje sie jak na niezlej bani…ale po dwoch kolejnych skurczach krzycze o cos przeciwbolwego….cokolwiek…polozna pyta czy moze ta pethidine…ja powtarzam, ze wszytko mi jedno…za chwile dostaje strzykawke z syropkiem o smaku czarnej przeczki…pytam za jaki czas zacznie dzialac…15 min…no to teraz zaczyna sie odliczanie…kazdy skurcz to nadzieja na to ze nastepny bedzie bolal mniej
    nadzieja, nadzieja a mnie bolalo coraz bardziej…polozna sie mnie pyta czy chce przec…ja sobie mysle o k…wa jak to juz??? odpowiadam, ze nie wiem…po chwili ze tak…a ona pyta czy ja chce czy moje cialo chce…mowie ze ja chce :D no to ona ze mam sprobowac tego nie robic dopoki moje cialo nie bedzie tego chcialo…wchodzi przelozona..widzac w jakim jestem stanie mowi pati otworz oczy…ja nie chce jej sluchac…ponagla prosbe…otworz oczy zaufaj mi….i nagle jej glos zaczyna koic moj strach i jakbym zaczela odzyskiwac kontrole nad swoim cialem….juz chce jej sluchac…. mowi zmien pozycje…na kleczkach moze bolec bardziej ale pojdzie szybciej i jest sznsa ze mala sie obroci, wtedy bedzie ci lzej …zaufaj mi polubisz to (haha niezle poczucie humoru)….odwracam sie i kazdy kolejny skurcz wyrywa z mojego gardla zwierzecy krzyk…mysle sobie masakra jakas…przelozona mowi pamietaj o gazie…i oddycha razem ze mna…pomaga na tyle ze miedzy skurczami naprawde czuje sie na maksa zrelaksowana….mowi tez zebym sluchala tego co powie bo to bardzo wazne…ze bedzie mi mowic kiedy mam przec ale powie tez w pewnym momencie zebym przestala….ze chca ochronic krocze… przy skurczu probuje z nim walczyc…polozna mowi nie bron sie przed tym, nie walcz,….sluchaj ciala…poddaj sie bolowi…a zaraz bedzie po wszystkim….a ja nadal zaciskam posladki z calych sil (hihih) i probuje skurcze powstrzymac napinajc chyba kazdy miesien swojego ciala….Polowek mocno masuje mi krzyz…polozna mowi ze zwiarze mi wlosy bo jest strasznie goraco…(na jeden dzien do uk zawital upal) ja odpowiadam ze wcale mi goraco nie jest…ona sie usmiecha i zartuje, ze widocznie za slabo pracuje :) mowie tez zeby nie przestawaly do mnie mowic na co sie usmiechaja z odpowiedzia ze zazwyczaj rodzace prosza o to zeby sie zamknely…a one strasznie lubia gadac wiec moga nawijac z tym wieksza przyjemnoscia ze mi to pomaga… postanawiaja mnie odwrocic na plecy i zmierzyc rozwarcie…okazuje sie ze wcale jeszcze nie jestem w fazie parcia 9,5 cm…chyba moja psychika tylko przec chciala :)) jednak nagle zaczynam cos czuc…cos jakby nieodparta potrzeba wypchniecia czegos ze srodka….i zaczynam sama z siebie przec….przy kolejnym skurczu krzyczec ponownie…polozna mowi zbierz ta energie ktora wkladasz w krzyk i skieruj ja w dol swojego ciala…wypchnij ten bol z siebie…przy kolejnym pati rob kupe :D slysze, ze jestem silniejsza niz mi sie wydawalo a ja prosze zeby powiedziala mi to po wszystkim a nie teraz…. slucham ich jak zahiptnotyzowana….pre kiedy i jak kaza i przestaje jak sobie tego zycza….czuje jak mala sie przeze mnie przeciska…i slysze jak Polowek mowi mysza to juz…i wiedzialas…ona ma wlosy….polozne potwierdzaja ze glowka juz na zewnatrz…chce dotknac….nikt sie nie sprzeciwia…a ja dostaje takiego powera ze wiem ze teraz na tym skurczu musi juz byc po wszytkim….polozna tylko mowi otworz oczy i patrz tutaj…nie chcesz przeciez tego momentu przegapic….no i ma racje…podnosze wzrok i widze swoja kruszynke….i smiejace sie twarze wokol…i sama usmiecham sie tak ze miesnie twarzy zaczynaja bolec :DD jestem najszczesliwsza na swiecie…i dopiero teraz zauwazam, ze rodzilam w ubraniu…:D(w sensie, ze nie pomyslalam w calym tym zamieszaniu nawet o tym zeby przebrac sie w koszule...a i nikt mi o tym nie przypomnial)
    --
    •  
      CommentAuthorasia_
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    patka super opis , gratuluję córci :bigsmile:
    --
  6.  permalink
    Patka no to mnie pocieszyłaś tym , że naszykowałaś sie na zzo, a jednak dałaś rade bez. Ja po okropnym przeżyciu podczas pierwszego porodu nie wyobrażam sobie teraz porodu bez zzo, natomiast położne w Irlandii tak samo jak u Ciebie namawiaja na poród bez tego znieczulenia. Mam nadzieje, że będą mnie otaczać tak samo sympatyczne położne i dam rade urodzić bez zzo:smile: Ale chyba pomimo wszystkiego nie będę chciała cofnąć czasu i przeżywać wszystkiego od początku-porodu :wink:
    Pozdrawiam i gratuluje prześlicznej córeczki:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorPoLeMama
    • CommentTimeJul 16th 2012 zmieniony
     permalink
    Gośku eMKadoWski łza się kręci, życzę sobie takich pięknych godzin i finału.. a to jak mówiłaś do Frania, że Fel nauczy Go wszystkiego.. Niesamowite!
    --
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    polus ciekawe czego polka nauczy już niebawem leonka :)
    --
    •  
      CommentAuthorPoLeMama
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    mkd: polus ciekawe czego polka nauczy już niebawem leonka :)


    :-) mam nadzieję, że się polubią, i że Go nie podrapie, nie przykryje poduszką.. Bo moja P. to mała Psotnica!
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeJul 16th 2012
     permalink
    Patka - trafiłaś na super położne. Wiedziały że dasz radę i dały Ci potrzebne wsparcie.:bigsmile:
    •  
      CommentAuthor_kasiek_
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    niewiele ponad dwie godziny temu minął miesiąc od momentu, gdy Mateuszek pojawił się na świecie….. przydałoby się coś napisać, zdać relacje….no i się przedstawić

    No więc od początku – sobota wieczór – 16 czerwca 2012 roku – kończyliśmy oglądać mecz Polska – Czechy i jakoś tak brzuch zaczął mnie pobolewać. Ale nie dziwiło mnie to – podobne bóle miałam już w czwartek i piątek wieczór, ale przechodziły po kąpieli. Więc jakoś mnie to nie ruszyło. Pomyślałam, że położę spać Iwonkę jak się tylko mecz skończy i wezmę prysznic…..i skurcze na pewno przejdą. Zanim jednak udało mi się uśpić córeczkę skurcze same ucichły. Zrobiłam sobie więc lekką kolację i usiadłam do komputerka. Koło 23 wróciły skurcze. Powiedziałam o tym mężowi, na co on zapytał od razu czy jedziemy rodzić !!!! Pytał tak zresztą za każdym razem jak tylko mówiłam, że coś mnie pobolewa. A ja powtórzyłam, że jak będzie trzeba jechać to na pewno nie zapomnę mu o tym powiedzieć. Powiedziałam, że idę pod prysznic a skurcze na 100% miną i żeby poszedł położyć się spać. Mąż tak też zrobił – było już koło 23:30 – a ja poszłam pod prysznic. Wydawało mi się, gdy wychodziłam, że skurcze się wyciszyły. Ubrałam piżamkę i wróciłam jeszcze przed komputer bo miałam coś pilnego do skończenia. I tutaj się zdziwiłam – posiedziałam chwilkę i nagle wróciły skurcze. Myślę, że były tak co 10-12minut…..ale dalej się jakoś nie przejęłam. Jednak gdy po godzinie nie ustawały – było po 1 w nocy - poszłam jeszcze raz pod szybki prysznic….a gdy wyszłam nie miałam już wątpliwości – trzeba uruchomić całą machinę czyli obudzić męża, obudzić telefonem moich rodziców, żeby przyjechali do Iwonki no i wreszcie jechać na IP. Gdy budziłam męża było po 1:30. Potem od razu telefon do rodziców no i zaczęliśmy sprawdzać czy wszystko mam spakowane, dopakowałam dokumenty, ładowarkę do telefonu i aparatu (aparat okazał się dość kluczowy ). No i czekaliśmy na moich rodziców. Niby nie mieszkają daleko bo 2,5km od nas, ale zanim przyjechali było parę minut po 2. W tym czasie mąż zaniósł jeszcze torby do samochodu, wymontował fotelik, żeby zamontować u taty w aucie…..a ja….a ja poszłam pożegnać się z Iwonką. I nie wiem czemu – chciało mi się ryczeć jak ją przytulałam. Ona nawet się nie obudziła….a ja czułam, że teraz wszystko się zmieni, że nie wrócę już dziś w nocy z IP i że wszystko przewróci si e do gory nogami….a Iwonki życie jeszcze bardziej. Bałam się tego, jak sobie poradzi bez mamy przez te 2-3 dni, czy zrozumie, że mama musiała ją na troszkę zostawić….no i wreszcie – jak przyjmie braciszka. Skurcze się nasilały ale ja przez te kilka chwil w ogóle o nich nie myślałam.
    Wreszcie przyjechali rodzice no i cóż – wsiadłam do auta i pojechaliśmy. Była 2:30. Sprawdzałam podczas jazdy co ile są skurcze – były tak co 4-5 minut. Na szczęście do szpitala nie było daleko bo zaledwie 6,5km i już o 2:45 byliśmy pod szpitalem….

    Udaliśmy się prosto na porodówkę, a że był środek nocy trzeba było iść do pań położnych a nie do rejestracji (bo ta działa tylko do 15:00). Przywitała nas młoda pani, która była jakby troszkę zdziwiona moim widokiem. Wypytała o skurcze, o wody (które nie odeszły), o to która to ciąża….ale to wszystko z takim jakby niedowierzaniem, że ja przyjechała rodzić i jakby w domyśle, że pewnie panikuje i to fałszywy alarm – w każdym razie takie odniosłam wrażenie. Jednak powiedziała, żeby udać się przed gabinet a ona idzie obudzić lekarza dyżurnego bo spał. Oprócz nas nie było nikogo, w dwóch salach słychać było dzwięk serduszek z KTG a w jednej chyba ktoś rodził….Ale na IP nie było nikogo. Usiedliśmy więc przed drzwiami i cierpliwie czekaliśmy. Moje skurcze nie ustępowały więc miałam nadzieje, że tej nocy już stąd nie odjadę…..Po kilku chwilach przyszedł baaaaardzo zaspany, młody pan doktor. Zaprosił mnie do gabinetu, a mąż został na zewnątrz. W gabinecie jak to w gabinecie – 100 pytań DO, wypełnianie karty, no i wreszcie badanie. Na fotelu okazało się, że jest rozwarcie, ale nie większe niż 3cm. Zrobił też szybkie USG, na którym wyszło mu, że Mateuszek nie powinien ważyć więcej niż 4kg. Ależ mi wtedy ulżyło !!!!! Założył kartę pacjentki, na której wpisał, że jestem przyjęta na oddział, mam zostać podpięta pod KTG i przygotowana do porodu. Kilka słów a owej nocy na Ujastku okazały się mega kluczowe….i zaraz tłumaczę dlaczego. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyszłam z tą kartą z gabinetu a tam tłum ludzi !!!!! DOSŁOWNIE !!!!! W kolejce czekały już 4 pacjentki i przyszła piąta. Jeszcze większe było jednak zdziwienie owego zaspanego lekarza dyżurnego, który wyszedł z gabinetu i miał chyba zamiar wrócić do poprzedniego zajęcia – czyli o spania…..

    No ale co dalej z nami – mieliśmy poczekać na położną, która miała się nami dalej zająć…..w tym czasie zaczęto zajmować się ciężarnymi które przyjechały po mnie na IP. Szybko okazało się, że wszystkie nie mogą być przyjęte bo są tylko dwa wolne miejsca na porodówce z czego jedno zajmuję JA o czym nie omieszkałam szybko wspomnieć (to dość delikatne określenie ale nie mogłam pozwolić, żeby odesłano mnie do Żeromskiego !!!!).
    I tak – jedna pani pojechała na KTG na patologię (bo tylko tam było wolne), drugą przyjęto od razu na patologię, trzeciej kazano czekać bo miała mieć cesarkę, czwartą przyjęto na oddzał a piąta…..no i tu jest ciekawa historia. Ja poszłam z położną do gabinetu wypełniać wszystkiego formalności a mąż czekał na korytarzu i opowiadał potem, że właśnie chcieli tą dziewczynę odesłać do Żeromskiego, ale ona ponoć miała już umówioną położną na Ujastku. Lekarz jednak nie chciał dać się przekonać….niestety nie wiemy jak to się skończyło, bo poproszono nas do sali przedporodowej. Wiem jednak, że inna dziewczyna została tej nocy odesłana z powodu braku miejsc….

    Gdy znaleźliśmy się wreszcie na sali przedporodowej było koło godziny 3:45. Przebrałam się w koszulę do porodu i położna podpięła mnie pod KTG. Mąż usiadł sobie wygodnie w fotelu. No i co – rozmawialiśmy sobie, troszkę żartowaliśmy, Łukasz obserwował zapis KTG i pytał z zaciekawienie kiedy coś czuję, bo na wyświetlaczu pojawiały się cyferki oznaczające siłe skurczów. Niektóre faktycznie czułam mocno choć były w granicach 30-40%, a inne, te mocniejsze w granicach 50% nie czułam prawie wcale….no ale KTG to dziwna maszyna.

    Chwilę leżałam tak podpięta bo jakieś 30-40 minut. Pod koniec skurcze stały się już dość silne, na zapisie dochodziły do 80% ale trwały dość długo. Gdy przyszła położna, odpięła KTG i zdecydowałą, że się zbadamy. No i tak o 4:40 rozwarcie było na zaledwie 4cm……Zapytałam wtedy czy dostanę zzo…..jednak położna powiedziała tylko, że zobaczymy jak się będzie akcja rozwijać i zaproponowała, żebym dla złagodzenia bólu poszła sobie pod prysznic. Co też z chęcią uczyniłam….I powiem wam, że wydawało mi się, że mogłabym pod tym prysznicem zostać i tam urodzić – było mi tak cudownie !!!!! Po kilku chwilach jednak zdecydowałam się wyjść, położyć na łóżku i myślałam, że może uda mi się zdrzemnąć, bo przecież nie spałam w ogóle a i wcześniejsza noc z piątku na sobotę była ciężka. Wydawało mi się, że prysznic na tyle złagodził ból, że bez problemu usnę….ależ się myliłam. Ledwo się wytarłam, ubrałam i doszłam na łóżko i ból wrócił i to jeszcze większy !!!!! Położyłam się jednak, ale nie dałam rady leżeć w żadnej pozycji…..w każdej bolało i to coraz to bardziej. Wróciłam pod prysznic. Mój mąż w tym czasie uciął sobie chyba krótką drzemkę, bo jak go wołałam z łazienki to nie słyszał i dopiero po jakimś czasie przyszedł zaspany. A ja siedziałam pod tym prysznicem…..wydawało mi się, że jestem tam minimum dwie godziny odkąd ostatnio była u nas położna. Ból zaczął być tak silny, że nawet prysznic przestał działać. I zaczęłam dosłownie wyć pod tym prysznicem z bólu. Mąż stał biedny obok kabiny i widziałam w jego oczach bezradność. Bardzo chciał mi pomóc, ale nie miał pojęcia jak…..zresztą ja też nie wiedziałam…..jedyne co mi przyszło do głowy wtedy to myśl o ZZO !!!!!!!! Poprosiłam żeby jak najszybciej zawołał naszą położną i żeby poprosił, że ja chcę znieczulenie. Wyszłam z łazienki i w tym samym czasie przyszła położna. Poprosiła, żebym się położyła, że się zbadamy. Była 5:20…..i 7-8cm rozwarcia !!!!!!!!!

    Treść doklejona: 17.07.12 07:51
    Nie było już mowy o znieczuleniu gdyż rozwarcie postępowało szybko (od 4:40 gdzie było zaledwie 4cm). Jedyne co mogłam zrobić to iść jeszcze na chwilę pod prysznic….no i poszłam, ale tam już nie mogłam nawet siedzieć. Wróciła położna, znowu położyłam się na łóżku do badania. Położna zapytała czy odeszły wody….nie, nie odeszły. Ale zanim skończyłam to mówić wody dosłownie chlusnęły na łóżko. Położna zbadała i okazało się, że mamy już pełne rozwarcie i jak tylko poczuję parte idziemy do sali porodowej. Jednak zanim położna skończyła to wszystko mówić ja poczułam, że muszę przeć !!!!!! Wszystko działo się już teraz meeeega szybko. Na tyle szybko, że mąż nie nadążał. Ja z położna przechodzę na salę porodową a mąż został na przedporodowej. No więc krzyczę za nim „A ty nie idziesz rodzić z nami????”. Na co słyszę „Nie wiem co się dzieje, a mam już iść ?!?!?!”. No i leci za nami. Usiadłam na łóżku porodowym, mąż stanął obok, ale patrzę i widzę, że ma puste ręce. Pytam więc „A aparat gdzie masz !!!!!!!!!????”. Położna zrobiła wielkie oczy, mąż „Nie mam, został na przedporowowej” I pyta się czy ma po niego iść…..Jasne, że tak !!!!!! No więc leci po ten aparat. W tym czasie przyszedł lekarz a ja już zaczęłam przeć…..No i tutaj włączyło mi się znowu moje gadania, że nie dam rady !!!!! Wpadłam w panikę……i tu podziękowania dla mojej położnej, która mnie uspokoiła, przemówiła do rozsądku i powiedziała parę słów, które ustawiły mnie „do pionu”. Przy kolejnym partym już ładnie oddychałam i zaczęła wychodzić główka. Poinformowano mnie tylko szybko, że muszą mnie niestety naciąć (choć do tej pory położna robiła wszystko, żeby nie nacinać), bo Maluszek ma rączkę przy buzi i istnieje ryzyko, że ja popękam a jemu może się coś stać z barkami. Nie miałam wyboru – musiałam się zgodzić, choć potem okazało się, że jak tylko mnie nacięli, Mateusz cofnął rączkę z buzi…..no ale mówi się trudno. Kolejny skurcz – jest główka….ja znowu krzyczę, że nie dam rady, ale tym razem współpracuję już z położną…..i jeszcze jeden skurcz i Mateuszek jest już na świecie. Jest godzina 5:50 !!!!!!!!!
    Kładą mi Mateuszka na brzuszku, jest piękny i o dziwo bardzo czyściutki, mąż przecina pępowinę….tym razem widziałam jak to robi, widziałam jak jeszcze tętniła i jak tnie…..tyle, że znowu nie udaję się za pierwszym razem (od razu komentarz położnej i lekarza, że do nich jeszcze wrócimy). Zaraz po przecięciu pępowiny Mateuszek robi na psikusa – postanowił się od razu wysikać !!!!! Wszyscy na sali się śmieją Zabierają mi na chwilkę Mateuszka na ważenie. Lekarz, położna i pielęgniarka robią zakłady ile waży. Lekarz mówi, że 4200g na co zza głowy słyszę, że 4470g !!!!!!!!!!! SZOK !!!!!!!!!!!!! Tym bardziej, że jeszcze w uszach dzwięczy mi głos pana doktora na IP, że nie waży więcej niż 4kg…..ależ się pomylił ten zaspany pan doktor.
    Pani od noworodków mierzy Mateuszka, pani neonatolog go zbadała – dostał 10pkt.
    I w tym momencie mój synek po raz drugi postanowił się wysikać - tym razem na panią położną i otwartej przez nią szuflady
    Gdy ubierali Mateuszka a mnie szyli lekarz żartował sobie, że cytuje "mam miednicę jak garaż i nic tylko dzieci rodzić" na co moja położna odpowiedziała, "ale proszę zobaczyć jaki Mercedes z niego wyjechał " Generalnie atmosfera była fajna.....

    Po wszystkim szybko przewieźli nas na salę no bo czekały kolejne pacjentki do porodu.....i tu zaczęła się już nasza przygoda w czwóreczkę
    --
    •  
      CommentAuthorKakai
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    Kasiek jeszcze raz gratulacje!:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    _kasiek_: Lekarz mówi, że 4200g na co zza głowy słyszę, że 4470g !!!!!!!!!!! SZOK !!!!!!!!!!!!! Tym bardziej, że jeszcze w uszach dzwięczy mi głos pana doktora na IP, że nie waży więcej niż 4kg…..ależ się pomylił ten zaspany pan doktor.

    No to dokładnie jak u mnie. Z tym, że u mnie nawet na miesiąc przed porodem mówili, że 3,800 i na porodówce taka sama waga wyszła....


    GRATULUJĘ!!!!!:clap:
    --
    •  
      CommentAuthorKasiaMW
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    super opisy ale się spłakałam!!!! wszystkim gratuluję i zazdroszczę sn
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJul 17th 2012 zmieniony
     permalink
    _kasiek_: no i tu jest ciekawa historia. Ja poszłam z położną do gabinetu wypełniać wszystkiego formalności a mąż czekał na korytarzu i opowiadał potem, że właśnie chcieli tą dziewczynę odesłać do Żeromskiego, ale ona ponoć miała już umówioną położną na Ujastku



    hehehe Kasia nie uwierzysz ale właśnie w sobotę byliśmy oglądać Olkę, córkę właśnie tej dziewczyny którą chcieli odesłać do Żeromskiego ale nie odesłali bo jej położna za chwilę przyjechała i się nią zajęła hehehhehehehe
    nieźle nie ? :bigsmile::bigsmile::bigsmile:
    i też właśnie mówiła, że niezły młyn wtedy na Ujastku był i też mówiła o tej co odesłali a ona biedna płakała i prosiła, żeby jej pozwolili zostać :neutral:
    czyli jest duża szansa, że ta moja znajoma Ciebie [albo przynajmniej Twojego męża] widziała i może nawet leżałyście potem razem na sali ?
    ma na imię Beata :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    TEORKA: córkę właśnie tej dziewczyny którą chcieli odesłać do Żeromskiego ale nie odesłali bo jej położna za chwilę przyjechała i się nią zajęła


    Jaaaa, ale mały świat :D
    --
    •  
      CommentAuthor_kasiek_
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    TEORKA: ma na imię Beata

    nie, nie byłam na sali z Beata ale w ta moc i nad ranembyło na prawde sporo porodów !!!!!

    i faktycznie świat jest mały.....
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJul 17th 2012 zmieniony
     permalink
    no Beata mówiła o ok 34 porodach w ciągu weekendu , imponująca ilość :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    TEORKA: no Beata mówiła o ok 34 porodach w ciągu weekendu , imponująca ilość

    W jednym z poznańskich szpitali to norma dobowa:devil:
    --
    •  
      CommentAuthorVsti
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    _sushi_: W jednym z poznańskich szpitali to norma dobowa
    Dokładnie :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorUl_cia
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    TEORKA: no Beata mówiła o ok 34 porodach w ciągu weekendu

    O Jezusie!
    Przecież przy takim przerobie, to nawet jak ktoś chciałby sie nami cudownie zająć to nie ma szansy!
    --
    •  
      CommentAuthorjudka25
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    U nas w szpitalu norma to 6-8 porodów dziennie, a ekstremalnie to 12-13 dziennie :cool: i ja myślałam, że to strasznie dużo, a jednak liczba 34 mnie powaliła :shocked:
  7.  permalink
    Ooo 34 to naprawdę sporo:shocked::shocked::shocked:
    --
    •  
      CommentAuthorPoLeMama
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    Pięknie Kasiek, pięknie i wzruszająco!
    Też już chcę!
    --
    •  
      CommentAuthormkd
    • CommentTimeJul 17th 2012
     permalink
    w św zofii normą jest 20 na dobę- byłam w szoku
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.