Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.
Wybacz Tabalugo, ale nie znam nikogo o takim przekonaniu, więc chyba raczej nie jest powszechne.
Zreszta jest cała masa spraw w sadzie, ze lekarze nie robili nic i przez to dziecko urodziło sie niedotlenione, ma porazenie mózgowe itd. zarzuty to włąsnie, ze nie przyspieszyli porodu, nie zrobili cc mimo, ze akcja sie przedłuzała itd.
i dalej twierdze, ze nagonka , jak to czemu przebili pecherz jak to czemu podali oxy nie jest w porzadku bo zadnej z was tam nie było, nie widziała zapisu ktg nie badała pacjentki, nie widziała ew zagrozen.
Powszechne przekonanie? Wybacz Tabalugo, ale nie znam nikogo o takim przekonaniu, więc chyba raczej nie jest powszechne.
Wariatka jakaś chyba
Przynajmniej wg kobiet w moim otoczeniu poród to "masakra i rzeźnia, o której trzeba szybko zapomnieć, byle dziecko było zdrowe, a reszta nieważna".
to w każdej chwili z sekundy na sekundę może się zdarzyć coś co zagrozi życiu matki i dziecka! To się w głowie nie mieści, ale ludzie naprawdę tak myślą...
Jak mówiłam koleżankom już dzieciatym o mojej pierwszej ciąży, to mi... współczuły. I wręcz licytowały się, która miała gorszy poród. Więc możesz sobie wyobrazić ich reakcje, jak ja z kolei mówię, że lubię rodzić i mogłabym tak co rokuWariatka jakaś chyba
Oczywiście, że jest powszechne. Przynajmniej wg kobiet w moim otoczeniu poród to "masakra i rzeźnia, o której trzeba szybko zapomnieć, byle dziecko było zdrowe, a reszta nieważna".
jako taki jest sytuacją zagrażającą życiu matki i dziecka i że żeby to w ogóle przeżyć, trzeba oddać się w ręce lekarzy, niech ratują przed śmiercią.
u myślę, że kobiety nie myślą w ten sposób tylko po prostu czują się bezpieczniej, jeśli wiedzą, że W RAZIE gdyby coś się stało to mają dostęp do aparatury podtrzymującej życie itp.
Ja na przykład nie chciałabym rodzić w domu, nie dlatego, że poród JEST zagrożeniem życia mojego lub dziecka, a dlatego, że gdyby podczas porodu pojawiły się nieprzewidziane komplikacje, to wolę mieć pewność, że pomoc będzie na miejscu.
tak jak pisałyście, że wcale ludzie powszechnie nie uważają porodu za zagrożenie dla życia matki i dziecka, tak teraz jak jeden mąż przekonujecie, że to jest sytuacja generalnie nieprzewidywalna i niezbędna jest w tym czasie obecność kogoś, kto Was w razie czego uratuje od wykrwawienia lub spadkiem tętna dziecka (czyli niczym innym niż właśnie śmiercią lub kalectwem Waszym lub dziecka)
Hydro, to odczucie kobiet odnośnie przykrych przeżyć po porodzie, a nie przekonanie, że poród
Prawdę mówiąc kompletnie nie rozumiem przekonywania, że poród w szpitalu jest "be".
Nie ma tu mowy o świadomości otwartej, zamkniętej, długiej czy zgładzonej szyjki, dziecka wstawionego bądź nie w kanał..., często nawet nie ma wiedzy na temat terminu ostatniej OM...jest tylko wola przejścia tego co konieczne i nieprzyjemne jak najszybciej. Niestety trzeba walczyć z kobietkami w ostatnich chwilach ciąży u kresu wytrzymałości...


) No ale wróciliśmy do domu i jak doktor kazali to trzeba działać
Około 17:30 poszliśmy ze starszakiem na plac zabaw, usiedliśmy z M z gazetkami, mówię, że mam skurcze, ale nie bolą porodowo, więc siedzimy i odmierzamy czas- było co 10-12 min. Około 19:00 wróciliśmy do domu, skurcze były już co 6-7 min ale też nie bolesne, więc zdecydowałam, że idę do wanny, posiedziałam z godz. i było super skurcze czułam, a bólu zero. No a pamiętając bóle z pierwszego porodu nigdy w życiu nie powiedziałabym, że zaczyna się poród. Po wyjściu z wanny okazało się, że zaczynam plamić, myślę oho czyżby? Dzwonię do siostry, żeby przyjechała, do starszaka bo może coś się w końcu rozbuja. Przyjechał, a tu d..pa skurcze jakby lżejsze, rzadsze, no nic idziemy spać. Około 23 nie czułam już prawie nic, trochę drzemałam, aż nagle równo o godz. 0:00 mocny, długi skurcz, po 10 min kolejny taki sam, i następny znów po 10 min. Wstaję idę pod prysznic, bo przecież to jeszcze nie to. tam już skurcze były co 5 min, bolesne, długie, pojawia się pierwsza myśl o tym, żeby jechać na IP. M. mówię jedziemy, najwyżej nas odeślą (nadal nie wierzę że to może być to). W aucie byliśmy o pierwszej a skurcze już co 3 min. M jechał jak szalony, złamał trzysta tysięcy przepisów, mijaliśmy ze 4 policje, całe szczęście nas nie zatrzymali. Na IP byliśmy ok. 1:30, nadal nie wierząc, ze rodzę kazałam M zostawić torbę w samochodzie. No i tu się zaczyna najciekawsze (jak dla mnie ), szybko załatwiamy papierologię, potem badanie p. dr mówi 5 cm rozwarcia
niemożliwe, przecież rano nic nie było, skurcze nadal co 3 min, zostajemy i rodzimy. Musimy poczekać jeszcze tylko na salę, w tym czasie podłączają mnie pod ktg, dostaję antybiotyk na tego nieszczęsnego GBSa i czekam, już boli jak cholera, chcę szybciej na salę i CHCĘ ZOO. W końcu około 2:30 przychodzi położna i zabiera nas na porodówką, tam badanie i szok jest 8 cm - jak to, a gdzie moje Zoo. Pytam położną o znieczulenie a ona mi mówi, ze nie ma czasu bo rodzimy,- jak to rodzimy, ja bez znieczulenia nie rodzę, przecież ja nie dam rady, a ona do mnie że jak nie dam rady przecież dopiero zaczęłam a juz zaraz koniec. No i faktycznie niedługo potem przyszły parte, darłam się okropnie, bolało jak skur.....syn nigdy nie czułam takiego bólu, całe szczęście nie musiałam leżeć, na skurczu kucałam, położyłam się na ostatnie parcia. Pod koniec z jednej strony czułam, że tracę siły a drugiej, że jeszcze chwila i będzie po. Największego powera dostałam jak położna powiedziała, ze widać włoski, i jeszcze dwa parcia i wyszła główka, a za chwilę reszta mojego kochanego ciałka
Jak położna położyła Synka na moim brzuchu to zapomniałam o cały bólu, jaka to była błogość. Malutki od razu zaczął płakać, M przeciął pępowinę i kolejne 2 godziny leżeliśmy sobie razem, tacy brudni i szczęśliwi. Synek urodził się o 4:10 z waga 4050 gram i 55 cm. 

).
I teraz już z dnia na dzień jest coraz lepiej. 
