Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorBer1987
    • CommentTimeOct 6th 2012
     permalink
    Napiszę i ja. Na opiekę w tutejszym szpitalu narzekać nie mogę, bo warunki i personel super. A co do porodu to było to tak. W piątek zaczęły mi się sączyć wody, po rozmowie z mężem doszłam do wniosku, że w sobotę pojedziemy na szpital. Trafiłam na dyżur mojego gina. Zbadał mnie i stwierdził, że to faktycznie wody, zostałam na oddziale, skurczy zero. Zdecydowali, że jak w nocy nie ruszy to z rana w niedzielę podłączą mi oxy. Tak tez zrobili bo było zero postępów. Pęcherz płodowy pel mi faktycznie dopiero o 11 w niedziele, wtedy wody zaczęły konkretnie wypływać, skurcze były mordercze, ale rozwarcie nie postępowało. Na szczęście cały czas był przy mnie mąż i dodawał otuchy. O 15 dyżurny ginekolog (już nie mój) zbadał mnie, rozwarcie na 3 palce, ale niestety główka dziecka był odgięta, więc nie było szans na naturalny poród, mogłaby się urodzić bardzo słaba. CC zrobili mi o 16 i tak o to o godz. 16.20 przyszła na świat nasza Oliwia Magdalena. 54 cm i 3260g szczęścia :) 10 pkt w skali Apgar, zdrowiutka i wynagrodziła mi wszystkie męki.
    -- g]http://www.suwaczki.com/tickers/km5sbd3msrqx5fbc.png[/img][/url]g]http://www.suwaczki.com/tickers/cb7w9n735s5eicw3.png[/img] [/url][url=http://www.suwaczki.com/][img]http://www.suwaczki.com/tickers/c
  1.  permalink
    Ber1987 - a w jakim szpitalu rodziłaś?
    -- ___
    •  
      CommentAuthorBer1987
    • CommentTimeOct 6th 2012
     permalink
    w Leżajsku, oczywiście są i wyjątki od reguły, zależy kto miał dyżur, jednak większość personelu miło wspominam :) chętnie służyli radą i pomocą, za równo lekarze, jak i położne i panie od noworodków :)
    -- g]http://www.suwaczki.com/tickers/km5sbd3msrqx5fbc.png[/img][/url]g]http://www.suwaczki.com/tickers/cb7w9n735s5eicw3.png[/img] [/url][url=http://www.suwaczki.com/][img]http://www.suwaczki.com/tickers/c
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeOct 24th 2012 zmieniony
     permalink
    Witajcie. Minął już ponad tydzień… Ale udało mi się znaleźć chwilę na opisanie mojego jakże to cudownego porodu.

    Na wstępie dodam, że długo się produkowałam na PRZYSZŁYCH MAMUSIACH i marudziłam, że lekarz zapowiedział, że wcześniej urodzę a tu zero sygnałów… Zaczęłam spacerować (2 dni przed) marszem po godzinie aż brzuch z dołu ciągnął, a dzień wcześniej – sobota – w naszym nowym mieszkanku na kolanach szorowałam wszystkie fugi w płytkach! Wieczorem poszliśmy do znajomych. Nie mogłam już usiedzieć na tyłku i w jednej pozycji – bo ile można?! 3 godziny i czuję jak mi wszystko drętwieje! No cóż. Zeszło się nawet dłużej. Wróciliśmy do domu ok. 24:00 a o 2:00 dopiero zasnęłam.

    Godzina 7:00 – obudził mnie delikatny ból podbrzusza. Myślę sobie : No w końcu jakieś sygnały przepowiadające. No nic idę spać dalej. Ale nie! Po 10 minutach znowu to samo. Kurcze! Chyba nie usnę. 5 godzin jak na mnie to zdecydowanie za mało skoro z reguły sypiam po 10 godzin!
    Bóle zaczęły się jakby nasilać i wydawało mi się, że są coraz to częstsze. Wzięłam stoper i zaczęłam odliczać. Ku mojemu zdziwieniu do 7 minut. I tak przez godzinę sprawdzałam prawie.

    Godzina 8:00 – chyba wezmę prysznic to mi przejdzie… a na wszelki wypadek i głowę umyję, bo jak mi się bardziej rozkręci to chociaż z umytą głową trafię na porodówkę! Bóle były coraz silniejsze, ale jeszcze od zniesienia.
    Mąż się obudził i oczywiście od razu pretensje dlaczego go nie obudziłam jak mnie coś boli! Zrobił mi herbatę i kanapki. Zjadłam pół kanapki, herbaty złapałam łyka. Nie mogłam jeść, bo bóle były już za gwałtowne, że musiałam się kulić. Poszłam do toalety a tam krewka. Nie dużo ale była. Sprawdzałam co 3-4 skurcze zawartość wkładki – i tylko co mocniejszy skurcz coś tam się pojawiało. Pomyślałam: Nic tylko szyjka się rozwiera! Mąż zmierzył czas między skurczami – 4 minuty. Ubrałam się, wysuszyłam włosy i męża za fraki na IP. Chciałam na piechotę bo mam kilka kroków, ale nie! Powiedziałam mężowi żeby wziął na wszelki wypadek tylko moją torbę, a jak coś to wróci po resztę. Reszcie domownikom w żarcie powiedziałam: „Wychodzę i zaraz wracam!”

    Godzina 9:30 – IP – położna sprawdza szyjkę: Dopiero 2-3 cm. Kurcze to dlaczego tak boli?! Ale skurcze co 4-3 minuty. Zapadła decyzja o przyjęciu mnie na porodówkę.
    Sala mmm…. – jak z bajki. W pewnym momencie pomyślałam, że nastąpiła pomyłka, bo my nie opłacaliśmy sali prywatnej! Wanna, piłka, drabinki, wielkie łoże… Super!
    A mnie skurcze coraz bardziej łapały! Mama przyniosła resztę toreb z domu, bo nie chciałam męża puszczać. Bałam się, ze bez niego nie dam rady.

    Przyszedł jakiś doktorek, przedstawił się i zaczął wypytywać o jakieś pierdoły. A to ostatnie usg kiedy było, a to choroby, czy przechodziłam ospę, różyczkę i takie tam… Pomyślała: Kurcze! Człowieku! Jak nie wiem co ty do mnie mówisz! Jakby obcym językiem. On mnie pyta o zażywane leki. Ja powiedziała brak. Skurcz minął powiedziałam: Euthyrox – to pretensje do mnie dlaczego od razu nie mówiłam. Potem powikłania w ciąży – powiedziałam: brak. Po skurczu mi się przypomniało, ze leżałam miesiąc temu na patologii z powodu wysokiego CRP. Znowu do mnie o to pretensje. Ale jak tu myśleć skoro takie skurcze są? Najlepsze – spytał mnie o mój wiek – wyobraźcie sobie, ze nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie! W końcu sobie poszedł.

    Pomyślałam: Nie będę krzyczeć jak te naokoło mnie w sąsiednich salach! Przecież to obciach! Prawidłowy oddech i pomoc męża wystarczą!
    A gdzie tam?! W miarę postępu buzia otwierała mi się coraz szerzej i zaczął z niej wydobywać się coraz to głośniejszy i bardziej przerażający dźwięk. Poszłam pod prysznic – nie pomagał wcale! Nastąpił kryzys, ponieważ krzyknęłam do męża: Ja chcę znieczulenie! Mąż bez wahania zgodził się. Akurat w tym momencie przyszła położna. Mąż już zaczął pytać o zzo, ale skurcz mi przeszedł, wróciła świadomość, więc i rozsądek! Zzo? Absolutnie! 600 zł. Na chwilę ulgi? Nie chcę! Z reszta sama położna mi odradzała, bo jak twierdziła, jest niezły postęp, szybko szyjka się rozwiera i przez zzo tylko wydłużymy cały proces a i tak znieczulenie mija na okres parcia, który nastąpi za jakieś max 2 godziny. Ok. Potem KTG: albo maszyna się popsuła albo skurcze zapisywały się na wysokości 125 (?). Mąż oczywiście informował mnie jak szedł skurcz i mi pomagał. Potem informował, ze skurcz mija i to przynosiło mi ogromną ulgę.
    Wskoczyłam do wanny – może ona coś zaradzi… I było mi bosko! Co prawda skurcze czuć ale troszkę słabiej. W wodzie też miałam KTG. Położna co jakiś czas zaglądała i sprawdzała postępy.

    Przyszła: rozwarcie na 7-8 cm. I kolejny kryzys! Zaczęłam coś bredzić, ze rezygnuję! Że na tym etapie kończymy. Chce zatrzymanie porodu i kontynuację jutro! Jak odpocznę! Nie dość, ze była głodna to i niewyspana! I gdybym miała broń pod ręką to uwierzcie mi! Nie zawahałabym się jej użyć!

    Nagle się okazało, ze mam rozwarcie na 8-9 cm. W tym momencie polały się wody. Czas na piłeczkę. Poskakałam sobie na niej – było bardzo przyjemnie ale jak szedł skurcz to ciężko było mi nogi trzymać rozkrokiem… Skurcze trwały minutę i były baaardzo często. Przyszła znowu położna i oznajmiłam jej że zaczęłam czuć, że potrzebuję przeć. Ucieszyła się. Wskoczyłam na wyrko. Przy skurczu kazała mi mocno wypierać. Próbowaliśmy na boku, gdzie nogę jedną przyciągałam mocno do siebie. W końcu najskuteczniejsze okazało się leżenie na plecach z dwiema nogami przyciągniętymi. Podczas parcia wydawała odgłosy, które ciężko jest sobie wyobrazić… I to z całą pewnością, bo mąż zaczął się ze mnie po kryjomu śmiać i położna też się uśmiechała. No super! Ja tu cierpię a oni nic sobie z tego nie robią! Ale to było na szczęście chwilowe…

    Położna przy parciu pomagała jak mogła. Motywowała niesamowicie. W pewnym momencie zawołała druga do pomocy. Zdezynfekowały mnie. Ta co przyszła, trzymała za jedną nogę a mąż za druga. Za krótko parłam, bo główka wychodziła i się cofała co chwila. Nie mogłam się ogarnąć. Bałam się kolejnego nadchodzącego skurczu jak ognia! Przy kolejnym położna wzięła moją rękę i włożyła mi między nogi tak, że poczułam coś mięciutkiego i włochatego! To główka! Główka mojego syneczka! Położna mówi: Blondynek! Jeszcze jedno porządne parcie i cała główka będzie na zewnątrz! Motywacja niesamowita! Faktycznie! Pomogło. Za chwilę mąż wyjrzał i zobaczył główkę. Myślał, ze najgorsze przed nami, że główka to pikuś w porównaniu z resztą ciałka! Położna kazała mu ogrzać pieluszki tetrowe swoim ciałem. Nagle kolejny skurcz i chlup! Dzieciaczek wyskoczył i trafił prosto w moje ramiona… Był taki słodki… Nie popłakałam się bo nadal nie mogłam w to uwierzyć. Kacperek jest wśród nas. Na moim brzuszku… Okazało się, ze pękłam ale na 1 cm więc po urodzeniu łożyska położna mnie zszyła. Ja oczywiście nie przejmowałam się niczym co dzieje się między moimi nogami. Byłam taka zafascynowana maluszkiem. Oczywiście mąż przeciął pępowinę – jak żeby inaczej! Dumny tatuś! Nagle powróciła do mnie cała świadomość i przypomniało mi się, że maż nie zrobił jeszcze ani jednego zdjęcia, więc z pretensją do niego wyskoczyłam. On też jeszcze był rozkojarzony, ale wziął aparat i cyknął na parę fotek. Potem położne wyszły i zostawiły nas na 2 godziny samych…

    Od momentu kiedy Kacperek trafił w moje ramiona, zapomniałam całkowicie o tym bólu i o wszystkim co się działo wcześniej… Faktycznie jak już się ma przy piersi swoje dziecko nic innego się nie liczy… To była najpiękniejsza chwila w moim życiu! Dwie najukochańsze mi osoby przy mnie i wszyscy szczęśliwi… Zapomniałam o bólu, o kredycie na 30 lat, o niedokończonym mieszkaniu i kupie wydatków przed nami, i w końcu o zbliżających się nieprzespanych nocach i kilogramach kup na dobę. Teraz o tym nie da się zapomnieć. Kacperek daje do wiwatu w nocy szczególnie! Ale i tak jest kochany i nie zamieniłabym go na żadne skarby świata! Często jak śpi to patrząc na niego chce mi się płakać i łezki mi polecą. Ze szczęścia oczywiście!

    Dodam, ze rodziłam w Warszawie w św. Zofii - polecam w 100% - położnej nie wykupowałam i była najlepsza A jej pomoc nieoceniona!
    --
  2.  permalink
    Dii - PRZEPIEKNA HISTORIA... sama sobie tez życzę takiego porodu. Uśmiałam sie z tych niekontrolowanych krzyków, bo sama sobie tez obiecuje że nie bede krzyczeć, choc wiem, że moge tego kompletnie nie kontrolować... :bigsmile: Ja bede rodzic w Piasecznie, ale wiekszosc kobiet z mojej SR wlasnie miały rodzic na Żelaznej.
    -- ___
    •  
      CommentAuthormadziauk
    • CommentTimeOct 24th 2012
     permalink
    Dii - piekny opis :) tez bym chciala taki porod :) w pelni naturalny :)
    --
    •  
      CommentAuthorszerka
    • CommentTimeOct 24th 2012
     permalink
    gratulacje Dii, świetny opis;) jak nazywała się Twoja położna?
    --
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeOct 24th 2012
     permalink
    moja położna to Ewa Pruś - super babka i przy tym bardzo fachowa i po prostu nieoceniona :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthoraravls
    • CommentTimeOct 25th 2012
     permalink
    Dii, świetny opis i piękny poród, gratuluję Wam Kacperka!
    A tydzień temu byłam na konferencji dla przyszłych mam, gdzie położna opowiadała, że w zasadzie główka dziecka przy skurczach partych powinna się pokazywać i cofać i znów coraz bardziej pokazywać, żeby nie zstępowała nagle, tylko takim ruchem niezdecydowanym, żeby oszczędzać kanał rodny i krocze.
    Więc może u Ciebie właśnie tak było?
    Pozdrawiam!
    --
    • CommentAuthormilena1984
    • CommentTimeOct 25th 2012
     permalink
    wow Dii! widac z e polozna wiedziala jak cie zmotywowac kiedy twa reke zworcila do glowki maluszka, ja tez bym sie zebrala w sobie!gratulacje.
    --
    •  
      CommentAuthorMalisiek
    • CommentTimeNov 12th 2012 zmieniony
     permalink
    Moja mała ma już tydzień, więc podzielę się historią z porodu :wink:

    W nocy z poniedziałku na wtorek, na 3 dni przed terminem pojawiły się skurcze podbrzusza. Wtedy były jeszcze delikatne, ale gdy kolejnej nocy nasiliły się i pojawiały się co 8-15 minut, byłam pewna, że już następnego dnia będę tuliła mojego szkraba. Jakże się myliłam... Po podjechaniu do szpitala dowiedziałam się, że nic się nie zaczyna, nie ma rozwarcia, a skurcze pewnie przepowiadające. Do domu wróciłam zawiedziona, bo byłam przekonana, że jednak coś się rozkręca. Przez kolejne dni i noce skurcze nasiliły się jeszcze bardziej i coraz gorzej sobie z nimi radziłam, bo nic nie pomagało w ich ulżeniu. Gdy dzwoniłam do szpitala mówiono mi, że mam czekać, aż będą regularne, co 2-3 minuty i dopiero wtedy mam dać im znać. W niedziele wieczorem skurcze dawały mi już ostro w kość i gdy zaczęły nabierać jako takiej regularności (co 4-6 minut) zadzwoniłam do szpitala, że niedługo przyjedziemy.
    O 23 byliśmy na miejscu. Zbadał mnie położnik i powiedział, że rozwarcie jest na 2-3cm i zanim zrobi się pełne minie dużo czasu i mogę spokojnie wrócić do domu. Ja już załamana, bo bóle były już co 2-3 minuty, nie do wytrzymania, a ten mi mówi, że mam wracać do domu? Pierwsza myśl to taka, że to się nie skończy i nigdy nie urodzę, a później pomyślałam o tym, że w końcu urodzę w domu.
    Jednak gdy zmierzył mi ciśnienie okazało się, że jest bardzo podwyższone i po rozmowie z lekarzem powiadomił mnie, że przenoszą mnie na inny oddział(byłam na oddziale ciąży niskiego ryzyka), żeby mnie monitorować.
    Przydzielili mi położną, podłączyli pod KTG i co pół godziny mierzyli ciśnienie, które dochodziło nawet do 160/112. Wszystko szło zupełnie inaczej niż to sobie zaplanowałam – cały poród miałam być aktywna i korzystać z wanny, a w końcu leżałam przykuta do łóżka.
    Ból wciąż narastał i poprosiłam o coś, co go wyciszy. Położna poszła do lekarza po zastrzyk, a na ten czas dała mi gaz rozweselający, który szczerze mówiąc wcale nie pomagał.
    Po jakimś czasie, który dla mnie był wiecznością, dostałam dwa zastrzyki w pupę i w końcu mogłam odpocząć. Znieczulenie mnie otępiło i czułam się, jakbym właśnie była na jakiejś mocno zakrapianej imprezie. Wszystko wokół wirowało, a mi plątał się język. Skurczy przez jakiś czas nie odczuwałam, trochę się przespałam , aż w końcu znieczulenie zaczęło puszczać i bóle były tak silne, że na ich szczycie nie wiedziałam co ze sobą robić i myślałam, że umrę. Wiłam się na łóżku, wierzgałam nogami, ściskałam rękę męża i podobno puszczałam niezłe wiązanki ;>
    Zbliżała się 5 rano, a ja zaczęłam panikować, że muszę iść do kibelka, bo mnie ciśnie. Położnej akururat nie było w pokoju, ale gdy wróciła sprawdziła i rozwarcie było 9cm, lada moment miałam zobaczyć moją pchełkę!
    Po przebiciu pęcherza płodowego położna kazała mi przeć. Nie sądziłam, że będzie tak ciężko... Po kilku pchnięciach byłam zrezygnowana i mówiłam, że nie dam rady, na co usłyszałam karcące ‘Dasz radę!’ ze strony męża i mamy. Wróciłam do parcia i darłam się przy tym niesamowicie. Bolało jak cholera i myślałam, że głowka rozsadzi mi pochwę. Pozwolono mi jej dotknąć – wyczułam, że ma pełno włosków i bardzo się podekscytowałam, że zaraz poznam mojego malucha.
    Do sali przyszła druga położna i w pewnym momecie wszyscy we czworo zaczęli krzyczeć, żebym nie parła. Ich powtarzania mnie wkurzyły i ryknęłam na nich, że przecież tego nie robię. Co się później okazało, panika była związana z tym, że główka rodziła się razem z rączką.
    Kilka delikatnych pchnięć więcej i już miałam Majkę na brzuchu. Uczucie niesamowite i nie ma słów, aby je opisać. Cały ból odszedł w sekundzie i przez moment to co było wokól, nie istniało. Byłam wpatrzona w tą małą, ciepłą i miękką istotkę i nadal nie wierzyłam, że jest moja.
    --
    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeNov 12th 2012
     permalink
    Malisiek- to masz małą Supermankę :) Jeszcze raz gratulacje:)
    --
    •  
      CommentAuthorAddictive
    • CommentTimeNov 12th 2012
     permalink
    Dii i Malisiek - jeszcze raz gratuluję:):) i dziękuję za opisy porodów...są takie emocjonalne i osobiste:):):bigsmile::bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeNov 12th 2012
     permalink
    No to mój opis- Basia urodziła się w piątek, 02.11.12r., o 8:40, w szpitalu w Piasecznie. Waga: 2480, długość 49cm, 10 pkt.
    36t4dc.

    W środę wieczorem zauważyłam, że cieknę :usmiech: Mała się słabo ruszała, ale regularnie, a ja się czułam strasznie zmęczona i nie miałam siły jechać do szpitala, poza tym nie chciałam panikować. Obiecałam m., że wrócimy do tego rano.
    W czwartek obudziłam się o 6, czuję- leci...No trudno, wstałam, umyłam się, wmusiłam w mojego m. śniadanie, zabraliśmy torby i w drogę...Rodzice już pojechali rozwieźć wiązanki po grobach, więc nikt nawet nie wiedział :wink: Na IP zbadali mnie, sprawdzili jakimś odczynnikiem, powiedzieli, że to nie wody. Lekarka powiedziała, że pessar zostawia, skoro za dwa dni będzie zdjęty. No i wróciliśmy do domu. Później pojechaliśmy na cmentarze, połaziliśmy. Ciągnął mnie dół brzucha, myślałam, że to po badaniu ;)) Po powrocie zasnęłam na 3h. Później się jeszcze pokręciłam po domu, cośtam obejrzeliśmy i o 23:40 spać. Zgasiliśmy światło, m. się położył i w tym momencie delikatnie zabolał mnie brzuch, jak na okres....i czuję, że płyyyynie :usmiech: No to zapalamy światło... "kurde, jak mi powiedzą, że to nie wody, to uwierzę w krasnoludki" :usmiech: Ogarnęliśmy się szybko i do samochodu. M. zbierał torby, a ja odruchowo za kierownicę- "yyyy, ty zamierzasz prowadzić..? :shocked: "- "tak, tak, nic mi nie jest, chodź" :usmiech: No to jedziemy, jakieś 4km, po drodze miałam dwa skurcze, ale mało bolesne :usmiech:
    Weszliśmy na IP, siedział koleś na zewnątrz, czyli babka w środku-czekamy. Ze mnie się leje, zmieniałam podpaskę co chwila, skurcze mnie łapią, ale nic to, chodzimy, gadamy, śmiejemy się, oglądamy zdjęcia na korytarz. Wyszła kobitka z gabinetu, położna mnie zawołała, zbadała, sprawdziła odczynnikiem podpaskę- wody :cwaniak: Wychodzę z gabinetu, zaciesz na twarzy i mówię, że to to :hura: . Następnego dnia się okazało, że jestem w sali z tamtą babką i jak D. tam poszedł po rzeczy to ona: "aaa to pana żona taka rozradowana na porodówkę przyjechała" :usmiech: Bo one takie zbolałe były :P - jeszcze jedna przyjechała w między czasie. Jej mąż się mnie pyta czy ja na kontrolę czy coś się dzieje- mówię, że do porodu i to na 100% bo już wody odeszły- a on.."ojej, w 3. m-cu? :P bo pani prawie brzucha nie ma" :usmiech:
    Przyszła lekarz, zdjęła pessar, zrobiła USG- miała problem z wymierzeniem niuni, bo już głowa tak nisko była. Oszacowała ją na 2560. No i jeszcze KTG (skurcze łapią, a KTG nic) idziemy na oddział. Zaprowadziła nas do normalnej sali, w której później leżałam- na szczęście była pusta- przebrałam się, wenflon, pierdoły, papiery. Powiedziała, że m. musi wyjść i mam po niego zadzwonić, jak przejdziemy na porodową...No i w tym momencie był jedyny moment mojego załamania w ciągu całego porodu i w płacz... :shamed: Głupio mi się było przyznać o co chodzi, ale jak zapytałam czy możemy wyjść gdzieś na korytarz ale razem, to się chyba zjarzyła i powiedziała, że ona jest z IP i póki tu się nikt nie przyczepi to może zostać,ona jak coś to powie, że widziała, że wyszedł :okokok:: No to już luz, podłączyliśmy to urządzenie TENS (okazało się, że nie musiałam kupować, bo mają na oddziale takie cuda) i łaziłam po sali, skurcze co 2-3 minuty, co mnie bardzo cieszyło, ale coraz boleśniejsze, co mnie cieszyło znacznie mniej :P Kucałam, kręciłam biodrami, różne rzeczy robiłam, w każdym razie siedzenie i leżenie odpadało. Poszłam pod prysznic i tam stałam, bo to pomagało najbardziej. W końcu słyszę, że przyszła położna i pyta m. czy chcę na salę porodową do wanny, bo wszystko gotowe. "BARDZO CHCĘ" :usmiech: No to idziemy- było pewnie ok. 2.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 12.11.12 22:20</span>
    Poszliśmy na salę, z wieeelkim,wygodnym łóżkofotelem :P wanną, piłką, materacykiem i fotelem dla osoby towarzyszącej. Sala pojedyncza, przy drzwiach parawan chyba wyciszona, bo na oddziale nic nie słychać z porodówek. Położna pokazała co gdzie jest, zapytała czy chcę znieczulenie, powiedziałam, że nie.Zbadała mnie, było jakieś 3-4cm rozwarcia...- i poszła. No najpierw piłka, później wanna- no w wannie było super, jeszcze cały czas woda z prysznica na brzuch. Skurcze co raz mocniejsze, ale dajemy radę ;)) Położna wchodziła co jakiś czas, pytała czy nic nie potrzeba. W końcu trzeba było podpiąć KTG i wyjście z wanny i leżenie na łóżku, było koszmarne...było jakieś 6-7cm rozwarcia i tak się zatrzymało. Bolało już nawet między skurczami, zwijałam się na łóżku,a KTG dalej za bardzo nie widziało skurczów...M. mi przypominał o oddychaniu, bo człowiek instynktownie zatrzymuje powietrze z bólu. No i tak sobie "oddychaliśmy" dopóki nie odpięła tego wstrętnego KTG i mnie nie zwolniła z przymusowego leżenia. Powiedziała, żebym może poszła na piłkę, a ja, że nie dam rady...No to do wanny. Niestety już nie było tak dobrze, leżałam i nie byłam w stanie utrzymać prysznica, bo każdy ruch sprawiał mi ból, więc bałam się drgnąć nawet palcem. M. siedział obok i mnie polewał prysznicem i wypuszczał wodę z wanny. Miał taką zbolałą minę, że mu chciałam powiedzieć, że nie jest tak źle, ale nie dawałam rady mówić. Nie wiem ile to trwało, odpływałam, leżałam bezwładnie i nie byłam w stanie myśleć,w ogóle nic nie byłam w stanie zrobić, chciałam tylko, żeby już było te 10cm i żebym mogła zacząć rodzić ;))
    Ok. 6 przyszła położna i zapytała czy chcę znieczulenie. Mówię, że nie, bo się boję, że to zatrzyma poród i że nie będę mogła się ruszać. Ona, że ok, ale mogę się zastanowić, bo na tym etapie już nie zatrzyma porodu i ruszać się będę mogła a przy okazji będę miała na to siłę i że uważa, że w moim przypadku mogłoby to pomóc (później mi wytłumaczono, ze ZZO zatrzymuje czasem poród, bo dziewczyny od wejścia do szpitala wołają o znieczulenie, więc je podają już przy 4cm i to czasem właśnie jest za wcześnie, dziecko się cofa a skurcze słabną). No to dobra, robimy. Zawołała anestezjologa, podłączyli wkłucie w kręgosłup- ledwie usiedziałam, jeszcze w skurczu to...łoo..Po jakiś 5min. ból zaczął słabnąć. Podpięła mnie pod KTG, wreszcie wyłapało skurcze- i tak patrzyliśmy z m. jak dochodzą do 100, a ja czułam tylko lekki ucisk :] Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, zjedliśmy po lizaku :usmiech: Poleżałam tak z 40min., zadzwoniłam do mamy, m. do pracy, że go nie będzie. Odpoczęłam bardzo przez ten czas.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 12.11.12 22:21</span>
    Później zeszłam z wyrka i na piłkę, znowu łażenie po sali, kucanie, kręcenie i wszystko po kolei, żeby to rozwarcie przyspieszyć. Piłka w tamtym momencie też bardzo pomagała, bo już znowu bolało, tylko tym razem czuć było już ucisk i pojawiła się chęć parcia. Więc skakałam na tej piłce bez przerwy z godzinę :usmiech: Ból był jeszcze znośny, m. dzwonił odwołać moje wizyty (miałam na ten dzień m.in. umówioną ostatnią wizytę u gin.), jeszcze gadaliśmy i się śmialiśmy z tego jak wyglądam na tej piłce (pozwolicie, że nie przytoczę :usmiech: ).
    Przed 8 przyszła nowa położna, babka po 50. gdzieś, przedstawiła się, przywitała i pyta czy rodzimy ;)) Ja że tak, że już bardzo chcę...zbadała- no jeszcze chwila, spróbuj jeszcze pochodzić. No to dobra, dalej to samo...ale już nie mogę, mówię do m. "wołaj ją bo ja MUSZĘ przeć!" :usmiech: Przyszła, zbadała- jeszcze nie, jeszcze trochę...No to pójdę do łazienki...ale okazało się, ze ten ucisk na pęcherz to główka po prostu i nic z tego ;)) Wróciłam na salę- w tym czasie łóżko zamieniło się w fotel z podnóżkami.
    No i nadeszła ta wielce oczekiwana chwila- położna mi wytłumaczyła co mam robić- trzeba się nieźle koncentrować, żeby energię przekładać na właściwe mięśnie. Kazała m. mi trzymać głowę, żebym ją opierała na brodzie, a nie odchylała do tyłu, więc mi ją kilka razy odchylał. Na każdym skurczu po trzy parcia, bardzo się koncentrowałam, żeby jej słuchać. Wysiłek nieludzki,ale efekty były szybkie, zaraz z jednej położnej zrobiły się trzy, bo już mówiła, ze widać główkę (byłam pewna, że tak mówi, żeby mnie zachęcić do parcia, a okazało się, że to prawda). Zapytałam o nacięcie, powiedziała, że musi, bo poród wczesny i trzeba chronić główkę. Czułam to niestety, później mi wytłumaczyła, że nie mogła czekać na pełen skurcz, jak to się normalnie robi (wtedy nie czuć) bo główka już wychodziła i nie chciała, żeby czekać z nią na kolejny skurcz. Jak główka wyszła to krzyknęłam "o Boże..." nie mogłam w to uwierzyć :usmiech: Położna kazała m. mi rozpinać koszulę, jeszcze moment i (bardzo dziwne uczucie :usmiech: ) reszta wyleciała ze mnie i mała płakała mi na piersiach. Tatuś płakał ;)) mała płakała, a ja byłam w takim szoku i taaaaaka szczęśliwa, że to już :-)
    Niestety, nie mogli jej zostawić na 2h z nami od razu, jak to standardowo robią, bo stwierdzili, że musi ją obejrzeć neonatolog- bo malutka, poza tym była lekko owinięta pępowiną. M. poszedł z niunią i dać im jej rzeczy, a ja musiałam zostać ;) Dała mi zastrzyk z oksytocyny, żeby macica się szybciej obkurczała, urodziłyśmy łożysko (ciekawy widok....jak rozjechana wątroba :P ). Dała mi znieczulenie, zaczęła zszywać- długo to trwało, mimo, że tylko 2cm nacięcia, bez pęknięć, szyjka cała. Praktycznie nie czułam zszywania. W międzyczasie wrócił m., powiedział, że mała ok, jaka waga, wzrost-pokazał mi zdjęcie :) . Zostawili ją do obserwacji. Położna posprzątała i poszła, zostawili nas samych na 2h :-) Humor miałam wyśmienity, dzwoniliśmy do najbliższych i wysyłaliśmy mms-y, nawet na forum weszłam :usmiech: Później przynieśli Basię, powiedzieli, że wszystko ok, wsadzili w wózek i m. ją zabrał na salę. Mi położna pomogła się ogarnąć, chciałam iść, ale powiedziała, że mnie zawiezie na salę- i zawiozła ;))
    Poszłam pod prysznic, zobaczyłam się w lustrze Ja ****** POTWÓR :shocked: :shocked: :shocked: Twarz zapuchnięta i wylewy na całej twarzy (popękane naczynka)- w życiu czegoś takiego nie widziałam :usmiech:
    Jeśli chodzi o połóg- dwa dni leciało ze mnie bez przerwy-koszmar. Później, to już tak, jakbym po prostu miała okres. Nacięcia warto by było uniknąć, bo gdyby nie szwy, to bym po 3 dniach nie czuła, że rodziłam ;)) No ale jeśli to było konieczne to trudno, przynajmniej mam świadomość, że nie było to "bo tak".
    Poród boli, jak wiadomo- mnie bolał bardziej niż byłam w stanie sobie wyobrazić- może to i lepiej, że nie byłam :usmiech: Natomiast warto się pozytywnie nastawić, dobrze przygotować "merytorycznie", nie panikować (!), starać się trzeźwo myśleć i SŁUCHAĆ POŁOŻNEJ.
    Nie wyobrażam sobie rodzić sama. Położne były super, ale nie siedziałyby ze mną tych wszystkich godzin (mogłoby być więcej porodów=mniej ich czasu równie dobrze), nie pomagałyby mi we wszystkim i nie zapewniły poczucia bezpieczeństwa, które mi pomogło zachować opanowanie, dzięki któremu- jestem tego pewna- poród przebiegł najszybciej i najlepiej jak się dało w moim wypadku.
    W 3. dobie mi przyszedł jakiś zjazd hormonalny i płakałam na samo wspomnienie tego wszystkiego, ale odreagowałam i na prawdę jestem zadowolona. Ogólnie to chyba ciąża jednak gorsza niż poród :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeNov 13th 2012
     permalink
    Super opis :bigsmile:
    Ale ja tam wolałam ciążę niż poród, chociaż ten poród to tylko kilka godzina a ciąża... Hmmm:smile:
    --
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeNov 13th 2012 zmieniony
     permalink
    azniee super opis cholera aż się wzruszyłam .Widzę,że bardzo dobrze oceniasz szpital w którym chcę rodzić ,ciekawe czy ja też trafię na tak miłe położne co ty.
    --
    •  
      CommentAuthorszerka
    • CommentTimeNov 13th 2012
     permalink
    mam pytanie do mam rodzących w szpitalach warszawskich, czy otrzymałyście niebieskie pudełko? Ktoś mi ostatnio o nim wspominał ale był z Krakowa i ciekawa jestem czy w Warszawie też dają...?
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeNov 13th 2012 zmieniony
     permalink
    Anula- pamiętałam, że Ty też w Piasecznie, dlatego się zmobilizowałam, żeby wkleić opis :wink: Wszystkie położne z którymi miałam styczność były bardzo miłe/uprzejme/fachowe, wydaje mi się, że taka "kultura" po prostu panuje na oddziale i każda się do tego dostosowuje. A w moim przypadku były dwie na IP, dwie przy porodzie (bo zmiana) i jeszcze na końcu ze dwie do pomocy- no i później na oddziale. Warunki świetne, nawet muzyczka nam grała całą noc :cool:
    Noworodkowe też były pomocne, jedna tak się zaangażowała w karmienie mojej niewyrośniętej :tongue: pociechy, że aż byłam zaskoczona :smile:
    Miałam na sali dziewczynę po CC i widziałam jak jej położna pomagała wstawać i się ogarniać- i także byłam pełna uznania, bo dosłownie wszystko przy niej zrobiła. Ta dziewczyna mówiła, że jak miała 2lata temu CC w innym szpitalu, to tak nie było.

    Wiadomo, ludzie są różni i komuś się może nie spodobać czyjaś mina i już będzie niezadowolony, ale ja jakbym miała rodzić jeszcze raz to bym w życiu szpitala nie zmieniła :wink:

    Ja dostałam w P-nie niebieskie i różowe pudełko :wink: (rozumiem, że chodzi o takie prezentowe z próbkami kosmetyków i poradnikami)
    --
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeNov 15th 2012
     permalink
    szerka: czy otrzymałyście niebieskie pudełko?

    A co to takiego?
    Ja dostałam wyprawkę dla małego po porodzie:smile:
    --
  3.  permalink
    Hej dziewczyny . Ja jestem w 36 tygodniu 5dniu ciąży moja Malutka 12 dni temu ważyła 2942 . Czytając wasze historie mam łzy w oczach i nie mogę doczekać się kiedy zobaczę swoje Maleństwo :))
    •  
      CommentAuthorviolet_flower
    • CommentTimeNov 28th 2012 zmieniony
     permalink
    No i przyszedł czas na moją historię - Jaś kończy dziś 4 tygodnie. Urodził się SN 31.10.2012 o godzinie 22:10 w Krakowie w szpitalu Ujastek :wink:

    Wszystko zaczęło się po północy w nocy z 30/31 października. Termin miałam wyznaczony na 11.11 więc nie podejrzewałam, że to może być już "to". Położyłam się spać tego wieczoru wyjątkowo wcześniej- przed 23, cały poprzedni dzień synek był wyjątkowo spokojny. W środę 31-go miałam umówioną wizytę u dentysty, więc chciałam się wyspać. Niestety parę minut po 1 w nocy obudziło mnie dziwne uczucie wilgotności tam na dole - poczułam, ze coś ze mnie wypływa...Zerwałam się z łóżka i już w łazience mocno mnie to zaniepokoiło - na bieliźnie odkryłam solidną plamę przezroczystego płynu (był raczej bezzapachowy, więc pomyślałam, że odchodzą mi wody). Wróciłam do łóżka, nie budząc męża, postanowiłam że poczekam i zobaczymy co dalej). Próbowałam zasnąć, chyba nawet mi się to udało, lecz po kilku minutach obudził mnie solidny ból w krzyżu i znów uczucie mokra. Wróciłam do łazienki i pojawił się śluz podbarwiony pasemkami krwi. usiadłam do laptopa i wyszukałam na szybko, że tak może objawiać się odchodzący czop. Nie budziłam nadal męża, rano miał iść normalnie do pracy- do rana spałam już na kanapie w sąsiednim pokoju. Bóle krzyża pojawiały się regularnie co 15-20 minut, więc nie panikowałam. Rano powiedziałam o wszystkim mężowi, stwierdziliśmy, że idzie normalnie na 8 do pracy, wróci po 16-stej i zobaczymy co dalej - w razie czego miałam dzwonić. Bóle krzyża pojawiały się już coraz częściej, powoli zaczął dochodzić do nich promieniujący ból podbrzusza - to już były skurcze. Zadzwoniłam między czasie do znajomej położnej by się upewnić - powiedziała mi, ze raczej w ciągu dobry urodzę. Stwierdziłam więc, że czas najwyższy dopakować do końca torbę do szpitala i ubrać łóżeczko dla synka. Wszystko to robiłam w przerwie między skurczami. później wzięłam jeszcze długą kąpiel, umyłam włosy- jednym słowem byłam już w pełni gotowa na rodzenie. Zadzwoniłam jedynie do mojej mamy, powiedziałam co się dzieje i że chyba dziś urodzę. Zaniepokoiła się i kazała mi od razu jechać do szpitala, ja jednak chciałam czekać na męża(wciąż nie byłam do końca przekonana, że to już - do terminu w końcu było jeszcze 11 dni)...Kiedy wrócił do domu przed 17-stą skurcze i bóle krzyżowe były już naprawdę bolesne - pomagała mi jedynie pozycja na czworaka na dywanie i głębokie, spokojne oddychanie. Między czasie cały czas pisałam z dziewczynami na forum - poleciły mi wziąć nospę i ciepłą kąpiel - jeśli to nie porodowe to na pewno się wyciszą. W wannie skurcze zdecydowanie się nasiliły i były już co 6 minut, nospa także nic nie dała. Ubrałam się więc szybko, pozbieraliśmy torby i parę minut po 19-stej wyjechaliśmy do szpitala. Droga zajęła nam jakieś 30 minut, w samochodzie powoli zaczynałam skręcać się z bólu, oddech już niewiele pomagał.

    Na miejsce dotarliśmy jakoś o 19:40. Panie na IP gdy mnie zobaczyły, doszły do wniosku, ze raczej jeszcze nie rodzę, bo przecież normalnie z nimi rozmawiam. Poprosiły lekarza, żeby mnie zbadał. Okazało się, że mam 7-8 cm rozwarcia. Lekarz uśmiechnął się, że przyjechałam w idealnym momencie i dobrze, że już nie czekaliśmy dłużej w domu, bo w przeciągu 2 godzin urodzę :)Cała robota papierkowa, moja przebieranie się, lokowanie w pokoju przedporodowym zajęło jakieś 30 minut. Około 20:10 położna stwierdziła 9 cm rozwarcia. W tym momencie czułam już porządny rozpieranie w miednicy i miałam wielką potrzebę parcia - położna jednak była bardzo pomocna, zabroniła mi przeć - cały czas powtarzała, że to już naprawdę blisko i niedługo zobaczymy synka. Siedziałam na piłce, korzystałam z worka sako, co chwilę tylko przykładała ktg i sprawdzała tętno Małego - wszystko było w porządku. W końcu przenieśliśmy się na właściwą salę porodową i słynny fotel porodowy. Było już pełne rozwarcie i w końcu mogłam przeć. Podczas parcia synek co chwilę przesuwał się w dól i cofał, więc położna stwierdziła, że muszą mi pomóc wyprzeć dziecko, uciskając brzuch na skurczu, bo akcja zaczyna zwalniać. Podłączono mi wtedy również kroplówkę z oksytocyną i skurcze były naprawdę bolesne. Powoli opadałam z sił, nogi zaczynały mi się trząść, miałam problem by utrzymać głowę w jednej pozycji, bo co chwile opadała mi do tyłu...Czułam, ze to są naprawdę ostatnie rezerwy moich sił i jeśli to się za chwilę nie skończy to zwyczajnie zemdleję ze zmęczenia... W między czasie w trakcie parcia położna poprowadziła moją rękę między nogi i pozwoliła dotknąć główki - poczułam cieplutką, owłosioną krągłość i dało mi to niesamowity zastrzyk energii. Po 3 parciach synek wysunął się cały ze mnie i od razu usłyszałam głośny krzyk. Moja głowa bezwiednie opadła na oparcie fotela - nie miałam siły podnieść jej do góry, jednak w jednej chwili cały ból minął. Położono mi Go na brzuchu - był taki śliczny i tak bardzo owłosiony na główce :) Była godzina 22:10. W tych chwilach był oczywiście ze mną mąż i bardzo mi pomagał - podczas skurczu masował mi plecy, pozwolił ściskać dłoń podczas skurczu (tak, ze do dziś ma ślady moich wbijanych paznokci), uspokajał, co chwilę powtarzał, ze już coraz bliżej końca i że jestem bardzo dzielna. Dało mi to niesamowitą siłę.

    Jaś ważył przy urodzeniu 3500 g i mierzył 55 cm. Dziś poród jest już tylko przyjemnym wspomnieniem i mimo tego całego bólu, ogromnego zmęczenia, tylu godzin bóli krzyża mogłabym tak rodzić SN jeszcze wiele razy. Chwila, w której ujrzeliśmy nasze dziecko na moim brzuchu jest magiczna i nieporównywalna z niczym innym...:)
    --
  4.  permalink
    Wspaniały poród violet, gratuluję:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthornataliaa_
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    i się poryczałam:)
    --
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    super :smile:

    widzę że nadal na Ujastku naciskają na brzuch wypychając malucha :confused:
    muszę im chyba od początku porodu krzyczeć żeby tego nie próbowali nawet :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    gienia83: i się poryczałam:)

    Cholera ja też :)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    violet_flower: W końcu przenieśliśmy się na właściwą salę porodową i słynny fotel porodowy. Było już pełne rozwarcie i w końcu mogłam przeć. Podczas parcia synek co chwilę przesuwał się w dól i cofał, więc położna stwierdziła, że muszą mi pomóc wyprzeć dziecko, uciskając brzuch na skurczu, bo akcja zaczyna zwalniać. Podłączono mi wtedy również kroplówkę z oksytocyną i skurcze były naprawdę bolesne. Powoli opadałam z sił, nogi zaczynały mi się trząść, miałam problem by utrzymać głowę w jednej pozycji, bo co chwile opadała mi do tyłu...Czułam, ze to są naprawdę ostatnie rezerwy moich sił i jeśli to się za chwilę nie skończy to zwyczajnie zemdleję ze zmęczenia...


    A być może wystarczyłoby pozwolić przyjąć Ci wertykalną pozycję, w której miałabyś potężne wsparcie grawitacji... I może nie byłoby wtedy aż takiej utraty sił, kroplówki z oxy i uciskania brzucha (co zresztą jest ponoć od dawna zakazane!). Przepraszam, że tak się wcinam, ale szlag mnie trafia niezmiennie, że wciąż szpitale nie potrafią pojąć, że bez tych wszystkich ingerencji może być łatwiej i bezpiecznej, ech...
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    Też o tym pomyślałam Hydro. Zostawiliby kobietę w spokoju to by bez problemu urodziła w kucki czy przy worku...Ale nie fotelik dla położnej i lekarza musi być, a jak ci sił brak żeby wypchnąć dziecko pod górkę to chemię załadują albo łokciem "pomogą":confused:
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    w tym szpitalu te fotele dają wiele mozliwości, i można też na kucka rodzić- wiem bo próbowałam.
    natomiast ładują oksy na maksa, no i co najgorsze uciskają brzuch.
    --
  5.  permalink
    Violet wspaniały poród aż się łezka kręci w oku:):bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    kasiek80: te fotele dają wiele mozliwości, i można też na kucka rodzić- wiem bo próbowałam.


    Fotel daje możliwości, ale personel nie zawsze - a kobiecie, gdy rodzi, wiele można wmówić dla własnej (lekarza czy położnej) wygody. Tak naprawdę fizjologiczny poród nie potrzebuje fotela czy innego skomplikowanego urządzenia - wystarczy kawałek materaca i dobra wola otoczenia.
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    Violet super historia... :)
    --
    • CommentAuthorvenus87
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    No i łzy poleciały :cry: piękna historia :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeNov 28th 2012
     permalink
    hydrozagadka: Tak naprawdę fizjologiczny poród nie potrzebuje fotela czy innego skomplikowanego urządzenia

    oczywiście, zgadzam się w zupełności
    --
    •  
      CommentAuthorisiula
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Violet_flower - świetny poród. Jeszcze raz gratuluję pięknego synka!:smile:
    •  
      CommentAuthorHussy
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    hydrozagadka: może nie byłoby wtedy aż takiej utraty sił, kroplówki z oxy i uciskania brzucha (co zresztą jest ponoć od dawna zakazane!)

    Hydro,żartujesz? Ja rodziłam 10 miesięcy temu i właśnie "dzięki" temu,że lekarz nacisnął mi na prawdę mocno na brzuch to mała się po prostu wyślizgnęła.. Nie wiedziałam,że takie "akcje" są zabronione,i byłam pewna,że to bezpieczne :confused:
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeNov 29th 2012 zmieniony
     permalink
    Nie, nie żartuję. To nie jest bezpieczne. Zresztą, poniżej fragment na ten temat:

    Ucisk na dno macicy (Zabieg Kristellera)

    Analiza prac dotyczących stosowania ucisku na dno macicy w II okresie porodu (zabieg Kristellera) nie wykazała związanych z tym działaniem korzyści, natomiast dowiodła ich szkodliwości. Ta interwencja medyczna, nazwana przez Troszyńskiego "szczególnie brutalnym rękoczynem" wiąże się z licznymi powikłaniami mogącymi pojawić się zarówno u matki i dziecka (Merhi, Awonuga 2005, Troszyński 2003). Wprowadzenie tego zabiegu do praktyki położniczej miało na celu wzmocnienie siły wypchnięcia dziecka poprzez zwiększenie ciśnienia wewnątrzmacicznego prowadzące do skrócenia czasu porodu. Badania wykazały jednak, że nie u wszystkich kobiet w wyniku zewnętrznego ucisku dochodzi do zwiększenia ciśnienia w jamie macicy. Czynnikiem modyfikującym w tym przypadku jest wiek ciążowy i grubość miometrium (Buhimschi, 2002). Ucisk może przyspieszać urodzenie dziecka, ale nie powoduje skracania II okresu porodu. Niektóre badania pokazują wręcz tendencję do wydłużenia tego okresu (Cosner 1996). Zabieg Kristellera wiąże się ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia u matki uszkodzenia krocza i zwieracza odbytu (Cosner 1996; De Leeuw 2001, Zetterstrom 1999) oraz pęknięcia macicy (Pan et al. 2002; Vangeenderhuysen, Souidi 2002). Rodzące się dziecko w wyniku zewnętrznego ucisku na macicę narażone jest na złamania kości i uszkodzenie splotu ramiennego (Porażenie Erba) związane ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia dystocji barkowej, niedotlenienie, w skrajnych sytuacjach kończące się zgonem (Simpson, Knox 2001). Również uszkodzenia mózgu i nerwów u dziecka, mogą wynikać z zastosowania zabiegu Kristellera u matki (Amiel-Tyson, Sureau, Shnider 1988; Murray, Huelsmann 2009).


    Całość tutaj.

    Trzeba o tym mówić głośno, bo wciąż w wielu szpitalach to norma, a kobiety nieraz nie wiedzą, czym to grozi... Syn mojej koleżanki urodził się "dzięki" temu zabiegowi - 6 pkt Apgar i wylew. Jak przyszło co do czego, to okazało się, że w dokumentacji jakimś dziwnym trafem nikt o siłowym wypchnęciu dziecka nie wspomniał. Świadków zajścia też brak :confused:
    •  
      CommentAuthorHussy
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    O cholera... Jestem w szoku.. :shocked: Czyli to możliwe,że moje krocze non stop pęka dzięki temu "zabiegowi"? Czy to już raczej zle wykonane szycie?
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeNov 29th 2012 zmieniony
     permalink
    Nie wiem, Hussy, to już tylko lekarz może stwierdzić. Pewnie trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego tak jest...
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Hussy- jak to "pęka"...? Nie wiedziałam, że to się może zdarzyć.
    --
  6.  permalink
    Kurcze też nie wiedziałam, że to to wypychanie dziecka poprzez ucisk brzucha jest zabronione...myślałam, że nam pomagają w ten sposób a nie mogą zaszkodzić...:confused:
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Pomogliby by gdyby ci pozwolili rodzić wertykalnie - najlepiej grawitacja pomaga :)
    •  
      CommentAuthorisiula
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    violet_flower: Kurcze też nie wiedziałam, że to to wypychanie dziecka poprzez ucisk brzucha jest zabronione...

    Też nie wiedziałam, że jest zakazane i można tym tyle szkód narobić:shocked:
    3 m-ce temu mojej koleżance wyciskali dziecko z brzucha na Inflanckiej.
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Ja pierniczę jak mi będzie to groziło to poproszę o cc.
    --
  7.  permalink
    Ja chyba mimo wszystko cieszę się, że uniknęłam cc, nawet z tym uciskaniem brzucha...
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Dziewczyny, polecam porod na stojaco lub siedzaco na stolku porodowym, mozna sie powiesic na linie tez. Grawitacja dziala cuda :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    YPolly: mozna sie powiesic na linie tez


    Ale to już dobrze nie zabrzmiało ;)))
    --
    • CommentAuthormilena1984
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Ypolly- no ja sie w trakcie porodu powiesze z bolu:)))haha
    a tak na serio to dzieki bede pamietala o tej radzie jak wybije godzina na mnie.
    --
    •  
      CommentAuthorTabaluga
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    isiula: 3 m-ce temu mojej koleżance wyciskali dziecko z brzucha na Inflanckiej.


    Normalka. Inflancka nie wie, co to normalny poród, zawsze cudują.
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
    •  
      CommentAuthorjeżynka
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Tabaluga: Normalka. Inflancka nie wie, co to normalny poród, zawsze cudują.

    zgadzam się .Moje dwie koleżanki rodziły na Inflackiej i jedna miała własnie ten zabieg- tak z nienacka lekarz niby się oparł na brzuch ramieniem.
    -- [/url]
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 29th 2012
     permalink
    Anula -nie proś o cc tylko zejdź im z łóżka ;)
    A lin w czasie porodu to się nawet Kleopatra trzymała.
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.