Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorbari_87
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    Może dojść do wydalenia smółki przez dziecko do wód płodowych, ale to raczej nie powinno mieć miejsca w środku, bądź zakażenia wewnątrz macicznego np.jakąś bakterią (miał robione badania-wszystkie ok). Ogólnie to raczej wody są czyste. Ale ja do końca się na tym nie znam więc to tylko moje domysły.

    Mam nadzieję, że mój opis jest napisany zrozumiale:wink:
    Dzięki dziewczyny za miłe słowa :bigsmile::grouphug:
    --
    •  
      CommentAuthorsardynka85
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    Bari najważniejsze, że już po wszystkim i że jesteście razem w domku :) na pewno będzie dobrze :)

    Co do zielonych wód to pojawiają się wtedy kiedy dziecko wydali smółkę wewnątrz macicy - przeważnie jest do wynikiem niedotlenienia wewnątrzmacicznego dziecka (często tylko chwilowego i nic nie znaczącego) - dlatego ponoć kobieta z zielonymi wodami powinna być dokładnie monitorowana podczas porodu...
    --
    •  
      CommentAuthorlapa
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    no właśnie chodziło mi o wydalenie smólki, bo to może nastąpić gdy ukł.trawienno-wydalniczy jest już dojrzały, tak przynajmniej tłumaczyła nam położna na SR. Zdarza się rzadko, ale może tak się właśnie stało w przypadku Kacperka?
    Sardynka, o tym że wydalenie smółki może nastąpić w wyniku niedotlenienia nie słyszałam, ale dobrze wiedzieć:-)
    --
    •  
      CommentAuthorbari_87
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    No to u nas zgadzało by sie z niedotlenieniem.
    --
    •  
      CommentAuthorsardynka85
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    Mi właśnie położna powiedziała o tym niedotlenieniu - tzn. chodziło o to, że jak odejdą czyste wody to luuuz i nie ma się co spieszyć jakoś bardzo, natomiast jak odejdą zielone (od jasno zielonych po ciemno zielono - brunatne) to trzeba jak najszybciej jechać na IP
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    sardynka85: Co do zielonych wód to pojawiają się wtedy kiedy dziecko wydali smółkę wewnątrz macicy - przeważnie jest do wynikiem niedotlenienia wewnątrzmacicznego dziecka (często tylko chwilowego i nic nie znaczącego)


    Zdarza się, że to kroplówka z oksy jest tego przyczyną.
    •  
      CommentAuthoraravls
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    hydrozagadka: Zdarza się, że to kroplówka z oksy jest tego przyczyną.

    Chyba też w związku z niedotlenieniem, prawda? Tzn. bywa, że oksytocyna wzmaga skurcze na tyle, że macica po skurczu nie zdąży się rozprężyć i umożliwić przepływu natlenowanej krwi przez łożysko, i stąd, wtórnie, niedotlenienie dziecka w wyniku oksy.
    Hydro, miałaś na myśli ten mechanizm, czy coś innego?
    Bari, piękny opis, prawdziwie się wzruszyłam. Gratuluję mężnej teściowej. U mnie też jest rozważany scenariusz, żeby pojechała z nami na porodówkę, bo to złota kobieta.
    --
  1.  permalink
    Bari szybki porod choc domyslam sie, co musialas przezywac.
    Podobno zielone wody to wskazanie do cc. Kolezanka miala zielone wody i nie zrobili cc, to maly ledwo przezyl i dodatkowo mial zapalenie pluc od tego.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    aravls: Chyba też w związku z niedotlenieniem, prawda? Tzn. bywa, że oksytocyna wzmaga skurcze na tyle, że macica po skurczu nie zdąży się rozprężyć i umożliwić przepływu natlenowanej krwi przez łożysko, i stąd, wtórnie, niedotlenienie dziecka w wyniku oksy.
    Hydro, miałaś na myśli ten mechanizm, czy coś innego?


    Tak, dokładnie o to mi chodziło.
    •  
      CommentAuthorbari_87
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    U nas były wody zielone już przed podaniem kroplówki. A decyzja o kroplówce była podjęta przez lekarkę, bo musiałam jak najszybciej urodzić. Zgodziłam się na nią bo szyjka już była zgładzona.

    Na porodówce nie dałam sobie wbić zastrzyku do tyłka (ze strachu), a za 10 min rodzić miałam...oj jaki to człowiek głupi:shocked:

    aravls: Gratuluję mężnej teściowej. U mnie też jest rozważany scenariusz, żeby pojechała z nami na porodówkę, bo to złota kobieta.


    Bardzo duzo jej zawdzięczam, nie było by mi na pewno tak dobrze to znieść gdyby jej nie było. A, że pracuje w tym szpitalu miała łatwiejszy kontakt z innym personelem.:wink:
    --
  2.  permalink
    bari dzielna z ciebie kobieta...mi lzy do oczu naplynely jak czytalam twa historia.wyobrazam sobie co musialas przezywac jak Kacperka tak zabrali... duzo zdrowka zycze.
    a czy to ze np dziecko jest juz po terminie moze wplynac na to ze wody staja sie zielone.... bo z tego co piszecie o tej dojrzalosci ukladu traw. to tak bym wnioskowala....?....
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    Bari, trzymam kciuki za Kacperka.
    Moja starsza corka tez z zielonych wod byla (47h porodu i tak zokonczone cc), az opita byla nimi i potem zwracala brunatna ciecza.
    •  
      CommentAuthorbari_87
    • CommentTimeDec 5th 2012 zmieniony
     permalink
    milena1984: a czy to ze np dziecko jest juz po terminie moze wplynac na to ze wody staja sie zielone.... bo z tego co piszecie o tej dojrzalosci ukladu traw. to tak bym wnioskowala....?....


    Jak komuś mówię o zielonych wodach to każdy pyta ile to było po terminie. Ale jak widać termin ma tu małe znaczenie.
    --
    •  
      CommentAuthoraravls
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    Milena, termin porodu jest tylko orientacyjny.
    Kondycja dziecka zależy przede wszystkim od stanu łożyska i jego wydajności. Jeśli jesteś po terminie porodu, ale łożysko funkcjonuje prawidłowo i kondycja dziecka nie wzbudza wątpliwości, to ciąża jest przeterminowana, a nie przenoszona. Dopiero, gdy łożysko przestaje być wydajne i nieskutecznie zaopatruje dziecko w tlen i składniki odżywcze, albo odprowadza produkty przemiany materii, bo na przykład są w nim już złogi wapniowe, to można mówić o ciąży przenoszonej.
    Wedle moich informacji zielone wody płodowe są właśnie wynikiem krótkotrwałego niedotlenienia dziecka, które wówczas oddaje smółkę i zabarwia wody. Nic mi nie wiadomo, żeby miało to związek z dojrzałością układu trawiennego.
    Swoje informacje czerpię z książki Urodzić razem i naturalnie Ireny Chołuj.
    --
    •  
      CommentAuthorbari_87
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    aravls: bo na przykład są w nim już złogi wapniowe


    U nas właśnie takie było, plus coś o dziurach słyszałam...ale nie jestem pewna czy chodziło o łożysko.
    --
    •  
      CommentAuthormadzinka83
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    aravls: Wedle moich informacji zielone wody płodowe są właśnie wynikiem krótkotrwałego niedotlenienia dziecka, które wówczas oddaje smółkę i zabarwia wody. Nic mi nie wiadomo, żeby miało to związek z dojrzałością układu trawiennego.

    U nas dokładnie tak było. Wody początkowo w domu odchodziły bezbarwne i byłam pewna, że urodzę sn. W szpitalu Gosi zaczęło wariować tętno i wody zrobiły się zielone, lekarz powiedział, że to właśnie najprawdopodobniej chwilowy ucisk na pępowinie i chwilowe niedotlenienie, a że rozwarcie było mizerne, to zdecydowali ciąć. Gosia dostała 8 apgarów, bo była zasiniona, aż strach pomyśleć, co by było, jakby kazali mi jeszcze kilkanaście godzin rodzić.
    U nas na pewno to nie było od oxy, bo nie dostałam.
    -- [url=http://lilypie.com][/url
    •  
      CommentAuthoranula36
    • CommentTimeDec 5th 2012
     permalink
    aravls: Jeśli jesteś po terminie porodu, ale łożysko funkcjonuje prawidłowo i kondycja dziecka nie wzbudza wątpliwości, to ciąża jest przeterminowana, a nie przenoszona


    ja urodziłam 10 dni po terminie przez cc i wody były ok i łożysko też, chociaz mała dostała 9 punktów, za skórkę jej zabrali :(, ale po 5 min było 10

    Basiu - ciesze się że wszystko juz ok i jesteście w domku razem :grouphug:
    --
  3.  permalink
    arvals to dobrze wiedziec...czyli generalnie wina zwapnienia lozyska i niedotlenienie dziecka prowadzi do oddania smolki ktora barwi wody na zielono... zapamietam...no i dzieki za odnosnik do ksiazki ciekawe czy mozna ja gdzies kupic jako e- book
    --
    •  
      CommentAuthoraravls
    • CommentTimeDec 6th 2012
     permalink
    Milena, nie wiem, czy zawsze i we wszystkich sytuacjach, ale taki ciąg przyczynowo-skutkowy podawała właśnie ta położna w książce.

    Książkę polecam czterema łapami wszystkim, którym zależy na porodzie naturalnym, spontanicznym, szczególnie, jeśli ktoś planuje poród w domu. A dla rodzących w szpitalu też jest mnóstwo cennych rad, jak współpracować z personelem i uniknąć zbędnych ingerencji w przebieg porodu.

    Nie miałam okazji sprawdzić tej wiedzy w praktyce jeszcze, ale póki co - moja ciążowa biblia ;)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeDec 6th 2012 zmieniony
     permalink
    aravls: Książkę polecam czterema łapami wszystkim, którym zależy na porodzie naturalnym, spontanicznym, szczególnie, jeśli ktoś planuje poród w domu. A dla rodzących w szpitalu też jest mnóstwo cennych rad, jak współpracować z personelem i uniknąć zbędnych ingerencji w przebieg porodu.

    Nie miałam okazji sprawdzić tej wiedzy w praktyce jeszcze, ale póki co - moja ciążowa biblia ;)


    To ja mogę polecić jako dwukrotna praktykantka :wink: Uwielbiam tę książkę, to chyba jedyna, jaką czytałam, która tak fajnie podchodzi do tematu porodu. Tak naturalnie - bez tego durnego straszenia, że poród to niebezpieczne wydarzenie i że w ciągu paru sekund może coś pójść źle :angry:. Irena Chołuj to w ogóle jest moje porodowe guru :wink:
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeDec 6th 2012
     permalink
    Co do wod, to nie ma reguly. Obie moje corki urodzily sie w zielonych wodach, z czego jedna rodzilam przed terminem 26 godzin (z baaaardzo dlugim podejsciem, na koniec podano oksy, jak rozwarcie sie zatrzymalo na 7cm, bo juz od trzech dni w szpitalu, wymeczona na maksa), a druga po terminie bedac na porodowce jakies 40-50 minut. Pierwsza corka musiala byc odsysana (czy jak zwal), bo zdazyla sie opic wodami, druga nie zdazyla, a obie w porzadku.
    Bari wspolczuje przezyc, najwazniejsze, ze skonczylo sie na strachu.
    --
  4.  permalink
    Ja tez miałam zielone wody a urodzilam kilka dni przed terminem ale mialam duzy problem z łozyskiem szybko sie zwapnilo po porodzie połozna powiedziala ze łozysko mam jak bym urodziła 3/4 tyg po terminie.
    •  
      CommentAuthorTabaluga
    • CommentTimeDec 8th 2012 zmieniony
     permalink
    W pn w południe na ostatniej ciążowej wizycie u gina usłyszałam, że jeszcze z tydzień zanim urodzę. Badanie lekarskie b delikatne, więc jestem raczej pewna, że nie pomogło wywołać akcji. W domu jak zwykle czułam się kiepsko, skurczało mnie boleśnie co jakiś czas, ale tak było od 2 mcy, więc nie przywiązywałam do tego wagi. Ok. 16:30 zorientowałam się, że bóle są na tyle silne i częste, że muszę odejść od kompa, zostawić na blacie nieskończony obiad i ogólny syf i skupić się na sobie.

    Syn spał w sypialni, miałam do dyspozycji tylko pokój dzienny, gdzie nie bardzo mogłam się odnaleźć. Zadzwoniłam do męża, że coś się dzieje ze mną i że raczej nie poród, ale że wolę, żeby nigdzie po pracy nie jechał, tylko wrócił do mnie o tej swojej 18:00, bo źle się czuję. On na to, że wobec tego, to on się zwolni już i przyjedzie od razu, ja że bez sensu, ale się uparł. No ok, to niech jedzie.

    Ok. 17:00 chciałam wejść do wanny, ale najpierw zagotować wodę w czajniku na herbatę i zorientowałam się, że czekanie na tę wodę to już dla mnie problem.

    W wannie mi ulżyło, ale gdy zaczęłam liczyć skurcze okazało się, że idą co 2-4 min, więc dość gęsto. Pomyślałam, że to niemożliwe i pewnie jakoś źle je liczę. W sumie byłam w wodzie godzinę i drugie pół tej godziny bolało już na tylę, że troszkę jęczałam na skurczach sąsiadom do wywietrznika.

    Przyjechał mąż, patrzy i mówi, że nie ma co czekać, ja nie chciałam za bardzo robić alarmu, ale On zniósł torbę do samochodu, a sam pojechał po teścia. Gdy przyjechali po jakichś 20min, to już kontakt ze mną był trudny. Przerwy od bólu zmalały do kilkudziesięciu sekund i w tym czasie MM wyjmował mnie z wanny, ubierał, dopakowywał rzeczy, które mu wskazałam. Zjechaliśmy windą na dół i ja stanęłam przed blokiem i mówię, że nie dojdę do auta, no to on podjechał pod klatkę i podstawił mi drzwi prosto pod nos. Droga na żelazną (15min) to kolejne ileś skurczy prawie bez przerw – zaczęło do mnie docierać, że to naprawdę już – twarda byłam, że tak długo się wzbraniałam, nie? ;)

    No i potem to już kompletny freestyle i gonitwa. Na izbie przyjęć okazuje się, że mam 6cm rozwarcia, w trakcie badania drę mordę wniebogłosy, po czym wychodzę z gabinetu zabiegowego, patrzę na kolejkę babek czekających na przyjęcie i wstyd mi tej sceny. Okazuje się, że żeby rodzić w Domu Narodzin trzeba mieć zapis ktg z izby z chwili przyjęcia, a tu już nie ma czasu. Wyjątkowo zgadzają się zrobić ktg już w Domu.

    Papierologia. Czegoś tam brakuje, ale nawet nie wiem, czego, coś mi podsuwają do podpisu, podpisałabym w tej chwili wszystko, akt darowizny całego majątku na rzecz szpitala i deklarację wstąpienia do Ruchu Palikota też ;) Nie mogę tego nawet rozczytać, jestem jednym wielkim skurczem bez chwil wytchnienia. Ojej, żebyśmy tu zaraz nie miały Domu Narodzin w rejestracji – mówi jakaś pielęgniarka przerzucając na szybko dokumenty. Wywiadu do statystyk już się nie da przeprowadzić, jedziemy windą na górę.

    Położna z dyżuru, ale fajna, jest miła, zaczyna mi mówić po imieniu, ma też chwile bardziej zdecydowane i to mi pasuje, bo jestem już na tyle rozlazła, że taka konkretna osoba obok dobrze wypełnia moje luki w zachowaniu i myśleniu. Lądujemy w sali – coś pięknego! Przyciemnione światła, czysto, miło, pachnie nowością. Ja staję na środku i mówię, że chcę uciekać i że nie wytrzymam. Widzę wannę – super, to do wanny. MM leje wodę, ja się próbuję rozbierać, zakładają mi na brzuch pasy i wodoodporne bezprzewodowe dysze, bo trzeba zrobić to ktg, jakoś wchodzę do środka, ciepła woda, akurat jest przerwa w skurczu, patrzę przez okno na łunę świateł nad Śródmieściem i przez moment wydaje mi się, że jestem w niebie, tak mi lekko i dobrze i wreszcie spokój.

    Długo to nie trwa, bo zaraz idą kolejne długie skurcze, położna każe mi się na nich rozluźniać i śpiewać samogłoski, ja raczej się wydzieram niż śpiewam, ale ona nic, złego słowa nie mówi, znowu przerwa. Mówi, żebym się rozluźniła i wypuściła dziecko, bo jestem spięta i ona nie ma którędy wyjść, trzeba jej pokazać. Rozluźniam się i czuję, jak Mała wędruje w dół od środka po kolejnych centymetrach kręgosłupa, uczucie z niczym nieporównywalne… Na trzecim skurczu widzę, coś się dzieje, ona woła koleżankę, rozkłada podkład na łóżku i bardzo stanowczo mówi do mnie: wychodzimy z wody! Ja że w życiu teraz nie wyjdę, nie uda mi się. Ona: WYCHODZIMY! Patrzę pod siebie, poszły zielone wody z kawałkami smółki, cała woda w wannie robi się intensywnie zabarwiona. Pytam, czy to oznacza cesarkę, czy co, bo nie wiem. Ona że nie wiadomo jeszcze, woła tę koleżankę i mówi: wody zielone na 9tym centymetrze. Myślę, kurczę, od 6 do 9ciu doszłam w niecały kwadrans! Ale tempo.

    Treść doklejona: 08.12.12 15:00
    Dalej jest jak w typowym filmie akcji rozgrywającym się w szpitalu. Kładę się na leżankę, bo sama nie dojdę, wiozą mnie na blok porodowy, nad głową migają mi światła, otwierają się kolejne przeszklone drzwi, ktoś wciska guziki w windzie, nie wiem, czy jedziemy na górę, czy na dół, ale wiem, że jedziemy błyskawicznie. Słyszę: do której sali? – Do pierwszej z brzegu! – Wenflon trzeba założyć! – Za późno na wenflon! Jacyś ludzie siedzą na korytarzu, którym jedziemy, myślę sobie: nieee, takich atrakcji na oczach publiczności to ja nie zamawiałam. Mam już parte na tej leżance, bolesne jak cholera, czuję, że to końcówka.

    Porodówka super, jedynka, przyciemnione światła, wchodzi kilka osób (lekarze?), ale ze mną dalej pracuje ta położna plus jakaś studentka pyta, czy może, bo pisałam w karcie do kwalifikacji, że studenci ok. Ja że proszę bardzo, tylko niech się nie przestraszy ;)

    Kładę się, mąż mi przypomina, że chciałam na klęcząco, przeganiam go, bo mnie denerwuje, co ja chciałam, a co ja chcę teraz, to dwa światy są ;) Ale po chwili przyznaję mu rację. Stawiają mi łóżko do pozycji siedzącej, klękam tyłem do położnej, i na skurczu rwę rękami i gryzę pałąk na zagłówku tego łóżka. Jak przychodzi kolejny party, to jestem przerażona, jak sobie z nim poradzę, nie wierzę, że przeżyję kolejny. Czuję jak dziecko pakuje się mocno w dół, jak klocek, który staranuje wszystko na swojej drodze, obawiam sie, czy mnie nie rozerwie, czy nie zrobi we mnie wielkiego tunelu. Drę się, na czym świat stoi i to nie jest taki kobiecy pisk ani krzyk, raczej wrzask ranionego zwierzęcia. Położna mówi, że ten krzyk można wykorzystać do wzmocnienia siły parcia, tylko żebym słuchała jej, jak to zrobić, Trochę słucham, a trochę prę za mocno, bo chcę to mieć za sobą. Pytam, kiedy ona w końcu wyjdzie, nie ma konkretnej odpowiedzi i to mnie irytuje, nosz… W końcu słyszę, że zmieniamy pozycję, bo nie ochroni krocza, rodzę z minimalnym nacięciem w takim dziwnym półsiadzie na boku, MM mi przytrzymuje nogę, bo sama nie mam na to siły. Nasza córka jest cieplutka i mokra, w ogóle niepoobcierana, trochę wystraszona – głupio mi że tak się darłam, sama jej stres dodatkowy zafundowałam. Przytulam ją do brzucha, pediatra ją bada, mówi, że 10pkt, nie ma śladu przyduszenia ani niczego złego mimo tych zielonych wód. Jest 19:50, od wejścia na izbę przyjęć minęło raptem 50min.

    Treść doklejona: 08.12.12 16:29
    Szyje mnie ta studentka – prosiła pięknie, zgodziłam się, niech ma. Cieszy się z tego jak dzika, chyba mało kto jej pozwala. Dla mnie jest ok, bo i tak ta moja położna wszystko sprawdza, tyle, że długo to trwa. Tłumek wychodzi, zostajemy sami. 2,5godz po porodzie ważą Małą, mierzą i badają. Studentka uratowała mi porcję kolacji – zjadam łapczywie, bo porządnie zgłodniałam, zjadłabym nawet z talerzem i sztućcami, bo to już dobre 7-8 godzin od ostatniego posiłku.

    Na położnictwie ląduję w pokoju dwuosobowym, jest jakaś dziewczyna, która następnego dnia ma mieć cesarkę. Witamy się, patrzy na mnie przenikliwie, w końcu pyta: Aaa…. to pani wczoraj wpadła tak gdzieś o siódmej wieczorem na izbę z takim szybkim porodem…? Łyso mi, bo widać, że ta scena nie została niezauważona :P Śmieję się, że tak i przepraszam za spektakl. Potem, wiadomo, zaczyna się nowa historia :)

    Wnioski:
    po 1 – Dom Narodzin jest super opcją i wygląda na to, że póki co nie ma tłoku, potrzebna jest jednak wcześniejsza kwalifikacja.
    po 2 – jednak mają bardzo ostre te swoje procedury bezpieczeństwa. W moim przypadku właściwie nie było wielkiej potrzeby jechać na trakt porodowy, bo tam się już nie stało nic, co by się stać nie mogło w DN. Nie dostałam żadnych leków, kroplówek, nie wiem, czy był w końcu ginekolog, wydaje mi się, że do końca prowadziły mi poród same położne. No ale widać, że działają wg określonego schematu „jeśli wody zielone, to transfer bez gadania”, chyba obawiają się posądzenia o szarżowanie i się asekurują.
    po 3 – nie mam w sumie pretensji o ten transfer, bo jak mi postawili łóżko do pozycji siedzącej, to z tym pałąkiem, który gryzłam i szarpałam, było mi bardzo wygodnie. Na łóżku w DN takiego bajeru nie było, musiałabym zawisnąć na czymś innym. Pewnie bym to wymyśliła jakoś, ale było jak było, było dobrze.
    po 4 – sama ta szpitalna porodówka to też miejsce do całkiem przyzwoitego rodzenia, urządzona sensownie, światło minimalne, rodzi się w półmroku, są haki, liny, wanna, prysznic, jakieś piłki, chusty itp. Jak ktoś musi/chce w szpitalu ale naturalnie, to można polecić.
    po 5 – SUPER podejście do laktacji na oddziale. Po prostu nikt się nie przywala na starcie, zostawiają cię z dzieckiem i radzisz sobie. Jak nie dajesz rady, to pomoc jest natychmiast, ale potem nikt nie odpytuje, czy postępujesz tak jak kazali, nie sprawdza, jest dużo luzu. To dobrze robi na głowę, a więc i na laktację.
    po 6 – kolejny raz potwierdziło się, że mam niski próg bólu. Ja dosłownie wariowałam na skurczach, krzyczałąm, żeby mi ktoś pomógł, coś walnęłam w pewnej chwili o cesarce ;) No, odchodziłam od zmysłów. Cóż, tak bywa, to biologia, nie mam na to wpływu, na przyszłość pozostaje mi wybierać do rodzenia miejsca, gdzie nie wciskają zzo na dzień dobry, tylko oferują inne wsparcie.
    po 7 – jestem naprawdę pod wrażeniem przytomności umysłu mojego męża, który mnie trochę na siłę wywiózł z domu, bo ja chciałam jeszcze poczekać ;) I zaskakujące jest też dla mnie, że do tego stopnia odsuwałam od siebie myśl, że to już.
    po 8 – rodziło mi się naprawdę po ludzku. Zero leków, pospieszania, nikt mnie nie krytykował, darłam sobie ryja w spokoju i było ok. Młoda też wyskoczyła w dobrym stanie fizycznym i psychicznym, zaraz się dossała, nikt jej nie zabierał na ważenie i mycie. Było wszystko, co miało być, nie było nic, czego bym sobie nie życzyła.
    Super było
    :bigsmile:

    (Jakby ktoś w trakcie się nie zorientował, rodziłam w W-wie na Żelaznej)
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
  5.  permalink
    Tabaluga piękny i szybki poród:-)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeDec 8th 2012
     permalink
    Tab, gratulacje! Świetnie się czyta takie relacje - dobrze, że są jednak szpitale, w których rodzi się po ludzku :bigsmile:
  6.  permalink
    Piekny porod gratuluje... i tego wrzasku tez w koncu trzeba jak boli.... wzruszylam sie...
    --
    •  
      CommentAuthorFafkulinda
    • CommentTimeDec 8th 2012
     permalink
    Tabalugo, serdecznie Ci gratuluję Córeczki :bigsmile: Twój poród trochę przypomina mi mój z synem.
    •  
      CommentAuthoraravls
    • CommentTimeDec 9th 2012
     permalink
    Tabalugo, dzięki za piękny opis i gratulacje dla Waszej rodziny! Tchnęłaś nadzieję, że to rodzenie po ludzku się zdarza. M
    Możesz ją tchnąć bardziej w kierunku Gdańska? :cool:
    --
    •  
      CommentAuthoracia20
    • CommentTimeDec 10th 2012 zmieniony
     permalink
    Mój planowany termin porodu 12-12-2012, jednak po jakimś czasie okazało się że ma być CC 07-12-2012. W nocy 29 listopada zauważyłam dziwną rzecz po raz pierwszy koło 1 w nocy wc siku (miałam katar), nie chciało mi się wstawać wydmuchałam nosa i nagle poczułam że coś ze mnie jeszcze wycieka ale jakoś mało więc zmieniłam wkładkę i poszłam spać, o 5 h sytuacja się powtórzyła, ale jak spałam to wkładka była sucha. Też nie umiałam określić czy czuję przeciąganie małej czy skurcze. Więc jak M wrócił z pracy to pojechaliśmy na IP, tak żebym była spokojniejsza że wszystko OK. Powiedziałam wszystko to co jest wyżej pani poprosiła o wkładkę oblała ją czymś kolor zmienił się na (nie pamiętam) niebiesko-zielonkawy i powiedziała że to wody odchodzą, pytania o której się to dokładnie zaczęło i dlaczego tak późno przyjechałam i czy mam ze sobą rzeczy do porodu. Wzięli mnie na górę na salę porodową a M pojechał do domu po rzeczy na szczęście dzień wcześniej spakowane. W Sali podłączyli mnie pod KTG gdzie zapisały się skurcze i już wiedziałam że to nie ruchy małej, w tym czasie miałam dużą podpaskę którą potem też oblali tym płynem. Koło 16 przyszła jakaś lekarka, która stwierdziła że to na pewno wody i że dziś rodzimy, więc jej mówię że na 7-12 mam umówioną u nich CC, zapytała się dla czego co i jak ( w między czasie wrócił M z torbą i walizką) i stwierdziła do położnej że o 18 g będzie tu CC i żeby podali mi jakieś tam kroplówki, jakieś odpowiednio nawilżające czy coś tam. O 18 przyszli i powiedzieli że idziemy do odpowiedniej sali na CC, a mąż zaczeka na zewnątrz, powiedzieliśmy że chcemy żeby M kangurował.
    Znieczulenie kucie w kręgosłup za 5 razem się udało, anestezjolog najpierw po kolei opowiedział mi jakie powinnam mieć odczucia i tak było. Potem przyszły 2 lekarki i zrobiły cięcie pediatra wziął małą do badania i zważenia a mną dalej zajmowały się te dwie lekarki, (18:20 mała pojawiła się na swiecie, waga 3100 i wzrost 50 cm) nagle mała zaczęła się strasznie drzeć zapytali się czy to słyszę powiedziałam ze tak a oni ze to należy się cieszyć, potem położyli mi małą na klace przy szyi i ja trzymali a ja mogłam ją pogłaskać ona od razu jak tylko była na mnie to przestała płakać, potem małą zabrali i dali M do kangurowania na 1,5 h.
    Przewieźli mnie na salę pooperacyjną i musiałam całą noc bez ruszania się leżeć, a mała była w nocy na oddziale noworodków. Nad ranem było przewiezienie do zwykłej sali niestety 4 osobowej z 5 małych dzieci ale do przeżycia (i tak spędziliśmy 4 doby). I koło 9 pionizowanie i potem przywieźli mi małą. Potem jeszcze na jedną noc pojechała do noworodków abym odpoczęła i potem już była cały czas ze mną, chyba że na monitorowanie lub np. w dzień wypisu sprawdzało ją jeszcze 3 pediatrów i kardiolog czy na pewno wszystko ok.
    Tylko że w tym szpitalu stosują małą spychologie mówią ze dla męża należy się 2 tygodnie opieki nad żoną po CC, ale nie wypisują tego tylko odsyłaj do internisty lub ginekologa który prowadził ciąże. No ale na szczęście choć z przejściami to udało się to załatwić.
    Dziś rano miałam zdjęcie szwa.

    Szpital Orłowskiego na Czerniakowskiej, Warszawa.
    --
    • CommentAuthormilena1984
    • CommentTimeDec 11th 2012
     permalink
    Acia to rozczulajace ze Tosia od razu sie uspokoila jak ciebie poczula...normalnie piekne!
    --
    •  
      CommentAuthorgolaa
    • CommentTimeDec 11th 2012
     permalink
    Tosia poczuła ze w końcu jest u mamy a nie w łapach lekarzy :wink::wink::wink: a jak wiadomo u mamy najlepiej :wink:
    --
    •  
      CommentAuthoragigi
    • CommentTimeDec 11th 2012 zmieniony
     permalink
    Przeczytałam Wasze relacje i zebrało mi się na wspomnienia.
    Jerzy zaskoczył nas niecałe 3 tygodnie przed terminem. Tzn. mąż później opowiadał, że spodziewał się, że coś się wydarzy, bo dzień przed brzuch mi twardniał co 5 minut albo i częściej i nawet mówiłam, że boję się, że nie rozpoznam skurczy porodowych. Przeszłam jednak nad tym do porządku dziennego, bo takie twardnienia (tyle, że rzadsze) miałam od połowy ciąży.
    W nocy spałam też niespokojnie. O 6 rano wstałam do toalety i jak wróciłam do łóżka i się położyłam, Mały się poruszył i usłyszałam pyknięcie i się zaczęłam dziwić, jak to możliwe, że wróciłam z łazienki dopiero co, a już coś tam popuszczam. Wstałam jednak ponownie i wtedy wody chlusnęły na całego. Zaczęłam się cieszyć i obudziłam męża, który wpadł w niewielką panikę. Wzięliśmy prysznic, sprawdziliśmy torbę, zrobiliśmy kanapki, ale z tej całej ekscytacji jeść nie miałam ochoty za bardzo. Pojawiły się też skurcze – mało bolesne i co 5-6 minut. Stwierdziliśmy, że nie czekamy i jedziemy do szpitala, bo jak się zaczną korki, to się może okazać, że nie zdążymy i dopiero będzie. To była jedna z lepszych decyzji, bo gdybyśmy przyjechali godzinę później, już by nas odesłali gdzieś indziej z braku miejsca.
    Na IP była gigantyczna kolejka, ale gdy powiedziałam, że godzinę wcześniej odeszły mi wody, to z marszu wzięli mnie na badanie. Okazało się, że szyjka twarda, długa na 4 cm, a do tego przygięta do kręgosłupa. Rozwarcie było minimalne - tylko na opuszek palca. Co więcej, po przyjeździe do szpitala skurcze przestały być regularne i pojawiały się od co 1 minuty do co 7 minut. Ze względu na te wody i cukrzycę ciążową zdecydowali się jednak zostawić mnie w szpitalu. Poprosiłam o możliwość naturalnego porodu bez żadnych wspomagaczy i znieczulenia.
    Trafiliśmy do pojedynczej sali. Była fajna, dobrze wyposażona - drabinki, piłki i inne cuda, ale w końcu nie skorzystałam z niczego.
    Mąż podsłuchał na korytarzu, że położne po pomiarze miednicy powiedziały "będą jaja" (na szczęście powiedział mi o tym dopiero następnego dnia ;-) ) Miałam ochotę ruszać się i chodzić, ale jak mnie podpięli pod ktg okazało się, że w pozycjach pionowych – siedzących i stojących małemu tętno słabnie, więc musiałam się położyć – zaczęli też mówić, że jak się sytuacja nie zmieni, to będzie CC. Na szczęście na leżąco z tętnem problemu nie było i usg też pokazało, że z dzieckiem wszystko ok. Jednak skurcze, których na pionowo wcale prawie nie czułam, na leżąco były ledwo do wytrzymania.
    Koło południa przyszła położna i powiedziała, że jeżeli chcę urodzić drogami natury, to trzeba tą naturę trochę wspomóc, bo postępu brak, a ze względu na maluszka i te wody nie możemy czekać w nieskończoność - podłączyła oksytocynę, dała antybiotyk i scopolan. Niewiele to dało i znowu wrócił temat CC. Na szczęście o 15 przyszła nowa zmiana i stery przejęła bardzo fajna pani doktor, która przyszła na dłużej po prostu pogadać o tym, jak się czuję, co sobie myślę o porodzie i gdy się pożaliłam, że od początku mam wielką ochotę chodzić, a tutaj ze względu na zanikające tętno dziecka każą mi leżeć, zarządziła: „To teraz zmieniamy reguły gry. Odłączyć pani od ktg nie możemy, ale może pani robić to, na co ma pani ochotę – czyli chodzić i ruszać się – musimy zmusić szyję do pracy. Maluch już się wstawił w kanał, więc już tętno nie powinno zanikać”.
    Trochę się pokręciłam, ale już po tylu godzinach skurczy i bez jedzenia (dostawałam jedynie kroplówki nawadniające) nie miałam za bardzo siły, więc za długo to nie trwało, ale przynajmniej doszliśmy do 4 cm.
    Wszystko było inaczej niż w szkole rodzenia opowiadali, bo skurcze właściwie do samego końca miałam nie regularne (tzn. regularność była taka, że były w odstępach 1 min 6 min 1 min 6 min itd.) i koło 16-tej już zaczęły się parte, które teoretycznie miały przyjść na samym końcu, a tu były wcześniej na przemian z krzyżowymi. Te parte musiałam przez parę godzin powstrzymywać i czekać na szyję. Obiecywałam sobie, że nie będę krzyczeć, ale szybko zdanie zmieniłam, bo się okazało, że krzyk pomaga znieść te skurczybyki.
    Złamałam się też i poprosiłam o znieczulenie. W myślach gotowa też byłam na CC (już mi było wszystko jedno, byleby to szybko się skończyło), ale z drugiej strony kołatały mi się nauki ze szkoły rodzenia, że to normalna faza porodu i takie myśli przychodzą i głośno nie poprosiłam o nie.
    Akurat było CC za CC, więc żaden z anestezjologów nie mógł przyjść i czekałam chyba ze 3 godziny. W końcu przyszła anestezjolog i stwierdziła, że będzie bardzo ciężko podać znieczulenie, bo mam częste skurcze i muszę bardzo dobrze współpracować - informować o tym, że skurcz nadchodzi i przechodzi, bo musi zmieścić się pomiędzy nimi. Dodatkowo na skurczu mam leżeć nieruchomo. Stwierdziłam, że wymaga ode mnie rzeczy niemożliwych, ale na szczęście udało się jej szybko i sprawnie założyć cewnik i podać znieczulenie, a mi wytrzymać bez ruchu przez jakiś czas. Podanie znieczulenia to był też jedyny moment, kiedy mąż został poproszony o wyjście z sali.
    Po znieczuleniu poczułam się jak na wakacjach - krzyżowych nie czułam, parte było łatwiej powstrzymywać bez bólu - odpoczęłam, zebrałam siły, pogadałam z miłą panią doktor, która mnie przekonywała, żebym się nie poddawała, że ona też ma podobne warunki do rodzenia do moich i już ma dwójkę dzieci i że ja też dam radę. Minęło pół godzinki i nagle pani doktor mówi, że rozwarcie pełne i widać główkę i że zaczynamy przeć - okazało się, że po znieczuleniu wszystko dostało przyspieszenia, w pół godziny rozwarcie było pełne, szyjka zgładzona i mały gotowy do wyjścia. Szybko zaroiło się od personelu, łóżko zmieniło się w fotel i zaczęłam rodzić w pozycji półleżącej/półsiedzącej. Czułam się trochę jak na zawodach sportowych, bo nagle oprócz pani doktor na sali zaroiło się od ludzi (3 lekarzy – położników, anestezjolog, położna, dwie studentki medycyny), zrobiło się bardzo radośnie i wszyscy kibicowali: "Przyj Agniecha! Przyj! Przyj! Przyj!".
    Jerzy urodził się o godz. 20:00, ważył 3150 i mierzył 51 cm. Końcówka była samą przyjemnością, a jak różowa ciepła kluska wylądowała na brzuchu i zaczęła szukać piersi, to zapomniałam o wszystkim.
    Mąż przeciął pępowinę, urodziłam łożysko i myślałam, że już koniec, a tu jeszcze zostało szycie. Nie obyło się bez nacięcia, no i niestety, popękała mi szyja. Znieczulenie już przestało działać, a następna dawka (do szycia), jeszcze nie zaczęła, a tu mi mówią, że muszą zacząć na żywca, bo jak nie zrobią tego szybko, to czeka mnie jeszcze transfuzja. Bolało sto razy bardziej niż sam poród. Podobno byłam pierwszą pacjentką, która przy szyciu śpiewała (nie wiem, dlaczego, nie pytajcie, ale lepiej zniosłam przez to).
    W międzyczasie położna zapytała, czy może wziąć Młodego do badania (odbywało się w tym samym pomieszczeniu), ale chyba nie bardzo mu się to podobało, bo obsikał położną, wagę i wszystko inne, co było dookoła ;-)
    Potem następnego dnia pani anestezjolog przyszła na zdjęcie cewnika i mówiła, że właściwie od samego początku do końca byłam prawie 100% kandydatką na CC i że stąd ta obstawa przy finiszu i dlatego wszyscy się tak cieszyli, że się udało jednak naturalnie.

    Rodziłam w Warszawie na Karowej.
    --
    • CommentAuthorgusiadm
    • CommentTimeDec 14th 2012
     permalink
    witam was serdecznie-i ja dodam swoją historię :)
    w nocy z niedzieli na pon 9/10-12 zaczęły się bóle pleców i bóle miesiączkowe ale nimi się nie przejmowałam bo sądziłam że po malutku się rozkręca. Poniedziałek cały pobolewało ale jakoś dzień zleciał-często chodziła do wc bo miałam takie parcie jak na stolec ale nie mogłam się wypróżnić. W nocy z pon na wtorek 10/11-12 obudziłam się tak o 0-45 i poszłam do wc i coś mi lekko chluśło ale tak z przyzwyczajenia zajrzałam do muszli a tam czerwono-więc zeszłam na dół tel do szpitala (rodziłam w irl) i mówię że mi chyba wody odeszły to no położna że mam jakieś 12h do rozkręcenia porodu-sugerowała kąpiel jakieś lekkie jedzonko- jak jej powiedziałam że krwawię to od razu kazała przyjechać. W szpitalu byliśmy o 1-20 podłączli do ktg na 45min skurcze takie ciut ciut- tętno małej ok-przed 3 rano przyszła hinduska lekarka zrobiła skan bo podejrzewali że krwawienie z łożyska ale to nie to -zbadała mnie i mówi do położnej że mam rozwarcie-ona sprawdziła a tu 8cm!!!! a chwilę wcześniej zdążyłam powiedzieć do adama że nie wiem jak jak do tych 10cm wytrzymam- no i oczywiście za późno na epidural :( został mi tylko gaz....
    Bóle parte zaczęły się po 4-Adaś mi dużo pomagał, masował plecy potem podtrzymywał stopy-przypominał o oddychaniu-malutka źle się ułożyła do wyjścia i sporo mnie kosztowało wyprostowanie jej- o 6-21 Lenka przyszła na świat- różowiutka krzycząca :)))) waga 3,620 i 53cm równiusieńko dwa tygodnie przed terminem.
    położna chciała mi pomóc przebić wody ale jej nie wyszło i malutka ma trzy malutkie strupki na główce i przez to że się źle ułożyła po lewej stronie ma guzka i kulkę, która jak mnie zapewniono się wchłonie i wyrówna.
    Niestety okazało się że mam pęknięcie drugiego stopnia i trzeba założyć szwy-no i moja hinduska lekarka 30sek po zrobieniu znieczulenia próbowała mnie zszyć-tak się rozbeczałam że zostawiła mnie na chwilę -potem drugie znieczulenie żeby dokończyć szycie- bardzo źle to wspominam chyba najgorsza część porodu!
    wiadomo jestem tam na dole spuchnięta i obolała ale to jedyny mankament
    teraz muszę sobie poczytać jak dbać o szwy aby szybko i ładnie się goiły i tyle
    nasza mała różowa istotka jest na reszcie z nami!!!!

    sama do adama się śmiałam, że gdyby nie krew i to mogłabym dojechać do szpitala z pełnym rozwarciem bo zupełnie innych skurczy i bóli się spodziewałam
    --
  7.  permalink
    gusiadm gratuluje porodu i z pewnością prześlicznej córeczki :) a rana szybko sie zagoi i nawet nie będziesz o niej pamiętać. moja położna poleciła mi tantum rosa i w moim przypadku bardzooo pomogło:)
  8.  permalink
    Olenka cudn relacja . Czytalam jesnym tchem! Troche przerazaja mnie te bole ktore moga noezle wykonczyc czlowieka i sie ich bardzo boje ale przeciez w koncu sie to konczy i juz jest lepiej... Hyhu. Ueciski dla calej Waszwj trojeczki!
    --
    •  
      CommentAuthorszerka
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    jejku ale byłaś dzielna ;) super opis, poczułam się jakbym była z Tobą przy tym porodzie!
    --
    •  
      CommentAuthorDii
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    O rany! Rewelacja! Ten opis, bo poród katorga faktycznie! Ważne, że masz to za sobą:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeJan 1st 2013
     permalink
    Hej to teraz czas na mnie :
    Akcja porodowa zaczęła się o 2 z minutami w nocy kiedy to podczas snu wody mi odeszły.Wtedy obudziłam się z przerażeniem a mojego męża obudziłam spokojnie słowami Sławuś zaczęło się wody mi odeszły leć szybko po torby i spakuj je do samochodu.Mój kochany mąż zrobił to o co poprosiłam a ja w tym czasie poszłam szybko się ogarnąć do łazienki.Na szczęście nie miałam żadnych buli więc mogłam na spokojnie się przygotować.Na IP dotarliśmy o g.3.45 wtedy też zbadała mnie położna i powiedziała,że nie ma żadnego rozwarcia ale zostanę przyjęta na oddział .Po IP trafiliśmy do sali w której miałam leżeć i tam druga położna podłączyła mnie do KTG a mężowi powiedziała żeby pojechał się wyspać bo ze mną nic się nie dzieje i pewnie urodzę dopiero wieczorem.Wtedy też kobieta nie wiedziała jak bardzo się myliła bo po wyjściu mojego męża poszłam do łazienki się załatwić i wtedy dostałam pierwszy porządny skurcz a za nim kolejne.Tak bardzo mnie bolało,że na czworaka wyszłam z tej łazienki a położna nr 3. zawołała mnie na salę porodową.Idąc na tą salę zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu żeby szybko przyjechał bo mnie zabierają na porodówkę.Trafiłam do pięknej niebieskiej sali z nowym łóżkiem porodowym wanną i piłką .Po kilku minutach przyjechał mój mąż a ja już miałam rozwarcie na 6 cm cierpiałam strasznie więc poprosiłam o wspomagacza w postaci kąpieli w wannie .Skurcze się strasznie nasilały a ja leżałam w tej wannie parę minut i prosiłam Boga o szybki koniec.Mój mąż mi bardzo pomagał polewając mnie prysznicem jednak ból z krzyża był na tyle silny,że szybko stamtąd wyszłam i położyłam się na łóżko.Wtedy już czułam ,że to są te bóle parte a na łóżku okazało się,że mam rozwarci na 7 cm.Strasznie cierpiałam ale parłam ze wszystkich sił z myślą o tym kogo niedługo zobaczę.Mój mąż cały czas mi dzielnie towarzyszył i dużo pomagał podpowiadając jak mam przeć to samo 2 panie położne które odbierały poród.Przy rozwarciu na 10 cm poproszono o pomoc lekarza ponieważ Piotruś cały czas się cofał mimo mojego wysiłku.Lekarz przyszedł bardzo szybko i wtedy dostałam najgorszych bóli za pierwszym razem się nie udało a przy ostatnim skurczu pan dr.powiedział,ze jak teraz nie urodzę to serce dziecka nie wytrzyma i będzie koniec.Wtedy też zebrałam w sobie wszystkie siły nabrałam powietrza do płuc i parłam ile sił trwało to krótko jednak dla mnie jak wieczność.Pod koniec skurczu na chwilę straciłam przytomność jednak szybko ją odzyskałam słysząc płacz Piotrusia na moich piersiach i radość mojego męża .To była najpiękniejsza chwila w moim życiu ,płaczę do tej pory gdy sobie o tym pomyśle i spoglądam na syna dziękując mu za tak piękne chwile.
    Rodziłam w Szpitalu Św.Anny w Piasecznie :)
    --
  9.  permalink
    Aniu fajnie sie czyta że masz wspaniałe wspomnienia z porodu i widzę całkiem szybko to poszło:):bigsmile:
    --
  10.  permalink
    Anula jeszcze raz gratuluje udanego i szybkiego porodu!
    --
    •  
      CommentAuthorAddictive
    • CommentTimeJan 1st 2013
     permalink
    Anula dzięki za opis porodu:). Choć bolesny to przynajmniej szybki miałaś:) jeszcze raz gratulacje!
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeJan 1st 2013
     permalink
    Anula - na jakiej podstawie ten lekarz tak Cię nastraszył?! Nawet jeśli coś było nie tak uważam że zachował się jak ostatni cham :angry:
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJan 1st 2013
     permalink
    Anula, czy to nie był doktor J? On to akurat tam jest chyba jednym z największych wrzodów na dupie (za przeproszeniem).
    Kolejna z naszego forum, która rodziła w sali niebieskiej :wink:
    Gratulacje, super, że już po wszystkim i jesteście w domu :smile:
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeJan 1st 2013
     permalink
    Tabalugo gratuluję! Dopiero teraz doczytałam, że przez DN przeszedł wicher :bigsmile: Spłakałam się i uśmiałam jednocześnie. Przypomniała mi się moja porodowa gonitwa, zaprzeczanie, że to jeszcze nie to i przytomność M :wink: Z szybkim porodem tez wcale nie jest łatwo. marzy mi się poród domowy, ale mieszkając w głębokim lesie marnie to widzę...kto zdążyłby do mnie dojechać...? Nie za bardzo jest wybór... Nic to, jeszcze raz gratuluję :flowers:
    --
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Anula, czy to nie był doktor J?
    Hej nie wiem jak on się nazywa ale to był siwy facet w okularach.To on położył mi się na brzuch w tym ostatnim skurczu i nie wiem czy to przez tą akcję moje dziecko dostało 9pkt za wiotkość i te kosteczki na główce.Nie chcę teraz nikogo oskarżać ale i tak mogło być.
    --
    •  
      CommentAuthorczerwinka
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Anula ale ciemiączko ma każde dziecko. Czy Piotruś ma coś oprucz tego? 9 pkt to bardzo duzo i dzieci się rodzą 8-9-10 pkt. martwić się nalezy dopiero ponizej 7. Tomek mój miał 9 pkt własnie za napiecie mięśniowe 9 pkt. i wiesz mi wszystko jest z nim ok;)
    --
    •  
      CommentAuthorAnula85
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Asia wszystko sie dowiem na wizycie 8-go bo teraz z tego strachu wszystko zapomniałam co lekarka mówiła.
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Anula, moje obie corki mialy po 9pkt i wszystko z nimi ok. Obydwie mialy zbyt duze napiecie,ale to przeszlo samo.
    •  
      CommentAuthorUl_cia
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Anula, moja Martynka urodziła się i dostała 6 pkt - jest zdrowa (zresztą od razu juz w następnej dobie wszystkie badania były OK) i wszystko z nia w porzo, więc 9 pkt, to dla nas marzenie.
    --
    •  
      CommentAuthormadzinka83
    • CommentTimeJan 2nd 2013
     permalink
    Gosia dostała 8 i póki co jest okazem zdrowia :).
    Kurcze, przeczytałam opis porodu i z jednej strony super, bo szybciutko, ale z drugiej te komentarze lekarza mnie zmroziły. Jasne, że na kogoś może to podziałać mobilizująco, ale kobieta mogłaby spanikować, jakiś bez wyobraźni ten lekarz, no i to wyciskanie dziecka, ale o tym już było wcześniej...
    -- [url=http://lilypie.com][/url
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.