W związku z pracami dotyczącymi (jakie już się rozpoczęły) rozdzielenia metod chciałbym poddać dyskusji poniższe ustalenia.
Formularz wprowadzania danych zostanie przeorganizowany pod kątem aktualnej metody. Jeśli podaczas zakładania cyklu zostanie wybrana met. ang. w formularzu zostaną tylko poniższe.
Odczucia:
sucho - brak śluzu
już nie sucho - śluz mniej płodny
wilgotno - śluz mniej płodny
mokro - śluz płodny
ślisko - śluz płodny
naoliwienie - śluz płodny
Wygląd śluzu:
gęsty - mniej płodny
mętny - mniej płodny
lepki - mniej płodny
mleczny - mniej płodny
kleisty - mniej płodny
płynny - płodny
przejrzysty - płodny
rozciągliwy - płodny
Obserwacje wewnętrzne szyjki zostaną w takim układzie, jak dotychczas. Usunięta zostanie pozycja obserwacji wewnętrznych dotycząca śluzu.
Proszę o dyskusję i ewentualne pomysły. pozdrawiam Damazy
Edycja: Dodaję jeszcze do wglądu kartę metody angielskiej.
Usunięta zostanie pozycja obserwacji wewnętrznych dotycząca śluzu. No to jestem niepocieszona bo dla mnie ten akurat parapetr jest wielce pomocny. Musze zmieniac metode?
W metodzie angielskiej nie ma określenia "już nie sucho". Jest tylko: sucho, wilgotno, mokro, ślisko, naoliwienie. Zostawiłabym śluz przypominający białko kurzego jajka (bj). Nie spotkałam się też z określeniami "płynny" w podręcznikach, ale to jeszcze dokładnie sprawdzę. Kleisty to w zasadzie lepki...
na stronie Naturalnego Planowania Rodziny (www.npr.prolife.pl) znalazłam takie objawy jakie wymienił Damazy, czyli: "ODCZUCIA JAKIE DAJE ŚLUZ I WYGLĄD ŚLUZU
Odczucia:
* sucho } brak śluzu * wilgotno lub "już nie sucho" } śluz mniej płodny * mokro } śluz płodny * ślisko } śluz płodny * "naoliwienie" } śluz płodny
Wygląd:
* mętny } śluz mniej płodny * lepki } śluz mniej płodny * gęsty } śluz mniej płodny * kleisty } śluz mniej płodny * płynny } śluz płodny * przejrzysty } śluz płodny * rozciągliwy } śluz płodny"
Może w podręcznikach jest inaczej. Co do objawu bj - to dla mnie zawsze było to samo co przejrzysty i rozciągliwy jednocześnie, mimo, że niektóre dziewczyny na forum tłumaczyły, że widzą różnicę - ja jej nie widzę. Dobrze by było móc zaznaczyć w formularzu kilka objawów tak jak to jest w tej chwili, czyli np.: przejrzysty, rozciągliwy, wilgotno.
hej hej Eksperci - czy ja dobrzemyślę, że metoda angielska to metoda wielowskaźnikowa podwójnego sprawdzenia? bo ja właśnie wps stosuję i nie było jej w opcjach wyboru, a coś mi się o uszy obiło że to to samo co angielska i wpisałam sobie właśnie angielską. jak one się mają do siebie?
-- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
himeko, masz rację, przejrzysty, rozciągliwy to właśnie bj, tylko bj bardziej działa na wyobraźnię .
Tabalugo, metoda angielska to właśnie metoda podwójnego wskaźnika, zwana też metodą podwójnego sprawdzenia. W Polsce w skrócie nazywa się ją metodą angielską, a w oryginale to double checking method właśnie.
Ja również jestem za pozostawieniem białka a dodatkowo, za pozostawieniem śluzu brunatnego i różowego. Mimo, że w podręczniku nie ma o tym mowy, bywa mocno przydatne. A na pewno informacja ta nie pozostaje bez znaczenia dla cyklu.
Zazwyczaj jeśli jest śluz zabarwiony krwią czy brunatny, to na karcie po prostu zapisuje się plamienie. Metoda angielska rzeczywiście ma dość skąpy zasób oznaczeń.
Szanowne Panie, Problem rozdzielenia metod, a raczej powrotu do źródeł, jest zagadnieniem dość skomplikowanym. Należy sobie odpowiedzieć, na czym polega wierność konkretnej metodzie; co należy w niej zachować, a co można ewentualnie (nieco) zmodyfikować, biorąc pod uwagę uwarunkowania techniczne portalu. Proszę pamiętać, że "metoda" niejako składa się z kilku elementów: wykresu, symboli, zestawu danych w części pochodzących z obliczeń, zasad obserwacji i zapisu oraz zasad interpretacji. Dopiero taki zestaw stanowi o charakterze danej metody. Nie ulega wątpliwości, że zasady interpretacji oraz obserwacji a także zestaw danych nie mogą być zmienione, jeśli chcemy utrzymać charakter metody i być w zgodzie z jej "duchem". Dyskusyjną jest sprawa zasad zapisu - tu trzeba przyjrzeć się konkretnym ustaleniom. Proszę pamiętać, że nikt nie zabrania uzupełniania danych według własnego uznania, ale można to robić niejako poza wykresem (w swoich notatkach) Wydaje się, że najbardziej można ingerować w wykres i symbole. Choć i tu sprawa nie jest prosta - niektórzy autorzy nawet zastrzegają sobie prawnie niektóre znaczki. Należy więc poważnie zastanowić się co wolno zmieniać a co można zmienić. W metodzie angielskiej najpoważniejszym utrudnieniem jest sam wykres (ma inną skalę i sposób zapisu temperatur); na szczęście nie aż tak udziwniony jak w metodzie Kippleyów. Wydaje się, że można problem rozwiązać zaznaczając wyraźnie gdzieś na wykresie, że jest to np. "wersja zmodyfikowana" i z odsyłaczem który wyjaśni użytkownikom (i twórcom oryginalnej metody) zakres modyfikacji i jego ewentualne skutki (lub brak) dla zgodności ze wzorcem i - co ważniejsze - dla poprawności interpretacji.
Wydaje mi się, że jeśli mamy wprowadzać metody zachowując jednocześnie nasza "uniwersalną" kartę, to najważniejsza jest możliwość interpretacji według zasad, czyli sposób wyznaczania końca niepłodności przedowulacyjnej i początku niepłodności poowulacyjnej. Oczywiście zastrzeżenie, że jest to modyfikacja dla potrzeb 28dni jest koniecznością.
no właśnie w angielskiej jest taka fajna opcja korekty tempek mierzonych później niż zwykle, która dla mnie jest po prostu wymarzona. tu mi jej brakuje. muszę robić korektę w głowie i od razu nanosić, że mierzę zawsze o 7:00.
-- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
Co do korekty, to byłabym bardzo ostrożna. Najprawdopodobniej została "wymyślona" na gruncie polskim, bo autorka metody (Anna Flynn) słowem o niej w swym podręczniku nie wspomina. Obserwacje wielu wykresów i własne doświadczenie podpowiadają mi, że to nie zawsze działa. A już na pewno błędne są informacje na www.npr.prolife.pl, że jakoby korekty można dokonywać, licząc za każde pół godziny 0.05 st. C.
Przynajmniej w swoim podreczniku o tym nie wspomina. Ja tez juz to gdzies podnioslam. Bo wiele razy slyszalam, ze ta korekta tempki jest w metodzie angielskiej. W moim podreczniku ('Manual of Natural Family Planning' A. FLynn) nie ma o tym slowa.
Dobrze wiedzieć jak to z tą korektą było :-) ja ją przestałam robić, bo u mnie się nie bardzo sprawdzała - a jak już robiłam, to zaznaczyłam tempkę jako zakłóconą
Kochane, korektę stosujemy tylko wyjątkowo jeśli nie da się inaczej wyznaczyć poziomów temperatur. Zalecenie jest jak w każdej metodzie, aby pomiar był o stałej porze. Nie ma czegoś takiego jak polska wersja metody angielskiej.
Dorotko, pewnie, że nie ma, ale skądś się ta korekta wzięła... U mnie też się nie sprawdza i dlatego jestem ostrożna i zanim polecę komukolwiek, zawsze mówię, że to nie musi działać, że to trzeba sprawdzić.
Konwalijko, mam ten sam podręcznik i właśnie tam nie ma ani słowa o korekcie, a z tego co wiem, innego podręcznika nie było. Sama to jakoś pominęłam na początku, ale sam Jacek Kłeczek - prezes gdańskiego oddziału PSNNPR - zwrócił mi na to uwagę. Na kursach wciąż bezkrytycznie uczą o korekcie.
Korekta temperatury nie jest polską poprawką. Wprawdzie nie znam oryginalnego podręcznika Flynnowej, ale znalazłem taki zapis w belgijskiej wersji skróconego podręcznika "La regulation naturelle des naissances", wydanego w 1990 r. przez stowarzyszenie Couple-Amour-Fecondite. Jest tu mowa o poprawianiu zapisu o jedną kratkę w górę lub w dół przy przesunięciu godziny pomiaru temperatury o pól godziny. Przypominam, że w metodzie angielskiej kratka to 0,05 stopnia. Natomiast ważne jest jeszcze jedno stwierdzenie: "twój instruktor nauczy ciebie jak oczyszczać krzywą temperatury w zależności od godziny pomiaru". A więc nie ma tu żadnego automatyzmu i potrzebne jest dodatkowe rozeznanie czy i kiedy poprawiać zapis (np. w jakich godzinach można poprawiać, a w jakich już nie). To dlatego u jednych osób można poprawiać, u innych nie. Domyślam się, że może dlatego brak w podręczniku bliższych wyjaśnień, które udzielane są dopiero nauczycielom metody. Podobnie jest w metodzie Roetzera - pewne subtelności w interpretacjach znają tylko nauczyciele i instruktorzy. Dlatego starałem się zawsze wyjaśniać użytkowniczkom, że nie powinny same poprawiać zapisu temperatury ale zaznaczyć ją jako zakłóconą i w notatce wyjaśnić przyczynę zakłócenia. Wówczas ekspert (lub nauczyciel metody) będzie wiedział czy i jak poprawić konkretny zapis. Inaczej będzie tylko bałagan. Tym bardziej nie może w programie być automatycznego poprawiania temperatury tylko na postawie podanych godzin pomiaru.
Pani Flynn już nie żyje, ale może należałoby zwrócić się o wyjaśnienia do jej bliskiej współpracowniczki - dr Lichtarowicz?
ja sobie mierzyłam i potem dalej spałam i znowu mierzyłam i wychodziło mi dokładnie 0,05 st C na pół godziny... podręcznikowo. natomiast kiedy próbowałam wpisywać tempki bez korekty to cały wykres mi się rozjeżdżał. w ogóle tempki u mnie rzadko są zakłócone (nawet alkohol ich nie zakłóca, tylko duży stres) i ta korekta się sprawdzała. natomiast na kursie uczyli, że z tą korektą faktycznie trzeba ostrożnie...
-- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
No, na pewno ostrożnie. U mnie nie działa, więc dałam sobie spokój. Co ciekawe, kiedy zmuszona byłam mierzyć po południu, gdy pracowałam w nocy, to bez względu na to, czy to była 15.00 czy 17.00, gdy się budziłam, to tempka nie sprawiała wrażenia zakłóconej, no ale to zbaczanie z tematu .
Parę razy zaspałam na pomiar i zamiast o 5.30 zmierzyłam o 8. Nie wyglądała na zakłóconą. Wystarczy wstać niedługo przed pomiarem albo jeden charakterystyczny stres wieczorem, aby rano PTC była zakłócona. ;-)
Korektę mozna jedynie wprowadzać dla PTC zmierzonej pomiędzy 4 a 11 godzina przed południem, a więc temperatur zmierzonych po 11godzinie nie korygujemy tylko zaznaczamy zakłócenie, chyba że jest to praca na zmiany wtedy interpretujemy to co mamy.
Nie przyszło mi do głowy, żeby popołudniowe pomiary korygować. Nawet spełnienie tego warunku 4-11.00 rano nie daje gwarancji, że to rzeczywiście działa.
A ja mam taki problem, ze jestem po porodzie i powinnam wg metody policzyć szczyt śluzu/ szyjki + 4. To samo z temperaturą. Niestety ten automat nie przewiduje takiej sytuacji.
I jeszcze jedna sprawa - czy metoda angielska nie odziela czasu plodnego od niepłodnego? Jakoś nie umiem znaleźc opcji, ktora pozwoliłaby mi ozdznaczyć liniami pionowymi czas płodny i niepłodny.
W <strong>okresie poporodowym</strong> (od dnia porodu do pierwszego krwawienia) stosuje się zasadę <strong>S+4</strong>, gdzie S to ostatni dzień zmiany od ustalonego PMN. Niestety, w opcji: Analiza cyklu są błędy: inna jest definicja szczytu, a odliczanie tylko do 3.
Natomiast w czasie trzech pierwszy owulacyjnych cykli po porodzie dla temperatury +4 (albo 5, jesli trzecia nie spełnia warunku), dla szczytów +3.
Lubenowa dopiero zerknelam na twoj wykres - faktycznie Josaris dobrze skorygowala... ja nie spojrzalam ze jeszcze nie mialas @ po porodzie. faktycznie w tym pierwszym cyklu jest +4, w 3 pierwszych owulacyjnych cyklach jest te +3 sorki za pomylke
Wybór kategorii: jestem po porodzie umożliwia wielokrotne oznaczenie szczytu śluzu. Tymczasem zasada S+4, gdzie S to ostatni dzień zmiany od ustalonego PMN, dotyczy wyłącznie okresu poporodowego. Specjalne zasady dotyczą okresu poporodowego i trzech pierwszych cykli po porodzie. Niektóre kobietki zasadę S+4 stosują nie tylko w okresie poporodowym (od porodu do pierwszego krwawienia), ale także w kolejnych cyklach, gdyż nie zawsze są one klarowne i często zdarza się, że owulacja występuje bardzo późno i zastosowanie zasad zgodnie z regułami metody oznaczałoby długą wstrzemięźliwość. Sprawę komplikuje także fakt, że pierwsze krwawienie po porodzie nie musi być miesiączką, tzn. nie zawsze poprzedzone jest owulacją, zasada zaś jednoznacznie mówi, że okres poporodowy kończy się wraz z pierwszym krwawieniem. Roetzer zwraca uwagę, że okres poporodowy kończy się wraz z pierwszą miesiączką, a nie krwawieniem.
Zgodnie z powyższym dla metody angielskiej po porodzie powinny być w zasadzie dwie kategorie: okres poporodowy i jestem po porodzie. Co o tym sądzicie? Liczę na gorącą dyskusję .
Dla mnie nazwy Okres poporodowy i jestem po porodzie to masło maślane. Zwłaszcza dla kogoś kto niezbyt wnikliwie zna metodę.
Mnie się podoba nazewnictwo Kippleyów, czyli okres przejściowy (dlatego taką nazwą nazwałam swój wykres) - na czas od porodu do pierwszego krwawienia. Oraz cykle poporodowe (czyli pierwszy, drugi i trzeci). I wtedy osobne reguły na okres przejściowy i osobne na czas cykli 1-3 i osobne na potem.
nazewnictwo i tłumaczenie Roetzera wydają mi się pogmatwane, mało logiczne i na mój chłopski rozum - mącą w głowie.
Ja ją znam, ale zakładam, że wiele dziewczyn nie wnika w szczegóły bo taki ma charakter... Twoje komenatrze Amazonko są ni z gruszki, ni z pietruszki. Masz cos konstrutywnego w temacie do powiedzenia?
Co ma tu do rzeczy charakter? Jeśli wybierasz samoobserwację, to znaczy że masz motywację do odłożenia poczęcia i starasz się poznać metodę jak najlepiej. Ten, kto nie wnika w szczegóły, stosuje metodę niepoprawnie, musi się liczyć z większym prawdopodobieństwem nieplanowanego poczęcia, a przecież nie o to chodzi.