mi się nie chce znosić za każdym razem ironicznych uśmieszków, uwag o kalendarzyku i dobrych rad w stylu "przecież lekarz dobierze ci tabletki tak, żebyś nie miała problemów, po co ryzykujesz?
To rzeczywiście może doprowadzić do szału, ale ja bym raczej spróbowała lekko uświadomić tej osobie, że nie ma pojęcia o czym mówi. Np. pytając na temat której metody się wypowiada? Z wymienieniem nazw kilku.
Kiedyś zaatakowała mnie na konferencji ogólnej jedna narzeczona z prowokującym uśmieszkiem mówić, że jej koleżanka stosuje ta metodę i na niestety dwoje dzieci. Mina z programu "mamy Cię". Na to spokojnie zapytałam, która metodę stosuje, kto ja uczył, jaki kurs przechodziła i czy pani wie na pewno ze te dzieci nie były planowane? Na wszystkie pytania padła już cicha odpowiedź "nie wiem". Wtedy ja spokojnie wytłumaczyłam jakie badania skuteczności są miarodajne. Że muszą to być badania pokazujące prawidłowość przeszkolenia i prawidłowość stosowania metody. To, że ktoś coś stosuje, bo jakoś się dowiedział, nie oznacza jeszcze skuteczności czy nie skuteczności danej metody.
Widzę, że od dawna nikt tu nie pisał, ale ja muszę się ciut wyżalić Dziś rozmawiałam z koleżanką, która dobrze wie jak bardzo zależy mi na staraniach. Zaczęłam jej nieśmiało opowiadać że coś tam czytam o samoobserwacji, itp. A ona na to "ale chyba nie badasz sobie temperatury?!" - powiedziała to z taką miną że zrobiło mi się ciut przykro Nie rozumiem ludzi, którzy tak reagują na badanie temperatury w celu pomocy w staraniach. Przecież jak człowiek jest chory to normalnym jest że bada sobie temperaturę żeby sprawdzić w jakim stanie jest organizm. Nie mogłoby badanie temperatury przy NPR być podobnie traktowane? Przecież to też jest sprawdzanie stanu w jakim jest organizm.
Marta, samoobserwacja służy jak najbardziej także zdrowym, zatem to żaden wstyd. Przecież to koleżanka narobiła sobie wstydu głupim tekstem i takim samym zachowaniem.