Znalazłam artykuł:Ksiądz, żona i troje dzieci. ciekawy, ale czy to jedyne przypadki kiedy ksiadz moze miec dzieci wg KK? jesli zmienil wiare? ostatnio sie dowiedzialam np.ze jedna moja prababcia byla zakonnica cywilna. miala normalnie rodzine dzieci.meza. tylko musze dopytac czy w KK. bo jedna strona mojej rodziny ma korzenie w prawoslawiu, moj pradziadek byl popem.
zalozylam topik na prosbe Toma,zeby na osobnym topiku rozmawiac. dlaczego dyskusja zostala utopiona? ciekawia mnie pewne rzeczy,sadze ze inne uzytkowniczki byc moze tez? czy to grzech?
Witam pieknie w nowym watku. Celibat to temat szeroki ale jesli mam probowac odpowiedziec jedynie na pytania jakie postawilas to po pierwsze celibat nie jest zasada fundamentalna w Kosciele, nie jest dogmatem stad Kosciol podobnie ja go wprowadzil moze tez go zniesc. Po drugie Kosciol Katolicki to nie tylko K. Rzymskokatolicki. W punkcie 1203 Katechizmu Kościola Katolickiego czytamy "W Kosciele sa obecnie uzywane nastepujace tradycje liturgiczne, czyli obrzadki: obrzadek lacinski (glownie rzymski, lecz takze obrzadki pewnych Kosciolow lokalnych, jak obrzadek ambrozjanski, czy tez obrzadki pewnych zakonow), bizantyjski, aleksandryjski czy koptyjski, syryjski, ormiański, maronicki i chalcedonski. Piszac mozliwie krotko - w kosciolach tradycji zachodniej, lacinskiej zonaci ksieza to ksieza ktorzy posiadajac rodziny przeszli na katolicyzm. W kosciolach katolickich obrzadkow wschodnich diakon moze zwyczajnie, legalnie sie ozenic i powolac do zycia gromadke dzieci. Zdaje sie ze powinien to zrobic (tzn ozenic sie)przed swieceniami prezbiteratu czyli zanim zostanie rasowym ksiedzem. Czyli np u unitow ksiadz moze miec zone i dzieci ale nie moze sie zenic. Zakonnicy obrzadkow wschodnich podobnie jak mnisi lacinscy sa i pozostaja celibatariuszami. W Kosciele Rzymskokatolickim sa wspolnoty typu zakonnego, np tzw tercjarze czyli np III zakon sw. Franciszka, ktore zrzeszaja ludzi zyjacych w normalnych rodzinach. Sa tez tzw wspolnoty zycia czyli cos w rodzaju klasztorow dla rodzin. Nie wiem czy to wystarczy bo jesli nie, to bede musial popytac o szczegoly kogos kto sie na tym naprawde zna. Ja jestem prosty inzynier.
Hmm, no niekoniecznie. Istnieje jeszcze Stowarzyszenie Żonatych Księży i ich Rodzin, zrzeszające tych, którzy zrzucili sutanny i założyli rodziny. Ale księżmi będą już do końca życia, bo przecież sakramenty są nieodwracalne. Tyle, że nie wolno im sprawować funkcji kapłańskich, bo są suspendowani. Mogą jedynie w wypadku zagrożenia czyjegoś życia wyspowiadać albo udzielić namaszczenia chorych, jeśli w pobliżu nie ma "czynnego" duchownego.
ciekawi mnie jedno, a czy zakonnica musi byc dziewicą zeby ją przyjęli do zakonu? wiem ze co ciekawe zeby zostac zakonnicą to w obecnych czasach wcale nie takie latwe, trzeba miec studia wyzsze i wogole byc potencjalnie przydatną dla zakonu. a co, jak rekrutacja to na maxa. wiem bo ktos w dalszej rodzinie chcial zostac.
vicky- chyba nie trzeba być dziewicą. Chyba, że są jakieś nieliczne zakony, które tego wymagają. Podobno nawet, jeśli małżeństwo chce się "poświęcić" to może i kobieta i mężczyzna wstąpić do zakonu...ale nie jestem tego pewna na 100% - jeśli ktoś wie coś więcej to chętnie poczytam Moja kuzynka wstępowała do karmelu i nie miała wykształcenia wyższego, z resztą była za młoda..mam też przyjaciela- brata zakonnika, który nie ma skończonych studiów. Może to,więc zależy od konkretnego zgromadzenia?
no może, wiem ze tamta kuzynka chyba, szukala [po całej Polsce.. coz..moze akurat pecha miała, moze wyczuly ze sie by nie nadawała, vbo miala za slabą posychike. malzenstwa? i co wtedy celibat pelną parą? i rozdzielenie do osobnych zakonow? to jaki wtedy malzenstwo ma sens?
o małżeństwach nie słyszałam...to rzeczywiście nie miałoby sensu gdyż jednym z powołań małzonków jest bycie rodzicami...ale jeżeli chce się działac w KK jako małżeństwo to jest wiele mozliwości, grup skupienia, wsparcia , mozna też realizowac się w Opus Dei
ok 20% kobiet rodzi się ze szczątkową błoną dziewiczą, lub z jej brakiem. W czasach, gdy kamienowano za brak cnoty, te musiały mieć dopiero przechlapane. (W krajach zakutego islamu pewnie nadal mają) Inne zaś kobiety mają błonę na tyle rozciągliwą, że mogą mieć wiele stosunków i błona przetrwa, zwłaszcza przy mniej obdarzonym partnerze, dopiero podczas porodu pęka taka błona. Tak, że z ustaleniem dziewictwa wcale nie musi być tak oczywiste, brak błony lub jej obecność. U mężczyzn za to w ogóle nie ma co sprawdzać.
Dziewictwo nie jest wymagane, żeby zostać przyjętą do zakonu. Kiedyś trzeba było mieć odpowiedni majątek, coś w rodzaju "wpisowego", czy swego rodzaju "wiana" wnoszonego do wspólnoty. Dzisiaj nie. Zakony raczej nie wybrzydzają, bo cierpią raczej na brak powołań, niż na ich nadmiar. I zdecydowanie chętniej przyjmują młode dziewczyny, np. po maturze, niż te już po studiach. Bo te pierwsze o wiele łatwiej zaaklimatyzują się i przystosują do rygorów zakonnych, niż takie, które już trochę życia poznały...
Z moich obserwacji wynika ze zgromadzenia zakonne jednak dosc wybrzydzaja. Znam kilka osob ktorym nie udalo sie dostac do zakonu ze wzgledu na stan zdrowaia ale takze z innych powodow. Procedura zostania zakonnikiem/zakonnica wydaje sie byc bardzo skomplikowana i dlugotrwala. Chyba jednak latwiej zalozyc rodzine :-) Formacja poprzedzajaca zlozenie zakonnych slubow wieczystych wyglada roznie w roznych zakonach. Moze to byc np aspirat, nowicjat, postulat i juniorat. Te przygotowania moga czasem trwac do 10 lat czy moze nawet dluzej po to by zgromadzenie zakonne i sam kandydat/kandydatka rozeznaly mozliwie dokladnie czy ten konkretny zakon to dobry pomysl na zycie dla tej konkretnej osoby.
łatwiej założyć rodzinę ale czy łatwiej żyć w rodzinie czy w zakonie? Na rekolekcjach spotkałam się z opinią dominikanina który stwierdził że powołanie do małżeństwa to trudniejszy kaliber niż jego powołanie...
Lily, na pytanie gdzie jest latwiej nie ma jednej odpowiedzi. To jak sadze zalezy bardziej o tego czy konkretny czlowiek jest w srodku w miare sensownie poukladany niz od tego w jakiej jestesmy rodzinie czy wspolnocie zakonnej. Jesli ktos wykazuje maly stopien uporzadkowania to trudno mu bedzie i w zakonie i w malzenstwie . Z nim tez bedzie trudno... Jesli mialbym sobie pozwolic na jakis osobisty akcent to przyznam ze zycie ze mna to dosc "trudny kaliber" :-)
Lily, myślę, że obie te drogi są trudne i człowiek musi wykazać wiele dobrej woli i zaangażowania, aby realizować swoje powołanie. W zakonie trzeba zmagać się z samym sobą, nauczyć współistnienia ze współbraćmi. W małżeństwie - bierze się odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale jeszcze za współmałżonka , a potem za dzieci. Z wypowiedzi dominikanina, którą przytoczyłaś wynikałoby, że wybierając zakon idzie się na łatwiznę :)
o tym się mało w Kościele mówi, że powołanie to nie tylko do życia zakonnego czy kapłańskiego! że takie ważne jest rozeznanie swojego powołania do życia w małżeństwie również, swoich talentów, możliwości!
tom - życie z każdym kto nie jest "mną" to chyba trudny kaliber, ale kto by chciał całe życie jeść budyń z soczkiem?
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
No cóż na pewno osoba zakonna ma o wiele więcej czasu na modlitwę, kontemplację i zbliżanie się do Boga za pomocą tych właśnie metod. Ale Boga odnajdujemy przeciez i w miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.
Tom, jeśli chodzi o celibat, to przecież doskonale wiemy, że jego bezwzględny nakaz wprowadził dopiero papież Grzegorz VII w XI wieku. A i w wieku XVI jeszcze nawet i w Polsce żonaty duchowny nie stanowił jakiejś osobliwości (aż do Soboru Trydenckiego, gdzie ponowiono nakaz życia w celibacie). Przez pierwsze tysiąc lat istnienia Kościół radził sobie bez celibatu. Ba, w Nowym Testamencie jest wprost zalecenie, aby biskup był "mężem jednej żony" i dobrą głową rodziny. Uzasadniano to faktem, że ktoś, kto nie potrafi "zarządzać" swoją rodziną, nie będzie też w stanie zarządzać wspólnotą kościelną. No i niestety w polskim przekładzie Biblii jest pewne przekłamanie we fragmencie o "bezżennych, którzy się takimi urodzili, których ludzie takimi uczynili i którzy są bezżenni dla Królestwa Niebieskiego". Otóż w oryginale greckim, jak również w przekładach : łacińskim, włoskim i hiszpańskim nie ma słowa "bezżenni", tylko "eunuchoi" - inaczej: kastraci, eunuchowie, trzebieńcy, czyli osoby niezdolne do odbycia stosunku płciowego. A to jednak jest różnica...
Samiro przyznam uczciwie ze mnie przeceniasz. Nie tylko nie wiem doskonale ale zupelnie nie wiem kto i kiedy wprowadzil iponowil celibat :-) Nie wiem tez czemu do mnie adresujesz swoje uwagi o kastratach? czyzbys wiedziala cos czego o sobie nie wiem a wiedziec powinienem? :-) Samiro, znam wiele polskich przekladow bilbli i choc za znawce trudno mnie uznac to podpowiem ci ze w Biblii tysiaclecia dostrzegam kilka niefortunnie przetlumaczonych fragmentow. Ten jednak do nich nie nalezy. Nie wiem tez skad wzielas cytowana wersje (domyslam sie ze z tysiaclatki ale nie wiem ktore wydanie cytujesz). Jesli cie temat trzebiencow jakos interesuje to moge szerzej napisac dlaczego uwazam tlumaczenie w BT za poprawne a poki co zacytuje ci jak dwa jak najbardziej polskie, dosc znane przeklady tego fragmentu ewangelii Mateusza. "Albowiem sa rzezancy, ktorzy się tak z zywota matki narodzili; sa tez rzezancy, ktorzy od ludzi sa urzezani; sa tez rzezancy, ktorzy sie sami urzezali dla krolestwa niebieskiego. Kto moze pojac, niechaj pojmuje!" i druga wersja "Sa bowiem ludzie od urodzenia niezdolni do malzenstwa, są tez tacy, ktorych ludzie uczynili niezdolnymi, sa wreszcie i tacy, którzy sami, ze wzgledu na krolestwo niebieskie, uczynili się niezdolnymi. Kto moze to pojac, niech pojmuje." Oczywiscie jesli zechcesz to zacytuje ci wiecej roznych polskich przekladow. A tak przy okazji to w zasadzie nie zgadzasz sie z czyms co napisalem wczesniej czy po prostu tak z czystej sympatii zwracasz sie akurat do mnie ?
Tom, napisałam do Ciebie, bo w którymś z wcześniejszych postów pisałeś o celibacie:). Fragment o eunuchach absolutnie nie zawiera żadnych podtekstów do Twojej osoby A napisałam akurat o tym, bo temat celibatu nie jest mi obojętny. (Masz rację, fragment jest z Tysiąclatki, a to chyba najbardziej rozpowszechniony w Polsce przekład).
Samiro dzieki za uspokajajace wiesci :-). Celibat mnie takze nie jest obojetny. Mysle nawet ze on jest wazniejszy dla osob zyjacych w klasycznych rodzinach niz dla samych celibatariuszy. Jeli zas idzie o polskie przeklady biblii to proponuje zerknac na ciekawa strone http://biblijna.strona.pl/teksty/przeklad_pol.htm#8. Popularna Tysiaclatka doczekala sie takze kilku dosc jednak roznych wydan. kilka z nich dostepnych jest w internecie. Wydanie czwarte jest praktycznie tozsame z wydaniem trzecim. Jesli mialbym polecic ktoras z wersji Tysiaclatki to proponuje zainteresowac sie tzw. Biblia Jerozolimska. Jest to tekst zgodny w piatym wydaniem BT ale za to wzbogacony w swietne komentarze i odnosniki wlasnie przetlumaczone na polski. W pallottinumnaklad zdaje sie jest juz wyczerpany ale mysle ze mozna jej jeszcze gdzies szukac i w sieci i w realu. W ramach przedgwiazdkowego upominku zacytuje ci omawiany przez nas fragment w tlumaczeniu z IV wydania BT. "Bo sa niezdatni do malzenstwa, ktorzy z lona matki takimi sie urodzili; i sa niezdatni do malzenstwa, ktorych ludzie takimi uczynili; a sa i tacy bezzenni, ktorzy dla krolestwa niebieskiego sami zostali bezzenni. Kto moze pojac, niech pojmuje!"
No właśnie, i ja chyba nie bardzo moge pojąć, dlaczego jedno i to samo słowo, występujące w oryginale - "eunuchoi" , raz tłumaczy się jako "niezdatni do małżeństwa", a raz jako "bezżenni". Bo dla mnie to subtelna różnica. :)
moze "bezżenni" jest w tlumaczeniach księzy (zeby im zal nie bylo ze z powodu blednego tlumaczenia maja celibat i zero rodziny) a "niezdatni do małżeństwa" przez starych zgorzknialych kawalerow;) albo zadowolonych z zycia mezow, ktorzy chca dobrze dla innych ale uwazaja ze jak ktos nie moze to widac sie taki urodził
samiro to ze jeden wyraz moze miec wiele znaczen nie jest jakas szczegolna cecha przekladow z greki na nasz jezyk ojczysty. poza tym choc nie slyne z wiedzy ligwistycznej podejrzewam ze tlumaczenie tekstu nie polega na wpisywaniu slownikowych znaczen w kolejnosci ich wystepowania w tekscie oryginalnym. Dobre tlumaczenie moim zdaniem powinno uwzgledniac m.inn. merytoryczna wymowe calosci i konrekst wypowiedzi. Sa oczywiscie takze polskie przeklady biblijne charakteryzujace sie duza doslownoscia. Sa trudniejsze w odbiorze ale maja spora wartosc naukowa. Podalem ci omawiany werset w takim wlasnie przekladzie. OK wkleje ci inna, takze doslowna wersje - tym razem z Biblii Warszawskiej. "Albowiem sa trzebiency, ktorzy sie takimi z zywota matki urodzili, sa tez trzebiency, ktorzy zostali wytrzebieni przez ludzi, sa rowniez trzebiency, ktorzy sie wytrzebili sami dla Krolestwa Niebios. Kto moze pojac, niech pojmuje!" Moim zdaniem tekst "ktorzy sie wytrzebili sami dla Krolestwa Niebios" bardzo wyraznie oznacza ludzi ktorzy ze wzgledu na "Krolestwo Niebios" z wlasnej woli zrezygnowali z malzenstwa i rodzicielstwa. Oczywiscie zakonczenie tego zdania sugeruje ze nie kazdy potrafi to pojac :-)
w oryginale jest jak napisala samira "eunuchoi". Poprawne tlumaczenie to cos jednak znacznie wiecej niz tumaczenie literalne stad zdaniem moim i wielu autorow polskich tlumaczen wersja zapropononowana w tysiaclatce oddaje dobrze sens oryginalu.
To jest fragment Listu do Tymoteusza :) "Niezawodna to prawda: Jeśli kto pragnie biskupstwa, pragnie dobrej sprawy. 2 Biskup więc ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, roztropny, roważny, wstydliwy, gościnny, do nauczania zdatny; 3 nie winopilca, nie gwałtownik, ale skromny; nie swarliwy, nie chciwy, 4 lecz domem swym dobrze zarządzający, trzymający swe dzieci w uległości, z wszelką czystością. 5 Jeśli zaś kto nie umie własnym domem rządzić, jakże będzie miał pieczę o kościele bożym?"
wczoraj mój K był na kursie przedmałżeńskim i pani ginekolog powiedziała na nim, że NPR w dzisiejszych czasach ma małą skuteczność, bo życie codzienne w stresie i te sprawy... Powiedziała też, że pigułki nie szkodzą - na to K powiedział: Nieprawda, szkodzą, a ona na to: gdzie pan to wyczytał? na pewno nie w jakimś poważnym artykule? i rozwodziła się w kościele nad tym, ze pigułka taka dobra i w ogóle. Podkleślała też, że są pigułki, które kobiety karmiące mogą brać i że nie mają skutków ubocznych. Poza tym, poruszyła tez temat aborcji - że jeśli wykonamy badania prenatalne, i coś z dzieckiem jest nie w porządku, to mamy wybór czy usunąć ciążę. K wrócił z kursu nieco zbulwersowany. Bo kobieta zamiast zachwalać pigułkę powinna była bez oceniania po prostu opisać metody antykoncepcji i cykl kobiety. (tak było na kursie na który ja chodziłam- internistka zdecydowanie odradzała łykanie pigułek zdrowym kobietom i opowiadała o powikłaniach, z którymi się spotkała w praktyce lekarskiej)
Jak było u Was? No i co sądzicie o takich spotkaniach?
Mary, co to za ekscentryczny kurs? Niezła lekarka i zaznajomiona z najnowszymi trendami w medycynie... Obecnie kierunek badań w antykoncepcji to najskuteczniejsza pigułka wczesnoporonna.
wiem Amazonko ;), Ksiądz tego nie słyszał ale na pewno zgłoszę mu to niezwłocznie. K powiedział, że kiedy odezwał się do lekarki, to ludzie z kursu się śmiali, że gada głupoty. Przyszedł do mnie i powiedział: oni się śmieją teraz, a za 5-10 lat będą płakać. Myślę, że coś w tym jest. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/9810V_05.html "Istnieje domniemanie, że antykoncepcja hormonalna jest najbardziej szkodliwa dla zdrowia fizycznego. Szkodliwość ta została przez medycynę udowodniona już w latach 70. Niefizjologiczny, nadmierny poziom sztucznych hormonów wprowadzonych do organizmu kobiety wywołuje różnorodne (najczęściej szkodliwe) działania uboczne; przede wszystkim w układzie naczyniowym, krzepliwości krwi i w systemie przemiany materii. Na przykład opublikowane w angielskiej literaturze fachowej wyniki badań wykazały, że ryzyko przypadków śmiertelnych wśród użytkowniczek i byłych użytkowniczek antykoncepcji hormonalnej z powodu zawałów serca i krwotoków mózgowych jest o 40% większe od przeciętnej. Badania potwierdziły również związek przyczynowo-skutkowy antykoncepcji hormonalnej z zakrzepicą układu żylnego. Niektóre gestagenne środki hormonalne powodują nasilenie zmian wątrobowych a także są przyczyną nadciśnienia i powikłań zakrzepowo- zatorowych. Dr Rudolf Ehmann [1] wymienia sześć pozycji literatury fachowej wykazującej istnienie związku między antykoncepcją doustną hormonalną a rakiem szyjki macicy i sześć innych pozycji wykazujących związek z rakiem endometrium."
to jeden z wielu przykładów. Kobieta jednak zaprosiła K do swojego gabinetu żeby przyniósł jej materiały na temat szkodliwości antykoncepcji hormonalnej u kobiet zdrowych
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/9910V_06.html "Skutki brania różnego rodzaju używek są ogólnie znane. Trzeba jednak wziąć pod uwagę również uzależnienia wynikające z niepotrzebnego brania leków czy środków uspokajających, których dawkowanie w przypadkach choroby jest konieczne, ale spożywanie ich "na wszelki wypadek" może spowodować zatrucie, a także uzależnienie. Dotyczy to również środków antykoncepcyjnych. Wiadomo, że są leki hormonalne, które pozwalają regulować rytm płodności, ale te same leki stosowane już jako środek antykoncepcyjny nie leczą, ale ingerują w naturalny rytm płodności kobiety, powodując jej ubezpłodnienie, czasami na zawsze, a ponadto narażają ją na wiele skutków ubocznych, jak schorzenia sercowo-naczyniowe i mózgowo-naczyniowe, sprzyjanie infekcji, ryzyko raka, guzy łagodne, zmiany żołądkowo-jelitowe, zmiany oczne, wady rozwojowe płodu, zaburzenia psychiczne, zaburzenia seksualne. Powyższe skutki uboczne są przez wielu zwolenników takich metod podważane. Joyeux podsumował obecną sytuację następująco: "Każda publikacja wyników badań naukowych, potwierdzających szkodliwość antykoncepcji hormonalnej jest natychmiast replikowana doniesieniami postulującymi wprost przeciwne wnioski. Ma to na celu zneutralizowanie zbyt wielkiego zagrożenia zmniejszenia zysków koncernów farmaceutycznych" [10]. Obecnie około 300 milionów kobiet na całym świecie stosuje antykoncepcję hormonalną jako metodę planowania rodziny. "Tak ogromne rozpowszechnienie hormonalnych środków antykoncepcyjnych postawiło lekarzy w nieznanej im dotychczas sytuacji - po raz pierwszy zdrowi młodzi ludzie byli całymi latami leczeni przy użyciu środków o bardzo dużej sile działania, bez żadnych tradycyjnych wskazań, takich jak choroba. Ten sposób planowania rodziny może być zaakceptowany przez lekarza pod warunkiem, że nie przynosi on szkody pacjentowi. Czy warunek ten jest spełniony?" [11] Jak potężne jest tu ingerowanie w naturę człowieka!"
te cytaty pochodzą z opoki, więc pewnie dla większości ludzi i dla dr nie są wiarygodne ;)
W artykule o zakrzepicy z 2006 r. wymieniono doustną tabletkę antykoncepcyjną jako czynnik ryzyka zakrzepicy - to u mnie. A coś o NPR w ogóle mówiła? Oprócz tego o stresach i zawodności?