Mk28dni, ja miałam laparoskopię tydzień temu i uwierz, że to tylko tak groźnie brzmi;) Mój zabieg trwał ponad godzinę a i tak dobrze się czułam po narkozie. Fakt, że byłam nieprzytomna do wieczora i niewiele pamiętam co się działo zaraz po wybudzeniu, ale nie wymiotowałam, nie czułam się źle. Podawali mi kroplówki z lekiem p/bólowym, więc nawet nie za bardzo czułam że cokolwiek mi robili. Fakt, że potem brzuch mnie bardzo bolał, nie mogłam się schylić i każdy gwałtowny ruch powodował ból, ale trwało to 3-4dni. Teraz jest dużo lepiej, a ranki szybko się goją. Dla mnie najgorsze było picie fortrans przed narkozą... masakra! Też się bałam a teraz jestem strasznie zadowolona, że się zdecydowałam i nawet żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.
Ja miałam laparo miesiąc temu i nie miałam żadnych negatywnych objawów, odczuć, o których przed laparo czytałam w necie. Nie wymiotowałam, nie było mi źle. Zabieg trwał ciut ponad godzinkę. Wybudziłam się, dostawałam kroplówki przeciwbólowe, miałam cewnik i dren i nic a nic nie bolało, spałam sobie słodko :) Mąż siedział i trzymał za rękę, głaskał, czytał artykuły z gazety. a ja budziłam się i przysypiałam. Nie mam żadnych negatywnych wspomnień związanych z laparo. a tak strasznie się bałam, czytając wcześniej w necie niestworzone rzeczy. Będzie dobrze. Naprawdę - Flowka dobrze pisze - ja też żałowałam, że wcześniej się nie poddałam temu zabiegowi Nie taki diabeł straszny jak go malują
fortrans ochyda, po łyku wymiotowałam, bo za cholerę mi nie pasował :), a że miałam operacje jelit x 2 to musiałam je za każdym razem porządnie oczyścić, w zastępstwie można kupić w aptece na swój koszt inny tak samo działający środek - ciut lepszy, ja do tego jeszcze dolewałam odrobinę soczku malinowego - pielęgniarki mi podpowiedziały, że trochę nie zaszkodzi a lepiej smakuje :)
Dobrze że jesteście :) Czuję łaskotanie w brzuchu jak pomyślę o jutrzejszym dniu. Z jednej strony chciałabym by już we wtorek było dla mnie miejsce, z drugiej boję się że się nie obudzę (panikuję, wiem :)), z trzeciej że znajdą mi coś i powiedzą że niestety już nie będę mamą. Chyba wariuję :)
Nie wariujesz. Każda z nas pewnie miała takie myśli. Ja miałam je na pewno. Ale to normalne, że się boisz. Jednak zobaczysz, jak będziesz już po, stwierdzisz, że nie było tak źle
:) No to obym dostała szybki termin. Robiłyście wymaz przed laparoskopią? Pytałam lekarza czy mam zrobić, mówił że nie. Mam zrobić crp, morfologię, antyhbs.
Mk28dni, musisz mieć aktualna cytologię i wymaz z pochwy - jeśli tego nie będziesz miała zrobią Ci to w szpitalu i będziesz leżała ponad tydzień, bo będą czekać na wyniki.
Mk28dni trzymam mocno kciukasy. Pamiętaj, że nie ma tego złego, co by na dobre nnie wyszło i i że kobita silną jest. Dasz radę i za tydzień będziesz pocieszała inne dziewczyny przygotowujące się do narkozy. POzdrawiam.
Mk28 ja również trzymam, nic się nie martw!!! Wbrew powszechnej opinii, nie wszyscy lekarze to rzeźnicy :)
Cześć Motylica! U mnie również nic :( Co prawda dopiero 8 dpo, ale już spisuję ten 10 cykl na straty. Wszystko tak jak zawsze, czyli nijak - właściwie to już nawet nie wierzę, że kiedykolwiek coś się zmieni. A najgorsze jest to, że gorzknieję i chyba nie potrafię się cieszyć plusikowym szczęściem bliskich mi osób... Zaczynam czuć niechęć do samej siebie - za te wszystkie złe emocje, a przede wszystkim za to, że "ten" temat doprowadził mnie do takiego stanu. Naprawdę Dziewczyny - to "tylko" 10 miesięcy... ale nie wyobrażam sobie co będzie, gdy to potrwa np. kilka lat. Do rozpaczy doprowadza mnie myśl o kolejnym cyklu rozczarowań. Tak się tylko żalę, bo nie chcę chłopa dręczyć. Znienawidziłam nawet bociany, w tym roku widziałam ich dziesiątki... leniwe gnoje! 3majcie się.
kejt, te uczucia są zupełnie normalne... Wiele z kobiet, którym się nie udaje tak ma. Też się wstydziłam sama przed sobą swoich myśli i odczuć. Przechodziłam depresję przy każdej @ i uczucie euforii i nadziei przy zbliżającej się owulacji... i tak w kółko. Informacja o ciąży w bliskim gronie kończyła się płaczem! Wydawało mi się, że nie ma najmniejszych szans, żebym wyluzowała! Na szczęście jest znacznie lepiej i Tobie także tego życzę!
kejt_busz: Znienawidziłam nawet bociany, w tym roku widziałam ich dziesiątki... leniwe gnoje!
:)))))) jesteś niesamowita!
Mk28dni, zobaczysz, że nie będziesz żałować! A jakiego powera dostaniesz! :) Nic tak nie doładowuje motywacji jak laparoskopia;) przynajmniej u mnie
Cześć dziewczyny. Mk28dni - mam nadzieję że pójdzie szybko i bezboleśnie &&&, u mnie szykuje się chyba jednak drożnośc pod koniec roku... Wczoraj wizyta u gina, cykl z CLO zaliczony i chyba stracony. Po clo dwa ray dziennie miałam niezłą jazdę, zawroty głowy, uderzenia gorąca i jajniki szalały. W 14 i 15 dc testy owu, słaby i grubaśny. W 15 dc także monitoring na którym żadnych śladów w jajnikach że były pęcherzyki, żadnego śluzu (sama zaobserwowałam go od 12dc, 13 dc szczyt) endomedrium tylko grube wskazujące na II faze cyklu. Mam zrobić jeszcze test LH jutro i zobaczyć co wyjdzie, czy coś tu mi nie fałszuje wyników. No i mam czekać na @. Temperatura w 13dc 37,0, a od poniedziałku spadła do 36,54 czyli lekko ponad podstawową teraz jest (podstawowa 36,42). Nie wiem co myśleć. Wcześniej brałam CLO w dawce o połowe mniejszej (dwa lata temu) i pięknie pęcherzyki rosły, teraz przy podwójnej nic. Lekarz powiedział ze mogła być owu wcześniej, ale skąd ten test pozytywny. Mam zamęt w głowie i płakac mi się chce...
Dziewczyny, powtórzę się ale co mi tam - jak dobrze że jesteście !!! Dzisiaj pojawił się taki ładny śluzik, taki śliczny, taki zachęcający do bzykania :)) Wykres też jest po prostu idealny! Cały czas równiutka temperatura, czuję że w tym miesiącu wszystko będzie idealnie a ja się nie mogę starać przed zabiegiem To już jest chore, zamiast się cieszyć że mam tak szybki termin to zaczynam się zastanawaić czy warto tracić cykl. Ktoś mi musi dać klapsa. Kejt, jakbym czytała swoje słowa. Bocianów też wiadziałam masę, jeden latał centralnie nad moją głową i co z tego.. Ten z mojego awatara spacerował sobie pod samym moim nosem. To było rok temu. W tym roku też spacerował hahaha. Muszę sobie procę kupić.
Dzięki Dziewczyny, od razu mi lepiej :)) Same widzicie, że te bociany to niezle skurczybyki i roboty swojej nie wykonują! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że tu trafiłam... Trochę to dziwnie zabrzmi po mojej poprzedniej wypowiedzi, ale WALCZYMY LASKI! 3majcie się,
Witaj Patkaka77. Przede wszystkim życzę ci aby nie trwało to wcale tak długo jak zakładasz :) dowiesz się tu wiele naprawdę przydatnych rzeczy, na wsparcie możesz liczyć na pewno. Ja za będę miała 35 lat za 7 miesięcy. I wiesz co mi lekarz powiedział? Że 35 lat jako górna granica zajścia w ciążę to od dawna mit. Ważne by zajść do 40-tki. Trochę czasu więc mamy :)
Dziękuje za miłe przyjęcie :). Moja historia w skrócie: 12 lat temu po długich staraniach, terapii z clo , badaniach itd zaszłam w upragnioną ciążę. Niestety przy badaniach usg okazało sie ze ciaza obumarla, potem szpital zabieg itd. Od tego momentu przestałam myśleć o ciąży. Potem reorganizacja życia, rozwód itd. Teraz jestem w nowym związku i ogromnym pragnieniem zostania mama. Mam nadzieje ze w końcu sie uda!
U mnie znowu nic. Zero, null, nada. Test niezawodny - jak zawsze negatywny, wiecej nie robię. To 14 dpo, tempka ostro w dół, choć ciągle ponad linią podstawową. Czekam na @, choć myśl o kolejnej pozycji na liście wykresów ciśnie mi na usta bluzgi najcięższego kalibru. Plakać nie będę. M. umówił sie w tym tygodniu na badanie nasienia, ja po okresie również wybieram się na "przegląd". Czas stawić temu czoła, choć obawiam się, że wyniki badań mogą skutecznie zniechęcić nas do dalszych prób. A może właśnie spróbować rzucić to wszystko w ch...olerę, przynjamniej na miesiąc, znaleźć jakieś nowe hobby czy coś? Skoro higieniczny tryb zycia również nie pomaga, może zacznę rekreacyjnie pić
Haha, dobre. Ja stwierdziłam tak samo, no i rzeczywiście relaksowałam się i piłam (oczywiście z umiarem :)). Niestety u mnie to nie pomogło. Ale kto wie? Może tobie taka "terapia" pomoże? Niektóre dziewczyny właśnie temu błogiemu "mamcięwnosie" zawdzięczają swoje pociechy.
witam dziewczyny, cześć Mk:) co do bociana to udało mi się w cyklu, w którym narobił mi na samochód, już myślałam że znowu mnie osr... ale okazało się inaczej:) My z D. liczyliśmy na szczęśliwy traf nie korzystając z wynalazków takich jak prezerwatywa lub tabletki anty jakiś rok może dłużej, potem zaczęliśmy się starać i minął kolejny rok jak zawitałam do gina. Potem przyszła walka z prolaktyną, laparoskopia i drożność, luteina, bromergon, castagnus, różne sposoby na poprawienie śluzu. Moja diagnoza po laparoskopii to obustronna niedrożność całych jajowodów i jedno małe ognisko endometriozy, kilkakrotne podczas zabiegu przepychanie ich kontrastem. Udało się ale dostałam rok na starania a potem nikt nie dawał gwarancji, ze jajowody znowu nie zaczną się zapychać. Czytałam, że przy takim zatkaniu nawet kontrast uszkadza jajowody i zostanie mi tylko inseminacja, moja gin nie chciała się zgodzić. W 3 cyklu po zabiegu brałam bromergon, castagnus, luteinę i używaliśmy żelu conceive plus. Po castagnusie miałam duszności i bezsenne noce, po bromku czułam jakby ktoś skakał mi po głowie, nudności. Moja nadzieja i samopoczucie było podobne do kupy, którą w/w bocian zostawił na moim samochodzie. temperatura nie zachwycała w fl ale zrobiłam test żeby wiedzieć czy odstawić leki. Negatyw. Na zakupach w Tesco kupiłam sobie za około 5 zeta test pepino i użyłam nie czekając na mocz poranny. Po 5 minutach negatyw, wywaliłam test do kosza, bez głębszego uczucia a z jakby takim otępieniem. Po 7 minutach wygrzebałam go ze śmietnika:) i ujrzałam tam jakiś bladzioch obok kontrolnej kreski. Gapiliśmy się z D. na test pod każdym kątem i światłem. Nie zniknął a już tak został. Potem walczyłam o mojego okruszka 2x2 luteiną i ciągłym leżeniem w łóżku, miałam plamienia i bóle ale dzidzia dała radę. Dziewczyny bardzo wam wszystkim kibicuje, a to czy zamierzacie odstrzelić jakiegoś bociana czy popłakać gdy kuzynka wujka zajdzie w ciążę jest zupełnie normalne. Tracenie i odzyskiwanie nadziei również. Ale nie zwlekajcie z poznaniem swojego wroga. Ja raz odłożyłam laparoskopie, potem moja gin powiedziała " i co Pani Adriano coś jednak dają te zabiegi ". Dają mi dały cud.
-- „kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie” Heraklit
Witam dziewczyny. Rozważna - własnie takie historie dają mi nadzieję najbardziej, że jednak może być dobrze, choć teraz myśli się różnie. Ja mimo bardzo wysokiej tempce, która utrzymuje się cała czas, straciłam nadzieję rano, gdy ujrzałam po raz kolejny na teście jedną kreskę i ani cienia drugiej :( Do tego plamienia...ech. Był to ostatni cykl, teraz przystępujemy do badań...tych, których jeszcze nie robiliśmy...czyli podobnie , jak Kejt busz zaczynamy od badania nasienia. Ja miałam monitorowanych kilka cykli i owulację są w porządku.Tak więc krok po kroczku będziemy wykluczać kolejne elementy. W pracy po wakacjach jak zwykle nowe dziewczyny w ciąży...a ja jak zwykle nie :( Boli mnie to i o uczuciach, jakie mną targną chyba nie muszę pisać, bo każda z Was je przechodzi. Boję się badania drożności jajowodów, byłam już usypiana 4 razy (ostatnie 2 lata pod rząd) a narkoza to raczej nic dobrego dla organizmu. No i jak pomyślę o szpitalu i tym wszystkim, to słabo mi...nie wspomnę o pogodzeniu tego z pracą i znowu L4. Boże, gdzie znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego niektórzy muszą tyle cierpieć, a inni nie maja nawet pojęcia przez co niektórzy muszą przejść, aby "machnąć sobie dzieciaka", jak to mówią niektórzy ?????????????????? Pozdrawiam wszystkie Staraczki oraz dziewczyny, które swoimi opowieściami dają nadzieję...
Treść doklejona: 10.09.12 18:06 Dziewczyny, zapomniałam zapytać...czy któraś z Was na własną rękę kupowała bez konsultacji z ginem zioła ojca Sroki ? Co o tym sądzicie? Pozdrawiam.
Jak przez 3 cykle piłam zioła o. Klimuszki nr 1 i powiem szczerze, że jajniki rozruszały na maksa (czułam jak po Clo). Niestety, nie zaszłam od nich, ponieważ problem jest bardziej złożony.
Rozważna, dziękuję Ci! Myślę, że każdej z nas tego tu było potrzeba - pozytywnych wiadomości :) Masz rację, wszystkie te targajace nami emocje, te dobre i te złe, łzy i napady zniechęcenia, to wszystko jest ludzkie, zupełnie zrozumiałe i trzeba to po prostu zaakceptować. Ja ciągle się tego uczę, ale paradoksalnie z każdym kolejnym niepowodzeniem może być łatwiej. W końcu postanowiłam spróbować złapać dystans i zrobic tyle, ile mogę - czyli przebadać się, leczyć, serduszkować kiedy trzeba i czerpać radość z samych starań. Na resztę nie mamy wpływu. Oby się nam wszystkim w końcu udało :)
Leoncja, jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji. Mój ostatni cykl też wydawał się najbardziej obiecujący z dotychczasowych, a jednak znowu się nie udało. Dziesiątki zrobionych testów (na szczęscie taniochów), stres przed porannym pomiarem tempki, nadzieje, zawody itd. A w końcu negatywny test w 14 dniu po owulacji i koniec łudzenia się. Ja już przygotowałam sobie czerwone winko i jako że okres to już kwestia godzin, załyczę sobie. Przynajmniej tyle dobrego, że mogę się napić kiedy mam ochotę :) Także szukajmy i takich pozytywnych stron naszej średnio ciekawej sytuacji :) A co do "machnąć sobie dzieciaka" - nie ma chyba nic gorszego, niz rady w stylu "wystarczy nie myśleć o zaciążeniu, to raz dwa się uda", "przecież zajście w ciążę to kwestia maks. 3 miesięcy, wystarczy się kochać w połowie ;) cyklu" oraz "wszystkiemu winna jest (sic!) mityczna BLOKADA PSYCHICZNA" - to wywołuje już u mnie tylko pobłażliwy uśmiech. Niech ci wszyscy specjaliści od zachodzenia w ciążę sami sobie "zrobią dzieciaka" w pierwszym cyklu skoro takie to proste, my tu wiemy swoje. Ale wierzę mocno, że nasza determinacja i świadomość w końcu odniesie skutek i każda z nas zobaczy "+". Na pewno! 3majcie się!
Kejt ...to święta prawda: Wyluzuj, odpuść, jasne, do momentu, gdy nie ujrzę wyniku negatywnego testu działa. Nadzieja fruwa nade mną na skrzydłach... później w jednym dniu wszystko jest przekreślone i płacz, rezygnacja opadają i przybijają mnie na ziemię...Póki co czekam na wizytę u lekarza no i robię serię badań (głównie hormony).....Boże, gdzie jesteś ? Czuję się jak małe zagubione dziecko.. Dziewczyny, dziękuje, że jesteście.
To i ja do was dołącze. Mam 32 lata i staramy się od poczatku roku. 4 ostatnie cykle z clo i nic. Był czas, ze przyjęłam to na klate i pomyślałam, ze co ma byc to bedzie. Po Duphastonie czułam sie jak na haju lzy przeplatały mi się ze śmiechem. Ostatnio jednak po podwójnej dawce clo ześwirowałam chyba na maxa bo ta niepewność mnie rozwala. W dodatku mój M. dostał kontrakt w innym mieście i mamy dla siebie tylko weekendy... Jest moment, ze wierze w to że będzie dobrze bo wkońcu badania nie wykazały nic złego z drugiej strony niepewność i niewiedza chyba bardziej boli. Dobrze, ze moja połóweczka jest taka fanttastiko to jakoś daje rade
Dziewczyny, po to tu wszystkie jesteśmy :) Żeby sobie pomagać, czasami pocieszyć, a czasami dać z liścia na otrzeźwienie ;) Fajnie, że jest nas tu coraz więcej! Witaj Mysiorek!
Dziewczyny, ja udzielam się teraz na wątku weteranek. Jestem dwa dni po inseminacji. Chcę wam napisać tylko, że w pełni was rozumiem i że te wszystkie rady typu "odpocznijcie, wyjedźcie, wyluzujcie" itp. to o kant d... potłuc. Na mnie działa to jak czerwona płachta na byka. Tak zupełnie zapomnieć się nie da. Ale faktycznie lekkie olanie sprawy pomaga. Nie tyle zajść w ciążę, co dać odpocząć nerwom i pozwolić cieszyć się życiem takim jakim jest. Ja najpierw zrobiłam sobie odwyk od obserwacji, odrzuciłam termometr i oglądanie śluzu, zrobiłam też odwyk od forum i wytworzyłam w sobie jakąś blokadę, o którą odbijają się negatywne uczucia. Zajęło mi to około pół roku. Jak dostaję @ to nie płaczę, tylko przechodzę nad tym do porządku dziennego. I dzięki temu moja psychika trochę odpoczęła.
To wszystko jest takie trudne i im dłużej trwa, tym wytrzymałość jest gorsza. Nie da się całkowicie odpuścić, skoro pragnienia są jakie są. Można jedynie spróbować się zdystansować, leczyć i nie czekać na efekty natychmiast, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości (wszak określić się nie da). Ponoć niepłodność to nic innego, jak rodzicielstwo odroczone w czasie.
mnie najbardziej wkur... pytania typu " a kiedy dzidzia ", ja się wtedy uroczo uśmiechałam i kopałam D. bo wiedziałam, że mogą ciekawskiej osobie spuchnąć uszy od odpowiedzi jakiej jej D. udzieli.:) albo " czasu ucieka " naprawdę nie wiedziałam! wszędzie znajdzie się " dobra "duszyczka. A przecież jeżeli nie mamy jeszcze dziecka to albo coś jest nie tak albo taka jest nasza decyzja i co innym do tego.
-- „kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie” Heraklit
ooo ja też uwielbiam tego typu tekstu. Koleżanka w pracy w ciąży jest i non stop mnie katuje pytaniami: zegar tyka, a wy kiedy, nie ma na co czekać, teraz Twoja kolej...staram się być miła ale już mi sił nie starcza
Ja na pytania o dziecko podczas naszych staran (ktore moze nie trwaly bardzo dlugo, no ale 1 rok i 7 miesiecy to tez kawalek czasu) odpowiadalam, ze mamy problemy i nam sie nie udaje. Od razu tym osobom buzki sie zamykaly, robilo im sie po prostu glupio, niektorzy sie czerwienili ze wstydu i wiecej pytan nie bylo. Ja tam zawsze wolalam wszystkim prosto z mostu powiedziec o co chodzi, bo jakby mieli sie pytac co jakis czas i zawracac nam 4 litery to wrrr..
Hmm ... U mnie jest tak, ze juz nikt o dziecko nie pyta bo wszyscy myślą że taka jest moja decyzja ze pewnie niechce go mieć. I lepiej ze nie pytają, przynajmniej z tym mam spokój:). Teraz zaczynam sie zastanawiać kiedy uda mi sie zaciazyc i wszystkim zrobic ogromna niespodziankę ! Na początek zakupiłam Femifertil moze on pomoże. Coprawda to dopiero 3 mce odkąd odstawilam plastry i rozpoczęłam starania ale juz coraz bardziej sie nakrecam. Jutro ide do ginekolog zobaczymy jaki ona przedstawi mi plan działania. Pozdrawiam Was wszystkie ...!
Efiaa - nie wiem czy to odwaga, ja po prostu lubie "mowic prosto z mostu" co i jak. Taka juz jestem, szczegolnie jak ktos jest natretny i interesuje sie nie swoimi sprawami. Oczywiscie nie o wszystkim tak rozmawiam ;) ale jak wiem, ze ktos moglby mi truc na jakis temat i meczyc pytaniami to wole powiedziec i miec tzw. swiety spokoj.
ja też mówię prawdę tak jak Madzia :) przecież to nie wstyd zazwyczaj mówię "próbujemy cały czas ale jakoś nie wychodzi - widocznie wszystko w swoim czasie" i raczej nikt mnie już więcej nie męczy pytaniami