Oczy już lepiej ale swędzi mnie ciało. Co chwilę się czochram. I czasem w miejscu gdzie się podrapię wyskakuje taki bąbelek (pokrzywka). Coś czuję, ze to początek dopiero. Skóra na twarzy zaczerwieniona...
U nas na szczęście bez alergii. Tzn. mnie swędzi skóra, ale wydaje mi się, że się od tych kłaczków odzwyczaiłam i zwyczajnie mnie "kłują"... Dawidek miał testy alergiczne i na kota, psa królika wyszły ), aczkolwiek i tak się obawiałam...
katka -może przejdzie. w marcu wzięliśmy jamnika i na psa reakcję miałam taką samą. myślałam że się zadrapię. o dziwo kot w domu jest od 11 lat i na kota nigdy nie reagowałam. w każdym bądź razie łykałam na swędziawkę leki alergiczne co kilka dni. a po miesiącu samo przeszło.
Moje objawy bez zmian. Doszedł zatkany nos. Beza pieknie korzysta z kuwety. Nie załatwiła się poza nią ani razu. A była już kupka 2 razy i parę razy siusiu. Monia, piekny ten Twój kociak :)
Figa, nas kot zaskoczył swą bytności, w najgorszym okresie moim finansowym... I jeszcze nic nie mam kupione ;( Nawet kuwety... Miska jest kuwetą. Także zazdroszczę wyprawki kociej ;).
No mały kotek faktycznie bym nie pomyslała, że to rasa, ale ja się nie znam... Natomiast dorosłe osobniki już dachowca nie przypominają, przynajmniej w moim odczuciu.
Dziewczyny, możecie polecić mi hipoalergiczna karmę dla psów? Niestety mojej suczce wyszła alergia na stare lata i musimy odstawić zwykle karmy. Wiem ze najzdrowiej byłoby jej (w sumie im, bo są dwie) gotować i zazwyczaj tak robimy, ale czasem nie mamy możliwości i muszą dostać puszkę bądź sucha karmę.
Elfika, wołowina odstawiona, drob tez objawy ustąpiły wiec póki co to jest najpewniejsza przyczyną. Od czasu diety nie miały suchej karmy/puszki w ustach. Niestety powoli musimy im wprowadzać, bo nadchodzi czas kiedy sporadycznie nakarmić je musi mój tata i on się w gotowanie "bawił" nie będzie. Uprzedzam-w rozmrażanie tez nie. Taki typ człowieka niestety. Coś wiec wprowadzić im trzeba, a.szczerze mówiąc boję się czegokolwiek. Wcześniej jadaly różne karmy - był Royal, eukanuba czy dolina noteci. Zdarzalo się też.zwykle pedigree jak zostawały tylko pod opieką rodziców (wiem ze tragiczny skład, ale tacie nie przemowisz, bo im to "tak smakuje")
Dziewczyny, w sobotę pożegnaliśmy naszego kotka Filemona Miał 9 lat i dostał zatoru rozwidlenia aorty... Tak rozmawialiśmy wczoraj z mężem, że na pewno chcemy mieć kotka, tak na prawdę dwa kotki. Tylko kiedy teraz je adoptować? Nie chcieliśmy od razu. Mąż mówił, że może za pół roku, ale Filemon jest i zawsze będzie w naszych sercach a ja chyba nie chciałabym aż pół roku czekać. Nie wiem czy to "wypada" względem Filemona, żeby za miesiąc mieć nowe kotki w domu. Na pewno będziemy brać koty ze schroniska - małe i najlepiej rodzeństwo.
dżasti, przykro mi bardzo Nasz kot Filemon był pewnie w podobnym wieku, dopadła go białaczka... Myślę, że nie powinnaś mieć wyrzutów względem Filemona i liczyć, czy to już wypada, czy jeszcze nie. To wy musicie być gotowi na otwarcie domu i serc dla nowych lokatorów. I nie należy tego moim zdaniem odliczać w tygodniach czy miesiącach. My mieliśmy suczkę seterkę- miała się z nami przeprowadzić do nowego mieszkania, ale niestety nie dożyła (nowotwór ją zgarnął w niecałe 3 m-ce). Była pustka i tysiąc myśli w głowie. Chcieliśmy setera z adopcji, choć wizja trzymania go w bloku była niepewna. Wahaliśmy się długo, jak była okazja na szczeniaka to ja byłam w ciąży i stwierdziłam, że nie podołam... Setera nie ma. Koty kochamy oboje, ale ponieważ mamy je u rodziców, podobnie jak psy, nie braliśmy żadnego do domu "na siłę". Mąż uznał (jak się okazało słusznie) że poczekamy na takiego, który będzie potrzebował domu i naszej pomocy. I tak na 2 m-ce przed narodzinami Wojtka mąż mój uratował spod ścierki czy szczotki spanikowanej sąsiadki, nienawidzącej kotów, małego, rudego podrzutka. Kuba mieszka z nami 2 lata i nikt już sobie nie wyobraża, jakby mogło być bez niego.
Nie ukrywam, że kiedyś miałam podobne opory co wy, choć z innego powodu. Do bloku przeprowadziliśmy się bez naszej Rudej Kotka), którą została u mamy. Ona latami przywykła do wolności, zamknięcie jej w bloku na starość byłoby krzywdzące. Ale branie nowego kota hamowała myśl, ze jestem Rudej winna opiekę i zainteresowanie, nawet jeśli ze mną nie mieszka. I miałam takie wewnętrzne poczucie, że nowym kotem ją "zdradzę". Teraz takiego uczucia nie ma. A Ruda i tak kocham chyba najbardziej, podobnie jak mąż. Ona też uratowana "spod kosy", jest z nami 13 lat i oby jak najdłużej...
Dżasti, współczuję... Ja uważam, że adopcja kota powinna się odbyć, gdy będziecie gotowi. Tu nie ma "wypada - nie wypada". Z każdą stratą jest tak, że najlepiej zrobić tak by było dobrze dla psychiki. Jak umarł mój pierwszy kot byłam w takiej rozpaczy, że nawet nie myślałam o nowym kocie, bo uznałam, że nic mi tamtego kota nie zastąpi. Po 2 tygodniach ktoś podrzucił mi Piczes... Ciężko było ją zaakceptować, ale była z nami... Natomiast u mnie tak się działo, bo nie byłam gotowa. Jeśli Wy jesteście gotowi, to ja bym się nie wahała..
Ja z kolei nie czekałabym. To zależy wszystko od tego jak Wy podchodzicie do tej kwestii. Mój Muniek odszedł 5.11.2015 roku, więc już prawie rok temu. Pierwsze miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Też był z nami 9 lat. Ukochany, uwielbiany. Początkowo po jego odejściu ciągle o nim myślałam, widziałam jakieś jego cienie w kuchni, słyszałam jak zbiega po schodach. Byłam z nim do ostatnich momentów, wcześniej długo chorował, stoczyliśmy ostrą walkę o niego. Wspomnienia były bardzo silne. Wiem, że nowy kotek odciągnąłby moje myśli od tej tęsknoty. Miałabym po prostu kim się zajmować. Dzisiaj nadal bardzo tęsknię za Muńkiem, wspominam go. Pustka w moim sercu jest niewypełniona. Tuż po jego odejściu przeprowadziłam się, mój mąż ma astmę, nie mogę mieć kota. Ale gdyby nie to, myślę, że miałabym nowego zwierzaka od razu. Weci mieli już dla mnie wybranego porzuconego kotka zaraz po odejściu Muńka.
Myślę, że nie powinniście sobie wyznaczać jakiś terminów. 2 miesiące są tak samo dobre jak 2 tygodnie. Ja chciałam stłamsić moją tęsknotę nowym zwierzakiem, bo uważam, że ona Muńkowi nic już nie da, a na mnie działała niszcząco. A przecież inne zwierzaki czekały na ciepły domek i miłość. Ale jeśli chcecie przeżyć jakąś żałobę to dajcie sobie na to czas. Zadecydujcie w trakcie.
Dzięki dziewczyny Ja mam w sercu taki spokój. Pożegnałam się z Filemonem i wiem, że zrobiliśmy wszystko, żeby go uratować. Walczyliśmy o niego tydzień. Wydzwanialiśmy po klinikach, poruszyliśmy niebo i ziemię, żeby leki zorganizować (niestety okazało się, że podać je możemy do godziny po zdarzeniu a mogliśmy je mieć dopiero po 5 godzinach). Nawet znajomy lekarz (który się dokładnie tym specjalizuje u ludzi) wyraził gotowość zoperowania Filemonka, ale powiedział, że u ludzi jest 5 % szans na przeżycie, a u kotów daje 0%... Większa szansa jest, że się zator rozpuści albo krążenie znajdzie jakieś ujście. Do tego przerost mięśnia sercowego i liczne skrzepy w sercu... Zasugerowano nam eutanazję w czwartek. Przytulalismy i przepraszaliśmy Filemona. Łzy leciały mi strugami, ryczałam ja, ryczał mąż. Nie byliśmy ta to gotowi. W ogóle. Wtedy nie wyobrażałam sobie życia bez mojego kotka. Myślałam tylko o tym, żeby dzieciak wrócił cały i zdrowy do domu. Ale w sobotę już było z nim źle. Był zmęczony, nie miał w ogóle sił. Mruczał na nasz widok, ale już przymykał ze zmęczenia oczy. Wtedy zrozumieliśmy, że to już koniec. Że On już nie ma więcej sił. Pożegnanie było spokojnie, miłe. Dużo z nim rozmawialiśmy i go przytulaliśmy. Mamy w sercu smutek, ale nie rozpacz. Jemu tam (gdziekolwiek jest) jest lepiej.... Ja wszędzie teraz widzę Filemona, mam wrażenie, że miauczy pod drzwiami. I brakuje mi tego. Chcę miauku, chcę wpadania na kocią miskę i tego brzdęku jak uderza w nią samochodzik dziecięcy. Chcę tego mruku. Nie dziś i nie jutro. Ale niedługo.
Dżasti przykro mi. My też musieliśmy pożegnać naszą Kicię po 12 latach. Też płakaliśmy. Ale ta cisza w domu była nie do zniesienia. Brak sierściuszka był taki dziwny. Wyjdę na wyrodną kociarę, ale po 4 dniach przytargaliśmy nowego kota do domu. Trochę radości na nasz smutek.
Nie, nie powinnyście. Możecie dać ciepły dom innym kotom i to jest najważniejsze. O wasze zadbałyście prawidłowo. Pielęgnowanie żałoby niczego nie zmieni.
Dziewczyny, pod blokiem, w którym mieszkam kręci się bezdomny mały kotek. Do kogo dzwonić, do jakiej organizacji/stowarzyszenia, która mu pomoże (weźmie go)?
U nas dzwoni sie do straży miejskiej, ale oni u nas wpółpracuja ze schroniskiem, więc nie wiem czy to w każdym mieście. W necie mozna też poszukac kocich fundacji, czy kocich azyli. Byc może będzie trzeba kotka gdzies przechowac nim przyjadą.
Treść doklejona: 31.10.16 17:07 Mam mały kłopot z Angelo. On sika na kołdrę w Dawidka łóżku. Nie przeszkadza mu nawet, że ja pod tą kołdrą leżę... Macie pomysły jak gada oduczyć tego szczania?
Przed nami wizyta u weta, ale raz, że muszę czekać na pieniądze, dwa nasza weterynarz dopiero w listopadzie (nie wiem którego) wraca z macierzyńskiego.
Podpytam o kastrację przy okazji.
Słyszałam, że warto kastratom nacinać ucho ( w celu rozpoznawczym, że to kastrat, na wypadek gdyby zwiał z domu np...)> Nacinac mu, czy to tylko kotek dotyczy?
Szczypta, niestety Beza wróciła do swojej pani, bo ja drapałam się jak oszalała. Czerwone plamy i pokrzywka na całym ciele (najbardziej twarz). Pomijam katar i te oczy swędzące, bo to nie było tak uciążliwe, jak to swędzenie. Przykro mi było, choć Pani bardzo się ucieszyła i powiedziała, że jej już nikomu nie odda, zostawi sobie, bo ta rozłąka uświadomiła jej, że już się zżyły mocno jednak... Wyprałam pościel, objawy z dnia na dzień zelżały ale... nie wyprałam pościeli Michasi. I wiecie, że którejś nocy spałam w jej pościli (bo Misia zasnęłą u mnie) i całą noc się czochrałam ? A oczy sobie prawie wydrapałam No szok. Ja nigdy nie przypuszczałam, że alergię na zwierzaki mam.
Teraz śpi, ale ogólnie ciągle trzeba się z nią bawić, bo inaczej miauczy za innymi kotami chyba i za mamą swoją. Nigdzie się nie chowa, zjadła już trochę. Czujnie śpi, każdy dźwięk sprawia że podnosi głowę. Nie czuje się bezpieczna jeszcze.
-- "Jeśli nóż otwiera ci się sam w kieszeni, to może lepiej go nie noś."
To mój Angelo od razu jak u siebie. Miał fazy, że nasłuchiwał czy jego ludzie po niego ida, ale to takie epizody. Za duzo atrakcji tu miał :P. Dwa króliki, które potrafi obserwowac większośc dnia. Kradzież maskotek z pokoju mojego syna. Podkradanie literek, klocków, resoraków... Wesoło ;).
Jedynie o stresie świadczyło sikanie na pościel, ale już ten etap też minął...
Wczoraj jak pani zadzwoniła, że kotka już do odbioru to się przeraziłam, bo wstępnie miał być 11, to jak poród przedwczesny. ;) Na razie jest spokojnie, tylko ani siku ani kupy nie było.
-- "Jeśli nóż otwiera ci się sam w kieszeni, to może lepiej go nie noś."
Figa, mój kot zrobił po 3h bycia w domu, ale potem i po 12h i po 16 robił. Taka reakcja na stres. Obecnie sika tyle ile pije, a koty piją dość mało w sumie. Przynajmniej tak mnie wet uspokajał po konsultacji telefonicznej.
Figa, mój kot śpi gdzie chce. Czasami ze mną, a jak spię z synem to na chwilkę kładzie się koło nas, a potem obok łóżka. Pierwsze dni spał tylko ze mną, ale potem pokazał, że preferuje podłogę: koło stołu, pod fotelem... Ma też swój fotel obok klatek z królikami, ale tylko w dzień korzysta.
Niektóre koty lubią pościel... Ale i Ty się przyzwyczaisz :). Mój kot czasami ma turbo motor w dupie w nocy i sobie po mnie biega, ale wtedy wypraszam z pokoju i zamykam drzwi :P.