zwykłego serduszka? no wybacz dla mnie seks z ukochaną osobą to przezycie na granicy światow, takze przezycie gleboko duchowe. bynajmniej nie zwykłe. ale masz racje nic na sile.
Zgadzam się z vicky80 - mnie osobiście trąci to nieco "Bravo girl" itp. Każdy wyznacza sam granicę swojej intymności, niemniej po co powiększać audytorium tego, co najlepiej smakuje we dwoje ?
Amazonko - przez to, że nazwiesz coś "serduszkiem" nie staje się to czymś innym, niż jest: najintymniejszym wyrazem miłości i bliskości i wszystko co tego dotyczy jest osobiste.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
ABSURD - ja widze po sobie, że im dłużej jestesmy malzenstwem tym jest piękniej - romantyczniej i nawet ostatnio z kuzynkami do takiego wniosku doszlysmy - chociaz one maja wiekszy staż małżenski.
bladykot,moj pierwszy raz nie byl romantyczny ,wiecej usmialismy sie tylko z moim chlopakiem...oboje niedoswiadczeni fajnie bylo...a z mezem to tez juz inna historia...
No cóż, jeśli by oddzielić seks od miłości, to zostaje tylko mechaniczna kopulacja, przynosząca mniejsze lub większe fizyczne zaspokojenie.. Ale niewiele w tym romantyzmu:)
niekoniecznie, może być chwilowa fascynacja , zauroczenie, chwila pełna namiętności, pożądania , a wtedy to nie tylko fizyczne zaspokojenie, to nie musi być miłość ,ale też może być przyjemnie
skorpionka- nie ma co popsuły Ci temat.hhaha ja opowiem.Mój pierwszy raz był gdy miałam 17 lat.no nie bedzie w tym akurat nic romantycznego bo mnie bolało to bardzo.ale wiedziałam ze potem może być już tylko lepiej.Noi sie nie myliłam....potem to już było super,.Wieczorki w domku sam na sam,czasem w hoteliku czasem nawet w samochodzie i na plaży.mam wiele wspomnien a bede miała pewnie jeszcze wieciej bo to wszystko nadal trwa i wierze ze jeszcze nie jedna rzecz mnie zaskoczy
Mój pierwszy raz był w miarę romantyczny... przygaszone światło, muzyka... powoli, nic na siłę... nie bolało, ale przyjemnie też nie było... potem miało być lepiej, ale nic z tego... przez kolejne 10 miesięcy nic nie czułam - porażka... dopiero do jakiegoś czasu pojawiło się to czego chciałam - bliskość, prawdziwa czułość i odrobina przyjemności;]
Biorąc pod uwagę mój wiek łatwo wywnioskować, że swój pierwszy raz przeżyłam nie dawano;] luty 2007
Biedronica, 10 miesięcy nie odczuwania niczego to jeszcze nic... Ja miałam tak przez pierwsze 2 lata... Mój pierwszy raz miał miejsce kiedy miałam 17 lat. Związek nie przetrwał... Rok później poznałam mojego obecnego chłopaka, który postawił sobie za cel, abyśmy oboje odczuwali przyjemność i po ponad pół roku starań udało mu się. Teraz już zawsze mu się to udaje... Tak naprawdę to mogę powiedzieć, że miałam 3 pierwsze razy: pierwszy pierwszy raz, pierwszy raz z obecnym mężczyzną kiedy to poznałam prawdziwą miłość i pierwszy raz kiedy poczułam TĄ przyjemność...
Pierwszy pierwszy raz jest jeden. Ale co się będę ograniczać... Może być pierwszy raz z tą osobą, w takim miejscu, ze spróbowaniem czegoś nowego. Trzeba na życie patrzeć pod różnym kątem, aby dostrzec różne rzeczy. No i nie zawsze ten pierwszy pierwszy raz jest tym najciekawszym razem...
Mój pierwszy raz miałąm w wieku 20 lat, i do tej pory jestem z tym samym partnerem. Jeszcze zadnemu innemu się nie oddałam i nawte o tym nie myślę. :) Nie przepadam za romantykami, i nasz pierwszy razm moż eni był do końca romantyczny. Najważniejsze zeby potem go nie załowac. Nawet jakbym juz nie byla z tą osoba to mysle ze bym nie załowała tego bo wiem że go kochałam i kocham.
miałam 17 lat i podeszłam do tego bardzo przedmiotowo, tzn byle było juz po, ale nie było tak źle. Chłopak, no cóż dawno to było nie pamiętam jak miał na imię
Nie wiem, dla mnie w życiu są setki rzeczy ważniejszych niż seks... I nie widzę w tym nic zdrożnego, zwłaszcza, że uważam, że to raczej był rodzaj... metafory.
Może się mylę, ale uważam, że sfera intymna to pole prywatności, do której nikt obcy nie powinien mieć wstępu bez naszej zgody. I każdy człowiek ma prawo do wyborów. Więc jeśli piszesz, że potraktowałaś to przedmiotowo, to takie rzeczy, jak to, kim była ta osoba, stają się w tym momencie totalnie nieistotne. Jakoś nie potrafię wykrzesać z siebie oburzenia.
ja napisałam tylko że jestem ZASKOCZONA. to zupelnie coś innego niż oburzenie. to tak gwoli ścisłości. i wiem ze w tzw. dzisiejszych czasach jest to przypadek niestety (wg mnie) dosc częsty (tj "zrobic by miec za soba")