Czy osoba, która nie potrafi przygotować sobie posiłku, nie sprząta mieszkania, ani nie pierze swoich ubrań to człowiek upośledzony i życiowo niezaradny? Nie, to dorosły, pełnosprawny i aktywny zawodowo mężczyzna, który ma rodzinę - twierdzą organizatorzy kampanii Partnerska Rodzina, zainaugurowanej w Warszawie. Kampania na rzecz zwiększenia zaangażowania mężczyzn w życie rodzinne i promowania partnerskich związków jest częścią projektu Elastyczny Pracownik - Partnerska Rodzina, realizowanego przez Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Białymstoku w ramach Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL.
- Partnerstwo w związku to dla mężczyzn szansa na rozwój - uważa dr Katarzyna Korpolewska, jedna z organizatorek kampanii. Dodaje, że mężczyźni często nie potrafią wykonywać podstawowych, niezbędnych do życia czynności, takich jak przygotowanie sobie obiadu czy wyprasowanie ubrania, a dzięki partnerstwu mogą nadrobić to, czego nie nauczono ich w domu. - Nawet w partnerskich związkach stereotypy dotyczące podziału ról na męskie i damskie są utrwalane przez wychowywanie dzieci - podkreśla dr Korpolewska.
(.)Organizatorzy akcji zwracają uwagę, że nie tylko mężczyźni obciążeni są stereotypami. - Chcemy pokazać, jak mężczyźni mogą angażować się w związku i pełnić w nim partnerską rolę bez uszczerbku dla pracy zawodowej, a równocześnie pragniemy przekonywać kobiety, żeby przekazywały część obowiązków swoim partnerom - mówiła kierownik projektu dr Cecylia Sadowska-Snarska. Zaznacza, że kluczową częścią tej kampanii jest przedefiniowanie ról społecznych mężczyzn i kobiet.(...)
ja uwazam,ze nie ma reguly ,kazdy zyje tak jak chce .Prace domowe wykonuje ja i wcale mi to nie ciezy,bo tak sobie umeblowalam mieszkanie ,ze raz dwa i pospratane ,zelazko ,pralke i zmywarke mam super,moze to banalne co pisze ,ale te rzeczy ulatwiaja zycie.Nie uznaje sprzatania na swieta ,albo jakies tam okazje u mnie jest zawsze czysto i w ten sposòb z mezem mamy czas na pogawedki ,granie w karty ,jazde na rowerze...
ewaroby szanuje Twoj wybor ale nie wszystkie kobiety lubią sprzątać i zajmować się domem SAME.POZDRAWIAM:) jasne że nie ma reguł, ale w Polsce partnerska rodzina jest rzadkością i ten program propaguje zmiany myślenia wśród mężczyzn i kobiet z ciekawości a pracujesz zawodowo?
My mamy dość jasny podział obowiązków domowych, podzieliliśmy się prędko, bo ja uwielbiam prasować, a on zmywać . Poza tym nie dotykam odkurzacza, zwykle też to mój mąż wynosi śmieci. Pranie, mycie łazienki, mycie podłóg: pół na pół. Nie ma urządzenia w domu, którego nie potrafilibyśmy obydwoje obsłużyć. Mamy podobne podejście do porządku: dom to nie szpital, nie musi być sterylnie, ale nie może też brzydko pachnieć , najważniejsze, żeby było przytulnie.
Urlop przy dziecku planujemy podzielić, mamy do rozdziału 14 miesięcy płatnego, więc dużą swobodę.
Bardzo mi się podobają plakaty na górze. Nota bene oprócz kampanii niezwykle ważna jest kwestia wychowania chłopców w rodzinie.
Program fajny, i fajne są te plakaty, takie przyjazne w wymowie
Mnie najgorzej wychodzi to zaufanie, o którym mowa w artykule z "Dziennika", bo czasem trudno jest uznać, że np. mycie podłogi może się odbyć na sto sposobów i mój niekoniecznie jest najlepszy , ale pracuję nad tym
Dowodem dalszego trwania pewnych stereotypów są dla mnie pytania mężów w rodzaju "w czym Ci POMÓC?" w sytuacji w której żona zajmuje się np. prasowaniem JEGO koszul, albo zmywaniem po WSPÓLNYM obiedzie. Może to jakiś fiś, ale moim zdaniem w tle takich pytań tkwi założenie, że wykonywanie pewnych prac jest co do zasady obowiązkiem kobiety, a mężczyzna wspaniałomyślnie POMAGA, gdy tymczasem to żadna łaskawa pomoc tylko zwykła współpraca, i każdy z małżonków powinien to robić.
Inna kwestia, jeżeli z jakichś tam przyczyn ludzie sobie dokonują pewnych sztywnych podziałów na obowiązki, bo np. jedno pracuje, a drugie nie, itp.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
pani_wonka: czasem trudno jest uznać, że np. mycie podłogi może się odbyć na sto sposobów i mój niekoniecznie jest najlepszy
I tu trafiłaś w sedno, wielu znanych mi panów zaniechało współuczestniczenia w obowiązkach domowych, bo żony czy dziewczyny zawsze po nich poprawiały. Przepraszam za wyrażenie, ale tu trzeba konsekwentnie jak z dziećmi: chwalić, chwalić, chwalić. Ew. przy kolejnym razie mycia podłogi zaproponować, że się pokaże USPRAWNIENIE (ach, zwykle kochają to słowo!)
no właśnie to wspaniałomyślne POMAGANIE za które winno się ich całować po rękach. ostatnio rozmawiałam z bratem czemu nie pomaga nic mamie w domu, a on że niby w czym jak on "TYLKO" nocuje i je kolacje wieczorem. to mu mówię przez korytarz, kuchnię i łazienkę przechodzisz. możesz sprzątnąć chociaż raz na tydzień. wzruszył ramionami.
z moim PM powoli ustala się ładny podział obowiązków. ale pamiętam do tej pory jak mój ex PROSIł SWOJą MAME ZEBY MI ZROBILA KANAPKI BO JA JESTEM GLODNA...no ciężki szok. a jak sie dowiedziala jego mama że on u mnie faworki robił. była w szoku. pamiętam że się do mnie przeprowadzić nie chciał, bo przecież ja bym ani nie wyprała, ani nie ugotowała, ani nie posprzątała PO NIM. cóż. na szczęście to przeszłość, ale wychowanie synów to kluczowa sprawa.
a plakat o zmiataniu w powierzchni ziemi widziałam w Gdańsku, bardzo mi się podoba, taki męski jest:) a ma wyraźny przekaz
Fiufiu to prawda chwalenie KOCHANIE JAK CUUUDDDDDOWNIE UGOTOWAłES TEN OBIAD CZY JAK TA PODłOGA LśNI.. naprawdę działa. bez czepiactwa. dużo psychologii i cierpliwości, ale efekty są cudowne
a ja mojego pana musze pochwalić nas zukład jelsi chodzi o prowadzenie domku jest typowo parterski... a mąz jest wyjątkowo dokladny w sprzątnaiu bardziej niz ja... a i gotowac lubi i często w weekdny to robi... z uwagi na moj stan i to ze teraz więcje czasu spedzam w domku to ja gotuje..ale porzadki raczej nelaża do mojego pana
ja wlasnie cenie moja tesciowa za to w jaki sposob wychowala mojego meza. MM potrafi sprzatac, gotowac prasowac baaa nawet ciasta piec. Podzial obowiazkow jest dosc jasny od poczatku. Ja zajmowalam sie dorabianiem (jak maialm taka mozliwosc) gotowaniem i nastawialam pranie natomiast M sprzata i prasuje. Jedyne rzeczy ktore ja prasuje to te malutkie ubranka dla Krzysia bo wszystkie inne prasuje przed wyjsciem moj M. Nawet nauczyl sie chlopak jak segregowac pranie jesli idzie o porzadki to ja nie znosze sprzatac i na szczescie rzadko to robie (w naglych syt jak cos sie rozsypie hehehe). M zmywa po obiedzie, rozwiesza pranie czy wiesza firanki. Okna z reguly myjemy wspolnie :) Gotuje glownie ja bo lubie ale jesli ma byc gulasz to zawsze mojego M, robi najpyszniejszy na swiecie :) no i kruche ciasteczka w jego wykonaniu tez rewelacja!!! Jesli idzie o opieke przy dzieciach to tez mam w nim super wsparcie. w nocy wstawalismy i wstajemy w sumie na zmiane. czasami nawet nie wiem jak malec trafia do lozka bo M po prostu podaje dziecko a ja przez sen podaje piers. Z kapiela, przebieraniem, robieniem kucykow i innymi czynnosciami daje sobie doskonale rade. Tez chcemy wychowac Malego ku pociesze przyszlej synowej. Mowia ze corke chowa sie dla siebie a syna dla innych no ale cos w tym jest. Nie chce zeby mi kiedys ktos wypominal ze wyhcowalam syna na lewusa obiboka i ze ma 2 lewe rece..
Ja również muszę sie pochwalić. MM umie prasować, sprząta, robi pranie, myje okna, gotuje. W tym momencie jestem niesłychanie wdzięczna Jego Mamie za takie wychowanie. U mnie w domu niestety było i jest odwrotnie, bo panowie nie za bardzo pomagają. MM oducza mnie robienia wszystkiego za innych. Wiem, że jak będziemy mieli dzieci to będzie mi trudno powstrzymywać się od robienia wszystkiego za nie.
Atis jak juz beda dzieci to z reguly jest sie tak zmeczonym ze jeszcze sie chetnie samemu dzieckiem by wyreczylo ;) przynajmniej ja mam tak teraz
a jesli idzie o bycie pania domu - ja nie potrafilabym nie pracowac. bardzo lubie to co robie, kocham uczyc, kontakt z mlodzieza daje mi satysfakcje i dopiero jak doksztalcam (takze tych niekoniecznie wyksztalcalnych) to czuje sie spelniona... bycie zona matka kochana pania domu i co by tu jeszcze nie wrzucil to dla mnie nei wszystko...
U nas tez jest partnersko: praca ta sama (nawet w tej samej firmie), sprzatanie i prace domowe to wspólny obowiązek. Nie mamy podzielonych obowiązków: jak kroś ma akurat "natchnienie" to zmywa albo robi cos innego pożytecznego. Mamy tez lekkie podejście do porządku: jak na noc zostaną gary w zlewie to tragedii nie ma, dopiero jak ma ktoś nas odwiedzić to sie spinamy
NO mala poprawka ,ja mam dzidzie w brzuszku,wiec na pewno w moim domku poprzestawia sie troche ,ale mysle ze to przyjdzie naturalnie poslubila inteligentnego chlopczyka ,wiec sam sie domysli ,ze ma mi pomòc...jak nie to postawie kawe na lawe...
u mnie podobnie, jak u Jemmy, oprócz wspólnej pracy :))
Choć przyznam, że walczę ze sobą po myciu łazienki przez M, wlaczę z tym, że coś tam nie do końca tak jak ja bym to zrobiła. No i dodam jeszcze, że jak teraz jestem na zwolnieniu, to większość prac robię sama, wydaje mi się to naturalne, jak razem pracowaliśmy, i razem wracaliśmy z pracy, to obiad wspólnie robiliśmy, natomiast jak mój M siedział na bezrobociu, to on robił obiadki, zakupy to moja działka - te mniejsze, większe raz na jakiś czas wspólnie. Okna najczęściej wspólnie lub M sam, pranie - w pralce - najczęściej M bo ja mam więcej ubrań i to jemu brakuje :)) Zmywa zmywarka, więc to różnie - kto wstawia i się już nie mieści to nastawia zmywanie
Ostatnio mój M powiedział, że zrobi porządek w szufladach - takich z papierami różnymi - zrobił ten porządek pół na pół, ale olałam - niech będzie - uczę się
Pani domu z wyboru połączona z partnerstwem wymuszonym :-) Mój luby chciałby "all in one", czyli wzór swojej mamy - pracująca poza domem - pani domu w domu. Wszystko robi, za wszystkich. Ale nie ma tak łatwo. tresujemy od dwóch lat ze skutkami pozytywnymi (ale są też skutki uboczne, czyli nie ma, że boli - jak składamy szafę to oboje - chyba, że za ciążka :-) ) - uczę odróżniać, że matka i partnerka to dwie różne osoby i nie należy wymagać 2 w 1. Pani domu z wyboru - bo lubię gotować i marzy mi się minimum pierwsze 3 lata siedzenia z dzieckiem w domu. + praca w domu (ta, z której są pieniążki). Ogólnie zasada domowa jest taka, że sprzątamy razem, ale jak coś trzeba, to czasem nie wytrzymuję i robię za niego - za to czasem olewam to, co mam wokół siebie i biedny, zdarza się (rzadko ale jednak) - mi pomaga w ogarnięciu rozgardiaszu :)
Ja gotuję, ja zmywam, ogólnie zajmuję się kuchnią (Połówek łazienką zajmuje się "na papierze"), czyli łazienką też ię zajmuję. Połówek dba o sypialnię (jest na etapie robienia ścieżki do łóżka :-) ) i... uwaga - prasuje! Ale tylko swoje :) Żelazka do ręki nie biorę bo nie-na-wi-dzę, już zapowiedziałam, że dziecku będzie prasował On. Zgodził się dopiero, gdy zaproponowałam, że może gotować, zmywać, prać i sprzątać - a ja będę prasować :-) Acha - wynosi śmieci, jak już zaczynają krzyczeć ;)
to moe teraz ja sie wypowiem:NIENAWIDZE gotować i wogóle przebywac w kuchni dlatego jesli gdzies jest bałagan to napewno tam>Gotuje bo musze i wszyscy twierdza ze super to mi wychodzi.Nie pieke chociaż umiem-z lenistwa przyznam sie szczerze.Sprzatam ja bo lubie.Nie chce żeby M sprzatał łazienke którą mogłabym czyscic 2 razy dziennie bo nie wiem czy czegos nie przeoczy-wole to zrobic sama.Nie wynosze Smieci-moga stac dwa dni a ich nie rusze,i nie dlatego ze mi sie nie chce tylko tak póbuje nauczyc M zeby o nich nie zapominał.On nie ma dużo obowiazków-czasem jest dzien ze sam z siebie wyciagnie odkurzacz i mówi"poodkurzam sobie tym Twoim superodkurzaczem"i śmiejemy sie.UWIELBIAM prać i prasować.Teraz gdy jestem w ciazy wymagam od M wiecej ale ogólnie jest on zapracowanym człowiekiem i sa z tego pieniadze tak ,ze chce zeby miał czysciutko jak przychodzi do domu.Są takie dni ze nie mam siły nawet sie zwlec z łożka-to wtedy nie sprzatam bo ogólnie sami sobienie zdazymy nabałaganic przez jeden dzien.Tylko ta kuchnia....ehhh
Ciasteczko to ja podziwiam za sprzatanie lazienki dla mnie ta czesc to za kare doslownie :) a tak swoja droga to zebym mogla pracowac w domu na zleceniach jakis i np oplacilo sie zarejestrowac i dawac lekcje to wybralabym taka opcje. Super tak nie musiec isc do pracy :)
Zastanawialem sie czy sie odezwac bo tekst ktory zamierzam napisac w watku zdominowanym przez panie dosc zgodnie wypowiadajace sie o swoich preferencjach co do modelu malzenstwa wymaga troche odwagi i pewnie jest dosc w tych warunkach ryzykowny ale jestem przeciwnikiem modelu partneskiego, dla mnie "pani domu" brzmi dumnie i nie jest to synonim praczki, sprzataczki, kucharki, podcieraczki pup dzieciecych. Twierdze ze jest dobrze jesli w malzenstwie, w rodzinie mezczyzna jest glowa i w dodatku odwazam sie twierdzic ze tak jest dobrze dla wszystkich a najbardziej dla kobiety, zony. Wydaje mi sie niesmialo ze jestesmy rozni i z tych powaznych roznic ktore wynikaja z naszych genow, z wiekow rozwoju cywilizacji, z kultury itp wynikac powinny takze rozne nasze role w malzenstwie, w rodzinie. Zgadzam sie ze obserwujemy powazny kryzys meskosci, kryzys ojcostwa. Zgadzam sie ze w wielkiej czesci wynika on z tego iz nie umiemy wychowywac, ze zle wychowujemy naszych synow. Wiecej nawet, twierdze ze corki wychowujemy znacznie lepiej byc moze dlatego ze corke latwiej jest wychowac. Twierdze jednak ze najwazniejszym przejawem owego kryzysu meskosci, kryzysu ojcostwa czy bledow w wychowywaniu naszych synow nie jest wcale fakt iz mezowie nie ceruja skarpetek, rzadko robia sweterki na drutach czy serwetki na szydelku a tort orzechowy czy kolduny litewskie przyradzaja jedynie dwa razy w tygodniu . Moim zdaniem podstawowym przejawem owego kryzysu jest to iz nie jestesmy gotowi do wejscia w funkcje glowy domu, glowy rodziny, ze zupelnie nie radzimy sobie z wypelnianiem roli ojca, ze pogubilismy sie w odcztywaniu tego co znaczy byc mezczyzna.
Tom, wszystko co napisałeś, jest prawdziwe, ale... też skądś się bierze. Jeśli kiedyś było tak, że kobieta mogła zajmować się domem i dziećmi, a mężczyzna zapewniał byt, i dawał tym samym dowód siły, zaradności i opieki, to ten podział ról był bardziej klarowny i oczywisty. Kobieta zajmowała się domem, bo mogła, a w większości wypadków pewnie i chciała.
Zastanawiam się, co masz na myśli, pisząc, że dobrze jest, kiedy mężczyzna jest głową rodziny? Czy mógłbyś to jakoś sprecyzować?
Moim zdaniem kobieta nadal oczekuje opieki, siły, ale niekoniecznie wyrażonej w ten sam sposób jak kiedyś.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Trochę fikcyjna, taka niezależność Ja już bym chyba wolała się zająć wychowaniem dzieci i np. rozwijaniem swoich zainteresowań, pracą społeczną. Jeśli miałabym pracować, to dlatego, że to lubię, a nie dla niezależności.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
a ja gdyby maz zarabial wystarczajaco duzo chetnie bym zostala w domu i wziela sobie np tylko jakis kurs z maturzystami a jakbysmy mieli tak duzo duzo pieniedzy to wtedy zajecia dla zdolnych dzieciakow z biednych rodzin (ktore i tak za free co roku w szkole prowadzilam hehe)
a jakby tak po 10 latach,czy 15 takiego zycia w domuku ,odkrylybyscie ze maz was zdradza,albo w ogòle przestal was doceniac...Jak wypadniesz z rynku pracy ,to ciezko jest cos znalezc,zwlaszcza jak sie ma swoje lata,ludzie sie zmieniaja i nawet najlepszy maz moze wam wypomniec.ze jestescie utrzymankami...PEWNIE NA mnie wySKOCZYCIE ....
ewaroby - zakładam sytuację, w której kobieta ma dwie ręce, nogi i może nawet jakieś nauki pokończone, i w razie końca małżeństwa, da sobie radę. Poza tym, co do zasady, to co mąż zarobi w małżeństwie, w połowie jest żony, nawet jak ta nie pracuje, tylko dzieci chowa. Siedzę w takich klimatach, więc mniej więcej wiem, jak to faktycznie wygląda.
Taka niezależność, o której Ty pisałaś jest w mojej ocenie o tyle złudna, że taka praca na 1/2 etatu nie zapewni Ci komfortu, do jakiego np. przywykniesz z tym przykładowym mężem milionerem. Po prostu.
Jeśli natomiast miałabym iść do pracy tylko dlatego, że bałabym się, co będzie jak mnie mąż rzuci, to bym po prostu w ogóle za mąż nie wychodziła.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
a ja sobie nie wyobrażam być tzw. panią domu. zanudziałabym się na śmierć. nie potrafię się spełnić w gotowaniu praniu i sprzątaniu. czułabym sie wykorzystywana. <b>tom</b> a pytales kiedyś żony czy gdyby miała wybór wybrałaby model partnerski?
Czy to prawda, że w partnerskiej Skandynawii, stawianej za wzór "patriarchalnej" Polsce i innym krajom, wybór pracy w domu przez żonę jest zwyczajnie nieopłacalny? Z jednej pensji nie da się tam przeżyć. Jeszcze gorzej jest w przypadku matek, które chcą zostać w domu z dzieckiem - rodziny żyjące tylko z pensji męża muszą drastycznie obniżyć standard życiowy. Zatem model partnerski nie jest tam jedną z opcji, lecz koniecznością ekonomiczną - dotyczy to ludzi zarabiających przeciętnie.
Podobnie mysle jak ewaroby. Pracowałabym nawet gdyby mój mąż byl milionerem. Praca daje mi satysfakcję, w domu nie czuję się w pełni spełniona. Nie rozumiem tom kiedy mówisz o poważnych różnicach wynikających z naszych genów - czy to uniemożliwia pracę zawodową kobiecie a opiekę nad domem i dziećmi mężczyźnie? Kobieta w domu, mężczyzna pracujący? - Ok, pod warunkiem, że to odpowiada oby dwu stronom. Mi nie.
Ama nie wiem jak w duzych miastach ale w naszej pipidowie z 1 pensji bedzie nam sie bardzo ciezko utrzymac. zasilek wychowawczy jest rzedu 400zl (o ile ma sie dostatecznie niskie dochody - ponizej 504zl na reke) i mimo ze bym chciala zostac w domu dopoki Maly nie skonczy 3lat wiem ze na to nie bedziemy mogli sobie pozwolic i jak skonczy rok wracam do pracy bo po prostu musze
ANIA M ,TU we WLOSZECH JEST tak samo,z jednej pensji trudno wyzyc,wiec ja tez szybciutko wròce do pracy,dobrze ze lubie pracowac a nie mam lekkiej pracy,pracuje w restauracji ,gdzie nigdy nie jest nudno...
Pozwolicie,ze i JA wlacze sie do dyskusji bo temat bardzo ciekawy.U NAs zwiazek jest w zasadzie partnerski,w zasadzie bo moj M pracuje 10 godzin dziennie wiec sila rzeczy wiekszosc domowych obowiazkow spada na mnie.Ale za to jak wraca to zabawa z Igorem spada na niego,kapiemy malego razem,mezus podlewa kwiaty i wynosi smieci.Jak odkurzy czy posprzata to nie dziekuje,ew.pochwale.Gotowac nie cierpie,ale musze brrr.
Teraz pare slow komentarza na posta Toma: moze takii uklad jaki przedstawia Tom sie sprawdza jak wszystko jest ok,ale jak juz nie to wtedy okazuje sie,ze zona zostaje sama,z wyksztalceniem lub bez ,bez doswiadczenia zawodowego,bez perspektyw zyciowych bo....jedyne co potrafi to zajmowac sie domem.....bardzo dobry przyklad to Krysia z M jak Milosc(kto oglada to wie o czym mowie)
Ja pracuje na pol etatu dla poprawy budzetu domowego i dla siebie,bo lubie swoja prace i tez bym pracowala nawet gdyby moj M byl milionerem
Zastanawiam sie, dlaczego kobieta chce byc az tak niezalezna we wspolczesnym swiecie? I co tak naprawde oznacza ta niezaleznosc?
Jestem pania domu (i studentka na cwierc etatu ), moj maz zarabia tyle, ze starcza nam na wszystko, choc nie ma mowy o szalenstwach. Lubie gotowac, sprzatam, bo trzeba, dziecmi sie zajmuje z radoscia, bo to moje. I wcale mi nie teskno do godzin biurowych, upierdliwego szefa. Moi szefowie sa rozkoszni, wymagaja przestrzegania harmonogramu i stania na strazy budzetu, ale moge ich calowac ile chce, i nikt mnie nie oskarzy o sexual harrasment
Wlasne doswiadczenie mi pokazalo, ze dom funkcjonuje najlepiej, jak kazdy pilnuje przydzielonych sobie rol, tzn robi to, w czym sprawdza sie najlepiej. Np, gotuje ja, choc moj maz rowniez na wypadek mojej nieobecnosci nie zaglodzilby siebie i dzieci; ale wychodzi mu to srednio. Gdy wszyscy mamy wswzystko robic, to nagle jeden zgania na drugiego lub oboje zapominamy i rezultat jest oplakany.
I zgodze sie z wonka, ze nie ma sensu wychodzic za maz, jezeli zaklada sie rozstanie (i tak na wszelki wypadek czlowiek sie obwarowuje czym moze na to wydarzenie).
no widzisz mamo12 tak samo jak Ty jestes szczesliwa bedac w domu i bedac studentka tak samo inne kobieta sa szczesliwe pracujac. i wyobraz sobie ze szefa nie trzeba miec, mozna miec wlasny biznes i byc sobie sama szefem:) po prostu jestesmy rozne i mamy rozne potrzeby, i to super ze jestes szczesliwa ale dla mnie facet ktory by oczekiwal ze bede siedziec w domu bylby na dzien dobry skreslony. po prostu to nie moja droga zyciowa, chociaz doskonale wiem ze pewien etap w domu zalicze, bo dzieci wychowuje sie najlepiej wspolnie z mezem. u mnie oboje rodzice pracuja. byl etap ze tata siedzial ok.1-1.5roku w domu i pracowal i zajmowal sie domem i nami. dzieki temu jestesmy z nim bardzo bardzo zżyci. budował nam pietrowe drewniane domko-szalasy, kupował 3 tony piachu tylko dla nas zebysmy mieli piaskownice. dziecinstwo mialam fantastyczne. chociaz w wiekszosci zajmuje sie nami mama, bo jest nauczycielka pracuje blisko i wiadomo ze czesc pracy robi w domu. jednak nawet teraz na emeryturze pracuje bo zanudzialby sie w domu. takze widzisz kazda z nas jest inna:) i wazne by mezczyzni tez potrafili byc partnerami:) a nie tylko wymagac, ze jak chcesz sobie pracowac ok , to pracuj, ale dom to i tak Twoja dzialka. pozdrawiam ciepło.
Ja nie wyobrażam sobie siedzieć w domu i nie pracować, nie po to poszłam na studia żeby tylko sprzątać, gotować i poświęcić się dzieciom. Ile to się słyszy historii , żona całkowicie uzależniona od męża, a gdy ten odchodzi , kobieta zostaje na lodzie. Ma założmy 50 lat , żadnego doświadczenia, nikt jej do pracy nie przyjmie i zostaje bez środków do życia. Wiadomo teraz jak człowiek młody to tak nie mysli, mojej znajomej z pracy w tamtym roku zginął mąż w wypadku , została sama z dwójką malutkich dzieciaczków, gdyby nie pracowała musiałaby liczyć na łaskę rodziny. Mnie osobiście praca mobilizuje, żeby się ładnie ubrać , umalować , pójść do fryzjera, podnosić swoje kwalifikacje , bo to daje mi siłę do życia, mam znajomych, muszę podejmować decyzję , wyjeżdżać, rozwijam się . A w domu ? Nie jest to już takie proste, według mnie siedzenie w domu jest takie monotonne, pamiętam jak byłam na zwolnieniu to nie chciało mi się umalować , ubrać jak należy , chodziłam całe dnie w dresach, wiadomo to zależy od człowieka , ale jakoś nie miałam motywacji. Chociaż wiadomo w domku fajnie , jest czas na wszystko, taka beztroska, dla mnie to jest dobre na trochę typu zwolnienie, urlop. Poza tym jestem dla męża równą partnerka , rozmawiamy o swoich pracach jak nam dzien minął, radzimy się na wzajem gdy mamy problemy zawodowe. Wiele można by było jeszcze pisac , mam nadzieję że nikogo nie uraziłam, każdy sam o sobie decyduje. Ja wole być pracującą matką i czuję się w tym spełniona.
Jemma, pominęłaś ważne pytanie Mamy12 - na czym miałaby polegać ta niezależność?
Bo tak naprawdę, z momentem, z którym zawierasz związek małżeński, masz dzieci z innym człowiekiem, niestety, ale nie jesteś niezależna i już nigdy nie będziesz. To po pierwsze.
A po drugie - wszystkie piszecie o tym, że chciałybyście chodzić do pracy, bo to lubicie, bo Was to rozwija, motywuje - i to jest chyba ta niezależność, o którą chodzi, i która jest konieczna w zdrowym związku. Niezależność w sensie posiadania swojej "działki", czegoś, w czym jesteśmy dobre, z czym można wrócić do męża i powiedzieć mu coś nowego o świecie. Dla kogoś będzie to dom, dla kogoś praca, a dla kogoś "czyn społeczny"
Oddzielmy to od niezależności finansowej - przy tym mężu milionerze to fikcja! Co to za niezależność, jak macie teraz np. trzy samochody i domek letni, a żona w ramach "niezależności" pracuje na pół etatu w szkole? Znam osobiście kobitkę, która tak robi - ale nigdy nie ukrywa, że robi to, bo lubi pracę w szkole, a nie dla fikcji niezależności, za którą nie kupiłaby jednej koszuli z tych, które ma w szafie od męża.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
zgadzam sie wonka że nigdy nie będziemy do końca niezależni ale też każda z nas posiada w różnym stopniu potrzebę niezależności
mama napisała że się dziwi gdy kobiety potrzebują aż takiej niezależności i rozumiem że nie czuje tego ale dla mnie to coś tak oczywistego jak to że rano wejdę na 28dni
po prostu nawet przy mężu milionerze chciałabym mieć swój własny grosz na przysłowiowe waciki i swój mały świat w którym coś działam, coś robię...
Czyli chodzi o niezaleznosc finansowa... mnie sie nie podoba wartosciowanie pracy, zadan i obowiazkow. Jesli pracuje zawodowo, to jestem fajna, jak "siedze" w domu (tak, tak, nawet nasz jezyk sytuuje pozycje kobiety zajmujacej sie domem), to sie obijam, jestem kura domowa i moje zycie to nieustanne wakacje. Wiem, o czym mowie, bo z takimi opiniami sie spotykam. W rodzinie kazdy ma swoja role do wypelnienia, rownie wazna dla caloksztaltu.
osobiście nie preferuję modelu rodziny jaki opisuje TOM...
nie wyobrażam sobie siedzenia w domu, sprzątania, stania przy garach i tym podobne... po prostu nie znoszę tego... MM z reszta też średnio kocha te zajęcia... chylę czoło wobec tych kobiet, które czerpią z tego satysfakcję, bo jest to naprawdę ciężka praca...
pracuję "na swoim", bo nie lubię pracować pod dyktando innych, właściwie mogłabym tego nie robić, bo mój mąż zarabia tyle, że mogłabym się spokojnie przekwalifikować na "panią domu", ale nie spieszno mi do tego... równie dobrze mój mąż może sie przekwalifikować na "panią domu" i tez straty w budżecie nie będzie, ale każde z nas lubi to co robi, czerpie z tego satysfakcję, rozwija się, spotyka z ludźmi...
Wiadomo,ze praca w domu jest sto razy ciezsza niz po za domem.Mnie sie wydaje ze niezaleznosc to wolnosc od strachu o byt,przyszlosc.To zycie bez strachu co bedzie jesli Go zabraknie,nie mowie tylko o rozwodzie ale tez o smierci partnera.Dla mnie niezaleznosc to poczucie konfortu jaka daje swiadomosc fakt,ze moj byt nie zalezy od czyjegos "byc albo nie byc",ze w kazdej sytuacji losowej sobie poradze. Taj jak powiedziala Zuza,praca zarobkowa to nie tylko wyjscie z domu do biura,ale takze rozwoj emocjonalno-towarzyski.Wszystkio to fajne:zajmowanie sie domem,wychowywanie dzieci,ale przychodzi taki moment gdy np.dom sprzatniety,dzieci w szkole albo spia,maz w pracy,w telewizji nic nie ma i nagle uswiadamiasz sobie ze nie masz do kogo buzi otworzyc bo w nawale obowiazkow domowych zaniedbalas kontakty towarzyskie.