Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorJosaris
    • CommentTimeJun 8th 2013
     permalink
    Anieleczka03: ja męczyłam sie 12h i 6 dawek oksy dostałam i na koniec cc bo małej tętno znikło.


    Nic dziwnego, że były problemy z tętnem po takiej! dawce oksy. Najpierw naszprycują czym się da, a potem jeszcze żądni pochwał, bo uratowali życie kobiety i dziecka...

    Słyszałyście o kryzysie 7 cm? To bardzo trudny czas, kiedy zwykle akcja porodowa zwalnia, a kobieta wpada czasem w psychiczny dołek.
    •  
      CommentAuthorŻabka221
    • CommentTimeJun 9th 2013
     permalink
    Ooo tak, 7 centymetr najgorszy... Ja się darłam -" nie wytrzymam już .. Gdzie ten pier... Lekarz ,czemu do mnie nie przyjdzie" :wink: tylko u mnie w sumie 15 minut później bylo już na 10 a chwile później parte .. A z ta oksy to oni naprawdę przesadzają, jak leżałam na patologii to obok byla dziewczyna ,mloda pierwsze dziecko, 2 dni po terminie, doslownie cala w rozstępach , w tydzień nabrała 4l wody i już nie mogla chodzic przewidywana waga dziecka UWAGA -4,5kg, a oni co ? Podawali jej oksy i chcieli żeby urodziła naturalnie ,chorzy ludzie , nie wiem jak sie sytuacja Dalej potoczyla , wiem że oksy nic nie pomogla a ona biedna ledwo pełzła po tym korytarzu , ja wyszlam do domu a co z dziewczyną to mnie zastanawia do tej pory, pewnie ją jeszcze "faszerowali "oksy licząc na cud a i tak w końcu zrobili cesarkę..
    --
  1.  permalink
    Ja przy 7 tez dostalam oksy bo bylam wykonczony a nie chcialo ruszyc dalej
    --
    •  
      CommentAuthorKasiaMW
    • CommentTimeJun 9th 2013
     permalink
    Ja rodziłam we Wrocławiu na Kamieńskiego
    Ogólnie naj bardziej bylam zła że ona tak motali jedna zmiana wywołuje druga czekać człowiek na metlik bo boi sie o dziecko... Nic wazne że jest już po i nic nam nie jest ale druga dzidzia to będzie planowane cc
    --
  2.  permalink
    no przy 7 cm tragedia była też sie darłam mówiłam do mojego A że umieram i ma się dobrze zająć dzieckiem itp masakra. Ale najważniejsze że już po
    :)
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    A ja przy 7cm przedyskutowałam z położną wady i zalety ZZO, po czym je dostałam, wlazłam na piłkę i po 2h było po sprawie :wink: Z tym, że od 2h przed ZZO nie byłam w stanie ruszać nawet ręką czy nogą, ani nie miałam siły nic powiedzieć do mojego D. Dlatego podziwiam, jak ktoś ma siłę krzyczeć :devil:
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    Nie macie wrażenia, że najczęściej faszeruja oxy lub gmeraja bez wyraźnych powodów, z braku pewności... Zwykle niestety kończy się na stole operacyjnym.
    --
  3.  permalink
    Ja oxy dostałam, bo Malutki nie chciał wstawić się do kanału, na szczęście udało mi się urodzić naturalnie. Co nie zmienia faktu, że i tak krzyczałam, że chce cesarke, bo mnie boli :P
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    Nie macie wrażenia, że najczęściej faszeruja oxy lub gmeraja bez wyraźnych powodów

    Oczywiście...oxy to standard w większości szpitali. Ja miałam szczęście, że na IP trafiła mi się fajna lekarka, która im zabroniła się do mnie zbliżać z oxy przez min. 6h. Ale miałam też to szczęście, że skurcze mi się rozkręciły bardzo szybko po odejściu wód. No a poza tym D. miał przykazane mnie bronić jak lew przed kroplówą i mówić, że się nie zgadzamy- na szczęście nie było potrzeby. Zresztą w I fazie zaglądała do mnie fajna, młoda położna (bo trudno powiedzieć, że była, większość czasu byliśmy we dwoje), a że urodziłam o 8:40 to było już po zmianie dyżuru i przyszła taka "z 30-letnim doświadczeniem" i oczywiście zostałam nacięta :confused:
    --
  4.  permalink
    chce cesarke, bo mnie boli :P
    - ja krzyczalam "dajcie jakas tabletke, chce cos na bol!!!!, zaraz chyba umre :P"
    oczywiście zostałam nacięta
    - mnie pytali czy chce, ale z biegiem czasu bylo mi juz wsio rybka byle koniec... teraz zaluje..
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    A mi nie było...w ogóle byłam bardzo skoncentrowana i bardzo trzeźwo myślałam w trakcie tego porodu, aż sama się dziwię. Chętnie bym wytrzymała jeszcze parę czy parenaście minut- zwłaszcza, że II faza trwała 10min! Powiedziałam jej nawet, że nie chcę być nacięta, ale mnie zlała, krótko mówiąc, czymś w stylu "nie ma się czego bać" :confused: Mając dziecko prawie między nogami i skurcze parte trudno o dłuższą dyskusję :angry: Gdybym miała to powtórzyć, to bym na piśmie nie wyraziła zgody i mojego D. nastawiła na nacięcie jak na oksy :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    Azniee, dlatego ja już zawsze będę powtarzać, że zaufana położna to podstawa dobrego porodu wg mnie. Niby mój pierwszy był ok, ale jednak dopiero za drugim razem było tak, jak chciałam - w 100% bez niepotrzebnych ingerencji. Nie ma to, jak omówić wszystko wcześniej, bez stresu, potem w trakcie szkoda czasu na dyskusje. Jeśli będę jeszcze kiedyś rodzić, to na pewno z opłaconą położną.
    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    Ja dostałam oxy jak zaczęły mi skurcze zanikać. Druga strona, że niewiele pomogła..Ponoć dostałam coś jeszcze w wenflon, ale nie zarejestrowałam tego. Mam w wypisie wykazane czym mnie faszerowali, ale na razie nie chcę do tego wracać.
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJun 10th 2013 zmieniony
     permalink
    Wiesz Hydro, ja w ogóle nie patrzyłam na to w ten sposób... Nawet mi to przez myśl nie przyszło, a w sumie masz rację :wink: Tylko kurcze, my na 9h porodu z 8,5 byliśmy we dwoje, bo ona przyszła tylko na parcie- i BARDZO nam to odpowiadało. Nie wiem co by ta położna opłacona miała z nami robić, jak ja nie potrzebowałam żadnej pomocy z jej strony- ktg to każda może podłączyć. No chyba, że faktycznie brać pod uwagę tylko to nacięcie...U mnie wynajęcie położnej to 1500zł, także wolałabym zainwestować w prywatną salę, żeby D. mógł z nami być bez ograniczeń (cały poród i pobyt w szpitalu miałam "lęk separacyjny" i jak tylko mi znikał z oczu to ryczałam :wink: ) i nikomu nie przeszkadzać. Chociaż nawet o tę salę nie zapytałam, bo w ogóle nie ogarnęłam, że tak się da- ale to inna kwestia :wink:
    Najbardziej to bym chciała rodzić w domu :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorJosaris
    • CommentTimeJun 10th 2013
     permalink
    azniee: Najbardziej to bym chciała rodzić w domu


    I ja!
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2013
     permalink
    azniee: my na 9h porodu z 8,5 byliśmy we dwoje, bo ona przyszła tylko na parcie- i BARDZO nam to odpowiadało. Nie wiem co by ta położna opłacona miała z nami robić, jak ja nie potrzebowałam żadnej pomocy z jej strony- ktg to każda może podłączyć. No chyba, że faktycznie brać pod uwagę tylko to nacięcie...


    Ale u nas było podobnie (z tym, że poród szybki, więc dużo czasu wszystko nie trwało). Dla mnie najważniejsze było, żeby rodzić z kimś, kto będzie respektował moje preferencje, a nie próbował forsować na siłę rutynowych działań. I tym sposobem nie było mowy o oksy (a za pierwszym razem owszem, mimo braku wskazań, usiłowano mnie na kroplówkę namawiać), sama decydowałam o pozycji, w której aktualnie chcę być (i tu znowu, przy pierwszym porodzie musiałam między skurczami dyskutować z lekarką, dlaczego nie chcę leżeć :angry:), nie parłam na komendę, tylko tak, jak sama czułam (to też za pierwszym razem mnie wybiło skutecznie z rytmu,położna dyktująca mi kiedy i jak mam przeć, chociaż ja jeszcze nawet partych nie poczułam - tym sposobem do samego końca już nie załapałam, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi), no i nacięcia brak - podejrzewam, że położna z dyżuru ciachnęła by mnie lekką ręką, bo moment rodzenia się główki był dla mnie cholernie trudny. Więc po to mi była własna położna :smile: Ona znała nasze preferencje i dzięki temu reszta personelu, który się gdzieś tam w tle przewinął nie próbowała się wtrącać (inaczej niż za pierwszym razem, gdzie co chwilę jakiś lekarz usiłował wdrażać swoje "fantastyczne" pomysły - głównie na to, jak przyspieszyć całą sprawę :confused:)
    •  
      CommentAuthorMrsHyde
    • CommentTimeJun 11th 2013
     permalink
    tyle ze nie w kazdym szpitalu mozna miec wlasna polozna, u mnie w miescie jest wrecz ZAKAZ i zadna polozna by sie nie zdecydowala isc z toba np zamiast meza, takze czy chcesz czy nie jestes skazana na ta polozna na ktora trafiasz
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2013
     permalink
    MrsHyde: tyle ze nie w kazdym szpitalu mozna miec wlasna polozna, u mnie w miescie jest wrecz ZAKAZ


    Zgadza się, tak jest też u mnie w mieście, na szczęście do innych szpitali nie mamy aż tak daleko, więc jest w czym wybierać. Moim zdaniem taki system, że wybiera się swoją położną, która zajmuje się kobietą już w ciąży, potem podczas porodu i po nim byłby całkiem, całkiem. Gdyby na przykład to było finansowane z nfz'u w ten sposób, że położna dostawałaby pieniądze za każdą "klientkę", to to automatycznie wymuszałoby zwiększenie jakości usług. Dobre położne nie miałaby problemu z zapewnieniem sobie pracy, te bez powołania musiałyby albo bardziej się starać, albo zmienić zawód.
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeJun 11th 2013
     permalink
    Josaris: azniee: Najbardziej to bym chciała rodzić w domu



    I ja!
    --


    Dopisuję się obiema rękami!!! Tylko dlaczego u nas po prostu nie ma położnych "domowych" :cry::cry::cry:
    Cały czas mam cichą nadzieję, że może jednak coś się ruszy w tym temacie, może będę pierwsza...:cool:


    elfika: powiem Wam, ze nic dziwnego, ze lekarze tak a nie inaczej sie zachowuja skoro maja tyle ograniczonych pacjentek...


    Tylko dlaczego wszystkie bez wyjątku musimy na tym cierpieć? Czy czasem sami lekarze, zapisując anty, wyśmiewając obserwacje itp., nie przyczyniają się do produkcji takich właśnie podopiecznych? Nie łatwiej tak? Można wtedy robić wszystko, co się człowiekowi podoba :cool:
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJun 11th 2013 zmieniony
     permalink
    Cóż, co do braku świadomości kobiet to się zgadzam...Mam grupę koleżanek, znamy się od wielu lat. Młode, wykształcone, ogarnięte życiowo kobiety...a jak się zaczyna o porodach, to mnie zgroza ogarnia, bo przecież bez nacięcia się pęknie aż do odbytu (mimo, że poród przebiegający lepiej niż książkowo), a bez oksy to się leży na porodówie z 3 doby :confused: A na temat domowego twierdzą, że to narażanie życia dziecka "bo w każdej chwili coś się może stać". Cóż z tego, że tylko ostatnie 3(?) pokolenia urodziły się w szpitalach :tongue: Bardzo mnie to drażni, bo wiem doskonale, że kobiety, które rodzą w domu wiedzą MILION razy więcej na temat porodów niż większość społeczeństwa- bo większość wie tyle, że boli.
    Ja nie mam warunków, bo nie mam wanny :tongue: Mam rodziców w tym samym domu, którzy by mnie chyba w białym kaftanie do szpitala zawieźli, albo dostaliby zawału- także już bardziej intymnie się czułam w szpitalu :wink: No i chyba trzeba mieć bezproblemową ciążę, żeby położne na to przystały...
    --
  5.  permalink
    Ja moze bym i w domu mogla, tv bym sobie wlaczyla i moze bym tak o bolu nie myslala, no i nie ma to jak wlasne lozeczko :)
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeJun 11th 2013
     permalink
    Ja może bym miała warunki i chęci ale mamy konflikt serologiczny i w ogóle porodu domowego nie biorę pod uwagę.
    Być może na upartego się da, ale nie chcę zbyt mocno ryzykować.
    --
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    to wklejam swój drugi i ostatni opis tutaj :)
    _
    Po długich miesiącach ciąży, która nie była dla mnie łaskawa dotarliśmy do momentu kiedy ginka wystawiła skierowanie na patologię ciąży (cholestaza i nadciśnienie ciążowe) gdzie miałam zaczekać do 39tc aby wywołali mi poród. Wywołanie własnie ze względu na cholestazę bo ponoć z nią nie można chodzić do terminu.
    I tak od 03.06 do 05.06 leżałam na patologii i zastanawiałam sie skąd wziąść siły na poród skoro nie przespałam ani jednej nocy, dzięki cudownemu materacowi i koleżance wydającej dziwne odgłosy w nocy :).
    06.06 na obchodzie dostałam do ręki zgodę na założenie Cewnika Folleya, który to miał rozewrzeć mi szyjkę do odpowiednich rozmiarów. Tylko dodam że rozwarcie swoje wlasne miałam na 2 cm wiec szczerze liczyłam na rychły poród.
    Ok. godz. 12:30 założono mi balonik, jako jedyna wyszłam z gabinetu z uśmiechem bo niezbyt to bolało. Godzinę później zaczęły się skurcze, takie @.
    I tak do wieczora z różną intensywnością te skurcze się pojawiały.
    07.06 o 6 rano położna zaprowadziła nas na porodówkę (było nas 5 zabalonikowanych).
    Ja kazałam emowi przyjechać koło 8, ponieważ twierdziłam że do tego czasu nic się nie będzie działo i tak faktycznie było. Zrobili lewatywę i pani ściągnęła balonik twierdząc że jest rozwarcie na 3 cm. A ja głupia myślałam że conajmniej 5 :p
    Po zmianie położnych przyszła ta własciwa i podłączyła oksy na najmniejszym przepływie oraz dała do podpisania zgodę na trwałe monitorowanie, co niezbyt mi się podobało bo oznaczało poród w łóżku. A ponieważ nic się absolutnie nie działo ja przysypiałam aż w końcu koło 12:45 wpadła lekarka i powiedziała że tu jest porodówka a nie spanie :) i przebiła wody.
    Nie chcielibyście zobaczyć mojej miny jak zobaczyłam ten narząd do przebijania… ale tego się nawet nie czuję.
    Wody odeszły trochę zielonkawe więc ja cała w strachu że sytuacja z Marcelem się powtórzy (lekka zamartwica).
    Po przebiciu wód zaczęłam gryźć sciany aż do ok. 15:35 kiedy po wielu bojach z lekarzami dostałam zop.
    Tu tylko nadmienię że zażyczyłam sobie zmiany pozycji ponieważ cały czas narzekali że glowa w górze a jak miała schodzić skoro leżałam?! I tak z tym ktg przeniosłam się na taki fotel pokojowy.
    Pani się wkuwała 4 razy ale w końcu ulga przyszła do mnie. Ok. 16:00 było 6 cm rozwarcia.
    Tu się wyłączyłam z relacji do kogokolwiek ponieważ rozwarcie postępowało z szybkością światła, pomimo że skurcze czułam jakby w tle.
    Pamiętam dokładnie godzinę bo popatrzyłam na zegar przechodząc na salę porodową i o 16:45 zaczęły się parte.
    I tu się zaczyna moja gehenna…
    Ból wrócił z całą mocą, parcie szło sekunde za sekundą, kucałam ale było mi słabo więc musiałam usiąć na fotelu porodowym.
    Ciągle słychać było teksty że głowa wysoko, że nie schodzi i robili porozumiewawcze miny między sobą. Za każdym razem Adam pytał ich czy to już ten czas na cc.
    Parłam godzinę… bardzo długą godzinę… myślałam że nie dam rady wypchnąć, że zaraz umrę. Nic mnie nie motywowało, chociaż słyszałam że mówili że widać czarne włosy.

    Treść doklejona: 12.06.13 21:38
    Najważniejsze że ponoć miałam dobrą technikę parcia i w końcu się udało. O 17:50 przyszedł na świat Igorek obwieszczajac głośno że jest :) Nawet nie wiecie ile to szczęscia usłyszeć swoje dziecko jak płacze, ile szczęscia jak ci go dają, ile szczęscia jak mąż może przeciąć pępowinę. Tak bardzo mi tego brakowało przy pierwszym porodzie.
    Szczęscie małe miało 4 kg i 56 cm, a parłam tak długo ponieważ szedł twarzyczką do przodu, obwiązany pępowiną wokół szyj i na ramionach (w formie szelek). Dziękuję Bogu że wszystko się skończyło szczęśliwie :)
    Po porodzie mały był z nami na sali porodowej ponieważ mnie szyto. Mam pękniętą szyjkę i byłam nacicnana. Lekarz szył mnie bardzo długo, ale zrobił to tak że ja 4 dni po porodzie siedzę, chodzę i funkcjonuję. A z Marcelem nie siedziałam na pupie przez miesiąc.
    Po szyciu na salę i tu mogłam wybrac czy Igor zostanie zabrany do „złobka” na noc żebym się wyspała czy zostaje ze mną. Oczywiście go zostawiłam :)
    I tak zaczęła się nasza przygoda z cycowaniem :) W niedzielę z wagą 3800 wyszliśmy do domu :)
    New Life :)
    --
    •  
      CommentAuthordagus84
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    Ciężko było, ale dałaś radę, gratuluję.
    --
  6.  permalink
    Super Kasiek, wazne , ze wszystko oki. Ja myslalam ze mnie dlugo zeszlo, ale widze ze niektorzy mieli gorzej :shamed:
    --
    •  
      CommentAuthorMalisiek
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    narząd do przebijania…

    Dla mnie to wyglądało, jak patyk do szaszłyków ;)

    I oczywiście gratuluję ;) A ten moment, kiedy dostaje się dziecko na brzuch jest niesamowity!
    --
    •  
      CommentAuthorsalinos
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    dziewczyny jak to jest z tym nacinaniem krocza?? godzić si czy nie? kuzynka mnie straszy, że pęknę do odbytu i że trudniej będzie zszyć.... pytam, bo nie wiem i liczę na konkretną odpowiedź..
    -- [url=https://www.suwaczki.com/][/u
    •  
      CommentAuthorKarolyn
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    Salinos są za i przeciw...chyba najlepszym rozwiązaniem jest opłacona położna, która dobrze oceni sytuacje i podejmie słuszną decyzje jako, że przypadki pęknieć do odbytu albo w drugą stronę zdarzają się. Moja kuzynka rodziła w UK (tam tak nagminnie jak w PL nie nacinają zadaje się) no i pękła właśnie w drugą stronę:( Niby pęknięcia lepiej się goją. Moja położna środowiskowa wyjaśniła mi kiedyś, że dla mięciutkiej główki dziecka lepsze jest nacięcie bo wtedy ułatwia jej wydostanie się, nacisk na nią jest mniejszy więc też mniejsze ryzyko powikłań . (Nie wiem czy to słuszne stwierdzene tylko przytoczyłąm jej słowa).
    Ja miałam położną z przypadku...niestety nie wiem czy nacinanie było konieczne ale zostało przeprowadzone.
    -- Syn 1 ~ 2012 & Syn 2 ~ 2017
    •  
      CommentAuthorannie128
    • CommentTimeJun 12th 2013
     permalink
    salinos: dziewczyny jak to jest z tym nacinaniem krocza?? godzić si czy nie?


    Salinos, zapewne niejedna położna nazwie nacięcie krocza jego ochroną, właśnie przed takimi pęknięciami. Sama byłam nacięta, nie wspominam tego jako wielkiej traumy, skończyło się na 3 niewielkich szwach. Znam też przypadek, że kobieta pękła po sam tyłek, bez cięcia. Osobiście uważam, że nie do końca chodzi o to czy ciąć czy nie ciąć, a o to, że w PL w wielu szpitalach robi się to rutynowo, zazwyczaj w sytuacji gdy kobiecie nie daje się możliwości rodzić w takiej pozycji, jaka jej zdaniem jest najlepsza. Kto wie, może gdybym urodziła w kuckach (a ja na pewnym etapie porodu bardzo chciałam intuicyjnie przejść właśnie w pozycję pionową, zaprzeć się na mężu i wypchnąć dzieciaka normalnie po ludzku, jak mi natura każe) to obeszło by się bez nacięcia? W pozycji leżącej główka Lulka po każdym partym cofała się i położna w końcu zadecydowała o nacięciu. Nie powiem, poczułam ulgę, bo w następnym partym głowa przeszła. A umęczona byłam strasznie, więc pewnie gdyby tej decyzji nie podjęła to bym ją poprosiła, żeby mnie ciachnęła. Dziś z perspektywy czasu mam takie przeczucie, że wystarczyło pozwolić mi wstać.


    hopelight: nacisk na nią jest mniejszy więc też mniejsze ryzyko powikłań .


    U nas coś poszło nie tak, Mały urodził się z krwiakiem podokostnowym prawym, więc akurat nacięcie go nie uchroniło, ale też nie wiem czy powinno. Sklasyfikowano to jako uraz okołoporodowy, więc coś tam poszło nie teges.

    Dobra położna, taka, która pozwoli kobiecie zawierzyć własnym instynktom, da poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia na pewno pomoże przy porodzie podjąć odpowiednie decyzje.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 13th 2013
     permalink
    salinos: kuzynka mnie straszy, że pęknę do odbytu i że trudniej będzie zszyć....


    Klasyczne straszenie nie poparte żadną aktualną wiedzą... Polecam stronę Fundacji Rodzić po Ludzku, tam są rzetelne informacje na ten temat. Nacięcie jest głębokie, naruszone zostają mięśnie. Pęknięcia przy fizjologicznym porodzie (w naturalnej pozycji, bez siłowego parcia na komendę, bez "dopalaczy") są powierzchowne, szybko się goją. Te straszne pęknięcia po sam odbyt, którymi się tak chętnie straszy kobiety są najczęściej następstwem nacięcia (tak, tak, warto to sobie uświadomić!) oraz szprycowania oksytocyną, dopingu do parcia ponad własne siły, parcia na leżąco.

    Z własnego doświadczenia wiem, że wolę pęknąć 10 razy niż choć raz być jeszcze nacięta. Nacięcie z pierwszego porodu do dziś daje o sobie znać, blizna pobolewa podczas miesiączki, czasem na zmianę pogody. Pęknięcie z drugiego porodu pewnie bym przeoczyła, gdyby nie symboliczne dwa szwy, które mi położna założyła. Różnica w samopoczuciu po - kolosalna. Moje zdanie jest takie, że warto zrobić WSZYSTKO, żeby nacięcia uniknąć.

    kasiek80: Lekarz szył mnie bardzo długo, ale zrobił to tak że ja 4 dni po porodzie siedzę


    Nie siedź. Piszę serio. Siedzenie tak wcześnie na ranie po nacięciu to jest straszny błąd. Dowiedziałam się tego nie od lekarza, nie od położnej, a od dobrej fizjoterapeutki zajmującej się problemami z mięśniami dna miednicy. Siedzenie na tym etapie może niestety przyczynić się do obniżenia ścianek pochwy i rozejścia rany...
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 13th 2013 zmieniony
     permalink
    Nacięcie krocza - czy możesz tego uniknąć - tekst Fundacji Rodzić po Ludzku. Niżej fragment o tym, przed czym nacięcie NIE chroni:

    Istnieje wiele obiegowych opinii o profilaktycznej funkcji nacięcia krocza - że chroni pochwę przed pęknięciami i nadmiernym rozciągnięciem, że zapobiega wypadaniu narządów rodnych i urazom główki dziecka. Badania naukowe jednak nie potwierdzają słuszności tych twierdzeń:

    Nacięcie krocza nie zapobiega dalszym, poważnym uszkodzeniom.
    Aby rozerwać mocno napiętą tkaninę, wystarczy naciąć jej brzeg. Podobnie jest z tkankami krocza - ich nacięcie sprzyja dalszym pęknięciom i poważnym obrażeniom, sięgającym odbytu.

    Nacięcie krocza nie zapobiega obniżeniu napięcia mięśni dna miednicy, wypadaniu narządów oraz wysiłkowemu nietrzymaniu moczu.
    Główne czynniki ich powstawania to predyspozycje genetyczne, ciąża, poród oraz nacięcie krocza.

    Nacięcie krocza nie zapobiega urazom główki dziecka.
    W szpitalach, w których znacznie spadł odsetek nacięć krocza, nie stwierdzono wzrostu przypadków niedotlenienia lub uszkodzenia mózgu u noworodków. Krocze zbudowane jest z tkanek miękkich, więc napieranie główki dziecka nie powoduje jej urazów.

    Nacięcie krocza nie jest łatwiejsze do opatrzenia i nie goi się łatwiej niż pęknięcie.
    Nacięcie odpowiada pęknięciu II stopnia i obejmuje również mięśnie krocza i pochwy, jest więc uszkodzeniem głębszym niż fizjologiczne pęknięcie.

    Nacięcie krocza nie zapobiega rozluźnieniu pochwy po porodzie i pogorszeniu się jakości współżycia seksualnego.
    Dzieje się tak, ponieważ nacięcie osłabia mięśnie i utrudnia ich powrót do stanu przed porodem.
    •  
      CommentAuthorsalinos
    • CommentTimeJun 13th 2013
     permalink
    bardzo Wam dziękuję za przydatne informacje :)
    -- [url=https://www.suwaczki.com/][/u
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeJun 13th 2013
     permalink
    hydrozagadka, :shocked:

    dzięki za info :ok:
    --
    •  
      CommentAuthorwyder
    • CommentTimeAug 9th 2013
     permalink
    już ponad sześć tygodni po porodzie więc chyba nadszedł moment żebym go opisała
    o drugiej godzinie 25 czerwca pojechałam do szpitala bo mały od zeszłego wieczoru mało się ruszał. Jak zawsze pobrali mi krew bo sprawdzali moją wątrobę i podlaczyli pod ktg. Potem znowu czekałam w końcu przyszła pani doktor i mówi że na ktg mały był nieruchliwy i że zrobią mi usg żeby sprawdzić czy z wodami ok. No i znowu czekanie... Usg wyszło dobrze pokazała mi małego ale nadal był nieruchliwy... Więc czekałam dalej pojawiła się znowu pani doktor i poprosiła mnie do osobnego pokoju. Powiedziała że martwi ją mała ruchliwość małego i że jestem w 38tc (ich zdaniem moim był to 37+2) więc wywołają bo przy problemach z wątrobą mała ruchliwość może oznaczać coś groźnego... więc była szósta a o siódmej miałam się stawić z powrotem na oddziale. Pojechałam do domu żeby wziąć rzeczy i męża bo akurat z pracy wrócił jeszcze szybko coś jedliśmy i pojechaliśmy. Godzinę zajął im wywiad i potem wsadzili mi taki jak to określiła polozna pasek z hormonem który miał wywołać otwieranie się szyjki. zaraz po zaczęły się lekko bolesne skurcze. m nie mógł zostać ze mną na noc bo to była sala do wywołania a nie do porodu więc o dziewiątej zostałam sama. Po chwili z mojej czteroosobowej sali wywieźli dziewczynę i byłam całkiem sama. ból narastał ale dało się go łagodzić rozluzniajac mięśnie i oddychajac w między czasie chodziłam lub skakalam na piłce. od początku miałam skurcze co dwie minuty mniej więcej na pół więc często i o spaniu mogłam zapomnieć... położne ok 3 podłączyły mnie pod ktg i miałam sześć skurczy w ciągu dziesięciu minut ale nie regularne. Zmartwily mnie bo powiedziały że skurcz dla małego to jak wsadzenie głowy pod wodę a przy takiej częstotliwości mały nie ma czasu na odpoczynek. Oczywiście nic z tym nie zrobiły a mnie już mocno bolało ale radziłam sobie bez znieczulenia i położne uważały że nie boli aż tak bardzo bo mogę odpowiadać na pytania... O piątej bolało już bardzo a ja wogóle nie spalam całą noc. dostałam pozwolenie żeby zadzwonić do męża żeby przyjechał do mnie pomoc mi radzić sobie z bólem. Gdy się pojawił poczułam się o niebo lepiej bo masowal mi plecy o ósmej bóle zaczęły słabnąć m wrócił do domu i miał wrócić w godzinach wizyt. cały dzień skurcze były słabsze ale skakalam na piłce. nic się nie działo więc kazałam m zostać w domu z naszym zwierzyncem i wrócić przed wyjściem tego hormonu o siódmej. przyjechał o szóstej z moja rodzinka bo mama tata i siostra nie wierzyli mu że żyje :-) po pół h uciekli a ja mogłam cierpieć w spokoju. wyjecie tego hormonu i badanie zrobiła dość brutalnie powiedziała że mam 4cm i że jak zwolni się miejsce idziemy na porodowke. byłam szczęśliwa już prawie połowa i w końcu idę na dół i m będzie ze mną cały czas

    Treść doklejona: 09.08.13 11:00
    cd.
    na porodowce zaraz podlaczyli mnie pod ktg na stale przez co nie mogłam skakać skurcze tak jak całą noc nierealne ale częste. po godzinie nadal brak postępów... a skąd miały być jak mnie uziemila w bezruchu i tak kucalam na łóżku żeby główką miała łatwiejsza drogę. z braku postępów przebili mi wody. co muszę dokładnie opisać bo było zabawne w momencie przebicia poczułam śmieszne uczucie wpływającej wody a że nie mogłam nic z tym zrobić zaczęłam się śmiać a wtedy przez skurcze mięśni brzucha oblalam wodami wszystko polozna całe łóżko i wszyscy wpadliśmy w atak śmiechu. polozna stwierdziła że nigdy nikt się nie śmiał przy przebijaniu pod jak ja. po pół h brak postępów nadal ja wykończona brakiem snu i skurczami. więc polozna podłącza mi oksy pamiętam jak się jej pytam czy nie jest to groźne dla dziecka a ona odpowiada że w czterech na sto zdarza się spadek tetna. podłącza mnie pod kroplówkę dwa razy próbuje rozwalajac mi pierwszą rzyłe... podkreśa oksy co pół h ból zaczyna być nieznośny wije się na łóżku wiem że krzyczałam na m żeby mnie nie dotykał po godzinie badanie zero postępu podkreca oksy co kwadrans zdycham... chce mi się siku przez oksy i ktg nie mogę iść cewnikuje mnie. coś nie tak z tetnem małego więc zakłada mu czujnik tetna na główkę dowiaduje się że nadal cztery a ja już cztery h na dole na porodowce. zaczynam płakać m mnie pociesza tuli nagaduje na gaz zgadzam się po gazie nie czułam ulgi miałam tylko wrażenie że wolno myślę i że nie jestem w pełni przytomna. m nie może patrzec jak cierpię prosi i błaga żebym wzięła epidriul jest pierwsza zero postępów nie mam sił stwierdzam że bez epi nie będę w stanie przec bo będę zbyt zmęczona to moja druga noc bez snu. zgadzam się wyraz ulgi na twarzy męża bezcenny zaraz załatwia mi anestezjologa. czuje wklucie i że coś wpelza mi w kręgosłup potem gdy wstrzykuje płyn zimno. tak po czterech skurczach mam cewnik. po chwili przychodzi ulga boska wręcz.. nadal czuje nogi i skurcze ale jest to pikus w porównaniu z tym co było. Patrzę na zegarek jest pierwsza i zaraz usypiam. Budze się a wokół zamieszanie sześć osób biega do około m jest blady wiem że coś jest nie tak.. małemu spada tetno... proszę anestezjologa żeby spróbował mnie znieczolic od pasa w dół żebym była przytomna i m był ze mną. mówi że jak znieczulenie nie zadziała zanim dojdziemy na sale operacyjna to będą musieli mnie uśpić. Podpisuję jakieś papiery i jedziem. Oczywiście znieczulenie jeszcze nie chwyta gdy dojezdzamy jestem w stanie przejść na drugie łóżku i czuje że chce mi się przec mimo że nadal mam te przeklete 4cm tylko. mówię im o tym mówią że to główka. Zaczynają mnie usypiac i słyszę kłótnie za dużo znieczulenia jej dałeś nie miałem czasu jej zważyć i usypiam. Budze się bo nie mogę oddychać staram się zedrzec coś z twarz i słyszę głos m spokojnie to tlen zostaw to. Usypiam. znów podnosze powieki i m mówi zobacz to nasz syn jest... Usypiam. Za trzecim razem jestem w stanie go zobaczyć. Jest idealny!! m kładzie mi go na klatkę odrazu dostawiam go do piersi. O 2:53 z waga 3460 i 52cm oraz 9punktami urodzi się artur!

    Treść doklejona: 09.08.13 11:12
    nie dają nam nawet chwili zabierają mnie i małego m nie może iść z nami. Przez polozna podaje mi mój telefon. on jedzie do domu dopiero o 8 będzie mógł wrócić. Chcą mi zabrać małego żebym odpoczela. nie zgadzam się. staram się nie usypiac bo wiem że zabiorą mi małego wtedy do lozeczka obok a ja nie będę mogła go wyjąć. mały je i śpi słodko. tak nam mija pierwsza noc razem.
    jeżeli mam być szczera długo miałam to uczucie smutku że nie słyszałam jego pierwszego krzyku i że razem z m nie mogliśmy się nim razem cieszyć... no i pamiętam to uczucie rozczarowania że przykuli mnie do łóżka bo nastawialam się na poród naturalny i aktywny... osobiście uważam że ból był straszny ale do zniesienia mnie dobilo długośc i brak snu. No o na pewno będę miała więcej dzieci i jednego jestem pewna porodu się już nie boję bo gorszego mieć już chyba nie mogę. od pierwszych bolesnych skurczy do porodu minęły 32 godziny.
    --
    •  
      CommentAuthordagus84
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    Namęczyłaś się bardzo kochana, dobrze że już po. Piękny i dokładny opis.
    --
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    wzruszyłam się :cry:
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    To ja wrzuce relacje mojego meza :wink:

    Jak rodzilo sie nasze dziecko
    Godzina 5.30, budzę się po nieprzespanej nocy. Nie mogę z nerwów spać, Jestem w ciągłej gotowości. Żona wstaje zaraz po mnie i idzie do łazienki. Gdy wraca ,widzę w Jej oczach strach, trzesie się. Mówi,że odeszły Jej wody. Bierze prysznic i pakuje się do szpitala…sama. Ja muszę zostać ze starszą córką w domu.Wzywamy taksówkę, żona żegnę sie z Naszą córeczką i moje dwie dziewczyny jadą do szpitala. Jest 7 rano, gdy żona dociera na izbę przyjęć. Dzwoni do mnie,że zaraz będzie na porodówce. O 11.30 kolejny telefon,że zaraz podłączą Ją pod oksytocynę. Jestem pełen obaw i wiem jak bardzo żona boi się tej oksytocyny. Płacze mi do słuchawki, mówi że bardzo ją boli,że ból jest nie do zniesienia, a rozwarcie słabo postępuje. Myślę sobie, że jeszcze kilka godzin i bedę mógł do Niej dołączyć, wesprzeć Ją w tym bólu. Wiem,że bardzo mnie teraz potrzebuje.
    O godzinie 15 nareszcie wraca babcia,zostawiam pod Jej opieką 3-letnią córkę. Ona patrzy na mnie ze smutkiem w oczach i płacząc pyta kiedy przyjadę i przywiozę mamusię. Nie wiem co odpowiedzieć,daję Jej buziaka i obiecuję wrócić jak najszybciej .Zbieram resztę rzeczy dla żony i córeczki i jak na skrzydłach pędzę do szpitala. Jestem tam okolo godziny 16, widzę wijącą się z bólu żonę, nic nie mogę zrobić aby ulżyć Jej w tym bólu. Mogę tylko Być przy Niej. Żona błaga już o znieczulenie, niestety anestezjolog jest w tej chwili zajęty. Musimy czekać, a ból się wzmaga. Schładzam Jej czoło zmoczonym ręcznikiem. Żona dostaje zastrzyk przeciwbólowy,a po jakims czasie przywożą Jej do wdychania gaz. Uff,troche to złagodziło Jej ból. Ja chcę jeszcze jakoś pomóc,masuję Jej plecy. Nareszcie o 19 zjawia sie Pani anestezjolog. Zostaję wyproszony z sali i żona dostaje znieczulenie zewnątrzoponowe. Wchodzę ponownie do sali,zauważam że żona nawet się usmiecha. Prosi,abym zadzwonił do Naszych Mam i córki. Znowu wychodzę,aby nie przeszkadzać rozmową. Wracam po kilku minutach,otwieram drzwi od sali i widzę tam kłębowisko ludzi. Przez łzy żona krzyczy,że malutka sie dusi i będzie cesarskie cięcie. Wszyscy wokół biegają,widze biegnących korytarzem lekarzy,którzy w pośpiechu zakładaja maski. Łożko z moimi dziewczynami oddala się ode mnie. Czuję się jak w jakimś koszmarze, to nie może być prawda. Mogę stracić Je obie. Jestem przerażony... Płaczę, zaczynam się modlić. Dzwonię do rodziny, tak bardzo potrzebuję teraz zapewnienia,że wszystko będzi e dobrze. Musi być dobrze, one muszą żyć ! Operacja już trwa, a Ja gorączkowo chodzę po korytarzu. Minuty wloką sie jak godziny. Czemu to tak długo trwa? Czy wszystko z Nimi w porządku? Te pytania wciąż chodzą mi po głowie. Wychodzi pielęgniarka, boję się co powie. Mówi : Gratuluję, ma Pan śliczną córeczke. Żoną zajmują się jeszcze lekarze. Zabiera mnie do pokoju i przywozi łóżeczko z malutką. Patrzę na Tę piekną Istotkę,te maleńkie paluszki, tą sliczną buźkę i jasne włoski. Jest taka podobna do mnie, nawet Panie położne nie mogą się nadziwić. Łzy same lecą, mówię do Niej : Witaj Saro Mario,mój Cudzie!
    Nie mogę oderwać od Niej oczu, tak bardzo Jestem szczęśliwy,że Jest juz na świecie, że żyje i jest zdrowa. W ciszy czekamy na żonę. Jeszcze Ją zszywają, jest troche komplikacji ,bo nie mogą zatrzymać krwawienia.Straciła sporo krwi. Nim się wybudza mija trochę czasu.Przechodzę sam do sali pooperacyjnej i czekam na żonę w ciszy. Nareszcie Ją przywożą, z trudem otwiera oczy i szeptem pyta czy wszystko w porządku z Naszym dzieckiem. Ma strach w oczach,właściwie jest przerażona. Uspokajam Ją i mówię,że z córeczką wszystko w porządku i mimo obaw jest zdrowa (malutka od 29tc miała hipotrofię wewnątrzmaciczną,było podejrzenie wady). Żona oddycha z ulgą,ale uspokaja się dopiero po przywiezieniu Naszej córeczki. Położna przystawia małą do piersi i zostawia Nas samych. Delektujemy się sobą. Patrzę na moje kobietki i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
    Przewożą Nas do innej sali,dobiega już północ. Wyczerpany,ale szczęśliwy wracam do domu,do mojej trzeciej najważniejszej kobietki- 3-letniej córeczki . Śpi tak słodko .Patrze na Jej twarzyczke, jest w Niej taki spokój. Jutro opowiem Jej całą historię, pokażę Jej zdjęcia. Tak bardzo czeka na siostrzyczkę...
    •  
      CommentAuthorKarolyn
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    Montenia naprawdę wyjatkowy opis. Musisz mieć wspaniałego męża:)))) w moim wyobrażeniu taki właśnie jest. Ten mężczyzna musi naprawdę mocno Was kochać :))))))
    -- Syn 1 ~ 2012 & Syn 2 ~ 2017
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    ale ze mnie płaczka...chyba daruję sobie ten wątek do czasu porodu
    pięknie napisane Montenia :cry:
    --
    •  
      CommentAuthorOneKiss
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    Jejuuu i ja się zwyłam. Aż mąż się wystraszył, że coś złego się dzieje.
    Piękny męski, a zarazem czuły i pełen miłości opis.
    Montenia, idź i przytul się do męża i powiedz, że ja mówię, że cudowny z Niego facet :wink:
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    Dziekuje dziewczyny :bigsmile:
    •  
      CommentAuthorCaris
    • CommentTimeAug 11th 2013
     permalink
    Montenia, czytając Twój wpis oczywiście się popłakałam- ale dziękuję za niego.
    Wiecie... Ja sobie sprawy nie zdawałam, nigdy nie myślałam nad tym , co czuje mężczyzna w chwili, gdy coś dzieje się "nie tak" przy porodzie... Gdy może stracić dwie bliskie osoby. My- kobiety też się boimy, ale przeważnie tak nas boli lub mamy taki odlot, że ta machina jakoś leci do przodu. A mężczyzna zostaje sam, bezradny, mogąc się tylko modlić...
    --
    • CommentAuthorSmuga
    • CommentTimeAug 12th 2013
     permalink
    Synek przyszedl na swiat 13.06.2013

    11.06, po spacerze 45-minutowym po okolicznych pagórkach i zapodaniu sobie koktajlu z truskawki i ananasa poszliśmy sobie spokojnie spać. Mąż miał ambicję, by wcześniej niż zwykle pojechać do pracy, a ja chciałam szarpnąć badania krwi na wszelki wypadek, bo już sporo czasu nie robiłam. 12.06 (termin porodu!) O 6:30 wstałam i poczułam, że mam trochę bardziej mokro w majteczkach niż zwykle, choć nie była to żadna fontanna. Poszłam do toalety i po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy zobaczyłam krew – sączyła się podbarwiona krwią woda. To podbarwienie, paradoksalnie, mnie ucieszyło, bo wiedziałam, że o ile z wodami mogłabym sobie zadawać pytanie „czy to już” i czy nie wszczynam fałszywego alarmu, o tyle to podbarwienie w moim rozumieniu jednoznacznie kwalifikowało mnie do wyjazdu do szpitala. Spakowaliśmy manaty i ruszyliśmy. Mąż śmiał się, że Mały wybrał sobie godzinę szczytu, na szczęście nie jechaliśmy na skurczach ani nic, więc nie było dodatkowej presji i nerwów.
    W Izbie Przyjęć była jedna kobietka przede mną, więc poczekaliśmy. Potem papierologia, życzliwa dowcipna położna w Izbie, potem krótkie badanie przez młodą lekarkę – zbadała papierkiem lakmusowym odczyn wydzieliny, co potwierdziło, że lecą sobie wody, i w USG obejrzała czy nic niepokojącego się nie dzieje. Wobec braku akcji odprowadzona zostałam na patologię ciąży. Tam przyjemne zaskoczenie – bo zobaczyłam, że akurat leży tam koleżanka ze szkoły rodzenia. Obie bardzo się ucieszyłyśmy, razem zawsze raźniej. Zadzwoniłam również do tej położnej która prowadziła naszą szkołę rodzenia – akurat była od 13-tej i też wpadła odwiedzić i nas pokrzepić (nadmienię, że wpadała do każdej z nas wielokrotnie na różnych etapach i wspierała – bezcenne!! Mąż kupił dla niej słodycze+ jakiś kosmetyk bo chcieliśmy podziękować). Ten dzień na patologii upłynął pod znakiem kilku zapisów ktg, badaniu ginekologicznym, kolejnym usg oraz kręceniu biodrami i pupą – chciałam się zaprawić do boju. Plan był taki, że w czwartek rano zapodadzą mi oksytocynę, bo jednak długotrwały wysięk wód nie jest dobrą rzeczą.
    Zaczęłam więc modlić się i prosić zaufane osoby o modlitwy o skurcze. Bardzo chciałam uniknąć jakiegokolwiek wywoływania czy przyspieszenia akcji. Około 19-tej miałam trochę przepowiadających, o 20-tej cicho sza, odesłałam męża do domu, by się normalnie przespał, bo gdzie by się podział? Około 22-giej zaczęły się jakieś regularne ściskania. Ok. 23-ciej już wiedziałam, że modlitwy poskutkowały, bo ściskało porządniej i regularnie już. Dobrze wspominam ten etap – na mojej sali już ciemno, cicho, dziewczyny śpią, a ja w skupieniu rozpracowuję te pierwsze skurcze, niektóre udawało mi się nawet przemodlić. Co jakiś czas udawałam się na korytarz i informowałam dyżurną pielęgniarkę jak sobie radzę i co się dzieje. Około 2:30 skurcze się nasiliły i nie chciałam już dłużej zwlekać. Spakowałam się szybko w ciemnościach (i nieprecyzyjnie, np. nie dokręciłam słoika z kompotem jabłkowym i potem mi się to wylało na Sali porodowej… taka ze mnie ciapa) i pielęgniarka zaprowadziła mnie na porodówkę.
    Na porodówce byłam tej nocy chyba sama – albo zupełnie nie zarejestrowałam obecności innych rodzących (sal jest 4). Życzliwa położna w średnim wieku, szczupła, z tym „czymś” w oczach, pomogła mi się „rozgościć” , zrobiła zapis ktg i zapytała o plan porodu. Mile zaskoczona wyciągnęłam mój plan i jej wręczyłam. Poszła do swojej dyżurki przeanalizować plan na spokojnie, a ja wykonałam telefon do męża (3:40 nad ranem) by już przyjechał, bo potrzebuję jego pomocy. Przyjechał rzeczywiście w dobrym momencie, bo około 4:20, kiedy skurcze były już dość trudne i mąż włączył masowanie na całego. Pomęczyliśmy się z półtorej godziny (położna doglądała i pomagała mi dobierać rozciągające pozycje przy drabinkach i na piłce), aż nadeszła pora (ok. 6:00) gdy było naprawdę ciężko i pojawiło mi się w głowie pytanie, czy długo jeszcze. Położna sprawdziła rozwarcie – było 9cm. Bardzo mnie to podniosło na duchu, od 3:00 do 6:00 z 3 cm doszło do 9cm. I w tym momencie wkradł mi się błąd strategii. Otóż miałam gdzieś zakodowane w głowie, że gdy już czas na II fazę porodu, to się prze przez chwilę i po sprawie – mam sporo znajomych u których parte bardzo krótko trwały, stąd się tak nastawiłam. A tu nic z tego. Byłam pomiędzy I a II fazą, strasznie cierpiąca i bez koncepcji co robić. Nie czułam jeszcze potrzeby parcia a odczucia były naprawdę ekstremalne, ból i dyskomfort nie do opisania, zarówno przed i po odejściu wód płodowych. Za namową położnej wokalizowałam (czytaj: darłam się) intensywnie, chodziłam z rozstawionymi nogami, później próbowałam klęczeć, potem wspierałam się na mężu na położnej w półklęku, potem próbowałam przeć już na łóżku z podkurczoną nogą, nie za bardzo to szło, ginekolog wpadła i zaproponowała kroplówkę, ja oczy w słup bo już nie rozumiałam co do mnie mówią, położna „wygoniła” gin argumentując, że my tu pięknie rodzimy i sobie poradzimy, potem zmieniły się położne bo była 7:00 rano, ta następna ciepła i serdeczna również ginekolog przeganiała bo ta chciała bym parła na łóżku, przez kilka dobrych skurczy położna była za drzwiami, a ja trochę niespokojna, bo miałam wrażenie, że przecież dziecko może nam „wylecieć" lada chwila (ale te położne na podstawie krzyków muszą wiedzieć, czy to blisko, czy jeszcze chwilę). Położna zapytała, czy chcę rodzić na krześle, ja nie miałam wyrobionej opinii co chcę, bo bolało cholernie i już tylko powtarzałam „nie dam rady” i w dalszym ciągu wokalizowałam (czytaj: darłam się jak opętana), na krzesełku porodowym było cholernie niewygodnie, ale parłam, w pewnym momencie główeczki dali mi już dotknąć i wiedziałam, ze finał niedługo, ale nie miałam siły się nawet cieszyć, byłam w transie, potem ze dwa-trzy parcia, nie jakieś bardzo bardzo wysilone, czułam że trochę pękam w kroczu bo zakłuło, i mały wyleciał, zobaczyłam jego plecki nim gdy go złapali! Była 7:25. Ginekolog nie zdążyła dolecieć na samo wydarzenie, była chwilę później. Mały urodził się z rączką przy główce, dobrze, że mi nie mówili o tym wcześniej bo bym chyba spanikowała do reszty. Szycie (pęknięcie I stopnia) było cholernie bolesne. Przez kilka dni miałam wrażenie, że „tam na dole” wszystko mi poprzeszywali w dziwne miejsca, ale teraz już wraca do normy.
    Potem był kontakt skóra do skóry, ja jeszcze w transie zupełnym, dopiero na oddziale położniczym gdy mi Adasia przynieśli ubranego i gotowego do rooming-in rozpłakałam się z podziwu i wzruszenia i ulgi, że tak oto daliśmy radę go urodzić. Było BARDZO TRUDNO, ale wiem teraz, że ja nie takie chuchro skoro dałam jednak radę. Co dziwne, w czasie największych cierpień ani razu nie przyszło mi do głowy słowo znieczulenie. I Bogu dziękować. ;-)
    Rodziłam w szpitalu Żeromskiego w Krakowie.
  7.  permalink
    Montenia poryczalam sie, piekny opis. Smuga, Synek Twoj urodzil sie w urodziny mojego meza :)
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 12th 2013 zmieniony
     permalink
    Montenia, świetny opis. Po lekturze stwierdzam, że chyba wolę być po tej drugiej stronie i walczyć. Bezradność jest najgorsza.
    Ciężko jest towarzyszyć kobiecie przy porodzie. Nie wiem, czy bym potrafiła.

    Ewa, montenia nie zazdroszczę przeżyć.

    Smuga, piękny poród. Ileż Ty siły miałaś, skoro tak potrafiłaś się drzeć!:wink: Położne świetne!

    "Nie dam rady" - taaak, znam takie myśli :wink: A potem jaka satysfakcja, bo jednak dałam :wink: Czasem mam takie myśli, że w porodzie jest jedna rzecz dobra - nie można się wycofać :wink: nie ma odwrotu :wink: Gdyby była taka opcja, mogłabym nigdy nie przeżyć tej energii i uczucia dumy, jakiego doświadczyłam.
    --
    •  
      CommentAuthorDorit
    • CommentTimeAug 12th 2013
     permalink
    Piekne opisy, dziekuje, tez sie wzruszyłam.:)
    montenia, przejmujacy opis twojego męza, dla mnie tez nowe doswiadczenie posluchac jak to męzczyzni odbierają.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    Wrzucam jeszcze tu, bo chyba właściwsze miejsce na tego typu rozważania.
    Kobiety, przeglądam kreator planu porodowego. Nie miałam takowego ani za pierwszym ani za drugim razem. Za pierwszym o niczym takim mi się nawet nie śniło, za drugim machnęłam ręką, bo..no właśnie, bo znam realia mojego jedynego szpitala w okolicy. Teraz jest jeszcze czas, ale myślę nad tym intensywnie. Nie wiem, czy jeszcze będzie mi dane przygotowywać się do dnia narodzin i chciałabym, by chociaż trochę było po mojemu, skoro na poród w domu i tak nie ma raczej szans :sad: Skorzystałam z kreatora i pojawiły się pytania.
    Czy jasno wyrażałyście/wyrażacie swój stosunek do oksy? Boję się nagabywania i straszenia w sytuacji niekoniecznej "konieczności" :devil: Brakuje mi jasnych stwierdzeń w gotowcu.
    Zastanawia mnie też IIIfaza porodu, bo tu dopiero widzę wyraźne nie w gotowej wersji dla środków naskurczowych przy rodzeniu łożyska. Co Wy na to? Jakieś za lub przeciw? Podzielcie się swoimi uwagami.
    Korzystałam ze strony rodzić po ludzku.
    --
    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    Nana, nie chcę Cię zniechęcać, ale ja rodziłam w szpitalu, który ma wysokie noty wg strony Rodzić po ludzku. A do mojego planu porodu nikt nie zajrzał, nikt się nawet o to nie pytał, nikt nie chciał go dołączyć do dokumentacji..
    Oby u Ciebie było inaczej:)
    Teraz wiem, że jakbym miała rodzić drugi raz, to wszystko będę mówić sama, zanim mnie ktoś zapyta i powiem wszystkie swoje oczekiwania jeszcze jak będę w stanie myśleć. Lub powiem mężowi, żeby myślał za mnie i on kierował sytuacją.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 13th 2013 zmieniony
     permalink
    akirka: Nana, nie chcę Cię zniechęcać, ale ja rodziłam w szpitalu, który ma wysokie noty wg strony Rodzić po ludzku. A do mojego planu porodu nikt nie zajrzał


    Jakkolwiek to zabrzmi - liczę się z tym. Jednak tym razem pisząc chcę to wszystko przetrawić na spokojnie, bym wiedziała, czego naprawdę chcę i o czym mam pamiętać, czego nie zaniedbać, bo mogę juz nie mieć okazji doświadczyć np. pierwszego kontaktu. No i na co uczulić M.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 13.08.13 21:52</span>
    Gdzie rodziłaś?
    --
    •  
      CommentAuthorwyder
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    u mnie nikt nie zwrócił uwagi na plan porodu w którym miałam wyraźnie zaznaczone że chce mieć poród aktywny a oksy ma być podane w ostateczności kiedy podano mi je z marszu bo poród wywolywany...
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.