Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    W MSWiA w Bydgoszczy
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    O! A tam miało byc tak pięknie. Dziwne, bo uważa się, że to nowoczesny szpital.
    --
    •  
      CommentAuthorTabaluga
    • CommentTimeAug 13th 2013
     permalink
    Nano, u mnie położna przeleciała mój plan na tyle, na ile dała radę zdążyć, bo szybko rodziłam. I się zastosowała. Ale ja w Zośce w Wawie rodziłam, to jest absolutny pierwej sort wśród szpitali, nie wiem, jak by było gdzie indziej.
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    W Gliwicach plan potraktowano bardzo poważnie. Najpierw przesłałam mailem do położnej, ona mi odesłała z omówieniem poszczególnych punktów i z uwagami (np. zaznaczyłam, że chcę korzystać z wanny, więc uprzedziła mnie, że mają jedną i jeśli będzie zajęta akurat, to nic z tego). Potem omawiałyśmy drugi raz, na porodówce, po czym plan powędrował do dokumentacji. Poród poszedł bez problemów, więc wszystkie punkty zostały spełnione (łącznie z przyciemnionym światłem na finale :devil:).
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Wow :bigsmile: Swietnie!
    A mogę mieć prośbę? Czy przesłałybyście mi swoje plany privem? Od wczoraj debatujemy z M i dzięki całemu zamieszaniu, które wszczęłam, obgadaliśmy wiele spraw zupełnie prostych, które i w naszym szpitalu da się spełnić. Jednak, jak pisałam wyżej, trzeba wiedzieć, czego się chce :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Monteniu, normalnie staram sie nie czytać relacji z porodów (nie przed swoim ;)), ale jak napisałaś, że to męża to musiałam. Spłakałam się strasznie, piękny opis, cudowny mąż, z każdego słowa przebija miłość do Was!
    --
    •  
      CommentAuthorKarolyn
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    The_Fragile: Monteniu, normalnie staram sie nie czytać relacji z porodów (nie przed swoim ;))


    aaaaa tam frag;) dobrze wiesz co Cię czeka;) no i wiadomo drugi podobno lżejszy :)))
    -- Syn 1 ~ 2012 & Syn 2 ~ 2017
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    hopelight: aaaaa tam frag;) dobrze wiesz co Cię czeka;)

    ja bardziej unikam ze względów łzowych hahaha
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    hopelight:
    aaaaa tam frag;) dobrze wiesz co Cię czeka;) no i wiadomo drugi podobno lżejszy :)))


    Wiem, wiem, ale tak jak w poprzedniej ciąży wolę nie czytać :) Poczytam już po :DDDD Pierwszy był piękny, także liczę na powtórkę ;)
    --
    • CommentAuthorSmuga
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Co do planu...
    jak wspominałam, u mnie położna zapytała o takowy. Ale to jest szczególny szpital i dodatkowo trafiłam na położną, która dostała tytuł "Anioła" spośród kilku zaledwie w Polsce... miałam wielkie szczęście.
    Oksy na rodzenie łożyska - u mnie dali, ponoć to zapobiega wykrwawieniu się. Ja do oksy na tym etapie nic nie miałam, nie chciałam natomiast by mi mieszała przed i w trakcie I i II fazy kiedy dziecko przyjmuje wszystkie kroplówki razem ze mną. ALE czasami jest nacisk... u mnie ta ginekolog chciała oksy w czasie II fazy, położna się nie zgodziła znając moje stanowisko.

    Ważne jest to, by sporządzając plan porodu równocześnie wytworzyć sobie DYSTANS w stosunku do niego - bo często coś nie idzie zgodnie z planem i chodzi o to, by się nie zdołować gdy np. od razu coś pójdzie inaczej. Trzeba mieć na uwadze dobro dziecko i myśleć sobie "jak urodzę tak urodzę i będzie dobrze." Plan to wytyczne, które dotyczą idei porodu, a życie sobie. Ważne więc, by nie traktować go jako świętość i punkt honoru.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Smuga: Ważne jest to, by sporządzając plan porodu równocześnie wytworzyć sobie DYSTANS w stosunku do niego - bo często coś nie idzie zgodnie z planem i chodzi o to, by się nie zdołować gdy np. od razu coś pójdzie inaczej. Trzeba mieć na uwadze dobro dziecko i myśleć sobie "jak urodzę tak urodzę i będzie dobrze." Plan to wytyczne, które dotyczą idei porodu, a życie sobie. Ważne więc, by nie traktować go jako świętość i punkt honoru.


    W sumie to nie spotkałam się jeszcze, żeby ktoś traktował plan porodu jak coś, co MUSI być w 100% spełnione, bo jak nie, to dramat. Chyba jednak większość dorosłych ludzi rozumie, że poród nie zawsze da się przeprowadzić zgodnie z planem.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Oj, Hydro, zdziwilabys sie... Jak lezalam na porodowce z nerkami to akurat dziewczyna robila jazdy, ze ten, ten i ten punkt porodu mial byc taki, a poszlo inaczej... I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc... Takze mnie chyba juz nikt nie zdziwi ;))
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Smuga: "jak urodzę tak urodzę i będzie dobrze."


    Smugo, tyle, że w moim odczuciu robi się plan porodu, by urodzić nie obojętnie jak. Nie zgodzę się z tym fragmentem Twojej wypowiedzi. Nie zawsze tak jak chce personel jest dobrze :confused: Rodziłam już i zdaję sobie sprawę z tego, że mogę napisać koncert życzeń, a życie go zweryfikuje. Jednak zalezy mi na tym, by druga strona zechciała uwzględnić te sprawy, na które mamy wpływ i co do których wystarczy tylko odrobina dobrej woli, by je spełnić.

    The_Fragile: dziewczyna robila jazdy, ze ten, ten i ten punkt porodu mial byc taki, a poszlo inaczej... I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc...

    Nie wiemy, dlaczego miała cc. Może nieuzasdniona ingerencja medyczna miała na to wpływ... Mało takich historii... Tego najbardziej się boję za każdym razem.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    The_Fragile: Oj, Hydro, zdziwilabys sie... Jak lezalam na porodowce z nerkami to akurat dziewczyna robila jazdy, ze ten, ten i ten punkt porodu mial byc taki, a poszlo inaczej... I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc... Takze mnie chyba juz nikt nie zdziwi ;))


    Możliwe... Z tym, że z tych (nielicznych) babek, które znam, a które wzięły się za pisanie planu porodu, to raczej wszystkie miały do tego dość zdrowe podejście.

    nana81: Smugo, tyle, że w moim odczuciu robi się plan porodu, by urodzić nie obojętnie jak. Nie zgodzę się z tym fragmentem Twojej wypowiedzi. Nie zawsze tak jak chce personel jest dobrze :confused: Rodziłam już i zdaję sobie sprawę z tego, że mogę napisać koncert życzeń, a życie go zweryfikuje. Jednak zalezy mi na tym, by druga strona zechciała uwzględnić te sprawy, na które mamy wpływ i co do których wystarczy tylko odrobina dobrej woli, by je spełnić.


    W pełni się z tym zgadzam.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Nana, po prostu maly sie nie odwrocil, dlatego cc... Znam ten przypadek, bo to rodzina. Pewnie, ze warto sobie ustalic pewne zalozenia, jak da rade to przedyskutowac je, ale ze Smuga sie zgadzam, ze jest to taka sytuacja, ze do ostatniej chwili jak poloza nam malucha na brzuchu to po prostu nie wiemy co bedzie. Ja bym teraz tez bardzo chciala urodzic sn, ale nie nastawiam sie, zobaczymy, co bedzie.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    The_Fragile: po prostu maly sie nie odwrocil, dlatego cc.


    Myślałam, że może fontanna oksy niekoniecznie koniecznej i nagle spadające tętno...:neutral: O coś takiego miałabym żal. Jeśli się nie odwrócił to cóż... Znam lekarzy, którzy twierdzą, że poród pośladkowy lepszy od cc, ale sama chyba nie miałabym odwagi.
    Ja się nie nastawiam na nic chyba... Bardzo chciałabym urodzić sn, ale nie jestem jakoś szczególnie przywiązana do tej myśli. Gdyby (oby nie) coś się pokręciło i potrzebne byłoby cięcie to logiczne jest, że plan porodu "nieco" się modyfikuje. Trudno. Jednak to, co się dzieje z dzieckiem po cc można także przemyśleć i mimo wszystko chcieć, żeby było tak, jak pragnęłyśmy w sprawach pierwszego kontaktu, czy kp. Planując, rozważamy różne możliwe scenariusze. Mam nadzieję, że dzięki temu właśnie nie będę bezradnie zaskoczona i potem nie pojawi się smutek i żal, że wydarzyły się rzeczy, których chciałam uniknąć. Wolałabym mieć świadomość tego, że się pokręciło, ale zrobiliśmy wszystko by było jak najbardziej normalnie mimo trudnej sytuacji.
    To bardziej mi pasuje niż podejście typu urodzę jak urodzę i będzie dobrze. Takie myślenie kojarzy mi się z oszukiwaniem siebie i czymś prowadzącym do frustracji.
    --
    • CommentAuthorSmuga
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    Chyba trudno przekazać mi do końca istotę nastawienia, które uważam za właściwe (z mojego osobistego punktu widzenia), ale chciałam powiedzieć mniej-więcej to:

    Samo sporządzenie planu porodu zakłada, że nie chcemy rodzić "byle jak" a w sposób przemyślany - i tu jest pułapka, bo sobie ślicznie zaplanujemy a potem czasami nie tylko trudno goją się rany po cesarce, a i rany na psychice, że nasz plan, taki świetny, spalił na panewce.
    W sytuacji gdy plan nawala, to w/w nastawienie "urodzę jak urodzę" jest zbawienne - przenosimy wtedy ciężar z oczekiwań (plan) na cel (dzieciątko) i tym samym nie oglądamy się wstecz.
    Czemu uważam to za istotne? Bo nawet jeśli urodzimy na hektolitrach oksy albo nas pokroją i nie tak miało być TO NIE POWINNIŚMY MÓWIĆ, ŻE TO BYLE JAKI PORÓD.... to przecież poród naszego dziecka.
    •  
      CommentAuthor_Asiula
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    U nas w szkole rodzenia non stop trąbią żeby zmienić nastawienie..
    Ja właściwie nie mam co zmieniać... wiem że będzie bolało. . I chce naturalnego porodu, liczę się że może będzie musiało być cc.. tak bywa..
    Jedyne czego się boję to właśnie olania mojego planu i tego że nie będę asertywna..
    Czuję strach przed tym że trafie na położną byle urodzić właśnie i następna. .
    Mimo że słyszę same pozytywne opinię o moim szpitalu i pracujących tam położnych.. to taka niepewność jest.. jutro chcę pojechać obejrzeć szpital i pogadać z położnymi i wybadam ich opinię :p
    -- [/url]
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Smuga miałaś bardzo podobny początek porodu, dokładnie miesiąc wcześniej ;)

    No to nadszedł czas na moją relację.
    Do szpitala trafiłam dwa dni przed porodem (w czwartek 11.07) ponieważ w nocy obudziło mnie „chluśnięcie” i uczucie mokrości w majtach. Nie wiedziałam czy to tylko efekty specjalnie odchodzącego czopu (który tak sobie odchodził już od kilku dni partiami) czy może faktycznie wody. Miałam lekkie pobolewanie jak na okres i w krzyżu. Zrobiłam test papierkiem lakmusowym ale wyszedł niepewnie, zabarwił się, lecz nie jednoznacznie. Poszłam więc spać. Rano zadzwoniłam do położnej i powiedziałam co się dzieje – kazała powoli zbierać się do szpitala, stwierdziła, że to najprawdopodobniej wody się sączą. Zaczęliśmy się szykować, poszłam pod prysznic, ogoliłam się, zrobiłam lewatywę, wypiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie i zapakowaliśmy się do samochodu, który... nie odpalił. :tooth:. Ironią całej sytuacji z cieknięciem wód czy nie wód (nie wiadomo do dziś :wink:) było to, że w naszym „staruszku” nastąpił wyciek paliwa... Zrobiło się nerwowo, ale dzięki uprzejmości rodziców przesiedliśmy się do samochodu rodziców i wyruszyliśmy do szpitala.
    Na izbie byliśmy jakoś po 10:00, nie pamiętam dokładnie. Po całej papierkologii, przeszliśmy z moją położną na porodówkę. Tam zostałam zmierzona i zbadana - wyobraźcie sobie jaki był nasz zawód gdy okazało się, że rozwarcie mam na opuszek… Położna też niezbyt ukontentowana, bo nie za bardzo wiedziała co robić, w dodatku biedaczka była po nocce... Położna zrobiła badanie papierkiem, stwierdziła, że się zabarwia, ale lekarz powiedział, że za słabo jak na wody płodowe i wg niego to nie to... No więc nie było wskazania bym została na porodówce - lekarz zasugerował pozostanie na oddziale patologii, za namową położnych z oddziału zostałam.
    Z perspektywy czasu myślę, że to była błędna decyzja.

    W nocy z czwartku na piątek obudziło mnie znowu dziwne chluśnięcie i mokrość, tak, że zmoczyłam cały wkład porodowy. Dostałam dosyć silnych bólów krzyżowych, były nieregularne co 3 - 25 minut, nie zmrużyłam oka praktycznie... Położna oddziałowa na mnie krzyczała, że muszę być wypoczęta do porodu i mam spać, a ja stękałam i chodziłam po korytarzu bo nie mogłam wytrzymać w pozycji leżącej. Nad ranem zrobiła mi KTG – wykazało słabe skurcze, ale nieregularne. Podobno bóle krzyżowe są mniej efektywne – w sensie boli bardziej a mały postęp jest. I w sumie to się u mnie potwierdziło. Rano byłam wykończona. Siadła mi psycha, płakałam bo perspektywa weekendu w szpitalu z takimi bólami mnie dobijała, do tego płacz maluszków za ścianą... Skurcze się wyciszyły. Rozważałam czy nie wyjść na żądanie ale Lekarz urządził mi pogadankę wsiadającą na psychę - stwierdził, że jak chcę wyjść to na własną odpowiedzialność, że ryzykuję zdrowiem dziecka itd., bo oni wcale nie są pewni czy wody się nie sączą... Więc zostałam

    W piątek odeszła mi reszta czopu, miałam cały czas mokro, położyłam się ok. 22, zasnęłam i około 23:30 obudziło mnie znowu chluśnięcie, tylko tym razem pociekło więcej. Do tego miałam skurcze co około 3 minuty w zasadzie od razu, trwające około 30-45 sekund. Niestety, głównie łupało mnie w krzyżu. Wzięłam podkład do łapki i poszłam do położnej jej to pokazać. Ta wzięła mnie na fotel i sprawdziła paskiem – wyszło jednoznacznie – wody. Rozwarcie – ledwo na palec. Zawiadomiła lekarkę, ta zbadała, potwierdziła, że rodzę i kazała iść do pokoju, jak skurcze zrobią się bardziej bolesne będę wysyłana na porodówkę.
    Położna oddziałowa poradziła mi iść pod prysznic, co też uczyniłam, lecz najpierw zadzwoniłam po wsparcie w postaci Męża i osobistej położnej. Byłam mega podekscytowana, ale zaczęły mnie przerażać te bóle i to, że jestem niewyspana. Pojawiła się niepewność czy dam radę skoro już tak bardzo boli, a gdzie tam do końca... Pod prysznicem było spoko, podczas skurczu polewałam sobie ciepłą wodą dół pleców, trochę pomagało, lecz jak tylko wyszłam poczułam mega nasilenie... O to w sumie chodziło, by rozwarcie postępowało. Czekając na męża chodziłam po pokoju i rozmawiałam z dziewczynami z pokoju, przy skurczu przystawałam sobie przy łóżku i ściskałam oparcie. Bardzo mnie już bolało – cały czas w dole pleców. Dotarł Mąż - było coś chyba około 1:30. Przystąpił do mocnego masażu pleców podczas skurczu, co chyba jednak trochę pomagało. Później zaczął mi odliczać czas do kolejnego skurczu bym była na to przygotowana – to też mi bardzo pomagało - nie lubię niespodzianek. :tooth: Nie mogliśmy się już doczekać naszej położnej, chciałam znaleźć się już na porodówce, usłyszeć jakieś jej cenne rady, chciałam iść pod prysznic, do wanny, cokolwiek tylko nie tkwić na patologii, w pokoju, gdzie bądź co bądź śpią inne oczekujące na poród babki.

    Nasza położna dotarła jakoś po 3:00. Pamiętam, że wtedy byłam na nią zła, choć się nie widziałam to wiem jaką miałam minę gdy przyszła. Jak się później okazało ona też ją zapamiętała. :tooth: Skurcze co 2,5 minuty, coraz dłuższe, coraz silniejsze. Dotarliśmy na porodówkę (na salę bez łóżka :D, za to z materacem, liną, workiem, piłką, drabinką i krzesełkiem porodowym – tak jak chcieliśmy) i po bolesnym badaniu (dalej rozwarcie na palec) oraz KTG, które wyszło dobrze poszłam pod prysznic. Tam wydawało mi się na początku, że kontroluję ból - polewałam plecy prawie gorącą wodą i jakoś dawałam radę. Mąż nie nadążał z mopem w łazience :tooth: ale ja całkiem dobrze się tam czułam, więc jechałam z koksem. Po jakiejś godzinie prysznic przestał działać, wyszłam do pokoju i zaczęłam z mężem kombinować z piłką, solidnie miętoliłam ją plecami pod ścianą – odrobinę pomogło ale niestety na krótko. Skurcze co 2,5 minuty trwające 1,5 minuty – okropnie bolesne, wydawało mi się, że ktoś łamie mi w lędźwiach kręgosłup, do tego zaczęło mocno napitalać z przodu. Nie wiedziałam co robić - czy skupiać się na bólu pleców czy podbrzusza, krzyczałam, że nie dam rady. Mąż cały czas bardzo mnie wspierał, powtarzał, że wytrwam.

    Położna mobilizowała mnie, że jak będzie 4cm to pójdziemy do wanny i tam będzie już super z górki. :tooth: Pobiegłam z tą nadzieją znowu pod prysznic, kręciłam biodrami wizualizując na skurczach, że Milka schodzi w dół kanału i jest coraz bliżej – pomagało mi to trochę. Mąż ponownie pełnił funkcję mopowego. O 8:00, czyli po jakichś kolejnych 2h pod prysznicem, meeeega bolesnych skurczach pomiędzy którymi przysypiałam na stojąco położna zapytała czy chcę sprawdzić rozwarcie. Pewnie, że chciałam – miałam nadzieję, że usłyszę, że jest jakieś 7cm… Niestety usłyszałam, że tylko 3,5cm. Buuuuu... Znowu zawód.
    Zbadał mnie lekarz – potwierdził. Zdołowałam się niemiłosiernie.

    Tu zaczął się masakryczny kryzys. Chciałam się z tego wszystkiego wyoutować. Błagałam Położną o środki przeciwbólowe. Prosiłam również o znieczulenie zewnątrzoponowe i cesarkę. :tooth: A Mężowi wyznałam, że to pierwsze i ostatnie dziecko na jakie się decyduję i generalnie ja z tego się wypisuję, wychodzę – teraz! Chciałam się ewakuować, co oczywiście było niemożliwe. Pamiętam, że przeszło mi nawet przez myśl to, że byłam głupia, że wykonywałam te wszystkie ćwiczenia by Milka się odwróciła główką w dół...Mogłam mieć cesarkę przecież. Jednocześnie czułam się jak jakiś totalny mięczak, rozhisteryzowana baba... Było mi źle, że tak sobie słabo radzę z bólem, a zawsze myślałam, że mam wysoki próg bólu... Plułam sobie w brodę, że nie wzięłam opcji ZZO.
    W zamian dostałam środek rozkurczowy, który niby miał być dolerganem :wink: - nic oczywiście nie dało. Dostałam też obietnicę gazu rozweselającego, który nigdy nie dotarł. W ogóle muszę tu nadmienić, że moja położna sprytnie ściemniała, ale to oczywiście część jej pracy – cieszę się bo ostatecznie postępowała zgodnie z planem, a ja miałam przynajmniej jakieś światełko w tunelu, którego się trzymałam. Nadzieja matką... ;)

    Umierałam z bólu - bolało i z przodu i z tyłu. Prosiłam by ktoś mi użył. Po chwili położna zabrała mnie do wanny, zrobiła klimacik – zapaliła świeczki zapachowe, przygasiła światło, ale na mnie to nie robiło wrażenia. Byłam sponiewierana bólem - jęczałam i pytałam kiedy to się w końcu skończy. Woda nie dała ukojenia, ale przyniosła za to postęp w rozwarciu bo po 10:00 było już 7cm. Gdy położna mi to oznajmiła, nie dowierzałam i dopytywałam kilkukrotnie czy mnie czasem nie okłamuje... :wink:
    Dostałam wtedy nakaz wyjścia z wanny bo już zbyt długo przebywałam w bardzo ciepłej wodzie. Wyszłam na kilka minut ale szybciorem wróciłam... ;) Po powrocie skurcze stały się rzadsze, miałam niekiedy nawet ponad 5- minutowe przerwy pomiędzy skurczami – spałam podczas nich, czas przyspieszył. Po 11 wreszcie usłyszałam magiczne 10. Wtedy też Mąż szepnął mi do ucha, że jestem wspaniała - dostałam dodatkowego kopa by szybko mieć to za sobą.

    Treść doklejona: 14.08.13 16:48
    II fazę chciałam spędzić na krzesełku. Spróbowałam ale nie dałam rady - okropnie bolały mnie plecy i odbyt, na materacu to samo – okropny ból, w zasadzie nieustanny, czułam jakby mi rozrywało pupę... Dopiero gdy przeszłam na fotel w pokoju obok, ustawiony w pozycji pionowej ból z tyłu ustąpił – może dlatego, że dostałam podparcie dla pleców? Parłam parędziesiąt minut. Pod koniec czułam, że brakuje mi już sił, odpadałam, byłam okropnie zmęczona, przysypiałam... Położna spytała czy wykluczam nacięcie – powiedziałam, że jej ufam i pozostawiam to jej decyzji. Po kilkukrotnych próbach i spadku tętna małej położna zdecydowała o nacięciu. Jak się okazało nie było to proste - dwukrotne podejście do nacięcia, w końcu poszło. Zapytała jaki sport uprawiałam, że mam tam takie żelazne mięśnie. :wink: Taniec na rurze przyszedł mi do głowy hyhy. Po cięciu już poszło... O 12:13 wypchałam Milkę - 3870h. Położono mi mojego papuśnego, ciepłego włochacza na brzuch... Ale nie poczułam tej euforii o jakiej mówią niektóre mamusie. Byłam tak zmęczona i sponiewierana, że nie potrafiłam się mocno cieszyć... Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę... No i chciało mi się cholernie spać. Mąż płakał ze wzruszenia, całował nas, powtarzał, że nasza córka jest cudowna. Po chwili odciął pępowinę, a potem położna pobrała krew do zdeponowania.

    III faza poszła gładko łożysko było wydalone w całości dosyć szybko - po kilku minutach, było jednak nieprawidłowo zbudowane. Nie pamiętam sformułowania jakim posłużyła się położna ale polega to na tym, że ujście pępowiny było umiejscowione na jego skraju, czy coś w ten deseń. Położna wyjaśniła mi, że gdyby pęcherz płodowy pękł gdzieś w pobliżu mogłoby dojść do niedotlenienia dziecka – brrrr, ciarki... Na szczęście wszystko poszło dobrze, a ja mam swoją kochaną Mychę przy sobie.
    Na koniec szycie – praktycznie nic nie czułam. Chyba dobrze wykonane bo po 6 dniach nie odczuwałam już w zasadzie żadnego dyskomfortu.

    Podsumowując moje wypociny:
    Nie przygotowałam się na to co mnie spotkało – tzn słyszałam te wszystkie historie o bólach krzyżowych ale nie brałam tego jakoś specjalnie do siebie. Dlaczego niby miałoby mi się to przytrafić? Teraz już wiem, że przy znacznym tyłozgięciu macicy bardzo często takie bóle występują ze względu na krótsze więzadła. Podejrzewam, że gdybym wcześniej trochę o tym poczytała wzięłabym w opcję ZZO, zrobiłabym wcześniej tę cholerna konsultację anestezjologiczną i wpisałabym to w plan.
    Po porodzie dominowało u mnie uczucie, że nie chcę drugi raz rodzić siłami natury. Teraz to uczucie oczywiście osłabło ;) ale planuję mieć jednak opcję ZZO przy kolejnym dziecku. Ja, taka zagorzała zwolenniczka porodów naturalnych… :wink:
    Domyślam się, że całą sprawę komplikował fakt, że nie spałam praktycznie ponad dobę, że od początku w szpitalu, a nie w domu. Wiem też, że przy drugim porodzie powinno być łatwiej (podobno więzadła są już bardziej elastyczne itd.), ale nie podejmę tego ryzyka. Pamiętam co wtedy przeżywałam i nie zdecyduję się na powtórkę z rozrywki.
    --
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    wyję :cry:
    wzruszające...a jakże Ty dzielna!szok,że codzień kobiety w bólach i trudach w taki czy podobny sposób wydają na świat swoe ukochane dzieci
    natura jest zaskakująca
    --
  1.  permalink
    Mangaa ja też miałam bóle z krzyża, więc wiem co piszesz :bigsmile:

    ja czekałam aż podłączą ZZO ale nie było postępu porodu, później jak się rozkręciło na 8-9 cm to już nie było czasu...

    a o łożysku to położna przypadkiem nie mówiła że brzeźnie ułożone?
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Manga - po swoim porodzie miałam bardzo podobne odczucia do Twoich - że już nigdy więcej!!
    Teraz zastanawiam się nad tym dlaczego nie prosiłam o ZZO, ale z drugiej strony pewnie w tej opcji nie urodziłabym drogami natury, bo mi skurcze zanikały pod koniec.

    Nana
    O! A tam miało byc tak pięknie. Dziwne, bo uważa się, że to nowoczesny szpital.


    Szpital może i nowoczesny, ale i tak najważniejsze jest podejście personelu i na kogo się trafi. Mnie przyjmowała beznadziejna położna i może dlatego tak olewająco podeszła do sprawy. W czasie porodu położną mieliśmy w porządku, mimo że przez większość czasu nie było jej z nami.
    Nowoczesny może jest też pod tym względem, że mają fajny sprzęt np. ktg pod którym nie trzeba leżeć plackiem, krzesełko do porodu ogólnie zachęcają do aktywności. Choć i tak uważam, że za szybko mnie wpakowali na łóżko porodowe zamiast wymyśleć metodę, żeby M. szybciej zeszła do kanału. Całe szczęście, że urodzić mogłam w pozycji w jakiej chciałam czyli na siedząco.
    Dziś jak myślę o porodzie, to wiem, że byłam zbyt bierna i na przyszłość mąż będzie myślał za mnie:)
    --
  2.  permalink
    akirka: Manga - po swoim porodzie miałam bardzo podobne odczucia do Twoich - że już nigdy więcej!!


    A ja odwrotnie:bigsmile:Mimo ciężkiego porodu to 4 godziny po nim, mogłabym rodzić jeszcze raz :)Na dzień dzisiejszy mi z lekka przeszło...:)
    -- [/url[/url]
    •  
      CommentAuthorOneKiss
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Manga piękny opis! Bardzo realistyczny!
    Oczywiście po tych słowach:

    mangaa: Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę... No i chciało mi się cholernie spać. Mąż płakał ze wzruszenia, całował nas, powtarzał, że nasza córka jest cudowna.


    wzruszyłam się!
    Pięknie to opisałaś, bez zbędnych ozdobników, napisałaś tak jak było. Ból nazwany bólem, zmęczenie zmęczeniem.
    Jeden z najlepszych opisów jaki czytałam!
    Jesteś mega dzielną babką :*
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Podejrzewam, że gdybym spała w nocy poprzedzającej poród to może i ta euforia by mi się udzieliła. A tak to po prostu myślałam by oczy mi się nie zamykały. ;)
    Dlatego będę wszystkim kobitkom polecać by pod koniec ciąży starały się przesypiać każdą noc, chodziły wcześnie spać, ucinały sobie drzemki w dzień - nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi poród a trzeba mieć siły by znieść te trudy.

    I polecam korzystanie z wanny po 4cm... U mnie mega przyspieszyło postęp rozwarcia.
    Tak na marginesie to na drugi dzień położne na oddziale się śmiały, że słyszały, że całą ciepłą wodę zużyłam :tooth:.

    Treść doklejona: 14.08.13 19:03
    anairda1986:
    a o łożysku to położna przypadkiem nie mówiła że brzeźnie ułożone?

    Nie, użyła jakiegoś potocznego sformułowania, mam wrażenie. Jak sobie przypomnę to napiszę.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    mangaa: Mężowi wyznałam, że to pierwsze i ostatnie dziecko na jakie się decyduję

    Tak, tak, a świstak siedzi... :devil::devil::bigsmile:

    Dałaś radę, bez dwóch zdań :wink:

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 14.08.13 19:37</span>
    akirka: Choć i tak uważam, że za szybko mnie wpakowali na łóżko porodowe zamiast wymyśleć metodę, żeby M. szybciej zeszła do kanału.

    Czyli zostawili Cię trochę samą sobie, tak? ;/
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    Nano a co do jeszcze planu porodu, to ja rodziłam w szpitalu i z położną która bardzo go respektowała. Ten sam szpital o którym pisze Hydro.
    W zasadzie to oprócz nacięcia, które było koniecznością w odczuciu mojej położnej (ja zresztą też tak czułam) to z planu zrealizowałyśmy wszystko. Choć w sumie plan nie wykluczał całkowicie cięcia, tylko, że istotna jest dla mnie ochrona. W moim odczuciu zrobiłyśmy wszystko by się udało to uzyskać, no ale niestety żelazne krocze mam. :tooth:
    Ale tu własnie - plan planem, a ważne na jaką położną się trafi, lub jaką się wybierze do indywidualnej pomocy.

    Odnoszę wrażenie, że gdybym miała jakąś mniej doświadczoną, a pewnie są tam takie to mogłoby to się skończyć inaczej. Moja umiała tak polawirować by w końcu wyszło tak jak sobie życzyłam w planie. Stawała na rzęsach by mi ulżyć ale w sposób naturalny, motywowała do tego by jeszcze wytrzymać, po porodzie przez te kilka dni co leżałam w szpitalu też otrzymałam od niej mega wsparcie... Jednej nocy siedziała ze mną i przystawiała Małą przez prawie godzinę do cyca bo ta nie kumała o co chodzi.

    Jestem zdania, że jeśli chce się rodzić w miarę naturalnie to warto wybrać sobie taką pomoc - jest nieoceniona, nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby jej przy mnie nie być. Dlatego Hydro - dziękuję. :D
    --
  3.  permalink
    Manguś super to opisałaś. Ryczę ze wzruszenia.
    Też miałam bóle krzyżowe więc doskonale Cię rozumiem. Po 9 godzinach bóli i przy 7cm podali mi zzo (zbadali mnie po podaniu znieczulenia) Od podania znieczulenia w ciągu 1,5 godz Niunia była na świecie:-)
    --
  4.  permalink
    Byłam tak zmęczona i sponiewierana, że nie potrafiłam się mocno cieszyć... Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę.
    - mialam podobne odczucia.. tez w noc przed porodem juz mialam bole przepowiadajace i spalam niewiele, w dzien mialam jeszcze sprawy dozalatwienia i jak w koncu sie na wieczor polozylam to skurcze przyszly i 12h porodu, bylam wykonczona.. i tez blagalam o zzo ;)
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 14th 2013 zmieniony
     permalink
    Mangaa, fakt. Kiedy czytałam Twój opis, moją uwagę przykuła postać Twojej/Waszej (zdaje się) położnej :wink:
    Ciężko jest się nie złamać, kierować wszystkim i mądrze wspierać kiedy rodząca jest, wydawałoby się, u skraju wytrzymałości. Wydobyła z Ciebie siłę do urodzenia Milki, można takie stwierdzenie zaryzykować. O to chyba w tym chodzi :wink:

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 14.08.13 20:51</span>
    mangaa: nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby jej przy mnie nie być.


    Szczerz zazdroszczę.
    --
  5.  permalink
    manga rozumiem Cię poniekąd bo też miałam krzyżowe i w trakcie porodu zdarzyło mi się powiedzieć że nie chcę tego dziecka i ze chce cesarkę i że nie dam rady...ale z każdym badaniem gdy rozwarcie postępowało to mój optymizm powracał chciałam dziecko i mówiłam do siebie DAM RADĘ:bigsmile::bigsmile:Mąż też mi dużo pomógł a dobra położna podnosi na prawdę na duchu i daję Ci tą potrzebną siłę by wyprzeć maleństwo i znieść te nieszczęsne skurcze:bigsmile::bigsmile:

    ew3ame ciężko miałaś ale dałaś rade brawo kochana:bigsmile:

    montenia wspaniałego masz męża, stresa chłopina miał,ale na szczęście doczekał się trzeciej kobietki w domu:bigsmile::bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorakirka
    • CommentTimeAug 14th 2013
     permalink
    Czyli zostawili Cię trochę samą sobie, tak? ;/


    Tak było. Ja od godz. 6-9 skakałam na piłce, nie wyobrażałam sobie wtedy innej aktywności;) a położna co chwilę jedynie do nas zaglądała, bo były jeszcze 2 porody i nagła cesarka.
    Także teraz jak o tym myślę, to może jakby była z nami cały czas, to zaproponowała by coś, co by pomogło Marcelinie wejść prędzej do kanału.
    Natomiast już w czasie parcia była dla mnie mega dopingiem, bo skupiłam się tylko na tym co ona mówi i naprawdę byłam jej wdzięczna za pomoc i wspieranie.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    Mangaa, dzięki za opis :smile: Pierwsze, o czym pomyślałam czytając - dłuugo walczyłaś :wink: Dzielna z Ciebie kobieta, ja bym nie dała rady. No a pani Jola... Uprzedzałam, że to pierwsza liga :wink: Tak sobie pomyślałam, że gdyby każda położna miała w sobie choć 30% tego zaangażowania, które ma ona, to już byłoby nieźle...
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    The_Fragile: I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc...


    Myślałam o tym jeszcze i tak mi wyszło, że... Sama nastawiałam się bardzo na porody sn. Owszem, rozsądek nakazywał mi brać pod uwagę cc w razie "w". Rozsądek rozsądkiem, ale jak sobie przypomnę, jak było po pierwszym porodzie - tego gigantycznego baby blues'a, jaki mnie dopadł - to potrafię sobie wyobrazić, że można mieć powód do rozpaczy, jeśli coś poszło nie tak, jak się tego chciało (skoro mnie się na ten przykład chciało ryczeć z powodu takiej pierdoły, jak brzydka pogoda za szpitalnym oknem... :shocked:)... I tak sobie pomyślałam, że jeżeli ten stan jest tylko przejściowy i nikomu nie dzieje się przez to realna krzywda, to... dlaczego właściwie nie pozwolić sobie na jakieś przepłakanie tego i w ten sposób dojście do równowagi? Uważam, że takie rzeczy lepiej wyrzucić z siebie w ten sposób niż udawać przed światem, że jest super, a w środku się gryźć.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    Hydro, pewnie, ja też przeszłam baby bluesa (chyba większość z nas), tylko z innych powodów. Ale w tym przypadku było obwinianie siebie, że jest gorszą kobietą, bo przecież CHCIAŁA sn, a sie nie udało, były leki, z powodu których musiała odstawić karmienie, więc to dodatkowy "kop", że "przecież jestem złą matką", była gigantyczna depresja. Faktycznie są takie osoby, jeśli pójdzie cokolwiek nie po ich myśli, cokolwiek to kończy się kiepsko. I są takie, dla których plan porodu jest sztywny i żadnego punktu nie można zmienić (ja bym powiedziała, że delikatnie mówiąc nie są to osoby myślące), bez względu na wszystko. Chwała Bogu, że są to tylko pojedyncze przypadki. Ale znajomym zawsze mówię - nie nastawiaj się na nic. Ani na to, że nie będziesz pod żadnym pozorem nacięta, ani na to, że nie będziesz miała cc - bo sytuacja w każdej chwili może się zmienić.
    --
    • CommentAuthorSmuga
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    A te gadki że "mało pokarmu" to mi podnoszą ciśnienie, naprawdę. Rzadko się zdarza, żeby matka miała naprawdę za mało. Czasami trzeba laktacji pomóc albo wspomóc modyfikowanym przez dobę, ale potem się reguluje... i skąd te babki wiedzą? Patrzą na biust i widzą ile tam jest?
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 15th 2013 zmieniony
     permalink
    Gadki o pokarmie, nagabywanie do dokarmiania i nieuzasadnione ingerencje podczas porodu rzutujące na jego przebieg oraz moja zgoda na nie wynikająca z bezsilności czy zmęczenia to dla mnie jedyne sprawy, z którymi nie mogłabym się chyba pogodzić.
    Co do baby bluesa to nie doświadczyłam raczej. Z Emi na pewno nie, choć najeżona wewnętrznie czekałam na spadek formy. Z Pawłem nie wiem, czy to było to, czy po prostu kłopot z piersiami, strach przed nieznanym (myślę o karmieniu, nie za bardzo wiedziałam wtedy jak się za siebie zabrać, dlatego były problemy) i wysoka gorączka dała się tak odczuć. Kilka godzin i koniec.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    nana81: Co do baby bluesa to nie doświadczyłam chyba. Z Emi na pewno nie, choć najeżona wewnętrznie czekałam na spadek formy


    Hihi, może dlatego? :) Ja byłam pewna, że będzie super-hiper, że będę w euforii, a jak Krasnala zabrali na naświetlania i leżał pod lampami, a pobyt w szpitalu nam się przedłużał to złapałam mega doła i ryczałam non-stop :( Na szczęście tylko do czasu jak nas wypuścili :)
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeAug 15th 2013 zmieniony
     permalink
    Śmieszne to w ogóle było :wink: Moja teściowa, która jest starszą kobietą, mawia, że poród ma swoją moc. Coś w tym chyba jest. Mając w pamięci jej powiedzonko i doświadczenia z Pawłem czekałam aż mnie dopadnie ta bezsilność. Nie przyszła! A czekałam długo :devil: Brałam pod uwagę naprawdę aż za bardzo chyba :wink: Otrząsnęłam się po kilku tygodniach ze zdziwieniem, że chyba tym razem mnie nie dopadło :bigsmile: Myślę, że spory wpływ na to miał poród bez komplikacji i stała obecność męża. Byliśmy razem na oddziale. Nie wyobrażam sobie inaczej. Gdybym siedziała tam sama, bez niego - jedynej osoby, która dawała mi siłę w takich chwilach, reagowałabym pewnie podobnie. Tak myślę. Wcale Ci się nie dziwię. Bez dziecka, w obcym w sumie miejscu w tak nowej sytuacji.

    W ogóle mój mąż to kluczowa osoba w tej sytuacji. Sama na pewno nie dałabym rady i miałabym chęć wymiksowania się na długo wcześniej niż mangaa (podziwiam szczerze) :devil: Ze wszystkiego :wink: Tak jak pisałam wcześniej najpewniej wycofałabym się (gdybym mogła) jeszcze przed salą porodową :wink: Ja raczej z tych bojących się. Natomiast przy M wiem, że mogę wszystko i to wychodziło we wielu, wielu życiowych sytuacjach.
    --
    • CommentAuthorSmuga
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    Ja byłam w szpitalu 6 dób jeszcze po porodzie i każda z nas na sali miała baby blues. W sensie takim, że każda codziennie choć raz płakała. A to, że żółtaczka, a to, że dziecko nie chce ładnie ssać, a to że do domu nie puszczają... potem w domu nie miałam wiele takich łzawych chwil, choć zdenerwowanie ze zmęczenia pojawiało się i nadal pojawia od czasu do czasu.
    Ci zaangażowani mężowie to prawdziwy skarb - często ich ojcowie ani w połowie nie mieli takiego udziału w witaniu nowego dziecka.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    Oj, mnie ostro ten baby blues dopadł za pierwszym razem. Niby wiedziałam, że jest coś takiego, ale chyba się nie spodziewałam, że aż takie może mieć rozmiary. Ale jak sobie teraz myślę, to uważam, że przyczynił się do tego szpital stosujący wtedy wyjątkowo agresywny terror dokarmiania mm (dziecka, które ssało normalnie, na wadze spadło niewiele i żółtaczki nie miało - generalnie bezproblemowego w temacie karmienia), gdzie pani neonatolog usiłowała mnie szantażować, że do domu nas nie wypisze, jeśli się nie zgodzę dokarmiać. A po drugie - towarzystwo na sali też średnie, tzn. babka ok, ale jej cała, kilkunastoosobowa rodzina tłocząca się codziennie od 8 do 20 w naszej sali autentycznie doprowadzała mnie do rozpaczy. Za drugim razem było już luzacko, ale salę miałam własną, więc zero obcych ludzi pałętających się od rana do nocy, do tego z kp nikt nam nie przeszkadzał. Tak niewiele, a jaka różnica w samopoczuciu...
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    nana81:
    W ogóle mój mąż to kluczowa osoba w tej sytuacji. Sama na pewno nie dałabym rady i miałabym chęć wymiksowania się na długo wcześniej niż mangaa Natomiast przy M wiem, że mogę wszystko i to wychodziło we wielu, wielu życiowych sytuacjach.


    Amen, to samo u mnie, mąż był niesamowitym wsparciem i siedział z nami od rana do nocy. Tylko ja chciałam być w domu, nienawidzę szpitali i chciałam zabrać już stamtąd Krasnala. A tak to siedziałam i płakałam ;)))
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeAug 15th 2013
     permalink
    hydrozagadka: Za drugim razem było już luzacko, ale salę miałam własną, więc zero obcych ludzi pałętających się od rana do nocy, do tego z kp nikt nam nie przeszkadzał. Tak niewiele, a jaka różnica w samopoczuciu...

    Też miałam osobną salę :D W której byłaś? Ja w fioletowej hrhr
    W kazdym razie my mieliśmy problemy z przystawianiem, no i tak do 11:00 szło nam najgorzej bo ciągle ktoś wchodził po coś, mała miała żółtaczkę, mieliśmy konflikt i mnóstwo badań w związku z tym. :wink:
    No i miałam mega baby bluesa, że pobyt w szpitalu się przedłużył... Ale później odwiedziła mnie doradczyni laktacyjna i pokazała co i jak, przestałam czuć się paskudnie bo miałam już wyrzuty sumienia, że dziecko ma żółtaczkę przeze mnie.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeAug 16th 2013
     permalink
    mangaa: W której byłaś? Ja w fioletowej hrhr


    Ja też w fioletowej :wink:
  6.  permalink
    Dziewczyny a ja mam pytanie odnośnie znieczulenia.
    Oczywiście mam wielką nadzieję że obędzie się bez niego :)
    Tutaj u mnie w szpitalu bez problemu je podają, czy w razie czego warto?
    Bo jakoś się tego obawiam, tymbardziej że osłuchałam się złych opini, że potem kobieta ma powikłania, częściej choruje etc.
    I już sama mam zamęt w głowie...:sad:
    -- ,
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 16th 2013 zmieniony
     permalink
    biedronka28: Tutaj u mnie w szpitalu bez problemu je podają, czy w razie czego warto?

    z własnego doświadczenia nie wiem,bo ja po cc.ale miała je moja siostra przy drugim z trzech porodów.
    pierwszy i trzeci wspomina koszmarnie,ale ten drugi ze znieczuleniem wspaniale.
    przy pełnym rozwarciu i partych jeszcze pisała do mnie sms-a.położna musiała ją upominać by zostawiła juz komórke

    z tym że miała później zespół popunkcyjny.nie wiem czyja to była wina.kilka dni okropny ból głowy,na który nic nie pomagało

    jednak gdyby przy trzecim trafił jej sie inny,życzliwszy lekarz który nie odmówiłby znieczulenia to by też napewno wzięła.a okazało sie że trzeci był nagorszy mimo wszystko i najgorzej go wspomina
    --
  7.  permalink
    Dzięki uś :)
    Poczytam jeszcze trochę, mam nadzieję że znajdę rzetelne wiadomości na ten temat.
    Najbardziej boję się właśnie skutków ubocznych:confused:
    No ale nie wiem co będzie na porodówce, jak to wszystko zniosę także nie wykluczam znieczulenia. Tymbardziej że tutaj w szpitalu sami proponują znieczulenie, co byłam zdziwiona bo myślałam że ciężko się o nie doprosić.
    -- ,
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeAug 16th 2013
     permalink
    Wszystko zależy od szpitala.
    W moim było tak, że żebym mogła skorzystać z ZZO podczas porodu, musiałam mieć przed porodem zrobioną konsultację anestezjologiczną.
    Ja jej nie zrobiłam, więc nie miałam takiej opcji. Poza tym ten mój szpital raczej nie proponuje znieczulenia.
    --
    • CommentAuthordaga282
    • CommentTimeAug 16th 2013
     permalink
    mangaa miałam dokładnie takie same odczucia co do bólu jak Ty podczas pierwszego porodu. Też nie wierzyłam, że to może być aż taki ból, mam na myśli bóle krzyżowe, kt miałam. Bólu brzucha w ogóle i cała siła bólu szła na kręgosłup, do tego 28 szwów i ogromne hemoroidy. Żadnych wielkich fajerwerków, jak dziecko już wyszło. Po porodzie powiedziałam, że nigdy więcej rodzić nie będę i wcale z czasem mi się to nie zmieniło. A u mnie w szpitalu i w okolicy opcji ZZO nie ma w ogóle. Drugi poród cc bez żadnych wskazań medycznych, nie wyobrażałam sobie kolejny raz tego przechodzić. Chodziłam w ciąży do ordynatora szpitala, którego zdaniem "poród sn to zarzynanie kobiety i gdyby to mężczyźni rodzili to porodów naturalnych już dawno by nie było". CC umówione tydzień przed terminem, rana bolała o wiele mniej, niż ta na kroczu po sn i też się szybko zagoiła, śladu prawie nie ma.
    •  
      CommentAuthor
    • CommentTimeAug 16th 2013 zmieniony
     permalink
    mangaa: żebym mogła skorzystać z ZZO podczas porodu, musiałam mieć przed porodem zrobioną konsultację anestezjologiczną.

    no czasm tak wymagają
    biedronka28: No ale nie wiem co będzie na porodówce, jak to wszystko zniosę także nie wykluczam znieczulenia.

    weź pod uwagę że na porodówce może być za późno.
    nie wiem jak gdzie indziej ale u nas dają ZZO tylko do 3cm rozwarcia.a nie oszukujmy sie-nabardziej bolesne skurcze przychodzą później :wink:
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.