eveke - myślę, że będziemy się starać po pierwszej @ - trochę wygrywają u mnie bardziej emocje niż rozsądek - ale nie dam rady dużej ... no i tak myślę, że jeśli powodem obumarcia płodu był jakiś zły podział komórek , a po za tym wszystko jest ok to teraz już na pewno będzie dobrze,, podjęłam tę decyzję kilka dni temu - i od tej pory w końcu ujrzałam małe słoneczko, choć wczoraj miałam moją smutną rocznicę :(..
jak zaszłam w ciąże to lekarz mówił, że należy żyć tak jak się żyło, więc chodziłam na basen, dźwigałam zakupy - oczywiście nie ciężkie itp itd, --- i tak to w większości wypadków wygląda, kobiety pracują nieraz do końca, - chciałabym mieć do tego takie zdrowe podejście jakie miałam za pierwszym razem,, a nie żeby ciągle panikować i się bać. to tak a propo Twoich wątpliwości Gosiu, myślę, że Twoje obawy są nieuzasadnione . nie zamartwiaj się, ja też miałam różne myśli w głowie - ,że zrobiłam pare rzeczy źle, jak niepotrzebna kłótnia z M podczas ciąży, przeziębienie, tabletka na ból głowy (kiedy nie wiedziałam jeszcze, że jestem w ciąży) itp.i, że moją winą jest taki obrót sytuacji jaki miał miejsce.
ja skończę ten swój cykl i raczej nie będzie żadnego wykresiku -- od marca będę mieć dużo więcej roboty , po @ kiedy nadejdą płodne dni będziemy się starać, ale pewnie bez codziennego pomiaru i obserwacji, tylko totalny luz.mam nadzieję, że będę mieć głowę zajętą innymi rzeczami i , że w końcu na prawdę ruszę do przodu.
Gośka nie ma żadnej reguły - ani żadnej gwarancji , że ten smutek kiedyś przejdzie, pewnie na zawsze pozostanie tylko człowiek nauczy się z nim żyć. ja też mam to wszystko przed oczami, jak szłam ulicą , którą wędrowałam na pierwszą wizytę do gina to przypominałam sobie wszystko, jak idę koło apteki gdzie kupiłam test ciążowy- też wspominam, przecież już kupione miałam buty na wiosnę i lato wygodne , bo myślałam, że przecież będę mieć wielki brzuchol i musi mi być wygodnie, miałam termin na sierpień i już się cieszyłam , że zaraz z maleństwem będzie można chodzić na spacery, wymyśliliśmy już kto będzie rodzicami chrzestnymi i że na chrzciny w końcu obetnę włosy... dobrze tylko ,że nic dziecku nie kupiłam, ( pewnie to mnie powstrzymywało, że płci nie znałam ) ale mam nadzieję, że buty się przydadzą, bo przecież musimy mieć wszystkie kochane dzieciaczki!!!!!!!!!
Ja tak dalekich planów nie miałam, owszem zastanawiałam się nad imieniem, w sklepach oglądałam łóżeczka i zastanawiałam się gdzie to łóżeczko będzie stało w naszym małym mieszkanku.
Powiedz mi, bo nie mogę zrozumieć... Dlaczego tak się dzieje, że jak kobieta pragnie dziecka całym sercem to nie może zajść w ciążę, a są 13latki i inne dziewczyny, które się trują pigułkami antykoncepcyjnymi i zachodzą w ciążę?
oj nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie - też sobie je zadaje - już przestałam wierzyć w to ,że wszystko jest po coś itp,, no bo jaki sens ma to ,że straciłyśmy nasze dzieci - skoro tak się o nie starałyśmy - raczej przyniosło by to same korzyści dla każdego, a tymczasem jest pustka i smutek , mimo, że wierzę, iż uda nam się mieć dzieci, to jednak nikt nie cofnie tego co się stało i nikt nam tego nie zwróci, - więc nic optymistycznego w tej naszej tragedii nie widzę. tez wspomnę słowa dziewczyny z forum, które padły niedawno - nie wiem czy to eveke pisała czy inna kobitka- chodzi o to , że po trochę odebrano nam już możliwość cieszenia się z przyszłej ciąży bo zawsze będzie się gdzieś czerwone światło paliło i strach,, i to chyba święta prawda - może nie będzie to trwało przez 9 mies, ale na początku z pewnością.. bo przecież nikt - ja na pewno - nie przypuszczał, że coś pójdzie źle. Jak w szpitalu stwierdzili u mnie obumarcie płodu to lekarz powiedział ,żeby się nie przejmować, żeby następnym razem zażywać kwas foliowy i będzie dobrze - miałam ochotę mu krzyknąć, że żarłam ten kwas i witaminy na długo przed ciążą pacanie!,, :( u gina też byłam kilka mies przed na badaniach.:/ Także tak to jest, ktoś się stara- ktoś nie - ktoś kto czasem naprawdę lepiej żeby nie miał dzieci...... bo czasem to na prawdę (wg słów mojej mamy ) dzieci powinno się robić głową a nie jajami!
Goska radość jet potrzebna, bo nikt nie daje gwarancji, że od razu uda się znów, czy nawet, że się dobrze skończy. Szkoda marnować dni na zamartwianie się. Wiadomo, że ból musi sie w nas ukołysać i ułożyć, a także to, że na zawsze nas zmieni. Ale jakkolwiek to trywialne i brutalne- życie trwa dalej i nie odnajdzie nas szczęście jeśli nie damy mu szansy.
Może to brutalne , ale przytoczę coś co powiedziała mi niedawno znajoma (która jest też po poronieniu)
Kiedyś , kiedy ona poroniła , ktoś jej powiedział na pytanie "dlaczego, dlaczego ja?"
A dlaczego nie? w czym jesteś wyjątkowa, lepsza od innych, czy od tych , które już roniły?
Myślę, że jest w tym pewna prawda, dla nas oczywiscie to był koniec świata, ale jesteśmy taką malą kropelką w morzu tego okrutnego świata i teraz od nas zależy... albo się pozbieramy i zawalczymy o nasze marzenia i przyszłość, albo będziemy się użalać nad losem. Wybór, dziewczyny, należy do nas, bo ... zacytuje "DOPÓKI WALCZYSZ, JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!"
Goska22, musisz przezyc swoja zalobe. Moze to trwac miesiac , jak i rok. Ja sobie wmawialam, ze widocznie cos bylo z malenstwem nie tak i latwiej bylo mi z tym zyc. Nie pogodzic, ale zyc. No i duzo robi rozmowa, czy z mama czy z mezem, kolezanka. Opowiadanie o bolu, o stracie pomaga nam wyrzucic z siebie te negatywne mysli. Na poczatku wspomnienia powoduja rozpacz, ale po kilku takich rozmowach jest lepiej, bo nie dusiasz tej rozpaczy, tego bolu w sobie. Duzo moze takze pomoc pisanie pamietnika, przelewanie swoich mysli.
Chciałabym mieć z kim porozmawiać, ale rodzice unikają tego tematu, nawet jak zacznę to udają, że nie słyszeli i mówią o czymś innym. Zresztą nigdy nie miałam z nimi takiego kontaktu, żeby się zwierzać. Tak samo rodzeństwo, oni w ogóle udają, że nic się nie stało. Przyjaciółkę oddałam bratu (żałuję tego najbardziej na świecie, ale nie życzę im źle) - wyszła za niego - i nie mam z nią już takich relacji jak kiedyś. A mąż? Ucieka w pracę, robi wszystko, żeby nie siedzieć w domu. A jak wieczorem wróci to jest zbyt zmęczony na rozmowę.
Także widzicie, nie mam z kim pogadać, ani komu się wyżalić... Dlatego tu jestem...
Igisowa są momenty, w których jestem wesoła, a niekiedy nawet prawie szczęśliwa. Powiedzieć szczęśliwa to za dużo. I są momenty, gdy muszę być silna, bo nie wszyscy z rodziny i znajomi wiedzą co mi się przydarzyło. Nie chcę tego rozgłaszać całemu światu, bo nie chcę więcej słyszeć "oj, tak mi przykro, rozumiem co czujesz" od osób, które nie wiedzą co czułam i co czuję nadal. Wkurza mnie takie ich gadanie... A co do tematu. Potrafię się uśmiechać, śmiać się, ale to zależy od dnia. Dla Ciebie:
gosiu, i dobrze,ze tu jestes,tutaj zawsze każdy pomorze ,cos doradzi, wesprze w trudnych chwilach,mamy podobne doswiadczenia dlatego nikt nas lepiej nie zrozumie,niz my same.
kochana,czas wyleczy rany,uwierz, ja po 1 poronieniu dlugo dochodzilam do siebie,nie moglam sobie wydarowac tego co sie stalo.. juz jest latwiej,do tego drugie poronienie z przed tyg. ale wierze ,ze w koncu sie uda, Tobie tez i kazdej z nas
gosiu o tej drugiej ciazy tez nie rozglasnialam,dlatego tez mnie wkorza, jak ktos jeczy ,ze ma problem wymyslony od tak,mam ochote wykrzyczec, '' ty wiesz jaki ja mam problem? i radze sobie sama?''
Mam ochotę krzyczeć... Wszystko mnie drażni, czegokolwiek się dotknę to zepsuję, nawet obiadu już nie potrafię nie przypalić... Siedzę i ryczę... I nie wiem co ze sobą zrobić...
gosia,ja przypalam obiady,przesalam itd, tez to mam, druga strata jest o dziwo ''łatwiejsza'' a dlatego ,ze ja jestem silniejsza po 1 stracie, a po 1 stracie potrafilam isc na zakupy i wyc w sklepie,autobusie ludzie ,az sie ogladali, tez czulam jakby moja część umarla, czas leczy,naprawde, pierwsza ciaze poronilam 9 miesiecy temu,i rowno w 9 mies . po poronieniu zaszlam,zeby stracic w 6 tyg. sama sie sobie dziwie,ze jestem taka silna teraz,a w dodatku juz mysle o kolejnej ciazy,chce juz
Goska22 i tutaj tkwi problem, ze nie mozesz pogadac o tym z kims bliskim. Moj maz takze uciekal przed rozmowa i to mnie bardzo wkurzalo. A inni zachowywali sie jakby nic sie nie stalo. Niestety takie zachowanie bliskich oddala nas od nich. A co do znajomych, ktorzy czegos takiego nie przezyli, to nie tak, ze oni nie wiedza co czujesz, bo na sama mysl czlowiek, ktory ma troche empatii przezywa to. Jak moja kolezanka z pracy poronila i mi powiedziala o tym, to plakalam razem z nia(bylam przed poronieniem,wiec tak naprawde nie wiedzialam co czuje, ale wyobrazilam sobie jaki to jest bol i czulam bol razem z nia). Czasem obcy czlowiek(nie z rodziny) potrafi pocieszyc bardziej, nawet wtedy kiedy nie wie co Ty przezywasz w srodku.
plakala jeszcze wiecej , gosiu,bedzie dobrze kochana zobaczysz , chociarz nie wierzylam w to jak 2 raz poronilam,teraz musze nabierac wiary ,ze jednak bedzie ok,ze w koncu zajde w mocna ciaze , jestesmy z Toba
Goska ja przewertowałam tony internetu, przekopałam fora, wyżalałam się tu, porobiłam badania (mimo komentarzy rodziny, że może popadam w paranoję), ale wybierałam to, co mnie osobiście uspokajało. I jest lepiej. U Ciebie też z dnia na dzień będzie lepiej, trzymam kciuki za poukładanie tego w sobie:*
Aha, mnie bardzo duza dalo czytanie strony www.poronienie.pl. Przeplakalam wiele wieczorow czytajac historie, ale to pomoglo mi stanac na nogi. Poprostu przezylam swoja rozpacz... Wiadomo teraz jak wspomnienia wracaja to tez jest mi przykro, czasem zaplacze, ale to juz nie jest rozpacz. No i ja mam juz dwoje dzieci(w druga ciaze zaszlam 6 m-cy po poronieniu) i to tez jest chyba latwiej... Ale nie powiem, mimo, ze mam dwoje dzieci to tamta strata caly czas boli..
W mojej rodzinie ten temat jest bardzo bolesny i nie da się chociaż przez chwilę zapomnieć, bo prawie każda moja kuzynka poroniła, jedna miała szczęście. Moja babcia ze strony mamy straciła dwójkę dzieci, więc myślę, że historia się powtarza. I może również popadam w paranoję, ale też czytam o poronieniach u innych kobiet, staram się dowiedzieć, czy ta przypadłość jest dziedziczna, przypuszczam, że tak, bo w mojej rodzinie zdarza się to zbyt często.
I może właśnie dlatego nie chcą o tym mówić... Nie wiem...
Może już takie jest nasze pokolenie... Słabe i nie płodne... A być może, że za bardzo chcemy... Ja sobie tak tłumaczę, jak chcesz to nie masz, a jak nie chcesz to masz.
czesc dziewczyny ale ze mnie len dopiero sobie wstalam i pije kawke nie było mnie tu jeden dzien a tu juz tyle wpisow gosia zgadzam sie z toba my bardzo chcemy i datego pewnie jest nam ciezej....
Wlasnie dlatego ja z moja mama nie moglam o tym porozmawiac, bo wiem , ze ona do dzisiaj cierpi. I moja strata tak wczesna(gdybym nie obserwowala sie to nawet bym o tym nie wiedziala), w porownaniu z Jej strata...
A ja myślę, że kiedyś się tyle o tym nie mówiło. Kobiety często dość późno się dowiadywały o ciąży, więc zapewne wczesne poronienia były traktowane jako opóźniona miesiączka. Po moim poronieniu rodzina się otworzyła i był wieczór opowieści i wyszło, że i tamta ciocia 2 razy, i ta ze strony taty, i dwie kuzynki, i kilka dzieci urodzonych martwo:( Same akcje popularyzujące wiedzę o poronieniach, obecnie nagłaśniane świadczą o tym, że był to temat tabu, rzadko poruszany na forum publicznym. Ja wychodzę z założenia, że warto porobić podstawowe badania, warto poświęcić czas na poczytanie i zmierzenie się z bólem, żeby właśnie go oswoić i potrafić tak go ułożyć, żeby dało się dalej żyć. A przede wszystkim zrobić miejsce na nadzieję i radość ze starań o kolejne dzieciątko.
tak igisowa wczesnij sie o tym nie mowilo i te poronienia byly traktowane jako pozna miesiaczka, przeciez jest tyle dziewczyn co nawet nie wiedzialy ze sa w ciazy...
Gośka mam taką samą sytuację z ludźmi i mężem jak Ty - mężczyźni to zupełnie inaczej przechodzą, chowają do środka ,zamykają temat i ruszają dalej - a kobiety potrzebują nieraz wałkować ten sam temat wiele razy - dlatego też jestem tutaj z Wami.. co do innych ludzi to też - po poronieniu chcieli się niektórzy ze mną widzieć , ale jak żeśmy się zobaczyli to nikt nie zadał pytania o to co się stało itp. unikanie tematu - wiem , że im trudno, ale potrzebuję rozmawiać o tym. Tak jak montenia czytałam stronę o poronieniach , różne historie - nie wstawałam z łóżka i płakałam - to też pomogło- wypłakać się za wszystkie czasy,, choć dalej nieraz łza poleci , jutro mam rodzinne spotkanie na imieninach babci - już sobie myślę, że byłabym w 4 mies, brzuch był by widocznie i jakby było super, a tymczasem trzeba lizać rany:( igisowa zgadzam się z Tobą również - po opowieściach mojej babci to stwierdziłam, że dawniej kobiety się tym tak nie przejmowały - po pierwsze nie wiedziały, po drugie życie i mentalność ludzka była jakaś inna, choć moja babcia ze wsi jest więc to też robi swoje pewnie.- dlatego jej chyba najciężej zrozumieć , że ja to tak przeżywam..nie mówiąc o tekstach ludzi typu - i tak nie masz co narzekać bo ja to nawet męża nie mam, inni w Twoim wieku to o dzieciach nawet nie myślą, tylko wolą sobie na narty pojechać . niektórzy przebijają samych siebie...
mnie moj Tz bardzo wspiera, ja jego tez wiem ze jest mu ciezko wspieramy sie nawzajem. Przezylismy tragedie ale sie z niej podnosimy i odliczamy cykle kiedy znow bedziemy mogli sprobowac starac sie o nasza kruszynke....
a ja dziś 2 tygodnie po stracie ..kiedy to zleciało?? [*] śnił mi się mały dzidziuś, mówił, że tak miał wyglądać, i mówił dlaczego się nie urodził.. ale zapomniałam cholera czemu a może to tylko psychika się odzywa a nie podświadomość.. no i znów drabina, że spada ktoś z niej, albo ja .. a ja się dzisiaj źle czuję... spalam ponad 2 godziny w południe, teraz mam początki rozwolnienia, albo jakiejś infekcji.. może to z nerwów też..
adda a ja 12 dni temu zaczelam ronic,a pare dni wczesniej snila mi sie dzidzia, ktora chcialam karmic piersia,a ona nie mogla zlapac cyca,ktos tak jakby ja odrywal,wyrywa,bylo w tym wiele niepokoju,tak jakby ktos chcial mi ja zabrac, i zabral
hej bonim, no niestety ta mania chyba mi nie przejdzie mysle o tym strasznie duzo a tym bardziej jeszcze jak owulka jest ojoj ale czekamy i niestety jak na razie szalejemy tylko z gumka chociaz moj Tz nie lubi a ja nie chce brac tabletek
a my idziemy na calosc,co ma byc to bedzie,poprzednim razem czekalam,a i tak pozniej mialam problem z zaciazeniem,a pozniej poronilam,wiec jak mam znowu poronic lub w koncu donosic to nie ma znaczenia czy zaczne wczesniej czy pozniej,zobaczymy co los da u ciebie po zabiegu to moze chociaz 1 cykl zaczekaj.
a ja dzisiaj zrobilam test owulac. i sa 2 kreski ale nie az tak mocne ;/ sluzu dzisiaj nie mam,skoku tempki tez nie,ciekawe czy cos z tego wyjdzie
Gosia teraz doczytałam, że pytałaś czy mamy już dzieci... nie mamy, to była moja pierwsza upragniona ciąża.... Na staż małżenski nie patrz, ja wyszłam za mąż w wieku 22 lat... po prostu chcielismy byc razem a w miedzy czasie były jeszcze studia i inne obowiązki a o dziecko staramy sie od czerwca 2011.
bonim ja testow nie robie bo zawsze czuje kiedy mam owulke ale jak uczyłam sie rozpoznawac to tez uzywałam testow no i ten sluz....bonim skoro sie zdecydowałas ze nie bedziesz czekac i chcesz isc na calosc to zycze miłego przytulania i owocnych staran a mysle ze twoj organizm jezeli bedzie gotowy na ciaze to sie uda przeciez jest tyle dziewczyn ktore nie czekaja po poronieniu i maja cudowne dzieciaczki i bezproblemowe ciaze takze przesyłam ci duzo fluidkow