23.02. moje urodziny taka byłam szczęśliwa jak się dowiedziałam o terminie.... wiem, że nie powinnam tego rozpamiętywać, ale to nie jest takie proste. Niby wszystko poszło do przodu, staramy się znowu ale im większe problemy z zajściem w druga ciąże tym bardziej myślę o pierwszej :( i o tym że jeszcze chwilka i już maleństwo było by z nami :( Tym bardziej że jak zaszłam w ciąże 4 tyg wyżej w ciąży była moja koleżanka z pracy i właśnie tydzień temu urodziła zdrowa córeczkę. Tak bardzo mi przykro że ja też mogłam bym się cieszyć tak jak ona :(((
Boże, też nachodzą mnie takie myśli, myślałam, że kobiety, takie jak ty, czyli już po dłuższym czasie po poronieniu, jakoś pocieszą, że to wszystko blaknie... Też mam w swoim otoczeniu zdrowa ciężarówkę, w trochę starszej ciąży niż moja...nie mogę się z nią spotykać... Nie wiem jak to pójdzie dalej, z następną ciążą, czy to cokolwiek zmieni.
Blanka powiem Ci że ogólnie to po samym poronieniu jakoś szybo wróciłam do normalnego życia, do pracy i do starań o kolejną ciążę ale wtedy kiedy zbliża się ten dzień to jest mi strasznie źle, smutno coraz częściej o tym myślę, tym bardziej że każdy kolejny cykl jest coraz gorszy ten teraźniejszy bez owulacji i to z clo :( dobija mnie to coraz bardziej, chciałabym się pocieszyć kolejną ciążą wtedy to by pewnie pomogło, bym skupiła się na tym aby było tym razem dobrze, ale nie ma na czym. Wydaje mi się że za bardzo tego chcę moje życie teraz zauważyłam kręci się tylko wkoło mierzenia temp, sprawdzania śluzu, wizyty u p. dr i tylko o tym myślę chciałbym się oderwać od tego przestać myśleć, podejść do tego z luzem uda się to fajnie, nie no to następnym razem... ale jest coraz gorzej. Jak tak dalej pójdzie to chyba wyląduje u psychiatry :/
monisiunia może staraj się (wiem, że to trudne) jak najmniej myśleć w ten sposób... to niestety tylko pogarsza sprawę... jak przeżyć taki dzień? może ku pamięci aniołka przejdź się na cmentarz i zapal świeczkę? może to tak wewnętrznie przyniesie Ci jakąś ulgę wewnętrzną? Dziewczyny czytam i trzymam za Was kciuki, pamiętam ten czas po poronieniu, pamiętam jak się czułam... kiedy już tak na full się ponownie starałam wiele smutku minęło, ale z każdym nieudanym cyklem powracał żal, że to brzuch powinien rosnąć , a nie przychodzi kolejna @... ale się udało i Wam też się uda
I napiszę Wam ,że u mnie było tak troszkę "magicznie"... w tym cyklu , w którym teraz zaszłam, bardzo się na to jakoś nastawiłam... do tego to był cykl z naszą rocznicą ślubu- wręcz powinnam w rocznicę testować, ale owulacja opóźniła mi się aż o 2 tyg i wypadła niemal w rocznicę ślubu. W tym cyklu wracając z pracy kupiłam świeczkę i poszłam na grób babci, bardzo ją prosiłam aby nad nami czuwała. 23.08 to była data porodu mojego aniołka... było dopiero 9dpo a ja coś przeczuwałam... był wieczór, ja miałam w szafce masę testów, coś mnie tknęło i zrobiłam... 9dpo późnym wieczorem... patrzę , a tam cień! wierzę , że nasz aniołek nad nami czuwa...
Moniusiunia, ja podobnie mam jak ty. Po poronieniu dość szybko wróciłam do wcześniejszego życia. Ale im dłużej nie udaje się zajść w ciążę, tym coraz częściej myślę o tym dlaczego musiałam stracić maluszka. Gdyby nie to, miałabym teraz maluszka . Mówią że czas leczy rany, leczy ale gdy się długo nie udaje to już nie jest to takie proste.
Dziewczyny, ja po pierwszym poronieniu nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła wznowić starania. Teraz już tak nie mam. Po prostu się boję. Termin porodu pierwszej poronionej ciąży miałam na koniec stycznia i wtedy też dowiedziałam się, że będę mieć drugiego Aniołka. Z perspektywy czasu wiem, że czas leczy rany i po każdej burzy przychodzi słońce. Wierzę, że i nam się w końcu uda.
yummy_mummy ja jestem po dwóch poronieniach (obydwa w 2012 roku) i mam dokładnie takie same odczucia jak Ty. Po pierwszym szybko wróciłam do codziennego życia a po drugim jest we mnie mega strach..mężowi mojemu jeszcze ciężej..:( Jeśli chodzi o badania to mi lekarka powiedziała tylko, żeby mąż się przebadał, bo on nie jest biologicznym ojcem mojego pierwszego syna....no a on nie jest gotowy na to, nie chce tych badań..jest mu ciężko. teraz jestem w trakcie zmiany ginekologa (przeprowadziłam się) i zobaczymy co zrobi nowa lekarka. Na razie starania odłożyliśmy w przyszłość (nie wiadomo kiedy)....
Jahela, faceci nie są tacy chętni do badań, ale spróbuj z nim porozmawiać, że nie ma sensu po raz kolejny ryzykować kiedy nie wiadomo co jest przyczyną start. Jeżeli jemu zależy na dziecku powinien się zgodzić. Spróbuj wziąć go do ginekologa na ustalenie diagnostyki, w końcu to nie tylko sprawa kobiety i mężczyzna też powinien się aktywnie zaangażować. Może wtedy w końcu uda się przekonać.
A mnie udało się umówić do poradni genetycznej na badanie kariotypu na NFZ na 12 lutegoMiłe zaskoczenie że tak szybko. Nie spodziewałam się tak krótkich terminów.
Witam Panie jestem tu po raz pierwszy. Wyrazy współczucia dla Was wszystkich... Ja jestem po zabiegu 10 dni, pierwsza ciąża, planowana tylko, że w tym samym okresie zdiagnozowano u mnie tą cholerną cukrzycę T1 no i prawdopodobnie Maleństwo było za słabe żeby rozwijać się prawidłowo przy cukrach 500 i hemoglobinie blisko 14 Na koniec stycznia byłam na kontrolnej wizycie u ginekologa dał mi skierowania na badanie krwi i moczu no i skierowanie do szpitala gdzie okazało się, że moje Maleństwo nie żyje. Następna wizyta 25 lutego i tu moje pytanie: Czy pomimo, iż nie jestem już w ciąży mam zrobić te badania (typu potas, magnez, TSH, FT3, FT4, mocz, morfologia i dodatkowo gr. krwi)??? toksoplazmozę to raczej sobie odpuszczę..
martk7ka, badania zawsze warto robić. Ja też dostałam od endokrynologa skierowanie na badanie jak jeszcze byłam w ciąży i już po zabiegu zrobiłam je. TSH, FT3, FT4 to diagnostyka tarczycy, więc czy jesteś w ciąży czy też nie warto wiedzieć czy z tarczycą jest wszystko w porządku. Oznaczenie grupy krwi zawsze ci się przyda. Nie będziesz tego po raz kolejny musiała robić. A dlaczego odpuszczasz toksoplazmozę? Jeżeli wykryją ją dopiero w ciąży, to może to być poważne zagrożenie dla dziecka. Ja wychodzę z założenia że lepiej zrobić wszystkie badania przed zajściem w ciążę, żeby wykluczyć przyczyny ewentualnych poronień.
Witam się i ja... W 10 tc straciłam swoje ukochane maleństwo o które staraliśmy się ponad 4 lata :( Poczatek ciąży był dośc ciężki bo od 13.września do 9 października musiałam ciągle leżeć żeby nie zaszkodzić maleństwu... do tego leki podtrzymujące ciążę - luteina, progesteron... no i pojawił się i krwiak który potem się zmniejszył, i krew... ale maleństwo ciągle żyło, serduszko biło i nasz Okruszek nawet się poruszył na którymś z usg... to było takie piękne uczucie... 9 października byłam u lekarza który miał nam zacząc prowadzić ciążę niestety nie dane było nam to :( na ekranie nie widziałam ruszającej się kuleczki i bijącego serca, kiedy dr włączył te kolorowe linie żeby zobaczyć czy jest tam życie to były tylko pojedyncze przerywane linie niebieskie i czerwone, a dosłownie 4 dni wcześniej aż roiło się od mega wyraźnych linii czerwonych, niebieskich, zółtych... wiedziałam już że jest coś nie tak :(( Potem usłyszałam że "...brak akcji serca..." a potem "jutro zgłosi się Pani rano na Izbę Przyjęć do szpitala i jeśli serduszko nie będzie biło to podadzą Pani tabletkę a potem zrobią zabieg" Dr bardzo był przejęty sytuacją bardzo... Ciagle płakałam nie wierzyłam w to co się dzieje, mąż zrobił się taki blady i przestraszony... W nocy kompletnie nie spałam...mąż też... Dnia 10 października 2012 roku poronienie zaczęło się samo...przed wejściem do szpitala jak wysiadłam z auta zaczęła lecieć krew... ale tak jakby ktoś (przepraszam że tak dosłownie) kurek od wody odkręcił :( płakałam idąc (bo nawet do glowy nam nie przyszlo żeby wozek brac i jechac na wozku...zreszta komu to przychodzi do glowy w takim momencie) w zakrwawionych spodniach... Potem na IP tam poprosilam ludzi aby mnie przepuscili w kolejce... no i uslyszalam "prosze poczekac zaraz lekarz przyjdzie na dol..." doslownie nie minela nawet minuta a dr mnie poprosil do gabinetu... to byl dr ktory schodzil z dyzuru i poswiecil swojego prywatnego czasu az 45 minut... nie bede sie wdawac juz w szczegoly-to bylo strasznie okropne :( ta ilosc krwi... nie mogli mi tego zatamowac..... Przyjeto mnie na oddzial... i po godzinie mialam zabieg... ogromny bol po zejsciu znieczulenia i placz...
Narazie badamy przyczyny poronienia - chodze do dr immunolog i ona stara się sprawdzac cokolwiek sie da... Napewno do staran wrocimy...
__
Przepraszam za tak dokladne opisywanie... nie umiem inaczej
AgulkaQlka bardzo mi przykro no ale musimy wierzyć że będzie dobrze. Ja do starań wróciłam po niecałych trzech miesiącach, a Tobie lekarz co mówi? Jesteście gotowi na ponowne starania?
Treść doklejona: 21.02.13 22:43 Blanka a co tam u Ciebie ??? Lepiej się czujesz?
Jest dobrze psychicznie czuję się dobrze,fizycznie też już doszłam do siebie, choć miałam plamienia/brudzenia od owulacji do miesiączki, teraz biorę castagnus, który chyba obniżył prolaktynę, mam wrażenie uspokoił hormony i spowodował, że wróciłam do równowagi. A ty monisiunia?
A ja kochana czekam na owulację bo jestem na clo, we wtorek jadę do lekarza zobaczyć czy pęka coś czy nie, najgorsze jest to że w tą niedziele jest termin narodzin maleństwa :( ale myślę, że postaram się i dam radę.
Blanka81 ja miałam zmiany nowotworowe i nie mam w ogóle szyjki została wycieta całkowicie i tu może byc przyczyna poronieniamoja gin powiedziała że jak zajdę to dopiero w 12 tyg założą mi taki szew no ale niestety nie utrzymała się ciąża
sucharku, ale szyjka nie ma nic do rzeczy z ciążą obumarłą, która dzieje się wewnątrz macicy. Jedyne co to szyjka, bez wsparcia, może nie donosić ciąży. Poronienia się zdarzają a twoje nie musi mieć związku z operacją. Może pomyśl o szwie przezbrzusznym, zakładanym na wewnętrzne ujście szyjki, jeszcze przed ciążą. Monisiunia przytulam, trzymaj się...albo i nie...jak potrzebujesz. Nieraz nie warto trzymać się w kupie...tak czy siak, przytulam.
Witam dziewczyny, Zacznę od tego, że bardzo mi przykro z powodu waszych strat. Doskonale wiem co się dzieje w Waszych sercach ponieważ sama przez to przeszłam. 22 lutego na kontrolnym usg w 11 tygodniu okazało się, że mam puste jajo płodowe. Następnego dnia miałam wywołane poronienie i łyżeczkowanie. Ordynator kazał przyjść po wyniki za 3 tygodnie, jeśli nic nie wskażą no i oczywiście jeśli kontrolne usg wyjdzie dobrze, mogę się starać zaraz po pierwszej miesiączce. Po wspomniane wyniki idę w ten piątek, wtedy również wybieram się do ginekologa. Proszę podzielcie się ze mną swoimi opiniami na temat tak wczesnego rozpoczęcia ponownych starań. Wiem, że szanse no szybkie poczęcie są bardzo duże ale czy ciąża będzie bezpieczna....Wyczytałam gdzieś, ze bardzo ważne jest endometrium, które musi się odbudować po zabiegu.
Treść doklejona: 13.03.13 16:48 dziewczyny zapomniałam jeszcze o jedno zapytać. Czy to możliwe, ze po poronieniu jeszcze przed pierwszą miesiączką może być owulacja? Ja dokładnie 15 dni po, odczuwałam kłucie i miałam jednorazowy śluz płodny, tylko tak jakby gęstszy. Czy to mogła być owulacja?
na wstepie przykro mi,ze spotkalo Was kochane takie nieszczescia jak strata Maluszka tudziez Maluszkow....niestety i ja moge sie dolaczyc do tego watku...jestem 11 dni po zabiegu w 1 tyg ciazy.serduszko mojego Maluszka stanelo w 8 tyg i 2 dniach.dowiedzialam sie o tym w 10 tyg...nigdy nie stracilam dziecka na takim etapie gdy bilo serduszko...mialam zawsze jakies klopoty,krwawienia ale dzieci byly silne i kazde z nich urodzilam w terminie lub kolo,ale na bezpiecznym etapie.tym razem los mnie brutalnie oszukal...to bylo moje 7 poronienie i jest mi z tym juz na prawde ciezko sie uporac...na takim etapie gdy sie juz widzialo serduszko,malusie raczki i nozki ta strata jest mega bolesna...zazwyczaj mialam straty w okolicach 5 tygodnia...raz puste jajo plodowe a raz ciaza zatrzymana w 6 tyg.... mam pytanie-czy ktoras z Was moze sie wspomagala jakimis antydepresentami po stracie lub jakimis srodkami uspokajajacymi? ja wciaz czuje sie zdruzgotana...wybucham placzem bez powodu,a na ulicy na widok maluszkow nie potrafie powstrzymac lez....jest to silniejsze ode mnie i z drugiej strony mega krepujace....bede wdzieczna za jakies sugestie...
Frezja też miałam owulację w pierwszym cyklu po zabiegu. Mi gin powiedział,że gdy nie ma plamień w czasie cyklu, jest owulacja, to wszystko jest ok, endo odbudowuje się w ciągu miesiąca nie trzeba czekać długo. Z tymi wieloma miesiącami czekania to stara szkoła, teraz uczą inaczej i chodziło raczej o psychikę a nie stronę fizyczną. Mall nie bierz antydepresantów, to co przeżywasz to normalny etap żałoby, po prosty płacz, jak masz potrzebę, gdy widzisz maluszki,wózki.To normalne, nie ma co tego hamować, zostawiać w środku. Też tak miałam, chodziłam po domu i wyłam dosłownie, mąż był zszokowany,nie wiedział co robić...powiedziałam mu,żeby się nie bał, że ma mnie przytulać, nie pomniejszać żalu. Minęło choć wraca nieraz stan bólu, jednak nieporównywalnie mniejszy.
Blanka-mi lekarz powiedzial,ze antydepresanty zaczynaja dzialac ale dopiero po 2 tyg...ze jego zdaniem bedzie ze mna lepiej,ale nie jest...moj P reaguje dosc agresywnie i niemilo na moj stan..gdy wybuchlam placzem w przychodni na widok maluszka warknal na mnie abym sie ogarnela i przestala wyc....w domu mi mowi,ze powinnam sie leczyc na leb....ze mam sie wziac w garsc.czuje sie tak jakbym zamiast dziecka byla na zabiegu usuniecia zeba...a przy dzieciach w domu takze trudno pozwolic mi na zalamanie...nie chce ich wystraszyc swoim stanem...wiec tylko moja poduszka zna widok moich lez....ale do wieczora jest zawsze tak okrutnie daleko...........
Mal, współczuję ogromnie... ROzpacz, żal, niepohamowanie łez są zapewne normalne. Ja przeszłam przez stan depresyjny i naprawdę, to się odrózni od tego, co jest w "granicach normy"... Nigdy, NIGDY nie chciałabym przejść tego znowu, o byłam na krawędzi, naprawdę... Nie związana była z poronieniem, ale z ciężkim bardzo czasem w moim życiu - jak on już właściwie minął, zaczęło się układać, przyszła ZMORA najgorsza - depresja. Teraz mam nadzieję, że minęła na dobre, tak czuję. Oby nie było nawrotu. nie mogłam brac leków (ciąża), wspomagałam się melisą, magnezem, DHA (zalecany i w ciąży i na depresję). Minęło... OBY! Wcześniej, w gorszych momentach brałam DEPRIM FORTE - kilka razy miałam naprawdę wrażenie, ze pomagał. Może więc spróbuj tego. jest bez recepty - raczej bezpieczny. Może złagodzi trochę... TRZYMAJ SIĘ
dziewczyny bardzo dziękuje za informację!!!!!!!!! robiłam dzisiaj test ciążowy i jest tylko jedna kreska, wiec zgaduje ze hormony się już uspokoiły. Na teście owulacyjnym dwie ale jedna jaśniejsza. Może jeszcze przed albo już po owulacji. Jutro idę do ginekologia na pierwsze usg po... nie chce pominąć coś ważnego, co poza endometrium powinnam sprawdzić?
Treść doklejona: 14.03.13 13:09 czy to prawda ze oeparol odbudowuje endometrium?
Treść doklejona: 14.03.13 13:33 mal kochana jeszcze miesiąc temu byłyśmy razem na wątku starające się a teraz jesteśmy w takiej samej sytuacji...ściskam Ciebie mocno. Mi było bardzo bardzo ciężko...przez jakiś tydzień po. Bardzo pomogła mi sama obecność męża. Do końca życia będę wdzięczna także mojej siostrze, która jak tylko się dowiedziała wyszła z pracy w środku dnia i przejechała 90 km żeby mnie pocieszać. Najgorsze dla mnie był pobyt w szpitalu...tragedia po prostu....potem wyznanie innym wkoło, że już nie jestem w ciąży a na końcu powrót do pracy....ale wszędzie tak ciepło mnie wszyscy przyjęli, dodali otuchę, że stanęłam na nogi. Dalej czasami zapłaczę ale już się pogodziła z losem. Zaakceptowałam go i myślę o przyszłości. Wytyczyłam sobie cel krótkoterminowy, wykończenie domu i wprowadzkę do końca maja. Wiem, ze masz dzieci, dla Ciebie to może być celem, przyznam, ze bardzo Ci zazdroszczę tak dużej rodziny.... co do środków na uspokojenie, to wiem ze w niektórych sytuacjach są bardzo potrzebne. Nalezy zrobić wszystko aby ustrzec się przed depresja lub tez zwalczyć ją, jeśli już niestety nas zaatakowała. To poważna choroba i nie można jej bagatelizować. Moja siostra kilka lat temu miała poważna sytuacje w życiu, bardzo smutną i wspomagała się lekami bez recepty ty był calm. Myślę ze równomiernie z lekami trzeba z czasem zakasać rękawy i samemu przeciwstawić się smutkom gdyż leki same wszystkiego nie załatwia. Może wkrótce jak będziesz na siłach, wyznacz sobie jakiś cel, to może być coś małego, może zapisz się na jakiś kurs, może pomogłaby także grupa wsparcia jeśli są takie w Twojej okolicy, nawet rozmowa na takim forum może pomóc. Mam nadzieje, ze nie odbierzesz moich słów jako wymądrzanie się. To jest moja opinia i moje pomysły na to co mogłoby Tobie pomóc.
Karko-dziekuje za podpowiedz.zapytam sie w aptece czy jest dostepny taki srodek.sa chwile w ktorych ruszam do boju,ale zaraz przychodza momenty w ktorych przelot muchy wywoluje niepohamowany placz...przechodze ze skrajnosci w skrajnosc...najgorsze jest dla mnie jednak to iz moj organizm nie bardzo chce przyjac do wiadomosci iz ciazy nie ma.moje piersi po 2 dniach gdy to wlasnie one wyslaly mi sygnal,ze dzieje sie cos zlego,powrocily do stanu jak w ciazy.baaa,ja nawet po 2 dniach totalnej pustki dostalam na powrot mdlosci i wymiotow.czegos takiego do tej pory nie przeszlam. moze tym razem hormon opada o wiele wolniej.nigdy nie tracilam dziecka na tak duzym etapie.moze ktos sie zasmieje iz 11 tydzien nazywam duzym (zabieg w 11 tyg-ciaza stanela na 8.2 ),ale nigdy nie sracilam dzieciatka gdy juz mu bilo serduszko. nawet w tej chwili moje piersi sa bolesne i tkliwe,gdzies tam w glebi organizmu sa leciutkie mdlosci i wciaz bardzo wrazliwy wech-czuje sie jak ogar. a jak to bylo u Was? jak Wasze organizmy dochodzily do siebie? mialam juz dwa zabiegi czyszczenia macicy,ale to bylo wiele lat temu i zapomnialam juz jak dlugo sie krwawi po czyms takim.czy to jest takze sprawa indywidualna? ja wciaz mam spore krwawienie.
Treść doklejona: 14.03.13 15:26 Frezjo-nie mam nic za zle.w sumie mnie zycie samo przywoluje do tablicy.od razu po poworcie z Polski i szpitala zmuszona bylam wziac sie z zyciem za bary.najpierw pisalam odowlanie na czynsz poniewaz walneli nam mega wielka podwyzke,potem opieka nad 4 dzieci bo tego samego dnia gdy przylecialam rozwalil je wirus-kazdo po ok 40 stopni goraczki.chore sa jeszcze po dzisiejszy dzien...potem walka z collegem syna i masa dokumentow ...i tak kazdego dnia zyje od telefonu do jakiegos urzedu do latania z termometrem pomiedzy dzieciakami.celu na razie nie potrafie sobie wyznaczyc.jestem na etapie emocjonalnej pustki,ale dobrze piszesz-powinien sie taki pojawic jesli nie chce sie doszczetnie zakopac w swoim bolu i zalu.
Ja już zaczęłam patrzeć na łóżeczka i wózki....kiedy poszłam na usg byłam w ogromnym szoku.....ja przestałam krwawić na 5 dni po zabiegu, a potem już było tylko brązowe plamienie. W piątek wieczorem było łyżeczkowanie, potem brzuch bolał jak w okresie, a może nawet trochę słabiej. Najgorsze było w niedziele wieczorem, nie mogłam się wyprostować, macica strasznie bolała, cały czas leżałam, a jak wstawałam to chodziłam zgięta w pół. dodatkowo w brzuchu zbierały się jakby gazy, brzuch miałam strasznie twardy...nawet siusianie sprawiało duży ból. wystraszyłam się nawet że coś jest nie tak ale przeszło we wtorek rano. Objawy ciąży, bolesne i powiększone piersi minęły po 4 dniach.
Treść doklejona: 14.03.13 15:58 mam nadzieję, ze ten ból który odczuwałam nie świadczy o żadnych powikłaniach, zresztą jutro się przekonam
Frezja-ja mam ciagle bol w piersiach...a przeciez jestem 11 dni po zabiegu...nawet z martwa ciaza moj organizm wciaz sie zachowywal jakby sie nic nie stalo..u mnie jest plamienie brazowym sluzem i chlup,jakis skrzep i zywa czerwona krew i tak na zmiane...jesli mi to nie minie do przyszlego tygodnia chyba bede musiala isc wczesniej do GP.myslalam,ze udam sie tam jak juz dostane do reki wyniki badania histopatologicznego,ale to moze potrwac.najpierw moj tata musi je odebrac,a potem mi je wyslac. mnie w sumie po zabiegu wcale brzuch nie bolal.nawet malutko krwawilam.dopiero na 2 dzien wieczorem ruszylo.lalo sie ze mnie jak podczas @. ja nawet nie kupilam sobie ubran ciazowych tym razem.chociaz zle sie czulam w spodniach jakos nie moglam sie przemoc do kupienia sukienki...balam sie ..jakbym cos przeczuwala.chyba po tym snie jaki mialam w 5 tyg zabraklo mi wiary w powodzenie tej ciazy...chociaz potem,gdy na usg widzialam bicie serduszka to zaczynala we mnie kielkowac nadzieja...dla mnie usg w 10 tyg takze bylo szokiem...wymiotowalam jak kot,silne objawy ciazowe ,a tutaj brak akcji serduszka i to podobno juz od jakis 2 tyg........
teraz jak siedzę i analizuje, dlaczego nic nie zauważyłam, przypominam sobie taki moment gdy pojawiły się lekko żółte upławy. To trwało przez 2 dni, może wtedy się wszystko skończyło. wiem, ze jeśli uda mi się zajść w ciążę nie będę robić dalekosiężnych planów jak teraz, nie będę wszystkim o tym w koło mówiła, nie będę wymyślała imion. jeśli raz mi się to przytrafiło, może się to powtórzyć w najmniej spodziewanym momencie. nie chcę znowu czuć tego co teraz. Odnośnie Twojego przeczucia, miałam coś podobnego. byłam w sklepie z wózkami i wybierałam model chociaż czułam, że nie powinnam bo to przynosi pecha. Lekarz mi powiedział, że kobieta może krwawić przez 2 tygodnie po, więc na razie się nie martw. Jedynie gdyby pojawiła się krew jasnoczerwona trzeba natychmiast pojechać do szpitala. Odczucia ciążowe są tak długo, jak długo utrzymuje się w organizmie hormon ciążowy. ja do 15 dni po zabiegu miałam pozytywny test ciążowy. Więc u Ciebie myślę że wszystko się uspokoi z czasem.
U mnie objawy takie mocne ustały 10 dni przed diagnozą,to było coś co zwróciło moją uwagę,jednak jeszcze ok dwóch tygodni po zabiegu miałam powiększone piersi i brzuch, była siara. Co do planów na następną ciążę, mówić wszystkim nie będę na pewno, do czasu gdy wszystko w miarę będzie wiadomo. ale patrzeć i kupować wózek, ubranka i rozglądać się za imieniem będę. W zasadzie będę robić wszystko to, na co będę miała ochotę a kupować ciuszki uwielbiam. Nie wierzę, że takie sprawy mają jakiekolwiek znaczenie w utrzymaniu ciąży.
Frezja-kurcze...ja tez mialam zolty sluz.........na tydzien przed zakrwawieniem gdy pojechalam do szpitala bo poczulam sie "pusta"...te uplawy mialam chyba z 5 dni i chcialam sie umowic na wizyte do GP bo zaczelam sie bac ze moze to jakas infekcja.ale nic mnie nie swedzialo,pieklo,zadnego dyskomfortu nie czulam.czasem mialy taki intensywny kolor jakby braz,pomaranczowy...ale na wizyte nie moglam sie ciagle zalapac,bo byly rozdrapane wizyty....myslisz ze to mogo sie wtedy zaczac gdy serduszko przestalo bic?ja mam w sumie do siebie zal,ze moze faktycznie mialam jakas infekcje i nie dopilnowalam tego na czas.jak szperalam na necie to zdania byly podzielone-niektore kobietki maja zolty sluz w ciazy,a u innych wlasnie to byla jakas infekcja...nigdy sie juz nie dowiem co bylo faktyczna przyczyna...czasu nie cofne....ale na razie nie potrafie przestac o tym myslec...
Blanka-moja bardzo dobra znajoma,prawie jak Mama dla mnie,zawsze powtarza-co jest Tobie przeznaczone to na drodze rozkraczone...wiec nie ma raczej znaczenia czy cos kupimy lub nie...ja mialam tylko przeczucie...wiec gdy poszlam kupic sobie sukienki ciazowe do domu worcilam z niczym.wlazilam do sklepu i pochodzilam bez celu i wychodzilam..w poprzednich ciazach wchodzilam do sklepu i wychodzilam z 5cioma...nie potrafie tego okreslic..nie kierowalam sie przesadami...po prostu gdzies gleboko mnie od poczatku mieszkala pewna pustka...nie potrafilam i nie potrafie do dzis nazwac tego uczucia..to sie po prostu wie w danej chwili..niektorzy nazywaja to instynktem..w sumie,jakby sie zastanwoic ,to w poprzednich ciazach gdy mialam mocne testy ciazowe,to juz na drugi dzien szlam i kupowalam jakies skarpetki,buciki i przynosilam do domu...ale nie tym razem...
I ja tu jestem, Zawsze broniłam się od tego forum, nawet po poronieniu , czy też pogrzebie moich Aniołków bałam się tu wejść ( bałam sie całkowitego załamania). Teraz żałuje bo tak naprawdę tylko dzięki Wam i każdej z osobna ( i oczywiście mojemu mężowi) jestem w stanie jakość funkcjonować. Mall kochana, tak dobrze się znamy lecz nigdy się nie widziałyśmy. Płacz kochana, placz ile się da. Te słowa doradziłam mi Blanka- za co jej bardzo dziękuje. Ból, smutek i żal muszą być, w przeciwnym razie jakimi byłybyśmy matkami. Teraz potrzebujemy czasu
<span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 14.03.13 22:03</span> odnośnie przesądów - to nie dla mnie. W pierwszej ciąży ubranka zaczęlam kupować w 3 mc, w drugiej zakupiłam wóżek w 4mc, a teraz nic, zupełnie nic, nawet do trzeciego mc nikt z rodziny nie wiedział. Czułam, po prostu czułam że może być coś nie tak. Ale to są tylko nasze spekulacje, czy przesądy , przecież wszystko zapisane jest tam- w Niebie.
U mnie niestety też pojawił się na dwa tygodnie przed krwawieniem, może trzy taki żółto- pomarańczowy śluz o owocowym zapachu i też podejrzewałam, że coś jest nie tak. No i okazało się, że było nie tak :( Z tego powodu, że niektóre dziewczyny miały taki w ciąży tliła się jeszcze we mnie nadzieja. Teraz zaczynam już 7 cykl po poronieniu. Infekcji na pewno nie miałam bo robiono mi wymaz. A wiedziałam, że na pewno już nie jestem w ciąży kiedy z dnia na dzień wróciła mi zgaga, która mi znikła jak zaszłam w ciąże, a zazwyczaj niestety męczyłam się z tą przypadłością.
dziewczyny ja również nie wierze w przesądy, a w przypadku kolejnej ciąży, jeśli oczywiście będzie mi dana, nie będę kupowała i wybierała niczego przed końcem pierwszego trymestru tylko dlatego, żeby uchronić się przed ewentualnym wielkim i potwornym rozczarowaniem. W ogóle to co ja wypisuję, nie wolno mi tak myśleć, trzeba być pozytywnym!!!
Treść doklejona: 14.03.13 22:43 sama już nie wiem co będę robiła, teraz za dużo myślę i analizuję. Może nawet dobrze bo pomogą mi to wrócić do normalności. Co do żółtego śluzu, to jutro zapytam ginekologa. Pewnie powie, że mógł być to objaw obumarcia płodu ale nie gwarantuje że tak było. Ja jestem tak zestresowana jutrzejszymi badaniami, ze cały dzień chodze jak w zegarku. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, a przecież dopiero 23 wieczorem, jak ja przetrwam do jutra.....
Dominam-to juz jestes trzecia ktora pisze o tym sluzie...jesli to nie byla infekcja to w takim razie co?czyli nie mialysmy wplywu w takim razie na dalsze losy naszej ciazy...tak mi sie wydaje jesli nie mozna bylo tego powstrzymac lekami.bo w sumie na co jesli nie bylo stanu zapalnego...w poprzednich poronieniach po prostu dostawalam plamienia i krwawienia.a tutaj byl najpierw ten sluz...i to z 5 a moze nawet 7 dni zanim zaczelam krwawic.ale objawy ciazy dopiero ustaly na dzien po krwawieniu i to na 48 h a potem powrocily. Frezjo-jesli mozesz to faktycznie wypytaj sie o ten sluz....jesli nie tylko nas to spotkalo to musi byc jakies logiczne wytlumaczenie...jakas przyczyna..trzymam za Ciebie kciuki i badania... Mamciu-smutno witaj na pokladzie....zazdroszcze wsparcia w domu...meza....nie posiadam takiego.....nie moge sie nawet na legalu wyplakac....dusze to w sobie lub przychodze tutaj troszke poszukac pocieszenia...wypisac sie....zaczynam sie bac,ze zanim sie oswoje z tym wszystkim zajmie mi to wiecznosc.....
My chcemy zaczac dalsze starania...wiem ze witb12 i heparyna to obowiazkowe leki w kolejnej ciazy... Zobaczymy co zycie przyniesie... Bardzo mi przykro dziewczyny ;((((
U mnie też się pojawił żólty śluz, nawet żółto-zielony, ok dwa tygodnie przed poronieniem i piersi miałam mniej obolałe. Pozostale objawy ciąży jak najbardziej się utrzymywały( zgaga, apetyt, odbijanie) dlatego myślałam, że jest wszystko ok. tym bardziej że tydzień wcześniej byłam na usg i było wszystko wporządku. Nieraz myślę, że jestem egoistką myślę tylko o tym, że ze mna byłoby im tak wspaniale, tuliłabym, całowała itd, a może byłoby inaczej, może tu na ziemi cierpiałyby nasze skarby, dlatego Bóg je zabrała i ta właśnie myśl dodaje mi otuchy i chęci dalszego życia
dziewczyny kochane ja już jestem po badaniu. Byłam także w szpitalu ale pomimo obiecywanego po 3 tygodniach wyniku nie dotrzymali słowa, podobno za tydzień będzie. Pomimo tego poszłam do ginekologa bo mnie ciekawość i niepewność zżerała. Poza niewielkim zapaleniem pochwy , na które dostałam globulki, wszystko jest bardzo dobrze. Ponoć mam bardzo ładnie wyczyszczoną macice, jak to określiła: oszczędnie, czyli tak aby mogła się zregenerować w szybkim czasie. Myślałam, że jestem po owulacji ale okazało się, ze jeszcze przed:) ogólnie powiedziała, ze mogę od następnego miesiąca starać się o ciążę. Odnośnie śluzu, to powiedziała, ze mógł być to objaw ale reguły nie ma, ponieważ w zdrowych ciążach czasami także się taki pojawia. Czyli dalej nic nie wiemy... Oczywiście powiedziała mi że na wynik histopatologiczny nie mam co się nastawiać, bo najprawdopodobniej nic nie wskaże. Jej teoria na moje poronieni to przeziębienie w pierwszych tygodniach. Miała w ostatnim czasie 3 inne pacjentki, które tak samo jak ja były chore i straciły ciąże. Ponoć dopiero po 14 tygodniu przeziębienia są "bezpieczniejsze" dla dziecka.
Frezja mi też mówiono, że przeziębienie, wirusy to główny winowajca wielu poronień w okresie jesienno-zimowym. Fajnie,że wszystko jest ok,teraz tylko do dzieła
Mamcia będziemy starali się od następnego miesiąca, chyba że wynik histo okaże się niepokojący. Wiecie, ona powiedziała, że teraz mam brać te globulki na zapalenie ale współżyć mogę normalnie, bez zabezpieczenia. Stwierdziła, że co ma być to będzie i że już dawno minęły te czasy gdy lekarze kazali czekać 3 lub nawet 6 miesięcy. Ponoć głównie dla psychiki wyznaczano taki termin. Dziewczyny, czy kiedykolwiek badałyście sobie szyjkę macicy po poronieniu? Ja sprawdziłam wczoraj i jest miękka i rozpulchniona jak w owulację ale nie jestem pewna ponieważ na teście owulacyjnym mam bladą drugą kreskę. Może taka szyjka utrzymuje się przez jakiś czas po zabiegu?
Treść doklejona: 16.03.13 10:08 Blanka kwiecień i maj to najlepsze terminy do zaciążenia:) Gdyby tylko dało się to zaplanować. My z mężem czekaliśmy najpierw na ślub, potem na wybudowanie domu, potem przeprowadziliśmy się do moich rodziców, zajęliśmy się wykończeniem domu na własną rękę i wtedy stwierdziliśmy, że możemy mieć dziecko. Zaczęliśmy w listopadzie ponieważ wyliczyłam sobie(głupie to było z mojej strony) że urodzę akurat przed zimą i nie będę musiała kupować większej kurtki puchowej!!:) idiotyczne to było z mojej strony.. teraz wszystko się w mojej głowie poprzestawiało na całe szczęście. Całe to cierpienie, którego doznałam nauczyło mnie większej pokory, wrażliwości ale przede wszystkim przewartościowało moje priorytety. To jedyny pozytyw tego wydarzenia.
Dziewczyny niestety dużo w tym może być prawdy... popatrzcie nawet na naturę... największy rozród jest wiosną.... ja zaciążyłam w grudniu i poroniłam- położna pierwsze co pytała czy czasem nie miałam grypy...
Zaszłam w sierpniu i prawie mamy finał- tym razem szczęśliwie...
Wiem, że do tego dochodziły jakieś tam problemy hormonalne... ale skoro jajeczko się zagnieździło to kto wie czy to nei było jakieś wirusisko...
ja jestem tego przykladem, córcie mam z poczynań kwietniowych,a synka z majowych:) a te wyliczenia, no cóź chyba każda z nas robiła je sobie,bo ubrania, bo pogoda itd, ach głuptaski z nas :)
Ją zaciazylam w sierpniu a niestety nie udało się donosic...za niecałe 2 miesiące zobaczylabym swoje malenstwo...ehhh życie... A czemu gluptaski...po prostu chcemy się cieszyć ciążą jak każda kobieta w ciąży...czemuz to nam odbierać ta radość noszenia malenstwa pod sercem... Ja dostawalam za mała dawkę heparyny a dodatkowo mialam za wysoka homocysteine :-/ oby kolejna ciaza była ta szczesliwa........
witam wszystkie Panie ! Ja straciłam maleństwo w 7tc straszne uczucie takiej bezsilności i bezradności... :( najgorsze jest to że człowiek się tyle stara, czeka na upragnione 2 kreski i jak w końcu się uda takie nieszczęście :( jestem już 4 miesiące po tym zdarzeniu i nadal nic ciągle czekam i czekam :( lekarka powiedziała że jak rok starań minie to dopiero zabierzemy się za badania do roku zostały mi 2 miesiące. Już powoli tracę nadzieję, ale widzę że jest nas więcej i może to mi jakoś pomoże przetrwać i walczyć dalej.
mamcia3 dziękuję za słowa wsparcia dziś w szczególności się przydadzą bo dziś był dzień kiedy się spodziewałam że @ nie przyjdzie a jednak jest :( oj życzę wszystkim Nam żeby się następnym razem udało :)