Lily niby tak, ale zakladac z gory ze malzenstwo ma byc cierpieniem, jako inaczej pojmowalam zawsze nauke Jezusa. wiadomo ze nikt nie mowi ze bedzie latwo, tylko dlaczego kazdy mowi ze to cierpienie udreka i ze ciezko i w ogole.
bo generalnie to bardzo pozytywna i radosna nauka - wydaje mi się że to wynika z tego że ma być pomocna w każdym momencie Twojego życia i w tych dobrych i złych chwilach
Love-bombing i everything will be allright do mnie osobiście nie przemawia, a raczej kojarzy mi się z sektą
Dlaczego niby małżeństwo ma być samo z siebie pasmem rozkoszy? Stąd potem pomyłki, że - ocho, były zaklęcia prawnicze w USC, były kadzidła w kościele, a potem finito la comedia. Małżeństwo to powołanie, jak życie samotne, w zakonie, w kapłaństwie. Dobrze wybrać, to jedno. Dobrze przeżyć, to drugie. Nic się samo nie zrobi. Jak ktoś oczekuje, że w małżeństwie będzie miał jedwabne życie... no cóż. Tylko wyjątkowa słodycz charakteru każe mi to nazwać naiwnością
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
tak Amazonia absolutnie tego nie sugeruje - jest poprostu różnie, tylko że większość małżonków jakoś zapomina że to jak będzie między nimi zalezy od nich samych
Zapłaczę się. Wiem, że Lily tego nie sugeruje. Wiele osób wszakże tak myśli (nie Lily). Wiem też, że w/w hasła to element programowy sekt. Dlatego to napisałam. Pod komentarzem Lily, ale nie w opozycji do niego.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Czytam te listy i gały wychodzą mi na wierzch. Naprawdę szkoda mi tych ludzi. Szukają cierpienia tam, gdzie powinni znajdować radość. W ich przypadku małżeństwo to rzeczywiście prawie Golgota! Jak to dobrze, że ja nie odczuwam lęku podczas "oblubieńczego spotkania w akcie małżeńskim"
ps. Lily, specjalnie dla ciebie, zmieniam ikonkę!!! Co nie zmienia faktu, że dla mnie te osoby noszą cechy fanatyzmu religijnego. Nie pochwalam żadnej skrajności- ani "puszczalstwa" ani wstrzymywania się z seksem małżeńskim na 2-3 lata (pisał o tym jeden facet w jednym z listów!!). Jedno i drugie to chore podejście.
Ania - kurcze nie przeginaj - jak ktoś jest prawdziwie wierzącym człowiekiem to ma problemy z wiarą i to nie raz i patrzy na swoje życie przez pryzmat tego czy podobałoby się ono Jezusowi - skoro to nie jest Twój sposób na życie to nie powód żeby się z tego śmiać
no właśnie przecież oni się z tym nie obnoszą , nie krzyczą o tym światu...jak np. homoseksualiści (raczej ich zachwanie ma cechy fanatyzmu...tylko że nie religijnego) - wydaje mi się że mają jakiś cel w życiu i dzielą się trudnościami jakie na tej drodze spotykają poprostu...
a tak btw czy to do mnie byl ten post ze malzenstwo ma byc pasmem rozkoszy? nic nie jest pasmem rozkoszy i to wiadomo ale mozna sie starac zeby bylo jak najpiekniej, a nie z gory zakladac ze to krzyz i cierpienie. i tyle mojego zdania na ten temat.
bo ludzi gleboko wierzacych sie nie wyklina jak ludzi homo. nie zabrania im laczenia sie w pary konkubinatu, ze juz nie mowie o malzenstwie i dzieciach, bo zaraz gromy sie na mnie posypia. ludzie homo sie nie obnosza (wiadomo niekorzy tak ale nie wiem jakim cudem w tym kraju mieliby to robic) ale po prostu staraja sie walczyc o swoje prawa. jako ludzi o innych preferencjach seksualnych. tak jak kobiety- feministki wywaliczyly rownouprawnienie. to ze w teorii to juz pominę. zawsze jest tak ze pamieta sie tych najglosniej krzyczących ale tych milcząco cierpiacych nawet sie nie zna. ale jakby nikt glosno nie krzyczał, to by tez o nikt nie wiedzial. po prostu zyjmy i dajmy zyc innym. nawet jesli w swej innosci są inni ekstremalnie wg naszych zasad.
ee chyba każdy chce by było jak najlepiej - szczęśliwe małżeństwo to szczęśliwa rodzina - nikt w tych listach z góry nie zakładał że tak mu się życie ułoży...
Fanatyk to dla mnie osoba, która wybiera taką ścieżkę życiową, która prowadzi do wypaczeń. Ze słownika: fanatyzm- postawa oraz zjawisko społeczne polegające na ślepej i bezkrytycznej wierze w słuszność jakichś poglądów politycznych, religijnych lub społecznych.
ps. vicky- dostałaś mojego priva wysłanego w weekend?
vicky - zgadzam się z Tobą, że zakładanie, że coś będzie li i jedynie cierpieniem i pakowanie się w to, to martyrologia. Niemniej częściej jest chyba tak, że zakłada się coś przeciwnego - przecież wzięliśmy ślub, nic się nie może stać. Przecież miało być tak pięknie. W takiej sytuacji nie za bardzo chyba jest się przygotowanym na ew. problemy, nieporozumienia. Dlatego wolę trzeźwe podejście do sprawy, a nie kwiatki, motylki i takie tam.
Aniu - jakkolwiek dobrze jest sobie przypomnieć znaczenie słowa fanatyzm, to nie za bardzo rozumiem, z jakiego powodu przytaczasz tą definicję? Wg mnie ani na tym forum, ani w przytoczonej przez Lily dyskusji z fanatyzmem raczej do czynienia nie mamy...choćby z tego powodu, że na forum mateusza dyskusja ma miejsce w związku z wątpliwościami. Na te zaś, że już o dyskusji jako takiej nie wspomnę, w fanatyzmie chyba nie ma miejsca?
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
pani_wonko trzezwo podchodzę do sprawy, jestem z natury optymistką jednak ciezko pracującą na swoje szczescie, na zwiazek, firme, umiejetnosci. i wole sie nastawiac ze bedzie dobrze, ze bedzie lepiej, bo bym zwariowala. bo analizujac na trzezwo sytuacje ocenilabym juz dawno ze chyba tylko petla na szyje, bo mam dosc wciaz jak cos lekko pod gore to jeszcze nizej w dol i tak na okraglo dlatego zakladam z gory ze widac tak mialo byc, widac mialo mnie to czegos nauczyc. skoro to sie powtarza to widocznie jeszcze wlasciwej lekcji z tego zdarzenia nie przyswoilam,
jest cos w wypowiedzi Ani ze gleboka wiara w cos zalatuje fanatyzmem czy to jest wiara w Boga czy w cokolwiek innego. ale spodobalo mi sie rownoczesnie stwierdzenie pani_wonka ze w fanatyzmie nie ma miejsca na watpliwosci. chyba prawda jednak, niniejszym sad uznaje ze ludzie ktorzy pisali te listy fanatykami nie sa ale fakt ze wybranie jedynej slusznej drogi czasem powoduje slepote na fakt ze jest jakis sposob by osiagnac ten sam cel lub podobny zupelnie inaczej niz mowia przykazania (zarowno swieckie jak i religijne) i co ciekawe niekoniecznie zaraz sprzeciwijac sie im. czasami po prostu trzeba sie zatrzymac spojrzec na sprawe inaczej i wow - wtedy sie okazuje ze jest trzecie wyjscie zgodne z naszymi zasadami jakiekolwiek one sa aczkolwiek nie powiedziane wprost ale trzeba czasami spojrzec glebiej, wyjsc z siebie i stanac obok, co jest ciezkie gdy idzie sie starymi przetartymi sciezkami. w koncu kazdy powinien znalezc wlasna droge do prawdy. nawet jesli zostanie odkryta na nowo jedna i ta sama prawda
mialam na mysli ze niekoniecznie fanatyzm ale czasem wiara w jedno nawet z watpliwosciami powoduje zaslepienie. wtedy chyba warto sie bardziej otworzyc spojrzec a co by bylo jakbym zrobila to inaczej..nawet na chwile wczuc sie w osobe nie wierzaca tak bezgranicznie.swiezosc spojrzenia budzi nowe mysli. prawda odkryta na nowo inaczej, ze jednak tak to co chcialam jest dobre..ale doszlam do tego inaczej.
Specjalista od promowania anty dr Południewski przeprowadził w 2003 r ankietę na temat seksualności w zależności od wiary Wiara a seks
Nie mogło się obyć bez odpowiedniego komentarza na temat NPR oraz popularyzowania mitu, że jeśli NPR to za nim musi stać Kościół:
Nie chcą metod naturalnych
(...) Zdumiewający jest także skok procentowy w odpowiedzi na pytanie: Czy stosowałeś antykoncepcję w czasie pierwszego stosunku? Jeszcze kilka lat temu „tak” odpowiedziała jedna czwarta pytanych, dziś – trzy czwarte. Wśród wierzących i ateistów tak samo popularne są hormonalne środki antykoncepcyjne, natomiast w odpowiedziach prawie przestają się pojawiać tzw. metody naturalne, tak propagowane przez Kościół. – Wywalczyłem, że teraz będzie używana bardziej adekwatna nazwa „czasowej abstynencji seksualnej” – zaznacza dr Południewski. – Metody naturalne są określeniem niemającym nic wspólnego z rzeczywistością.
Prawie zerowe zainteresowanie metodami naturalnymi to przegrana Kościoła, który propaguje je i w naukach przedmałżeńskich, i w swoich podręcznikach.
Autorka artykułu podsumowuje przytomnie, choć zgodnie z modnymi ideami o zbawczej anty:
Smutną refleksją końcową jest fakt, że polskie badania seksualności są zawsze uzależnione albo od producenta tabletek antykoncepcyjnych, albo prezerwatyw, albo są mądrze wtopione w badania wiedzy o HIV. O niezależnych, sfinansowanych z budżetu nie ma nawet co marzyć. A szkoda, może wtedy okazałoby się, że lepiej inwestować w antykoncepcję niż w pomoc społeczną dla wielodzietnych, bezradnych rodzin.
Nazywanie małej popularności metod naturalnych przegraną Kościoła to ogromne uproszczenie, bo komu innemu bardziej zależy na ich małej popularności, jeśli nie autorowi badań?
tak apropos absytynencji seksualnej w małżeństwie to pewnie Was to zdziwi, ale my zastanawialiśmy się nad "białym małżeństwem" i dla mnie perspektywa posiadania dzieci w przyszłości była trudniejsza od perspektywy braku seksu... i żeby Was jeszcze zdziwić to właśnie moja religia "skusiła mnie" na ślub zwykły
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Jak to 'zwykly'? A jaki jest 'nie-zwykly'? A mozna wiedziec co przemawialo za 'bialym malzenstwem'? Sorki, ze takie glupie pytanie, ale nie za bardzo jarze o co biega, ale mnie zainteresowalo
Czy dobrze rozumiesz "białe małżeństwo". To zaniechanie współżycie w związku niesakramentalnym. Sakrament małżeństwa "nieskonsumowany" jest nieważny. Takie małżeństwo po prostu nie istnieje.
jest tzw "białe małżeństwo" i różni się tym, że małżonkowie wyzekają się seksu, a przysięga jest nieco inna, więc brak "konsumpcji" jej nie unieważnia. Chodzi tu o bardzo specyficzną przysięgę i to jest ślub kościelny.
Co przemawiało za tym?? To piękny symbol, zwłaszcza w swiecie, w którym relacje damsko-męskie postrzeka się często czysto fizycznie, a my byliśmy przekonani, że możemy się odnależć w tym związku, a ja miałam też sporo problemy z akceptacją potencjalnego macierzyństwa, i zwykły ślub był dla mnie tak naprawdę większym wyzwaniem...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
No cóż. Studiowałam prawo kanoniczne i o czymś podobnym nie słyszałam. Przeciwnie. Np niezdolność fizyczna do odbywania aktów seksualnych uniemożliwia zawarcie małżeństwa sakramentalnego.
Ja nie studiowalem prawa kanonicznego ani niczego podobnego ale tez o czyms takim nie slyszalem. Jesli rzeczywiscie masz na mysli obecne nauczanie Kosciola Katolickiego i jesli rzeczywiscie twierdzisz, ze Kosciol blogoslawi sakramentalne malzenstwa narzeczonych, ktorzy przed udzieleniem sobie sakramentu i w trakcie udzielania wykluczaja wspolzycie to podziel sie prosze z nami wiedza na czym, na jakich zrodlach opierasz to twierdzenie. Oczywiscie w Kosciele sa mozliwe rozne sluby, takze sluby czystosci. Kosciol zna tez obrzed konsekracji dziewic (consecratio virginum) odnowiony przez Vaticanum II ktory mozna takze uwazac za rodzaj koscielnego slubu. Moge sobie rowniez, choc z wielkim trudem wyobrazic ze dwoje ludzi, nawet sobie bliskich sklada w kosciele slub czystosci ale wszystkie te sluby koscielne nie maja nic wspolnego z malzenstwem, z sakramentem malzenstwa.
Istnieje taki twór, jak "białe małżeństwo", które polega na wyrzeczeniu się współżycia przez małżonków. Są to przypadki bardzo rzadkie, każdy musi być rozpatrywany z osobna, aby motywacje małżonków były należycie sprawdzone - nie jest to przecież sytuacja standardowa, Z tego, co wiem, do "przemalowania małżeństwa na biało" ;) potrzeba zgody biskupa, słyszałam, że otrzymanie jej nie jest wcale proste - w momencie jej udzielenia, priorytety dla danego małżeństwa dość mocno się zmieniają. Jestem przekonana w 100%, że białe małżeństwa istnieją, bo słyszałam o nich na konferencji głoszonej przez kompetentnego kapłana.
A co z tymi małżonkami (nie pamiętam ich imion i nazwiska), którzy zostali kanonizowani przez Jana Pawła II? Oni chyba właśnie żyli w takim małżeństwie.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Tak Wonko, ale dopiero w późnym wieku, za zgodą spowiednika zadecydowali, ze taki wybór pomoże im bardziej skupić się duchowej sferze małżeństwa. Ale i tu zdania są bardzo podzielone. Np słyszałam jak ojciec Knotz bardzo krytykował taką decyzję u innej, bo przecież współżycie seksualne w dojrzałym w wierze małżeństwie służy pogłębieniu duchowości.tzn. że sfera seksualna przeżywana jako wieź ze współmałżonkiem i Bogiem pogłębia jedność z Tym i z Tym.
Natomiast s_biela mówiła o innej formule małżeństwa. Jest inna formuła dla narzeczonych w wieku po zaniku funkcji rozrodczych. W niej tylko pomija się trzecie pytanie kanoniczne.
dokładnie dholubecka: mam na myśli ślub zawarty od początku z zamiarem braku współżycia. Jak mnie zapytałaś o ten temat szczegółowo, to zaczełam szukać, ale osoby, które mi o tym opowiadału w końcu nie pamietają sprawy szczegółowo ale zawzięcie szperam dalej
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Formuła dla białego małżeństwa brzmi pewnie : "Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię NIE DOPUSZCZĘ aż do śmierci"
A tak na poważnie: małżeństwo wcześniej zawarte i skonsumowane może po jakimś czasie stać się "białe", pod pewnyhmi warunkami - do tego właśnie potrzebna jest zgoda biskupa. I twierdzi tak facet, kóry 6 lat był w Seminarium a następne 9 lat nosił sutannę, więc raczej jest kompetentny.
Ja nie bylem nigdy klerykiem a i szczerze przyznaje ze nigdy sutanny na sobie nie mialem. O moich kompetencjach trudno mi sie wypowiadac ale swoje zdanie mam. Otoz moim skromnym zdaniem w Kosciele Katolickim malonkowie udzielaja sobie sakramentu malzenstwa wobec Boga i zwykle wobec Kosciola reprezentowanego przez upowaznionego przedstawiciela np w osobie kaplana czy diakona oraz wobez swiadkow. Wspolzycie dopelnia taki waznie zawarty sakrament. Sytuacja w krorej malzenstwo nie zostaje dopelnione jest chyba jedyna zana mi sytuacja w ktorej Kosciol moze rozwiazac zawarte malzenstwo. Wspolzycie jest prawem malzonkow ale w pewnym sensie jest takze pewnym wzajemnym zobowiazaniem wynikajacym z paru przeslanek chocby np i z tej ze jednym z waznych celow malzenstwa w rozumieniu Kosciola jest rodzicielstwo. Jedno z malzonkow albo oboje malzonkowie w porozumieniu ze soba maja prawo odmowic/zrezygnowac ze wspolzycia z powodow ktore uzna/uznaja za wazne. Nic mi nie wiadomo o tym zeby taka decyzja wymagala zgody biskupa. Mysle ze moj ordynariusz wykazalby przynajmniej lekkie zdziwienie gdybym go pytal czy mozemy z jakichs tam powodow na dluzszy czy krotszy czas zrezygnowac ze wspolzycia :-)))
tom_lukowski - mylisz dwa pojęcia: jeżeli zamierzasz wraz z małżonką podjąć decyzję o zaprzestaniu współżycia (czasowo lub na stałe) i decyzja ta pozostaje jedynie do waszej wiadomości - to biskupowi nic do tego. Natomiast jeżeli zamierzalibyście oficjalnie "przerobić" wasze małżeństwo na białe podczas ceremonii kościelnej i z ogłoszeniem tego światu - pozwolenie wydaje biskup. Ja też sutannny nie nosiłam, ale dla mnie to oczywiste. Więc swoje skromne zdanie możesz oczywiście mieć, tyle, że jesteś w błędzie.
Samiro, bladzic jest rzecza ludzka wiec dopuszczam ze mnie moze sie to takze czasem przytrafic :-))) ale skoro napisalas pod moim adresem dosc kategorycznie "jestes w bledzie" to moze zacytuj ten fragment mojej wypowiedzi w ktorym dostrzegasz blad co pomoze czesci czytelnikow forum zorientowac sie w jakiej konkretnie sprawie sie myle. Z mojej skromnej wiedzy na temat liturgii i ceremonii sprawowanych oficjalnie w Kosciele wynika ze wiekszosc z nich jest zdefiniowana i niezle opisana w dokumentach Kosciola. Nie jest mi znany zaden zapis w Sacrosanctum Concilium czy w innych posoborowych dokumentach liturgicznych sankcjonujacy ceremonial zawierania "bialego malzenstwa" i warunki jakie mialyby byc spelnione dla jego zawarcia. Jesli ty lub jacys twoi znajomi ksieza, kanonisci czy liturgisci mogliby podac jakis dokument Kosciola ktory regulowalby sprawe bialego malzenstwe i jego warunki - zgoda biskupa o ktorej wspominasz czy inne zalecenia - to bylbym szczerze zobowiazany. Temat czasem pojawia sie w roznego rodzaju dyskusjach i warto byloby moc sie jakos do niego odniesc, oczywiscie w oparciu o stanowisko Kosciola. Moim zdaniem o bialym " malzenstwie" mozna mowic w odniesieniu do niesakramentalnych zwiazkow np osob rozwiedzionych pragnacych uczestniczyc w sakramentach. Wspomina o tym Adhortacja apostolska Familiaris Consortio Jana Pawla II z listopada 1981 roku w punkcie 84 odnoszacym sie do malzonkow rozwiedzinych ktorzy zawarli nowy zwiazek
"Pojednanie w sakramencie pokuty — ktore otworzyloby droge do komunii eucharystycznej — moze byc dostepne jedynie dla tych, ktorzy zalujac, ze naruszyli znak Przymierza i wiernosci Chrystusowi, sa szczerze gotowi na taka forme zycia, ktora nie stoi w sprzecznosci z nierozerwalnoscia malzenstwa. Oznacza to konkretnie, ze gdy mezczyzna i kobieta, ktorzy dla waznych powodow — jak na przyklad wychowanie dzieci — nie mogac uczynic zadosc obowiazkowi rozstania sie, postanawiaja zyc w pelnej wstrzemiezliwosci, czyli powstrzymywac sie od aktow, ktore przysluguja jedynie malzonkom."
O tym ze wspolzycie malzenskie jest istotnym elementem katolickiego spojrzenia na malzenstwo sakramentalne latwo przekonac sie w wielu dokumentach, oficalnych wypowiedziach przedstawicieli Kosciola, w wielu opracowaniach. Ja przywolam tu dosc moim zdaniem znaczace zrodla mianowicie Biblie
Rdz 2,24 "Dlatego to mezczyzna opuszcza ojca swego i matke swoja i laczy sie ze swa zona tak scisle, ze staja sie jednym cialem."
1 Kor 7, 3 - 5 Maz niech oddaje powinnosc zonie, podobnie tez zona mezowi. Zona nie rozporzadza wlasnym cialem, lecz jej maz; podobnie tez i maz nie rozporzadza wlasnym cialem, ale zona. Nie unikajcie jedno drugiego, chyba ze na pewien czas, za obopolna zgoda, by oddac sie modlitwie; potem znow wroccie do siebie, aby - wskutek niewstrzemiezliwosci waszej - nie kusil was szatan.
i Kodeks Prawa Kanonicznego Kan. 1084 § 1. Niezdolnosc dokonania stosunku malzenskiego uprzednia i trwala, czy to ze strony mezczyzny czy kobiety, czy to absolutna czy wzgledna, czyni malzenstwo niewaznym z samej jego natury.
W moim poście wyjaśniłam wystarczająco - jak mi się wydaje - że mylisz dwa pojęcia: decyzję małżonków o czasowej abstynencji seksulanej, co jest ich czysto prywatną sprawą i pozostaje do ich wiadomości, natomiast zgoda biskupa jest wymagana w sytuacji, gdy małżonkowie podczas specjalnej ceremonii kościelnej pragną obwieścić światu, że zaprzestają współżycia stając się małżeństwem białym. Podobnie rzecz się ma, gdy jakaś kobieta postanawia pozostać dziewicą (to jej prywatna sprawa, rzecz jasna), a gdy chce zostać dziewicą konsekrowaną - także takowa zgoda od władz kościelnych jest potrzebna.
Kanon 1084 odnosi się do kwestii konsumpcji małżeństwa - małżeństwo "ratum non consumatum" jest nieważne, w momencie gdy którekolwiek z partnerów cierpiało "uprzednio" - czyli przez małżeństwem na "trwałą" niemożność odbywania czynności seksulanych. Natomiast jeżeli - powiedzmy - trzy dni po "skonsumowaniu" małżeństwa małżonek nagle "zaniemoże" - związek trwa nadal i jest ważny.
Nie wiem, w jakim dokumencie szukać uregulowań dotyczących białych małżeństw - jak mąż wróci z pracy, to go zapytam.
Może to nie jest za bardzo w temacie, ale powiem szczerze, że bardzo zmartwił mnie ten artykuł, ponieważ wynika z niego, że wiele procedur diagnostycznych jest niezgodne z nauką Kościoła (chociażby tek podstawowe jak badanie nasienia). I co w tej sytuacji robić? Badać się, czy nie badać?
Akso, to chyba zależy od tego, co jest dla Ciebie ważniejsze: posiadanie potomstwa, czy wierność nauce Kościoła. Z tego, co wiem, można do badania nasienia używać specjalnej prezerwatywy, z której część nasienia przedostaje się do pochwy kobiety (tutaj nauka Kościoła już nie cierpi), a część pozostaje do badania. Natomiast z punktu widzenia medycznego nie jest to chyba najszczęśliwsze rozwiązanie, bo jak w takim momencie oznaczyć całkowitą objętość nasienia??
Samiro w moim subiektywnym odczuciu nie myle bialego "malzenstwa" z czasowa wstrzemiezliwoscia. Nie jest mi znany zaden rytual zawierania bialych "malzenstw". Jedyne o czym slyszalem to rezygnacja ze wspolzycia ktora w pewnych okolicznosciach jest prawem malzonkow a decyzje podejmuja bez koniecznosci zwracanie sie o zgode czy opinie ordynariusza. Znany mi jest tez inny przypadek bialosci czyli rezygnacja ze wspolzycia w zwiazku niesakramentalnym -tu takze z dosc oczywistych powodow nie jest potrzebna zgoda Kosciola na rezygnacje ze wspozycia ktore Kosciol w tych okolicznosciach uwaza za nierzad badz cudzolostwo. Wyobrazam sobie tez sytuacje w ktorej malzonkowie z powodow ktroe uznaja za wazne podejmuja trudna decyzje o zaniechaniu wspolzycia i prosza o modliwe, wsparcie, blogoslawienstwo np rodzicow czy kaplana - nie widze powodow by taka decyzja, takie blogoslawienstwo wymagalo zgody ordynariusza. Mysle ze wyrazilem to w porzednich wypowiedziach w miare jasno. Jest tez dla mnie jasne ze ty piszac o bialym malzenstwie masz na mysli cos zdecydowanie innego. Twierdzisz mianowicie iz w Kosciele funkcjonuje instytucja bialego malzenstwa inicjowana przez specjalna, uroczysta, publiczna liturgie wymagajaca zgody ordynariusza miejsca. Nie jest mi znany, nie spotkalem wzmianki w obowiazujacych wspolczesnie, posoborowych dokumentach regulujacych kwestie liturgii, sakramentow, sakramentaliow, kultu, rytualu, ceremonialow itp o tego typu liturgii w Kosciele Rzymskokatolickim i o tak definiowanym bialym malzenstwie. Nie wiem wiec co ja tu myle. Sprawa dziwic konsekrowanch jest wbrew temu co piszesz calkowicie inna. O konsekrowanych dziewicach wypowiada sie konstytucja soborowa o liturgii Sacrosanctum Concilium, sa znane i latwo dostepne dokumenty watykanskiej Kongregacji Kultu Bozego, odnosi sie do nich papiez Jan Pawel II w adhortacji pswieconej zyciu konsekrowanemu "Vita Cosecrata". Dziwic konsekrowanych dotycza stosowne kanony KPK a bez zadnego klopotu kazdy moze o nich przeczytac w Katechizmie Kosciola Katolickiego. Sa tez latwo dostepne opracowane i zatwierdzone przez Kosciol Obrzedy Konsekracji Dziewic w ktrorych opisane jest precyzyjnie kto, co, jak, pod jakimi warunkami... Jesli twierdzisz ze z bialymi malzenstwami jest podobnie to ponawiam prosbe o wskazanie stosownych dokumentow Kosciola. Samiro napisalas ze jestem w bledzie. Przyznam ze nadal nie wiem na czym ten moj blad polega. Nie twierdze i nie twierdzilem kategorycznie ze takich dokumentow, takich rytualow nie ma. Nie twierdze ze biskupi nie musza udzielac zgody na uroczyste celebrowanie takich liturgii. Ja po prostu pisze ze ja o niczym taki nie slyszalem co w koncu niczego nie przesadza bo nie jestem teologiem, liturgista, kanonista ani nikim podobnym. Chetnie wiec skorzystam z wiedzy osob bardziej kompetentnych.
Akso, samira jak widze juz troche odpowiedziala. Warto tu chyba dodac ze choc nauczanie Kosciola czesto dotyczy prawd obiektywnych takich jak np prawo naturalne i stad moze i chyba bywa interesujace takze dla ludzi spoza Kosciola ale z oczywistych wzgledow jedynie dla ludzi bedacych w Kosciele jest obowiazujace. Druga rzecz - dla ludzi spoza Kosciola lub dla ludzi dosc jedynie symbolicznie z Kosciolem zwiazanych chrzescijanstwo czesto kojarzy sie z prawem, moralizmem, systemem zakazow i nakazow ktore zdecydowanie nie sa istota chrzescijanstwa. Rozmowa o chrzescijanstwie ograniczajaca sie do prawa, do norm moralnych, do szczegolowych zasad etycznych nie jest mozliwa a jesli jest prowadzona to musi byc zaklamana, nieprawdziwa. Dobrze to jak sadze widac na przykladzie dekalogu ktory w ogromnym uproszczeniu mozna uznac za jednen z filarow judaizmu. Nie da sie o nim sensownie rozmawiac jesli dekalog sprowadza sie do 2 nakazow i 8 zakazow a nie widzi sie calego kontekstu, znaczenia, umiejscowienia nadania dekalogu w konkretnej historii narodu czy chocby nie po porzedzi sie tych dziesieciu slow tym wstepem znam czesci z nas z katechizmu- "Jam jest...." Rzecz trzecia. Wiara ktora jest istota chrzescijanstwa nie jest wiara w Boga. Jest raczej, mowiac w jakims tam skrocie, wiara Kosciolowi. Mozna to sprowadzic do stwierdzenia ze jesli ktos deklaruje sie jako katolik to uznaje ze Kosciol wie lepiej niz on co jest dobre, co prawdziwe, co pozyteczne, co daje szczescie jemu i innym ludziom, jaka jest recepta na mazlenstwo, rodzine, wychowanie dzieci, jaki jest sens zycia. smierci, cierpienia, historii itp. Nasza wiara jest rozumna, jest w penym sensie empiryczna stad katolik moze i powinien pytac, probowac wyjasniac, probowac zrozumiec ale niezaleznie czy to robi, niezaleznie czy i w jakim stopniu mu sie to udaje to wiara zaklada przede wszystkim, jak sama nazwa z reszta na to wskazuje, gotowosc zawierzenia, zaufania, posluszenstwo Kosciolowi. Abraham ktory takze w Kosciele uwazany jest za wzor, za ojca wiary zdecydowal sie ofiarowac swojego syna choc prawdopodobnie nie bylby w stanie zrozumiec sensu takiego wezwania, nie wiedzial dlaczego ani po co ale uwirzyl czyli byl posluszny. Tak na marginesie byc poslusznym oznacza najpierw sluchac, potem takze uslyszec, dalej uznac to co sie uslyszalo za sluszne, podjac decyzje akceptujaca i oznaczajaca gotowosc to wypelnienia tego co sie uslyszao i na koncu wproadzic to w zycie. OK. Teraz o badaniach nasienia. Nie czytalem tekstu z podanego przez ciebie linka ale Kosciol oczywiscie nie sprzeciwia sie badaniom nasienia. Natomiast nie akceptuje masturbacji, szerzej nie akceptuje "wylewania nasienia" poza wspolzyciem malzenskim szanujacym znaczenie i przeznaczenie godziwego aktu malzenskiego. Nie sprzeciwaia sie takze np badaniom prenatalnym czy badaniom i leczeniu nieplodnosci ale uznaje swietosc, godnosc, prawo do szaczunku i ochrony dla kazdego ludzkiego zycia. To sprawia ze jedne procedury moga byc uznane za zgodne z nauczaniem Kosciola a inne nie moga byc w swietle tego nauczania zaakceptowane. Dodam tu przy okazji ze moga byc i sa obszary, szczegolnie nowe co do ktorych Kosciol nie zajal stanowiska, co do ktorych moze zwyczajnie jeszcze nie miec rozeznania. Teraz krotko jeszcze o stronie medycznej badan nasienia. Moim nieuczonym zdaniem najwazniejsze z punktu widzenia staran o dziecko sa nie same badania parametrow nasienia ale jego cechy w konkretnym srodowisku tzn w drogach rodnych konkretnej kobiety czyli tzw PCT. (oczywiscie nie twierdze ze to jedynie potrzebne badanie, nie twierdze ze seminogram czy badania chromatyny sa bez sensu, sa zbedne itp) Przypominam ze do badan z prezerwatywa o ktroych wspominala samira uzywa sie specjalnych prezerwatyw silikonowych ze wzgledu na to ze lateks z pospolitych prezerwatyw oddzialuje na plyn nasienny. Przychodni i lekarzy andrologow ktorzy podzielaja, albo przynajmniej toleruja etyczne zastrzezenia katolikow co do sposobu badania nasienia czy raczej do sposobu pozyskiwania nasienia do badan nie ma wielu ale sa - mozna i warto ich szukac. Sytuacja tu jest podobna a moze nawet jeszcze trudniejsza niz z ginekologami czy endokrynologami zajmujacymi sie problemami z plodnoscia kobiet.
Nie pomogło mi to absolutnie. Wręcz przeciwnie, tak rozumując zrezygnujmy z badań krwi, bo polegają na jej "przelewaniu". Bardzo przepraszam, ale wszelkie prawo, czy to "cywilne" czy kościelne powinno mieścić się w granicach zdrowego rozsądku i być konsekwentne. To nie jest marnowanie nasienia, bo nikt tego nie robi dla rozrywki, albo dla rozładowania napięcia, tylko w celu diagnostycznym, który ma pomóc. A tak apropos badań z prezerwatywą. Czy miałabym się kochać z mężem w kabince w przychodni, bo nijak byśmy nie zdążyli ubrać się i dojechać na czas :) Żeby uniknąć dodatkowych pytań, jestem wierząca i praktykująca.
Bardzo mi się podoba, to co napisałeś Tom o istocie wiary, jako zawierzenia Kościołowi, który otrzymał objawienie jako depozyt do strzeżenia oraz przekazywania. Chyba mało ludzi rzeczywiście to rozumie.
Natomiast co do badania nasienia, chyba nie jest najistotniejszą kwestią, że nasienie zostanie wylane. Chyba chodzi raczej o to, że wytrysk nasienia wiąże się z doznaniem seksualnym u mężczyzny. Natomiast za godne i dopuszczalne można uznać jedynie doznanie będące wynikiem, skutkiem, pełnego aktu seksualnego w sakramentalnym małżeństwie. Ponieważ dla chrześcijanina po prostu każda inna forma przeżycia orgazmu jest niemoralna ( po prostu nie godna człowieka). Ponieważ to doznanie jest moralnie dobre i godne wyłącznie w połączeniu z jednością i płodnością małżeńską. Taką ogromną rangę nadaje mu właśnie chrześcijaństwo. Co na pewno jest nie zrozumiałe dla wielu we współczesnym świecie, gdzie doznanie seksualne jest traktowane jak sport, towar i nie wiem co tam jeszcze, i już kompletnie nie związane z poczuciem komunio małżonków.
zastanawiam się czy się obrazić, czy dać sobie spokój. Podejrzewam, że gdyby była inna możliwość pobrania nasienia była możliwa, to by ją stosowano. Niestety faceci są tak skonstruoawani, że nie da rady inaczej. A stwierdzenia, że badanie nasienia nie jest potrzebne świadczą o braku chwili zastanowienia nad sprawą. Owszem, można badać to jak się zachowują plemniki w drogach rodnych kobiety (ciekawe tylko jak to zrobić), tylko najpierw trzeba wiedzieć, czy jest co badać. Poza tym badanie nasienia mówi wiele o stanie zdrowia mężczyzny, a napewno o funkcjonowaniu jąder i prostaty. Ale to taki drobny szczegół.
Dorota nie sugerowalem ze najwazniejszym problemem jest tu przelewanie, marnowanie czy wylewanie nasienia. Mowie czasem ze nasienie jest swiete i wylewac go nie nalezy ale robie to w pewnym kontekscie w pewnych sytuacjach, w ramach rozmow na konkretny temat. Tu nie napisalbym raczej w ten sposob. Wspomnialem o wylewaniu nasienia poniewaz Biblia czesto stosuje ten termin. Jest on zastosowany takze w sztandarowym, najbardziej chyba znanym cytacie biblijnym odnoszacym sie do masturbacji choc nie w Biblii Tysiaclecia a w Brytyjce. Aksa chyba nie udalo mi sie precyzyjnie i zrozumiale oddac tego co mam na mysli. Probowalem napisac, przyznasz chyba, dosc obszernie. Nie jestem chyba teraz w stanie przedstawic rzecz cala duzo jasniej. Jak pojawisz sie na spotkaniu uzytkowniczek w Sulejowku to mozemy o tym porozmawiac. Napisalas "jestem wierzaca". Mozna to pewnie rozumiec na wiele sposobow. Przeciez oboje wierzymy w rozne rzeczy. Ty mozesz np wierzyc w istnienie zycia, cywilizacji pozaziemskiach a ja nie. Ty mozesz poddawac watpliwosc ze wielki wybuch byl pierwszym wydarzeniem w historii swiata a ja moge w to bardzo gleboko wierzyc ale w Kosciele Katolickim wiara, ta konkretna wiara jest rozumiana jako zaufanie czy wrecz posluszenstwo Kosciolowi. Istota tej wiary jest nie tyle pytanie w co wierzymy ale komu wierzymy. Jestem wiec wierzacy jesli wierze (choc moge tego nie rozumiec i moze byc mi to bardzo trudno zaakceptowac bez buntu czy bolu) ze Kosciol ma racje w sprawie masturbacji, in vitro, Trojcy Swietej, nadstawiania drugiego policzka, nierozerwalnosci malzenstwa, dziewictwa Marii, bostwa Jezusa itp. Jesli ktoras z tych spraw odrzucam to jestem niewierzacy bo nie podzielam wiary Kosciola. Powtorze moze jedynie ze Kosciol ma zastrzezenia nie do samego przelewania czy wylewania nasienia bo np nie robimy raczej dramatu jesli odrobina nasienia po wspolzyciu uleje sie z drog rodnych kobiety czy w przypadku mimowolnej, niezamierzonej polucji. Przeczytaj moze raz jeszcze te moje dwa zdania:
Kosciol oczywiscie nie sprzeciwia sie badaniom nasienia. Natomiast nie akceptuje masturbacji, szerzej nie akceptuje "wylewania nasienia" poza wspolzyciem malzenskim szanujacym znaczenie i przeznaczenie godziwego aktu malzenskiego. Dodam tu jeszcze odnoszac sie do twojego komentarza: ja nie napisalem ze PCT to jedyna badania jakie sa uzasadnione i ze zadne inne nie moga okazac sie potrzebne. Napisalem zas to co latwo jest przeczytac wyzej. Nie sadze tez zeby ktokolwiek inny twierdzil ze PTC daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Uwazam ze nasza rozmowa ma sens jedynie wtedy jesli jestes przekonana ze podstawowym powodem dla ktorej ja prowadze nie jest chec obrazania ciebie, chec jakiegos wygrywania z toba ale zyczliwosc czy przynajmniej chec dzielenia sie z toba a przy okazji z innymi ewentualnymi czytelnikami forum moja wiedza, moimi przemysleniami. Jesli rzeczywiscie uwazasz ze probuje cie w jakikolwiek sposob obrazic czy dotknac to zrozumiem jesli zwyczajnie przerwiesz te dyskusje, choc oczywiscie wolalbym zebys wskazala co w moich wypowiedziach uznajesz za niestosowne, chocby po to zebym mogl probowac cos wyjasnic albo tylko przeprosic.
No coz, tu zaczynaja sie schody. Chetnie w miare mozliwosci rozmawiam o zasadach w obszarach ktore uwazam za interesujace i w ktorych mam jakies doswiadczenia, przemyslenia. Natomiast twoje pytanie odbieramnie co inaczej niz literalnie. No bo chyba jest jasne ze czesto stosowany sposob uzyskiwania nasienia bywa nazywany masturbacja a wiec najwyrazniej mozna tak to nazywac. Mysle sobie jednak ze ty probujesz mnie pytac o ocene konkretnego zachowania, konkretnego czlowieka, o konkretnym systemie wartosci, z konkretna wiadza, w konkretnej sytuacji, w konkretnym stanie emocjonalnym. Probujesz mnie chyba spytac nie o to czy to moze byc cos zlego, cos wbrew nauczaniu Kosciola nie czy zawsze to musi byc cos zlego ale czy w tej konkretnej sytuacji to jezt zlo. Otoz ja na takie pytanie nie moge odpowiedziec. To sa pytania do roztrzygniecia w prawidlowo formowanym sumieniu konkretnego czlowieka a jesli jakas rozmowa moglaby tu cokolwiek pomoc to raczej nie rozmowa na publicznym forum internetowym ale rozmowa z madrym spowiednikiem czy ewentualnie jakims przewodnikiem duchowym. Nie jestem ani jednym ani drugim i mam nadzieje nigdy na mysl mi nie przyjdzie uzurpowac sobie prawo do wchodzenia w taka role. Druga rzecz obecna w nauczaniu Kosciola to ze nieco inna sprawa jest roztrzyganie czy dane zachowania, czyny co do zasady sa moralnie naganne w swietle rozeznania i nauczania Kosciola a nieco inna sprawa jest odpowiedzialnosci konkretnej osoby za to co w danej sytuacji zrobila. Nie podejmuje sie tu teraz streszczec katolickiej nauki o grzechu ani nawet mojego rozumienia tej nauki ale na zakonczenie jedno chce stwierdzic. Poza wszystkim tym co tu czy gdziekolwiek indziej juz napisalem o grzechu czy jescze o tym napisze to Kosciol jest wylacznie dla grzesznikow, Ewangelia jest wylacznie dla grzesznikow, sakramnety sa wylacznie dla grzesznikow, Jezus umarl wylacznie za grzesznikow. Jesli ja czy ktokolwiek inny piszac o moralnosci, etyce, normach zapomina choc na chwile o tej prawdzie to glosi jakies wlasne fanaberie i koromysly a nie chrzescijanstwo.