skorpionko dzieki, ja znam adresy tych osrodkow, bo dosc dobrze sie zorientowalam w tym temacie, wiesz my jeszcze nie przeszlismy kwalifikacji we francji, bo moj maz chce jeszcze poczekac kilka miesiecy z decyzja! to ten pierwszy osrodek adopcyjny nie wymaga posredniko, pozostale dwa wymagaja, a koszt takiego tu we francji to 10 tyssiecy euro, wiec jesli zdecydujemy sie (moj maz, bo ja sie zdecydowalam), to bedziemy raczej zmuszeni kozystac z pomocy tej pierwszej placowki nie bardzo rozumiem, czemu mialabym rozmawiac z rodzina zastepcza o szczegolach, myslalam ze to wszystko zalatwia sie przez osrodek adopcyjny? myslalam ze po zlozeniu papierow to osrodek szuka dziecka i przedstawiaja propozycje, potem jak sie zaakceptuje dziecko to sie jezdzi do warszawy (lub miasta skad jest dziecko), zeby je poznac i ewentualnie zalatwiac dalsze sprawy w kierunku finalizacji adopcji.
justined - w ośrodkach adopcyjnych wszystko jest zgodnie z procedurami, czasem, niestety nie o wszystkim informują, natomiast rodziny zastępcze pomagają w przeprowadzaniu procesu adopcji i chętnie doradzają najlepsza drogę. Rodzina zastępcza umożliwia częste spotkania z "wybranym" dzieckiem i pomaga w szybkim załatwieniu formalności. Do tej pory wszyscy byli zadowoleni, jednak nie wiem czy właśnie ta rodzina załatwia adopcję międzynarodową. Ale dowiem się jeśli chcesz.
wiesz narazie moze nie bede zawracac im glowy, dopuki moj maz sie nie zdecyduje nie ma co mieszac, ale przynajmniej wiem ze moge zapytac ci o porade i pomoc ewentualnie. a wiesz z ktorym osrodkiem ta rodzina wspolpracuje?
OJ TEMATA BARDZO WAZNY.Ja czekam do 35 roku i chce adoptowac.Pewnie zbulwersuje ,ale chce miec tylko jedno dziecko ,wiadomo ze jak "przypadkiem "zafasolkuje to bedzie kochane 2,wiec z adopcja jeszcze poczekam ,moze mi sie uda biologicznie miec bobaska.To bardzo wazny temat powinien byc przyklejony.
Skorpionka,gdzies wyczytalam ze osoby z zagranicy ,maja male szanse na adopcje zdrowego dziecka z Polski ,prawda to?Ja mam meza wlocha,zyjemy tu ,ale chcialabym dziecko z Polski zaadoptowac jak sie zdecydujemy.We Wloszech jest malo dzieci do adopcji moze cos wiesz na ten temat?
ewaroby -zanim podejmiesz działania adopcyjne powinnaś się zorientować odnośnie przepisów międzynarodowych, które pozwalają we Włoszech adoptować dziecko z innego kraju. Jak już będziesz znała odpowiedź na to pytanie, to wtedy skonsultujemy je w polskim ośrodku adopcyjnym.
Oto informacje które mam na ten temat: Procedura załatwiania takiej adopcji wygląda następująco: Należy najpierw zgłosić się do licencjonowanego ośrodka adopcyjnego na terenie kraju, który się zamieszkuje, i zostać tam zakwalifikowanymi jako kandydaci na rodziców adopcyjnych. Ośrodek ten powinien mieć zawiązane stosowne umowy o współpracy z ośrodkami w Polsce, które zajmują się adopcją zagraniczną i zgłosić Państwa jako kandydatów do jednego z poniższych ośrodków.
W Polsce adopcją zagraniczną prowadzą trzy ośrodki w Warszawie: 1. Publiczny Ośrodek Adopcyjno - Opiekuńczy: 02-018 Warszawa, ul. Nowogrodzka 75, tel. +48 22 621 10 75, 622 03 70 - 72. 2. Towarzystwa Przyjaciół Dzieci: Krajowy Ośrodek Adopcyjno - Opiekuńczy, 00-068 Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 6, tel. +48 22 435 46 77, 435 46 88. 3. Katolicki Ośrodek Adopcyjno - Opiekuńczy, 04-357 Warszawa, ul. Grochowska 194/196, tel. +48 22 610 61 23.
Osoby zamieszkałe we Włoszech i pragnące adoptować dziecko z Polski powinny kontaktować się w celu uzyskania informacji i ewentualnej pomocy przy załatwianiu spraw związanych z przysposobieniem międzynarodowym, z jednym ze wskazanych niżej licencjonowanych włoskich ośrodków adopcyjnych:
Stowarzyszenie Adopcyjne “LA CICOGNA” via Caraglio n° 24, 10141 Torino tel. 0039 011 3827155, fax 0039 011 3802763
Stowarzyszenie Adopcyjne “FAMIGLIA E MINORI” Borgo Vittorio, n° 88, 00193 Roma tel. 0039 06 68210276, fax 0039 06 68210276
Stowarzyszenie Adopcyjne “I CINQUE PANI” via Firenze n° 27, 59100 Prato tel. 0039 0574 570308, fax 0039 0574 512489)
Stowarzyszenie Adopcyjne “IL CONVENTINO” via Gavazzeni n° 9, 24125 Bergamo tel. 0039 035.4598300, fax 0039 035.4598301
Stowarzyszenie Adopcyjne “N.A.A.A. ONLUS” Casella Postale 59, 10073 Cirié (TO) tel. 0039 011 9222178, fax 0039 011 9222179
Stowarzyszenie Adopcyjne “IN CAMMINO PER LA FAMIGLIA” via Barletti n° 40, 16030 Casarza Ligure (GE) tel. 0039 0185466791 fax 0039 0185469433
Stowarzyszenie Adopcyjne “AZIONE PER UN MONDO UNITO - ONLUS” via Reina, 28, 20135 Milano tel. 0039 02.745464 fax 0039 02.1782260497
Stowarzyszenie Adopcyjne Gruppo di Volontariato ‘’SOLIDARIETA’’ Sez. Adozioni, viale Dante n° 104, 85100 Potenza tel, fax 0039 0971 21517
UWAGA !! od 5 do 23 grudnia jestem na urlopie, jeśli będą jakieś pytania to proszę zostawić na PRV lub forum - -jak komu wygodnie... Jak tylko przyjadę odpowiem na wszystkie.
Chciałam cię oddać nie porzucić .. -------------------------------------------------------------------------------------- Kiedy na kolejnym badaniu związanym z moją chorobą lekarz zapytał mnie „czy wiem coś o dzidziusiu”, nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Ponieważ jestem poważnie chora i mamy już sporą gromadkę, wiedziałam, że nie dam rady zajmować się malutkim dzieckiem, a ciąża jeszcze pogorszy mój stan zdrowia. Lekarz sugerował aborcję. Nie była to łatwa decyzja – chodziło przecież o niewinne życie i też o moje zdrowie. Długo się nad tym zastanawialiśmy zanim podjęliśmy z mężem decyzję, że je urodzę i znajdziemy mu rodziców. Żeby mieć jak najmniej wątpliwości zgłosiłam się na badania prenatalne. Kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku zaczęliśmy działać. O adopcji niewiele wiedziałam, znałam kilka rodzin adopcyjnych i te rodziny się znały z rodzicami biologicznymi, co nie przysparzało im żadnych problemów. Wtedy myśleliśmy, że skoro tylu ludzi przeżywa tragedię nie mogąc mieć własnych dzieci, to chyba znajdzie się ktoś, kto nie będzie się bał adopcji ze wskazaniem. Chodziło nam o to żeby ewentualni przyszli rodzice naszego dziecka mogli nas poznać przed podjęciem decyzji. Ponieważ poprzez internet mieliśmy już kontakt z ludźmi oczekującymi na adopcję, za ich radami (żeby wszystko było zgodne z prawem) zgłosiliśmy się do Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego, na którego pomoc liczyliśmy. Tak bardzo chciałam żeby przyszła mama była z dzieckiem od początku, żeby mogła je oglądać na USG, była przy jego narodzinach, a ja bym miała uczucie, że to, co robię jest słuszne i najlepsze dla dziecka, a mi oszczędziłoby wstydu i upokorzenia w szpitalu. Rozmawiałam o tym w ośrodku, ale tam nie podzielano mojego zdania. Nawet te sześć tygodni, które dziecko musi czekać w pogotowiu rodzinnym jest podobno nieistotne, bo dziecko jest malutkie i nic nie będzie pamiętało. Ja to widzę trochę inaczej, ale może nie mam racji, bo nie jestem ekspertem, jestem tylko matką. Rolę ośrodków adopcyjnych wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej, skoro potrafią dokładnie sprawdzać kandydatów na rodziców, organizować im szkolenia, powinni również bardziej interesować się rodzicami biologicznymi. Wiem, że są rodzice biologiczni, przed którymi należy wręcz chronić dzieci, ale nie wszyscy są tacy. I nie widzę przeszkód żeby ludzi oczekujących na dziecko z adopcji pytać czy nie chcą poznać rodziców biologicznych i zdecydować się ewentualnie na adopcję ze wskazaniem. Wiem, że takie rozwiązanie dla przyszłych rodziców wiąże się pewnymi obawami i lekami, ale wierzę, że tacy by się znaleźli. Jeżeli ośrodki brałyby pod uwagę taką formę adopcji. Wiem, że to dobro dziecka było motywem naszej decyzji i to samo uczucie nie pozwoliłoby nam na jakąkolwiek ingerencję w jego nowej rodzinie.Wydaje się, że w działania ośrodków polegają na tym żeby przekonać rodziców biologicznych żeby zapomnieli o fakcie oddania dziecka do adopcji i że brak jakichkolwiek wiadomości o dziecku jest dla nich najlepszym rozwiązaniem. W takim przypadku ośrodek do niczego nie jest mi potrzebny, bo „porzucam” dziecko w szpitalu i zrzekam się praw. Z mojego punktu widzenia nie ma tu żadnej roli dla ośrodka. Odnoszę wrażenie, że my rodzice biologiczni zawracamy im tylko niepotrzebnie głowę, bo to, co dla nas robią to przekonują nas, że jesteśmy nieprzewidywalni i nie wiadomo jak się kiedyś zachowamy. Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je „porzuciłam”. Dlaczego rodzice adopcyjni mogą sobie wybierać dziecko( chłopiec lub dziewczynka, jasne włoski lub ciemne), a my nie możemy nawet zdecydować o tym czy dziecko ma się wychowywać w rodzinie katolickiej. W tej chwili nie będziemy nawet wiedzieć czy dziecko żyje a nie oto nam w tym wszystkim chodziło
Po kilku latach nieskutecznego leczenia podjęliśmy decyzję o adopcji. zgłosiliśmy się do OA w .. na początku maja 2003 r. Ekspresem zgromadziliśmy dokumenty, tydzień później mieliśmy odwiedzinki w domu i praktycznie zaczeliśmy spotkania indywidualne z częstotliwością - 2 w tygodniu. 2 czerwca przed 8.00 dostaliśmy telefon ze szpitala .., że właśnie urodziła się dziewczynka i matka jest zdecydowana ją zostawić w szpitalu. za namową lekarza ekspresem udaliśmy się do tego szpitala . Tam p. ordynator podała nam dowód osob. dziewczyny z prośbą o skserowanie, ponieważ chciała ona jeszcze w tym dniu opuścić szpital. nie mieliśmy zielonego pojęcia jak do tej sprawy się zabrać. to wszystko tak szybko się działo. wspomnę jeszcze, że wcześniej podczas spotkań w ośrodku pytaliśmy czy mogą pomóc przy zrzeczeniu blankietowym jeśli my wskażemy dziecko. Nasz OA wykluczył taką możliwość, przestrzegając nas i nastawiając, że takie działanie może być obarczone ryzykiem kontaktu z matką (perspektywa nachodzenia przez całe życie), a poza tym matka ma 6 tyg. na podjęcie ostatecznej decyzji. co za tym idzie - może się rozmyślić, a wtedy ból kontaktujących się z dzieckiem niedoszłych rodziców adopcyjnych .jest nie opisywalny. Szczerze mówiąc takie tłumaczenie wydawało się być jak najbardziej logiczne. Dlatego też, póki nie byłam pewna, że będę mogła adoptować to dziecko nie widziałam go. ale mój mąż tak. w dniu jej urodzin. nie mieliśmy pojęcia co robić, o adopcji ze wskazaniem nic nie słyszeliśmy - jedyny pomysł jaki nam się nasunął to próbować dyskutować w OA .
Tak też zrobiliśmy. poinformowaliśmy ośrodek o narodzinach dziecka, o naszej chęci adopcji i ku naszemu olbrzymiemu zaskoczeniu dyrektor tegoż OA w drodze wyjątku zadeklarował pomoc,.ale cały czas uprzedzał, że matka ma 6 tygodni. spakowaliśmy tegoż urzędnika do samochodu wraz z pracownikiem socjalnym i zawieźliśmy do szpitala by mogli porozmawiać z matką biologiczną. oczywiście zadeklarowaliśmy wszelaką pomoc dla dziecka - do OA dostarczaliśmy pieluchy, mleko, ubranka, pokrywaliśmy koszty badań i szczepień, wizyt lekarza - na podstawie przedstawianych nam rachunków. Wiedzieliśmy, że mała umieszczona jest w pogotowiu rodzinnym, że matka nie kontaktuje sie i pewnie nie zmieni zdania. strasznie dłużył nam sie ten czas - 43 dni. w ich trakcie dokończyliśmy szkolenia w OA W …. ..,uzyskaliśmy kwalifikację ,przekazaliśmy dokumenty do OA w G …i kupiliśmy wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne dziecku. kiedy nastał ten magiczny dzień byłam cała w skowronkach, jakież było moje zaskoczenie kiedy p.dyrektor oznajmił, że matka nie zgłosiła się do sądu a oni nie mają prawa jej do niczego zmuszać i musimy czekać. tydzień, dwa, trzy, cztery - zero ruchu ze strony matki czy OA. Paranoja! a dziecko niech czeka, jaka to różnica - miesiąc czy dwa. postanowiliśmy działać. znając dane matki - wysłaliśmy list z prośbą o kontakt - i nasz numer komórki. Maria zadzwoniła, całą noc rozmawiałyśmy. ona badała nas a my ją. prosiłam ją by poszła do sądu jeśli chce naprawdę oddać małą. Poznałam całą historię jej życia a ona moją, nie widziałam jej na oczy, nie widziałam dziecka a czułam, że nas coś łączy. tego nie da się opisać. te nasze telefoniczne rozmowy trwały jeszcze 2 dni. Maria kazała mi obiecać, że jak podpisze papiery to mała trafi na pewno do nas - przyrzekłam jej. trzeba ty też wspomnieć, że nie miała żadnej pomocy od OA. nie wiedziała nawet gdzie jest mała. 19sierpnia o 11.00 dostałam sms: "Anna Maria - takie Waszej córce dałam imiona, przytul ją mocno".
Poinformowaliśmy OA, że matka podpisała dokumenty w sądzie, na pytania skąd o tym wiemy odpowiedzieliśmy ., że znamy parę osób w sądzie rodzinnym w …. Ponieważ mąż akurat miał szkolenie w pracy sama pojechałam do ośrodka by wiedzieć jak mamy dalej postępować. Dyrektor potwierdził, że faktycznie matka była w sądzie, teraz jako ośrodek muszą zwołać komisję by zakwalifikować rodzinę. oczywiście zdumiona zapytałam dlaczego - na to usłyszałam odpowiedź, że taka jest procedura ale "jego głos jest decydujący - on jako dyrektor decyduje o doborze rodziny". w tych słowach zawarł całą prawdę, tyle, że ja go nie zrozumiałam. podziękowałam pięknie, myśląc, że mamy w nim wsparcie i powiedziałam, że zadzwonię koło 17.00 - wtedy miało zakończyć się to zebranie - by umówić się na pierwsze spotkanie z maleństwem. tak też zrobiłam, jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałam że jednak zostala wyznaczona inna rodzina, że pewne okoliczności przemówiły na korzyść innej pary. i w tym momencie dotarło do mnie - zrozumiałam sens jego słów, zrozumiałam jak można wpłynąć na jego decyzję - całe moje jak najlepsze zdanie na temat tych ludzi, wiara w sens ich pracy szlak trafił. ale ja szybko się nie poddaje. kontakt z prawnikiem - co można zrobić, dowiadujemy się o możliwości adopcjji ze wskazaniem, kontaktujemy się z Marią - obiecuje pomóc. ale jest już 18.00 - sąd nieczynny. umawiamy się z Marią o 7.00 następnego dnia. o 7.30(tak otwierają OA) odbieramy nasze dokumenty i pędem z osrodka do innego miasta do Sądu. Maria anuluje podpisane wcześniej zrzeczenie, piszemy wnioski o adopcje ze wskazaniem i składamy na dzienniku podawczym. następnie po konsultacji z sędziną (super babka) piszemy prośbę o tymczasową pieczę. to wszystko rozgrywa się bardzo szybko, zanim stworzyliśmy to drugie pismo podchodzi do nas sędzina i mówi, że mamy duże szczęście. gdybyśmy spóźnili sie 5 minut - byłoby po sprawie, bo wpłynął wniosek z OA a Maria przecież podpisała wcześniej blankiet. 5 minut. cud. od razu dostaliśmy zgodę na preadopcję, łącznie z pismem wystosowanym do OA o przekazanie dziecka. w trójkę udaliśmy się spowrotem do OA - jednak w ośrodku adopcyjnym usłyszeliśmy tylko, że jak zaczeliśmy załatwiać wszystko sami to napewno świetnie damy sobie radę bez ich udziału, adres, gdzie przebywa Ania otrzymaliśmy dopiero w PCPR. Jedziemy. ja szczęśliwa i jednocześnie pełna obawy, że Maria jak zobaczy Anię to zmieni zdanie. jednocześnie świadomość mojej nieopisanej radości że zaraz zobacze moja córkę, że zaraz będę mogla ją przytulić - a z drugiej strony świadomość tragedii i bólu Marii.
nigdy nie zapomnę tej chwili. i wiesz co, w pierwszym momencie patrzyłam na reakcję matki biologicznej - cholernie się jej bałam. niestety to nie koniec - rodzina opiekująca się małą nie może nam jej oddać bez pisemnej zgody MOPS. Powrotem, wyprawa do innego miasta do AO, kolejne biurokratyczne schody - MOPS nie wyda zgody bez odpowiedniego pisma z sądu. na wycieczkę do sądu w innym miescie brakuje czasu - telefon, nasza kochana sędzina wydaje wymagany papier i przesyła faksem. oryginał wysłany jest pocztą. Opornie ale w końcu dostajemy zgodę. wracamy po nasz Skarb,. już w czwórkę odwozimy Marię do domu, przy okazji poznajemy rodzeństwo Ani , jeszcze trochę rozmawiamy i w drogę do domku. I czekanie na sprawę adopcyjną - cholerny strach, chociaż wtedy już nikomu nie oddałabym mojej córki. zwiałabym z nią na koniec świata. 12 grudnia - Ania jest nasza! na szczęście wszystko dobrze się skończyło, Maria miała jeszcze co prawda sprawę o porzucenie dziecka i pokrycie kosztów pobytu małej w pogotowiu - ale wszystko Sąd umorzył. 5 minut zadecydowało o losach tylu osób. Szczęście? Przeznaczenie? teraz to nieistotne, sporo przeszliśmy ale dziękuję Bogu za to. Ból, cierpienie - ponoć z tego rodzą się największe miłości i przyjaźnie. i faktycznie tak jest. Często słyszę, ale czy to, że mamy kontakt z matką biologiczną jest dobre dla Ani ? nie wiem, bo i skąd. ale zadaje sobie pytanie czy "podwójna porcja macierzyńskiej miłości" może zaszkodzić? Ania nie ma w swoim życiu tego "Pustego" rozdziału. w każdej chwili gdy tylko poczuje potrzebę poznania swoich korzeni będzie miała tą możliwość. dla mnie matki adopcyjnej to na pewno będzie trudne, ale tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o dziecko. jestem po to by być i ją wspierać, moim zadaniem jest dawać jej poczucie, że jest potrzebna, ważna i kochana bo tylko wtedy wyrośnie na pewną siebie, szczęśliwą kobietę.
hej :) jestem tu nowa i bardzo sie ciesze ze jest taki wątek ... bardzo gleboko mam zakorzeniona potrzebe adoptowania dziecka ... przynajmniej tak planowalam jesli uda mi sie stworzyc normalna rodzine. mam to szczescie ze spotkalam niesamowitego czlowieczka ktory jest obecnie moim mezem i wlasnie spodziewamy sie dziecka. M tez jest za adopcja. Niestety moje plany legly w gruzach ... przynajmniej taki mam tego obraz po rozgladaniu sie w necie. Jakis czas temu lekarze stwierdzili u mnie 'lekka' postac padaczki :/ leczylam sie przed zajsciem w ciaze jakies dwa lata ... ze wzgledu na dobry stan na czas ciazy moglam odstawic leki ... jednak po ciazy powinnam wrocic do leczenia ... bo mozliwe ze mam szanse na calkowita remisje tej 'dziwnej' choroby. Z bolem serca ale raczej bedziemy sie starali unikac kolejnej ciazy (i tak trafilam na wasza stronke ;) ) ... pomyslalm ze to dobry czas na zainteresowanie sie adopcja ... okazuje sie jednak ze adobcja i owszem jest ale tylko dla osob ktore sa w 100 % zdrowi ;( jakie mi sie to wydaje niesprawiedliwe ;( ... gdzies wyczytalam ze sa OA ktore podejmuja sie przygotowania nie do konca zdrowych par ... ale ze to byl dla mnie kolejny cios nie znalazlam w sobie sily zeby .... przyjac kolejny słyszac w sluchawce telefonu odmowe ... wiec tu moje pytanie ... czy znane sa Tobie takie liberalne Osrodki i jak oceniasz nasze szanse :/ i uwazam ze forum to baaardzo dobra forma rozmawiania na te trudne tematy
witaj babolek, postaram się doszukać sie informacji na temat, który Cie interesuje, jednak przepisy adopcyjne są jednakowe dla wszystkich ośrodków, zależy tylko od interpretacji... niestety...
W większości Ośrodków w Polsce wymagane jest zaświadczenie o braku zdrowotnych przeciwwskazań do adopcji wydane przez lekarza pierwszego kontaktu dla obojga kandydatów osobno. Jeżeli lekarz wystawi Ci takie zaświadczenie to nie widzę problemu w staraniu sie o adopcję.
No to i ja się dopiszę. Temat mnie interesuje, może jeszcze nie paląco, ale zastanawiamy sie nad adopcją... Staramy się o Maluszka od ponad 3 lat, przeszliśmy dwie IUI i IVF, bez powodzenia, masę badań i... okazało się, że wyniki badań w normie, ale dzidziusia jak nie było tak nie ma. Nieudane in vitro to zaledwie kwestia kilku tygodni, jestem na etapie oswajania się z myślą iż legła w gruzach nasza największa nadzieja. Razem z mężem doszliśmy do wniosków, że na razie dajemy sobie na luz, i tak musimy spłacić długi za in vitro. Mąż chciałby jeszcze spróbować, on ciągle ma nadzieję, że nam się uda, ale obiecał, że jeśli w ciągu 2 lat nie zostaniemy rodzicami, złożymy wniosek o adopcję. Dla mnie jest bez różnicy, czy Maluszek będzie nasz rodzony, czy adoptowany. Nawet nie jest ważne, czy adoptujemy niemowlaka czy starsze dziecko takie dwu, trzy letnie. Czuję, że jestem gotowa do adopcji i bardzo tego pragnę, zawsze chciałam zaadoptować jakiegoś Maluszka, nawet gdybym miała swoje rodzone dzieci. Ale na razie mój mąż nie jest do końca przekonany, a ja nie chcę go naciskać. Wiem, że to poważna i trudna decyzja dla niego. Zresztą mężczyźni chyba potrzebują więcej czasu do zastanowienia, w sprawie in vitro, też długo się opierał. Niedawno zaczęłam pracę jako niania 2,5 letniego chłopca, mam nadzieję, że gdy mąż zobaczy ile radości sprawia mi ta praca, szybciej dojrzeje do decyzji o adopcji. Poza tym, potrzebujemy jeszcze 2 lat do wymaganego stażu małżeńskiego, podobno potrzeba 5 lat. Mamy też małe mieszkanie i chcemy je zmienić na coś większego, żeby szansa na adopcję była większa. Bardzo dużo ostatnio o tym myślę i zaczynam wierzyć, że to jest właśnie nasza droga do rodzicielstwa
Biorą pieniądze i zostawiają dzieci Ośrodki adopcyjne poinformowały, że coraz więcej matek oddaje dzieci do adopcji zaraz po trzymiesięcznym okresie, który upoważnia je do odebrania tysiąca złotych becikowego. Najczęstszą przyczyną oddawania albo porzucania dzieci jest bieda lub samotność. „Kobiety, które oddają nam dzieci, nie są wyrodne, tylko zdesperowane” - ocenia Grażyna Niedzielska, wicedyrektor ośrodka adopcyjnego przy ul. Szpitalnej w Warszawie. Zdaniem pracowników stołecznych ośrodków, wyrodnymi matkami można nazwać tylko te kobiety, które znęcają się nad dziećmi lub porzucają je na śmietnikach.
a ja sie doczekalam ,mojego biologicznego maluszka,ale ciagle po glowie chodzi mi adopcja i jak maz bdzie chcial drugie dziecko,to bede powaznie z nim rozmawiac o adopcji...teraz zapoznaje sie z moja còreczka..
Już blisko dwa lata w Krakowie u Sióstr Nazaretanek przy ul. Przybyszewskiego 39 istnieje "Okno życia". W tym czasie siostry znalazły w nim czworo dzieci: dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Wszystkie dzieci są już w rodzinach adopcyjnych.
- Cieszymy się, że ta czwórka żyje, że ich matki, które na pewno były w bardzo trudnej sytuacji, zdecydowały się urodzić swoje dzieci i nie pozbyły się ich w jakiś bestialski sposób. Zaufały nam, a ich dzieci znalazły wspaniałe rodziny, które je pokochały - mówi s. Cherubina. Kiedy przed dwoma laty w marcu otwarto i poświęcono "Okno życia", ks. kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, mówił: "Okno życia" to ratunek dla dziecka, któremu rodzice odmówili miłości. To także wielkie wezwanie, by w naszych rodzinach było więcej miłości, troski o przygotowanie do życia w sakramentalnym małżeństwie i do odpowiedzialnego rodzicielstwa. Właściwie w marcu 2006 r. nikt nie wiedział, jak będzie działać to niezwykłe okno. Po jakimś czasie rozeszła się wieść, że ocaliło ono dziewczynkę. Niedługo potem siostry obudził kolejny alarm, zwiastujący, że w oknie znajduje się noworodek. Tym razem znowu była to dziewczynka...
Z miłości do życia Siostry z wielką miłością zajmują się dziećmi. Myją, ubierają je w czyste ubranka i karmią. Dziecko szybko przechodzi badania w szpitalu, a potem kierowane jest do pogotowia rodzinnego. - Przy dziewczynkach musiałyśmy zgłaszać podrzucone w oknie dziecko policji. Teraz już jednak tego nie robimy, gdyż policja doszła do wniosku, że matka nie popełnia przestępstwa, kiedy w trudnej sytuacji pozostawia swoje potomstwo w miejscu, które ratuje życie. Dziś tak to wszystko działa, że biuro adopcyjne bardzo szybko umieszcza "nasze" dzieci w rodzinach, które na nie czekają - mówi s. Cherubina. Nazaretanka, które całe swoje życie poświęciła służbie życiu, podkreśla, że matka, która oddaje swoją pociechę w "oknie", musi znajdować się w bardzo trudnej sytuacji. - Jak bardzo musiała kochać Kacperka jego mama, która 4 grudnia 2007 r. późnym wieczorem pozostawiła go w "Oknie życia". Jej trudnej sytuacji można tylko domyślić się po karteczce, którą włożyła mu do becika: "Przepraszam. Kocham cię. Mama". W beciku był też obrazek św. Michała - opowiada s. Cherubina, dodając, że dla tej uratowanej czwórki warto czuwać każdego dnia. - Nawet kiedy dzwonek nie dzwoni, kilka razy dziennie chodzę i sprawdzam, nawet w nocy, czy przypadkiem ktoś do okna nie położył maleństwa. Boję się, że kiedyś mogę nie usłyszeć, albo dzwonek nie zadzwoni, a dziecko będzie na mnie czekać. Modlę się do Matki Bożej: "Ty czuwaj, Matko, nad dzieckiem do czasu, kiedy ja przyjdę. Nie pozwól, by stała się mu krzywda" - wyznaje nazaretanka. Siostry każdego dnia modlą się za uratowane dzieci i za ich matki. - Dzieci znajdują rodziny, więc mamy nadzieję, że będzie im tam dobrze, że będą kochane. Pamiętamy o nich w naszych modlitwach. Prosimy Boga także za ich mamami, by nie miały wyrzutów sumienia, że porzuciły swoje dziecko. Nie powinny obciążać swoich sumień, gdyż urodziły dziecko, które dał im Pan i oddały je w dobre ręce - mówi s. Cherubina.
Bezpieczne miejsce "Okno życia", to miejsce, w którym matka może anonimowo zostawić nowo narodzone dziecko, nie narażając go na niebezpieczeństwo. Otwiera się od zewnątrz, a w środku znajduje się miejsce, gdzie dziecko spokojnie czeka na przybycie sióstr. Po otwarciu okna uruchamia się alarm, który wzywa mieszkające w domu siostry nazaretanki. Okno jest oznaczone papieskim herbem Jana Pawła II, logo Caritas i napisem "Okno życia". "Okno życia" jest wspólną inicjatywą Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Kurii Metropolitalnej i Caritas Archidiecezji Krakowskiej. Powstało, aby zwrócić uwagę na problem dzieci porzucanych na ulicy lub na śmietnikach. Jest niejako kontynuacją pracy, jaką ponad trzydzieści lat temu zainicjował w Krakowie metropolita krakowski ks. kard. Karol Wojtyła. W liście do wiernych z 8 maja 1974 r. wezwał wszystkich do ratowania życia dzieci poczętych, nazywając przerywanie ciąży najboleśniejszą raną społeczeństwa katolickiego w Polsce. Kardynał poprosił wtedy siostry ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu o zaopiekowanie się matkami oczekującymi dziecka, które potrzebują pomocy. Siostry nazaretanki od razu odpowiedziały na to wezwanie. Dziś to właśnie one prowadzą Dom Samotnej Matki im. Emilii Wojtyłowej w Wadowicach i Krakowie. One też właśnie są strażniczkami "Okna życia". - To wielka odpowiedzialność i trudne zadanie. Daje nam ono jednak wiele radości, a każde dziecko jest wielkim darem Pana Boga. Trzeba stać na jego straży - podkreśla s. Cherubina. Małgorzata Pabis
witajcie. ja juz powoli zaczynam myśleć czy nie lepiej byłoby adoptować takiego dzieciaczka, choć jeszcze nie wiem czy moje problemy da się wyleczyć czy nie...