kozera, ale to pierwsze dzieciątko, to z in vitro? a czemu jesteś tak negatywnie nastawiona, skoro się udało? a adopcja - pewnie, że dobra rzecz :) popieram jak najbardziej
giga naturalna dzidzia,owszem leczylam sie,a adopcja to dlatego ,ze czuje sie na wysokosci zadania i wlasnie jestem pozytywnie nastawiona...giga to ja ewaroby tylko na ewaroby nie dalo sie zameldowac...
Dziewczyny, super że pojawiają się nowe metody leczenia niepłodności. Tylko, że niepłodność to bardzo szerokie hasło a niestety pod nim kryją się bardzo różne schorzenia i to je trzeba mieć możliwość leczyć. W moim przypadku to auto immunologia. Dowiadywałam się o możliwości leczenia i na całą Polskę "leczą" to tylko w Łodzi i to ponoć jeden lekarz. Moja lekarka stwierdziła, jest to wyjątek potwierdzający regułę bo gdyby można było wyleczyć to inni też by się za to wzięli. Powiedziała również że można to próbować blokować ale niestety będę z tym do końca życia.
ja dopiero co byłam na tym spotkaniu o in-vitro, i wspomniano też o Naprotechnologii. Nie jestem znawcą, ale tak po krótce powiem, że to jest tak jakby leczenie u ginekologa-endokrynologa, tylko że badania interpretuje się w oparciu o metody rozpoznawania płodności (koknkretnie model Creighton'a). dzięki temu nie popełnia się podstawowego błędu jak np. złe rozpoznanie fazy cyklu na podstawie "kalendarzyka". Główny nacisk położony jest na diagnostykę, a potem stosuje się leczenie np. bardzo dużymi dawkami hormonów i innymi sposobami, o których wcześniej nie słyszałam... Leczenie zakłada podejście holistyczne do pacjęta czyli też opiekę psychologa itp... skuteczność to 80% gdzie przy in-vitro jest chyba około 20%, z tym, że ta skuteczność dotyczy leczenia do roku czasu, bo np. hormony muszą zacząć działać, diagnostyki jest sporo... są o tym informacje na stronie www.naprotechnology.com i powstaje jeszcze polska strona www.naprotechnologia.pl. tam jest kontakt mailowy z osobami, które się tym zajmują w Polsce i można do nich pisać, i dowiadywać się szczegółów. Podobno ma postać współpraca w tym temacie ze szpitalem ś rodziny na Mandalińskiego w Warszawie...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
S_biela, b ciekawe wieści. Dzięki za info. Model Creightona ma najwięcej wspólnego z metodą Billingsa? Zapisy cyklu rodem z Billingsa znalazłam na stronie naprotechnology.com.
Jagodka doskonale wiem,jak trudne jest czekanie bo sama na mojego Igorka 15 lat czekalam.Zajmij sie adopcja ale z leczenia nie rezygnuj,sam fakt podjecia decyzji o adopcji wycisza i uspokaja a to jest najwazniejsze w leczeniu nieplodnosci.My tez zglosilismy sie do adopcji ,ale szczerze mowiac mialam nadzieje,ze do tego nie dojdzie bo po prostu nie bylo nas na nia stac no i perspektywa adopcji dziecka chorego tez nie byla zbyt optymistyczna.To ze masz dola to najzupelniej normalne,dziwne by bylo jakbys go nie miala.Na temat uplywu lat tez cos wiem,bo bylo nie bylo jestesmy w tym samym wieku ale nie poddawaj sie kobieto bo warto walczyc....
Z tego, co się orientuje, adopcja to tez nie jest taka prosta sprawa... Bo i dosyć kosztowna i czasochłonna niestety. Sama nie wiem... To musi być dobrze przemyślana decyzja... Moja ciocia ma dwójkę adoptowanych dzieci. Adoptowała je późno, znaczy nie była już młoda. I teraz jak tak na nią patrze, to widzę, ze nie potrafi czasem powstrzymać się od myśli, ze to nie JEJ dzieci... Miała i ma z nimi problemy, z nauka, z zachowaniem, aniołki to nie są;) I ona czasem nie ma siły-tak to wyglada. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, ze traktowała by to inaczej gdyby to była "Jej krew". Wiem, okropnie to brzmi:( Z kolei inna znajoma kobieta ma adoptowanego syna i świata poza nim nie widzi:) Tylko, ze ten chłopiec jest ponadprzeciętnie inteligentny, bardzo grzeczny i w ogóle super dzieciak. Tak się zastanawiam, czy adoptowane dziecko kocha się tak samo bezgranicznie jak to, które się samej urodziło. Teraz myślę, ze to możliwe, ale nie wiem, co by było gdyby... No i tak.... A Ty Jagodka się nie dołuj za długo, jeszcze przed Toba inseminacja, potem jakby trzeba bylo jest in vitro, ta droga tak szybko się nie kończy:) - to, jak już żeśmy ustaliły, pozytywne fluidki pełnych nadziei staraczek:) weź sobie kilka:)
Madziq, obawiam się, że hodowanie dzieci-magazynów części zamiennych to naturalna kolej rzeczy po oderwaniu płodności od współżycia. Prosta konsekwencja.
Jasne, Amazonko. Ludzie decydujący się na in vitro, czyli "odrywający płodnośc od współżycia" to też zwykli barbarzyńcy i zwyrodnialcy, którzy za parę lat - bo to "zwykła konsekwencja" - wyhodują sobie kolejne dzieci na "części zamienne" dla wcześniejszego potomstwa. My z Mężem też już postanowiliśmy - połowę zarodków z następnego ICSI przeznaczamy na potomstwo, a drugą połowę na "częsci zamiene" dla niego.Gdyby przypadkiem okazało się, że nie spodobają mam się np. niebieskie oczka córeczki - przeszczepimy jej brązowe od "zamienniczki". A drugą dziewczynkę przerobimy na chłopca (prosty przeszczep genitaliów), bo zawsze chcieliśmy mieć parkę. A, no i oczywiście z piekła nie wyjdziemy przez całą wieczność za to, że ośmieliliśmy się "oderwać płodność od współżycia", czym sprzeciwiliśmy się Jedynie Słusznej Nauce Kościoła Katolickiego Matki Naszej oraz NPR-u
Amazonka, niestety jak widać na przykladzie wszystkich uczestniczek tego forum, płodność nie jest tak prosto związana ze współżyciem. Gdyby to było takie łatwe, gdyby współżycie równało się płodności, to już wszystkie byłybyśmy w ciąży dawno! Naturze trzeba jednak pomoc. I jeśli jedyna droga jest in vitro, to ta droga pójdziemy.
Spróbuj może postawić się na naszym miejscu i wyobrazić sobie, ze nie możesz mieć dziecka, nie droga naturalna. Czego Ci oczywiście nie życzę.
Trochę ze strachem tu piszę, bo czasem mam wrażenie, że do dyskusji mogą bez obaw dołączyć się tylko osoby, które w 100% akceptują Wasze decyzje i wybory. Ja do nich nie należę, ale zaryzykuję.
Myślę, że gdybym nie mogła mieć dziecka, to nie zdecydowałabym się na in vitro, bo kłóci się to w moim przekonaniu z ludzką godnością, i nie chodzi tu o moją godność, tylko o godność tych dzieci "na zimowisku", jak napisała kachula. Oczywiście, tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono i teoretycznie tym sposobem możecie od razu podważyć moją wiarygodność, ale piszę to w tej chwili szczerze, tak jak uważam, i żadnego innego dowodu nie mogę przeprowadzić.
Kiedy czyta się o in vitro i walce o takie dziecko, to nie sposób nie współczuć. Ale z drugiej strony zauważcie, że przecież chodzi po prostu o posiadanie i wychowanie dziecka - dlaczego nie adopcyjnego? Bo nie ma pewności, że się będzie je kochało jak własne? A skąd pewność, że własne się będzie kochało? Nawet jeśli będzie stwarzało problemy, takie same albo i gorsze jak to dziecko adopcyjne? Moim zdaniem, nigdy się tego nie da przewidzieć.
A jeśli chodzi o artykuł, który wkleiła madziq, to zwróćcie uwagę na podobieństwo mechanizmu. Uzasadnieniem dla in vitro jest "chcę własnego dziecka" no i oczywiście "mam prawo do własnego dziecka". O ile z chęcią trudno polemizować, o tyle nie uważam, żeby można było mieć prawo do kogoś, ale to temat na inną dyskusję. Niemniej, skoro in vitro pozwala mi to "prawo" zrealizować, to je realizuję przez in vitro. Skoro mam prawo, to mam prawo do najlepszego, jakie się da, prawda? Więc z tych, które "stworzę" w ramach in vitro wybieram... które? Bo przecież nie wszystkie, jakie powołałam do życia? Te najzdrowsze, najsilniejsze, dające największe gwarancje powodzenia.
Niby to nie to samo, co hodowanie dla ładnych oczu, ale czy faktycznie tak daleko od tego? Jeśli ktoś zechciałby na ten temat porozmawiać, to byłoby miło. Jeśli nie, cóż - zrozumiem. Pozdrawiam.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Kachula, artykuł - przynajmniej ostatni - wkleiła madziq. A Amazonka wkleiła tu ostatnio sporo chyba pomocnych artykułów i informacji dot. naprotechnologii.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Skasowalam poprzednia wypowiedz,bo troche mnie ponioslo. Pani Wonko wydaje mi sie ,ze ten topik nie jest po to aby dyskutowac : mozna nie mozna,wypada nie wypada,tylko aby sie wspierac i dodawac sily do trudnej walki jaka jest fakt posiadania wlasnego dziecka. Nie mysle,co mysla moje zamrozone embriony bo bym po prostu zwariowala,prosze nie dajmy sie zwariowac,przeciez to jest trzydniowa,podzielona na 8 czesci komorka jajowa i jak Ona ma myslec jak jeszcze mozgu nie ma? I czemu sie tak dziwisz,ze chcemy miec wlasne dzieci,ze chcemy miec poranne nudnosci,zgage,ze chcemy czuc ruchy nienarodzonego jeszcze dziecka,ogladac je na usg itp....
wonka tutaj kobiety wspierają się z trudami zajścia w ciaże i na pewno nie jest miło im czytać jak piszesz że in vitro jest be, więc oduść sobie, nie odbieraj im nadziei na dziecko jak wszystkie inne sposoby zawodzą , chyba ty nie masz nic wspólnego z tym wątkiem, dlatego daj spokój
czytam forum codziennie po kilka razy! ale nie pisze bo uwazam ze teraz jak jestem na zwolnieniu i nic ze mna nie robia to nie mam o czym w sumie pisac tylko czytam i czytam, ale plytka(moim zdaniem) wypowiedz-na tym watku, wlasnie na TYM- pani_wonki mnie sparalizowala psychicznie!!!!!!!!!!!!!!na tym watku my sie wirtualnie wswpieramy bo nie mamy takiego wsparcia od osob trzecich z naszego srodowiska, bo iuch to nie dotyczy, mam nadzieje ze Pani nie znalazla sie na naszym miejscu i nigdy nie znajdzie i mam nadzieje ze bjuz jest matka, bo taka wypowiedz moze tylko o tym sugerowac.. gdyby kazdy myslal jak pani_wonka to najwieksze marzenie naszego zycia byloby nam zabrane w cigu 1 sek, nie rozumiem jak mozna jeszcze dolowac taka wypowiedzia tyle kobiet, ktora pragną nie willi z widokiem na morze czy jachtu czy wygranej w totka tylko istoty ktora jest z naszej krwi i z kosci, efekt milosci 2 osob, ktorym odebrane jest szczescie poczecia w sposob naturalny ale dana szansa i nadzieja!!!! brak slow
Dlaczego uważacie, że wsparcie może polegać tylko utwierdzaniu w podjętej decyzji, niezależnie od tego, czy jest dobra, czy zła, słuszna czy nie? A może inna decyzja okaże się lepsza, szczęśliwsza? Czy nie warto jej chociaż rozważyć? Zuza - nie odbieram nikomu nadziei na dziecko, w jaki sposób miałabym to robić? to absurdalny zarzut Kachula - nie napisałam nigdzie, że dziwię się, że ktoś chce mieć własne dziecko. Napisałam wręcz przeciwnie, że z chęcią jego posiadania nie ma co polemizować, to dość oczywiste. Napisałam też, że chęć nie oznacza - moim zdaniem - prawa, a to różnica, której chyba nie zauważyłaś w mojej wypowiedzi.
Przykro widzieć, że miałam rację już w pierwszym zdaniu. Pozdrawiam.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
droga pani_wonka Jak słusznie Pani zauważyła: Nie była i nie jest Pani na naszym miejscu. Nie wie też Pani ile nas kosztują takie decyzje. Jak bardzo zmieniają się pod wpływem kolejnych badań, diagnoz.... Nie ma Pani nawet pojęcia ile czasu potrzebowałyśmy na podjęcie tych decyzji.
No i nie rozumie Pani podstawowej kwestii. Mówi Pani cyt :"że przecież chodzi po prostu o posiadanie i wychowanie dziecka " Chodzi o dar macierzyństwa, o wielki brzuch, rozstępy, bolący kręgosłup, nieprzespane noce..... chodzi o bycie kobietą.......niepłodność podważa naszą kobiecość.....
Drogie forumowiczki łączmy się broniąc przed - brakiem tolerancji, - negowaniem, zamiast wsparcia psychicznego, - niezrozumieniem; - ciemnotą; - wypowiedziami ludzi, którzy próbują mędrkować, ale tak naprawdę nic nie wiedzą... Głoszą prawdy wiary katolickiej, nigdy niezagłębiając się w temat....
Łączmy się... Niech każda z nas w ramach wsparcia wrzuci tutaj buźkę...będziemy wiedziały ile nas jest....i jaką siłę stanowimy....
Ja nikomu niczego nie radzę. Nie czuję się upoważniona do dawania rad w takiej sprawie - nigdzie żadnej rady nie udzieliłam. Nigdzie też nie odwołałam się do jakichś religii, więc nie rozumiem, skąd Twój komentarz. Przeczytaj moje dotychczasowe wypowiedzi i zwróć uwagę, że co najwyżej pytam, albo zgłaszam chęć rozmowy. Tu, jak widać, nie ma na to miejsca.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
pani_wonka, czy kiedykolwiek powiedzial Pani ginekolog w trakcie usg lub na fotelu lub po badaniu, niestety ale nie widze szansy na normalne poczecie, tylko in vitro, gdyz naturalne zagraza Pani zyciu!!!!!!!!!!!! czy kiedykolwiek mialas stymulowanie jajnikow, zastrzyki o oczekiwanbie na pecherzyk, ktory powoduje ze masz nadzieje ze teraz zajdziesz w ciaze a tak nie jest?? czy bylas kiedykolwiek tyle razy badana przez tylu specjalistow co my??
CZY MOZESZ MIEC LUB MASZ DZIECI???????? czy przeplakalas tyle nocy co my by zobaczycz te 2 krechy??
nikt nie pozna tego co my czujemy nie bedac w naszej sytuacji!!! tego sie nie da wyrazic w slowach, łzach ani na tym forum!! zycze Ci zeby nigdy przenigdy nie byla na naszym miejscu ani nikt z twoich najblizszych,
W takim razie przepraszam, źle się wyraziłam... nie daje nam Pani rad, tylko próbuje przeforsować swój punkt widzenia.... Z naszej perspektywy polemikę w tym temacie mamy za sobą. Decydując sie na tak poważny krok, wiele usłyszałyśmy w tym temacie i nie bardzo mamy siły na więcej. Jak łatwo zauważyć to forum dla weteranek, a więc przez kolejne lata naszych starań pojawiło się wielu takich jak Pani..... ale my już nie chcemy o tym mówić. teraz potrzeba nam wiary, wsparcia i nadziei, a nie roztrząsania po raz kolejny wielkich życiowych dylematów.... i po to tu się spotykamy... Nie twierdzę, że Pani odwołuje się do religii, ale są i tacy..... ta część mojej wypowiedzi była do forumowiczek, jako protest przeciwko wszelkim próbom umoralniania, radzenia i polemizowania.....
Jak normalnie jestem spokojna to teraz mnie poprostu trafiło!!! Po pierwsze to pani_wonka bardzo delikatnie poruszyła tu kwestię moralności in-vitro. Kto jak kto ale przyszłe matki powinny się nad takimi aspektami życia jak właśnie moralność zastanawiać. Wątek nazywa się "Planowanie ciąży: Weteranki, insterminacja, in vitro", a nie "forum wsparcia dla in vitro", więc jeżeli ktoś tu powinien zakładać inny wątek to osoby, które o niczym więcej nie chcą pisać... Swoją drogą pani_wonka bardzo delikatnie poruszyła kwestie moralne, a w konsekwencji jej wypowieź nazwano: "brakiem tolerancji, negowaniem, zamiast wsparcia psychicznego, niezrozumieniem, ciemnotą"... Czy ktoś w tym nie widzi przegięcia??
Wypowiadam się jako kobieta z obniżoną płodnością, i nie czuję się przez to mniej kobieca, bo brak posiadania dzieci tego nie oznacza. Mój mąż szaleje za mną jak cholera i to mi wystarcza... NIE JESTEM INKUBATOREM i nie muszę mieć dziecka, chociaż bardzo bym chciała.
Z mojego doświadczenia wynika, że lekarz może bardzo pochopnie stwierdzić, że ktoś się kwalifikuje na in vitro, tylko dlatego że to mu się opłaca, a nie bo tak żeczywiście jest. Mamy do dyspozycji ogrom możliwości, jednak często ich nie wykożystujemy, bo cholernie ciężko jest znaleść specjalistę, który nie tylko umie, i przyjdzie mu do głowy danej metody spróbować, ale będzie mu się zwyczajnie chciało babrać się w tej diagnostyce, a in vitro to wg. mnie ostateczność.
Po lekarzach włóczę się całymi latami i nie wiem czy przypadkiem nie jestem w gorszej sytuacji, bo żadko kto chce leczyć kobietę po to tylko żeby była zdrowa. Prawie wszyscy od niechcenia wciskają mi antyki żeby dać sobie ze mną spokój skoro jeszcze nie staram się o dziecko, a potem powiedzą, że kwalifikuję się jedynie na in-vitro, też od niechcenia...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
powiem, krótko........... pogadamy jak dotrzesz do ostateczności, czyli invitro............... Jak sama zauważyłaś, dla wielu z nas to ostateczność.........i jestem głęboko przekonana, że każda z nas głęboko to przemyślała.
Słowa, które padły nie tyczyły sie bezpośrednio pani_wonki, ale ludzi z którymi przychodzi nam sie zetknąć.... dlatego też spotykamy się tu na forum, licząc na zrozumienie....
no ja chyba do ostateczności jednak nie dojdę... podjełam już taką decyzje i to nawet nie ze względu na moralność katolicką, ale to już dłuższy temat
Tak mi się przypomniało, że na początku, kiedy zaczęłam się interesować in vitro, założyłam wątek na forum nasz-bocian. Zupełnie nie rozumiałam dlaczego wg. nauczania KK jest ono złe, pytałam się księży, ale dalej nie rozumiałam, i zapytałam się w końcu forumowiczek co one o tym sądzą, zwłaszcza, że forum jest ogólnie o niepłodności, a nie tylko o in vitro. Wiecie co się stało? zablokowano mi konto. Stwierdziłam, że to może jakiś błąd, więc napisałam do administratora, z pytaniem co się stało. Nigdy nie dostałam odpowiedzi.
Ja wiem, że temat jest ciężki, i że in vitro już samo w sobie jest trudne, ale z kim rozmawiać jak nie z osobami najbardziej w to wtajemniczonymi. Uwierzcie mi, że można nasłuchać się niezłych głupot, kiedy podejmóje się ten temet w gronie osób z nim niezwiązanych... więc może jednak warto??
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Ja na swojej drodze miałam sporo szczęścia. Od początku trafiłam do bardzo rzetelnych lekarzy. Nikt nie naciągał mnie na kasę, ani nie testował na mnie swoich praktyk....BARDZO IM ZA TO DZIęKUJę
Co do praktyki IVF, długo się zastanawiałam, zarówno ze względów moralnych jak i pod kątem KK. Miałam przyjemność trafić do teologa moralnego, z którym kilkakrotnie omawiałam temat. Prawda jest taka, że KK nie ogłosił jednoznacznie swojego stanowiska w tej sprawie. A większość osób, które wypowiadają sie według mnie "boi się" nowości. Kiedyś w złym tonie było nosić majtki, dziś jesteśmy oburzeni kiedy, ktoś ich nie ma.... Największym problemem procedury IVF są "eskimoski", ale zamierzam wykorzystać wszystkie co do jednego , marzy mi się duża rodzinka..... Niestety po ostatnim nieudanym IVF nie ma "eskimosków"
wow ale tu wrzawadziewczynki jeśli mogę coś powiedzieć to wonka wyraziła swoje zdanie a My i tak zrobimy co będziemy uważały za słuszne. Pinka z tymi lekarzami to naprawdę miałaś ogromne szczęscie !!!ja byłam tak zaślepiona zajściem w ciąże że tego naciągana nie zauważyłam i tak się to ciągło 8 lat dopiero potem trafiłam na wspaniałego lekarza któremu zależy na pacjentce a nie na kasie. Trzymajcie się kochane Weteranki
Mi sie wydaje,ze zawrzalo,bo wypowiedz Wonki wyszla ni z gruszki ni z opietruszki,JA pierwsza na nia zareagowalam ale szczerze mowiac najbardziej mnie zdziwilo,ze wogole ktos "zdrowy"na ten watek zaglada.Piszac zdrowy mam na mysli nie-weterantke i nie podchadzaca do ivf.I to,ze podjela te kwestie delikatnie nie zmienilo faktu ze wiele z nas zranila. I wypraszam sobie nazywanie kogos kto bardzo chce nosic i urodzic dziecko inkubatorem A to dla was weteranki
No cóż, widzę, że temat się rozwinął. Pani_wonko - wlaśnie "chęć posiadania dziecka" różni się od "pragnienia bycia matką" i to w sposób zasadniczy. Gdybym chciała "mieć dziecko", to rzeczywiście byłoby mi wszystko jedno, czy to będzie biologicznie nasze, czy adoptowane. A tak się składa, że wykorzystam wszelkie szanse na to, aby patrząc na NASZE dziecko widzieć w nim odbicie siebie i mojego Męża. Żeby czuć jego pierwszy ruch, zobaczyć pierwszy krok i usłyszeć pierwsze "mamo". (pomijam tu już cały koszmar procedury adopcyjnej, oraz jedną wielką niewiadomą, dotyczącą ewentualnych obciążeń genetycznych adoptowanego dziecka i trudności natury psychologicznej, jakie mogą wystąpić u rodziców adopcyjnych - bo w jaki sposób zagwarantuję sobie i adoptowanemu dziecku, że NIGDY nie pojawi się we mnie myśl "gdyby to było moje dziecko, to pewnie nie sprawiałoby takich problemów, to lepiej by się uczyło, to miałoby taką zdolność do języków, jak jego tata, to wyrosłoby na porządnego człowieka itd, itp. ) . Wypowiadasz się na temat "godności dzieci poczętych metodą in vitro". O jakim naruszaniu godniości mówimy w przypadku cztero- lub ośmiokomórkowej istotki, która nie ma świadomości własnego istnienia i nie odczuwa żadnych bodźców zewnętrznych ani żadnego dyskomfortu, związanego ze stanem zamrożenia? Czy fakt sposobu poczęcia w jakikolwiek sposób determinuje przyszłe życie takiego człowieka? Jakie znaczenie ma to, że plemnik połączył się z komórką jajową nie w jajowodzie, tylko na szkiełku?? Piszesz o "wybieraniu" spośród zarodków tych "najsilniejszych, najlepiej rokujących". Taką selekcję uskutecznia sama natura. Zarodek zdrowy i silny ma szanse rozwinąć się, zarodek słaby, wadliwy - obumiera. O jakim "wybieraniu" tu mówimy? My na przykład mieliśmy trzy podzielone zarodki i wszystkie trzy zostały przetransferowane do macicy. Jeden "spóźnialski" (choć "nie rokował" początkowo za dobrze, ale pozostał w laboratorium i nikt go nie zniszczył ani nie wyrzucił - podzielił się później) - szostał zamrożony. Będzie przeniesiony do macicy razem z kolejnymi z następnego ICSI. Nie rozumiem, dlaczego ciągle funkcjonuje mit o niszczeniu zarodków - zarodki "niewykorzystane" są zamrożone, a jeśli dana para nie zamierza już ich "wykorzystać" - może oddać je do adopcji. W każdym razie - cokolwiek tu nie zostałoby napisane, nie jest w stanie mnie przekonać co do niesłuszności mojej decyzji o in vitro. Nie żałuję, że poddałam się zabiegowi - żałuję jedynie, że się nie powiodło... I dlatego w lutym spróbuję znowu. Niezależnie od tego, co ktoś o tym sądzi. A zwłaszcza ktoś, kto działa zgodnie z powiedzeniem "syty głodnego nie zrozumie".
Jeśli kogoś uraziłam tym artykułem Dziewczyny to przepraszam... To miało być coś w sensie ciekawostki... Nie myślałam, ze się taka burza rozpęta.
Punkt widzenia zmienia się wraz z punktem siedzenia, jak to się mówi. Cos, co wydaje się niemoralne może stać się sposobem na szczęście i co wtedy? Ja nigdy nie miałam problemu z podejściem do in vitro. O byciu matka, o noszeniu dziecka pod sercem, o brzuchu, czuciu kopniaków i bicia serca, mdłościach, nieprzespanych nocach, porodzie marze od dawna, po każdej wiadomości o ciężarnej koleżance coraz bardziej I jeśli jest sposób, żeby to osiągnąć, to chce spróbować.
Ale naprawdę to nic trudnego przeczytać cały wątek i wiedzieć, że dziewczyny nie po to go stworzyły, żeby roztrząsać aspekty moralne invitro, a jedynie po to żeby się wspierać i informować o efektach. Tu są mądre dojrzałe kobiety, które już sobie to przemyślały i podjęly decyzje!
BRR te polemiki już w tylu miejscach były, że chyba łatwo zauważyć, że każdy ma swoje zdanie, a dyskusje do niczego nie prowadzą oprócz nieprzyjemności! Pani Wonko - przeciez jestes na tym forum już naprawdę długo i powinnaś wiedzieć, kto ma jakie poglądy, kto gdzie pisze i się udziela!
Samiro, z chęcią porozmawiałabym z Tobą, i wyjaśniła, co i dlaczego miałam na myśli. Chociaż jednak zadajesz mi pytania, to - wybacz, ale wątpię, czy rzeczywiście interesuje Ciebie/Was moja odpowiedź. Poza tym, nie wiem czy mam ochotę na ryzyko związane z dalszymi komentarzami, w rodzaju tych, jakie tu dotąd padły. S_biela - dzięki za Twój komentarz.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Dzieki Bogu udało mi się zajść w ciążę bez większego problemu. Ale całym sercem Was, dziewczyny, rozumiem i trzymam za Was kciuki. I wiem jedno - gdybym miała problemy, nie zawahałabym się przed pomocą współczesnej medycyny, która może już tak wiele w walce o największe szczęście.
Zaglądam do Was często...nie odzywam sie, ale wspieram, zwłaszcza Ciebie GIGA, którą znam najdłużej! Pozdrawiam Was wszystkie ciepło!
a ja dzisiaj bylam u mojego gina i mam zwolnienie do konca roku i wracam do pracy, zmartwilo go bardzo cienkie endo a za 2 dni moge miec owu, ale i tak nie zajde nie mam co sie łudzić.. powiedzial ze spotykamy sie dopiero za pol roku musze dojsc do siebie w 100% i wtedy bedzie mnie ciagnał hormonami i powiedzial ze zrobio wszystko zebym zaszla po stymulacji, ale musze byc przygotowana tez na plan B IV, tak wiec Kochane pelna optymizmu nie bede pewnie pisac co i jak ale bede czytac codziennie forum i wspierac Was a za pol roku bede oczekiwac tego od Was;):) trzamajcie sie
Gigus jestem z Toba!!!!!!!!! teraz musi sie udac!! nie widze innegpo wyjscia'
Zaopatrzylam sie w testy owulacyjne, tak zeby miec dodatkowe potwierdzenie owulacji, ale nie jestem pewna kiedy zaczac je robic... W pudelku jest 6:) Cykle mam ok 28 dni, ostatnie dwa mialy 30 dni, natomiast nigdy nie sa krotsze niz 28. Jajeczkowanie podejrzewam zazwyczaj w okolicach 13-14 dn. Teraz nie bardzo mam jasnosc, bo biore wiesiolka i zmienil mi sluz... Juz teraz (w 9dc) jest rozciagliwy i taki... przyjazny dla plemniczkow
Myslicie, ze moge dzis zrobic pierwszy? Jeszcze nie mam skoku temeratury, ani bulu owulacyjnego... ale w sumie nie wiem jak te objawy maja sie faktycznie do jajeczkowania Jak dzis zrobie pierwszy, a za dwa dni nastepny to nie przegapie owulacji jesli bedzie np.jutro??
jestem już po :) dwa ciałka żółte i jeszcze pęcherzyk 20mm; niestety tym razem musiało być z powtórką wrrrrr ale mam juz to za sobą i teraz czekam na święta :) dzięki za duchowe wsparcie :)
madziq - widziałam pod wykresem, że testy już poszły w ruch :) klaudoos - a jakiej grubości miałaś to endo? Milena - ciesze się, że choć tobie się udało :))) pinka - oj trzymałam te nogi w górze, trzymałam hihi
Dziewczyny! Ja mam pytanie w szczegolnosci do Gigi mozecie mi powiedziec kiedy IUI jest refundowane a kiedy nie? Moja kuzynka ma wrogosc sluzu i lekarz jej powiedzial ,ze ma male szanse na ciaze nawet przy In Vitro!!!!????? no i nigdy nikt nie zaproponowal Jej IUI w szpitalu czy refundacji (jest po jednym IUI nieudanym niestety).Troche mnie to dziwi,ale moze trzeba jakies warunki spelniac czy co?