Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.
Winni, ale 21miesiecy to juz prawie dwa lata.
z tego, co pamietam to synek Frag czy Hope nadgonili chyba w szybszym tempie
Dokładnie tak, u nas trzy miesiące to było przejście od "mama/tata/nie" do faktycznie pełnych zdań i prawidłowej odmiany. Tylko to jest o tyle różnica, że on już był tak osłuchany, że wiedział, że kombajn to kombajn, kawa to kawa, a nosorożec to nosorożec i potrafił wszystko już nazwać, nie musiał pytać "a co to?".
Nie było takiego momentu, żeby nazywał rzeczy po "swojemu", swoją mowa - od razu zaczął mówić tak jak my, tylko czasem zaseplenił, czasem zmiękczył.


Yyyy... Ktoś wie, jak to pomniejszyć?
Etap "co to, kto to" też został ominięty, bo on to wszystko wiedział.
Kiedy wasze dzieci zaczely mowic, kiedy dokladnie byl ten skok?
;
Zaskoczył wszystkich. Etap "co to, kto to" też został ominięty, bo on to wszystko wiedział
czekałam na ten etap i się nie doczekałam.u nas byl etap: co to jest?
potem etap: dlaczego?
teraz mam etap: czemu;-P




mogę nagrać i pokazać filmik w razie czego
]
;
No mówię Wam, szok. Dokładnie, precyzyjnie i nie muszę po niej poprawiać nawet
[tak wiem, wiem zaraz mi Ewa napiszę, że to niemożliwe mogę nagrać i pokazać filmik w razie czego ]
, przy naleśnikach jeszcze pomaga, sama nie rozbełta, a miksera dzięki teściowej się boi ehh Więc ja ci Teo wierzę :D
tak wiem, wiem zaraz mi Ewa napiszę, że to niemożliwe![]()
Natalia trochę gorzej, ale też pewnie niedługo będzie potrafiła. Pewnie kwestia codziennej praktyki, bo u nas odkąd to tylko było możliwe, baby były przeze mnie wdrażane w kuchenne prace - raz, że mają wtedy zajęcie, a ja mam na nie oko, a dwa, że mam nadzieję, że za parę lat to zaprocentuje i same będą się w kuchni wyżywać
Tyle, że na razie to wszystko jest u nas na chwilę, szybko im się nudzi i potem jest, jak na obrazku
Ostatnio Nina zrobiła sama [ !!! ] naleśniki - tzn ciasto. Ja jedynie jej jajko wbiłam, ale mleko, wodę, olej, mąkę oraz mieszanie robiła samiusieńka.
;



] i że bardzo dobrze Ninę uczę ahahahahah
jak ja bym pozwolila mojemu szogunowi popanierowac kotlety to panierke mialabym pewnie wszedzie, lacznie z sufitem ale na kotlecie pewnie by jej nie bylo :-P
;
ale w sumie to chlopak, dobrze, ze w ogole cos robi.
;
;
U mojego męża tata uczestniczył we wszystkich zajęciach domowych na równi z mamą, a czasem ją "przewyższając". Mąż ma podobne podejście, podzieliliśmy się na zasadzie "ja lubię robic to, a ty to" i tak mąż sprząta i ogarnia chałupę, robi zakupy, a ja zakupy netowe + kuchnia. Natomiast mam jedną rzecz w planach - żeby chłopcy potrafili gotować
o faeci jak gotuja to MASAKRA. syf taki jakby tajfun przelecial.
;

ja chyba jestem tradycjonalistka, bo wole zeby facet naprawil to czy owo, umial sam cos zrobic w aucie przykladowo, a sprzatanie i gotowanie zostawil mnie. wiadomo, ze nie ksiaze, co to pod nos podstawic trzeba, ale ja tam wole gotowac i sprzatac (choc wazne zeby umial) , a facet niech dba o skrecenie kabli, wyregulowanie szafek, podlaczenie wiezy i takie tam.
Mój jest wyjątkowo techniczny, naprawi wszystko, dom odnowi, samochód potrafi doprowadzić do porządku. Ale potrafi też nieźle sprzątnąć dom, nie powiem, lepiej niż ja. Ja prawdę mówiąc nie cierpię sprzątać, chociaż porządek lubię, za to w kuchni mogę non-stop siedzieć ;) jeszcze mi się czasami "obrywa" za pierdzielnik w kuchni przy gotowaniu
;
jak wypada [mega rzadko] jego kolej to jemy coś pysznego z knajpy
;
jak sie gotowac nie chce/nie umie -przywozi sie cos na wynos
Ale to co umie to robi bez problemu

;
Ale to co umie to robi bez problemu, tzn sprząta, zakupy robi, zajmuje się dzieckiem etc.I każdy jest zadowolony
;

Ale daliśmy radę i teraz to mój mąż jest kuchennym pedantem nr 1 i to mnie się obrywa za bałaganienie
Więc da się. To samo z robieniem zakupów, opieką nad dziećmi. Sam mówi, że jego ojciec nawet nie wie, ile stracił przez to, że praktycznie nigdy nie włączał się w rodzinne życie. A argument, że są obowiązki "kobiece" i "męskie" słabo do mnie przemawia - bo gotowanie, sprzątanie, pranie jest codziennością, natomiast cieknący kran czy przepalona żarówka zdarzają się od wielkiego dzwonu. Zresztą, u nas w domu ja jestem bardziej techniczna niż mąż, więc mnie nie przerażają takie sprawy.
Oczywiście on w swoich oczach jest pedantem.
Z budową to samo, muszę mu listę robić co ma do zrobienia i kontrolować stan wykonania bo inaczej wszystko leży. Mój mąż właśnie z takiego domu wyszedł, gdzie mężczyzna obowiązków domowych nie miał wcale - ani sprzątania, ani gotowania, ani opieki nad dziećmi, no po prostu nic. Po pracy kapcie, gazetka, obiadek pod nos, potem drzemka, bo pan i władca jest śmiertelnie zmęczony pracą. Nie muszę wam mówić, jak ostro musieliśmy się z moim mężem docierać przez pierwszy rok-dwa wspólnego mieszkaniaAle daliśmy radę i teraz to mój mąż jest kuchennym pedantem nr 1 i to mnie się obrywa za bałaganienie
Więc da się. To samo z robieniem zakupów, opieką nad dziećmi. Sam mówi, że jego ojciec nawet nie wie, ile stracił przez to, że praktycznie nigdy nie włączał się w rodzinne życie. A argument, że są obowiązki "kobiece" i "męskie" słabo do mnie przemawia - bo gotowanie, sprzątanie, pranie jest codziennością, natomiast cieknący kran czy przepalona żarówka zdarzają się od wielkiego dzwonu. Zresztą, u nas w domu ja jestem bardziej techniczna niż mąż, więc mnie nie przerażają takie sprawy.
Bo ostatnio iskry lecą na tym tle aż do przesady. No ale i problemów więcej ostatnio i obowiązków i moje hormony łaskawe nie są...