Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    jaca...takie rzeczy to tylko w erze :confused:
  1.  permalink
    Lily, nigdy nie rodziłaś w szpitalu, a wiesz, jak tam jest? To jest właśnie demonizowanie. Później jedna z drugą panikarą nasłuchają i naczytają się historii rodem z "Piły" i jak przyjdzie im trafić do szpitala, to z pełnym rozwarciem, a pobiją lekarza, skopią położną i zejdą na korytarzu.
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeFeb 9th 2012 zmieniony
     permalink
    Trafiłam na ciekawy dokument dotyczący porodów domowych i tych w szpitalu, o tym jak często przeprowadzane są cesarki i z czego one wynikają, o tym, że nie zawsze są potrzebne, zmusił mnie do głębokiej refleksji.

    http://www.youtube.com/watch?v=bFH9RFd306U
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    jaca_randa: demonizujecie poród w szpitalu, ale przecież na WSZYSTKIE procedury przeprowadzane na kobiecie w szpitalu musi ona wyrazić zgodę.


    Owszem, to prawda, ale wiesz przecież doskonale, że to jest tylko jedna strona medalu. Do kompletu potrzebna jest też otwartość i życzliwość tej drugiej strony - personelu porodówki. Jeżeli moja odmowa wykonania jakiegoś zabiegu, który jest stosowany na danej porodówce rutynowo, wywołuje złośliwe uśmiechy i lawinę głupich komentarzy, a nawet próby wymuszenia zmiany decyzji, to nadal uważasz, że taki poród będzie dobrze wspominanym wydarzeniem? Że położna i lekarz zrzędzący ci cały czas nad głową i tym, jaką to nieodpowiedzialną matką jesteś, bo się nie zgodziłaś np. na nacięcie na długo przed tym, zanim można było w ogóle stwierdzić, że jest potrzebne, sprawią, że zapamiętasz go pozytywnie? Nie wydaje mi się. I z góry zaznaczam - nie jestem fanatyczką natury za wszelką cenę, jeżeli dany zabieg ma swoje uzasadnienie, to ja się nie zamierzam z nikim o to kłócić, ale po pierwsze chcę, żeby mnie o tym poinformowano (a nie, jak moja koleżanka, która o tym, że ją nacięto, dowiedziała się już po fakcie), a po drugie nie życzę sobie rutynowego traktowania tylko dlatego, że "tak to się u nas robi przy każdym porodzie".
    Żeby nie było - chciałam rodzić u siebie, bo przecież po co jeździć gdzieś daleko, jak się ma szpital na miejscu? Zrezygnowałam po zwiedzeniu porodówki. Pozycje wertykalne - wykluczone, "bo tak się przecież nie da", nacięcie u pierworódek - w 100% porodów obowiązkowe "bo pęknie pani odbyt", pomocne sprzęty typu krzesło porodowe, wanna - "można, ale po co, bo to tylko kłopot". Położna, która mnie oprowadzała była miła tylko do czasu - dopóki nie zaczęłam zadawać zbyt wielu pytań w stylu "dlaczego trzeba leżeć na plecach, skoro wiadomo, że w pozycji pionowej jest łatwiej?". No cóż, rodząca poinformowana to zła rodząca, bo za dużo kłopotów sprawia i nie można z nią zrobić wszystkiego. I nie, w takiej ważnej chwili, jaką jest poród, szamotanie się z niechęcią personelu to jest ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę, więc jadę tam, gdzie wiem, że nic takiego mi nie grozi. Naprawdę to takie dziwne?

    jaca_randa: Trzeba po prostu czytać to, co się podpisuje


    Chciałam tylko zauważyć, że tzw. "zgoda in blanco" czyli podpisanie z góry papierka, że mogą z tobą robić wszystko, jest od lat niezgodna z polskim prawem.

    jaca_randa: nie wiem, co znaczy, że szpital jest rzeźnią


    Znaczy tyle, że przez x lat rządów jednego ordynatora nic się nie zmienia, bo nie ma szkoleń ani przyzwolenia na podążanie za nowymi, nazwijmy to, trendami w położnictwie. Uprzedzając z góry - to żadne moje domysły, to są słowa położnej, z którą miałam okazję rozmawiać - a która zrezygnowała z pracy tam nie mogąc się rozwijać zawodowo zgodnie z własnymi przekonaniami.

    jaca_randa: Oj, oni się tam boją, że pacjenci będą ich skarżyć, więc na pewno nie zrobią nic wbrew życzeniu pacjenta.


    Niczego się nie boją, bo w 99% przypadków skarg nie ma. A wiesz, dlaczego? Bo wciąż panuje przekonanie - "nieważne, jaki poród, byle dziecko było zdrowe". Tak mówią znane mi kobiety, które swoje porody uważają za traumatyczne.
  2.  permalink
    "Fizjologicznych porodów w Polsce właściwie nie ma. Nasze badania z 2006 r. wykazały, że stanowią one niecałe 5% - co oznacza, że doszło do nich przez przypadek, np. w domu" - mówi psycholog Anna Otffinowska, prezes Fundacji Rodzić Po Ludzku. W ciągu zaledwie kilkunastu lat poczęcie, ciąża i poród uległy tak daleko idącej medyjalizacji i komercjalizacji, że możemy mówić o nowej gałęzi przemysłu - przemyśle narodzin. (...) lekarze coraz częściej proponują zupełnie zdrowym kobietom usługi, które do niedawna zarezerwowane były wyłącznie dla tych wymagających specjalnej troski. (...) Od kwietnia [2011r.] mamywreszcie oficjalny standard opieki okołoporodowej, kładący nacisk na naturalny przebieg porodu i unikanie ingerencji w fizjologię, o ile tylko jest to możliwe -
    -za: J. Stradowski, Przemysł narodzin, w: Focus, grudzień 2011 (12/195), s. 32-29
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Fretka_Flynn: Później jedna z drugą panikarą nasłuchają i naczytają się historii rodem z "Piły" i jak przyjdzie im trafić do szpitala, to z pełnym rozwarciem, a pobiją lekarza, skopią położną i zejdą na korytarzu.


    Nie przesadzaj, proszę! Naprawdę uważasz, że skoro mam pewne oczekiwania wobec porodu i oczekuję ich uszanowania, to od razu będę kopać i gryźć? Bzdura.
  3.  permalink
    Hydrozagadko, cztery lata temu do szpitala w Bydgoszczy chłopak przywiózł swoją dziewczynę. Od razu zapadła decyzja o cesarce z powodu odklejającego się łożyska-sprawa była poważna, tętno dziecka ginęło, chlusnęła krew. Dziewczyna spanikowała, pobiła lekarza i zaczęła uciekać. Wymknęła się dwóm rosłym sanitariuszom wezwanym na pomoc. Zemdlała na korytarzu szpitalnym, ale było już za późno. Nie udało się uratować ani jej, ani dziecka. W mediach lokalnych oglądalam nagrania z kamer przemysłowych szpitala dantejskie sceny, jak ta nastolatka z wielkim brzuchem potrafiła obezwładnić rosłych mężczyzn.
    Po fakcie chłopak w żałobie opowiadał, że dziewczyna chciała urodzić w domu bez niczyjej pomocy, ale kiedy ją znalazł omdlałą w kałuży krwi, to wpakował do samochodu i przywiózł na oddział.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012 zmieniony
     permalink
    Fretka, ale zgodzisz się ze mną, że przykład, który podałaś to jakaś straszna skrajność? Sądzę, że jednak zdecydowana większość kobiet, w tym te, które chcą decydować o swoim porodzie, się tak nie zachowuje. Naprawdę nie wiem, w jakim celu serwujesz tak drastyczny przykład, który do większości przypadków nie ma żadnego odniesienia.

    Zresztą, żeby daleko nie szukać, ja pojechałam na porodówkę mając jakieś tam wyobrażenie na temat mojego porodu w głowie. Położną miałam świetną i wyobraź sobie, że ani ona nie poczuła się urażona tym, że coś tam sobie poukładałam po swojemu i oczekuję uszanowania tego, ani ja nie kwestionowałam jej rad i sugestii. Pełna współpraca z obu stron i tak to właśnie powinno wg mnie wyglądać. Da się? Pewnie, że się da. Po co od razu straszyć historią rodem z horroru?
  4.  permalink
    Trzy razy rodziłam w szpitalu. Dwa razy w wybranym przez siebie, gdzie spotkałam się z cudownymi położnymi, które mi towarzyszyły od początku do końca, lekarzem, który moje ciąże prowadził. Za darmo wszyscy byli mili, dyskretni, delikatni i troskliwi. Miesiąc przed rozwiązaniem robiłam rekonesans, pytałam o wszystko. Wolno mi było spacerować, nie skorzystałam z żadnego z "gadżetów" jak worek sako, drabinka czy krzesełko, bo zwyczajnie nie było czasu. Mąż był cały czas przy nas. To fakt, za każdym razem ostatni kwadrans porodu spędziłam na łóżku, a za pierwszym razem nie obyło się bez cięcia krocza. Położna mnie poinformowała, że mogę się jeszcze pomęczyć. Po cięciu poród skończył się na kolejnym parciu. Miałam dzieci od razu przy sobie, osuszano i badano je przy mnie, od razu mogłam je przystawiać do piersi, były przy mnie do samego wyjścia ze szpitala.
    Trzeci raz mi się nie udało dostać na "mój" oddział. Z rykiem i lejącymi się wodami popędziliśmy do najbliższego szpitala. Byłam przerażona, co mi tam zrobią... A tam co? Kolejne miłe położne i lekarze, cierpliwi, rozumiejący... Położna zalecała kąpiel w ogromnej wannie z jacuzzi (to był mój pierwszy raz :wink:), chodzenie, drabinki, skakanie na piłce. Tak mi upłynęło siedem godzin, kiedy masakrycznie bałam się, że zaczną mi wywoływać poród przez te nieszczęsne wody... pytałam przy każdym badaniu rozwarcia, czy to już, a położna odpowiadała, ze mamy czas, że wszystko w porządku. W ostatniej fazie mogłam przyjąc dowolną pozycję, biedna wisiała nade mną, w międzyczasie poprosiła mojego M, żeby wyłączył oświetlenie ogólne, a właczył tylko malutką lampkę nocną, żeby nie stresować maluszka. Nie było lewatyw, nacinania krocza, oksytocyn. Filip był ze mną, kiedy ja jadłam kolację, to dopiero wtedy wzięto go na badanie.
    A to wszystko w placówce państwowej, gdzie tego samego dnia urodziło się już 8 dzieci.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012 zmieniony
     permalink
    Fretka, po prostu trafiłaś świetnie i dobrze, tak powinno być. Ale wiedz, że naprawdę nie wszędzie tak jest. I naprawdę nie dziwię się kobietom, że zaczynają być coraz bardziej świadome i oczekują poszanowania dla ich decyzji. To naturalna droga do zmian na lepsze i powinniśmy się z tego cieszyć. I sporo jest szpitali państwowych, gdzie już teraz jest naprawdę dobrze. Sama zamierzam w takim rodzić - a jeszcze 10 lat temu miał straszne opinie.

    Ja mieszkam w 50 tys. mieście. W zeszłym roku radni miasta doliczyli się, że ponad 600 dzieci przyszło na świat w szpitalach w okolicznych miastach, nie u nas. Sporo, prawda? Dla mnie to o czymś świadczy. Podobnie, jak relacje dziewczyn tam rodzących - dużo za dużo oksytocyny, leżenia na plecach i straszenia powikłaniami w razie niezgody na rutynowy zabieg. Wierzę jednak. że fakt takiego odpływu potencjalnych "klientek" oddziału wreszcie uruchomi procesy myślowe u odpowiednich osób. Może moje córki nie będą musiały jeździć poza miasto? :wink:
  5.  permalink
    Oczywiście, że ten przykład to skrajność. Ale jednak miał miejsce. I jest żywym przykładem na to, że się demonizuje. Wiele kobiet płaci grube pieniądze za "swoich" lekarzy i położne, gdzie i tak i tak są oni na dyżurze. Na czas porodu wyjechałyby na drugi koniec kraju albo jeszcze dalej. Ma to swoje podstawy, służba zdrowia na to pracuje, ale nie wolno dać się zwariować i decyzję podejmować "na chłodno".
    Nie wiem, czemu NFZ nie refunduje porodów domowych. Podejrzewam, że wynagrodzenie takiej położnej, która dojedzie do kobiety ze szpitala, byłoby mniej dokuczliwe finansowo i nie obciążało tak placówki, jak np. trzymanie kobiety parę dni przed porodem, pełna obsługa w trakcie i zajęcie się nią i dzieckiem minimum 48 godzin po urodzeniu. Wtedy też poród dla tych mam, które się nasłuchały miejskich legend byłby mniejszą traumą
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Fretka, a Ty w Bydgoszczy rodzilas? Chyba nie, co?
  6.  permalink
    Montenio, rodziły moje znajome. I żyją. One i dzieci. Ba, te, co i kolejny raz zaszły w ciążę, też wracały do pierwszych szpitali, więc chyba nie tak źle.
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    No ja rodzilam w Bydgoszczy:). TEz zyjemy...choc malo brakowalo.
    I jeszcze mialam lekarza nagranego. A i to gwarancji nie daje. Po 6 godzinach od odejscia wod dowalili mi oksytocyna. Takze, moj porod byl naturalny tylko dlatego, ze rozpoczal sie naturalnie, bo potem ladowano we mnie coroz ine srodki, bo bol po oksy byl nie wytrzymania. Zakoczylo sie cc, naglym z powodu niedotlenienia coreczki.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Fretka_Flynn: rodziły moje znajome. I żyją. One i dzieci.


    No to ja mam zdecydowanie większe oczekiwania wobec porodu w szpitalu niż tylko ujście z życiem :confused:
  7.  permalink
    Strasznie współczuję... Kolejny idiotyzm w wykonaniu krajowej służby zdrowia: jak Ci odejdą wody, to nie ma że boli, masz rodzić! Ja za pierwszym od odejścia wód czekałam z wyjazdem do szpitala sześć godzin, bo przeczytałam, że jeśli wody są czyste, to nie ma pośpiechu i sześć godzin to czas na bezstresowy dojazd. A że odeszły mi w nocy, to postanowiłam poczekać do rana. Na oddziale miałąm ochrzan na wejście. Tymczasem koleżanka w Szwecji po badaniu po odejściu wód została odesłana do domu z zaleceniem KTG co rano. Urodziła po czterech dniach zdrowe dziecko. Mnie straszono wypadającą pępowiną, bezdechem u dziecka, zanikającym tętnem i wszystkimi plagami egipskimi.
    Jak to jest z porodem w domu: czy w razie odchodzących wód bez czynności skurczowej w naszym pięknym kraju kobieta może zostać w domu? Czy to położna o tym decyduje?

    ja się panicznie bałam nie tyle porodu, co powikłań, nieprzewidzianych zwrotów akcji, tego, że wszystko może się zmienić w przeciągu sekundy i to był najważniejszy argument ZA szpitalem. Nie liczyło się, że trafię na zołzę, będą mi robić płukanki odbytnicze z asystą całego oddziału. Gdyby nie to, nikt by mnie wołami z domu na czas porodu nie wyciągnął.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Fretka_Flynn: ja się panicznie bałam nie tyle porodu, co powikłań, nieprzewidzianych zwrotów akcji, tego, że wszystko może się zmienić w przeciągu sekundy i to był najważniejszy argument ZA szpitalem. Nie liczyło się, że trafię na zołzę, będą mi robić płukanki odbytnicze z asystą całego oddziału.


    Rozumiem, ale nadal jestem zdania, że nawet w nagłych i dramatycznych przypadkach da się traktować kobietę z godnością i poszanowaniem jej praw.
  8.  permalink
    I to nie podlega dyskusji :smile:
    Jaki koń jest, każdy widzi. Montenia była umówiona z lekarzem, skończyło się tak, jak skończyło. Znam historię dziewczyny, która była umówiona z położną na poród domowy, opłaciła zaliczkę, a tymczasem owa pani, gdy zaczęła się akcja, przez telefon powiedziała, że ta ma jechać do szpitala, bo akurat ma dyżur. I tak czy siak wylądowała na oddziale.
    Każda z nas zasługuje i oczekuje, że będzie traktowana jak partner. W końcu w danym momencie to rodzi konkretna kobieta, a nie wyuczony lekarz, czy położna, która jest zdania, że wie lepiej, co ma prawo, a czego nie, czuć rodząca.
  9.  permalink
    I szkoda, że wielu przypadkach kobieta musi opłacić sobie życzliwość i szacunek osób asystujących w najważniejszych chwilach jej życia, niezależnie, czy rodzi w domu czy szpitalu
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Aha, w przypadku porodu domowego to położna decyduje o ewentualnym transferze do szpitala. I jak spotkaliśmy się z takową po raz pierwszy (jak wspominałam, też mieliśmy w planach domowy, ale nie wyszło), to pierwsze, co nam powiedziała było właśnie na ten temat - że nie wolno pod żadnym pozorem nastawiać się, że na 100% uda się w domu i jeżeli jest jakiekolwiek ryzyko, że coś pójdzie nie tak, to decyzja o szpitalu jest ostateczna. Tylko wtedy to ma sens. Jako, że była to osoba, co do której naprawdę nie miałam wątpliwości, że mogę ufać jej i jej kompetencjom, to w życiu nie dyskutowałabym z taką decyzją.
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeFeb 9th 2012
     permalink
    Fretka- czytaj ze zrozumieniem ja nie mam informacji od "panikar" tylko od położnych , które w szpitalu pracują...
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 10th 2012
     permalink
    A tak na marginesie, czy to przypadkiem nie te dziewczyny, które są na "nie" panikują najbardziej? Zauważyłyście, jak to wygląda? Jest mowa o godnym porodzie w szpitalu, o poszanowaniu oczekiwań i przekonań matki, a w odpowiedzi przykład z horroru wzięty o babce, która pobiła lekarza i uciekła z sali operacyjnej :shocked:. Podobnie było na innym wątku, temat-rzeka o tym, że nacięcie krocza w Polsce jest zdecydowanie zbyt często stosowane, to od razu zjawiły się ze dwa mrożące krew w żyłach przykłady jakichś koszmarnych pęknięć, rzekomo spowodowanych brakiem nacięcia :confused: To nic, że prawdopodobne do powstania takich obrażań przyczyniły się zastosowane procedury medyczne - oksy, leżenie na wznak, parcie na komendę itp. Ale straszak jest i kolejne kobiety będą to sobie powtarzały utrwalając nieświadomie błędne przekonania.

    I podobnie, jak Lily polecam rozmowy z położnymi - otwierają oczy, naprawdę. W ogóle uważam, że to naprawdę piękny zawód, szkoda, że tak niedoceniany. Dobra położna to skarb, serio, a o fizjologicznym porodzie wie zdecydowanie więcej niż lekarz.
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeFeb 10th 2012 zmieniony
     permalink
    Ja rozmiawialam kiedys z polozna, leciala ze mna w samolocie i powiedziala mi, ze jak sie samemu peknie to prawie zawsze lepsze nic nacinanie.
    Owszem zdarzaja sie przypadki, bardzo glebokich, rozleglych pekniec. Ale masz racje Hydrozagadko, ze przewaznie powstaja one w skutek podania oksytocyny i innych srodkow. Mnie w szpitalu powiedzieli, ze ze wzgledu, ze pierwsze dziecko urodzilo sie cc to napewno bede nacieta :shocked:.Skonczylo sie jak sie skonczylo-cc. Ogromna zasluge tutaj w takim przebiegu porodu mialo podanie oksy, a potem kolejnych lekow np. zzo. Po pol godziny od podania zzo i spuszczeniu 1-2 kropel oxy(mialam tak silne skurcze ,ze sie wilam, a mimo to nie zaprzestali podawac oksytocyny) coreczce spadlo tetno do takiego poziomu, ze juz myslalam,ze jej nie uratuja.

    Jeszcze co do poloznych, to cala ich rzesza nie ma poprostu powolania, dzialaja jak roboty. A w tym zawodzie powolanie liczy sie bardzo, bo trzeba miec troche empatii, aby wesprzec rodzaca, a nie tylko dowalac lekami, mimo moich protestow. Gdy powiedzialam, ze nie chce oxy, kazali mi podpisac papier, ze odmawiam procedur medycznych i jak sie cos stanie dziecku to oni nie ponosza odpowiedzialnosci. Jak mozna robic cos takiego??? Czy od podania oksy zalezy zycie mojego dziecka? Nie moga mi pozwolic rodzic zgodnie z natura, bez chemii? Tylko ciekawe jest to, ze dzieki tym wspomagaczom prawie odebrali zycie mojemu dziecku! A tak bardzo chcialam rodzic naturalnie(mimo poprzedniej cesarki ) i zostalo mi to uniemozliwione...
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 10th 2012 zmieniony
     permalink
    montenia: Jeszcze co do poloznych, to cala ich rzesza nie ma poprostu powolania, dzialaja jak roboty. A w tym zawodzie powolanie liczy sie bardzo, bo trzeba miec troche empatii,


    No cóż, to już całkiem osobny temat, z tego, co wiem, wiele dziewczyn ląduje na położnictwie po tym, jak zabrakło im punktów by dostać się na lekarski. A stąd to już blisko do frustracji zawodem, o którym się wcale nie marzyło. W wielu szpitalach położne nie mają swobody pracy, bo lekarze wtrącają się do wszystkiego. Sama miałam dwie takie sytuacje podczas mojego porodu. Najpierw na początku, po przyjęciu na porodówkę - położna orzekła, że wszystko idzie świetnie, a na to lekarz, że ma mi podać oksytocynę :confused: Po mojej odmowie wyszedł i dopiero wtedy położna skomentowała, że moja decyzja była dobra (i nie myliła się). Drugi raz - już w II fazie, wpadła lekarka, żeby "zaliczyć" finał i od razu wszystko było wg niej nie tak - pozycja do parcia (bo nie leżałam na plecach), skurcze (rzekomo za słabe, więc znowu padła propozycja podłączenia kroplówki) i w ogóle czas ("czemu to jeszcze trwa i trwa??" - a młoda rodziła się z ręką z przodu i dlatego spowolniła przebieg; jednocześnie nie było żadnych problemów z tętnem itp., które mogłyby być wskazaniem do sztucznego przyspieszenia akcji). Położna swoje, lekarka swoje, dwa odrębne podejścia, a mi tylko ciśnienie się podniosło :confused:
    •  
      CommentAuthornataliaa_
    • CommentTimeFeb 16th 2012
     permalink
    •  
      CommentAuthorJosaris
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    gienia83 , przecież tę wiadomość linkowała Fiufiu parę postów wyżej.

    FretkaFlynn, co do przywołanej przez Ciebie historii... To co się stało niekoniecznie było spowodowane niechęcią do porodu w szpitalu. Dziewczyna była nastolatką, tak? Może była przerażona porodem w ogóle? Nie miała wsparcia w najbliższych? Była w szoku? Sytuacja według mnie nie jest jednoznaczna.

    W moim mieście jest porodówka na poziomie, choć i tu czasem przeginają z oksytocyną np. Koleżanki z innych miejscowości, mimo że bez problemu dojechałaby do szpitala w moim mieście, rodzą u siebie: bo bliżej, bo jakoś to będzie, byleby dziecku nic się nie stało. Potem narzekają. Panikar, o których piszesz, Fretko, nigdy nie spotkałam. Zresztą świadomego wyboru miejsca do porodu, choćby to miało być na drugim końcu świata, nie nazwałabym panikowaniem, a przemyślaną decyzją.
    •  
      CommentAuthorpani_wonka
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    Idealną sytuacją byłoby to, gdyby rodzące w domu miały zapewniony każdorazowo transport do szpitala, tak jak to jest w Holandii czy UK, gdzie w czasie porodu domowego pod domem stoi karetka. Koszt takiej "obsługi" porodu domowego ze strony szpitala na pewno byłoby kilkadziesiąt razy mniejszy, niż koszt kilkudniowego pobytu w szpitalu, często niepotrzebnie jeszcze przed porodem i potem po nim.

    Póki co dla mnie, która rodziła i w szpitalu (przyjechałam z pierwszego porodu domowego) i w domu (drugi poród), to jest jedyny niepewny punkt porodu domowego - że w razie czego o transport do szpitala muszę się martwić sama, i co więcej, nie daj Panie Boże, żeby ktoś się dowiedział, że przyjechałam z porodu domowego. Niby to dozwolone, niby mam do tego prawo, ale cóż z tego...

    Moim zdaniem poród domowy warunkują dwie podstawowe kwestie - decyzja o porodzie domowym nie może być dyktowana strachem przed szpitalem, tylko musi być świadomym wyborem tego, co matka uważa za najlepsze dla siebie i dla dziecka. A po drugie, matka, która rodzi w domu musi być gotowa na współpracę z położną i większe niż w szpitalu przyjęcie na siebie odpowiedzialności za poród. Myślę, że zwłaszcza na to drugie większość kobiet póki co nie jest gotowa, przeraża je to i w tych, które jednak są do takiej decyzji zdolne, upatrują "bohaterek", ale tak naprawdę w myślach uważają to za szarżowanie.
    Tymczasem wystarczyłaby wiedza o tym, jak przebiegają porody domowe, jaka jest śmiertelność w tych porodach matek i dzieci, jakie są ryzyka zakażeń i powikłań, porównanie tego do wyników porodów szpitalnych, i być może okazałoby się, że bardziej bohaterskie są te z nas, które rodzą w szpitalu, same o tym nie wiedząc.

    Póki co dobrze, że chociaż formalnie mamy wybór. Czekam jednak na ten moment, kiedy mój wybór o porodzie w domu będzie społecznie akceptowany i wspierany, tak samo jak społecznie akceptowana i wspierana jest decyzja o rodzeniu w szpitalu...
    -- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    pani_wonka: Idealną sytuacją byłoby to, gdyby rodzące w domu miały zapewniony każdorazowo transport do szpitala, tak jak to jest w Holandii czy UK, gdzie w czasie porodu domowego pod domem stoi karetka.


    Karetka stojąca pod domem, w którym odbywa się poród, to - przynajmniej w Holandii - mit. Swojego czasu nawet tamtejszy związek położnych wydał oficjalne dementi w tej sprawie. Jakoś link mi się teraz zawieruszył, może jak odnajdę, to wkleję. A tymczasem równie ciekawy artykuł o holenderskim położnictwie:
    Rodzić po holendersku - o roli położnej w holenderskim systemie opieki okołoporodowej
    •  
      CommentAuthorpani_wonka
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    Dawno nie zaglądałam na tę stronę, choć przed pierwszym porodem studiowałam ją zaciekle;) Teraz znalazłam artykuł z badaniami porównawczymi prowadzonymi w Holandii, z których wynika, że poród domowy (oczywiście przy założeniu ciąży niskiego ryzyka, wykwalifikowanej położnej itp.) jest równie bezpieczny, jak poród w szpitalu.
    -- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
    •  
      CommentAuthornataliaa_
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    Josaris: gienia83 , przecież tę wiadomość linkowała Fiufiu parę postów wyżej.

    wybaczcie, nie zauwazylam...
    --
    •  
      CommentAuthorSułka
    • CommentTimeFeb 17th 2012 zmieniony
     permalink
    Od siebie dodam, że rodziłam w UK w domu (poród w domu nieplanowany) a miałam do dyspozycji 2 położne + 2 ratowników w kuchni :) + karetka pod domem.
    --
    •  
      CommentAuthorpani_wonka
    • CommentTimeFeb 17th 2012
     permalink
    To prawie jak w szpitalu:wink:
    -- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeJul 20th 2012
     permalink
    Stowarzyszenie „Dobrze Urodzeni" zaprasza na

    III ZJAZD RODZICÓW I DZIECI URODZONYCH W DOMU

    który odbędzie się 15 września 2012 roku
    w Nieporęcie nad Zalewem Zegrzyńskim pod Warszawą

    Więcej: http://www.dobrzeurodzeni.pl/?i=59&idd=50
    --
    •  
      CommentAuthorKatarzynka
    • CommentTimeJul 21st 2012 zmieniony
     permalink
    Pozwolę sobie dopytać, montenia, w którym szpitalu w Bydgoszczy rodziłaś? Sama rodziłam w dwóch różnych szpitalach w Bydgoszczy i było naprawdę w porządku, za drugim razem to bym nawet powiedziała, że było fajnie ;)
    -- ,
    •  
      CommentAuthorserratia
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    Wklejam moją historię, może ożywi odrobinkę wątek :)
    Dzień przed wyznaczonym terminem porodu – 4 grudnia o godz. 5.17 w naszym domu przyszła na świat Łucja.
    O porodzie domowym myślałam jeszcze przed ciążą, chciałam urodzić we własnym tempie, tak by nikt nam nie przeszkadzał, w poszanowaniu dla naturalnych i fizjologicznych procesów, ufając swojemu ciału. Im bliżej porodu, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie chcę rodzić w szpitalu – pomijając aspekty medykalizacji i wymuszania procedur, chciałam aby mój mąż był obecny w życiu córeczki od początku i bez przerwy, nie tylko w godzinach odwiedzin w szpitalu.
    Moje naturalne podejście do ciąży chyba nie przypadło do gustu ginekologowi, który prowadził ciążę, już od października musiałam leżeć plackiem w łóżku, ponieważ pojawiły się skurcze i skracała się szyjka macicy. Otrzymałam receptę na fenoterol + metocard, ale postanowiłam, że nie będę się faszerować lekami, tylko będę grzecznie leżeć (rzeczywiście skurcze się wyciszyły :). Oczywiście to nie spodobało się mojemu ginowi, który na początku listopada stwierdził, że „Pani się nie chce leczyć!” (sic!), oraz, że wg niego urodzę w 37 tygodniu ciąży, czyli w połowie listopada. Zatem grzecznie leżałam, co by dziecia nie wypuścić za wcześnie na świat. 15 listopada przyjechały do nas położne na pierwsze domowe spotkanie – ustaliliśmy szczegóły, po badaniu potwierdziło się, że główka jest już nisko i wywołuje już silny nacisk, a szyjka ma 1cm, więc wszystko jest już gotowe do porodu. Otrzymałam grafik dyżurów położnych i ustalone terminy, w których są one dostępne. Ustaliłyśmy, ze pierwsze podejście do porodu zrobimy 20 listopada, dostałam przepis na magiczną miksturę na wywołanie, która niestety wywołała tylko skurcze przepowiadające i dzięki temu odbyła się próba generalna  drugie podejście również się nie udało i odpuściliśmy – co ma być to będzie , jak dziecko chce siedzieć do końca to znaczy, że tak ma być.
    Ze względu na to, że byłam również pod stałą kontrolą położnej środowiskowej, odpuściliśmy wizytę u lekarza 20.11, no i przecież miałam lada dzień rodzić.. A ponieważ nie urodziłam, to wybraliśmy się na kontrolę 3.12 i niestety tu zaczyna się najgorsza część, o której nie chcę już wspominać. Pan doktor urażony brakiem wizyt (wiadomo-kasa), dopatrzył się braku wód płodowych, określił to jako patologia, brak możliwości porodu naturalnego, zagrożenie cesarskim cięciem i że mam na drugi dzień zgłosić się na oddział w klinice, żeby jeszcze to potwierdzić, i że to stan zagrażający dziecku, a ja tak sobie olałam wizytę kontrolną. Ze skierowaniem w ręku i minami grobowymi wyszliśmy z gabinetu, mąż bardzo przejęty, ja mniej, bo od razu byliśmy umówieni na porodówce z naszymi położnymi na ktg i kontrolę. W szpitalu położna stwierdziła, że mój brzuch nie wygląda na taki bez wód i że zaraz poprosi lekarza na usg i mam tylko nie mówić o co chodzi, żeby nie sugerować. Przyszedł lekarz i 6 studentów medycyny, więc sobie dokładnie pooglądaliśmy maleństwo i okazało się, że wody płodowe są w normie (!!!), a pan doktor wg położnej postanowił mnie ukarać za to, że nie słucham go i nie kiwam głową na każde jego słowo. Niestety skierowanie zostało wypisane, a położne stwierdziły, że jeśli nie urodzę do jutra to niestety do południa muszę się zgłosić na te patologię, bo oficjalna diagnoza jest jednak dla nas niepomyślna i one nie mogą w to ingerować. Na szczęście mają dyżur wieczorny i zajmą się mną i urodzimy naturalnie w szpitalu.
    Podłamała mnie wizja szpitala i wywoływania córeczki siłą na świat na oddziale, poddałam się właściwie i w kwaśnych humorach wracaliśmy do domu, czekała nas ostatnia próba- w nocy miała pójść w ruch ostatni raz mikstura.
    Wieczorem długo jeszcze leżałam w łóżku czytając nowego Pilipiuka, starając się nie myśleć o szpitalu. Pięć minut przed północą usłyszałam cichy trzask, jak pękający balonik i poczułam ciepło odchodzących wód, niewiele ale czyste, podbarwione krwią po wcześniejszych badaniach. Wyskoczyłam z łóżka, oczywiście dostałam drgawek z nerwów, obudziłam męża i stwierdziliśmy, ze trzeba poinformować położną, że może będzie musiała jednak do nas przyjechać. Skurcze rozwinęły się po pół godziny, były co 4 minuty, o 2.30 znów telefon do położnej – mam wejść pod prysznic, potem podpiąć tens i za godzinę dzwonić. Prysznic mi nie ulżył, wzmocnił skurcze, nie mogłam znaleźć dogodnej pozycji i po 4 skurczach uciekłam. Przy zakładaniu tensa oczywiście mąż zapomniał które kabelki gdzie i czekałam cierpliwie nie okazując irytacji aż doczyta w instrukcji, powoli zaczynały się bóle krzyżowe. Po podłączeniu aparatu chodziłam sobie po sypialni, na każdym skurczu opierając się o łóżko lub o łóżeczko dziecka. Skurcze były już co 2-2,5 minut i minęła godzina, więc zadzwoniliśmy po położną (była 3.25 w nocy), która stwierdziła, że wyjeżdża czyli będzie u nas za godzinę. Mąż poszedł przygotować wszystko na przyjazd dziewczyn, a ja ponieważ i tak byłam nietykalska leżałam sobie i przeżywałam skurcze, bo już nie miałam siły chodzić. O godz. 4.00 skurcze zamieniły się w skurcze parte, położnych nadal nie było… z każdym partym skurczem leciały ze mnie wody (te których nie było;) ja z wyciskanej cytryny. Leżałam sobie, wody wsiąkały w szlafrok, a ja już miałam to w nosie, mąż miotał się na dole, a ja się zastanawiałam co on do cholery robi? O 4.20 telefon do położnych gdzie są? Już niedaleko, 20 minut i będą. Ja tymczasem skupiona na buczeniu i porykiwaniu na partych stwierdzam, że nagle wszystko zanika – trwa to może 5 minut, dostaję książkowej czkawki i nagle wracają parte z mocniejszą siłą. Już myślę o tym, ze zaraz wyląduję na podłodze na kolanach i niech dzieje się co ma się dziać  No ale już są położne, najpierw jedna, potem za 10 minut druga. Myślę sobie, nie boli aż tak bardzo, więc zaraz mi powiedzą, że jest 5 cm rozwarcia i zacznie się jazda… a tu niespodzianka, jest pełne rozwarcie, szybki badanie tętna u malutkiej wszystko dobrze, jeszcze dwa skurcze na leżąco i wio na stołek porodowy – widać główkę, trzy parte i nic, zatem wstajemy, mam chodzić, ale nie chcę więc wiszę na mężu przy skurczach, kręcę biodrami w międzyczasie. Położne piją kawę, a ja słyszę „patrz jak oni pięknie rodzą”  Trzecia seria skurczy na stołku i po trzech skurczach o godz. 5.17 Maleńka jest już na świecie, nie krzyczy tylko cicho kwili, za chwilę ląduje u mnie na brzuchu, Tata przecina pępowinę i już od tej pory nie rozstajemy się ani na chwilkę.
    Łożysko wyskakuje na pierwszym parciu, jest całe. Położna ocenia obrażenia – mam pękniecie pierwszego stopnia, zakłada kilka szwów, a ja w tym czasie mówię, że jestem rozczarowana i ze myślałam, że będzie bardziej boleć. Naprawdę byłam nastawiona na rozdzierający ból, a tu owszem bolało, ale nie było to nie do zniesienia. I to chyba jest cała magia porodu naturalnego, zaufania w moc kobiecej fizjologii i wiary we własny organizm.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    Gratuluję serdecznie i nie mogę się oprzeć...ależ zazdroszczę!!!!!!!!!!! Piękny poród, w najcudowniejszym z możliwych miejsc na przywitanie nowego członka rodziny :)
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    serratia - czy ta mikstura miała w sobie sok z brzoskwiń, olej rycynowy i inne takie fajne składniki?;)
    •  
      CommentAuthorserratia
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    ano miała.. i szampana miała i masło z migdałów... bleeeh :) wg mojej położnej jestem pierwszą ciężarówką, na którą nie podziałało mimo, że wszystko w badaniu było gotowe na poród.
    --
    •  
      CommentAuthorQuelle
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    serratia
    przepiękny miałaś poród i tylko pozazdrościć ,ja bałam się rodzić w domu.
    -- http://wwwsuwaczki.com/tickers/p655ybbha8ok1b4a.png[/img][/url]
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeDec 17th 2012
     permalink
    serratia - nie jesteś jedyna, nie jesteś :D Mieszkasz gdzieś wielkopolsce?
    •  
      CommentAuthorserratia
    • CommentTimeDec 18th 2012
     permalink
    Tak, mieszkamy w okolicach Pniew :)
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeDec 18th 2012
     permalink
    Opis porodu rzeczywiście wzruszający, jednak - jak dla mnie - niepokojąca jest wizja szpitala, jako miejsca, przed którym trzeba się bronić. Poród w domu może być piękny, jednak nie dla każdej z nas możliwy i dostępny. I nie każda jest na to gotowa. Wydaje mi się, że od tego gdzie poród następuje ważniejsze jest to, by był godny, by jego przebieg respektował prawa natury, by wszelkie ingerencje były adekwatne do sytuacji, usprawiedliwione rzetelną wiedzą lekarską.
    --
    •  
      CommentAuthorkolonialka
    • CommentTimeDec 18th 2012
     permalink
    Zgadzam się z brombap. Jak dla mnie nie odpowiedzialne było nie branie lekarstw. Jak miałaś wątpliwości trzeba było udać się do innego lekarza na konsultacje! Ryzykowałaś porodem przedwczesnym.
    -- [url
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeDec 18th 2012
     permalink
    Karino, ja nie chcę formułować tak ostrych sądów- to nie moja rzecz. Każda z nas ma inne doświadczenia. Ja straciłam pierwszą ciążę, więc gdy oczekiwalam na Martę, skrupulatnie przestrzegałam wskazań lekarskich, bałam się bardzo, że sytuacja się powtórzy. Wiadomo, że intuicja macierzyńska też ma znaczenie:) Ale zgodzę się, że w razie wątpliwości powinnyśmy szukać dalej, konsultować:)
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeJun 15th 2013 zmieniony
     permalink
    Jak dla mnie ideał - szkoda, że z czymś tak naturalnym jak poród, odeszliśmy tak daleko od natury ...
    klik
    •  
      CommentAuthorGaja00
    • CommentTimeJun 15th 2013
     permalink
    Ja mieszkam w Holandi i tu co druga holenderka rodzi w domu(zdażają się również polki ) tak tu jest.Ja również mogłam wybierac rodzic w domu lub w szptalu,miałam czas do podjęcia decyzji przez całą ciąże ale razem z mężem zdecydowaliśmy się na szpital a po porodzie po 12 godz bylam już z córeczka w domku,tu w NL tak jest że trzymają w szpitalu tylko od 12 do 24 godz jeżeli wszystko jest w porządku z mamą i dzieckiem,do domu przychodzi codziennie na 6-7 godz położna srodowiskowa która pomaga we wszystkim!!Choć wiem jak wygląda taki poród w domu i jak on przebiega jednak wolałam nasze pierwsze dziecko urodzić w szpitalu ponieważ niewiedziałam jak mogę zachować się podczas porodu( a było w miare przyzwoicie;) a wiadomo sąsiedzi mają uszy;)Nastepne dziecko chcemy rodzic w domu i to jest decyzja już nie odwołalna,moja koleżanka rodziła domowo i wspomina ten poród bardzo dobrze!!Miłej nocki:smile:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJun 16th 2013
     permalink
    Gaja00: w NL tak jest że trzymają w szpitalu tylko od 12 do 24 godz jeżeli wszystko jest w porządku z mamą i dzieckiem


    Ech, tego bardzo zazdroszczę. Uważam, że w naszych szpitalach trochę przesadzają. Trzy doby to sporo, a jak się ma jeszcze jednego malucha w domu to baaaaaardzo dużo. Patrząc na poród Krasnalowy to mogłabym albo wieczorem (urodziłam rano), albo następnego dnia być już w domu, sytuacja by się nie zmieniła, a ja bym miała mniejszy mętlik w głowie spowodowany sprzecznymi informacjami dot. karmienia. I mogłabym się zdać na intuicję. A tak to przez trzy doby mogą sporo namieszać ;)
    --
  10.  permalink
    Ja wyszlam rowno po 48 h od urodzenia Maksa, wiec nie wszedzie 3 doby :)
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJun 16th 2013
     permalink
    Fajnie :) I tak powinno być jak nic się nie dzieje. My z sumie ponad tydzień leżeliśmy ze względu na Krasnala, ale jakby nic się nie działo to wolałabym "dogrzewać się" w domu ;)
    --
  11.  permalink
    A no to wiadomo, ze jak nic nie ma to szybciotko. Ja troche zaluje , ze tak szybko bo bylam strasznie oslabiona, nawet nie mialam sily dziecka do domu wzniesc (3 pietro), w polowie siadlam i moj zszedl..
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.