Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.


).
Swietnie!


Monteniu, normalnie staram sie nie czytać relacji z porodów (nie przed swoim ;))
Ważne jest to, by sporządzając plan porodu równocześnie wytworzyć sobie DYSTANS w stosunku do niego - bo często coś nie idzie zgodnie z planem i chodzi o to, by się nie zdołować gdy np. od razu coś pójdzie inaczej. Trzeba mieć na uwadze dobro dziecko i myśleć sobie "jak urodzę tak urodzę i będzie dobrze." Plan to wytyczne, które dotyczą idei porodu, a życie sobie. Ważne więc, by nie traktować go jako świętość i punkt honoru.
"jak urodzę tak urodzę i będzie dobrze."
Rodziłam już i zdaję sobie sprawę z tego, że mogę napisać koncert życzeń, a życie go zweryfikuje. Jednak zalezy mi na tym, by druga strona zechciała uwzględnić te sprawy, na które mamy wpływ i co do których wystarczy tylko odrobina dobrej woli, by je spełnić.dziewczyna robila jazdy, ze ten, ten i ten punkt porodu mial byc taki, a poszlo inaczej... I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc...


Oj, Hydro, zdziwilabys sie... Jak lezalam na porodowce z nerkami to akurat dziewczyna robila jazdy, ze ten, ten i ten punkt porodu mial byc taki, a poszlo inaczej... I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc... Takze mnie chyba juz nikt nie zdziwi ;))
Smugo, tyle, że w moim odczuciu robi się plan porodu, by urodzić nie obojętnie jak. Nie zgodzę się z tym fragmentem Twojej wypowiedzi. Nie zawsze tak jak chce personel jest dobrzeRodziłam już i zdaję sobie sprawę z tego, że mogę napisać koncert życzeń, a życie go zweryfikuje. Jednak zalezy mi na tym, by druga strona zechciała uwzględnić te sprawy, na które mamy wpływ i co do których wystarczy tylko odrobina dobrej woli, by je spełnić.
po prostu maly sie nie odwrocil, dlatego cc.
O coś takiego miałabym żal. Jeśli się nie odwrócił to cóż... Znam lekarzy, którzy twierdzą, że poród pośladkowy lepszy od cc, ale sama chyba nie miałabym odwagi.


. Ironią całej sytuacji z cieknięciem wód czy nie wód (nie wiadomo do dziś
) było to, że w naszym „staruszku” nastąpił wyciek paliwa... Zrobiło się nerwowo, ale dzięki uprzejmości rodziców przesiedliśmy się do samochodu rodziców i wyruszyliśmy do szpitala.
Nie mogliśmy się już doczekać naszej położnej, chciałam znaleźć się już na porodówce, usłyszeć jakieś jej cenne rady, chciałam iść pod prysznic, do wanny, cokolwiek tylko nie tkwić na patologii, w pokoju, gdzie bądź co bądź śpią inne oczekujące na poród babki.
Skurcze co 2,5 minuty, coraz dłuższe, coraz silniejsze. Dotarliśmy na porodówkę (na salę bez łóżka :D, za to z materacem, liną, workiem, piłką, drabinką i krzesełkiem porodowym – tak jak chcieliśmy) i po bolesnym badaniu (dalej rozwarcie na palec) oraz KTG, które wyszło dobrze poszłam pod prysznic. Tam wydawało mi się na początku, że kontroluję ból - polewałam plecy prawie gorącą wodą i jakoś dawałam radę. Mąż nie nadążał z mopem w łazience
ale ja całkiem dobrze się tam czułam, więc jechałam z koksem. Po jakiejś godzinie prysznic przestał działać, wyszłam do pokoju i zaczęłam z mężem kombinować z piłką, solidnie miętoliłam ją plecami pod ścianą – odrobinę pomogło ale niestety na krótko. Skurcze co 2,5 minuty trwające 1,5 minuty – okropnie bolesne, wydawało mi się, że ktoś łamie mi w lędźwiach kręgosłup, do tego zaczęło mocno napitalać z przodu. Nie wiedziałam co robić - czy skupiać się na bólu pleców czy podbrzusza, krzyczałam, że nie dam rady. Mąż cały czas bardzo mnie wspierał, powtarzał, że wytrwam.
Pobiegłam z tą nadzieją znowu pod prysznic, kręciłam biodrami wizualizując na skurczach, że Milka schodzi w dół kanału i jest coraz bliżej – pomagało mi to trochę. Mąż ponownie pełnił funkcję mopowego. O 8:00, czyli po jakichś kolejnych 2h pod prysznicem, meeeega bolesnych skurczach pomiędzy którymi przysypiałam na stojąco położna zapytała czy chcę sprawdzić rozwarcie. Pewnie, że chciałam – miałam nadzieję, że usłyszę, że jest jakieś 7cm… Niestety usłyszałam, że tylko 3,5cm. Buuuuu... Znowu zawód.
A Mężowi wyznałam, że to pierwsze i ostatnie dziecko na jakie się decyduję i generalnie ja z tego się wypisuję, wychodzę – teraz! Chciałam się ewakuować, co oczywiście było niemożliwe. Pamiętam, że przeszło mi nawet przez myśl to, że byłam głupia, że wykonywałam te wszystkie ćwiczenia by Milka się odwróciła główką w dół...Mogłam mieć cesarkę przecież. Jednocześnie czułam się jak jakiś totalny mięczak, rozhisteryzowana baba... Było mi źle, że tak sobie słabo radzę z bólem, a zawsze myślałam, że mam wysoki próg bólu... Plułam sobie w brodę, że nie wzięłam opcji ZZO.
- nic oczywiście nie dało. Dostałam też obietnicę gazu rozweselającego, który nigdy nie dotarł. W ogóle muszę tu nadmienić, że moja położna sprytnie ściemniała, ale to oczywiście część jej pracy – cieszę się bo ostatecznie postępowała zgodnie z planem, a ja miałam przynajmniej jakieś światełko w tunelu, którego się trzymałam. Nadzieja matką... ;)
Taniec na rurze przyszedł mi do głowy hyhy. Po cięciu już poszło... O 12:13 wypchałam Milkę - 3870h. Położono mi mojego papuśnego, ciepłego włochacza na brzuch... Ale nie poczułam tej euforii o jakiej mówią niektóre mamusie. Byłam tak zmęczona i sponiewierana, że nie potrafiłam się mocno cieszyć... Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę... No i chciało mi się cholernie spać. Mąż płakał ze wzruszenia, całował nas, powtarzał, że nasza córka jest cudowna. Po chwili odciął pępowinę, a potem położna pobrała krew do zdeponowania.

[/url
[/url]O! A tam miało byc tak pięknie. Dziwne, bo uważa się, że to nowoczesny szpital.
Manga - po swoim porodzie miałam bardzo podobne odczucia do Twoich - że już nigdy więcej!!
Mimo ciężkiego porodu to 4 godziny po nim, mogłabym rodzić jeszcze raz :)Na dzień dzisiejszy mi z lekka przeszło...:)
[/url
[/url]Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę... No i chciało mi się cholernie spać. Mąż płakał ze wzruszenia, całował nas, powtarzał, że nasza córka jest cudowna.
.
a o łożysku to położna przypadkiem nie mówiła że brzeźnie ułożone?
Mężowi wyznałam, że to pierwsze i ostatnie dziecko na jakie się decyduję




Choć i tak uważam, że za szybko mnie wpakowali na łóżko porodowe zamiast wymyśleć metodę, żeby M. szybciej zeszła do kanału.



Byłam tak zmęczona i sponiewierana, że nie potrafiłam się mocno cieszyć... Ogarnęło mnie jednak uczucie spełnienia i dumy z jednoczesną myślą, że nigdy więcej tego przeżyć nie chcę.- mialam podobne odczucia.. tez w noc przed porodem juz mialam bole przepowiadajace i spalam niewiele, w dzien mialam jeszcze sprawy dozalatwienia i jak w koncu sie na wieczor polozylam to skurcze przyszly i 12h porodu, bylam wykonczona.. i tez blagalam o zzo ;)


nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby jej przy mnie nie być.



Mąż też mi dużo pomógł a dobra położna podnosi na prawdę na duchu i daję Ci tą potrzebną siłę by wyprzeć maleństwo i znieść te nieszczęsne skurcze



Czyli zostawili Cię trochę samą sobie, tak? ;/
Pierwsze, o czym pomyślałam czytając - dłuugo walczyłaś
Dzielna z Ciebie kobieta, ja bym nie dała rady. No a pani Jola... Uprzedzałam, że to pierwsza liga
Tak sobie pomyślałam, że gdyby każda położna miała w sobie choć 30% tego zaangażowania, które ma ona, to już byłoby nieźle...
I znam tez taka, ktora myslala, ze cesarka to widzimisie rodzacej i wpadla w gleboka depresje, bo zamiast sn miala cc...
)... I tak sobie pomyślałam, że jeżeli ten stan jest tylko przejściowy i nikomu nie dzieje się przez to realna krzywda, to... dlaczego właściwie nie pozwolić sobie na jakieś przepłakanie tego i w ten sposób dojście do równowagi? Uważam, że takie rzeczy lepiej wyrzucić z siebie w ten sposób niż udawać przed światem, że jest super, a w środku się gryźć.


Co do baby bluesa to nie doświadczyłam chyba. Z Emi na pewno nie, choć najeżona wewnętrznie czekałam na spadek formy
Moja teściowa, która jest starszą kobietą, mawia, że poród ma swoją moc. Coś w tym chyba jest. Mając w pamięci jej powiedzonko i doświadczenia z Pawłem czekałam aż mnie dopadnie ta bezsilność. Nie przyszła! A czekałam długo
Brałam pod uwagę naprawdę aż za bardzo chyba
Otrząsnęłam się po kilku tygodniach ze zdziwieniem, że chyba tym razem mnie nie dopadło
Myślę, że spory wpływ na to miał poród bez komplikacji i stała obecność męża. Byliśmy razem na oddziale. Nie wyobrażam sobie inaczej. Gdybym siedziała tam sama, bez niego - jedynej osoby, która dawała mi siłę w takich chwilach, reagowałabym pewnie podobnie. Tak myślę. Wcale Ci się nie dziwię. Bez dziecka, w obcym w sumie miejscu w tak nowej sytuacji.
Ze wszystkiego
Tak jak pisałam wcześniej najpewniej wycofałabym się (gdybym mogła) jeszcze przed salą porodową
Ja raczej z tych bojących się. Natomiast przy M wiem, że mogę wszystko i to wychodziło we wielu, wielu życiowych sytuacjach.


W ogóle mój mąż to kluczowa osoba w tej sytuacji. Sama na pewno nie dałabym rady i miałabym chęć wymiksowania się na długo wcześniej niż mangaa Natomiast przy M wiem, że mogę wszystko i to wychodziło we wielu, wielu życiowych sytuacjach.
Za drugim razem było już luzacko, ale salę miałam własną, więc zero obcych ludzi pałętających się od rana do nocy, do tego z kp nikt nam nie przeszkadzał. Tak niewiele, a jaka różnica w samopoczuciu...

W której byłaś? Ja w fioletowej hrhr

,
Tutaj u mnie w szpitalu bez problemu je podają, czy w razie czego warto?
,
żebym mogła skorzystać z ZZO podczas porodu, musiałam mieć przed porodem zrobioną konsultację anestezjologiczną.
No ale nie wiem co będzie na porodówce, jak to wszystko zniosę także nie wykluczam znieczulenia.