Dziewczyny mam do was taka sprawe...Moja kolezanka rok po slubie zaszla w ciąże - dziecko nie bylo planowane ale oboje sie cieszyli. Okazalo sie niestety ze dzidzia ma powazna wade serca Zaczela sie nerwowka, chodzenie po lekarzach, lekarze straszyli ze dziecko umrze, albo byli optymistami ogolny galimatias. Moja kolezanka jakos to wytrzymywala miala duze wsparcie meza a poza tym jest silna psychicznie. Miala rodzic na Polnej (jedyny szpital patologii ciazy w Pozen) dziecko rozwijalo sie prawidlowo, tylko bylo malutkie jak na swoj wiek. W koncu chyba na tydzien przed planowanym terminem porodu K (kolezanka) poszla do szpitala, czekala od 8 rano na luzko i badania a dziecko zylo i fikalo...przyjeli ja dopiero jakos po poludniu, K byla zaniepokojona bo dziecko przestalo sie ruszac - na badaniu stwierdzili ze umarlo Nie bede wdawac sie w szczegoly ale porod martwego dziecka byl ...okropnym przezyciem dla K...Antosia(tak dali dziecku na imie) pochowali na cmentarzu...juz jakos 3 miesiace minely od tego wydarzenia...K sie pozbierala trochu ale wiem ze ma obsesje na punkcie zajscia ponownie w ciąże... Mowila mi ze pragnie tego maksymalnie...ja uwazam ze powinna chociaz pol roku odczekac az i cialo i psyche dojda do siebie ale brakuje mi argumentow... Co o tym myslicie? Kiedy taka osoba powinna probowac znowu? Jak ja wspierac? pozdrowionka
Lily - przede wszystki trzeba z nią po prostu być! Wspierać i dużo o tym rozmawiać to przynosi ulgę choć wiele osób myśli, że jest odwrotnie! To, że pragną tak bardzo kolejnej ciąży - dziecka, jest z jednej strony złe, a z drugiej dobre! Powinna trochę odczekać, ale to organizm sam wybierze kolejny właściwy termin ....! Pozatym ona chce i musi swoje uczucia które rozwinęły się w niej wraz z Antosią przenieść na kolejne dziecko, bo pewnie ma wrażenie że zwarjuje! Kolejna ciąża - fasolka - dziecko były by teraz dla niej wybawieniem! Piszę o tym tak, bo moja szwagierka parę razy poroniła w 3, 5 i 6 miesiącu, a kolejny raz urodziła martwe dziecko w prawie 8 miesiącu! To straszna tragednia, ale życie toczy się dalej, a kolejne dzieci pomogły jej dojść do równowagi psychocznej i fizycznej! Obecnie ma 3 ślicznych dzieci i jest szczęśliwa! Tak więc niech tylko lekarz się wypowie czy już mogą się starać i do dzieła, a odzyska radość życia!
Bardzo mi przykro z powodu tego co się stało Niestety takich przypadków jest coraz więcej:(...Moja ciocia równiez urodziła martwą Olę... gdyby żyła byłaby tylko starsza ode mnie o 3 dni:((...[*]
Na pewno trudno będzie to teraz wytłumaczyć Twojej koleżance, zapewne wpadła w obsesję i tłumaczenia na nic się nie zdadzą!!!Można jej tłumaczyć,żeby poczekała....ale tak między nami nawet jak się będą starać odziecko to prędko nie zajdzie w ciąże, za duża presja psychiczna i organizm na pewno musi dojść do siebie...
Musi minąć trochę czasu aż sama sobie z tym poradzi,a przyjcaciele, mąż, rodzina powiini być przy niej jak najczęściej, zabierać ją gdzieś, może jakas wycieczka..wszystko byle by nie myślała tak często o dziecku....Czas zrobi swoje...
No wlasnie z tymi opiniami lekarzy tak jak bylo w czasie ciazy tak i teraz sa podzielone...jedni mowia jej ze juz moze a inni zeby poczekala az minie conajmniej pół roku od porodu - i bądź tu mądrym... A w osesje wpadla...sama o tym wie a z resztą się jej nie dziwie...
Mało przejżyście ten tekst wygląda. Wracając dio tematu posta taka sytuacja jest bardzo ciężka i przykra zarówno dla niedoszłej matki jak i ojca. Sama nie wiem jak dałabym sobie radę gdyby taka tragedia zdażyłaby się mi. Zrozumienie i nienaciskanie. Zapewnienie o tym że jest nam równie przykro wspiera te osoby. Z pewnością nie można się zachowywać tak jakby nic się nie stało. To drastyczne doświadczenie. Myślę tak jak poprzedniczki. Organizm sam zdecyduje kiedy będzie najlepszy czas. Chyba dobrze by było sprawdzić powody tej wady serca u maleństwa jeśli jest to możliwe. Czy to tylko kwestia przypadku czy ma to podłoże genetyczne.
Lily-co do Twojej koleżanki, to dziewczyny tu już dużo doradziły, więc nie będę się powtarzać. Moja znajoma była w podobnej sytuacji. Dużą ulgę przyniosły jej wizyty u psychologa. Do tego znalazła forum dla rodziców, którzy stracili dziecko i tam również miała duże oparcie.
ja niestety też tego doświadczyłam gin powiedziała, że przy pierwszym poronieniu nie robi się badań; dla własnego spokoju zrobiłam jednak chlamydię, czystość pochwy i wymaz; wyszło mi, że mam gronkowca (ale nie tego paskudnego) więc przeleczyli mnie antybiotykiem i jest ok; a no i sprawdzałam hormony ale wszystkie były w normie;
efektem poronienia są u mnie teraz plamienia więc właśnie wybieram się do gina to sprawdzić
ano sprawdziłam - dostałam duphaston na regulację ale to się wiąże z odebraniem szansy na fasolkę w tych cyklach tzn. ten lek brany przed owu (tak mam brać) blokuje wytwarzanie własnego progesteronu i po odstawieniu, nawet gdyby fasolka była to organizm nie jest w stanie jej utrzymać - przynajmniej wiem, że coś robię w celu poprawy
giga a skąd to wiesz? bo ja byłam teraz na wizycie,brałam duphaston podczas @ przez 5 dni i ginek nic nie mówił że w tym cyklu nie możemy się starać wręcz powiedział że jak mi miną skurcze i wybiorę lek (inny),to śmiało można już próbować
ja też raz poroniłam, a w szpitalu lekarze mi powiedzieli, żebym nie płakała, bo za 2 miesiące będę mogła znowy próbować, badań żadnych nie robiłam, ale jak przez 6 cykli nic nie wyjdzie to przetestuje hormonki.
blask gwiazdy - część sama wydedukowałam a część dopowiedział mi M (lekarz); ja miałam brać duphaston od 16dc bez wzgl czy owu była czy nie; jeżeli organizm dostaje dawkę sztucznego progesteronu to sam go nie produkuje; jak przestaje się go brać po tych 10 dniach (jak ja) to zabieramy ta sztuczną dawkę a organizm nie wytwarza już swojego "myśląc" że już minęła faza lutealna i że macica już może się złuszczyć; fasolka miałaby szansę przetrwania ale tylko przy stałym dostarczaniu zewnętrznej dawki ale jeśli nie jest sie pewnym czy ona jest nie bierze się leku bo to może dalej rozregulowywać organizm zamiast wyrównać cykle;
jeżeli ten sam duphaston bierze się po skoku to ilość progesteronu się zwiększa, a organizm stale go produkuje (lek bierze się wtedy na wydłużenie fazy lutealnej)- może w mniejszej dawce ale pracuje; wtedy po odstawieniu ewentualna fasolka jest chroniona do momentu odkrycia jej a potem w razie potrzeby, można znowu duphaston podawać - teraz na podtrzymanie
ufff.. ale się rozpisałam - mam nadzieję, że w miarę jasno
ja od poronienia działam już 6 cykl (właśnie się zaczął) - miałam nadzieję, że uda się na urodzinki ale niestety nic z tego; miałam nadzieję, że uda sie za 5 razem bo to które nie wyszło było właśnie z piątej próby - no i niestety nici z tego
staram sie mieć nadzieję, ale jak tylko przypomnę sobie TEN paskudny dzień, albo że teraz byłabym w 6 miesiącu, to wpadam w dolinę jako, że nie mam wyjścia i muszę iść do przodu szybko wykopuję się z tego dołu ale wpadam do niego często niestety
giga doskonale Cie rozumiem, moja dzidzia miała by dzis 5m-cy i tez jak sobie o tym pomysle, albo widze dzieciaczki w tym wieku to sciska mi serce i chce mi sie , ale trza zyc dalej i sie nie poddawac. musimy wierzyc, ze nasza kruszynka niebawem do nas wroci
my się z M wybieramy 1 listopada na cmentarz postawić Kubusiowi świeczkę - może to dziwnie brzmi ale psycholog powiedziała, że powinniśmy mu nadać imię i pożegnać się z nim - co podobno ma pomóc; imię nadalam instynktownie a ze świeczką zwlekamy bo tak jakoś brak nastroju a pierwszego zazwyczaj wszyscy sa w nastroju;
jednym się pocieszam - skoro raz się udało to znaczy, że bezpłodni nie jesteśmy i możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość; niech nas to wszystkie podbuduje i pcha do przodu!!!
nasz aniołek nazywa się Jeremiasz, ale chociaż to już trzy lata minęły we wrześniu, to zawsze na przełomie kwietnia i maja myślę jakie teraz byłoby moje dziecko. Trudne też było to, że ja zostałam z tym bólem sama, a dla mnie to już było moje dziecko. Ja już zdążyłam się namartwić o jego maturę, studia i wybór partnera życiowego :-) Jedno mogę powiedzieć na pocieszenie tym, które mają świeże wspomnienia, czas naprawdę troszkę uśmierza ból. A ja już jestem mamą i ktoś "tam" mnie kocha.
giga25 masz wiadomość na priv, proszę odpisz. Dziękuję że mi odpowiedziałaś, ale moja sytuacja była trochę inna i nadal nie bardzo wiem czy się teraz starać czy też może powinnam odczekać żeby znowu coś strasznego się nie przytrafiło bo taki cios bardzo boli. Tylko czas może uleczyć Wasze serca i miłość do nowej kruszynki. Życzę Wam tego gorąco.
Przytulam Was dziewczyny ... za miesiąc mój Emanuel by się miał urodzić ... termin miałam na 11.11 ... urodził się 17.06 ... miał 19 tygodni... do dziś wracają i bolą słowa lekarza ze nic się nie stało bo to 4 dziecko więc nawet lepiej że nie donosiłam ... nie tylko to usłyszałam ale chce zapomnieć ... nie chcę już myśleć o ich słowach o bólu i pustce ... ona chyba nigdy nie minie. Razem z mężem chcemy mieć jeszcze jedno dziecko - strach jakoś mnie blokuje... może się zdecyduję jeszcze nie wiem chcę chcę bardzo ale nie wiem jak zniosłabym kolejną stratę maluszka ... Mój synek został pochowany na cmentarzu... mam więc miejsce gdzie mogę pojechać, gdzie mogę się rozpłakać, wygadać... przez 2 miesiące jeżdziłam codziennie zapalając białą świeczke i zaworząc białą różyczkę... teraz walcze ze wszystkich sił by tego nie robić... muszę żyć dalej... muszę normalnie funkcjonować dla tych co mnie kochają - męża i dzieci ...
właśnie weszłam i przeczytałam wszystko wcześniejsze. wszystkim z was bardzo współczuję i ściskam mocno. sama co prwda nie poroniłam, ale mój synek KUBUŚ urodził się martwy w 37 tygodniu to było bardzo bolesne przeżycie. teraz narazie jestem w stanie spoczynku
widzę dziewczyny, że sporo nas tutaj... paskudne mamy przeżycia ale przecież i tak mamy dla kogo żyć a do tego nadzieja na kolejnę poczęcie pch jakoś do przodu
henia i agunia - baaaaardzo współczuję; myślę, że im dłużej się dzieciątko nosi pod serduszkiem tym gorzej przechodzi sie jego stratę; moje miało zaledwie 6 mm, jeszcze go nnie czułam i w sumie sama niedowierzałam że jest ale wy zdążyłyście się już przyzwyczaić do bycia mamą, może nawet poczyniłyście przygotowania do przyjęcia maluszka więc naprawdę podziwiam was, że się trzymacie; forum jest po to, żebyśmy się wspierały więc otrzeć mi tu łzy proszę, uszy do góry, poprosic M żeby zamerdał ogonkiem i wszystko sie w ko ncu jakoś poukłada
Giga25 masz po części rację... serducho boli strasznie i chyba nigdy nie przestanie ... może jestem w błędzie ale inaczej jest jak się nie ma jeszcze dzieci a inaczej jest gdy odchodzi dzidziulek gdy w domku już czekało na niego rodzeństwo. Trudniej jest tłumaczyć dzieciakom niż samej sobie to co się stało ... trudniej się zdecydować na kolejną ciążę i rodzi się pytanie czy warto "ryzykować" gdy już ma sie 3 dzieci ... za to chyba łatwiej wrócić do codziennego życia (choć ja jeszcze w pełni nie wróciłam) bo jest dla kogo - dzieci są bardzo wymagajkące i nie pozwalają mamie długo się izolować od nich ... Ściskam Was wszystkie serdecznie i dziękuję że jesteście ...
giga25 dzięki za wsparcie. to fakt że przygotowania w domu były juz posunięte bardzo do przodu i trzeba było wszystko spakować. M merda ogonkiem bardzo intensywnie a najważniejsze jest jego wsparcie wtedy gdy mam nawroty żalu i poczucia pustki po dzidzi. rzadko to mówie ale mam WSPANIAŁEGO MĘŻA
Amazonko zdaję sobie sprawę, że takiego losu żadna no prawie żadna kobieta sobie nie wybiera. Znam jednak takie co przyczyniły się do utraty dziecka.....
ewa vel ewaroby - temat ciekawy lecz jeśli jest on przewodni to powinien być poprawny w ort - ach.... Zmienić sama nie mogę bo on nie nalezy do mnie ale na taką uwagę chyba bym załapała niezłych rumieńcy ze wstydu :))