panno_turkus, nie każda dziewica uprawia seks oralny czy analny po to, by zachować błonę! To źle pojęte dziewictwo.
Ci, którzy dziewictwa dochowali, zgodnie twierdzą, że nie było to łatwe, ale było możliwe i stało się pewnego rodzaju inwestycją w dobre i trwałe małżeństwo.
Zuzanna, a czy uważasz, że gdybyście z twoim obecnym mężem współżyli przed ślubem, to byście się mniej kochali, albo sex byłby czymś albo mniej czy też inaczej byście rozumieli miłość? Kompletnie się nie zgadzam z takimi stwierdzeniami. Oczywiście szanuję w pełni waszą decyzję, wasz światopogląd i podejście do życia i wiary, ale nie mogę się zgodzić, że moje małżeństwo jest gorszej jakości, bo współżyłam przed ślubem i co więcej to nie był mój pierwszy partner. Dodatkowo powiem tylko, że mam koleżankę, która współżyła pierwszy raz w noc poślubną (jej mąż też), było to jakieś 4 lata temu, ich dziecko ma teraz 3 lata, a ich związek to farsa, trwa tylko dlatego, że rozstanie nie mieści się w ich światopoglądzie, praktycznie nie współżyją - dlaczego?? przecież powinni się doskonale rozumieć, powinni stanowić trwałe i dobre małżeństwo, przecież dochowali czystości przedmałżeńskiej a zaraz potem okazało się, że coś im nie gra we współżyciu, oboje jakoś tego nie potrzebują, wg mnie kompletnie się nie dopasowali w tej kwestii. Ja nie krytykuję absolutnie czystości do dnia ślubu, to indywidualna kwestia, ale nie uważam, aby to była taka wielka sprawa i taki skarb, że gwarantuje nam cuda świata. Ja mogę to samo powiedzieć w drugą stronę, bo dzięki temu, że wcześniej miałam inne związki i współżyłam z innymi mężczyznami, wiem że z mężem świetnie do siebie pasujemy, potrafię go doskonale docenić w kwestii sexu i na pewno nie znudzimy się sobą i to jest mój skarb.
Josaris: nie każda dziewica uprawia seks oralny czy analny po to, by zachować błonę!
dokładnie zdaję sobie z tego sprawę. chyba nie do końca odczytaliście moją intencję. w tej kwestii zgadzam się z wami.
w mojej dawnej szkole podstawowej nastolatki, potrafią się oddawać za błyszczyk. nie o takiej utracie dziewictwa piszę. nie pochwalam inicjacji w wieku nastoletnim. nie pochwalam rozwiązłości seksualnej, zdrady w związku... i wielu innych rzeczy ;)
natomiast nie wydaje mi się żeby istniała korelacja między dobrym i trwałym małżeństwem a wchodzeniem w związek bez doświadczeń seksualnych. wcześniejsze doświadczenia nie czynią mnie ani lepszą ani gorszą żoną, partnerką, kochanką.
różne są doświadczenia. ja opisałam o swoich. zajęta studiami (w sumie 8 lat) nie miałam okazji znaleźć odpowiedniego partnera i wyjść wcześniej za mąż. wyszłam za mąż na kilka dni przed 30 urodzinami (1,5 roku od poznania się). według mnie seks w wieku dorosłym jest potrzebny dla zdrowia psychicznego. (oczywiście, pomijam dobrowolną abstynencję seksualną. ja i mąż też się na nią zdecydowaliśmy na kilka miesięcy przed ślubem). natomiast nie wyobrażam sobie "czekania" do trzydziestki. nie mogłabym też oczekiwać czy wymagać od mojego partnera - równolatka dziewictwa.
wybaczcie, ale kwestię "darów" pominę. mogę pisać tylko o swoich doświadczeniach - nie wchodzę w dyskusje światopoglądowe.
pozdrawiam serdecznie również toma, który w niektórych momentach nie odczytał ironii.
Wiecie może zostanę skarcona ale dla mnie dziwne że facet uchowa się do ślubu i jest prawiczkiem, mi sie zaraz nasuwa czy aby z nim jest coś nie tak, może garbaty albo dziwny bo wiadomo młodym facetom hormony buzują , pragną rozładować napięcie itd, dla mnie normalny facet ma ten pierwszy raz za sobą długo długo przed ślubem, podziwiam tych którzy wytrwali ( bez urazy zuzanna) i zawsze zastanawiam się DLACZEGO.
Nie twierdzę, że ktoś kto nie zachował dziewictwa nie ma szansy na udane małżeństwo. Jeśli dwoje kochających się ludzi uważa dziewictwo za wielką wartość i wspólnie trwają na drodze czystości, to w pewien sposób naturalnie ich to jeszcze bardziej łączy...
W rozmowach o dziewictwie, czystości, ważna jest motywacja. Jeśli ktoś nie znajdzie dobrych powodów, by jej dochować, to jej nie dochowa. Dla mnie tym powodem na pewno nie był ksiądz czy mama, ale głębokie przekonanie i wiara w słuszność Bożego planu wobec przyszłych małżonków, którzy po opuszczeniu ojca i matki mają się stać jednym ciałem. Sakrament małżeństwa to nie jakiś tam papierek, formalność, ale Boże błogosławieństwo na całe przyszłe życie, niezmierzona głębia łaski, z której małżonkowie mogą czerpać garściami bez ograniczeń.
Josaris, ja wcale nie twierdzę, że nie jest tak jak mówisz, dla dwojga ludzi, którzy stawiają siebie przed pewnego rodzaju próbą i trwają w dziewictwie do ślubu, przetrwanie w tym postanowieniu jest spełnieniem i wygraną, a sam sex w noc poślubną nagrodą. Uważam jednak, że nagroda może być chwilowa i jak pokazuje przykład mojej koleżanki - wyżej przytoczony - tak się zdarza.
a co do czerpania z głębi Bożej łaski i błogosławieństwa - czy ogromna większość naszego społeczeństwa (osób, które współżyły przed ślubem) nie ma do tego prawa? i czy tego nie doświadcza? To chyba bardziej złożony temat i nie chciałabym tutaj roztrząsać, bo ja za daleko od Boga, choć dziękuję mu za dary, którymi nas obdarza, ciążą, zdrowe dziecko w łonie, każdy kolejny cudowny dzień z moim mężem
jesli bysmy patrzyli w kategorii lask i bogosawienstwa czy tez okreslali wspolzycie przed slubem naiwnoscia czy glupota (nie uwazam sie ani za naiwna ani za glupia!!!) to w sumie pewnie z 2/3 ludzkosci nie pasuje do swiatopogladu niektorych Waszych wypowiedzi... szanuje poglady innych,Ci co chca to niech czekaja ale nie tylko pewnie ja uwazam ze dziewictwo NIE JEST jedynym kluczem do prawdziwego szczescia i milosci... wierzcie mi te "nieczyste" zwiazki tez przetrwaja, czasami pewnie predzej niz te wyczekane... poza tym - takie stawianie sprawy ze dziecko ma prawo poczac sie, urodzic i wychowac w trwalym, wylacznym malzenstwie swojej matki i swojego ojca tez sie nijak ma do rzeczywistosci biorac pod uwage dzisiejsze czasy i problemy z plodnoscia a wiec adopcje albo chociazby smierc rodzicow czy tez dzieci nieslubne poczete z przemocy...
Dziewczyny, pisałam o swojej motywacji... Nie uważam ludzi współżyjących przed ślubem za gorszych od siebie i nie dziwię się tym, którzy mieszkają ze sobą razem i za nic nie chcą ślubu, bo rzeczywiście dla nich może to być tylko zbędna formalność. Ich wybór...
Większość polskiego społeczeństwa zawiera ślub w KK, ale jakoś dziwnie jego naukę w zakresie małżeństwa i rodziny mają za nic. Większość nawet nie próbuje dowiedzieć się, dlaczego to stanowisko jest takie, a nie inne. Czy Ci ludzie naprawdę wiedzą, czym jest ten sakrament?
Ja tez nie uwazam sie za lepsza bo dochowalismy z mezem czystosi to jest indywidualna sprawa kazdego czlowieka.Znam wiele malzenstw gdzie nie dochowai czystosci is aszczesliwi,ale ja wiem ze sex przed slubem bylby DLA MNIE doswiadczeniem nie dobrym a przede wszystkim nie potrzebnym. Strasznie nie lubie stwierdzenia " rozeszli sie bo nie dopasowali sie w kwestii sexu" , jak mozna sie w tych sprawach dopasowac albo nie, sprawdzic przed slubem, dla mnie slowo sex rowna sie mąż i małżeństwo.Ale nie czuje sie lepsza bo sama wiem jak mi bylo trudno wiele razy malo brakowalo a skonczylabym w lozku z chlopakiem ( ktorych mialam wielu). Pozdrawiam was wszystkie i nie czujcie sie urazone mowie o moich przekonaniach i doswiadczeniach :)
panna_turkus przyznam że jesteś pierwszą osobą, o której słyszę, że rozstała się z jakimkolwiek partnerem z powodu "niezgodności seksualnej". Wiesz, jak dla mnie to ludzie są ze sobą i się pobierają jak jest między nimi miłość, a jeśli z seksem jest cos nie tak, to razem starają się coś z tym zrobić (impotencja) lub więcej uwagi przykładaję do tej drugiej osoby (różny temperament)...
"s_biela, przeczytałam Twoją wypowiedź i zastanawiam się, jaka jest ta chrześcijańska granica bliskości zakochanych przed ślubem...? Słyszałam taką opinię, że nie można "stwarzać żadnych pokus", heh. Czy np. ściągnięcie ukochanej biustonosza, jest już "nieczyste"? A petting itp? Jak to jest?"
acoocoo sęk w tym że moralność katolicka nie odnosi się jedynie do przysłowiowego zdjęcia biustonosza, ale do czynu w ogóle np. czy zdjęłeś go dziewczynie bo sama sobie nie mogła poradzić, czy dlatego że chciałeś się do niej zbliżyć intymnie/seksualnie co w konsekwencji wystawiłoby Was na próbę, i przeszkodziło w zachowaniu czystości. Katechizm Kościoła Katolickiego nie rozdziela tego tak strasznie precyzyjnie. Odpowiedź jest w Twoim sumieniu, i wymaga od Ciebie dojżałości nie tylko fizycznej i emocjonalnej, ale też duchowej, co bardzo potem pomaga po ślubie we współżyciu.
Jak to jest ze stwarzaniem pokus?? ano bardzo indywidualnie. Dla jednych pełna nagość nie będzie niczym trudnym, bo wychował się przykładowo wsród nudystów, a dla innych odkryte ramiona są już zabójstrewm ;) Tutaj potrzeba dużo delikatności, wyrozumiałości, szczerej rozmowy. To świetna inwestycja na czas małżeństwa. Pewien święty mówił, że jak prawdziwie kochasz, to nie zranisz tej drugiej osoby.
Pieszczoty oralne w same w sobie nie są zakazane. chodzi o to by te pieszczoty nie były alternatywą dla seksu, więc na przykład nie mogą doprowadzać do orgazmu. Ja bym je nazwała raczej formą gry wstępnej, która jednak prowadzi do seksu, więc pierwszy z brzegu chłopak i dziewczyna jaczej się "nie kwalifikują" ;) no i wiadomo też że wszelkiej maści dildo i wibratory odpadają :)
Co do czekania do 30-stki to sądzę, że raczej problem jest w powszechnym późnym braniu ślubu a nie w czekaniu na niego :/
"Wiecie może zostanę skarcona ale dla mnie dziwne że facet uchowa się do ślubu i jest prawiczkiem, mi sie zaraz nasuwa czy aby z nim jest coś nie tak, może garbaty albo dziwny bo wiadomo młodym facetom hormony buzują , pragną rozładować napięcie itd, dla mnie normalny facet ma ten pierwszy raz za sobą długo długo przed ślubem, podziwiam tych którzy wytrwali ( bez urazy zuzanna) i zawsze zastanawiam się DLACZEGO."
zuza spotkałam kilku takich facetów i już się nie zastanawiam. Zby podjąć taką decyzję, zwłaszcza w środowisku męskim, które jednak często stwarza pewną presję, trzeba być mocno zmotywowanym. Od nich poprostu to biło... bo to nie jest cos z czym się można "uchować". To jednak jest często cholernie cięzka praca :/
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Josaris - też zadaję sobie te same pytania co Ty w związku z sakramentem małżeństwa...pytam ludzi, czytam i ...dochodze do smutnych wniosków że większośc bierze slub kościelny bo taka tradycja, bo ladna sukienka bo fajna impreza dla rodziny...a pojęcia sakramentu wogóle nie rozumieją...i nie chcą rozumiec. Polska to taki kraj "niedzielnych katolików"...
Ja zawsze marzyłam o zachowaniu czystości aż do ślubu. W paru poprzednich związkach mi się udało z abstynencją. W ostatnim nie, zresztą skończył się też parę miesięcu po podjęciu współżycia ze względu na konflikt moralny (czułam się pod naciskiem i miałam wielki konflikt z własnym sumieniem).
Teraz mam więc tzw. "bagaż" i już do klubu dziewic nie należę.. ale z drugiej strony uważam za istotne to, że w jakimś sensie udało mi się zachować czyste spojrzenie na siebie i na mężczyznę. Dla mnie seks to *sacrum* i w dobrym, uczciwym związku nie istnieje dla mnie porównywanie kogoś z czymś lub kimś innym lub krytyka bo nie doskakuje do fantazji z *Cosmopolitan*. Uważam, że abstynencja przed ślubem pomaga dostrzec i szanować sacrum, ale jeszcze go sama nie tworzy. Ważne jest czyste serce, chcące dobra drugiego człowieka, i wspólne dążenie ku poznaniu siebie i drugiego. Wierzę też w pomoc sakramentu małżeństwa.
Muszę trochę więcej napisac bo ktoś może pomyslec iz uwazam ze czystosc do slubu to warunek niezbedny , obowiązakowy dla katolika. Napewno ci co chcą slub sakramentalny powinni chociaz zastanowic sie i poczytac DLACZEGO krk tak namawia do tej czystosci. Mnie się to osobiście nie udało i dużo czasu i walki wewnętrzenej potrzeba było żeby zrozumiec...no bo skoro dwoje ludzi się kocha, są dla siebie wszystkim to dlaczego czekac?, po co? o co w ty chodzi? czy duchowni muszą się wtrącac i w te sprawy? czy Jezus nie wie jak bardzo się kochamy? o takie myśli dopadały mnie często i gęsto i nie powiem ciężko było o spokój sumienia... Każdy ma swoją drogę i swoje przemyślenia...tylko ważne aby nie były one zafałszowane, potrzeba dużo pokory i chęci inaczej te sprawy stanowią pole wielu pokus , tym gorszych bo mających pozory dobra...
W kościele zalęgły się mrówki faraona. Proboszcz daremnie próbował się ich pozbyć. O problemie powiedział koledze z sąsiedniej parafii. – U mnie też były, ale sobie poradziłem – odrzekł tamten. – Jak? – Posłałem je do Pierwszej Komunii i od tego czasu już się w kościele nie pokazały.
skorp - jak dla mnie są prawdziwe bo hipokryzja wśród ludzi mnieniących się katolikami się szerzy aż miło. Odzwierciedla to min. stosunek do in vitro, do sakramentów, do stosowania antykoncepcji i wiele wiele innych...Polacy lubią sobie wybierac co im podpowiada w nauce KRK a co mogą bez mrugnięcia okiem odrzucic...a mogą?
Lily, masz rację... Religia to nie supermarket, w którym bierzemy z półki tylko to, co nam pasuje. I wcale nie chodzi o to, kto przestrzega większej ilości przykazań, bo choćby sam papież przestrzegał tylko połowy, to obowiązują nas wszystkie. Wierzę, że nie zostanę rozliczona w porównaniu do koleżanki Lily, czy Agi1976, ale jako odrębna osoba, będąca w stanie wypełnić Boże przykazania (z Jego łaską), bo Bóg nie oczekuje od nas niczego, co nas przerasta.
aga - a jak myslisz? Gdyby ludziom nie zdarzało się blądzic to nie byłoby sakramentu Pokuty :) chodzi mi raczej o świadome wybieranie sobie z wiary tego co nam odpowiada i odrzucaniu reszty bez nawet starania się aby zrozumiec dlaczego takie a nie inne są te zasady i dlaczego tak a nie inaczej powinien postepowac katolik
Lily - sumienie każdy ma swoje. Powinien nad nim pracować, ale tak naprawdę to jego sprawa. Inna kwestia to fakt, że rzeczywiście ludzie często nie starają się o głębie swojej wiary i rozbija się ona o "paciorki" i bzdurki. Tak więc - zgadzam się z Tobą, ale nie spieszyłabym się w ocenianiu np. dziewczyn z kafeterii.
A do reszty - o co się tak właściwie oburzacie? Że normą jest ślub kościelny po wielu latach współżycia i antykonceptach? Czy że ktoś to powiedział? Bo mimo wszystko, gorsze chyba jest to pierwsze.
mnie nic nie oburza - mnie tylko dziwi jak czlowiek mieniący sie za myślacego może byc takim hipokrytą.Nie oceniam ludzi na kafe a pokazuje przyklad wlasnie takiej hipokryzji.
aga - jak tylko katolik nazwie coś po imieniu to mu się przypomina że ma byc tolerancyjny i wybaczac...ja nie mam w tym przypadku czego wybaczac bo to sprawa ludzi co robią ze swoim zyciem ale PRAWDE o tym życiu widac jak na dłoni...znasz taki cytat z bibli o ludziach letnich , gorących i zimnych? Uważam że jeżeli czlowiek się świadomie okresla mianem katolika to powinien iśc za ciosem, i pomimo upadkow czy kryzysow wiary - jezeli uwaza ze warto to poznawac ją i zglębiac a nie krytykowac
tolerancja może odnosić się do osoby a lily ocenia tu czyny. Można powiedzieć, że to są czyjeś prywatne sprawy, ale w momencie kiedy chcesz być członkiem Kościoła Katolickiego, to przechodzisz do wspólnoty, która ma swoje zasady opisane w Katechiżmie Kościoła Katolickiego. To nie znaczy że nie masz wtedy prawa popełnić błędu, ale jest różnica między zrobieniem czegoś wbrew własnym zamiarom, a niezgodzenie się z czymś z góry, nawet bez próby zrozumienia. Jeżeli nie liczysz się z nauką KK to po co nazywasz się katolikiem, i kożystasz z ślubu kościelnego??
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Tolerancja przede wszystkim polega na tym, że się coś toleruje, czyli znosi. To nie to samo co akceptacja, która polega na tym, że się z czymś zgadzamy. Ergo - można być tolerancyjnym, mimo krytyki tego, czego nie akceptujemy. I Lily ma prawo dać takiej krytyce wyraz, zwłaszcza, że odnosi się ona do postaw i zachowań, a nie do osób.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Moja historia też jest chyba niedzisiejsza jak na obecne czasy... 4 miesiące temu wyszłam za mąż. Ja mam 25 lat, a Mąż 28. Przed ślubem byliśmy ze sobą prawie 7 lat. Z pierwszym razem czekaliśmy do ślubu. Bywały trudne chwile, ale wytrwaliśmy w naszym postanowieniu. Teraz wiem, że WARTO było czekać:)
Ja też do ślubu nie czekałam.. Mój Osobisty nie jest moim pierwszym, ale wiem, że jest ostatni!!! Planujemy pobrać się po narodzinach dziecka. Na razie jesteśmy w fazie "produkcyjnej" :) Nie uważam naszego związku za hipokryzję. Po prostu uważam, że Bóg błogosławi każdy związek oparty na miłości i poszanowaniu.
Ja nie czekałam. Wszystko wynikło pewnie z niskiej samooceny. Bo zawsze uważałam się za brzydką, grubą itp. i jak znalazł się taki, co chciał taką brzydulę, to się zachłysnęłam tym. Mimo, że wiedziałam, że to nie jest człowiek "na całe życie". Żałuję tego kroku. Nawet nie ze względów religijnych. Tylko to po prostu nie był człowiek wart takiego daru.
mój też jest tym Pierwszym...A dlaczego się zdecydowałam..bo nie jestem za bardzo pobożna...i nie przestrzegam reguł np. celibat bo ślubu..Mi wystarczy ,że on pierwszyraz..i ja. nikt wcześniej nas nie miał
Myslę, że "pobożność" nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o postrzeganie siebie jako jedynego daru dla osoby, z którą jestem związana na całe życie. Przecież nic większego nie można jej dać i nic nie można otrzymać jak siebie. Dar ciała i dar życia powinny się nawzajem pokrywać. Inaczej jest zawsze jakiś fałsz.
dorotko wydaje mi się jednak iż dar ciała nie jest najwyższym jaki można komuś dać. mimo wszystko. to kwestia poglądów jak kto do tego podchodzi. i kazdy ma prawo do innych.
Ja nie postrzegam dziewictwa jako "daru". Raczej jako przejściowy stan. Od człowieka zależy jak długo chce w nim pozostawać. Darem dla małżonka jest dla mnie oddanie, lojalność, wierność czy troska.
-- Za mężczyzn, którzy nas zdobyli. Za dupków, którzy nas stracili. Za farciarzy, którzy nas poznają!
A ciało Wilma? cały czas chodzi mi o to samo. Żeby nie kawałkować. Czy jestem lojalna i troskliwa, czy oddaje mu ciało i biorę jego w sposób pełny, bez zastrzeżeń, z oddaniem w 100%, to jest cały czas ten sam dar. Moje myśli, mój czas, nawet moje nastroje. Chodzi o to, żeby to zawsze prawdą. Do końca, a nie tylko do pewnego stopnia.
Ale ja nie kawałkuję. Jesli kogoś kocham, to mu daje wszystko co mam. A czy jest moim mężem, czy jeszcze nie... Dla jednych jest to różnica, dla innych żadna. Jesli nie jestem już dziewicą to po prostu mąż dostaje jedną (dla mnie akurat mało istotną) rzecz mniej. To kwestia wartościowania.
-- Za mężczyzn, którzy nas zdobyli. Za dupków, którzy nas stracili. Za farciarzy, którzy nas poznają!
wilma ostatnio nie mam jakos mozliwosci aktywniejszej obecnosci na forum, nie mam mozliwosci sledzenia watkow wiec ograniczam ilosc swoich wypowiedzi ale slowo chcailbym ci napisac. Masz racje temat wspolzycia poza malzenstwem, podobnie jak wiekszosc trudnych spraw porusznych na naszym forum to sprawa wartosciowania, sprawa przyjetego systemu wartosci. Nie wiem jak to krotko ujac. bedzie krotko wiec moze nieco chropawo ale mysle ze zrozumiesz co mysle. Wiernosc, to ze bedziesz ostatnia kobieta w zyciu mezczyzny ktorego pokochalas i ze on bedzie ostatnim twoim mezczyzna uznajesz a rzecz istotna? Moim zdaniem to wazne i dla jakosci waszej relacji, dla rowoju, dojrzewania waszych uczuc ale takze bardzo wazne dla rozwoju waszego dziecka. Na switaowym kogresie rodzin w Warszawie w ktorym mialem przyjemnosc brac udzial psychologowie, lekarze, socjologowie wyraznie formulowali poglad ze dziecko ma prawo poczac sie, narodzic i wychowywac w trwalym, wylacznym zwiazku kobiety i mezczyzny. to nie ma nic wsolnego z religia lecz wynika ze sattystyk, z badan, z cyfr. Ok, przyjmijmy n chwile ze sie z tym zgadzasz i ze wiernosc w twojej osobistej hierarchii wartosci stoi wysoko to czemu oddalas ""wszystko co masz mezczyznie ktory nie byl twoim mezem? Wiem co odpowiesz bo to z grubsza znane powody. Otoz na podstawie wlasnyc doswiadczen i doswiadczen nie wiem, setek malzenstw z ktorymi rozmawiam twierdze z duza doza pewnosci ze ten meszczyzna ktorego spotkalas nie jest ostatnim w twoim zyciu ktory ci sie tak spodoba, kory cie tak poruszy emoconalnie i fizycznie, ktory ...itd. Podobnie ty jak sie zapewne domslasz nie jestes ostatnia kobieta ktora mu sie tak spodobala itd. Osmielam sie twierdzic ze gdyby cie za 15 lat spytano dlaczego ten mezczyzna mialby nie isc do lozka i inna piekniejsza, madrzejsza, seksowniejsza niz ty kobieta to nie latwo byloby ci na to odpowiedziec no bo ja tez kocha itd. Jedyne co oim zdaniem mozesz rozbic to odwolac sie do zasady "z zona i z nikim wiecej" jesli oczywisci ja postanowisliscie oboje respektowac. Idac do lozka z kobieta ktora nie jest moja zona (powiedzmy ze bedzie nia dopiero za jakis czas) wysylam jej komunikat "akceptuje to ze wspolzyjesz z kim kto ci sie podoba lecz nie jest twoim mezem" Komunikuje jej tez to ze wspolzycie z kims kto nie jest moja zona nie jest dla mnie problemem. W przypadku niwiernosci musze sie liczyc ze uslysze iz przeciez nigdy dotad nie mialem nic przeciw spaniu z kims kto nie jest malzonkiem wiec czemu nagle sie czepiam. Zasada "z mezem i z nikim innym" jest w mojej ocenie jedyna zasada pozwalajaca od siebie i od tego drugiego wymagac wiernosci. Druga rzecz. jesli naprawde sadzisz ze dziwictwo czyli fakt iz wasza relacja jest wylaczna jest malo istotny, jesli naprawde uwazasz ze to malo istotna sprawa ze ktos nie ukrywajmy z duzym wysilkiem, czasem moze z bolem, postanowil ze bedziesz naprawde jedyna w jego zyciu to ja jednak wartosciuje zupelnie inaczej. Jasne nie musisz zaufac mojemu wartosciowaniu choc pewnie jakies podstawy do zaufania moglabys we mnie byc moze wypatrzec. mozesz zaufac albo komus kto twierdzi inaczej niz ja ale prosze najpierw popatrz na jego malzenstwo, na jego swiat, na jego rodzine, na relacje z doroslymi dziecmi, na relacje do wnukow jednym slowem na jego zycie. To jest jakies kryterim warte wziecia pod uage przy decyzji komu zaufac. Mozesz tez zaufac soie, swojej intuaicji. to jednak o tyle niebezpieczny pomysl ze tak jak kazdemu zdarzylo ci sie pewnie zle rozeznac, pomylic, zrobic bolesne glupstwo a po drugie taniej i chyba jednak madrzej uczyc sie na doswiadczeniach innych bo testowanie na sobie czasem gleboko rani a i czasu w zyciu ie mamy zbyt wiele na to zeby rozne warianty osobiscie wyprobowac. ja w kazym razie niezaleznie od wiary, religii, moralnosci , kultury widze ogromna wartoc w budowaniu relacji na zasadzie "z mezem i z nikim innym" Osoby ktore ja propaguja , z ktorych klika moge wymienic sa dla mnie z wielu powodow godne zaufania, ich zycie i wmlodosci i w starosci ich umieranie wryfikuje wartosc recepty za jaka sie opowiadaja. Ty zapewne mozesz probowac szukac autoryteto odrzucajacych te zasade. No coz za kims sie wypada opowiedziec, na cos postawic i ta decyzje podejmujemy sami. Jesj skutki niestety dotykaja nie tylko nas.
wilma: esli kogoś kocham, to mu daje wszystko co mam
Właśnie o to chodzi. Oddawać tylko temu kogo kocham. Ale wszystko mogę oddać tylko raz, bo potem już nie mam wszystkiego. Czyli, jeśli oddajesz komuś całą siebie, a potem zabierasz, to dla innego już całej siebie nie masz. Ani pierwsza, ani druga relacja nie jest już pełnią. I to nazywam kawałkowaniem osoby. Dla mnie miłość zakłada wyłączność.
Słuchajcie. Ja rozumiem Wasz punkt widzenia i nie zamierzam z Wami polemizować. Kazdy ma swoje przekonania, których sie trzyma i w które wierzy. Dla mnie świat nie jest tylko czarny lub tylko biały. Nie mam nic przeciwko dziewictwu, pisałam jedynie o swoich przekonaniach. Nie zalezy mi na tym żeby kogokolwiek do nich przekonać.
-- Za mężczyzn, którzy nas zdobyli. Za dupków, którzy nas stracili. Za farciarzy, którzy nas poznają!
Tom... wierność nie zależy od poddania się "ślubowi" takiemu czy innemu. To postawa. Mogą ją sankcjonować bądź kwestie religijne i/lub zasady moralne, z wychowania, z doświadczenia itp.
Nie jestem natomiast przekonana, czy racjonalizowanie swoich poglądów jest w każdym momencie słuszne.
no dobra ale czym tak naprawdę jest ślub?? jest obietnicą miłości i wierności, a to że ludzie zbudowali wokół tego szopkę to inna sprawa... jezeli chcesz być komuś wierna to chcesz tez mu o tym powiedzieć, no i nie być jedyną wierną osobą w tym wziązku. Czyli ślubujesz wierność...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl