Trzeba patrzeć od prawej góry - dzieci pewnie idą do kina (na wystawę, whatever) i dostają do ręki bilety. A tu im pan na bramce przedziera no i jest rozpacz Teraz może już mniej jest takich miejsc z przedzieranymi biletami, ale ja sama pamiętam tą rozpacz, jak mi pan "zepsuł" taki piękny bilet
Aaa, to mężu dobrze skojarzył! Ja mam chyba dziwną wyobraźnię, bo myślałam, że w jakieś dziwne i straszne miejsce je rodzice zabrali, skoro płaczą... :D Dziękuję za wytłumaczenie blondynce ;)
To zdecydowanie . Kurczę, ja pamiętam przedzierane bilety, ale jakoś mi nigdy nie przeszkadzało podarcie ich. Za to pamiętam, że zawsze fascynowały mnie kasowniki w autobusach te, co dziurkowały bilet. I próbowałam rozgryźć sposób dziurkowania, bo kształty się zmieniał, a kiedyś googla nie było...