u każdego coś, ale chyba jakieś licho się na ans uwzięło.. Już na prawdę mogłoby się coś ruszyć u którejś... Dostałybyśmy kopa nadziei... Założyłam konto przy 8 stronie, teraz mam 26 i żadnych dobrych wieść przez ten czas...
Ja jestem już psychicznie i finansowo nastawiona że jeżeli będę miała IMSI to mogę mieć 3 powtórki "z rozrywki" ... jeśli się nie powiedzie to trudno.... przecież się nie zabiję!! Ale może nie trzeba będzie :) miło by było.. nie ukrywam. ..... do marca jeszcze 1,5 cyklu:
a no pinka masz rację, że mogło by się grono zacząć wykruszać :))) znaczy się, żeby weteranki przeszły w inny stan... już daaaaawno nie było tu dobrych wieści...
Wiolcia - zgadzam sie z Konwalijka - jestes mlodziutka wiec masz czas na proby. Sprobuj wziac to na spokojnie. Przyjmij, ze pierwsza proba rzadko sie udaje i trzeba ja ponowic. MOj M, kiedy pojawia sie @ zawsze mowi, ze to widocznie po to zebysmy zobaczyli jak czuja sie inni, ktorzy dlugo staraja sie o dzidzie. W przeciwnym razie nigdy bysmy sie tego nie dowiedzieli :) Twarda - widze, ze ty tez masz wszystko wykalkulowane jak ja :) Kefirku - ja oczywiscie spojrzalam na twoj profil i zobaczylam zdjecia dzieci i od razu pomyslalam, ze to twoje nie patrzac na opisy :)
wiola, przykro mi bardzo tez... kurcze jak tak czytam, ze tu się nie udalo, tam sie nie udalo, zadnych sukcesow na polu zachodzenia... i jak tu miec wiare...
Kurcze...dziewczyny... nie możecie tak pesymistycznie na to wszystko patrzeć!!! Te którym się udaje za pierwszym razem nie szukają pocieszenia na takich forach!!!! Cieszą się w domciu z rodzinką!!! Jakiś czas temu w TV był program o IVF .. były trzy pary... 2 zaciążyły za PIERWSZYM razem a trzecia za trzecim!!!(przy czym ta trzecia babka była najmłodszą panią ) Więc nie ma reguły!!! Jeśli na DZIEŃDOBRY wszystkie przyjmujecie że i tak sie nie uda... to po co to wszystko?!!! WZIĄŚĆ SIĘ W GARŚĆ I DZIAŁAĆ DZIAŁAĆ DZIAŁAĆ!!!!! Zróbcie wszystko co trzeba i jeszcze więcej.. Zeby nie żałować... że za szybko złożyło się "broń"!!!!
stwierdziłam ze zmienie klinike bo jak sobie to tak wszystko przeanalizowalam to doszłam do wniosku że tam gdzie chodziłam do tej pory nikt zbytnio sie nami nie przejmował już chyba z góry przesądzili że i tak skończy się to na in vitro ale dla nas było już za późno na odwrót i zostaliśmy bo jeszcze była nadzieja ale najbardziej nie spodobało mi się to że o wyniku bety i o dalszym postępowaniu musiałam dowiadywać się telefonicznie a dlaczego? bo oczywiście było dużo pacjentek. Ale teraz już wiem gdzie uderzyć następnym razem i to troche mnie trzyma.
PS. jest tutaj ktoś z Krakowa? lub ktoś kto leczy się w Krakowie?
Wiola, wal do Jagodki71. Ona Ci dobrego gina poleci w Krakowie. A jesli chodzi o in-vitro to na pewno najbardziej sie lekarzom oplaca... Znajdz kogos komu ufasz zamiast podejrzewac, ze Cie chce na kase naciagnac zamiast pomoc.
Wioluś ... dobrze że nie powiedziałaś "poddaję się" ... !!! Popieram , trzymam kciuki...i wogóle. Trzeba najpierw porobić wywiad środowiskowy na temat danego lekarza, kliniki....bo to co oni sobie sami o sobie sądzą to jest G warte.... Głowa do góry!!!! Pozdrawiam!!!!
Dziewczyny,mnie tez nie udalo sie za pierwszym razem,ba nawet za drugim nie.Dopiero trasfer mrozaczkow z drugiej proby dal efekty,ha i to jakie.... jak patrze na mojego synka to sie ciesze,ze sie nie poddalam i walczylam do konca.
wklejam zdjecie Igorcia zeby dac kopa do walki,trzymajcie sie,pa
Miałam mieć dziś inseme, ale doszlismy do wniosku ze pierwsze zrobimy kontrast. No i mial byc kontrast w czwartek ale nic z tego bo jak się znalazłam w szpitalu pojawiło się jakieś krwawienie- nie wykluczam że z nerwów. No i zabieg cofnięty na poniedziałek. Jak go przeżyję to spróbujemy jeszcze insemy a potem to chyba spokój przez jakiś czas. Dziewczyny do jest bardzo trudne,przezyłąm to strasznie a przcież to zwykły zabieg- a jednak. Pierwszy raz zawsze najtrudniejszy. Pozdrawiam i trzymam za wszystkie kciuki - nie dajcie się
a co do lekarzy to ja na swojego jestem wściekła Przy tych wszystkich spotkaniach nawet nie wspomniał jak mam się przygotować na ten kontrast.Czytałam o tym ale u nas chyba inaczej się to obywa,bo kobiety są odprawiane grupkami. Od wywiadu , od jednego do drugiego lekarza az w końcu jest zabieg.No to trwa tak do połunia to na pewno. Więc z tym też miałam przeboje w szpitalu. No ale przeżyłam i w poniedziałek nie dam sięjuz zaskoczyć. OBY DO WIOSNY!!!!
Iwin możesz adoptować komórkę, ale to jest bardzo trudna decyzja dla Was obojga. Wysłałam ostatnio takie zapytanie do portalu katolickiego czy potępili by mnie gdybym zamiast adopcji dziecka już urodzonego dokonała adopcji 5 dniowego embrionu. Jestem osobą wierzącą i ciekawi mnie co odpowiedzą a tu cisza !!! Zaznaczam, że absolutnie nie krytykuję nikogo kto zdecydował się na ten zabieg bo sama nad nim rozmyślam.
No właśnie ja zapytałam księdza czy Pan Bóg by mnie potępił jeżeli zamiast adoptować żywe dziecko adoptowałabym embrion. Przecież zamiast go trzymać w zamrażarce mogłabym dać życie człowieczkowi. Może to kogoś z Was będzie śmieszyło, ale dla mnie to jest ważne bo jestem osobą wierzącą. Może jestem płytka jeżeli chodzi o wiarę, ale dla mnie szczerze mówiąc to nie ma różnicy między tymi sposobami adopcji. Niektórzy brzydko nazywają taką kobietę inkubatorem, ale przecież dziecko adoptowane też nie wychowuje się w naturalnym środowisku tylko inkubatorze stworzonym przez kochających rodziców. Poza tym jeżeli dochodzi do implantacji to jest w tym też "palec boży" że się udało. Interesuję się tym ponieważ być może że podczas operacji za 3 tyg. usuną mi jajniki. Jeżeli zostawią mi macicę to co w tym złego że chciałabym być w ciąży? Jeżeli myślałabym w ten sposób co niektórzy krytycy że " gdyby Pan Bóg chciał żebym miała dziecko to nie zsyłałby mi choroby" to przecież za grzech należałoby też uznać każdą operację czy przeszczep zwłaszcza. Nie podchodziłbym też do ciąży jako do zachcianki bo taki argument też jest używany do negacji in vitro. Co myślicie na ten temat?
Mimika można adoptować embrion wtedy in vitro jest tańsze, ale rzadko, która para chce oddać- wolą żeby były - nie wiem jak to określić " unicestwione", łatwiej jest dostać komórkę i mogą ją wtedy zapłodnić nasieniem M.
A zastanawialyscie sie dziewczyny co bedzie jesli takie ciaze z jajeczek sie upowszechnia (a przy tej epidemii bezplodnosci kto wie co bedzie za 50 lat?). Nie moze byc tak, ze ludzie nie znaja swoich biologicznych rodzicow. Gdzies w ciekawostkach podalam link do artykulu o bliznietach, ktore sie pobraly nie wiedzac, ze sa rodzenstwem (rozdzielono je przy adopcji).
Jeżeli się upowszechni to będzie oznaczało, że jest takie zatrucie środowiska, że ludzie nie mogą się normalnie rozmnażać. A to już problem dużo grubszy niż kazirodztwo bo grozi powolnym wymarciem gatunku. Oczywiście Twój argument jest bardzo ważny. Nie zgadzam się co to konieczności poznania rodziców biologicznych bo jednak wiele małżeństw nie informuje adoptowanych dzieci o adopcji a one same nawet jak wiedzą to nie zawsze szukają naturalnych rodziców więc tu ryzyko małżeństwa kazirodczego też istnieje a adopcji jest również coraz więcej.
Kurcze dziewczyny ale TEMAT!!! SZOK!!! SUPER!!! Ja jestem wierząca wybiurczo :). Tak więc nie bardzo się tu moje zdanie liczy, ale gdybym była w Twojej viki sutyacji nie pytałabym księdza co o tym sądzi ... tylko samą siebie - jak ja będę się czuła z taką świadomością i faktem ,a że wiem napewno że wogóle by mi to nie przeszkadzało tak że skorzystałabym jeśli byłaby taka możliwość- dziecko to dziecko . Inna sprawa że co człowiek to inne zdanie i opinia - ksiądz to też człowiek. Jeśli masz siostrę to przecież tez możesz ją poprosić o pomoc... wtedy to już nie byłoby takie "obce" i "powszechne" jajeczko.
Hej Viki, ja uwazam sie za osobe wierząca i chyba rozumiem twoje 'rozdarcie'. Tu nie chodzi o indywidualna opinie pojedynczego czlowieka, chocby ksiedza, bo kazdy z nas postawiony przed takim problemem bedzie kierowal sie swoim punktem widzenia. I oczywiscie nie sadze, zeby ktokolwiek byl w stanie wczuc sie w sytuacje kobiety ktora chce miec dziecko, a z jakichs przyczyn jets to naturalnie niemozliwe. Ale jest 'ale', ksieza maja reprezentowac stanowisko Kosciola (ktory nie probuje byc bezduszny i nieprzejednany, tylko 'trzezwo' spojrzec na sprawe, bez namietnosci, ktore kieruja bezdzietna parą), bo on ma stac na strazy zycia, ale przede wszystkim morlanosci, tak wiec poczecie tego zycia musi byc etyczne. In vitro z wielu komorek i zamrazanie tych 'nie wykorzystanych' jest z gruntu rzeczy bardzo ryzykowne pod wzgledem moralnym i mowienie, ze tak nie jest wydaje mi sie proba usypiania sumienia. Nade mna tez wisi 'grozba' skorzystania z in vitro, i wiem, ze wybor nie bedzie latwy, bo skad tyle pieniedzy.. ale doszlismy z mezem do wniosku, ze sprobujemy z 1 najwyzej 2 jajeczkami.. i jesli to nie wyjdzie to znaczy ze nam pisana jest adopcja.. Nie mam zamiaru tu nikogo pouczac, chciałam tylko przedstawic ten problem z innnego punktu widzenia zeby bylo wieksze spektrum wyboru :)
Śmieszko dla mnie jest bardzo ważne to że mogę z kimś porozmawiać na ten temat nawet jeżeli ktoś będzie miał całkiem odmienne zdanie niż ja. Wiesz ja chodzę do kościoła ale robię to dla Boga. Szanuje Kościół ale nie jest dla mnie wyrocznią bo niestety historia pokazała, że często zmieniał zdania na różne tematy. Wiem że musi wyznaczać normy etyczne i moralne i nigdy nie zaakceptuje in vitro bo w szerszym aspekcie ludzie mogli by taką zgodę naginać do różnych eksperymentów. Tylko ciekawi mnie zdanie teologów na ten konkretny przypadek, który podałam czyli adopcję embrionu. Niestety jak do tej pory żaden ksiądz mi nie odpisał a minęło już kilka dni. Nie wiem czy mnie " olali" czy po prostu nie wiedzą co powiedzieć. Skoro tworzą portale i dają możliwość zadawania pytań to dlaczego tak traktują osobę która pyta ?
Korzystam z nicka mojej żony, więc proszę to uwzględnić. Viki, cierpliwości odnośnie odpowiedzi, niektóre katolickie portale nie grzeszą szybkością odpowiedzi. Zanim jednak one się wypowiedzą, ja spróbuję coś niecoś napisać. Jestem byłym księdzem, w dodatku - jako mąż - mogę powiedzieć, że część drogi mamy za sobą. Jako forumowiczki, same wiecie, jakiej. Chciałbym odnieść się do adopcji kilkudniowego embrionu. Problem jest następujący: z punktu widzenia prawa dziecko przed urodzeniem nie jest podmiotem praw człowieka, stąd o adopcji formalnej nie ma mowy. To co nas jednak interesuje to aspekt moralny, a nie prawny. Z moralnego punktu widzenia nie ma różnicy między adopcją dziecka przed czy po urodzeniu. Ba, skoro embrion posiada już godność ludzką, to w ramach uratowania jego istnienia taka adopcja jest najlepszą rzeczą, jaka może go spotkać. Dlaczego więc KRK się nie wypowiada otwarcie? Jak to powiedzieć... Kościół często długo "myśli", nim się wypowie. A do tej pory nikt nie stawiał w ten sposób problemu: można było adoptować dziecko urodzone i koniec. Niemożliwe byo adoptowanie przed urodzeniem. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę procedurę in vitro, okazuje się, że taki manewr technicznie jest możliwy. Być może Kościół tak ostrożnie milczy, bo jego wypowiedź mogłaby zostać poczytana za pośrednią zgodę na in vitro.
Mimika, sądzę, że odróżniasz embrion ludzki, który adoptujemy od niezapłodnionego jajeczka, któremu godności osoby ludzkiej nie przypisujemy.
Mam pewną watpliwość i jeżeli czujesz się na siłach być rzecznikiem KRK, chetnie się nią podzielę. Bardzo szanuje fakt, że KRK broni życia poczętego i przypisuje "godośc osoby ludzkiej" embrionowi. Dlaczego zatem nie wyciąga ręki do kobiet, które ronią swoje dzieci we wczesnym okresie ciązy, a jest ich niestety mnóstwo. Kobiety muszą z tym same sobie radzić w kontekście rligii. Czy moje Maleństwo jest aniołkiem w niebie? Dlaczego KRK nie podpowie mi czy powinnam zaplić świeczkę, a jeśli tak to gdzie???
Czy w związku z tym co napisałaś, lepiej - w imię idei walki z in vitro - uśmiercic te embriony, trzymać je w zamrażarach, aż prąd siądzie, czy uszczęśliwić nimi pragnących dziecka małżonków??? Naświetl mi proszę tę jasność!
Viki - wiem , ze stanowisko Kosciola w niektorych sprawach sie zmienialo i tak musi byc, bo rzeczywistosc sie zmienia ale w innych jest stale .. a problem, ktory przedstawiasz jest relatywnie nowy wiec ksieza czekaja pewnie na wypracowanie wspolnego stanowiska ( ktore powinno byc zgodne ze slowem Bozym - i to jak mowisz cie interesuje) nie mnie oceniac, bo nie jestem w takiej sytuacji (poki co) i mysle, ze kazdy powinien postepowac w zgodzie z wlasnym sumieniem.
Mimiko, trudno przesądzac, ale nie wydaje mi sie, ze koscol nie probuje nikomu dzialac "na zlosc". jest on przeciwko 'produkowaniu' takich embrionow, bo co jesli rodzice zgina w wypadku lub zrezygnuja z wiekszej ilosci dzieci, czy ktos ma nad tym kontrole??
Mimiko, Przypuszczenie o nie odróżnianiu embrionu od jajeczka wynikło tylko z jednego z Twoich wcześniejszych postów. Jeśli poczułaś się urażona, przepraszam. Moim celem było zwrócenie uwagi, żeby pojęcia "adopcja" nie używać w odniesieniu do jajeczka.
Nie jestem rzecznikiem KRK i za takiego się nie uważam. Ba, ze względu na mój obecny status - byłbym ostatnią osobą, której powierzonoby taką funkcję :-). Nie do końca rozumiem, na czym polegać miałoby wyciąganie ręki do kobiet, które poroniły we wczesnym okresie ciąży... na pomocy psychologicznej, duchowej? Na pewno jest to pole zaniedbań Kościoła, chociaż sporo się robi w indywidualnych spotkaniach. Jeśli możesz trochę jaśniej powiedzeić o swoich oczekiwaniach, pewnie łatwiej będzie rozmawiać.
Pytasz, czy Twoje Maleństwo jest Aniołkiem w niebie? Myślę, że tak. Czemu KRK nie mówi Ci, czy zapalić świeczkę? Rzeczywiście, nie ma na ten temat oficjalnych wypowiedzi Kościoła. Jeśli dziecko od poczęcia jest człowiekiem, to logiczną konsekwencją jest, żeby o kimś zmarłym (nawet przed urodzeniem) pamiętać w modlitwie. Gdzie zaś świeczkę palić? No nie wiem, może tam, gdzie są pochowane bliskie Ci osoby?...
Dziękuję Wam za wypowiedzi na poruszony przeze mnie problem. Wiem, że KK musi stać na straży godności ludzkiej tych najmniejszych istotek również dlatego staram się zrozumieć jego stanowisko. Moje sumienie mówi mi, że nie ma różnicy między adopcją dziecka narodzonego a tego kilku dniowego i tego się będę trzymać. Może jest to egoistyczne, że chce czuć jak to dziecko rozwija mi się pod sercem, ale to nie jest nic nieprzyzwoitego. Usłyszałam dzisiaj bardzo mądre zdanie w kościele. Ksiądz powiedział, że sama decyzja może być szlachetna, ale dalekosiężne jej skutki mogą być złe. Muszę się jeszcze nad tym zdaniem pożądnie zastanowić. Jakie skutki dla mojego i męża życia miałaby taka adopcja i jak mogłoby to wpłynąć na dziecko i jego życie?
Śmieszko ja doskonale rozumiem, co Kościół sądzi o "produkowaniu embrionów". Tyle, że nie zmienia to faktu, że je wyprodukowano. I nie wszytkie "zużyto". Część z tych kobiet jest już za stara na to, żeby zajść w kolejną ciążę, byc może - jak piszesz - rodzice tych zarodków zgineli w wypadku. I teraz stajemy przed niezaprzeczlnym faktem - zostały w zamrażarce embriony. I ja pytam co znimi? Czy nie jest najlepszą z możliwości dać im życie, umożliwiając zostanie matką kobiecie, która np. nie ma własnych jajników? Dlaczego Kościół nie miał by zająć zdania w tej sprawie. Chętnie zabiera w równie kontrowersyjnych. Jeżeli zarodek powstaje w wyniku tak jednoznacznie złego czynu jak gwałt, Kościół nie ma wątpliwościco co do tego, że trzeba zrobić wszystko, żeby utrzymać życie zarodka. Jeżeli istnieje możliwośc zapewnienia rozwoju zarodkowi powstałemu w wyniku "tak strasznego czynu jak zapłodnienie w próbówce", to jest to sytuacja w której nie można zabrać głosu?
MĘŻU SAMIRY Piszesz: "Rzeczywiście, nie ma na ten temat oficjalnych wypowiedzi Kościoła". I właśnie o to mi chodzi. Dlaczego? Można byłoby zapytać jakiego wsparcia może od Kościoła oczekiwać osoba, której umarł ktoś bliski? Kościół wtedy tłumaczy co czeka "po tamtej stronie", stworzył rytuał ostatniego pożegnania, co jest wyrazem właśnie owej godności człowieka, kiedy ten żyje i kiedy odchodzi. Ja nie wiem jakie Kościół powinien zająć w tej sprawie stanowisko, ale uważam za duże zaniedbanie, że Kościół nie próbuje sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Aha Konwalijko problem z in vitro będzie i nie ma co od niego uciekać. Trzeba rozmawiać na ten temat a nie mówić tylko o nie produkowaniu embrionów to będzie po temacie. Coraz więcej ludzi ma problem z poczęciem dziecka i nie można tego bagatelizować. Trzeba zacząć się zastanawiać na sporządzeniem konkretnych norm prawnych bo co prawda nie mam wiedzy na ten temat, ale nie słyszałam żeby ktoś takie prawa w Polsce wprowadzał. No może tylko te, które zabraniają mieszania komórek zwierzęcych z ludzkimi, ale to już dla większości społeczeństwa mam nadzieję że jest niemoralne.
No właśnie ja nie wiem czy dobrze rozumuję i chciałabym żeby Kościół mi powiedział czy źle czy dobrze. Zapytałam o konkretny przypadek "adopcji" Pójdę się umówić z księdzem z mojej parafii na rozmowę. Zaznaczam, że i tak zrobię jak mi sumienie będzie dyktować, ale chcę poznać racje z różnych stron żeby podjąć właściwą decyzję. Pozdrawiam wszystkich. Trzymajcie za mnie kciuki 28 lutego jak mnie będą rozpruwać. Buziaki dla wszystkich tych za i tych przeciw :)
Ja chyba lapie Konwalijko Mimiko wiem, ze jest wiele sfer mogacych budzic kontrowersje w dzialalnosci kosciola, ale o to wlasnie chodzi, ze nie za wszytko mozna obarczac go odpowidzialnoscia (zwlaszcza za to czemu byl przeciwny od poczatku) . I nie sadze zeby kosciol byl za wyrzucaniem istniejacych embrionow, ale nie ma on tez wplywu na to co medycyna lub ich rodzice z nimi robia. Chodzi o dobro ogolne i o to, ze problem bezplodnosci powinno sie leczyc siegajac do przyczn, a nie rozwiazujac dajac antidotum budzace moralne watpliwosci. Choc oczywiscie super, ze takie dyskusje maja miejsce na naszym forum
Viki o adopcji embrionow dosc obszernie pisalam o tym z Tomem Lukowskim gdzies w srodku dyskusji.Co do oddania embrionu do adopcji to faktycznie bardzo trudna decyzja,ja np mam 5 zamrozonych embrionow i naly czas bije sie z myslami co zrobic! Nie chce ich "unicestwiac"ale tez nie nie moge juz dluzej czekac(embriony sa przechowywane przez 3 lata i wlasnie mija ten czas)natomiast moja sytuacja zyciowa nie usposabia do podjecia decyzji o kolejnym dziecku. Oddalabym moje dziecko do adopcji gdybym wiedziala ze bedzie kochane ......jedno co mnie przed ta decyzja powtrzymuje to strach ze kiedys stanie w drzwiach i powie ....czemu mnie nie chcialas.... Nawet jesli zdecyduje sie na jeszcze jedno dziecko to i tak pozostanie mi 4 i te jesli bedzie taka mozliwosc to oddam,i to jest dylemat o ktorym niestety sie nie mysli przed podjeciem decyzji o IVF.Kiedy podchodzilam do zabiegu modlilam sie choc o to jedno,pozatym gdy ja podchodzilam do IVF to nie znalam 28dni i to dlamnie byly TYLKO 3 dniowe komorki podzielone na 8 czesci,teraz jak sie naczytalam o moralnosci,etyce to nawet bym sie bala zrobic cos innego
Kachula musisz się z mężem zastanowić nad decyzją. Ja patrząc przez swój pryzmat uważam że takie małżeństwo na pewno będzie kochać takie dziecko. O in vitro myślą ludzie, którzy marzą o maluchu i zrobią dla niego wszystko. Wątpię też kochana żeby dziecko stanęło Ci kiedyś na progu z takim zarzutem. Po pierwsze takiej adopcji nie dokonują rodziny patologiczne :) i krzywdzące dzieci a po drugie wątpię czy klinka podałaby do wzajemnej wiadomości dane dawcy i biorcy. My nie jesteśmy bogaci, ale mam nadzieję, że jeżeli dojdzie u nas do konieczności takiej adopcji to bardzo byśmy chcieli żeby się 2 jajeczka przyjęły bo damy sobie radę z bliźniakami :)
Viki zgadzam się z Tobą w 100%.... patologiczne rodziny raczej nie zrobią tyle żeby mieć dziecko, a ci którzy tak o tę kruszynkę walczą krzywdy jej nie zrobią...Inna sprawa że skoro nosisz to dziecię 9 m-cy pod sercem to w zasadzie jest Twoje!! choć nie z Twojego jajeczka....
Kachula - ja przed in vitro właśnie tego się obawiałam: że powstanie dużo zarodków, a potem będzie dramat... Mogłam żywić takie obawy, bo pobrali mi 12 dojrzałych komórek (na 21 wwszystkich). Ale zapłodniły się i podzieliły tylko cztery, z czego przy transferze podali mi trzy. Jak zresztą wiesz - niestety nie udało się. Mamy w planach drugie podejście do in vitro i znowu te same rozterki. Wiem, że nie zgodzilibyśmy się na zniszczenie "nadliczbowych" zarodków, taka opcja w ogóle nie wchodzi w grę. Ale wiem też, że jeśli oddalibyśmy je do adopcji, to do końca życia myślałabym o tych dzieciach jak o naszych - że gdzieś żyją, że pewnie są do nas podobne, że to "krew z krwi i kość z kości"... Bo - o ile nie miałabym nic przeciwko temu, żeby adoptować zarodek lub narodzone dziecko - o tyle na myśl o oddaniu swojego aż mi się wszystko w środku skręca... Pewnie egoistka ze mnie, bo wiem, że taką decyzją można uszczęśliwić innych ludzi, pragnących potomstwa, ale.......
Sami JA od dluzszego czasu bije sie z mylami co zrobic! Mam dwie probowki,w jednej sa 3 a w drugiej 4 embriony,chcialabym miec drugie dziecko,ale..... no wlasnie to ale,od stycznia dostalam swietna prace,umowe mam do sierpnia a potem na stale,jesli zajde w ciaze to z umowy nici.Gdybym nie miala dzieci to bym miala w nosie prace czy inne czynniki,ale przy drugim dziecku to juz troche inaczej sie mysli.Z drugiej strony mam juz 37 lat(koncze w sierpniu)to nie bardzo mam czas " na zastanawianie sie ". Wiem,ze dziecko trafiloby do dobrej,kochajacej rodziny,zawsze sadzilam ze oddanie embrionu do adopcji nie jest tak trudne jak oddanie narodzonego juz dziecka,bo przeciez embrionu nie czujesz pod sercem,nie rodzisz w bolach,nie trzymasz w ramionach itp,ale gdy przed tym wyborem stanelam to sprawa juz nie jest taka prosta.Juz plakac Mi sie chce jak pomysle,ze nigdy sie nie dowiem czy to chlopiec czy dziewczynka,jak ma na imie,czy jest podobne do Igora itp a co potem.....? To slaba pociecha ze uszczesliwie innych Uf,ale sie rozpisalam,pozdrawiam
Ja bym zrobiła naprawdę wszystko i staram się robic aby zostac mamusią a gdybym mogła pomóc innym przez ofiarowanie swojej komórki zrobiłabym to bo niestety wiem przez co przechodzą a to niestety nie jest miłe
Kachula - no właśnie - ja kiedy dostałam zdjęcia tych moich zarodków, które mi podali podczas transferu - to już wiedziałam, że je kocham, mimo, że to przecież były kilkukomórkowce... Może komuś to wyda się idiotyczne, ale tak było. I miałam poczucie, że są NASZE. Dlatego teraz - przed następną próbą in vitro - już się nad tym zastanawiam...