Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeNov 21st 2010
     permalink
    Dosłownie, koszmar ;/ ja miałam raz ktg robione - po przyjęciu na porodówkę, bardzo się z tego powodu cieszę. Poźniej półożna sprawdzała tętno dziecka za pomocą takiego przenośnego urządzenia. Ostatni centymetr rozwarcia szedł opornie, położna chciała mnie wymasować, żeby przyspieszyć. A ja na samą myśl o skurczach na leżąco nie chciałam żadnego masażu...
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 22nd 2010
     permalink
    na bóle krzyżowe pomaga mocny tzw. przeciw-skurcz. Mnie mąż wbijał pięści z całej siły w krzyże - pomagało
    •  
      CommentAuthorbiedrona
    • CommentTimeNov 22nd 2010
     permalink
    Aine - okulista mówił, że sama wysokość wady nie ma znaczenia. Ja mam -6 a według niego mogłam rodzić sn. Sprawdzano dno oka i stan siatkówki - od tego tak naprawdę zależy, czy jest ryzyko podczas parcia.
    Też lubię mojego gina ;)
    .
    Kasiek80 dzięki :)
    Fajnie, że mimo długości relacji przyjemnie się ją czyta ;)
    -- http://28dni.pl/biedrona_a
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeNov 22nd 2010
     permalink
    Jeżeli chodzi o wadę wzroku, to faktycznie, moja siostra ma -6,5, urodziła dwójkę sn, bez wpływu na wadę. Ale musiała konsultować to z okulistą. Koleżanka z kolei miała cc ze względu na to, że jej siatkówka ma tendecje do odklejania się.
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    Dziewczyny, a jak to jest z nacinaniem krocza? Czy jeśli przy pierwszym porodzie jest nacinane to trzeba się nastawiać, że przy drugim czeka nas to samo i odwrotnie - jeśli przy pierwszym porodzie nie było takiej konieczności to trzeba się nastawić, że przy kolejnym może być taka potrzeba? Nasuneło mi się takie pytanie, choć nie wiem czy nie głupie ;/
    --
    •  
      CommentAuthorKatarzynka
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    wydaje mi się, że generalnie przy drugim/kolejnym porodzie szanse na nacięcie są mniejsze
    -- ,
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeNov 25th 2010 zmieniony
     permalink
    No właśnie ja bardziej martwie się w drugą stronę - urodziłam synka (4 kg) bez nacięcia. Wiem, że jeszcze mam mnóstwo czasu na takie myślenie, ale wiedzy nigdy za wiele :)
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    ja myślę że to wszystko zależy od szpitala i położnej - są miejsca gdzie tnie się nie patrząc na to czy jest to konieczne czy nie
    •  
      CommentAuthorkfiatuszek
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    Przy pierwszym bylam cieta przy drugim byls szansa ze sie uda bez ale niestety a przy trzecim jus sie udalo;) a jaka ulga potem przy siadaniu i wogole :)
    --
    •  
      CommentAuthorkfiatuszek
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    A i jeszcze waga to pierwszy mial. 3660 drugi 4400, a trzeci 4800 wiec nie wiem czy waga ma znaczenie napeno jaikies ma ale z kazdym natepnym latwiej ;)
    --
    •  
      CommentAuthorWiktoria25
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    Polecam do poczytania :
    "OPOWIEŚCI PORODOWE":http://www.rodzicpoludzku.pl/Opowiesci-porodowe/ -a szczególnie polecam *"Mój bardzo ludzki poród domowy"* :smile:
    --
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeNov 25th 2010
     permalink
    kfiatuszek: a jaka ulga potem przy siadaniu i wogole :)

    lekarz nie mógł uwierzyć, że urodziłam pierwsze dziecko i nie mam nawet jednego szwa założonego, nawet w środku. Ja od początku mogłam chodzić i siadać, a koleżanka obok miała tylko 4 szwy w środku (drugi poród) i biedaczka się męczyła ;/

    Lily: ja myślę że to wszystko zależy od szpitala i położnej

    od położnej najwięcej, gdybym mogła zadecydować i wybrać to na pewno poprosiłabym o tą samą położną, która odbierała mi poród :smile:
    --
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeNov 25th 2010 zmieniony
     permalink
    Kfiatuszek, jestem pod wrażeniem wagi Twoich dzieciaczków :crazy: 4800 to już chyba do cc się kwalifikuje? Jak Ty to zrobiłaś :shocked:
    --
    •  
      CommentAuthorAine
    • CommentTimeNov 26th 2010 zmieniony
     permalink
    Jeszcze apropos wroku a sn.
    Tak mi też to mówiła okulistka i nawet byłam umówiona na badanie siatkówki. Ale potem okazało sie że ciąża jest zagrożona i musiałam zaryzykować rezygnację z badania.
    Bazujac na tym zdziwiłam się że panikowali że mam -4 na porodówce i nie pytali o badania siatkówki do tego kiedy musieli użyć próżnociągu. Na szczęście nie byłam do końca świadoma tego i dopiero emek mi o tym powiedział po wszystkim.
    --
    • CommentAuthor_Magda_
    • CommentTimeDec 26th 2010
     permalink
    Już piszę jak było.
    21 grudnia byłam chora. Miałam stan podgorączkowy i ostry kaszel, który już ok 15 rozpoczął serię nieregularnych skórczy. Raczej mniej bolesnych, zero regularności więc tylko sobie je zapisywałam.
    O 22:00 poczułam się lepiej i pobaraszkowaliśmy z mężem. Skurcze były jeszcze do 23:00, a potem zasnełam.
    Dokłanie 1:00 pierwszy skurcz który wiedziałam od razu że jest porodowy. Zerwałam się na nim na równe nogi, choć bardzo mnie zaczeły boleć uda. Po tym poznałam że to jest to.
    Obudziłam męża i mówię że idę sobie głowę umyć, bo raczej będę się szykować do szpitala. Ale powiedziałam żeby sobie pospał, bo zadzwonię po mamę która chciała być ze mną w czasie porodu.
    Następny skurcz był po 25 min, kolejny po 20 min, a następny już co 10 min, więc o 2:20 zadzwoniłam po mamę. Jadąc w aucie czułam już co 8-7 min, ale bolały najbardziej uda, nie brzuch.
    Po 3:00 badanie na IP i już 4 cm.
    Przebrana w koszulinkę trafiłam na porodówkę na Brochowie na sali ogólnej (nie rodzinnej). Lecz żadnej rodzącej nie było, więc cała sala do mojej dyspozycji i cudowna położna (wszytsko darmo hehe).
    Podłączyła KTG i skurcze na poziomie 80, czasem 50 i nic nie bolało.
    Patrzę na zegarek i postanowiłam sobie że do 6:00 urodzę. Poprosiłam lewatywę.
    Po lewatywie akcja szybko ruszyła z kopyta.
    Poprosiłam piłkę. Skakałam przez cały poród, masowałam sutki, uśmiechałam się i ziewałam. To wszytsko szybciej rozwiera szyjkę (położna kazała się uśmiechać, a motyw z ziewaniem wycziłam na necie).
    Zaraz było już 8 cm. Moja mama była w szoku że tak szybko idzie.
    Przy badaniu poszła część wód. Ja cały czas skupiona na twarzy, oddychałam przeponowo. Dzięki temu czułam że szybko postępuje akcja. Ale skurcze troszkę zelżały tuż przed partymi. Więc dostałam na powera OXY i zaraz jak zleciał cały woreczek, zaczeły się parte.
    3 skurcze, cięcie krocza i malutka znalazła się na brzuchu.
    Parte bolały bardziej niż jak rodziłam Hanię (bardziej szczypało i piekło). Ale do 8 cm mówiłam sobie w myśłi że tak to ja moge rodzić. Teraz mam porównanie jak się rodzi z naturalnymi skurczami a jak po OXY. To drugie zdecydowanie bardziej boli.
    Ale cały poród liczę że trwał ok 2,5 godzinki, no prawie 3.
    Po tym jak mnie przywieźli na salę poporodową, od razu wstałam. Śmignełam sama pod prysznic, siadałam normalnie (teraz troszkę bardziej boli), pomalowałam się bo oczekiwałam wizyty męże hehe. Dziewczyny z sali które rodziły dzień wcześniej były w szoku że nic mnie nie boli.
    Ja sama też jestem zdziwiona jak szybko doszłam do formy.
    Było fajnie...
    I jeden i drugi poród będę miło wspominać.
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeDec 26th 2010
     permalink
    Mada - super :) Cieszę się że będziesz miło wspominać swoje porody to najważniejsze.
    A z tym osłabnięciem akcji przed partymi to naturalne - macica musi się przygotować do partych. Trwa to nawet do godziny - taka przerwa, osłabienie w skurczach. Także nie powinni dowalać Ci oxy tylko poczekać wtedy pewnie i parte byłyby znośniejsze bo wszystko w środku by się do nich przygotowało.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeDec 26th 2010
     permalink
    Mi też położna tłumaczyła, że takie spowolnienie akcji to norma przed partymi i nie powinno się w to ingerować... Ale fajnie, że poszło szybko i sprawnie, i że wspomnienia masz pozytywne :-) Gratulacje :-)
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeDec 26th 2010
     permalink
    Mada, super! Cieszę się, że jesteś zadowolona:) taki poród to marzenie dla każdej przyszłej mamusi:) GRATULACJE!
    --
    •  
      CommentAuthorkasiek80
    • CommentTimeDec 27th 2010
     permalink
    super poród :)
    może i mój drugi będzie taki :tongue:
    --
    •  
      CommentAuthoraniajaz
    • CommentTimeDec 28th 2010
     permalink
    Mada gratuluję córeczki! Super, że masz fajne wspomnienia z porodu! Ja swój też już wspominam z łezką w oku... i aż żal, że najprawdopodobniej już tego nie doświadczę :P (nie wierzę, że to napisałam :shocked: :P )
    --
    •  
      CommentAuthorAine
    • CommentTimeJan 4th 2011
     permalink
    Ja chcę taki drugi poród :) A pierwszy i tak jednak dobrze wspominam mimo komplikacji.
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeJan 17th 2011
     permalink
    no ładnie Wam poszło - zobacz a ja jeszcze męczę się w dwupaku :wink:
    •  
      CommentAuthoraniajaz
    • CommentTimeJan 17th 2011
     permalink
    pandy cieszę się, że drugi poród okazał się bardziej znośny! Może zatrze wspomnienia o pierwszym?
    Gratuluję drugiego synka :)
    --
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeJan 17th 2011
     permalink
    Troszkę długo to trwało, ale potem już super poszło! Super, że nie trzeba było szyć:) Jeszcze raz gratuluję :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeJan 18th 2011
     permalink
    w sumie nie narzekam :) tylko stopy mi spuchły a na brzuchu pełno rozstępów :confused:
    •  
      CommentAuthormarianna27
    • CommentTimeJan 18th 2011
     permalink
    pandy1 wlalas we mnie iskierke nadziei :)
    jeszcze tu ci pogratuluje!!
    :flowers:
    --
    •  
      CommentAuthorAine
    • CommentTimeJan 23rd 2011
     permalink
    We mnie też nadzieja się pojawiła że jak przy drugim obędzie się bez oxy to będzie lepiej :)
    Gratulacje Pandy!
    --
    •  
      CommentAuthorkyia
    • CommentTimeJan 31st 2011 zmieniony
     permalink
    Witam Was :)
    Od wczoraj czytam wasze opisy i płacze a przecierz przeżyłam juz dwa porody w polsce sn i cc a i jeden narazie :) w uk .....
    Opisujecie porody w Polsce ja tez urodziłam syna i córkę w polsce. Moje pierwsze dziecko urodziło sie przez cc ... z powodu niekompetencji połoznej, za duzej ilości wspomagaczy .... w trakcie porodu który trwał 12 godzin dostałam krwotoku , dziecku zanikło tetno ... no ale synuś urodził sie i co prawda był reanimowany, w skali ap dostał w 2 potem 4 .... ale jest duzym i przystojnych mlodym mężczyzna. Córcia urodziła sie sn dzieki lekarzowi i bardzo optymistycznej połoznej ... poród trudny ...ale jest ok
    I zaszłam w ciąże bedec juz w uk .
    Opieka zupełnie inna ale o tym innym razem
    Byłam 33tygodniu ciązy od 3 tygodni juz na urlopie ale w trakcie przeprowadzki ....
    W czwartek po południu pojechaliśmy do marketu na zakupy i jakoś dziwnie poczułam sie ... mówie do m ze jakoś bardzo brzuch mi ciąży .... Dzien wczesniej bylismy w szpitalu bo plamiłam lekarz zbadał pomierzył stwierdził ze jest ok.
    Wrócilismy do domu z zakupów i ja sobie odpoczywałam... czesto chodziłam na siusiu i tak dziwnie mi leciało ... stwierdziłam ze moze malenstwo uciska mi na pecherz .... ale raz drugi cos polecialo, nie za duzo, ale byłam juz pewna ze to nie siku... mówie do m
    .... kochanie coś mi leci , było jakoś ok 22 . M dzielnie zadzwonił do szpitala i opowiedział co sie dzieje ... kazali przyjechac
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/w4sqvfxmp02oletu.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/zem3anlibn14asug.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="
    •  
      CommentAuthorkyia
    • CommentTimeJan 31st 2011
     permalink
    Jakoś dziwnie pewna byłam ze dadza mi coś i najpóźniej wróce do domu rano, wiec zabrałam recznik szczotkę do zębów i pojechałam
    W szpitalu połozna podłączyła do tysiaca aparatur... tetno maluszka wahało sie , skórcze raz były raz nie, nie za mocne ... podczas badania wody odeszły... Cała noc nie mogłam spac ale nic mnie nie bolałao .... stres chyba.
    Na drugi dzien dowiedziałam sie ze muszą mnie przewieźć do innego szpitala bo nie maja wolnego inkubatora wiec czekałam na transport.
    Przewieźli mnie ambulansem do innego szpitala oddalonego o 100 mil. Szpital okazał sie jak senatorium... żadnej bieganiny , cicho komfortowo....
    Miła położna podpieła mnie do ktg i do jeszce innej maszyny która sprawdzała mi cisnienie i tętno.... Tętno maluszka sie wahało. Dostałam zastrzyk który miał przyspieszyc dojrzewanie płucek mojego synka i antybiotyk bo juz za duzo czasu mineło od odpłynięcia wód.
    M dostał fotel który rozkładał sie i jego spanko było wygodniejsze od mojego :) .
    Nie mogłam spac .... po północy człam skurcze ale nie bolesne , maleństwo sie ruszało wiec byłam spokojna. M spał a ja spacerowałam po pokoju. kołysałam biodrami tanczyłam opierałam sie o łóżko... bóle w skali 1do 5 były na poziomie 1 około 5rano obudził sie m... mnie zaczynało juz niezle szarpac , zadzwonił po położna i znowu zaczeło sie podpinanie do wszelkiej maści apararury i niestety musiałam juz leżęć....
    Okazało sie ze tętno w skurczu zanikało ... lekarz informowała nas ze prawdopodobmnie bedzie cc bo dzieciatko jest słabe.
    Przewieźli mnie do innej sali.
    Lekaż uprzedził mnie ze bedzie mnie badał . Ok pomyśłąłam ... skurcze były juz na poziomie 4.5 w mojej skali :) badajac lekarz powiedził... rozwarcie na 6.
    Położna usmiechneła sie do mnie ..... Bedzie dobrze obiecuje
    Musiałam miec maske tlenowa cały czas nie mogłam sie ruszyc... Powiedziałam ze mi niewygodnie wiec m z położna podniósł oparcie łózka. podano mi dodatkowe poduszki wiec prawie siedziałałam. Lekarz delikatnie masowała szyjke ....
    Ja krzyczałam do m ze nie dam rady ... płakałam mu w rekaw przepraszjąc ze kolejnego skurczu nie wytrzymam ... podali mi gaz rozweselający ale bardziej mnie drażnił niż pomagał....
    M zapewnił mnie ze razem urodzimy, ze mam mu zaufac ze bedzie dobrze.... i mam sciskać go za reke tak mocno jak silny bedzie skórcz....
    Połozna usmiechnieta i bardzo spokojna powiedziała bedą parte, jak poczujesz powiedz , to juz koniec .... lekarz który cały czas monitorował stan dziecka i mój powiedział jak bedę parte nie krzycz ...szkoda skórczu ... jest dobrze.
    Poczułam parte i mówie ze czuje ale boje sie bo nie byłam w toalecie i boje sie ze zrobie kupe.... Ona złapała moja twarz w swoje rece i mówi.... nie myśl o tym to dla mnie nie jest problem, zaufaj naturze.... ale dla mnie jest rozpłakałam sie:)
    Posłuchaj powiedziała jak bede mówić przyj to przyj jak powiem stop to razem sapiemy ok? Ok odpowiedziałam
    Zauwazyłam ze po cichutku do sali weszły trzy odoby z jakimś ekwipunkiem ...
    No i jeden party ... stop ... kolejny party nie miałam siły ale wszytkie osoby zaczeły mi kibicowac.... push... push Jo
    i poczułam jak mi sie maleństwo wyślizgneło .... 6.45
    M złapał mnie za reke i powiedział płacze zobacz płacze ... wychyliłam sie bo rodziłam na półsiedzaco a moje maleństwo kwiliło
    Lekarz i pielęgniarki szybko ubierały maluszka .... Dostałam maluszka do pocałowania i szybko zabrali go...
    Połozna powiedziałą ze malenki wyglada dobrze. Przyszła pielegniarka i powiedziała ze maluszek oddycha samodzielnie wazy całe 2 kg ....Położna pokazała mi jak wygląda łożysko poczym powiedziała, ze jest przygotowana dla mnie kąpiel w wannie i mam sobie poleżec zrelaksowac sie i zrobić siku..... a potem zawioza mnie do dzieciatka .... Kapiel mega relaks. Po kapieli gorąca herbata i kanapka ... M dzielnie mi pomagał
    Pojechalismy na oddział wczesniaków i zobaczyłam mojego synka całego w rurkach , leżał na brzuszku i cichutku pojękiwał... pielegniarki położyły mi go na naga piers i opatuliły podgrzewanym kocem.... siedziała i płakałam ... Dosta ł w skali apgar 10 !
    Synek rosnie i nie widac juz ze był wczesniakiem
    Poród w uk.... super. Nie ma lewatywy( wspomnie ze nie zrobiłam kupy) , nie ma golenia, nacinania .... nie popękałam .... zachowana jest duza dyskrecja.
    Nawet jak lekarz bada jestem przysłonieta prześcieradłem.... Poród jest przezyciem pieknym i czujesz sie tam jakby wszytko i wszyscy byli dla ciebie ....
    Teraz jestem jeszcze raz w ciazy... boimy sie ze znowu bedzie wczesniak ale staramy sie myslec pozytywnie. Termin mam na 30 lipca... trzymajcie kciuki
    P.s przepraszam ze pisałam na raty ale net mi cos szwankował . pozdrawiam
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/w4sqvfxmp02oletu.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/zem3anlibn14asug.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="
  1.  permalink
    Witam witam - to może i ja napisze.
    Termin miałam na 15-go. 11-go miałam wizytę na godz. 18. Pojechaliśmy do teściowej. Wysiadając z auta małża się mnie pyta czy się dobrze czuję bo jakoś dziwnie wyglądam - mówię mu że wyśmienicie:) Na drzwiach klatki schodowej wisiało ogłoszenie, że nie będzie ciepłej wody więc pierwsze co jak weszliśmy to poszłam do łazienki umyć głowę. Zjadłam pół arbuza (sama), trochę winogrona i myślałam, że mnie rozerwie :) Przyszła teściowa - zrobiła obiadek. Zjadłam z kg ziemniaków i ze 2 kotlety :) Potem kawka i jakieś słodkości :) No i pojechaliśmy na wizytę. Lekarz mnie zbadał i powiedział, że wszystko jest w porządku ale ..... mam 4 cm rozwarcia i dobrze by było jakbym se pojechała urodzić :) Wywaliłam na niego oczy, że co, że jak przecież nie mam żadnych skurczy ani bóli. Wróciliśmy do teściowej i ledwo zdążyłam z auta dobiec do domu. Lewatywa nie była potrzebna w szpitalu :) Wykąpałam się, zjadłam coś (jeszcze) i pojechaliśmy do szpitala. W szpitalu zanim pani mnie przyjęła, zbadała itp. to było koło 22. Zaprowadziła nas na porodówkę, podłączyła pod ktg i pod oxy. No i se leżałam, śmialiśmy z małżą - nic mnie nie bolało oczywiście :) No ale jak oxy w końcu zadziałała i wszystko się zaczęło to nie było mi już do śmiechu :) Rozwarcie poszło szybko ale nie chciało dobić do 10, bóle i skurcze nie dawały o sobie zapomnieć. Położna powiedział żebym się pod prysznic przeszła to może mi pomoże. Nie pomogło, marzyłam żeby wrócić na łóżko, Jakoś wcale mi lepiej nie było chodząc, chciała mi dać piłkę ale podziękowałam i szybko wróciłam na łóżeczko. Okazało się że poród można zacząć :) Poszło szybko :) O 3:10 urodziłam synka :)
    Pomimo oxy to wcale nie wspominam źle porodu, nie mam żadnej traumy :) I jeżeli po oxy bóle są silniejsze to bez oxy chyba nic nie boli ;) hehehe
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/relgi09k6vei2y2o.png" a
    •  
      CommentAuthorBlanka81
    • CommentTimeJan 31st 2011 zmieniony
     permalink
    Jutro są 2 urodziny mojej córci. Bardzo to przezywam, wracam do zdjęć z końcówki ciąży i z porodu.
    Mój poród był wspaniały... Zaczął się o 3 nad ranem, obudziłam się bo poczułam "coś" jakby gilgotanie w podbrzuszu, pokręciłam się-przeszło ale wróciło za jakiś czas. Pomyślałam, że to może od pełnego pęcherza i poszłam do kibelka. Uczucie przeszło ale po chwili odudziłam się z poczuciem wilgoci, wstając znów do kibelka poczułam jakby coś bezboleśnie pękło i poszły wodu, prosto na łóżko, na szczęście tylko ok pół szklanki ;) Od tego czasu pojawiły sie skurcze, które wcześniej były tym "gilgotaniem". Pojawiały się co 15-20 min rozładowywałam je spokojnie oddychaniem przeponowym. Poszlismy z męzem spać.
    O 6.00 zadzwoniłam do mojego gina, powiedział byśmy spokojnie się spakowali i jechali do szpitala. Mąz pojechał do rodziców po termos a ja wzięłam spokojnie prysznic, przygotowałam śniadanie dla siebie i dla męża. Wyjechaliśmy ok 7.00 ale w czasie jazdy skurcze ustały. Po przyjeździe do szpitala i badaniu, które wykazało, że szyjka jest długa, twarda i rozwarta na 0,5 cm, ze wzgledu na odejście wód przyjęto mnie na porodówkę.
    Lewatywa, która była bardzo nieprzyjemna, bardziej niż sam poród, wywołała skurcze, akcja porodowa zaczęła sie rozkrecać.
    Mieliśmy osobny pokój do porodu rodzinnego. Mąż był przy mnie, rozmawialismy gdy połozna podłączyła Oxy i dała mi w pupę dwa zastrzyki na rozmiekczenie szyjki.
    Wciąż oddychałam przeponowo co bardzo, bardzo mi pomagało. Uczyłam się tego całą ciążę i teraz mogłam w pełni wykorzystać wyuczone umiejętności.
    Położna często do nas przychodziła, rozmawiała z nami, robiłam tylko krótkie przerwy na oddychanie podczas skurczu a ona dziwiła się, że tak dobrze sobie radzę w momencie gdy po Oxy skurcze były juz naprawdę silne.
    Skupiałam się na tym, że musze pomóc urodzic się mojej córeczce, muszę dostarczać jej dużo tlenu. To pomagało mi nie skupiać się na dyskomforcie spowodowanym porodem.
    W pewnym momencie skurcze zaczęły byc bardzo silne, nie mogłam rozmawiać, musiałam sie skupić na oddychaniu, teraz musiałam intensywnie pracowac przeponą praktycznie non stop. Podejrzewam, że był to 7cm rozwarcia, odczuwałam, że nakresliła się jakas granica. Musiałam wkładać we wszystko znacznie wiecej wysiłku.
    Niedługo później poczułam, że skurcze rozwierające połączyły się ze skurczami partymi, musiałam unosić się na rękach siedząc na łóżku by niwelowac silne skurcze parte. Powiedziałam męzowi, że coś dzieje i żeby zawołał położną. Była u nas jakieś 15 min wcześniej i badając rozwarcie powiedziała, że jeszcze z półtorej godziny i będziemy rodzić. Gdy po chwili przyszła i znów mnie zbadała, zawołała: Pani juz rodzi!
    Biegiem przywiozła wózek z całym sprzętem. Podniosła wsporniki na nogi.
    Zaczęła się ostatnia faza porodu, którą pamiętam jako cos najbardziej niesamowitego w życiu. Skurcze parte to sama natura, prawdziwa dzicz :D Nagle przestałam czuć ból, zaczęłam wszystko widzieć wyraźnie(wcześniej skupiona na oddychaniu czułam sią jak za szybą), wstąpiła we mnie wielka energia, pamiętam jak jasno zaczęłam wtedy myśleć, skupiłam się na urodzeniu malutkiej. Dzieliłam każdy skurcz na trzy części i parłam jak szalona. Połozna mnie dopingowała.
    Mąż wciąż był ze mną, trzymał głowę, głaskał, przeciął pępowinę. Kocham go za to, że był dla mnie wsparciem w tym ważnym momencie. Całowaliśmy się gdy podali mi córcię na brzuch.
    Wg mojego odczucia ból porodowy oceniam na 3/10 i raczej jako dyskomfort niż ból. Oddychanie i związane z nim poczucie panowania nad sytuacją było strzałem w dziesiątkę. Czułam, że mam wpływ na to co dzieje się z moim ciałem i dzieckiem. Lucia urodziła się różowa a ja wspominam poród bez znieczulenia i z Oxy jako doświadczenie, które dało mi wielką siłę.
    Zdjęcie zrobione jakieś pół godziny przed urodzeniem się Łucji po 16 godzinach porodu
    -- [*]
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeJan 31st 2011
     permalink
    kyia: Opisujecie porody w Polsce ja tez urodziłam syna i córkę w polsce

    kyia: Poród w uk.... super.

    to gdzie był poród:shocked:
    --
    •  
      CommentAuthorWiktoria25
    • CommentTimeJan 31st 2011
     permalink
    [quote=martitap][/quote]
    no ja zrozumiałam,ze teraz jest 4raz w ciąży-dwójka w Polsce,jedno w uk i teraz czwarte :bigsmile:
    A opisy suuuper az do swojego się cofnęłam:wink:
    --
    •  
      CommentAuthorkyia
    • CommentTimeJan 31st 2011 zmieniony
     permalink
    Ojej faktycznie dość chaotycznie mi to wyszło....
    Pierworodnego syna i córkę urodziłam w Polsce a kolejnego synka w UK w suffolk...:bigsmile::wink:
    W sumie mam szczesliwą trójeczke i nadzieje na kolejną córcie :smile:
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/w4sqvfxmp02oletu.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/zem3anlibn14asug.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a> <a href="
    •  
      CommentAuthorWiktoria25
    • CommentTimeJan 31st 2011
     permalink
    czemu nie zacytowało mi? :confused:
    --
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeJan 31st 2011
     permalink
    nie wiem:wink:
    heheh no troszku się zamotałam przy tych opisach :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorvenika
    • CommentTimeMar 26th 2011 zmieniony
     permalink
    Witajcie, to może i ja opiszę jak to było.
    Była niedziela 24 lutego 2008 roku około południa poczułam pierwsze bule w krzyżu. Było już 5 dni po terminie, to też domyśliłam się, że ten wyczekiwany moment nadchodzi, jednakże nie spodziewałam się, że ten bul oznacza rozpoczynające się bule krzyżowe :cry: Około godziny 17 przyszła do mnie położna i zbadała... jednak nie do końca tak jak powinna... dowiedziałam się o tym dopiero teraz po rozmowie z moim lekarzem prowadzącym obecną ciążę. Twierdzi że pod żadnym pozorem nie należy mechanicznie otwierać szyjki jak jeszcze wody nie odeszły, a tak niestety zrobiła ta położna. Prawdopodobnie biochemika w organizmie nie była jeszcze gotowa do porodu a ona na siłę chciała wydobyć dziecko na świat jak najszybciej. Od godziny 17 rozpoczęły się pierwsze poważniejsze bule i coraz mocniej się nasilały. Niezbyt się spieszyłam do szpitala całą noc spędziłam jeszcze w domu i na szczęście mogłam całą noc przeleżeć w wannie. Woda uspokajała bule krzyżowe jednakże nie mogłam już zasnąć. O 6 rano obudziłam męża i tak cała wymęczona i niewyspana pojechałam do szpitala. Cały dzień ciężkiego porodu niestety zakończył się CC, gdyż po 24 godzinach porodu oraz 2 godzinach skurczy partych mój mózg wyłączył wtyczkę i straciłam przytomność. Nieprzytomną zabrali mnie na stół z dzieckiem, które zaklinowało się w kroku. Z opowiadań - podobno po podaniu znieczulenia odzyskałam przytomność i jak już wydobyli Asię ze mnie zobaczyłam Ją i ponownie straciłam przytomność... Ja niestety nic nie pamiętam tylko to, że przebudziłam się w nocy i zobaczyłam jednym okiem pielęgniarkę czytającą książkę przy moim łóżku i dalej zasnęłam. Całkowicie się obudziłam po jakiś 40 godzinach po porodzie i dopiero wtedy zobaczyłam córeczkę. Dowiedziałam się wtedy że nie widzieli jeszcze tak silnego dziecka. Dowiedziałam się również że jak zaczynali cesarkę to już zamawiali helikopter po dziecko, ponieważ z góry założyli że po takim porodzie dziecko będzie w kiepskim stanie. Na szczęście mogli odwołać, bo okazało się ze dostała 10 punktów i tak była silniejsza niż reszta dzieci po lekkich porodach. Fakt - okazało się, że była zbyt duża (62 cm długości i 4,4 kg) aby wyjść przez moje spojenie łonowe i dlatego się zaklinowała, ale i tak dała radę... i tak jest cały czas. Już po 3 tygodniach od porodu bez problemu utrzymywała sobie główkę i płakała jak chcieliśmy jej ją podtrzymywać. 2 dni po porodzie umiała podczas leżenia na brzuszku podnieść głowę do góry i przełożyć na drugi bok i nie sprawiało jej to większego problemu...powodowała tylko sensację, bo wszyscy się schodzili aby to zobaczyć, nikt nie chciał wieżyc że to możliwe. Mało tego że była wielkości 2 miesięcznego dziecka to zjadała tak jak dwumiesięczne dziecko. Jak miała 3 miesiące sama siadała a gdy miała 5 miesięcy raczkowała i podciągała się na nóżki w łóżeczku. Zaczęła chodzić w wieku 8 miesięcy a na 9 mies to już biegała. Pierwsze ząbki wyszły jej jak miała 3,5 mies a na rok miał 14. Pierwsze słowa powiedziała jak skończyła 7miesięcy (mama, tata, daj, to), a na półtora roku można było się z nią spokojnie dogadać.
    Wiem to wszystko wydaje się nieprawdopodobne ale tak było... i lekarze stwierdzili że tylko ze względu na jej tak przyspieszony rozwój przetrwała tak dobrze poród.
    Teraz ma 3 lata i mierzy 109 cm wzrostu i śpiewa tańczy recytuje. Sama się potrafi ubrać, rozebrać, załatwić i wyciągnąć sobie z lodówki to na co ma ochotę :wink: Jest naszą ogromną trzyletnią pociechą wyglądającą na pięciolatkę.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 12th 2011
     permalink
    Odświeżam wątek :smile: Dzisiaj mija rok od narodzin mojej córki. Wtedy jakoś zabrakło mi weny, żeby zrelacjonować poród, ale dzisiaj jakoś tak sentymentalnie mi się zrobiło... :wink: Znalazłam moje notatki i postanowiłam jednak napisać, jak było.

    "Coś" zaczęło się dziać już 8 kwietnia. Brzuch pobolewał, twardniał, a ja się zrobiłam jakaś wyjątkowo "niedotykalska". Wszystko mnie drażniło strasznie (szczególnie rodzina, wydzwaniali po kilka razy na dzień, żeby sprawdzić czy to już, w końcu wyłączyłam telefon, tak miałam już dość). W sobotę, 10 kwietnia zaczęły się skurcze, momentami nawet regularne, ale szybko się wyciszały, jak się trochę więcej ruszałam. W niedzielę skurcze męczyły mnie już cały dzień, a po południu stały się regularne. Długo nie mogłam się zdecydować czy jechać już do szpitala. Najchętniej zostałabym w domu (przez pewien czas nawet bardzo poważnie myśleliśmy o porodzie domowym, nawet byliśmy wstępnie umówieni z położną, ale koniec końców nic z tego nie wyszło. Z jednej strony żałuję, bo wiem, że dałabym radę, z drugiej strony nastąpiły okoliczności, w których jednak lepiej się stało, że byłam w szpitalu).

    Wybraliśmy szpital oddalony o jakieś 80 km od naszego miasta, więc tym bardziej nie chciałam się tam znaleźć zbyt wcześnie (po pobycie na patologii ciąży w miejscowym "rzeźniku" postanowiłam, że na pewno tam nie będę rodzić). Trafiliśmy tam w końu ok. 22 i okazało się, że z wrażenia skurcze ustały, a rozwarcie jest takie, jakie było miesiąc wcześniej (od lutego leżałam z powodu skracającej się szyjki, a miesiąc przed terminem miałam już 1 cm rozwarcia). Przyjęli mnie na oddział, mąż musiał niestety wracać do domu.

    Przespałam prawie całą noc, obudziłam się o 4 nad ranem ze skurczami już co 4 minuty. Nie byłam w stanie już leżeć, więc spacerowałam sobie po korytarzu, sama, jakoś nie miałam ochoty nikogo powiadamiać jeszcze, żeby znowu się nie okazało, że to nadal nie to. Dopiero o 7, jak odeszły mi wody, zgłosiłam się do położnej. Skurcze szybko się nasiliły. Telefon do męża, szybko na porodówkę, króciutko KTG, wywiad i badanie. Okazało się, że przez te 3 godziny dreptania po szpitalnym korytarzu szyjka już całkiem zanikła i wg położnej "teraz to już pójdzie błyskawicznie". Super, myślę sobie, a tymczasem wpada poranny obchód lekarski i - nie wierzę własnym uszom - jeden taki doktorek chce koniecznie podłączyć mi oksytocynę! Pytam po co, skoro wg położnej akcja rozwija się błyskawicznie? "No jak to po co, żeby szybciej pani urodziła". Ale ja nie chcę szybciej urodzić, odmawiam. Komentarz: "Ach tak, pani, jak widzę, z tych naturalnych, no trudno, najwyżej sama pani poprosi o kroplówkę". Wrr. Wychodzą. Położna: "Niepotrzebna pani ta oksytocyna, będzie dobrze bez".

    Potem już wszystko poszło szybko. Robiłam co chciałam, położne (były akurat dwie) co jakiś czas zaglądały na salę i doradzały. Piłka? Nieee, boli bardziej. Drabinki i inne wynalazki też nie bardzo mi podchodziły, wolałam po prostu spacerować, a przy skurczu kucać i chwytać się tego, co miałam pod ręką. Nikt niczego nie narzucał. Nie było KTG, badań postępu rozwarcia. Nic nie działo się bez mojej wiedzy i zgody. Odpowiadało mi to, że mogę być sama, jednocześnie wiedząc, że położna jest w pomieszczeniu obok i mogę w każdej chwili ją zawołać.

    Skurcze przyspieszały, nasilały się, coraz trudniej było je znosić. Przychodzi położna, mówię, że mam dosyć i idę sobie zrobić przerwę. "To może sprawdzimy,
    jak rozwarcie?". No jasne, założę się, że to już prawie finał. "Nieźle, 4 cm". Jak to 4? Tylko?? Dopadł mnie jakiś chwilowy dołek, że to bez sensu, że boli jak jasna cholera, a tyle jeszcze przede mną, że idę do domu, nie wracam, nie rodzę dzisiaj. "A może chciałabyś poleżeć sobie trochę w wannie? Zrelaksujesz się, ból się zmniejszy". Pewnie, że chcę, tyle się przecież nasłuchałam od mojej siostry, jak to dobrze spędzić poród w wannie. No i znowu niespodzianka. Ciepła woda wcale nie zmniejszyła bólu ani nie wyciszyła moich skurczów. One je wręcz nasiliła i przyspieszyła, a ból stał się jeszcze gorszy. Tego się naprawdę nie spodziewałam. Wytrzymałam ze 4 skurcze i stwierdziłam, że wychodzę, bo jednak lepiej mi było na lądzie.

    A na lądzie okazało się, że w tym krótkim czasie w wodzie rozwarcie zwiększyło się już do 8 cm. To mi z kolei bardzo dodało motywacji. W tym czasie dotarł mój mąż, zdążył na finał. Zaczęło się najgorsze, bo czułam już skurcze parte, a przeć nie mogłam. Leżałam na kolanach i na łokciach, oddychałam i po każdym skurczu jęczałam, że już naprawdę nie daję rady. Wtedy już pamiętam otoczenie, jak przez mgłę. Wszyscy byli gdzieś obok, byłam tylko ja, moje skurcze i to koszmarne uczucie, że mi tyłek zaraz rozerwie.W końcu dostałam zielone światło - jest pełne rozwarcie, możesz przeć. Uff!!! Co za ulga. Naprawdę parte po tym wszystkim już w ogóle nie bolały, czułam tylko ogromny wysiłek.

    Usiadłam sobie na brzegu łóżka i tak przetrwałam sporą część czasu. Zdziwiło mnie, że będąc w takiej pozycji nie muszę w zasadzie przeć, a młoda i tak szybko się obniża pod wpływem siły samego skurczu. Pod koniec zaczęłam czuć się dość słabo - po każdym skurczu kładłam się i miałam wrażenie, że zasnę (położna: "spoko, jak dasz radę, zasypiaj, odpoczniesz"). Końcówka była masakryczna. Nie spodziewałam się, że wyjście głowy będzie tak strasznie bolało. To chyba najgorsze wspomnienie. Szczególnie, że ustaliłam wcześniej z położnymi, że próbujemy bez nacięcia - a tu coś takiego. Nie potrafiłam jej wypchnąć na zewnątrz, jakby się przyblokowała. Po kilku próbach zgodziłam się na nacięcie. Dalej już poszło szybko. Okazało się, że mała rodząc się wystawiła do przodu lewą rękę i tym sposobem utrudniła mi bardzo zadanie.

    W końcu udało się. Mokra, ciężka i gorąca, na moim brzuchu. Nie płacze. Co za chwila. Nic już nie boli. Leżałyśmy tak 2 godziny, lekarz tylko ją obejrzał, nikt nam nie przeszkadzał. Gdzieś tam obok trwała cała reszta porodowych atrakcji, łożysko, oględziny, szycie... Ale pamiętam to, jak przez mgłę. Teraz, jak to wszystko wspominam, to jest ten moment, do którego najczęściej wracam. I nie wyobrażam sobie, jak to możliwe, że w niektórych szpitalach daje się dziecko matce na 5 minut i zabiera...

    Dopiero potem, gdy mnie odwieźli na salę, mała pojechała z tatą na badania, ważenie i mierzenie. Potem już cały pobyt w szpitalu była tylko ze mną.

    Poród mnie zaskoczył - pozytywnie. Spodziewałam się, że będzie dużo gorzej. Co prawda w trakcie co chwilę przypominałam mężowi, że może zapomnieć o następnych dzieciach, ale bardzo szybko zmieniłam zdanie. Jeśli tak mam rodzić, to proszę bardzo, mogę częściej. Dla tej chwili, gdy mokre i cieplutkie dziecko ląduje na brzuchu i po chwili patrzy mi prosto w oczy, warto to znieść jeszcze raz. I jeszcze raz... I jeszcze. Właśnie jesteśmy na etapie decyzji o następnych staraniach. Kto wie, może za rok powtórka? :wink:
    • CommentAuthoradda78
    • CommentTimeApr 12th 2011
     permalink
    hydrazine-gratulacje z okazji roczku córci..:)
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeApr 12th 2011
     permalink
    Hydrazine - świetnie sobie poradziłaś :)
    •  
      CommentAuthoraniajaz
    • CommentTimeMay 5th 2011
     permalink
    Hydrazine- super opisany poród... wspomnienia wróciły :)
    --
    •  
      CommentAuthorAssegai
    • CommentTimeMay 24th 2011
     permalink
    No to czas i na mnie ;-)

    W środę pojechaliśmy na noc do moich rodziców, bo mieliśmy na 8:15 w czwartek umówioną kontrolną wizytę u lekarza w szpitalu, a rodzice mieszkają 10 min spacerkiem od niego. Moja mama profilaktycznie wzięła urlop przekonana ze mi wywołają poród na tej wizycie. Nie musieli. Zaczęło się samo. Pierwszy skurcz obudził mnie o 3:07, zaspana spojrzałam na zegarek i zastanawiałam się dłuzsza chwilę cóż to. Nagle czuje następny skurcz. Patrze na zegarek 7:14. Tak półprzytomna, zastanawiająca się czy to już, czy to przepowiadające, wegetowałam w półśnie do ok.5. Po 5 wstał mój mąż z zamiarem pójścia do toalety ale jak tylko spojrzał na mnie i w moje oczy jak pięć złotych to wiedział ze coś nie gra. Mówie mu, że chyba mam skurcze, on- co ile?, ja- co 7. On: to na pewno TO, ja- nieeeee to na pewno przepowiadające, on- a boli mocno, ja- nie, prawie wcale, tylko taki dyskomfort.
    No ale już nie poszliśmy spać. Koło 6 wstala moja mama, tata wrócił z pracy a my zjedliśmy śniadanie, ja oczywiście się wykąpałam, wymalowałam, WYPROSTOWALAM WŁOSY (!), i stwierdziłąm ze jestem gotowa na wizytę (cały czas twierdząc że nie rodzę). Skurcze były co 5-6 min ale nie były zbytnio bolesne, co prawda musiałam wstawać i kręcić dupskiem jak mnie łapały ale nie bolały mocno.
    O 8;15 zjawiliśmy się na wizycie. Przyszła moja lekarka, zbadała, stwierdziła ze rozwarcie od ostatniej wizyty takie samo czyli na 4,5 cm ale skurcze łądne, szkoda ich i że na porodówkę. No to na porodówkę pomyślałam. W zasadzie myślalam ze mnie ze strachu sparaliżuje ale byłam dziwnie spokojna i opanowana i podświadomie czulam ze będzie ok. Koło 10 leżałam już na łóżku porodowym z przypiętym ktg, skurcze co 5 min, niezbyt bolesne, oddychałam sobie przeponowo i było ok. Żartowaliśmy z mężem i dzwoniliśy do męża siostry ;-)
    Po ktg, podłączyli mi oksytocyne. Smialiśmy się z położną ze do 13 muszę urodzić bo moja lekarka ma do tej godziny dyżur :-) Ona sceptycznie ja optymistycznie ;-) I po tej oksytocynie skurcze nasiliły się. Były mocniejsze, ale nie były jakieś nie do zniesienia. Poszłam sobie pod prysznic. Tam mi było wyjątkowo dobrze i siedziałąm chyba z godzinę. Potem kolejne ktg. Skurcze co 2 min. Już musiałam się trochę skupiać na skurczach i oddychałam intensywniej. Ale nie było źle. Jak skupialam się na oddechu to nie bolało tak mocno. Już jak czułam szczyt skurczu to już leżałam w błogości że przechodzi ;-) Potem przyszedł czas na piłkę. Skurcze co 1,5 min. Piłka mi wcale nie podkręciła. Ale na tej piłce zaczęłam „sapać” przeponowo- oszzzz cóż to było za rewolucyjne odkrycie ;-) Zmniejszało bół o jakieś 50 % ;-) Więc resztę skurczów spędziłam na intesywnym sapaniu. Tak intensywnym ze aż mi ręce drętwiały z nadmiaru tlenu ;-) Myśle sobie- niech drętwieją, mały przynajmniej dotleniony będzie ;-) Po piłce kolejny prysznic- położna mi mówi ze rozwarcie na 9 cm i jeszcze troche i pewnie przyjdą parte. Jak poczuje to mam ją wołać. Polazłam więc z mężęm pod ten prysznic. Tam megaaa ulga. Woda i moje sapanie było booooskie. Po paru minutach na końcówkach skurczów zaczęłam czuć parcie. No to sru na łóżko- tam badanie, rozwarcie na 9,5 cm, ja czułam coraz większą potrzebę parcia ale nie dla psa kiełbasa- na lewy bok i sapiemy, nie przemy, bo Mały musi się trochę obniżyć. I tak chyba ze 3-4 skurcze. Boooże jakiż to był problem nie przeć. No ale sapałam po swojemu i dawałam radę ;-) Jak przyszły parte to już meeega ulga. Potem kolejne badanko- Mały się obniżył możemy przeć- ja wniebowzięta ;-) Położna szybko poinstrułowała co i jak. Słuchłam jej pilnie i robiłam tak jak kazała. Mąż stał już blady jak ściana ale dawał radę ;-) Acha- jeszcze zapytalam czy będzie ciąć, ona mówi że wąsko tam u mnie i ze nie da rady bez nacięcia. Pomyślałam sobie ze jak ma mały się męczyć i przeciskać a ja mam ostatecznie pęknąć to niech tnie. Dała znieczulenie i przecieła. Na 2 cm. Nie bolało- nic nie czulam. No i zaczęłam przeć. Ochhh jak mi dobrze było że mogłam w końcu przeć a nie sapać ;-) Po trzecim skurczu mały był już na mojej piersi a dumny i zapłakany Tatuś przecinał pępowinę. Pierwsze co pomyślałam jak położyli mi małego na pierś to „czy to już?” „już po wszystkim?” „Daliśmy radę?” ;-) No i łzy radości, liczenie paluszków, tulenie, szybkie spojrzenie czy jest siurek, czy nas usg nie oszukało ;-) i Maleństwo oddelegowano z Tatusiem na mierzenie i ważenie ;-) Mnie w tym czasie zszywała moja lekarka która przyszła po swoim dyżurze. Prawie się udało do 13 ;-) MAły urodził się o 13:23. Szycie też nie bolało bo dostałam 2x znieczulenie więc leżałam jak królewna z bananem na twarzy w stanie błogości ;-)
    Potem przewieźli mnie na poporodową, położna przystawiła małego do piersi- zassał się od razu :-) Potem zjadłam obiadek wypiłam herbatkę i wpatrywałam się z mężem w ten nasz mały cud i zachodziliśmy w głowe jak to wszystko możliwe ;-) Jeżeli mozna powiedzieć ze poród był fajny- to było fajnie ;-) Zero traumy, jakiś negatywnych emocji, jestem mega zadowolona i dumna i z siebie i z męża i naszego maleństwa ;-) Teraz dopiero zaczyna się ŻYCIE ;-)
    •  
      CommentAuthordudzianka
    • CommentTimeMay 24th 2011
     permalink
    To ja moze tez opowiem jak to u mnie bylo-szybciutko i juz teraz bedzie 3 misiace:
    Wszystko wydarzylo sie 26 lutego 2011 roku,rodzilam w Usa;
    Zaczne od tego krwawienia ktore sie pojawilo, zachcialo mi sie siusiu,za chwilke miala przyjechac moja siostra bo wybierala sie na lotnisko po moja mame,ja mialam czekac w domku;
    Poszlam siusiu i zobaczylam jakby mi cos wypadlo i krew ze sluzem,coraz wiecej;
    Zalozylam sobie podpaske i dzwonie do siostry,ona mi mowi,ze pewnie to nic takiego,zostawilam jej otwarte drzwi zeby weszla a ja z powortem do lazienki,no i po schodach poczulam jak mi splywa woda……..moja siostra jak przyjechala nie mogla uwierzyc,wmawiala mi biedna ze musialo sie mi cos pomylic hihihihi………za 20 minut miala jechac na lotnisko,zaczelysmy szukac numeru do szpitala,oczywiscie z tych wrazen nie umialam nic znalesc, w koncu zadzwonilam-powiedzieli ze mam natychmiast przyjechac;
    Zaczelam dzwonic do narzeczonego,on potrezbowal zeby przyjechac jakies 30 minut,moja siostra w panice,ale opanowala sie i zadzwonila do mojego dziadka,on przyjechal z kolega ktory zawiozl mnie do szpitala a moja siostra z dziadkiem pojechali na lotnisko,moja siostra miala nadzieje ze nie urodze przed jej poworotem;
    W szpitalu sprawdzili mi czy to wody,nie mialam zadnych skurcz-no moze takie bardzo,bardzo leciutkie….TAK TO BYLY WODY PLODOWE-od razu przewiezli mnie na sale porodowa,przyszla pielegniarka pobrala mi krew i podloczyli mi kroplowke za penicylina na paciorkowca i oksytocyne na wywolanie skurczy,w miedzyczasie przyjechal moj narzeczony-dzielnie mnie wspieral!!!
    Przyszla polozna sprawdzila rozwarcie 4 cm-powiedziala ze super i juz w nocy albo nad ranem bede miala baby-a ja tak podswiadomie nie chcialam rodzic w niedziele hehehehe…………….Moj narzeczony na telefonie z moja siostra,ale ta dalej na lotnisku czekala na moja mame,jest w koncu ja odebrala i jecdzie,no ale to kawalek…godzina jazdy……………..7 wieczor zaczelam miec regularne skurcze-co 5 minut-tylko ze dziwnie bo tylko podbrzusza-krzyzowe byli bardzo delikatne-pielgniarka spytala sie czy chce wziasc epidural-ale ja powiedzialam ze chce naturalny porod bez srodkow znieczulajacych……………….skurcze stawaly sie coraz silniejsze ale do wytrzymania;
    W koncu moja siostra dojechala,wtedy poczulam taka ulge,moj narzeczony caly czas trzymal mnie za reke i mowil cudowne slowa,naprawde mnie wspieral z calych sil-a pamietam jak mowil ze nie chce byc przy porodzie;
    W koncu okolo 8.30 wieczorem surcze byly tak silne ze zaczelam czuc parcie……………polozna sprawdzila rozwarcie 8 cm…………..powiedziala ze jeszcez troszke i bede miala baby,nie moglam w to uwierzyc ze tak szybko sie wszystko rozwinelo……………….zaczely sie parcia-strasznie bolalo,ale powiedziala sobie ze wytrzymam……………….Moj narzecony wyszedl,nie mogl patrzec jak cierpie,ale i tak dlugo wytrzymal…moja siostra zostala ze mna;
    Parcia byly coraz silniejsze,polozna kazal mi pojsc do lazienki i przec nad ubikacja,ze niby latwiej i moze szybciej sie zacznie porod……………ledwo siedzialam na tym kiblu,chcialam z poworotem do lozka……moja siostra powiedziala do mnie ze idzie sie tylko napic wody i………….zemdlala…………..moj narzecony widzial na korytarzu wielkie zamieszanie…………………no bo musze Wam przyznac ze w sumie daleko nie poszedl,krazyl przy pokoju w ktorym rodzilam;
    Moja siostra oprzytomniala,zrobila sobie strasznego guza,chciali ja zabrac na badanie,ale ona upierala sie ze musi byc [przy mnie,pozwolili mi wrocic do lozka,parcia byly straszne bolesne meczylam sie tak do 10.30 wieczorem,juz tracilam wiare ze urodze,ale moja siostra i swietna pielegniarka,ktora tez trzymala mnie za reke trzymali mnie na duchu ze dam rade;
    Polozna powiedziala ze lekarz zadecydowal ze uzyja pompki zeby pomoc malemu sie wydostac,musze Wam sie przyznac ze darlam sie w nieboglosy gdy mialam parcia i pomagali Patrykowi sie rodzic,bolalo jak cholera!!!!!!!!!
    Ale bol sie zapomina jak widzisz swoje malenstwo,polozyli mi go na chwilke na brzuszku,byl cudowny…………myslalm ze to juz koniec,ale jeszcze okazalo sie ze mialam pekniecie krocza III stopnia i zaczelo sie,kolejkny bol………………najpierw czekali az urodze lozysko a potem prawei 40 minut zszywania,czulam wszystko,chcoiaz podobna pryskali mi znieczuleniem;
    Slyszalam tylko jak moj maluszek tam krzyczy,ale wiedzialam ze moj narzeczony jest przy nim,bo jak tylko uslyszal ze sie urodzil zaraz przybiegl do pokoju;
    W koncu KONIEC-podali mi malego do piersi…………….a potem moglismy go juz tylko tulic i tulic,jest taki sliczny;
    Po 2-och godzinach pielegniarka kazala mi isc zrobic pierwsze siusiu,nie bylo zle dalam rade,nastepnie przeniesli mnie do pokoju popordowego z malym; Pamietam byla 1.25 rano,moja siostra i moj narzeczony byli ze mna, Moja siostra cala wymeczona pojechala o 5 rano do domku;
    Rano jak wstalismy okolo 8 rano powiadomilismy wszystkich,byli zaskoczeni!!!!!!
    Opieke mialam swietna,pielegniarki,dwa razy mialam kobiete ktora pomagala mi karmic piersia bylam tak na lekcji opieki nad noworodkiem,w ogole na odchodne dostalam polska pielegniarke i bylam bardzo szczesliwa bo moglam sie wszytko dokladnie wypytac;
    Nie mogla uwoerzyc ze po tak ciezkim peknieciu krocza juz nie mam praktycznie krwawienia poprodowego,tylko normalne i tak szybko do siebie dochodze;
    Godzina 13.40 wrocilismy z naszym kochanym synkiem Patrykiem do domku!!
    •  
      CommentAuthorNiiuniiaa
    • CommentTimeMay 24th 2011
     permalink
    No to tak..
    To było moje pierwsze dziecko więc nawet nie poznawałam że mam skurcze.. cholernie bolał od rana brzuch ... Aż wkońcu matka ok.17 kazała sie ubrać i zawiozła do szpitala.. już w drodze wyszło że mam skurcze co ok.4 minuty ... No i w szpitalu odrazu badanie i jak się dowiedziałam że rodzę to sie poryczałam.. Tak cholernie się bałam tego... a to już teraz.. Nic trzeba sie przemęczyć... Zaprowadziły mnie na porodówke... Podłączyły do tego wszystkiego i tak leżałam zwijając się z bólu i błagając o wode przez 2 godziny chyba.. No cóż nie było przyjemne jak co rusz któraś podchodziła i wtykała mi tam palce ;/ wody odeszły . wkońcu przeniosły mnie na fotel do rodzenia.. i zaczeła się właściwa akcja porodowa.. Trudno nie było .. Byłam dzielna i w 15 minut wypchnełam na świat małą Juleczke.. No a najgorsze teraz jest dochodzenie do sb.. wszystko sie zagoiło.. Ale krwawie wciąż ;/
    --
    •  
      CommentAuthorvenika
    • CommentTimeJun 20th 2011
     permalink
    cześć dziewczyny czy znacie jakiś metody na poskromienie twardej szyjki podczas porodu? Może są jakieś metody na przygotowanie jej do porodu? ponieważ przy pierwszym porodzie największym problemem była twarda i nieustępująca szyjka... mimo tony oksytocyny jak wół stała w miejscu.... i skończyło się CC
    --
    •  
      CommentAuthorTrisha
    • CommentTimeJun 20th 2011
     permalink
    venika, chyba nie ma na nia sposobu. Mialam dokladnie tak samo ;/ nie chciala sie wygladzic za cholere
    --
  2.  permalink
    Z naturalnych metod- sperma ma właściwości zmiękczające szyjkę (zawiera pro...cośtam). A z metod "medycznych"- są żele/tabletki zmiękczające szyjkę (u nas w szpitalu podawane równolegle z oksytocyną) - ale nie wiem czy nie stosuje się ich wyłącznie przy wywoływaniu porodu
    --
    •  
      CommentAuthorTrisha
    • CommentTimeJun 20th 2011
     permalink
    a tak mowila mi polozna o spermie, no ale my nie zdazylismy.

    No to mnie smarowala polozna wlasnie, ale ni chu chu pomoglo.
    --
    •  
      CommentAuthorKatarzynka
    • CommentTimeJun 21st 2011 zmieniony
     permalink
    Mnie ostatnio położna tłumaczyła, że przy drugim porodzie siłami natury szyjka skraca się i rozwiera jednocześnie, przy pierwszym najpierw się skraca, potem rozwiera, dlatego drugie (i kolejne) porody są z reguły szybsze. Ale nie wiem, jak to się ma do drugiego porodu, jeśli pierwszy zakończył się cesarką? Na pewno pozycje pionowe pomagają, tak w ogóle- wtedy dziecko dodatkowo główką naciska na szyjkę macicy.
    -- ,
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 21st 2011
     permalink
    Ja z kolei usłyszałam od swojej położnej, że zabieg wypalania nadżerki może powodować trudności w rozwieraniu się szyjki podczas porodu. Dlatego część lekarzy odradza ten zabieg kobietom, które jeszcze nie rodziły. Ale nie ma reguły, bo ja też miałam taki zabieg (dawno temu, nikt mnie nie poinformował, że może to mieć takie skutki), a problemów z rozwieraniem nie było żadnych, wręcz przeciwnie, położna na porodówce ciągle mi powtarzała, że jak na pierwszy poród, postęp jest super szybki.
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.