Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeOct 18th 2011
     permalink
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeOct 18th 2011 zmieniony
     permalink
    bladykotku zewnątrzoponowe (ZZO lub ZOP))a podpajęczynówkowe (ZP) to co innego :-)
    Ja dostałam własnie podpajeczynówkowe, które " charakteryzuje się bardzo szybkim początkiem działania" w przeciwieństwie do ZOO, które charakteryzuje się mało dynamicznym początkiem znieczulenia- stąd też pewnie nieporozumienie z Madzią:smile:
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeOct 18th 2011
     permalink
    agael77: Sugerujesz, że skoro moje dziecko było donoszone, to lekarze powiedzieli "ee, nie będziemy się spieszyć i damy w kręgosłup zamiast narkozy"?
    W Twoim przypadku była konieczna raczej z Twojego powodu, więc zrobili.

    No własnie nie sugeruję i chodzi mi o to, co napisałać w tym drugim zdnaiu :bigsmile:
    •  
      CommentAuthorbladykot
    • CommentTimeOct 18th 2011
     permalink
    agael77: podpajęczynówkowe
    to POP :)
    --
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeOct 18th 2011
     permalink
    bladykot: u nas w szpitali stosują skrót ZOP

    U Was takie skróty, u nas takie ;-)
    Nie ma co się spierać o skróty, najważniejsze, że wszystko zadziałało prawidłowo u każdej z nas :clap::peace:
    --
    •  
      CommentAuthorScorpi
    • CommentTimeOct 18th 2011
     permalink
    kate1: Owszem, podpisuje się zgodę na znieczulenie.

    Zawsze się podpisuje zgodę, ale nie musisz godzić się na zewnątrzoponowe, ja już leżąc na sali się nie zgodziłam i dostałam pełne znieczulenie. Anestezjolog nie ma nic do gadania i nie robi żadnej łaski, chyba, że są przeciwwskazania do znieczulenia ogólnego, a wtedy to juz inna bajka
    •  
      CommentAuthormisia-ludek
    • CommentTimeOct 24th 2011 zmieniony
     permalink
    Witajcie, jeśli chodzi o nagłe podjęcie decyzji o cc, to zależy od przypadku. Wydaje mi się, że te dziewczyny które zaczynały rodzić SN a dzieciom zaczęło zanikać tętno (czyli tętno nieregularne np zanika podczas skurczu)otrzymują znieczulenie podpajęczynówkowe (ja tak miałam), narkozę natomiast dziewczyny, u których wystąpił krwotok lub są zielone wody (dziewczyny które leżały ze mną na sali). To przykładowe, bo pewnie wpływa na to jeszcze mnóstwo innych czynników.
    Co do cc to nie było źle, ale nie wspominam jej do końca zbyt przyjemnie (opisywałam swój poród tutaj ponad 2 lata temu).
    Gdy podjęto decyzję o cesarce byłam już 5 godzin od podania oksytocyny (miałam wcześniej lekkie skurcze, po podaniu oksytocyny w ciągu 30 minut nasiliły się i były już co 5 minut).
    Skurcze po 5 godzinach były co 1 minutę i trwały ok 40sek. (skurcze miałam z krzyża więc dość nieprzyjemne uczucie). Niestety szyjka słabo się rozwierała, mimo nieprzyjemnych masaży szyjki). Wszystkie czynności pielęgniarek i lekarzy pamiętam jak przez mgłę i w jakimś transie. Szybka decyzja mojego lekarza i telefon do anestezjologa i innego ginekologa który skończył już dyżur (było po 1.00 w nocy)
    Szybkie przebranie w koszulę szpitalną i depilacja. Po depilacji przyszedł czas na cewnik (nieprzyjemne szczypanie) a potem momentalnie dostałam skurcz. Po skurczu przejście na salę operacyjną. Na niej mnóstwo twarzy i anestezjolog, zadający mi mnóstwo pytań, podpis na zgodę cc na skurczu. Jak wchodziłam na stół to skurcze były co chwila, na szczęście jestem dość gibka i brzuszek też miałam dość mały więc pochyliłam się do przodu wystarczająco mocno bo anestezjolog wkłuł się od razu i bezboleśnie. Podczas wprowadzanie znieczulenia czułam lekkie rozpieranie. Potem wymiana wenflonu, włożenie cewnika do nosa podającego tlen, a także pikanie mojego tętna i ciepły głos pielęgniarki pomagającej anestezjologowi. Znieczulenie bardzo szybko zaczęło działać, bo momentalnie przestałam czuć skurcze. Lekarz mówił co robi, żartował, że chyba nie uratują mojego delfinka (mały tatuaż obok wzgórka łonowego ale uratował. Potem uczucie rozpierania brzucha i kołysanie (w tym czasie zaczęło mi zanikać tętno a anestezjolog kazał mocno wciągać powietrze nosem - tętno wraca do normy. Dodam, że znieczulono mnie zbyt wysoko - oddychałam tylko mięśniami oddechowymi międzyżebrowymi i piersiowymi, bo przepona była znieczulona.
    Potem wyjęli Majeczkę o 1.55 i usłyszałam jak krztusi się i kicha podczas odsysania płynu. Pokazali mi ją na moment a potem zabrali do ważenia, mierzenia i.. niestety mycia. 53cm, 3150 i 9pkt Apgar. Córci nie widziałam potem do godziny 16.00 aż przyjechał mój mąż:-(((( Nikt nie przyszedł i nie zapytał, czy chcę zobaczyć córeczkę (myślałam, że takie są procedury w szpitalu, więc sama o to nie pytałam)
    Po cesarce czułam dreszcze i było mi zimno. Położna przykryła mnie grubymi kocami i kazała usnąć. Niestety nie mogłam spać, za ścianą słyszałam płacz dzieciaczków i wciąż myślałam, że to moje.:cry: Znieczulenie puszczało, ale ból był do zniesienia (dziewczyny po narkozie chyba bardziej cierpiały, bo z bólu i całej sytuacji płakały)
    Pod kroplówkami leżałam aż 36 godz i podnieśli mnie razem z koleżanką która urodziła 12 godzin po mnie. Skończyło się to zapaleniem dróg moczowych (niedoleczone w szpitalu), które rozwinęło się w domu w 14 dobie i skończyło się na pogotowiu z temp 39 i antybiotykiem (na szczęście mogłam karmić).
    Szwy zdjęli w 5 dobie (nie bolało), gdy miałam wychodzić do domu. W czwartej dobie miałam kryzys i cały czas płakałam. Córcie miałam przy sobie od momentu gdy wstałam (zabierali ją tylko do kąpieli).
    Co do połogu to mój trwał równe 6 tygodni, potem 2 tygodnie spokoju i kolejne 17 dni plamień i krwawień, potem przerwa 3 tygodnie i powrót miesiączki (mimo iż karmiłam do 6 miesiąca)
    Minusy szpitala, w którym rodziłam - szybkie mycie dziecka po porodzie (od razu po ważeniu i mierzeniu), niepołożenie dziecka po porodzie na piersi mamy, dokarmianie dziecka bez zgody mamy, słaba pomoc położnych przy przystawianiu do piersi, brak obecności mamy przy kąpielach malucha. Przy następnym porodzie będę mądrzejsza i wykorzystam więcej praw mamy i dziecka.
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeOct 25th 2011 zmieniony
     permalink
    Ja miałam znieczulenie ZOP (zewnątrzoponowe) do zwykłego porodu (siłami natury). Zakładanie znieczulenia było nieprzyjedmne, bo skurcze miałam częste i bardzo bolesne (brzuszne, nie krzyżowe, ale takie też potrafią nieźle boleć, uj!). Ale samo wkłucie nie bolało, bo miałam znieczulane miejsce wkłucia (podskórnym zastrzykiem) - myślałam, że zawsze tak robią. Nie dlatego, żeby podnieść komfort znieczulenia (chociaż oczywiście lepiej jak nie boli), tylko po to, żeby pacjentka się nie wierciła i żeby można było trafić we właściwe miejsce (co wcale nie jest takie banalne).
    W każdym razie poród ze znieczuleniem wspominam świetnie. Czułam się jak na imprezie, szybko zleciało, nic nie bolało, nie miałam żadnych skutków ubocznych, poza może słabszym postępem 2 fazy porodu. Pomimo silnych skurczów partych dziecko jakoś nie bardzo chciało schodzić. Ale to wcale nie musiał być efekt znieczulenia. Przy pierwszym porodzie (bez znieczulenia) miałam tak samo. Widocznie taka moja uroda.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorlecia_28
    • CommentTimeOct 25th 2011
     permalink
    ja też chce wziasc znieczulenie, miedzy innymi dlatego nie boje sie porodu, tzn jeszcze nie wiem jak to jest rodzic wiec nie wiem czego mam sie bac ;) ale sie nie boje. A co do drugiej fazy to faktycznie tak sie wydluża po znieczuleniu? wiadomo ze u kazdego inaczej, ale mniej wiecej? i jak sie wtedy czuje parte?
    --
    •  
      CommentAuthorKatarzynka
    • CommentTimeOct 25th 2011
     permalink
    Wiem, że miałam duużo szczęścia, jeśli chodzi o przebieg obydwu porodów, ale po co z góry zakładać, że chce się znieczulenia? Że to będzie ponad siły? Może lepiej pójść na szkołę rodzenia? Poznać inne, niemedyczne metody radzenia sobie z bólem, poznać wszystkie mechanizmy działania różnych rodzajów znieczulenia?
    W trakcie pierwszego porodu nie zdążyłam pomyśleć "o rany, nie dam rady, dajcie znieczulenie" - bolało, nawet mocno, ale to było do zniesienia, zwłaszcza kiedy mogłam przyjąć pozycję, jaką chciałam. W trakcie drugiego porodu pomyślałam raz, że już nie dam rady, zwłaszcza, że byłam przekonana, że to potrwa jeszcze kilka godzin przynajmniej - okazało się, że jest już 8 cm i zaraz rodzimy i już ta wiadomość dodała mi tyle energii, ile było trzeba, żeby urodzić.:bigsmile:
    -- ,
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeOct 25th 2011
     permalink
    ooo kolejny Staś :) W domówkach nie ma znieczuleń więc zastanawianie się odpada :cool:
    Z resztą bałabym się jak zniosę taką dawkę chemii no i jak dziecko to zniesie. Teraz mam nad sobą widmo operacji przepukliny i boję się właśnie znieczulenia strasznie :confused:
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeOct 25th 2011
     permalink
    lecia_28: ja też chce wziasc znieczulenie, miedzy innymi dlatego nie boje sie porodu, tzn jeszcze nie wiem jak to jest rodzic wiec nie wiem czego mam sie bac ;) ale sie nie boje. A co do drugiej fazy to faktycznie tak sie wydluża po znieczuleniu? wiadomo ze u kazdego inaczej, ale mniej wiecej? i jak sie wtedy czuje parte?

    No więc podobno właśnie tak jest, że to znieczulenie działa tak demotywująco i rozleniwiająco. Dlatego zdarzają się problemy z parciem. Ale mnie to nie dotyczyło. Czułam silne skurcze, chciało mi się przeć, tylko położna nie pozwoliła, bo ponoć główka była jeszcze bardzo wysoko i uznała, że i tak bym dziecka nie wyparła, więc szkoda moich sił.
    Wiesz, znieczulenie ZOP nie znosi czucia, znosi tylko ból. Skurcze (te w pierwszej fazie) odczuwa się, ale o jakieś 80-90% słabiej. Natomiast u mnie było tak, że jak przyszła druga faza, to znieczulenie mi już osłabło. Anestezjolożka musiała mi podać drugą porcję, podobno coś innego. Skurcze odczuwałam jak taką naglącą potrzebę parcia, nie było to bolesne, ale na dłuższą metę dość męczące (no bo jak nie przeć, jak się chce przeć?). Ale nie przejmuj się, normalnym ludziom dziecko schodzi nisko jeszcze przed początkiem porodu, więc ten problem ich nie dotyczy. Natomiast jest tak, że jak jest już pełne rozwarcie, to chociaż się nie chce, to trzeba się zmobilizować, wziąć w garść i przeć. Wtedy nie ma problemu.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
  1.  permalink
    Mam nadzieję, że przy drugim dzidziusiu będę mogła urodzić SN, gdybym miała mieć znowu cesarkę to pewnie miałabym już całkowitą narkozę przez to wcześniejsze znieczulenie przepony. Ale mi bardzo marzy się poród SN.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeNov 17th 2011
     permalink
    Wrzucam i moją historię.
    9.11. miałam wizytę. Doktor zdjął krążek i twierdził, że nie wygląda na to, bym miała w tym tygodniu urodzić. Tego dnia odstawiłam wszystkie leki. Skurcze były dosyć silne, ale niebolesne – takie które juz nawiedzały mnie wcześniej, więc nie przejmowałam się nimi. M miał tego dnia urodziny i szczególnie wieczorem wisiał na telefonie. Zadzwoniła jego siostra i zażartowała pytaniem, o to gdzie jesteśmy i czy już na porodówce :P M jej na to nerwowo, skąd o tym wie, przecież wiedziała tylko teściowa, która została z synkiem w domu. Robiłam coraz większe oczy, a ten szył jak zawodowiec. Naopowiadał siostrze, że mam skurcze, mierzą mi ciśnienie, ale może jej mnie dać na chwilę do telefonu…W końcu przerwałam tę zabawę (M mógłby do końca wkręcać szwagierkę :P) i rozmawiałyśmy . Gdy skończyłyśmy było po 23. Powiedziałam M, że sie nie udało dac mu prezentu…na co on przytulił nas i stwierdził, że spokojnie poczeka :) Weszłam jeszcze zajrzeć do Was i poszłam się myć. M w tym czasie już podsypiał. Wgramoliłam się do łóżka, zdążyłam się dobrze ułożyć i chwilę poskakać po różnych kanałach w TV i nagle czuję skok małej, wrażenie, że coś się w środku oderwało i ciepłe, wypływające wody. Wyskoczyłam z łóżka nie dowierzając jeszcze… M się nagle obudził i patrzył na mnie dziwnie, na co ja mówię, że odchodza mi wody i jestem pewna, że się zaczeło, ale nic jeszcze nie czuję. M nie wierzył, stwierdził spokojnie, że przecież wody odchodzą mi już od kilku dni i spokojnie zamknął oczy. Ruszyłam do łazienki, by nie tracić czasu i upewnić się. Po chwili poczułam ostry, ale stały ból w dol brzucha i w okolicy kręgosłupa. Usiadłam na kibelku i słyszę sączące się wody. Nie wiem już kiedy nogi zaczęły mi się trząść jakby były z galarety… założyłam pieluszkę i ruszyłam budzić M. Zaraz przyszedł pierwszy skurcz, jakże inny od tych, które znałam z porodu syna. Ostry ból i w dole brzucha i w krzyżu, nie czułam wcale twardnienia macicy, tylko ten upierdliwy ból. Nie byłam w stanie nic zrobić. Pozostało skupić się na oddechu, poszukać odpowiedniej pozycji i przetrwać. M patrzył na moje zachowanie wielkimi oczami…momentalnie się obudził :) Ból przeszedł. Zaczynałam mieć wątpliwości…to miało być to…juz od początku tak bolało…i trwało tak długo… Wiedziałam, że jeśli się nie mylę (wiem, że teraz moje powątpiewanie wydaje się irracjonalne, ale naprawdę byłam w szoku) to nie mamy zbyt wiele czasu. Nie myliłam się po 4min. przyszedł kolejny skurcz. Ten sam ból i siła. M w trakcie 101 pytań, czy ma już się ubierać, jechać po teściową itp., itd. Był przy porodzie syna, a zachowywał się dokładnie tak, jakby nie wiedział, że mu nie odpowiem…po skurczu tłumaczę, żeby nie mówił do mnie w trakcie… :) Następny skurcz przyszedł po minucie, a M dalej swoje. Był przejęty, ale działał, więc było ok. Kolejny po 2 min. i kolejny po 3. Znów dopadały mnie wątpliwości, że może to nie to…tylko ta siła…no i wody… Kolejny znów przyszedł po 2/3 min. Ten sam ból i ta sama siła… Próbowałam działać między skurczami, ale musiałam walczyć ze sobą, najchętniej skupiłabym się tylko na sobie i kolejnych skurczach. M Pojechał po teścówkę i zostałam sama. Chwyciłam komórkę, żeby wiedzieć dokładnie, co ile mnie atakuje i starałam się poszukać coś do ubrania, jednak skurcze przychodzące co 2/3 min i trwające ok min. nie pozwalały mi się ruszyć. Dopiero po przyjeździe M pomógł się zebrać. Teściowa przezywała, że może bezpieczniej byłoby wezwać karetkę (urodziła 7 dzieci i jak widać ma doświadczenie :P). W końcu o 1:20 siedzieliśmy w samochodzie. M chciał ruszać, a ja poczułam, że muszę wysiąść, co tez zrobiłam prawie w biegu :P Wzięło mnie na wymioty. Rzygałam jak kot, zrobiło mi się lepiej i zarządziłam wyjazd, choć nie nakazywałam mężowi rajdowej jazdy. W drodze (mamy ok. 15-20min. drogi do szpitala) miałam 4 kolejne skurcze, cały czas ten sam ból i charakter. Jeden zdarzył się po minucie i trochę mnie przeraził, bo przecież nie pozwoliłam się spieszyć :) M zatrzymał się pod szpitalem, wysiadłam skurcz, podeszliśmy do drzwi następny, po drodze na oddział dwa kolejne, przed drzwiami jeszcze jeden. Szpital nie jest duży, więc podejrzewam, że były już regularnie co 2/1 min. Na oddziale powitała nas pielęgniarka noworodkowa, która witała na świecie mojego syna, zaraz po niej ukazała się nam położna - nasza znajoma (to ona właśnie towarzyszyła mi po porodzie synka). Dla mnie było to powoli bez znaczenia. Rozebrałam się. Położna zbadała i zrobiła dziwną minę. Myślałam, że usłyszę 2-3 cm – było 5-6 cm i główka bardzo mocno napierająca na szyjkę. Szok, ale i ulga. Po badaniu jeszcze na IP W. kazała mi się położyć na kozetce, żeby zrobić trochę zapisu…na co ja że nie dam rady i zaraz urodzę. Przyszedł skurcz przy którym poczułam niesamowite parcie…przeszło i już nie było planów na ktg w IP, ruszyłyśmy na porodówkę. Tam szybciutko na łóżko i próba ktg. Nie dało rady mnie namówić na leżenie na wznak, na boku nie pisały się skurcze, a były wyraźnie z uczuciem parcia (NIESAMOWITYM UCZUCIEM!!!) Zostałam znów zbadana – 8 cm. To były najtrudniejsze chwile. Mała pchała się na świat, a ja nie mogłam przeć i czułam wyraźnie, że nie wytrzymam długo, nie zapanuję nad tym. Skurcze po prostu rządziły moim organizmem. Położna zaczęła szybko przygotowywać wszystko, co potrzebne do przyjęcia maleństwa, jej koleżanka dzwoniła po doktorka. Nie wiem, ile skurczy musiałam przetrwać 3…może 4 i ku mojemu zdziwieniu dostałam pozwolenie, mogłam przeć. Po skurczu położna zapytała, czy chcę dotknąć główki – niesamowite uczucie…Uzgodniłyśmy, że próbujemy urodzić bez nacięcia. Kolejny skurcz, w którego trakcie dowiedziałam się, że jestem stworzona do rodzenia dzieci i następny, myslałam że mnie rozerwie i juz nie chciałam macać główki :P Oj bolało wtedy, ale wiedziałam, że już niedużo przede mną zostało. W kolejnym skurczu pękłam a Emilka wyskoczyła jak z procy. Zaraz znalazła się na moim brzuchu, cieplutka, różowa i płacząca… Nie byłam wtedy szczęśliwa…w jednej chwili poczułam ulgę. Spadła ze mnie cała niepewność naszego oczekiwania. W tym że wszystko jest dobrze i mamy zdrową córkę upewniał nas personel zachwycający się dobrą kondycją małej. Popatrzyłam na twarzyczkę mojej córeczki i wtedy przyszła pora na radość. Zobaczyłam bardzo delikatną, ale jednak miniaturkę mojego kochanego męża :))))) Chwilę później położna pokazała nam pępowinę…w jej połowie był supeł…taki jaki robi się przy wiązaniu butów…Mimo szypła, pępowiny dwunaczyniowej urodziła się silna dziewuszka, o ile różna od naszego synka… Po chwili urodziło się łożysko. położna poczekała aż pępowina przestanie tętnić i wysłała M do mycia rąk, wręczyła nożyczki, wytłumaczyła gdzie ciąć i byłyśmy rozdzielone (przy synu M bał się wziąć sprawy w swoje ręce :P, teraz został postawiony przed faktem dokonanym :P). Obejrzeliśmy pępowinę, łożysko. Wszystko wytłumaczyła nam nasza położna. Nie było łatwo, ale naprawdę doświadczenie niezapomniane i nikomu nie dałabym przejść mojej drogi.
    M zadzwonił z dobrymi wieściami do mamy i oczywiście w środku nocy do siostry, która go zbeształa, że dalej jaja sobie robi…nie chciała mu wierzyć całą chwilę. Ogólnie sporo śmiechu było. Dostał swój wymarzony prezent 2 godz. po swoich okrągłych urodzinach.
    Poród mnie zaskoczył, nie długością, lecz siłą. Mała od początku rwała się do życia ze wszystkich sił. Ani na chwilę nie zwolniło jej małe serduszko, pukało regularnie do samego końca. Urodziła się w świetnej kondycji, ssała jak mały odkurzacz od pierwszych chwil życia. W najśmielszych marzeniach nie obstawiałabym takiego scenariusza.
    Następnego dnia rano wchodzi do naszej sali (bylismy z M w pokoju rodzinnym) mój gin…uśmiechnięty od ucha do ucha. Stwierdził od wejścia, że mnie na pewno się tutaj wczoraj nie spodziewał :))) Gratulował, obejrzał, pytał o pępowinę, wagę….fajnie było patrzeć, że cieszy się szczerze z nami :)
    Także dziewuszki głowa do góry! Życzę Wam równie cudownych rozpakowań :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorMónikha
    • CommentTimeNov 17th 2011
     permalink
    Gratulację! Super sobie poradziłaś:bigsmile:
    -- Mama M & N & W
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    We wtorek, o godzinie 9:00, nieświadoma, że się zaczyna – pojechałam do szpitala na badanie. W drodze na autobus dostałam sms’a od Rafała, że jego babcia zmarła. Moja mama od razu przypomniała mi, że jak ja się urodziłam – zmarł mój stryj – brat Taty. Krąg życia…
    Pani ginekolog już na mnie czekała. Weszłam na fotel, zaczęła badanie (bolało :/) – coś wyleciało. Mówi:
    -Tu jest rozwarcie na 2cm i zdaje się, że odchodzą wody. Na pewno nic się nie działo? Musiałaś mieć jakieś skurcze!
    Na to ja mówię, że jakieś tam miałam, ale nic regularnego ani bardzo bolesnego.
    Dużo ze mnie nie wyleciało, więc pani gin stwierdziła, że pękł pęcherz górny czy dolny (nie pamiętam).
    Później usg. Pani pielęgniarka (położna?) mierzy Młodą i mierzy – wyszło 3870 (nie pamiętam czy dokładnie taka końcówka), więc rokowania były spoko. Dziecko spore, ale mało przybrało w te 3 tygodnie.
    Założyli mi podkład, ubrałam się. Pani ppielęgniarka zaczęła zakładać papiery potrzebne do przyjęcia na oddział. W międzyczasie dr zawołała moją mamę i kazała jechać po moje rzeczy. Mama roztrzęsiona – pojechała. Ja w międzyczasie sms do Rafała i koleżanek (w tym stąd :D), że rodzę!
    Pielęgniarki wypytały mnie o wszystko, pomierzyły miednicę. Po chwili mama była z rzeczami. Przebrałam się w koszulę i pani położna zaprosiła mnie na fotel. Musiały pobrać jakiś wymaz przez te wody.
    Poszłyśmy na oddział. Odwiedziny od 12 (a była 10), więc mama tylko zostawiła rzeczy i poszła. Położna założyła mi wenflon i chciała podać Augmentin (niestety coś się źle wkłuła i bolała ręka). Także zdjęła go. Augmentin (jak się później okazało) dali też przez te odchodzące wody. Położna zrobiła mi też cewnikowanie i wzięła mocz do badania (przez infekcję pęcherza z grudnia)
    Około 12 przyjechał Rafał. Sąsiadki z sali na patologii ciąży dostały obiad – ja sobie mogłam popatrzeć :P
    No i tak siedzieliśmy. W międzyczasie wchodziłam tu i relacjonowałam co się dzieje. Skurcze co 5, 4, 3 minuty. Tak dotarliśmy do godziny ok. 17. Położna zaprosiła mnie na badanie, bo zgłosiłam, że skurcze pojawiają się co ok. 3-4 minuty.

    Lekarz mnie zbadał, zapytał czy wody dalej ciekły i stwierdził, że wg niego to nie wody mi ciekną, a rodzę! W tamtej chwili miałam rozwarcie 5cm. Położna zapytała czy zgadzam się na lewatywę – zgodziłam się.
    Po lewatywie miałam iść powiedzieć Rafałowi, że ma wziąć z izby przyjęć fartuch. To poszedł. Trochę to zajęło, bo trafić nie mógł :D
    W końcu – wrócił. Zabraliśmy rzeczy i ewakuowaliśmy się na porodówkę.

    Tam kolejna położna zaczęła wypisywać następną stertę papierów. W międzyczasie Rafał szykował rzeczy dla Młodej :)
    Mnie wysłali pod prysznic na minimum 30 minut. Miałam lać wodę na brzuch :P Była też piłka, to wykorzystałam. :)
    Jak wyszłam spod prysznica – było około 20. Wdrapałam się na łóżko i dalej liczyłam skurcze. Ok. 21 po badaniu było 8cm rozwarcia. Czekaliśmy dalej. Skurcz za skurczem – aż w końcu – było 10cm! Rafała wyprosili i przebili mi pęcherz płodowy – okazało się, że NIC ze mnie nie wyleciało – pęcherz był CAŁY.
    Lekarz stwierdził, że teraz to już nie ma odwrotu i muszę urodzić!
    Dosłownie po chwili zaczęły się parte. Niestety z początku mało efektowne. Miałam wstać, złapać się łóżka i czekać na skurcz. Wytrzymałam tak dwa, może trzy skurcze. Wdrapałam się znów na łózko. Położna zbadała mnie na skurczu i stwierdziła, że mam dmuchać świeczki, a na szczycie skurczu – robić kupę, he he :P
    Krzyczałam niesamowicie. Aż położna stwierdziła, że mam być ciszej, bo się cały szpital zleci, he he :P
    W pewnym momencie poczułam, że już nie mogę… na jednym skurczu parłam ok. 2-3 razy. Niewiele.
    W końcu położna stwierdziła, że widzi główkę i włoski!!!! Najgorszy moment? Jak główka zatrzymała się w połowie, a ja nie miałam siły przeć! No, ale na kolejnym skuurczu po 2 parciach – wyszła! A na kolejnym – reszta naszej Młodej :)
    Położne ją wytarły, położyły mi na brzuch na chwilę. Później wzięły do ubrania :) i dały Rafałowi.
    W tym czasie ja rodziłam łożysko i byłam zszyta.
    Paulina Emilia urodziła się o 23:05, ważyła 4470g, miała 61cm. Obwód główki 34cm, klatki piersiowej 35cm.

    Jak skończyli mnie szyć – przeszłam na zwykłe łóżko, położyli mi Młodą do karmienia i zaczął się hardcore! Źle mi ją przystawili [i pokazali jak się przystawia] i bolało [zresztą nadal boli]….
    Zawieźli nas do pokoju.i zaczęła się „nasza” przygoda!

    Rafał jest niesamowitym ojcem! Nie spodziewałabym się po nim tylu umiejętności!! A ile miłości ma dla naszej córuni…. achhhh ;-)
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Wow, Talinka, aż mnie ciary przeszły... Szczególnie z tym kryzysem jak główka w połowie była...
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Nie no nie chciałam straszyć, broń Boże hi hi :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    I tak dosyć optymistycznie to brzmi - to aż do samych partych nie czułaś bolesnych skurczy?

    A ja pewnie też się tak będę darła :DDDD
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Czułam, czułam. Ale parte to było TO! :devil:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    HARDCORE :)))

    Talka, dzielna babo, masz cudną córkę :DDD
    --
    •  
      CommentAuthormorela1
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    nooo parte są okropne :devil:
    --
    •  
      CommentAuthorKakai
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    wzruszyłam sie Talinko:shamed:super:smile:
    --
    •  
      CommentAuthoreveke
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Dziewczyny a jest tu ktoś po cesarce w narkozie?
    --
    •  
      CommentAuthorsushka
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Talinko, wzruszająca historia. A Ty byłaś bardzo dzielna:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    super Talka !! :)
    i z Twojego opisu wychodzi, że do partych to było spoko nie ? :smile:

    i jedno mnie "zdziwiło"
    moja córa prawie o 1 kg mniejsza [ !! ] a główkę miała większą niż Paulinka !
    to może dlatego nie chciała wejść w kanał......
    --
    •  
      CommentAuthorNeamo
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Gratulacje talka, było co wypychać:bigsmile:
    Duża dziewczynka Twoja córunia po mamusi:wink:
    Ale kurcze zazdroszczę zupełnie naturalnego porodu i szybkiego rozwierania, u mnie jak stanęło na dwóch, a wiele godzin później na 4
    to myślałam, ze nigdy nie urodzę, więc przywalili mi oksytocyną i wtedy to dopiero był hardcore:devil::devil::devil:
    Zupełnie kontakt ze światem straciłam, mam nadzieję, że przy następnym porodzie lepiej to pójdzie:smile:
    --
    •  
      CommentAuthorNeamo
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    morela1: nooo parte są okropne :devil:


    A ja odwrotnie, na partych odczułam ogromną ulgę, że mogę coś zrobić i że to już:bigsmile:
    Najgorsze było kilka godzin przed partymi:devil::devil::devil:
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    Eveke, ja mialam cc w narkozie. Moze Ci jakos pomoge:)?
    U mnie obydwa porody zaczely sie spontanicznie. Pierwszy porod trwal 47h( saczyly mi sie wody, akcja nie postepowala mimo skurczy) Porod zakonczyl sie cc w znieczuleniu podpajeczynowkowym.
    Drugi porod trwal 14h od odejscia wod plodowych (bardzo chcialam rodzic naturalnie mimo poprzedniego cc). Bol byl tak ogromny, ze blagalam o wszystkie znieczulenie. Najpierw dostalam czopki, potem zastrzyk, nastepnie gas( ten gas pomogl mi dotrwac do znieczulenie zzo). niestety po pol godzinie od podania zzo i podaniu oksytocyny dla przyspieszenia akcji serce mojej coreczki zaczelo bardzo zwalniac. Jeszcze nigdy nie widzialam, aby ludzie w takim tempie przygotowywali kogos do operacji. Kolo mnie znalazlo sie chyba z 6 poloznych , ktore wblyskawicznym tempie mnie przebieraly, zakladaly cewnik, itp.
    Biegiem na sale operacyjna, od razu dostalam narkoze dozylna( nie bylo czasu na podawanie zzo,bo dziecko by umarlo). Zdarzyli w ostaniej chwili.
    •  
      CommentAuthorcarottka
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    hahaha, zgadzam się Talka z tym że jak głowka w połowie się zatrzyma to uczucie masakryczne! Ja podobno krzyknelam do poloznej że zaraz mi tyłek eksploduje :shocked::shocked::shocked::shocked:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Jeeezu, nie czytam Was już bo nie będę chciała rodzić ;)
    --
    •  
      CommentAuthorcarottka
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    The_fragile - spokojnie kochana!:wink: Brzmi strasznie ale ja poród super wspominam. Zobaczysz, że wszystko da się przeżyć a uczucie jak dziecko ląduje na brzuchu niesamowite!!!!! I zaraz wszystko zapomnisz a pozniej bedziesz sie wspominac wszystko z usmiechem na twarzy. Poród to naprawdę piękne przeżycie choć booooli:devil:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    No na ból się nastawiam :D Ale chyba nie powinnam się tak zaczytywać, bo mnie to przeraża troszku ;))) Pocieszam się tym, co Ty powiedziałaś i co powtarzają wszystkie moje dzieciate koleżanki - że ten ból mija jak się dziecko zobaczy :DDD Rany, jak ja będę ryczeć ze szczęscia :DDD
    --
  2.  permalink
    Neamo: A ja odwrotnie, na partych odczułam ogromną ulgę, że mogę coś zrobić i że to już:bigsmile:
    Najgorsze było kilka godzin przed partymi:devil::devil::devil:


    Mam takie same odczucia :smile:

    Gratulacje Talinka raz jeszcze!
    Dobra robota!!
    -- // //
    •  
      CommentAuthorbladykot
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    jak głowka w połowie się zatrzyma to uczucie masakryczne
    nie odczuwałam tego jakoś bardziej boleśnie
    --
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    The_fragile: Rany, jak ja będę ryczeć ze szczęscia :DDD


    Też tak myślałam i mówiłam... Ale gdzie tam... Jak mi położyli dziecko na brzuchu to zadałam pytanie "Już?" Byłam najszczęśliwszą pod słońcem osobą,że już przestało boleć... Radość z ujrzenia dziecka przyszła chwilę potem. Taka ze mnie wyrodna matka:devil:
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Wszystko da sie przezyc. Ja mimo, ze oba porody ciezkie jeszcze raz bym mogla rodzic :devil:
    Niestety nie bylo dane dotarcie do skurczy partych.
    •  
      CommentAuthormorela1
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Neamo: A ja odwrotnie, na partych odczułam ogromną ulgę, że mogę coś zrobić i że to już
    Najgorsze było kilka godzin przed partymi
    Mam takie same odczucia

    to wielki szacun !
    ja myślałam że mnie rozniesie :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    montenia: Niestety nie bylo dane dotarcie do skurczy partych.


    niestety mi też nie a żałuję bo jestem ciekawa jak bym to odbierała :smile:
    zwłaszcza, że do 5 cm doszłam z przysłowiowym "palcem w dupie" mimo skurczy co 1 minutę trwających 30 sekund i jakby tak [albo w miarę podobnie] miało by być do samego końca to ja bym mogła rodzić co miesiąc :devil:
    no chyba, że potem przyszedł by ten słynny kryzys 7 cm hehe
    ale nawet do tego momentu niestety nie doszłam...


    Jaheira: Jak mi położyli dziecko na brzuchu to zadałam pytanie "Już?" Byłam najszczęśliwszą pod słońcem osobą,że już przestało boleć... Radość z ujrzenia dziecka przyszła chwilę potem. Taka ze mnie wyrodna matka:devil:


    to ze mnie chyba jeszcze gorsza bo jak już Ninę wyjęli z brzucha i mi pokazali to ja w kółko, jak katarynka powtarzałam "Dlaczego ona ma tak mało włosów ?!"
    i to z jakąś pretensją w głosie podobno heehehe
    pisze podobno bo mi gin mówił potem, więc musiałam być w jakimś lekkim szoku chyba w trakcie :D
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    Teorka,a u Ciebie co bylo, ze cc zrobili? Niedotlenienie?

    Nie no dobra Jestes, dziecko Ci pokazuja a Ty sie martisz,ze ma za malo wlosow. Hahaha :devil:
    To nic ja jak sie obudzilam z nakrozy to sie meza pytalam czy chlopiec czy dziewczynka :devil:. A wiedzialam od dawna ,ze coreczka bedzie :smile:
    •  
      CommentAuthormorela1
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    a ja jak mi pokazali to się przestraszyłam co ma taką główkę wydłużoną ...
    a to tak cięzko mu było przejść na świat z tej mojej małej dziurki :tongue:
    i dopiero jak go umyli i mi go dali to się zaczełam cieszyć :cool:
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    montenia: Teorka,a u Ciebie co bylo, ze cc zrobili? Niedotlenienie?


    głowa nie wstawiała się w kanał i jak zaczęłam skakać na piłce, żeby się wstawiła [chociaż potem mi lekarz powiedział, że prawdopodobnie i tak by vacum się skończyło....] to zaczęło Małej szaleć tętno...


    montenia: Nie no dobra Jestes, dziecko Ci pokazuja a Ty sie martisz,ze ma za malo wlosow. Hahaha :devil:


    no bo całą ciążę marzyłam o mega owłosionym dziecku [zwłaszcza, że ja urodziłam się z długimi czarnymi włosiskami i mój mąż też] a tu takie łyse z przodu mi pokazują a ja sobie myślę "kurde co jest ? ! "
    heheehhehe :)
    ale wiesz ja w czasie CC miałam krwotok więc pewnie to z powodu utraty krwi hahahahaha :devil:
    --
    •  
      CommentAuthorLivia
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Wy (po cc) przynajmniej jakieś skurcze miałyście, a mi nawet przepowiadających nie było dane poczuć... "Proszę przyjechać o 10, a o 12 tniemy" - i tyle.
    --
    •  
      CommentAuthormontenia
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    Livia, ja jeszcze przed ,,prawdziwym,, porodem mialam 3 falszywe alarmy, normalne bolesne skurcze co 3 minuty i po wejsciu na porodowke zanikaly.. chyba ze strachu :devil:
    •  
      CommentAuthorNeamo
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Jaheira: eż tak myślałam i mówiłam... Ale gdzie tam... Jak mi położyli dziecko na brzuchu to zadałam pytanie "Już?" Byłam najszczęśliwszą pod słońcem osobą,że już przestało boleć... Radość z ujrzenia dziecka przyszła chwilę potem. Taka ze mnie wyrodna matka:devil:


    Ja podobnie, na początku w ogóle nie ogarnęłam co się właśnie stało, w jakimś szoku chyba byłam:tongue:
    A potem to powtarzałam w kółko "jaki on piękny prawda?" i każdy musiał mi potakiwać:bigsmile::devil::devil:

    morela1: to wielki szacun !
    ja myślałam że mnie rozniesie :wink:


    Ale przynajmniej ma się kontrole nad sytuacja nie tak jak myślisz, ze nie zniesiesz kolejnego skurczu, a to na badaniu po 3 godzinach wciąż 4 cm:devil::devil::devil::devil:

    A czułyście moment nacięcia, czy tak to poszło niezauważenie?
    --
    •  
      CommentAuthormorela1
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    ja poczułam końcówkę jak już zabrakło mi tchu na dłuższe parcie i przerwałam to sekundę jeszcze czułam takie ukłucie ale to jest gówno dla mnie w porównaniu z tym co jest potem:wink:
    --
    •  
      CommentAuthoranne76
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Talka dzielna kobieto :)
    ___
    eveke ja miałam cesarkę pod narkozą...
    •  
      CommentAuthorPeppermill
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Jak przeczytałam relację Talinki to wzięło mnie na wspominki mojego porodu. Zamieszczam relację głównie po to, by pokazać, że pierwszy poród wcale nie musi być długi. A także, co ważniejsze, że za krótki poród wcale nie jest taki super.
    Termin porodu miałam na 15 marca.
    23 lutego około 16 po kilku godzinach zakupów i biegania po mieście (pierwszy raz od nie wiem kiedy rozsadzała mnie energia) wstąpiłam na herbatkę do mojej przyjaciółki. Siedziałyśmy plotkując rozkosznie, kiedy poczułam, jakby w środku mojego brzucha pękł balon. Dosłownie. Miałam nawet wrażenie, że słyszę taki odgłos. W ciągu kilkunastu sekund wody płodowe zalały mnie do kolan i poczułam pierwszy skurcz- taki jak przed okresem, lekki, prawie bezbolesny. Była 18:06.( Moja przytomna przyjacióka zapisała, żeby liczyc częstotliwość skurczy). Zadzwoniłam po męża i zanim przyjechał po mnie z pracy, miałam jeszcze jeden skurcz- po 25 minutach. Pojechaliśmy do domu po torbę i stamtąd zadzwoniłam do szpitala. Powiedziałam co i jak, a położna uznała, że skurcze co 25 min to jeszcze żaden poród, ale jeśli chcę to moge przyjechać na ktg. Kiedy doczekaliśmy się na taksówkę miałam skurcze co 10 min. W połowie drogi do szpitala - co 3 minuty i wtedy zaczęło boleć. Scena jak z komedii- mąż otwiera okna w taksówce, wachluje mnie jakąś ulotką, taksówkarz krzyczy: oddychaj, oddychaj! Na porodówkę dotarłam zgięta wpół, ze skurczami co minutę i w pozycji klęcząco- kucającej zajęłam miejsce na poczekalni, gdzie miaał po mnie przyjść położna. Nie byłam w stanie usiąść ani stanąć i większość czasu spędziłam "w parterze", z mężem u boku, którego chyba trochę to krępowało, bo co chwila mówił: usiądź sobie kochanie, popatrz inne panie siedzą.
    Na badanie zostałam wezwana po jakimś czasie poza kolejką, bo mąż zgłosił na recepcji, że mam bóle parte. Na fotelu zmierzyli rozwartość - 5cm i wysłali mnie na oddział uznawszy, że czas dać znieczulenie.(miałam w karcie ciąży deklarację, że chcę zewnątrzoponowe) Wieźli mnie wózkiem, a ja cały czas mówiłam męzowi- nie zdążą, nie zdążą. No i oczywiście nie zdążyli, bo pani anestezjolog uparła się odczytać mi cały regulamin ( nie usłyszałam ani słowa, bo rzucało mnie z bólu). Gdzieś w połowie pierwszej strony położna powiedziała, że na znieczulenie to już za późno, bo widać główkę.
    Na porodówce spędziłam dokładnie 17 minut, jak wynika z dokumentacji porodu. I było to najbardziej spanikowane 17 minut mojego życia. Wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie skupić się na niczym. Nie potrafiłam współpracować z położną, bo ona nawet nie miała czasu wytłumaczyć mi co mam robić. Parłam raczej instynktownie i za cholerę nie mogłam wstrzymać parcia, kiedy położna mi kazała. Mąż twierdzi, że darłam się tak, że mama w Polsce na pewno mnie słyszała. Urodziłam o 20:52. Natalia ważyła 2330g, miała 48 cm. ( Urodziła się w 36+6 tc)
    I już wtedy obiecałam sobie, że przy kolejnym dziecku ( które ponoć rodzi się szybciej) zamelduję się w szpitalu jak tylko zauważę, że coś się zbliża i wołami mnie stamtąd nie ruszą!
    --
    •  
      CommentAuthorstokrotka_
    • CommentTimeJan 6th 2012 zmieniony
     permalink
    U mnie też parte to był luz-blues, a wcześniejsze skurcze to masakra... Partych prawie nie odczułam, zwłaszcza że synuś na drugim partym wyskoczył więc długo nie musiałam przeć :smile:
    Nacinania nie czułam w ogóle, a jak już urodziłam to spytałam położnej czy byłam nacinana bo ja nawet nie wiem, a ona tylko stwierdziła, że w dobrym momencie nacięła skoro nawet nie poczułam, hehe :smile:
    --
    •  
      CommentAuthorHussy
    • CommentTimeJan 6th 2012
     permalink
    Talinka,aż mi się łza zakręciła :) To musi być cudowne przeżycie.. Wszystkiego dobrego dla Waszej trójeczki :)
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.