Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthoreveke
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    Manga coś widzę ze moj obstawiany termin realny :)

    W kazdym razie życzę zeby malutka jednak szybciej zechciala wyjsc :)
    --
    •  
      CommentAuthorserratia
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    Ja mam Ellen Tens, na allegro kupiłam uzywany - jeden raz. I tez go używam przy bólach krzyża teraz.
    --
    •  
      CommentAuthorHania89
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    Czy ten Tens działa tylko przy bólach krzyżowych?
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    hydrozagadka: Mangaa, a w szpitalu w Gliwicach nie mają tego ustrojstwa na stanie? Pytam, bo mi się zakodowało w głowie, że tak, ale nie jestem pewna.

    Ja z kolei kojarzę, że nie mają. Gaz mieli niby, ale jak ja rodziłam to akurat butli nie było czy coś, w każdym razie nie mogłam skorzystać. :tooth:
    Jutro będę dzwonić do położnej to upewnię się ale jestem niemalże pewna, że nie mają.

    U Bonifratrów tens jest ale chyba nie wypożyczają.
    --
    • CommentAuthorcestmoi89
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    Zapytaj w Pszczyńskim Kobietowie.
    --
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    Heh, Cest znalazłam w międzyczasie to w googlach. Jutro babka ma mi dać znać czy ma elektrody. :)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJan 24th 2015
     permalink
    mangaa: Ja z kolei kojarzę, że nie mają.


    A to mi się musiało pomylić :wink: A o Bonifratrach znowu ostatnio niezbyt fajne wieści słyszałam :confused:
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeJan 25th 2015
     permalink
    heh będę miała tego TENSa własnie z kobietowo :D:D:D
    --
  1.  permalink
    mangaa: Ja z kolei kojarzę, że nie mają. Gaz mieli niby, ale jak ja rodziłam to akurat butli nie było czy coś, w każdym razie nie mogłam skorzystać.
    - mnie tam niby dali gaz ale jakos nie czulam sie lepiej he he
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJan 31st 2015
     permalink
    Dziewczyny, kto ma w domu "Położną" J. Kalyty? Moja "poszła w świat" a bardzo mi zależy na dwóch fragmentach- o tym, że w położnictwie nic się nie dzieje z minuty na minutę, tylko wszystko można wychwycić wcześniej (to chyba było odnośnie porodów domowych) i drugi o szpitalu w Piasecznie, że idee, które tam chciała rozpropagować "umarły". Nie pamiętam dokładnie, bo czytałam, jak tylko wyszła, ale bardzo mi zależy, może którejś z Was się uda znaleźć. Podam maila, może być nawet zdjęcie fragmentu książki. Nawet jak się uda znaleźć jeden z nich, to będę bardzo wdzięczna.
    --
    •  
      CommentAuthornana81
    • CommentTimeJan 31st 2015 zmieniony
     permalink
    azniee: o tym, że w położnictwie nic się nie dzieje z minuty na minutę, tylko wszystko można wychwycić wcześniej (to chyba było odnośnie porodów domowych)


    "Położnej" nie znam, ale na 100% taki fragment jest też w książce I. Chołuj.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJan 31st 2015
     permalink
    Azniee, ja mam, poszukam jak chłopcy pójdą spać i Ci zeskanuję.

    Treść doklejona: 31.01.15 18:05
    Eee, Gucio, zapomniałam, że pożyczyłam :(
    --
    •  
      CommentAuthorLexia
    • CommentTimeFeb 3rd 2015
     permalink
    Nie wiem, gdzie to napisać, może tutaj. Otóż, studiuję na uniwerku medycznym, siłą rzeczą mam też ginekologię i położnictwo- i to w całkiem sporej liczbie godzin. I cieszę się ogromnie z tych zajęć. Prowadzą je różne kobiety, ale każda ma misję jakby, żeby nie tyle nam nudzić o mięśniakach macicy, co bardzo podkreślają jak ważne jest karmienie piersią i poród siłami natury. Podkreślają, że oksy to niekoniecznie samo dobro i może skończyć się cc, mówią dużo o obecności taty przy porodzie itp. Nazywam to przymusową szkołą rodzenia dla studentów :tongue: choć niestety moi rówieśnicy jeszcze totalnie tego nie doceniają bo kompletnie o dziecku jeszcze nie myślą. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko zostanie coś w tych moich znajomych. Coraz mniej z nich myśli, że cc to sama wygoda, niektóre były w szoku jak położna poruszyła temat skóra do skóry na 2h po porodzie (pewne były że dziecko najpierw TRZEBA zważyć, zmierzyć i zbadać), ogółem widać że te babki bardzo pro jeśli o naturalne porody chodzi. Miałam zajęcia z trzema lekarkami i dwoma położnymi. Co więcej, w sumie 4 z nich twardo podkreślały, że do 6tego miesiąca tylko pierś, że nie powinno się zupek podawać co to niby od 4 m.ż. Ta piąta twierdziła, że do 5tego.
    Piszę to, bo wierzę że skoro takie rzeczy mówią nam na fizjoterapii, to tym bardziej moim koleżankom na położnictwie. Zmienia się ta świadomość bardzo i dobrze, że tak jest, nie tylko wśród położnych, ale i ginekologów.
    Niby to powinno być normalne, no ale z tego co tu czasem piszecie to chyba serio ku lepszemu idzie :smile:
    Ps. Furorę na wykładzie zrobił slajd z pozycją do porodu na linie :tongue: (indianka? jakoś tak).
    Ps.2: Ginki i położne są z Katowic- klinicznego i Bogucice.
    --
    •  
      CommentAuthorbladykot
    • CommentTimeFeb 3rd 2015
     permalink
    Fajnie, że o tym mówią tylko ile z tych studentek położnictwa będzie pracować w naszym kraju?
    --
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeFeb 3rd 2015
     permalink
    Czy w ramach tych zajęć jest też temat planowania rodziny, w tym po porodzie?
    -- [/url]
    •  
      CommentAuthorLexia
    • CommentTimeFeb 3rd 2015
     permalink
    Bladykot, masz rację, to niestety ogromny minus. No ale to już zasługa naszego kochanego państwa i ludzi nim rządzącycych... Bardziej na plus dla świadomości przyszłych mam.
    Amazonko, nie ma nauki MRP jako takiej, wiem że położnictwo ma ale nie wiem, w jakiej formie. Aczkolwiek podkreślała jedna babka że wiedza z obserwacji może pomóc przy określeniu daty poczęcia, a co za tym idzie zmniejsza prawdopodobieństwo wyganiania dziecia z brzucha przed czasem. Też mi brakuje większego gadania o MRP, a z drugiej str ogółem o anty jako takiej też zajęć nie było. Głównie tematy porodowe i karmienia naturalnego.
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Hej hooop, Cerise! :wink:
    Napiszesz slowko o porodzie Janka? Udalo Ci sie rodzic w domu narodzin? Jak wrażenia?
    Wczesniej Cie nie meczylam, ale widze, ze juz sie wiecej udzielasz, to sobie pozwalam na bezczelne zawezwanie ;)
    • CommentAuthora_net_a
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Mam pytanie do mam, które rodzą duże dzieci :wink:

    Słyszałam, że waga dziecka powyżej 4 kg jest wskazaniem do CC. Ja urodziłam Hanię o wadze 4255 g - mój gin od wielu tygodni wspominał, że będzie powyżej 4 kg, ale na IP w dniu porodu lekarka oszacowała wagę na 3700 g. Tematu CC w ogóle nie było, urodziłam naturalnie.
    Jeżeli przy drugim podejściu lekarz przed porodem oszacuje wagę np. na powyżej 4 kg (nie spodziewam się cudów tzn. dziecka o przeciętnej wadze, bo dziś na USG wyszło 2013 g), to czy wg procedur będzie rekomendował CC? Czy będzie brał pod uwagę, że już raz dałam radę i pozwoli na SN?

    Będę wdzięczna za odpowiedzi, dopytam jeszcze gina przy następnej wizycie też, bo dziś zbił mnie z pantałyku i zapomniałam.
    --
    •  
      CommentAuthorlampka2
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Aneta u mnie bylo identyko.. I z tego co wiem drugie tez sn
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    a_net_a: Słyszałam, że waga dziecka powyżej 4 kg jest wskazaniem do CC


    Szczerze mówiąc to pierwsze słyszę. U mnie obaj mieli być powyżej 4kg (tylko Gugi się urodził 4 z hakiem, Krasnal ciut poniżej) i nikt o tym nawet nie wspominał. Weź pod uwagę to, ze drugie rodzi się łatwiej jeśli wszystko dobrze idzie. No i jeśli masz w porządku miednicę, a jak urodziłaś 4 z hakiem to raczej tak to nie sądzę, żeby Cię ktokolwiek na cc namawiał ;)
    --
    • CommentAuthora_net_a
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Ja biorę to pod uwagę Fragile, nie boję się porodu powyżej 4 kg. Boję się cc bez rzeczywistych wskazań i wolę się przygotować teoretycznie, kto wie na jakiego asa się trafi na izbie :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Aneta, nie wiem jak to jest w rzeczywistości, ale chyba lekarze nie są tacy skłonni do cc? Może się mylę...
    --
    • CommentAuthora_net_a
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Z tego co się orientuję - zależy w jakim szpitalu.
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    a_net_a: czy wg procedur będzie rekomendował CC?

    Anetko nie ma takich procedur, ponieważ waga dziecka nie jest wskazaniem do CC. Waga moze być wskazaniem do CC, jeżeli DODATKOWO zachodzą inne fakty, jak niewspolmiernosc miednicowo-głowkowa (pomiar miednicy mamy wskazuje, ze nie urodzi dużego dziecka), zły stan blizny etc.
    Tyle teoria.
    Oczywiście w praktyce cześć lekarzy "kroi" mamy, jeśli dziecko jest większe niż 4kg. Stad takie masowe przekonanie, ze powyżej 4kg to CC. Ale słyszy sie o tym juz coraz rzadziej.
    Mogłabym sie założyć, ze skoro juz raz sobie poradzilas z SN dziecka powyżej 4, to teraz nikomu nie przyjdzie do głowy cie ciąć.
    A czemu pytasz? Obawiasz sie CC czy na nie liczysz?
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Aneta mój prowadzący, który jest zresztą ordynatorem w szpitalu na położnictwie od początku mi mówił, że Liwcia będzie duża. Urodziła trochę ponad 4 kg długa na 62 cm i ani razu wcześniej nie wspomniał o CC. Rodziłam bez znieczulania, nie byłam nacinana, miałam lekkie otarcie na bocznej ścianie pochwy, bo mała miała dużą głowę i już :)
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    • CommentAuthora_net_a
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Dzięki dziewczyny. Obawiam się CC - nie liczę na nie absolutnie. No chyba że trzeba będzie, to wiadomix.
    Mój prowadzący o CC też nie mówił (poprzednio, bo teraz to za wcześnie na to), ale on nie pracuje w szpitalu, więc jego zdanie w niewielkim stopniu się liczy.
    Ale ok, skoro nie ma takich zapisów, to w porzo! :bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    Aneta nastaw się na SN :) ja się bałam cholernie CC, ale byłam mega nakręcona na SN. To znaczy gdyby zaszła taka potrzeba, byłoby jakieś zagrożenie, to bym sie ni chwiluni nie zastanawiała i dała się pociąć choćby od gardła po pipkę.

    Ja tak jeszcze w temacie tego, co Karolciat niedawno napisała. Z tym nacinaniem krocza - naprawdę baaardzo, cholernie dużo zależy od położnej. Ja jestem w stu procentach przekonana, że żadne moje masowanie krocza czy jego naoliwianie nie dało tyle co jej pokierowanie na samym końcu. Ja już nawet nie pamiętam co ona mówiła, ale jakoś się udało tego uniknąć. Tylko pamiętajcie, by na początku porodu zaraz po przyjęciu do szpitala, wyraźnie i ze trzy razy powiedzieć : Proszę o ochronę krocza.
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthorKlNGA
    • CommentTimeFeb 9th 2015
     permalink
    USG mojego dziecka do pewnego momentu wskazywało, że dobije ponad 4kg i ginka wspominała o cc, ja panikowałam, bo strasznie nie chciałam. Dwa dni przed porodem USG wskazało niecałe 3900g, a Jaś urodził się 4050g. SN oczywiście :wink:
    --
  2.  permalink
    Wywołana do tablicy, opisuję na szybko, póki Janek śpi :wink:

    Więc trzeci poród kosztował mnie cholernie, cholernie dużo nerwów, małemu skakało tętno, zapis ktg niby ok, a potem znowu tętno skakało … strasznie, strasznie się bałam. Po wszystkim okazało się, że mały akrobata zacisnął sobie na pępowinie węzeł i że byliśmy krok od tragedii. I najprawdopodobniej ten węzeł go trochę blokował i to spowalniało akcję.

    Zaczęło się zgodnie z planem - rodziliśmy w Domu Narodzin, na początku było świetnie, mieliśmy super humory i fantastyczną opiekę. Ale... 14 godzin minęło i nie było żadnego postępu- skurcze zanikały, a rozwarcie stanęło na 4cm i szyjka ani drgnie. Skakałam na piłce, chodziłam, stałam pod prysznicem, kręciłam brodawkami- nic nie działało. Akcja co rusz zanikała, ja opadałam z sił, strasznie się bałam, ze nie dam rady, że przez to, że to tak długo trwa, a ja tracę siły to na partych zawalę i zaszkodzę Jankowi :sad: Ciągle tylko pytałam się jak mały, czułam taki cholerny lęk- że coś jest nie tak. Wszyscy mnie uspokajali, że mały ma się dobrze, ale ja nie potrafiłam pozbyć się tego głupiego uczucia, że właśnie nie jest ok...
    Po 15stu godzinach skapitulowałam - zdecydowaliśmy o transferze na blok porodowy, ja już po prostu chciałam urodzić. Plan był taki, że dostanę znieczulenie, odpocznę trochę, a potem oxy, żeby akcja ruszyła (bo skurcze pojawiały się, ale szyjka zatrzymała się na 4cm).
    Dotarliśmy na blok, zostałam zbadana- dalej te nieszczęsne 4cm, mimo cholernie mocnych skurczy. Bolało mnie już wszystko tak, że bałam się drgnąć. Dość szybko dostałam znieczulenie, samo znieczulanie średnio przyjemne, ale szybko zaczęłam odczuwać ulgę.
    Po 10min przychodzi położna podpiąć mi nawodnienie przed oxy, podpina kroplówkę i bada mnie. Potem patrzy na mnie zdziwiona i mówi praktykantce, żeby odłożyła oxy, bo ja już weszłam w drugą fazę i rodzimy. Poryczałam się, poczułam cholerną ulgę, że coś ruszyło, że mogę działać.
    Położna powiedziała mężowi, żeby szykował pieluszki, a potem rozłożyła mi łóżko, zrobiła dwa poziomy - tak, żebym nie musiała leżeć. Najpierw klęczałam wyprostowana, położna chciała, żebym była jak najbardziej spionizowana, ale jednocześnie bała się, że nie utrzymam się na nogach przez znieczulenie. Przez znieczulenie też odczuwanie skurczy było zupełnie, zupełnie inne, więc chwilę trwało, zanim się połapałam kiedy przeć.
    Więc parłam, położna mnie dopingowała, mówiła, że świetnie nam idzie. Ale ja czułam, że muszę stanąć, że źle mi się rodzi klęcząc. Powiedziałam, że chcę spróbować wstać, ale położna cały czas bała się, że nie dam rady. Spojrzałam na męża, nawet nie musiałam mu nic mówić- wyciągnął rękę, powiedział, że mnie przytuli i damy radę. Więc stanęłam, złapałam go za szyję, on mnie mocno objął. Zapytałam się położnej, czy tak będzie ok- powiedziała mi, żebym się nią nie przejmowała, bo to nam ma być wygodnie, a ona się dostosuje. Jeszcze tylko poprosiliśmy o maksymalne przygaszenie świateł i zaczęliśmy ostatnią prostą.
    Parłam wtulona w męża, który co skurcz szeptał mi do ucha, że idzie nam świetnie, że już bardzo blisko. Rzeczywiście poszło szybko, parłam niecały kwadrans. Nadszedł przedostatni skurcz, prę ile wlezie, czuję, że główka prawie wyszła. Dotykam ręką i czuję ciepłą, mokrą główkę mojego synka. Mówię jeszcze eMowi, że strasznie go kocham i szybko puszczam, bo czuję, że nadchodzi ostatni skurcz. Już nie prę, tylko oddycham i łapię wysuwającego się Janka. Jest taki maleńki, taki mój, nasz... Przytulam go do siebie, nie płacze. Mówię mu szybko, że już jest dobrze, że już jesteśmy razem, że jest naszą miłością, naszym cudem, naszym szczęściem. Powtarzam mu to ze dwadzieścia razy, aż młody się wkurwia, że mu brzęczę nad uchem i zaczyna się drzeć :wink:
    A mi zaczyna się kręcić w głowie, więc szybko mówię do męża, żeby zabrał małego, bo się przewrócę. eM wziął Janka, otulił go pieluszkami, a położne położyły mnie szybko na łóżku, bo zaczęłam odpływać. Ale już mi było wszystko jedno, Jaś był z nami, nic mnie innego nie obchodziło.

    I tak- natura to jednak jest mądra, pierwszą fazę porodu, ten niekończący się maraton, pamiętam jak przez mgłę. Pamietam, że od pewnego momentu bolało nieziemsko, że płakałam, że na nic nie miałam siły- ale pamiętam to raczej tak, jakby ktoś mi o tym opowiedział, a nie jakbym sama to przeżyła.
    Z całego porodu najbardziej pamiętam moment dotknięcia główki- to, że była taka delikatna, no i moment jak trzymałam wysuwającego się ze mnie Janka- on wyłaził, ja go trzymałam, a potem przytulałam do siebie... dziś pamiętam, że to takie czerwone-fioletowe było, oblepione mazią, spuchnięte i sądząc po minie- średnio zadowolone. Ale wtedy byłam święcie przekonana, że jest najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek pojawiło się na świecie, absolutnym cudem i doskonałością w każdym milimetrze :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 12th 2015 zmieniony
     permalink
    Ceri, bardzo sie cieszę, ze Janek grzecznie poczekał do terminu donoszenia i ze koniec końców poszło wszystko dobrz,e mimo, ze sie musiałaś długo nacierpiec... Po 15 godzinach trudno juz mieć siły...
    To, co opisujesz, to właśnie przykład sytuacji, o której kiedys tu pisałam, ze wtedy znieczulenie ma szczególny sens - pozwala mamie zebrać siły i popycha porod do przodu. Bo nikt nie jest kurczę herosem!
    A na którym etapie zorientowaliscie sie, ze jest ten węzeł? Wiem, ze moze głupie pytanie. Ale to po porodzie było widać, tak?
    Oraz (jaka jestem wścibska!;) cos przepowiadalo porod czy znowu cie złapało z zaskoczenia przy pierogach? :wink:
    Gratuluje Ci bardzo i zazdroszczę, ze juz Jaś jest po tej stronie mocy :smile:
  3.  permalink
    Magdalena: A na którym etapie zorientowaliscie sie, ze jest ten węzeł? Wiem, ze moze głupie pytanie. Ale to po porodzie było widać, tak?

    Na USG tydzień przed porodem lekarz nic nie widział- pytałam go nawet, czy mały nie zacisnął sobie węzła, ale lekarz nie widział (powiedział, że czasem jest i nie widać, a czasem dzieci dopiero podczas porodu sobie zaciskają), przepływy były ok
    W trakcie porodu małemu kilka razy głupiało tętno, ale zapis KTG był w normie
    Za to kojarzę tak coś ok 17stej, jak już miałam mocne skurcze (J. urodził się o 19:40), że położna mówiła do mojego męża, że małego jakby coś blokuje, bo główka nie schodzi niżej- na skurczu, na plecach było widać jak główka małego schodzi, a potem się jakby blokuje - eM mówił, że to wyglądało, jakby ktoś mi pięść pod skórą przesuwał.
    no i jak się urodził, to położna nam pokazała pępowinę z zaciśniętym węzłem- nie luźno, tylko po prostu taki supeł :sad: chyba do końca życia nie przestanę Bogu dziękować, że Jasiek sobie tego pieprzonego węzła nie zacisnął ciut mocniej

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 12.02.15 14:03</span>
    Magdalena: Oraz (jaka jestem wścibska!;) cos przepowiadalo porod czy znowu cie złapało z zaskoczenia przy pierogach? :wink:

    nie przy pierogach to było, tylko przy knedlach ze śliwkami :tongue:
    przepowiadało- cały wtorek krwawiłam, nie śluz z krwią, tylko takie lekkie krwawienie jak pierwszy dzień okresu. od popołudnia - nieregularne skurcze, tak co 2-3h mnie łapało. potem od północy już lekkie, regularne skurcze co 2-3min. o czwarte byliśmy w szpitalu.
    --
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeFeb 12th 2015 zmieniony
     permalink
    Ceri, ja do tej pory pamietam słowa położnej wypowiedziane z lekka panika: "O! Mamy węzeł klasyczny"...
    Ta świadomość, ze tak niewiele brakowało... To tez powoduje, ze jeszcze bardziej doceniam fakt, ze Ula JEST z nami.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 12th 2015
     permalink
    Ceri, dobrze, że skończyło się na strachu :neutral: No i całe szczęście, że tej oksy nie zdążyli podać...
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 14th 2015
     permalink
    cerisecerise: cały wtorek krwawiłam, nie śluz z krwią, tylko takie lekkie krwawienie jak pierwszy dzień okresu.

    Zadam moze glupie pytanie, ale w sumie po to jest ten wątek.
    Po czym wiecie, ze takim krwawieniem nie nalezy sie martwic?
    Bo krew to mi sie jakos zle kojarzy i boje sie, ze spanikuje na taki widok.
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeFeb 15th 2015
     permalink
    Ja też bym spanikowała raczej przy krwawieniu.

    Ceri super zakończenie :wink: Byłaś bardzo dzielna :))
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeFeb 15th 2015
     permalink
    Mnie gin mówił, że śluz z krwią ( taki miałam kilka dni przed ) to luz, ale jak będzie sama krew to do szpitala...
    --
    •  
      CommentAuthorcerisecerise
    • CommentTimeFeb 15th 2015 zmieniony
     permalink
    Magdalena: Po czym wiecie, ze takim krwawieniem nie nalezy sie martwic?
    Bo krew to mi sie jakos zle kojarzy i boje sie, ze spanikuje na taki widok.

    Ja tam nie wiedziałam, że mam się nie martwić. W poniedziałek był śluz z krwią, więc luuuuz, we wtorek jak pojawiła się sama krew, to się cała trzęsłam i panikowałam.
    Więc wykorzystałam telefon do przyjaciela, tj zadzwoniłam do mojej gin- kazała nie czekać, tylko jechać do szpitala na KTG. KTG było ok, tzn małego tętno ok, ruszał się, o taką informację nam chodziło. Położna, która mnie wtedy zbadała, mówiła, że krwawienie z szyjki i że tak może być. No ale trzeba było sprawdzić.
    W środę rano, jak zaczynała się akcja właściwa, to krwawiłam więcej, na wkładce zobaczyłam kilka skrzepów. 20min po tym fakcie byłam na IP :cool:
    Nie wiem, może można to było olać, ale ja byłam spanikowana. I absolutnie nie żałuję, że panikowałam i sprawdzałam to krwawienie. I też raczej wszyscy- moja gin, położne, itd, wykazywały zrozumienie, że to raczej trzeba sprawdzić.
    no i pierwszy raz- cały poród lekko krwawiłam. Nie mocno, ale jednak, jak leciutki okres. Poprzednie dwa razy nic takiego nie pamiętam.
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 15th 2015
     permalink
    cerisecerise: Nie wiem, może można to było olać, ale ja byłam spanikowana. I absolutnie nie żałuję,

    Nie, no wlasnie ja tez uwazam, ze nie nalezy olewac. I dlatego zapytalam. Bo w poprzednim opisie tylko o tym wspomnialas i odnioslam wrazenie, ze tak na spokojnie to przyjęłaś.
    To juz sie upewnilam i dzięki za odp :smile: krew bez sluzu --> azymut na IP. :wink:
    •  
      CommentAuthorwyder
    • CommentTimeFeb 24th 2015
     permalink
    Ceri piękny opis :-) mam pytanko z braku postępu w porodzie (32h z czego 21 podpieta pod oxy) i spadku ciśnienia u synka miałam cc. No i teraz się zastanawiam czy jeżeli ta stalowa szyjka doszła tylko do 4cm a ja zaczęłam czuć parte, to czy teraz jest szansa że ta sytuacja się nie powtórzy. Powiem jeszcze że moja mama miała tylko 6cm jak mnie urodziła pękła tak że potem nigdy nie mogła rodzic siłami natury. Trochę myślę o porodzie i mam pietra.
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeFeb 24th 2015 zmieniony
     permalink
    Ewa, nie pociesze sie, ale zawsze można założyć, ze sie nie znam. W kazdym razie położna,z która miałam rodzic SN (bo jednak czeka mnie CC) tłumaczyła mi, ze jeśli był brak postępu porodu jak u Ciebie, prowadzący do CC, to niestety jest duże prawdopodobieństwo, ze sie to powtórzy.
    ALE
    Pytanie teraz, czy to była u Ciebie sytuacja "fizjologiczna", mam na myśli skłonność organizmu do takiej blokady (np. Przez niewspolmiernosc barkową albo słaba reakcje na wydzielana przez organizm oxytocyne) czy raczej efekt wielu błędów w trakcie porodu, jak np: za wczesne przyjęcie na oddział, indukcyjna porodu, unieruchomienie, osłabienie, oxytocyna, plus metody znieczulenia.
    Przykład: przyjechałaś na pierwszych skurczach, położyli cie pod ktg, wiec zamiast sie ruszać musiałaś leżeć, mocniej czulaś ból, opadała z sił --> mniej ruchu --> wyhamowanie akcji --> ktoś wpadł na pomysł, ze oxy ci pomoże, a ta nasiliło skurcze, ale szyjka za nimi nie nadążala. No i finał wiadomy.
    Jeśli do Twojej sytuacji doprowadził splot tego rodzaju wydarzeń, to sie wcale nie musi powtórzyć. Tu na forum jest sporo przykładów, np. TEORKI.
    Moja koleżanka rodziła w UK i ją 3 dni z rzędu odsyłali do domu. Pamietam jak pisała, ze ja strasznie boli. Ale dzięki temu, ze kazali jej te pierwsze skurcze przesiedzieć w domu, miała sporo ruchu, w trzeciej dobie ja w końcu przyjęli i juz szybciutko urodziła.
    W PL, ide o zakład, w niektórych szpitali wzięliby ja na tych pierwszych skurczach, poczekali, potem cos tam przyspieszyli, a na koniec walneła oxy, no bo przecież nie będzie im baba 3 dni na piłce skakała :wink:

    Treść doklejona: 24.02.15 21:58
    Tak sobie myśle, ze po prostu znajdź sobie mądrą doświadczoną położną i lekarza i zdaj sie na nich.
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeFeb 24th 2015 zmieniony
     permalink
    Ja też się absolutnie nie znam, tak jak moja przedmówczyni szanowna [ :wink: ] ale słyszałam, że stalowa [tzn ja znałam określenie tytanowa] szyjka jednak lubi się w ciąży "powtarzać".
    Moja znajoma dwa razy próbowała SN i za każdym razem to samo. Szyjka dochodziła do 2 cm i dalej ni chu chu.
    Ponoć to jest takie właśnie jakieś anatomiczne. Jak nie wiem, piegi czy skłonność do rozstępów.
    Tak samo jak - podobno - skłonność do posiadania za krótkiej pępowiny. Moja znajoma rodziła naturalnie, doszła do 10 cm, ale nie mogła wyprzeć synka, więc szybko jej cc robili.
    Po wszystkim sie okazało, że pępowina miała tylko 18 cm przy normie dużo większej.
    I dziecko nie wyszło by, nie ma opcji.
    Teraz ta dziewczyna jest w kolejnej ciąży i jej gin zaleca cc, bo mówi że pewnie sytuacja się powtórzy.


    Aczkolwiek tak jak mówię- nie wiem ile w tym prawdy...........
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeFeb 24th 2015
     permalink
    No nie musi, nie musi.
    Ale gin stwierdził, że ryzyko jest duże no więc ona nie chce ryzykować.
    --
    • CommentAuthora_net_a
    • CommentTimeFeb 25th 2015
     permalink
    O kurka, u mnie też była krótka pępowina - nie wiem ile miała, ale mąż musiał ją odciąć jak Hania była na rękach położnej jeszcze, bo nie dali rady położyć mi jej na brzuch.
    Mam nadzieję, że tym razem sznurek będzie dłuższy :shocked:
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 25th 2015
     permalink
    Natalia też miała króciutką pępowinę. Sprężynowała trochę i dlatego II faza trwała dość długo. I też nie dało się jej potem położyć na moim brzuchu, dopiero po przecięciu.
    •  
      CommentAuthorkonrelka
    • CommentTimeFeb 25th 2015
     permalink
    Po narodzinach drugiego syna okazało się,że pępowina okręcona wokół szyi była aż 4 razy.Lekarz kazal po urodzeniu łożyska zmierzyć jej dlugość i wyszło 104 cm:-o
  4.  permalink
    Troszkę mam dzisiaj luzu więc mogę opisać moją przygodę. Nie wiem, czy powinnam tak szczegółowo opisywać, bo niestety mimo iż miałam zapisaną tą stronę w ulubionych nie zdążyłam nic przeczytać, a miałam zamiar troszkę poczytać od piątku.
    Piątek Ok. 9:30 ze smacznego snu wybrudził mnie skurcz/ból brzucha. Po jakimś czasie zorientowałam się, że to nie pojedynczy skurcz tylko mam je co jakiś czas. Na spokojnie poszłam wziąć kąpiel…… przygotować się. W wannie zorientowałam się, że te skurcze są w bardzo krótkich odstępach. Jak zaczęłam je mierzyć, to były co 5 min i trwały ok. 30s. Jak zadzwoniłam po męża, to był pewien, że żartuję. W szpitalu byliśmy ok. 11. Oczywiście plan porodu się nie przydał, właściwie żadne oświadczenia, które miałam wcześniej przygotowane od położnej. Wszystko na IP trzeba było wypełniać na ich wzorach. Nawet nie wiem co wypełniałam, bo było mi wszystko obojętne. Denerwowała mnie baba, bo miałam wrażenie, że z irytacją patrzy na mnie, że nie jestem w stanie jej powiedzieć jakie brałam leki i na co. W takim momencie naprawdę pustka w głowie. Oczywiście Pani również stwierdziła, że jestem za wcześnie, bo to że mnie boli przez 30s. to tak się nie liczy skurczy tylko od jakiegoś momentu napięcia macicy. W dupie miałam co mi tłumaczyła jakaś piguła. Na szczęście od razu mnie umieścili na porodówce. Oczywiście załapałam stresa i zaczęłam beczeć jak słyszałam krzyki za ścianą. Czas szybko płynął. Skurcze od momentu przyjęcia były co 3, 4 min. Rozwarcie o 15 miałam na 6 cm, ale niestety skurcze jakby ustawały. Młoda nie chciała się wstawić w kanał (jeśli dobrze, to określam). Trochę kazali mi na lewej stronie leżeć, trochę na prawej, ale nic nie dało. O 18 wpadły na pomysł, że może pęcherz mi przebiją. Tylko zaczęły dyskutować, że co jeśli nadal dziecko się nie wstawi. Oczywiście miałam od razu wizję vacum i w bek, że chcę cesarkę. Ok. 18:30 przy badaniu położna przebiła mi pęcherz, bez uzgodnienia ze mną. Niestety okazało się, że są zielone wody (dziecko ze stresu smółkę puściło) od tego czasu już tylko musiałam leżeć na łóżku podłączona pod ktg.
    Od tego czasu wszystko poszło tak błyskawicznie. Dostałam gaz do wdychania, który wcale nic nie pomagał, może tyle, że odwracał uwagę od myślenia o skurczach. Dodam jeszcze, że położna, która dała mi ten gaz źle wytłumaczyła mi jak się używa tą rurę. Wciskałam cały czas przycisk na rurce i przez to wylatywał pod mega ciśnieniem, aż się dusiłam nim i całe ręce miałam zdrętwiałe. Tak jak pisałam przynajmniej odwracał moją uwagę. Dopiero załoga po 19 wytłumaczyła mi jak się używa ten gaz (tą rurkę) i czar prysł.
    Chwila moment i już miałam rozwarcie 10cm. Z tego wszystkiego zapomniałam, że jak jest takie parcie na stolec, to jest już dziecko. No i wstrzymywałam, dopiero po jakimś czasie powiedziała położnej, że chyba kupę mi się chce. Zawołała załogę, łóżko poskładały i już byłam w pozycji półsiedzącej. Powiem szczerze, że mało zapamiętałam z dalszej części. Parcie nie było takie straszne, przynajmniej jak teraz o tym pomyślę. Jak położna powiedziała, że mnie natnie zamiast przeć zaczęłam strasznie piszczeć. Zapomniałam powiedzieć im wcześniej, że jak chcą mnie naciąć niech tną tak, aby o tym nie wiedziała. Przez to, że piszczałam (a mam donośny głos) nie wiem skąd pojawiła neonatolog i chwyciła mnie za rękę i pytała się co się stało. Ja do niej, że już nie chcę rodzić. Za chwilę świadomość mi wróciła i do wszystkich mówię „ dobra bez sensu spanikowałam” W kolejnym skurczu zostałam nacięta i nic nie bolało. Za chwilę główka już wystawała, nawet wzięły mi rękę, abym ją dotknęła. Tułów nawet nie wiem, kiedy wypchałam. 19:47 Weronika była już z nami.
    Niestety łożysko nie chciało się odkleić, podali mi oxy, ale na szczęście zanim lekarz przyszedł udało się je wypchnąć. Co mnie jedynie zadziwiło, łożysko było całe w krwiakach. Pielęgniarka widziałam, że było przerażona jak pokazywała je lekarzowi. Ponieważ zauważył, że się tym zaczęłam interesować powiedział do niej „no to co ważne, że jest całe, proszę wyrzucić” . Nie wiem co mam o tym myśleć, ale ważne, że dziecko zdrowe. Słabo mi było po porodzie więc dostałam jeszcze 2 kroplówki nawadniające. Gdyby mi wcześniej ten pęcherz przebili pewnie znacznie wcześniej bym urodziła. Szkoda, że spanikowałam przy cięciu. Ogólnie uważam poród za idealny. Uważam, że bardzo szybko o bólu się zapomina.
    •  
      CommentAuthoradaja78
    • CommentTimeFeb 26th 2015
     permalink
    myslałam ze pępowina jest zawsze mniej więcej takie samej długość, aż jestem w szoku, jedna 18cm a druga aż 104 :shocked:
    --
    •  
      CommentAuthormarion
    • CommentTimeFeb 26th 2015 zmieniony
     permalink
    TEORKA: Po wszystkim sie okazało, że pępowina miała tylko 18 cm przy normie dużo większej.I dziecko nie wyszło by, nie ma opcji. Teraz ta dziewczyna jest w kolejnej ciąży i jej gin zaleca cc, bo mówi że pewnie sytuacja się powtórzy.

    U mnie było tak samo.
    Położna mi po porodzie powiedziała, że urodziłabym przy drugim parciu bez nacięcia. Ale jak się okazało pępowina miała 20 cm, więc co młodego wypchałam, to się chował, bo pępowina za krótka i nie puszczała.
    I ostatecznie skończyło się tak, że syna wytargali kleszczami :sad:
    Pytałam o to później gina na wizycie kontrolnej, czy tej krótkiej pępowiny nie było widać na USG, to tylko wzruszył ramionami... :neutral:
    Skonsultowałam z innym, to stwierdził właśnie, żeby przy ewentualnie drugiej ciąży bacznie się temu przyglądać, bo sytuacja może się powtórzyć.
    •  
      CommentAuthorgucio8
    • CommentTimeFeb 26th 2015
     permalink
    Przepraszam Cię monaliza, ale uśmiałam się czytając Twój opis. Niezłe mieli z Tobą cyrki :)) Ważne, że wszystko skończyło się dobrze i może na następny raz już będziesz bardziej wyluzowana? :) Ja też się bałam nacięcia i też mnie poinformowali przed, ale stwierdziłam, że już mam wszystko gdzieś, niech robią byle pomogło. O dziwo poczułam tylko lekkie uszczypnięcie, jak przy szczepionce cienką iglą, więc nie było się czego bać. Aha, nie byłam niczym znieczulana. W wolnej chwili opiszę kiedyś mój poród, na otuchę ciężarówkom, które pewnie czytają ten wątek.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeFeb 26th 2015
     permalink
    marion: Skonsultowałam z innym, to stwierdził właśnie, żeby przy ewentualnie drugiej ciąży bacznie się temu przyglądać, bo sytuacja może się powtórzyć.

    Nie ma reguły. W mojej pierwszej ciąży pępowina miała standardową długość. W drugiej trafiła się taka krótka. Rodziłam na czworakach i mała też się chowała. Ale wystarczyło zmienić pozycję na bardziej pionową i mogła w końcu się wydostać :smile:
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.