Moment zobaczenia dziecka faktycznie piekny i niezapomniany.. i wierze, ze nawet przy cesarce taki moze byc.. Aniajaz gratulacje synusia i meza oczywiscie, bo widac, ze wrazliwy z niego facet :)
witajcie na tym wątku jestem po raz pierwszy.Mam chwilkę czasu więc opiszę wam moj poród, który odbył się przez CC, ponieważ mała była ułożona pośladkowo a więc w czwartek 05.03 miałam zgłosic się na 8 do szpitala. od ok 6 godziny zaczęłam odczuwać skurcze dość regularne bo co 10-15 minut....więc wiedziałam, ze coś się zaczyna....w między czasie przy zmianie pozycji usłyszałam takie "pyk" i zaraz po tym udałam się do toalety...na wkładce pojawil sie dziwny śluz taki rozciągliwy i przejrzysty....od razu pomyslałam sobie, ze to chyba czop odchodzi....ale nic tam innego się nie działo, więc wzięłam sobie prysznic no i przyszła godzina udania się do szpitala, a tam lekarz mowi abym przyszła o 12, bo teraz mają nawal a ze mną nic takiego sie nie dzieje.....pozwolił mi zjeśc śniadanie i powiedział, ze cesarka będzie jutro......więc ja zła pojechałam do domu....oczywiście zjadłam śniadanko.....bóle stawały się coraz mocniejsze i już co 10 minut....każdy ruch powodował wypływanie czegoś ze mnie, jak się później okazało to wody płodowe się sączyły, a ja o tym nie wiedziałam.....myslałam, z eto dalej czop odchodzi, szczególnie ze na papierze pojawila się znikoma ilość krwi ....tak dotrwałam do 12...tam podłączyli mnie pod KTG i kazali wciskac przycisk jak poczuję ruchy......przez 30 minut nie poczułam ani jednego:((...mimo poruszania przez położną moim brzuszkiem na KTG nie zapisał się żaden ruch....za to skurcze i bijące serduszko tak....więc postanowiono mnie zbadać, po zbadaniu okazało się, ze praktycznie nie ma rozwarcia, bo tak na siłę to było na pół może 1 palec, ale wody płodowe odeszly i ciśnienie mi skoczyło na 150/100....więc decyzja o natychmiastowej cesarce.....podłączono mi weflon, kroplówkę i zacewnikowano mnie....zdążyłam zadzwonić do męża, ze jednak dziś będzie cesarka.....ok 13 na sali do cięć zaczęto mnie przygotowywać ....anestezjolog nie mogł się wkuć dopiero za 4 razem się udało:((......do dziś boli mnie kręgosłup i lewa ręka w barku:((....leżąc już usłyszalam pani mąż dojechał.....ucieszyłam się, bo myslałam, ze mu się nie uda dotrzeć na czas....o 13.35 Natalka była już na świecie.....jak ją zobaczyłam to łzą szczęścia nie było końca:)).....po wszystkim zawieźli mnie na sale pooperacyjną.....24godziny leżenia na płasko nie ruszając głowa....koszmar....szczegolnie jak boli kręgosłup i ręka...po 24 godz. nadszedł czas na wstanie...bol niesamowity bo wszystko ciągnie nie mozna się podnieśc...ale to było jeszcze nic wporównaniu do dojścia do łazienki i umycia się....wróciłam z łazienki na wozku, bo wszystko tak piekło i rwało, ze nie mogłam kroka zrobic, ale na 2 dzien bylo juz lepiej no i teraz z kazdym dniem jest lepiej ....ale co tam teraz już śmigam i od czasu do czasu boli mnie brzuszek i kręgosłup, ale jak popatrzę na moje słoneczko to o wszystkim się zapomina:)) to tyle co mogę napisac o CC
-- Natalka urodzona 05.03.2009 Kocham ją ponad wszystko:))
Monia gratuluje i ja...i chyba utwierdzilam sie w przekonaniu ze jednak wole sn...mimo tego ze w chwile po porodzie obiecywalam sobie ze ostatni raz rodzilam sn (tez nie do konca bo w zzo...no i zakonczylo sie proznociagiem)
No to napiszę i ja z wielkim poślizgiem :) Ciąża była z komplikacjami i już na 2 tygodnie miałam skurcze przepowiadające które zawsze kończyły się o 3 w nocy. Tego dnia rano odszedł mi czop śluzowy ale tak odrobinkę że nawet nie byłam pewna czy to to. Pojechałam z mężem na zakupy, ale nie wysiadałam z samochodu, bo miałam stracha, że mi wody odejdą. Skurczy dostałam o 19 ale takich jak zwykle - przepowiadaczy. Zaczęłam mierzyc czas. Skurcze co 5 min. Ale jakieś takie nie tego, więc stwierdziłam, że znów straszy. O 23 po regularnych skurczach stwierdziłam, że idę spac. O 23.30 wstałam i stwierdziłam, że idę się golic i na wszelki wypadek do szpitala sprawdzic czy nie rodzę - jeśli nie - to wróciny do domku. Do szpitala dotarłam chwilę po północy i położna na izbie pyta co się dzieje. Ja na to, że chyba rodzę. Ona: "Chyba?" No więc mówię, że nigdy nie rodziłam, skurcze nie bolą ale już są bardzo długo co 5 min. Zmierzyła i okazało się, że faktycznie.
Zawołała doktora, zbadał mnie i mówi, że porodu nie będzie, bo to takie rozwarcie na pół paluszka i mąż ma wracac do domu. A ja zostaję do obserwacji. Ale się uparłam, że mąż idzie ze mną. I tak siedzieliśmy sobie razem na tej porodówce. W pewnym momencie czuję, że się zesikałam. Ale zaraz czuję, że znowu. I tak oto odeszły mi wody. Małż latał za mną ze ściereczką i wycierał co ja nachlapałam. Między skurczami sobie przysypiałam (skurcze co minutkę, ale się udało). Położna co jakiś czas przychodziła badac i o 4 mówi, że mam iśc pod prysznic i siuku i wracac rodzic. I jak poszłam do WC to siku już nie mogłam zrobic, weszłam pod prysznic - było cudownie - przestałam czuc skurcze i jak wyszłam to rzuciło mną na sedes :P Dostałam skurczy partych. Położna kazała szybciutko wracac na salę. Łatwo powiedziec - szybciutko jak co pół kroka ma się skurcz party :) No ale po długim spacerku dotarłam do sali rodzinnej, a tam kolejne wyzwanie - wczołgac się na fotel :) Po mozolnych próbach jakoś się wtaszczyłam. Zostałam cewnikowana (ale moja cudowna położna założyła mi cewnik jaki zakłada się noworodkom więc nic nie czułam) i położna mówi, że widzi czarną czuprynę. Pytam czy do 8 się z porodem wyrobimy (była 5) a kobitka do mnie, że trzy parcia i misiek będzie z nami. No więc mocno się zdziwiłam, że to już - przecież miało bolec tak niedowytrzymania, a tu boli, ale tak trochę. Bardziej jakiś taki dyskomfort :) No i zaczęłam rodzic. Ręce odmówiły posłuszeństwa, zaczęłam uciekac tyłkiem od położnej, bo nogi były mocniejsze. Przyszedł lekarz i z jednej strony był on a z drugiej mój mąż. I tak mi pomagali się utrzymac. Trochę ich podrapałam, ale lekarz później mówił, że się nie gniewa :) Jak położna mówiła żebym parła to parłam jak mówiła, żebym nie parła to miałam problem ale nie parłam. No i popełniłam błąd. Popatrzyłam jej na ręce, a tam nożyczki - będzie cięcie. Kurcze, ale się wystraszyłam. Mówię jej - niech mi pani powie jak będzie Pani nacinac, a ona że to już po. I znów się spóźniłam - nic nie poczułam, a taką miałam ochotę spanikowac. Dodam, że jak miałam skurcz mówiłam, że ja się wypisuję, nie chce rodzic i już mam dośc idę do domu, ale jak skurcz mijał pocieszałam mojego męża, że nie jest źle i niedługo machniemy sobie następnego maluszka. Później znów skurcz, a później znów pocieszanie małża coby nie spanikował :) No i tak po 15 minutach położyli mi na brzuszku takie małe, sine, obślizgłe i płaczące. No i ja też się popłakałam. Wiedziałam, że oto nastał najpiękniejszy dzień w moim życiu. Chwila na którą tyle czekałam właśnie nastała. A później mi go zabrali do mierzenia i ważenia a ja zostałam sam na sam z lekarzem, który kazał mi opowiadac, gdzie na wakacje jeżdżę. Najpierw mnie czyścili. Trochę zaczęłam się rzucac, a położna mówi: urodziła pięknie takie wielkie dziecko (3900) a tutaj twierdzi że boli. Ale naprawdę poród nie bolał, a to tak. Ale jak lekarz powiedział, że jak mi da znieczulenie do czyszczenia to nie będę mogła karmic to przestałam czuc ból. No i później szycie: 40 min. Później przeszłam na salę poporodową i tuliłam się z moim maluszkiem. Mąż w między czasie przepakowuje torbę, wyciąga mały ręcznik i pyta po co to. No to mówię że jak byłam spocona w trakcie porodu to żeby wycierał mi czoło, a on mi mówi że mi ręką wycierał :) O 6 poszłam na normalną salę, poszłam się wykapać i już o 7 wzięłam maluszka ze sobą na salę. Teraz uważam, że to głupota, bo ze zmęczenia i słaniałam się na nogach, ale tak bardzo się nie mogłam doczekac żeby miec go tylko dla siebie. I tak ze mną bez przerwy jest do dziś. W szpitalu byliśmy 10 dni, bo synek miał wewnątrz maciczne zakażenie zapalenie płuc. Szwy ciągnęły jak cholera i to było gorsze niż poród - który polecam każdej dziewczynie :) To była najpiękniejsza chwila w moim życiu i szczerze mówiąc żadnego bólu nie pamiętam - pamiętam skurcze, ale nie ból. Chociaż mój mąż twierdzi inaczej - że bolało mnie jak cholera i byłam wykończona, ja wiem, że dzięki temu mam jego - MÓJ NAJWIĘKSZY SKARB za który mogę życie oddac.
Ps. Na wizycie po 6 tygodniach lekarz stwierdził, że mam strasznie pokiereszowaną macicę i mogę miec tylko jeszcze jedno dziecko, a i to będzie trudne - stąd to szycie 40 min. Strasznie popękałam w środku. No ale na to wpływu nikt nie miał. Zdziwiłam się tylko, że nikt w szpitalu mi nie powiedział o tym. W sumie jest 5 miesięcy po porodzie, ale ja już dawno nie odczuwam żadnych dolegliwości i tego że macica pokiereszowana też jakoś nigdy nie odczuwałam - mój małż twierdzi nawet że po porodzie jest fajniej :P
Już odpisuję - musisz się wysiusiać przed porodem, bo inaczej napełniony pęcherz moczowy będzie blokował przejście dziecka (tak przynajmniej tłumaczyła nam to położna w szkole rodzenia). Ja sobie na początku często chodziłam siusiać, ale jak już mocniejsze skurcze były to mi się nie chciało gonić na drugi koniec porodówki (w trakcie skurczy przejście 10 m to nie lada wyzwanie ) i w sumie też byłam zmęczona więc spałam wykorzystując przerwy między skurczami. W końcu położna mnie zmobilizowała do pójścia do łazienki (swoja drogą - dziewczyny korzystajcie z prysznica - przynosi wielką ulgę) no ale główka wtedy była już tak nisko że na pęcherz uciskała i wysiusiać się nie dało. I tak kółko się zamyka - siusiać musisz żeby główka wyszła, główka przy wychodzeniu dociśnie pęcherz i nie da rady siusiać. Ale nie bójcie się cewnikowania - to nie boli. W sumie było to robione w takim momencie że czułam coś innego :)
Eh, zdaje mi się trochę, że z tym "musem" opróżnienia pęcherza przed porodem to jest trochę jak z nacinaniem :-/ Ja opróżniłam pęcherz przed wyjazdem z domu do szpitala, czyli jakieś 3 godziny przed urodzeniem Kalinki, a potem już nie zdążyłam i jakoś urodziłam. Położna co prawda wysłała mnie do WC, żebym ten pęcherz nieszczęsny opróżniła, ale jak doszłam do toalety, to dostałam partych i wracałam na tyle szybko, na ile się dało, coby w tej toalecie nie urodzić.
pelesie - a może nie wiesz nawet że miałaś cewnik? Tego nie czujesz, a podobno położna widzi czy pęcherz nie przeszkadza. Jeśli chodzi o nacinanie - w szpitalu w którym rodziłam to nie jest rutyna - byłam jedyną dziewczyną na sali nacinaną, ale jak byłam w środku bardzo popękana (chyba) ze względu na wagę dzidziusia. I położna nie chciała żebym na zewnątrz pękła bo to nigdy nie wiadomo w którą stronę pójdzie.
Jak kładziesz się na fotelu i masz bóle parte - uwierz nawet byś się nie zorientowała :) Ja bynajmniej nie wiedziałam - dopiero jak położna powiedziała to się dowiedziałam - ale również po fakcie - powiedziała że mi założyła cewnik dla noworodka żebym nie czuła :) A nie jestem wyjątkiem bo emkaf też pisze że nie czuła :) A cewnikowanie trwa pare sekund żeby mocz spłyną więc czas jest :)
A prawdą jest że w naszych szpitalach nie informuje się pacjentów o wykonywanych zabiegach - niestety dowiadujemy się po fakcie - chociaż ja nie mogę narzekać :)
hmmm, no tak, chodziło mi też o to, że nie leżałam na płask i widziałam, z czym tam się do mnie zbliżają (i byłam na to dość mocno wyczulona, mimo skurczów)- cewnika nie było w zasięgu mojego wzroku, po fakcie mnie o cewnikowaniu nie informowano i w wypisie też nic nie było
swoją drogą strategia informowania po jest dla mnie mocno irytująca- dużo jeszcze brakuje do sukcesu akcji "rodzić po ludzku"- niestety.
Mam nadzieję, że nie będę cewnikowana, bo mam złe wspomnienia. Jako dziecko miałam zwężoną cewkę moczową (a leczono mnie na nerki - super pomyłka) i do każdego zdjęcia pęcherza miałam wstrzykiwaną wodę, a trzeba było wcześniej zacewnikować - ból niesamowity przy zwężonej cewce. Ja płakałam a pielęgniarki krzyczały na mnie, że jak mogę płakać przy tak "bezbolesnym" zabiegu. Dopiero w prywatnej klinice w warszawie pani tylko spojrzała na zdjęcie i już wiedziała co mi jest. Zabieg 15 minut i koniec problemów urologicznych.
moja historia 15.04.2009 godz 9. Obchód.Niecierpliwie czekam co powiedza lekarze. '-musimy to zakonczyc'-odrazu oznajmil ordynator- ' pani niska postura, duzy brzuch,cukrzyca, przebyta operacja, niemozemy dluzej czekac'. Zaniemowilam pomimo kilku ich pytan. Łzy cisnely mi sie do oczu, ale poczekalam az wszyscy wyjda.Poplakalam sie, ale niewiem czy ze strachu czy z radosci.Mialam mase mieszanych uczuc juz do konca dnia. 16.04.2009 godz.2.55 Obudzilam sie i po chwili poczulam lekkie ukłucie w dole brzucha ktore przeszlo bolem miesiaczkowym po calym brzuchu.Zachcialo mi sie siku.Wstalam, wyszlam na korytarz i poczulam ze cos mi plynie, coraz wiecej i coraz cieplej- O Jezu, wody mi odeszly!! niewiedzialam co robic, poszlam do toalety i tam dalej wody, wyszlam, nikogo nigdzie niebylo, stalam w szoku i w mokrych kapciach, ręce zaczely mi sie trzasc, podniecenie niedoopisania.Nagle pojawily sie pielegniarki. Zapisaly-odejscie wod godz.3.05.wykonaly kilka telefonow mojej sprawie i szybko na porodowke.Zdazylam obudzic Tomka choc niepotrzebnie.Ja naprawde myslalam ze zaraz urodze hehehe ;) 3.20 KTG i pierwsze skurcze.Najpierw co 10 min, pozniej co 5, 8, 10, nieregularne.Okolo 7.30 pojawil sie Tomek, ucieszylam sie.Pozwolono mi pojsc po potrzebne rzeczy i wykapac sie. Caly czas mialam skurcze co 10min, pomyslalam- eee, do przezycia, moge rodzic. W miedzy czasie ordynator poprosil mnie na rozmowe. Zapytal czy chce sprobowac urodzic czy robimy te planowane ciecie. Oczywiscie ze chcialam urodzic sama. Powiedzial, ze jesli beda jakies problemy to wszyscy sa przygotowani do cc w kazdej chwili.Po powrocie na porodowke zaszczycono mnie lewatywa. Pol godziny w toalecie wykonczylo mnie totalnie, bylam bardzo oslabiona, dostalam slodka herbate, byla przepyszna.Skurcze zaczely przybierac na sile, a kazde kolejne badanie rozwarcia wydawalo sie niedowytrzymania, szczegolnie te w szczycie skurczu.Patrzylam na zegarek, czas zasówał niesamowicie, mijala godzina za godzina.Wkoncu okolo godz 12 dostalam oxytocyne, kilka kropel dalo mi takiego kopa ze myslalam ze juz rodze.Mocne skurcze co 2 min. I tak do godz 15 !! O g.15 moja ginka stwierdzila rozwarcie na 10 !!! ale niestety główka nieschodzila.Polozna ciagle pytala czy czuje parcie na kiszke stolcowa, a ja nic takiego nie czulam.Siedzialam na pilce i czulam ze to jest ta chwila gdzie juz powinnam przec.Mialam skurcz za skurczem, i jakby parcie ale niemialam czego przec.Kolejne badanie na skurczu, krzyczalam chyba na caly szpital.M wychodzil na korytarz bo chyba niemogl na to patrzec.Niestety, nic sie niezmienilo, glówka nadal niezeszla :( 16.00 Nagle zaroilo sie od ludzi.Moja ginka stwierdzila - TNIEMY.Podobno tetno dziecka zanikalo, ale ja dowiedzialam sie o tym dopiero po 3 dniach od mojej mamy.W kilka minut znalazlam sie na sali operacyjnej.Cudem udalo nam sie pomiedzy skurczami zrobic znieczulenie w kregoslup.Bylam wykonczona, ale ostatnimi silami wspolpracowalam. Nagle skurcze minely, Boze co za ulga, chcialam isc spac! spac! spac! Poczulam blogie cieplo.Wydawalo mi sie ze jestem bardzo spokojna, choc tetno pokazywalo co innego.Kroili mnie, a ja nawet nieczulam ze mnie ktos dotyka.Spokojnie czekalam. Nagle uslyszalam cichutkie mrukniecie, zaptalam- czy juz jest?- jeeest-powiedziala moja ginka i wtedy skojarzylam sobie ze kilka minut temu powiedzia---noooo, bo dam klapsa!- to bylo do mojego synka. Slyszalam jak sie nim zajmuja, bo cichutko kwilil, nieplakalam ale lzy same lecialy mi jak grochy.Urodzil sie o godz.16.30, 4kg i 58cm, 9 p apgar,duzy chlopak.Pokazali mi go przez krótka chwilke i zaraz pobiegli.Nawet niedalam mu buziaka, tak jak obiecala anestozjolog dzien wczesniej. Mowili o mnie na calym oddziale, ze bylam bardzo dzielna, nawet ordynator mnie pochwalil, polozne mowily ze nie mam sobie nic do zarzucenia, bo probowalam.A ja zartowalam, ze zaliczylam porody 2w1, naturalke i cesarke. Nigdy, przenigdy niezapomne tego dnia.Bylo ciezko, pod koniec szczegolnie, ale byl to najwazniejszy i najpiekniejszy dzien mojego zycia.Przeciez dalam nowe zycie, to niby jak moglo byc lekko.Wszystkie bole swiata warte sa tej malenkiej cudownej kruszynki, Danielka, serduszka mojego :*
adaja poryczalam sie....mialysmy baaaaardzo podobne porody.....prawie jakbym swoja relacje czytala (tyle ze bez cc a z proznociagiem polozniczym)...jeszcze raz gratuluje...:)