Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeFeb 21st 2011
     permalink
    Tak to jest. Ja w cyklu zaciążonym zaklinałam się, że dostanę @, bo przecież po prawie 3 latach nie mogłam od tak zajść w ciążę. A się udało!
    --
    •  
      CommentAuthorMilena
    • CommentTimeFeb 21st 2011
     permalink
    Talinko, tak mi przykro! Wiem, co przeżywacie, dziewczyny...ja po poronieniu odczekałam 6 m-cy...ale w ciążę z Franiem zaszłam w pierwszym cyklu (z Zosią też)...w szpitalu mówili mi, że najważniejsze, że zaszliśmy w ciażę, że drugim razem też sie uda...było to dla mnie pocieszeniem wtedy...Trzymajcie się, dziewczynki...
    -- FRANEK, ZOSIA i ...
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeFeb 21st 2011
     permalink
    Dzięki Milenko! Takie historie są pokrzepiające!

    R. chce odczekać do kolejnego roku. Zobaczymy jak to będzie... :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorilonka_23
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    Dziewczyny, a ja nic nie wyrzuciłam Mam test, mam wszystkie badania, mam wydruk z usg i wielką zadrę w sercu. Nie potrafię się rozstać z tymi "pamiątkami".
    Minęlo 7 miesięcy a ja nadal cierpię, każdego dnia!!!!!!!!!!!!!!
    Nic nie przynosi ulgi...........
    Żadna historia nie pokrzepia!!!
    I wkurzją mnie ludzie, którzy mówią, że będzie dobrze, bo skąd to wiedzą???????????????
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    ilonka_23 ja wiem niestety co oznacz to cierpienie i jak boli ta zadra w sercu bo maju ub roku też straciliśmy dzieciątko.
    Ja też nie rozstałam się z pamiątkami... Posłuchałam jednak mojego gina, który poradził,żeby te pamiątki schować gdzieś głęboko i nie wracać do nich... Może to dla Ciebie brzmi okrutnie, jednak mi bardzo to pomogło. Bo schować pamiątki nie oznacza zapomnieć (obie wiemy,że to niemożliwe), to oznacza nie rozdrapywać ran.
    Nie wiem, jak u Was z ponownymi staraniami? Nam lekarz dał światło po 3 m-cach i nie zastanawialiśmy się ani przez moment. Po 4 miesiącach po stracie udało się i za dwa miesiące powitamy na świecie synka.
    Napiszę Ci tylko,że może być dobrze- trzeba sobie tylko dać na to szansę. I wiem to z własnego doświadczenia. Trzymam bardzo mocno kciuki i przytulam!
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    Ja testy i wynik bety też nadal mam... usg niestety zabrali mi w szpitalu :sad:
    Mam jednak nadzieję, że zajdę szybko w ciążę i nasza Hania będzie się nami opiekowała z nieba...

    Zrobiłam toxo i cmv jak zaleciła ginka... Wyniki mam ujemne, więc z jednej strony cieszę się ogromnie, ale z drugiej.... nic się nie wyjaśniło :cry:
    --
    •  
      CommentAuthorilonka_23
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    Ja nie mówię, że pozbywając się pamiątek próbujecie zapomnieć, bo wiem, że się nie da. Mówię tylko, że każda przeżywa swoją tragedię na swój sposób.
    Ja po stracie musiałam przejśc jeszcze operację, więc wszystko się przeciągnęło. Teraz jest nasz 4 cykl starankowy.........czekam, ale powoli tracę nadzieję...........
    wtedy udało się w 16 cyklu, nie mam siły tyle czekać i coraz bardziej ogarnia mnie rozpacz!
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    Nam udało się w 38 cyklu.
    Teraz jest 40. I 7.04 będą 3 lata starań.
    --
    • CommentAuthorAnecia84
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    ja zaszłam w ciąże po 4 latach starań. Jednak los nas mocno doświadczył i okazało się że to puste jajo płodowe. Zastanawiałam się dlaczego akurat nam musiało się to przydarzyć i w dodatku wtedy kiedy odzyskaliśmy nadzieję że dziecinka jest w zasięgu naszych ramion. I tak brutalnie wszystko się skończyło. Teraz już minął rok od tych tragicznych dla nas wydarzeń a ja dalej nie umiem zapomnieć. Za 4 miesiące będzie 6 lat jak się staramy i chyba to najbardziej mnie przeraża, ten czas który już minął, a kruszynki jak nie było tak nie ma. Jednak jest ta iskierka nadziei że skoro raz się już udało to czemu drugi raz ma się nie udać i tak naprawdę to mnie podtrzymuje i nie rezygnuje ze starań.
    -- ;;;;
    • CommentAuthorobanieczka
    • CommentTimeMar 28th 2011
     permalink
    Ja poroniłam rok temu i 3 miesiące... wtedy położyli mnie na patologii obok dziewczyny, której dziecko umarło w czasie porodu... i jej rodzina przyniosła sukienkę do trumienki... chyba bardziej przeżyłam to jej poronienie niż moje... nie wiedziałam jeszcze wtedy co to znaczy ruszający się Dzidziuś. Ale teraz o naszej pierwszej córeczce pamiętamy w modlitwie i dla mnie to było najskuteczniejsze lekarstwo, żeby się pozbierać... a jak trzymam teraz małą Mary to jej mówię, że ma już siostrę w niebie i cieszę się, że jestem podwójną mamą.
    Dla mnie szokiem było, że poronienia ( takie w szpitalu) to jest koło 40 000 rocznie na Polskę i teraz już nie boję się mówić o poronieniach głośno, bo wiem, że to jest gęsty problem
    -- MAMAMARYSI
  1.  permalink
    Ja jestem po dwóch poronieniach...Pierwsze 30.11.09...Drugie 14.12.10...Obydwie ciąże planowane, zachodziłam za każdym razem według "planu"...Problemy zaczynały się pojawiać w 8 tygodniu ciąży zarówno pierwszej jak i drugiej...
    Przy pierwszym poronieniu zaczęłam plamić na brunatno. Pojechałam do lekarza,a ten kazał mi leżeć i nie ruszać się nigdzie bez asysty męża. Kiedy zaczęłam krwawić i nasiliły się bóle pojechaliśmy do szpitala. Tam podano mi leki na złagodzenie bólu i następnego dnia rano stawić się w klinice patologii ciąży na USG.
    Badanie wykazało,że zarodek się rozwinął i jest jajo płodowe,ale wszystko już u ujścia szyjki "NIC TAM NIE MA" tak powiedziała lekarka. Później rozmowa z lekarzem,z której niewiele pamiętam,ale podobno pytali czy chcę zabieg, tabletkę na wywołanie czy poczekać aż natura sobie z tym poradzi...powiedziałam,że nic nie chcę,niech mój organizm sam usunie...powiedziano mi,że jeżeli chcę to mogę przynieść szczątki,które zostaną wydalone na badanie...płacz...powrót do domu...następnego dnia silne bóle, rozwolnienie, płacz...czułam jak to wszystko ze mnie schodzi...miałam na ręku to co pozostało,ale nie byłam w stanie nic z tym zrobić...instynkt samozachowawczy i funkcje obronne mózgu przed szokiem doszły do głosu i odrzuciłam to od siebie...Później lekarz, leczenie antydepresantami przez 4 miesiące...dopiero w połowie roku doszłam do siebie...
    Drugie poronienie...Brunatne plamienia…znowu gin...Plamienie od serduchowania i usg wewnętrznego (tak stwierdził lekarz)... miałam się nie martwić ...widziałam bijące serduszko...Taki motylek,pikał tak strasznie szybko...Położna powiedziała,że z całą pewnością stwierdza,że maleństwo ma 5 tygodni i 2 dni... dzień później przeszłam piekło na ziemi…jestem pewna,że tak będzie wyglądać piekło…taka ilość skrzepów jeszcze ze mnie nie leciała…Pognałam lekarza…Tam od razu na usg,a tam co? Moje Maleństwo robiło sobie miejsce i zagnieżdżało się na swoim terytorium... serduszko biło jak oszalałe i Maleństwo urosło sobie kilka milimetrów od czwartku,co spowodowało,że z 6 tygodnia ciąży wywindowało mi na 7 tydzień…I to moje Maleństwo na obrazie usg usadowiło się po lewej stronie w moim brzuszku…Pytam położnej skąd w takim razie te skrzepy i te krwawienia?!Pokazała mi ciemne plamy i smugi po prawej stronie i powiedziała,że to jest ta krew,która musi zejść,a że szyjka,jest minimalnie otwarta,to dlatego schodzi to wolno i boli…Przyczyną było branie Luteiny, ona wspomaga rozwój ciałka żółtego,ale jednocześnie pogrubia ściany endometrium i powoduje,że jest ono bardzo ukrwione,żeby nie powiedzieć,że przekrwione…naczynia krwionośne są tak napęczniałe,że pękają i tworzą się skrzepy.Część krwi wchłonie się do narządów,ale część musi znaleźć ujście…Efekt taki,że jak wróciłam do domu,to od 19-22 wyłam z bólu jadąc na 2 no-spach, aspirynie i 1500mg paracetamolu,a mój M płakał ze mną wisząc z położną na telefonie i pytając co robić…Położna zabroniła nam jechać do szpitala,bo powiedziała,że podadzą mi środki na wywołanie poronienia twierdząc,że już się zaczęło,i że w głębokim poważaniu będą mieli zdjęcie z usg i fakt,że zarodek żyje i ma się dobrze…Chodziłam,płakałam,leżałam,płakałam i tylko się modliłam,żeby z Maluszkiem było dobrze,a ja wszystko przetrzymam…Następnego dnia krwawienia zelżały, ból odczuwałam po prawej stronie i czułam jak skrzepy idą w dół do ujścia szyjki…Po lewej stronie spokój,zero bólu...
    Do końca tygodnia miałam polegiwać,wstawać do toalety albo zrobić sobie herbatę,żeby ta krew spokojnie sobie zeszła…Położna powiedziała,że do piątku wszystko powinno ustąpić:)) Luteinę kazała brać 1xrano i 1xwieczorem,a jak skończę opakowanie to zacząć Duphaston w takich samych dawkach ,bo zawiera dodatkowo minerały i mikroelementy,które ograniczą,to pęcznienie endometrium;
    I znowu do położnej…zadzwoniła i chce mnie widzieć,żeby skontrolować co jest grane w związku z tymi boleściami z poprzedniego wieczoru...Niestety Pan Bóg wraz z naturą zdecydowali,że jeszcze nie nadszedł mój czas na macierzyństwo…te silne bóle…następnego dnia już nic nie było na usg poza krwią zebraną u ujścia szyjki…Położna powiedziała,że powinniśmy się starać jeszcze w tym samym miesiącu,bo poziom progesteronu jest bardzo wysoki…30 grudnia miałam kontrolę,ale już nie próbowaliśmy ponownie...
    Drugą stratę przyszło mi jakoś łatwiej znieść,nie wiem co było tego powodem,ale byłam jakoś spokojniejsza...cały ciężar spadł z moich barków gdy poszłam do niewielkiej kapliczki i zapaliłam dwie świeczki za nasze dzieci,które wierzę,że nie odeszły tylko zmieniły swoją datę przyjścia na świat...


    Lilypie Angel and Memorial tickers
    Lilypie Angel and Memorial tickers
    •  
      CommentAuthorjenyyy
    • CommentTimeMar 30th 2011
     permalink
    sapphire ściskam Cię mocno. Twoja historia jest bardzo wstrząsająca.
    Ja o ciąży dowiedziałam się kilka dni przed Bożym Narodzeniem po ponad półtorarocznych staraniach. Byłam taka szczęśliwa, że Bóg dał nam prezent.
    Radość nie trwała długo bo w styczniu - 8 tydzień dowiedziałam się, że ciąża obumarła. Żal, rozpacz.... doskonale znacie te uczucia.
    W tym nieszczęściu trafiłam na przecudownego lekarza w szpitalu, który mi wytłumaczył, jakie są opcje usunięcia martwego zarodka, przy tym zaznaczył, że najzdrowszą opcją jest to, żeby to mój organizm sam usunął, ale zależy to od mojej siły psychicznej. Podczas długiej rozmowy ten lekarz tak nastroił mnie optymistycznie i uspokoił, że wchodząc do niego byłam zapłakana, a wychodziłam z uśmiechem na ustach. Miałam przez tydzień zastanowić się i zocbaczyć czy dam radę wytrzymać do momentu aż organizm usunie obumarły zarodek. Jednak na to nawet nie było czasu bo po trzech dniach od wizyty dostałam bardzo silnych skurczy i krwawienia i zobaczyłam to co ze mnie wyleciało. Nie brzydzę sie tego, bo to było moje Maleństwo ale jakoś byłam w takim szoku że wyrzuciłam to do kosza. Później z dnia na dzień bóle i krwawienie były coraz słabsze. Po tym przez chyba conajmniej dwa tygodnie nigdzie nie wychodziłam z domu. Całe szczęście mam rewelacyjnego szefa, który dawał mi wole tyle ile potrzebowałam.
    Do tej pory jest mi ciężko. Bardzo pragnę żeby jak najszybciej zajść w ciążę ale wiem, że tym razem to nie będzie tylko radość, to będzie przede wszystkim strach o Maleństwo. Strach żeby tym razem wszystko dobrze się skończyło. Mam wielki żal, że zycie mnie tak doświadczyło, że została mi zabrana kolejna odrobina beztroski i radości. W sierpniu zeszłego roku umarła moja Mama, a teraz to.... Gdyby nie mój mąż i wsparcie najbliższych, nie wiem, jakbym sobie z tym poradziła. To właśnie dzięki nim mam jeszcze siłę uśmiechnąć się pomiedzy chwilami płaczu i bólu, to dzięki nim nie tracę nadziei, że będę miała może córeczkę, która otrzyma imię najwspanialszej kobiety, którą była moja Mama, albo synusia, który bedzie z moim mężem grał w piłkę...
    Dziewczyny, życzę Wam abyście w tych okropnych chwilach miały wsparcie, takie jakie ja miałam, żebyście miały poczucie, że nie jesteście same na świecie, że zawsze obok nas jest ktoś...
    •  
      CommentAuthormarta2811
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    ja teraz przez to przechodze, zeszlej niedzeli zaczelam lekko plamic na brazowo, a ze mieszkam w uk zadzwonilam do poloznej po porade ta powiedziala ze dopoki nie jest to krew czerwona i nie mam boli wszystko jest ok, ale nie bylo we wtorek wieczorem bylismy juz na pogotowiu i to czekanie na wszystko, 30 min w poczekalni, potem wywiad z pielegniarka a co mi a gdzie boli zmierzyla cisnienie i zbadala mocz by potwierdzic ciaze , nastepnie kazala czekac az przyjdzie lekarz .
    po jakis 40 minutach sie zjawila pytala co i jak ponaciskala brzuch a ze skarzylam sie na bol z prawej strony podbrzusza skonsultowala moj przypadek z ginekologiem.i dale czekanie, sama nie wiem na co, i po co, powiedziala tylko ze szykuja mi lozko na ginekologii, gdzie zabrali mnie o 1 w nocy po okolo 3 godzinach od przyjazdu na pogotowie.
    Badanie ginekologiczne za pomaca wziernika a nastepnie wlozeniu reki i naciskaniu bylo okropne, pobrali mi krew 4 fiolki nie wiem po co im az tyle,zostawili mnie na oddziale do rana do zrobienia usg , bylam 5tyg i 3 dni w ciazy a na usg nic nie widac powiedzieli ze albo poronienie ,albo ciaza jest mlodsza . to byl zly znak betahcg-384.2 tak bylo w srode kiedy puscili mnie do domu bo nic wiecej zrobic nie moga!!!!!!!!!! od srody krwawienie sie nasilalo, dzis w piatek mialam pobierana krew byla 10 rano a wyniki dostalam o 8 wieczorem betahcg spadla nawet nie wiem o ile bo nie bylam tego w stanie sluchac wiem ze juz po wszystkim zywa krew ze skrzepami . i ta bezsilnosc ,czekanie , i nastepne badanie krwi w poniedzialek aby wykluczyc ciaze pozamaciczna normalnie ryczec sie chce:cry:
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    Ku pokrzepieniu serc - 2 miesiące temu poroniłam - dziś jestem w ciąży :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorviofe
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    ja też tego doświadczyłam, urodziłam - poroniłam w 23 tyg ciąży ..... po stwierdzonej infekcji dróg moczowych trafiłam do szpitala na kroplówkę, godzinę albo półtorej godziny po kroplówce dostałam krwotoku, po zrobieniu usg lekarz stwierdził że łożysko się nie odkleja i że wszystko jest okej, w nocy dostałam bóli z krzyża... rano jak już miałam pierwszy ból party położna stwierdziła że chyba trzeba zbadać krocze - stwierdziła rozwarcie, 2 min byłam już na sali porodowej stało się to tak szybko że w momencie kiedy był 2 ból party nie było położnej i lekarza - wyszła główka przyszła położna od razu przecięła mi krocze ( 5 szwów ) urodziłam chłopczyka gdzie lekarz powiedział że na bank będzie dziewczynka 630 gramów .... dziecko żyło dopóki nie została przecięta pępowina.... powiedzieli mi że to było poronienie.... i że nie był to poród a wyłyżeczkowanie jamy macicy... dopiero po złożeniu pisma do dyrekcji szpitala i straszeniem prokuratury okazało się że lekarz źle wyliczył tyg ciąży i uznali że to jednak był poród - kartę informacyjną leczenia szpitalnego zmieniali 3 razy więc mam 3 różne przypadki na jeden dzień... obecnie biorę witaminy dla kobiet planujących ciążę.... i miałam zrobionych mnóstwo badań które wyszły bardzo dobrze .... 11 kwietnia minął już 5 miesiąc... :( :sad:
    -- Biegne bez tchu, każdy dzień zamieniając w uśmiech:):):)
    •  
      CommentAuthormarta2811
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    u mnie najgorsze bylo czekanie , strata dziecka oczywiscie tez ale to byl dopiero 5tc, maly babelek tu nie daja zadnych lekow na podtrzymanie , nie ma L4 ,nic nie ma jak poronisz to znaczy ze bylo cos nie tak i natura to wyeliminuje.krwawisz i czekasz bo wiesz co bedzie.Bezsilnosc.
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    Viofe, nie wiedziałaś, kiedy zaszłaś w ciążę? Czy chodziło tylko o pomyłkę co do karty ze strony szpitala?
    --
    •  
      CommentAuthorviofe
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    Amazonka, ja wiedziałam który tydzień i kiedy zaszłam.... miałam prawidłowo wpisane w karcie ciąży że jest 23 tydz. a lekarz który wypisywał informację napisał że byłam w 22 tyg bo wówczas nie dostałabym zgłoszenia urodzenia dziecka... i według rozporządzenia ministra zdrowia zaliczałoby się to do poronienia... myślę że szpital nie chciał mieć na swoim koncie kolejnego martwego urodzenia dziecka żeby nie psuć statystyk......
    -- Biegne bez tchu, każdy dzień zamieniając w uśmiech:):):)
    •  
      CommentAuthorlecia_28
    • CommentTimeApr 16th 2011
     permalink
    Bardzo mi przykro dziweczyny z powodu waszej straty.
    ja mieszkam w Irlandii i podejście jest takie samo jak w Anglii, ale spotkałam tu na forum kilka dziewczyn które chodzą do polskich lekarzy i nie ma problemu by dostać duphaston w aptece jesli lekarz zaleci. Irlandcy lekarze faktycznie inaczej podchodzą do ciąży, nie trzęsą sie tak nad ciężarną i nie rozczulają. Polki przyzwyczajone do naszych lekarzy nie moga sie tu odnaleść ale ja myśle że nie jest tak źle. Pierwsze co mnie zdziwiło to nie skierowali mnie od razu na badania krwi, a tokso czy cytomegalli wogóle nie robią, teraz wiem dlaczego...nawet jak badanie wykryje zakarzenie jest już za późno, po co stresowac ciężarna, na usg po 12tyg sie okaże, bo może wogóle nic sie nie stało. Nie dają duphastonu, ale tyle dziewczyn w Polsce bierze a do poronienia i tak dochodzi, albo jeszcze gorzej okazuje sie że dziecko nie żyje od kilku tygodnie a duphaston sztucznie podtrzymywał ciąże. Pozwalają zdecydować naturze, ale nie do końca jeśli para stara sie powyżej roku, albo jesli masz w histori poronienia zajmują sie od pierwszych dni ciąży, ale od tego nie jest lekarz ogólny tylko specjaliści w klinikach do których trzeba miec skierowanie.
    Ja jestem lekką hipohondryczką i pewnie bede sie konsultować podwójnie, z irlandzkim i polskim lekarzem, ale wiekszość moich koleżanek zaufała tutejszej służbie zdrowiai sobie chwali. Co nie oznacza że nie trafiają sie konowały, ale to raczej nie zależy od kraju..
    Powodzenia dziewczyny, mam nadzieje że gdy żałoba już minie i wrócicie do starań bedą one owocne
    --
    •  
      CommentAuthorRozkosznica
    • CommentTimeApr 17th 2011 zmieniony
     permalink
    Po pierwsze przeczytałam Twoją smutną historię Talinko z pierwszą ciążą, moja Droga gratuluję Ci drugiej ciąży. 3 maj się ciepło i zdrowo Ty i dzidzia przez 9 miesięcy!!! Bardzo współczuję Wam dziewczyny marta 2811i viofe,i innym które to spotkało, bo wolę sobie takiej straty nie wyobrażać :((
    • CommentAuthorstarlet4
    • CommentTimeApr 18th 2011
     permalink
    Witajcie!
    Przeżylam ciążę pozamaciczną która zakończyła się usunięciem jajowodu,po 5 miesiacach dwie kreski na teście...Niestety w 6 tygodniu koniec :sad: Załamałam się wtedy totalnie. Dzięki mojemu mężowi powoli dochodziłam do siebie.Wspaniały lekarz który opiekował się mną w obu przypadkach powiedział,że już wyczerpałam limit nieszczęść i na nastepną wizytę zaprasza mnie z testem potwierdzającym ciąże:smile:UWIERZYŁAM!!! TO było w lipcu 2009. Pojawiłam się w jego gabiniecie we wrześniu 2009 z dobrą wiadomością:smile: Moja córka przyszła na świat w maju 2010,za chwlę będzie miała roczek :bigsmile: A my zaczynamy starania o rodzeństwo dla niej!
    Trzymam kciuki za Was wszystkie i samą siebie!!!
  2.  permalink
    Ja z decyzją o dziecku zwlekałam dużo czasu... chciałam dorobić się mieszkania, dostałać stałą pracę itp.
    W momencie gdy to wszystko osiągnęłam zaczęłam staranki... myslałam, że to jak pstryknięcie palcami... w końcu wkoło było mnóstwo niechcianych ciąż, więc wydawało mi się to proste... niestety wcale takie nie było...
    We wrześniu 2009 moje staranki ruszyły pełną parą, co miesiąc w niu planowanej @ robiłam test - ciągle jedne kreska, także w grudniu - tydzień później w sylwestra ponowiłam test - 2 kreski!!! Jakież wielkie to było dla mnie szczęście! Miałam ochotę wyjść na balkon i krzyczeć na cały świat ogłaszając dobrą nowinę. O północy czułam się jakby wszystkie fajerwerki były puszczane na moją cześć. Celebrowałam tę ciążę jakbym była jedyną kobietą w ciąży na świecie... 5 stycznia byłam już u ginekologa - ciąża była za młoda, ledwo dostrzegalny pęcherzyk... Lekarz powiedział, że za dwa tygodnie jak mi pokaże serduszko na usg to oszaleje z radości... nie doczekałam :( tydzień później miałam minimalne plamienie - właściwie to większość ludzi by tego nawet nie zauważyła, żadnego bólu brzucha, ale mój wspaniały gin wcześniej mi powiedział, że w razie jakichkolwiek wątpliwośći mam do niego iść do szpitala. To była sobota, godzina 22.00 poszłam do szpitala, ale mój gin nie miał dyżuru. Siedziałam przeszło godzinę, ale lekarz dyżurujący był tak zajęty, że mimo, że przechodził obok 3 razy nie zapytał o co chodzi...
    Poszłam do domu, przespałam się i o 8.00 byłam tam z powrotem. Szybkie USG - nie widać zarodka - panika - zejście na drugie USG (lepsze). Widzę pęcherzyk - diagnoza: ciąża obumarła. Szok, niedowierzanie! Jak to możliwe? Nie byłam na to przygotowana... w ogóle nie brałam pod uwagę... może gdybym nie zauważyla minimalnej niemal przezroczystej plamki to wszystko byłoby ok? Tysiące myśli... a ta najsilniejsza... żeby to był sen! Niestety...
    Kolejne dni jakby przez mgłę (mylą mi się daty) - po 2 - 3 dniach powtórne USG dla potwierdzenia ubumarcia (lekarz to wie, ale robi to żebym miała pewność, bo podświadomie czekałam na cud). Niestety było jeszcze gorzej, jeszcze dobitniej... został pusty pęcherzyk, obumarły zarodek się wchłonął... Lekarz proponuje mi zabieg twierdząc, że w ten sposób poradzę sobie z tym lepiej i ma rację... po tygodniu mam zabieg, czuję się dobrze, wracam do "życia"... do czasu...
    Po miesiącu dopada mnie poczucie straty, pustki, złości, nienawiści, niesprawiedliwości, bezradności...
    Po 3 miesiącach wracam do staranek, ale już bez "radości tworzenia" za to z wszędobylską myślą "czy teraz się uda".
    Co miesiąc "jestem w ciąży" - pewnie znacie to uczucie... mam dość, co miesiąc rozczarowanie, a przecież mogłabym głowę dać uciąć, że teraz się udało... Mam dość chcę odpuścić... dziewczyny z forum (Twoja Ciąża) mnie wspierają... nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo, bo nie mówię o wszystkim żeby znowu nie smęcić... kolejny wrzesień... kryzys - 2 września miało przyjść na świat moje maleństwo.... kolejny cykl - biorę się w garść, trzeba iść do przodu bo inaczej nigdy się nie uda! Staram się nieco "odkorkować", nie wariować, ale "pracować".
    Co miesięczne testy robię już z przyzwyczajenia, bez nadziei i nastawiania się, więc i nie ma rozczarowania...
    11 grudnia dostaję @ trwa 7 dni - długo! dzień przerwy i znowu plamienie (silne jak na mnie!) z głupot robię test jakiś tani za 1zł... jeszcze dobrze nie odłożyłam, a dwie krechy jak malowane! Myślę sobie - wadliwy test... powtarzam (4 razy) wszystkie pozytywne. Nie wierzę, biegnę do apteki po "normalny" test - to samo SZOK!!! Zaraz potem przypomina mi się, że dopiero co miałam okres, a teraz plamienie - coś na pewno jest nie tak. Biegnę do szpitala. USG pokazuje, że nic nie ma... Lekarz już wie, ale zleca hcg - 334. Po otrzymaniu wyniku kładzie mnie do szpitala (bardziej dla mojej pewności, że zrobili wszystko co się da). Plamienia cały czas... po 48 godzinach powtórne hcg - 211 Diagnoza: ciąża biochemiczna
    Tym razem łatwiej godzę się ze swym losem... tej ciąży nawet się nie spodziewałam... a już było po... Dostaję kopa - muszę udowodnić naturze, że jeszcze z nią wygram...
    Na razie przegrywam... wyniki badań mam dobre, więc muszę walczyć...
    Czasem przychodzą gorsze dni, trzeba je przeczekać i dalej walczyć! W końcu przecież musi się udać!
    •  
      CommentAuthormonitab
    • CommentTimeApr 25th 2011 zmieniony
     permalink
    witam oj czemu watek sie rozwija,,szkoda dziewczyny ze przez to przechodzicie,sama 2 razy to przeszlam ale sie doczekalam cudu wiec zycze aby wyscie sie doczekali,,trzymajcie sie
    --
    •  
      CommentAuthoruni
    • CommentTimeApr 25th 2011
     permalink
    Dziewczyny kochane!
    Gdyby tak wszystkie głośno mówiły o tych poronieniach, to może by łatwiej było to przeżyć..
    Ja byłam pewna, że to się zdarza tylko na filmach.. w koszmarach, że jak kobieta jest koło 40tki..a w ciążę zachodzi się od 'jednego' razu.. o słodka naiwności..
    Zaszłam w ciążę już w drugim cyklu starań, zakończyła się w 5tyg -poprostu chlusnęło i tyle, dokładnie nawet nie pamiętam kiedy, jeszcze wtedy nie mierzyłam temp. był piękny słoneczny sierpień gdzieś na północy Norwegii..ach jak płakałam! siedziałam z testem w ręce i aż tchu nie mogłam złapać-tak płakałam..a J. ze mną - z bezsilności, że mojego bólu ukoić nie potrafi.
    Drugi raz już w następnym cyklu, byłam taka dumna, z siebie, z nas i pełna wiary, że już raz przecież dostałam kopa w tyłek więc teraz juz będzie ok..
    już w pierwszych tyg straszne bóle po prawej stronie w środku nocy - boje się lekarzy, unikam, chodzę tylko w ostateczności - błagałam żeby zadzwonił po karetkę,zlewałam się zimnym potem i rzygałam z tego bólu - kazali zadzwonić rano do rodzinnego.. trzęsłam się ze złości i ze strachu i tylko dobre wychowanie nie pozwala napisać niecenzuralnych słów..
    rano tel. do rodzinnego -' wolne miejsce za tydzien o 14nastej, moze byc?' , usiadłam i nie mogłam wstać..banda idiotów..
    tego samego dnia byłam na pogotowiu, po badaniu skierowanie do szpitala - lekarz młody, rudy wyglądał sympatycznie.. naciskał, dłubał gmerał - 'nic nie widać, może być za wcześnie'. Na bete raz i za 2 dni 2gi raz, na te cholerne skorcze mam brac paracetamol i do zobaczenia za tydzien..
    tydzien pozniej - mloda lekarka - widać worek owodniowy, wykluczona ciąza pozamaciczna, rozwoj prawidlowy, torbiele na obu jajnikach, ze niby stad ten ból i do zobaczenia za tydzien..
    tydzien pozniej - informuje, ze bole oslably, wlasciwie prawie calkiem zniknely, nastawienie pozytywne, usg -serduszko nie bije, na bete i do za 2 tyg..
    Wyszliśmy z tego gabinetu z J. jakby nam ktos lopata w potylice przypiepszył..
    kilka dni pozniej plamienie - dzwonie zaplakana do szpitala, ze 8tydz, ze plamienia mam - 'prsze zadzwonic jak pani krwawic zacznie'..kolejny raz oniemialam
    2dni pozniej krwawienie -dzwonie do szpitala mowie jaka sytuacja - 'ma pani spontaniczna aborcje, poradzi pani sobie sama czy potrzebuje pani pomocy?' .. potrzebuje, dawno potrzebowalam gdzie wtedy byliscie - 'prosze przyjechac do szpitala, ktos pania obejrzy'..
    Przyjechalam.. potwierdzono, to co juz wiedzialam.. wtedy po raz pierwszy ktos sie zainteresowal gdzie pracuje, czym dokladnie sie zajmuje, czy jakies chemikalia moze w pracy mam, czy moze mam prace zmianowa, bo to zwieksza ryzyko znacznie..4tablety cytotecu dopochwowo i do domu.. i do tej pory nie potrafie zrozumiec, dlaczego nikogo nie zainteresowalo wczesniej, zeby chociaz zapytac czy to moja pierwsza czy dziesiata ciaza, jaka wykonuje prace itd.. zwolnienie dostalam na 3 dni.. i po wszystkim.. testy wyrzcilam po miesiacu.. i nie tyle rozczarowanie z tego powodu, ze tego malenstwa nie ma, a bylby prawie 8my miesiac, ale ze nikt mi nie chcial pomoc..nikt..taki glupi kraj, ze jak chcesz ciaze usunac to bez problemu a jak chcesz podtrzymac to rece rozkladaja..
    trzecia ciaza zakonczyla sie w 4tyg, bez dramaturgii wsiadlam w samolot, wysiadlam z krwotokiem.. tylko żal ogromny bo 2dni pozniej ja i J. mielismy urodziny i chcialam mu niespodzianke zrobic, ale sie niestety nie udala... dobrze, ze prezent kupilam wczesniej;)
    •  
      CommentAuthormarta2811
    • CommentTimeMay 15th 2011 zmieniony
     permalink
    jestem po poronieniu samoistnym(5t) krwawilam przez 1,5 tyg, mija juz 35 dzien a @ nie widac. po jakim czasie go dostalyscie
    •  
      CommentAuthorjenyyy
    • CommentTimeMay 16th 2011
     permalink
    marta2811 ja @ dostałam jakoś 28 dni po poronieniu ale lekarz wyarźnie mówił, że może się pojawić nawet 60 dni po więc spokojnie czekaj.
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeMay 16th 2011 zmieniony
     permalink
    W 30tym dniu po poronieniu. Fazę lutealną miałam krótką (9dni), ale to raczej w normie.
    --
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeMay 16th 2011
     permalink
    Sprawdź w wykresach w kategorii "Jestem po poronieniu".
    --
    •  
      CommentAuthorsabi030281
    • CommentTimeMay 16th 2011
     permalink
    ja trafiłam na 28dni bo szukałam jakiegos forum do obserwacji cyklu ja jestem po jednym poronieniu jeśli tyo tak mozna nazwac skoro nie krwawiłam 16 lutego zaczeło mnie bolec podbrzusze wtedy zaczełam podejrzewac że cos jest nie tak 17 lutego wieczorem pojechałam do szpitala poszłam na usg okazało sie że nie ma pracy serca o czym w ogóle nie wiedziałam dostałam zastrzyk rozkurczowy 18 lutego przed 12 w gabinecie zabiegowym miałam robione czyszczenie ponieważ ciąza była obumarła byłam w 10 tyg z racji tego ze mnie wszystko bolało zostałam w szpitalu do 19 lutego cięzko było mi sie pozbierać nawet moja mama nie przyjechała do mnie jak sie dowiedziała że jestem w szpitalu nie było jej kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia
    --
    • CommentAuthorkajka6
    • CommentTimeMay 21st 2011
     permalink
    niestety,mialam 2 poronienia. lekarze nie znali przyczyny. sterty badań i nic nie stwierdzli. Dopiero po zrobieniu testu na viola chlamydia okazało sie,że mam te bakterię. Po dość długim leczeniu udało mi się zajść w ciążę i jak na razie(6 miesiąc) jest wszystko w porządku.
    •  
      CommentAuthorsabi030281
    • CommentTimeMay 21st 2011
     permalink
    kajka gratulacje i trzymamy kciuki
    --
  3.  permalink
    Ja już pisałam jak u mnie z poronieniami...wszystkie badania i wyniki jakie mam są takie:

    WYNIKI z 21/1/2011 (24dc):

    LH : 4.0 u/L
    FSH : 4.5 u/L
    Estradiol: 288 pmol/L
    ______________________________________________________________

    WYNIKI z 02/2/2011:
    LAC (antykoagulant toczniowy) Profil autoimmunologiczny:

    Antyciała przeciw-jądrowe = wynik słabo dodatni (badanie powtórzyć z końcem kwietnia);
    Antyciała przeciwmitochondrialne = wynik niegatywny
    Antyciała (immunoglobiny) przeciw mięśniom gładkim = wynik negatywny
    Antyciała komórek ciemieniowych = wynik negatywny
    Mikro poziom przeciwciał wątrobowych i nerkowych = wynik negatywny
    _____________________________________________________________

    WYNIKI Z 20/4/2011:
    Antyciała przeciw-jądrowe = wynik negatywny :)

    ______________________________________________________________

    WYNIKI Z 09/5/2011:
    Hormony tarczycy = wyniki idealnie w normie :)
    Krzepliwość = wyniki idealnie w normie :)
    Zgodność chromosomalna = wyniki idealne :)
    ______________________________________________________________
    Mieszkam w Anglii i wykonano je tylko dlatego,że nałgałam,że jestem po trzecim poronieniu...stwierdziłam,że muszę walczyć o siebie,bo nie dam rady przejść przez to wszystko po raz trzeci zanim oni coś zrobią...W lipcu wybieram się do Polski, mam odłożone 400zł na zrobienie wszystkich możliwych badań krwi łącznie z hormonami...ponowne starania rozpoczniemy dopiero jak wszelkie możliwe badania przeprowadzę i wyniki będą zadowalające...
    •  
      CommentAuthorJasiolinek
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Dołączam do waszego grona niestety :( Poroniłam 14 maja w 7 tc. Teraz czekam na wynik hist. i odbieramy maluszka i pochowamy go w grobie mojego dziadka :(
    •  
      CommentAuthormarta2811
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    bardzo mi przykro Jasiolinek, ja poronilam w 6tc, a nastepnie byla ciaza biochemiczna, wiem co czujesz.bedzie dobrze,musi byc ,trzymaj sie cieplo .
    •  
      CommentAuthorMrsCreme
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Któraś z Was miała w profilu tekst o blokadzie psychicznej. Chcę przytoczyć wspaniałą opowieść o znajomych moich rodziców: przez dobre kilka lat starali się o dziecko (8 lat starali się o adopcję, więc trwało to nawet dłużej) i kilka ciąż kończyło się pod koniec ostatniego trymestru. Wreszcie udało im się zaadoptować małego synka. Gdy miał roczek... zaszli ponownie w ciążę. I utrzymała się, urodził się synek. A potem... córeczka, też ich, też donoszona.
    Czasami trzeba cierpliwości, ale trzeba wierzyć że się uda- trzymam kciuki!
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeJun 1st 2011 zmieniony
     permalink
    Pewnie, wszystko ok, też często słyszę takie historie, jakby ludzie chcieli mnie pocieszyć, że jak zaadoptuję, to kto wie może urodze swoje. Ale, no własnie, jest takie małe ale - znamy masę ludzi, którzy adoptowali, a i tak nie doczekali się bilogicznego. I jeśli mogę coś poradzić: takie historie wcale nie są pocieszające dla rodziców adopcyjnych, czy też starających się o adopcję. Oczywiście, są mówione w dobrej wierze, to wiemy. Ale ktos kto myśli racjonalnie widzi, że nie zawsze los obarowuje dziećmi biologicznymi. A tak poza tym adopcja nie jest lekarstwem na ciążę, a taki wydźwiek dla nas ma sens takich historii. Oczywiście, że każda kobieta będzie mieć nadzieję, że może kiedyś w końcu się uda, ale to nie może przesłonić prawdziwego życia.
    MsMartina - to nie jest jakiś przytyk do Ciebie, ale skorzystałam po prostu z okazji, że poruszylaś ten temat:)
    •  
      CommentAuthormala_zonka
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Nigdy nie straciłam dziecka, nigdy też nie byłam w ciąży... Ale takie opowieści o ciąży po adopcji wprawiają mnie w dziwny nastrój... Dziecko adopcyjne to zdecydowanie nie jest lekarstwo na ciąże. Dla nikogo.
    --
    • CommentAuthormarta2487
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    hej można się dołączyć tez poroniłam w tamtym roku w lipcu miałam zabieg byłam w 4 miesiącu ciąży :( :cry:
    •  
      CommentAuthorMrsCreme
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Ale ja tego nie piszę w watku dla starających się o adopcję, tylko tych co poroniły. Ta K. po kilku poronieniach urodziła dwoje donoszonych dzieci. W takim skrócie brzmi lepiej? :)

    Nie uważam że adopcja jest lekiem i nikt mnie do takiego podejścia nie przekona ani też nie przekonywałabym kogoś kto ma problem z donoszeniem ciąży adopcję jako lekarstwo.
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJun 1st 2011 zmieniony
     permalink
    Mrs Martina a ja mam pytanie [zupełnie niezłośliwie żeby nie było....] -- te ciąże kończyły się poronieniami pod koniec ostatniego trymestru ? :sad:
    czy chciałaś napisać pierwszego i się pomyliłaś ?
    kurde pod koniec ostatniego trymestru to znaczy, że w 9 miesiącu ? :sad::sad::sad:
    --
    •  
      CommentAuthorMrsCreme
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    pomylilam, racje- pierwszego. dwukrotnie zdarzylo sie jej poronic ok konca 4- poczatku 5 miesiaca.
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    aha ok
    dzięki za odpowiedź
    tak tylko zapytałam bo cholercia rzadko kiedy kobiety ronią pod sam koniec ciąży
    najczęściej na początku...
    chociaż wiadomo róznie bywa.....:confused:
    --
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Poronienie może być do 22tc. Od 23tc może być przedwczesny poród, nie poronienie.
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    czyli do V miesiąca poronienie a od VI przedwczesny poród ?
    ciekawe skąd akurat taki podział
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Tak, też o tym słyszałam. A to nie jest w jakiejś ustawie o ochronie zdrowia? Coś mi kiedyś gdzieś przewinęło się.
    •  
      CommentAuthorAgunia05
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Teorka chyba odpowiedź na Twoje pytanie...
    Nie da się jednoznacznie rozgraniczyć poronienia od porodu. Dla kobiety każdorazowo jest to ogromna tragedia utraty oczekiwanego dziecka. W szpitalnej praktyce przywykło się uważać iż do 22 tc nastąpiło poronienie, zaś po 22 tc jest to poród. Inne szpitale kierują się podziałem wagowym, wg którego dopiero powyżej 600 gram uważa się, iż nastąpił poród. Tymczasem znanych jest kilka przypadków dzieci urodzonych poniżej tej wagi, gdzie dzieci mające przy narodzinach zaledwie 450 gram żyją z niewielkimi tylko wadami i dobrze się rozwijają.
    Podział na poronienie i poród jest niezbędny dla potrzeb statystyki. W wielu krajach niższa śmiertelność okołoporodowa jest spowodowana faktem, iż do 15-16 tc ciąża nie jest w żaden sposób podtrzymywana, zaś dopiero po tym terminie uważa się, że warto walczyć o utrzymanie zagrożonej ciąży i uratowanie dziecka. W Polsce wg zaleceń Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego dziecko (a tym samym ciąża) chronione jest już od poczęcia i powinno być otoczone opieką medyczną. Jednak w przypadku jego przedwczesnej śmierci bywa i tak, iż by poprawić szpitalne statystyki niekiedy czas trwania ciąży jest zaniżony (np. z 25 tc wpisuje się iż dziecko przestało się rozwijać w 22 tc), w skutek czego w karcie szpitala następuje adnotacja, iż nastąpiło poronienie

    ___
    Dalej jest napisane o kwestiach pogrzebu - te dane są nieaktualne! Na dzień dzisiejszy szpital bez łaski musi wydać ciałko i może być normalny pogrzeb (kilka lat temu ja musiałam o to walczyć a pogrzeb był pokryty z prywatnych pieniażków bo nie było aktu zgonu itd choć był to 19tc :( )
    --
    •  
      CommentAuthorMrsCreme
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Rozgranicza się to wiekiem płodu, w którym mogłoby przeżyć gdyby urodziło się żywe. To jest właśnie granica ok 22-23 tc. To o wadze też bywa wyznacznikiem, ale ostatnio nawet zdarzały się małe cuda- operacja serca dziewczynki która ważyła ledwie 500 g. W takim czasie rozwojowym zaczynają rozwijać się płuca i jak na razie jest to niestety granica nie do przejścia przez lekarzy
    --
    •  
      CommentAuthorAgunia05
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    Amillia Taylor - najmłodszy wcześniak świata, który urodził się po 21 tygodniach i 6 dniach ciąży. W chwili porodu dziewczynka ważyła zaledwie 280 gramów
    Frida (Ciąża bliźniacza, brat zmarł) przyszła na świat w listopadzie 2010 roku w niemieckiej klinice w Fuldzie. Dziewczynka urodziła się, kiedy mama była w 21. tygodniu i piątym dniu ciąży. Ważyła 460 gramów i miała 28 cm długości.
    --
    •  
      CommentAuthorTEORKA
    • CommentTimeJun 1st 2011
     permalink
    ano widzicie tego to nie wiedziałam w ogóle....
    --
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeJun 1st 2011 zmieniony
     permalink
    Słyszałam o tym. Ostatnio mówili w TV o dziewczynce urodzonej w 25 tygodniu : Najmniejsze dziecko w Polsce

    A oto zdjęcie "Calineczki", jak ją nazwali czytelnicy gazety, cała mieści się w dłoni dorosłego człowieka!
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.