Ojejku, Ciasteczko, aż mi łzy napłynęły do oczu, to wielka sprawa, "przetrawić" taką tragedię... Ja również trzymam kciuki za Twoje Dzieciątko i modlę się za Aniołka!
Dzieki dziewczyny,wiecie dopiero niedawn o do mnie zaczeło docierac ze wtedy mogłam przeciez stracic wszystko,i dzisiaj nie byłabym w połowie ciaży.Poprstu moja radosc po wyjsciu ze szpitala była tak wielka że starałam sie nie myślec o tym incydencie w toalecie,potem moje myśli krażyły tylko wokół tego aby dotrwac do tego 12 tygodnia.A teraz jak czytam historie dziewczyn które przezyły poronienia to wraca czasem ten dzien.Naszczescie mój gin mi wszystko wytłumaczył,w taki sposób że poprostu staram sie nie myślec o tym na codzien,ciesze sie ciażą...ale wiecie sam fakt że taka sytuacja miała miejsce czasami wpędza mnie w niezłego doła.Dlatego pewnie tak ciągnie mnie do tych stron o poronieniach ,bo czytam i czytam i chce jak najwiecej wiedziec.Może to ,że wiem pozwoli mi sie aż tak nie bac przy nastepnej ciąży,a mam nadzieje ze bedzie mi jeszcze dane być w nie jednej.
Ciasteczko przytulam Cię bardzo mocno! MUSI BYĆ DOBRZE !!!! Rośnie pod Twoim serduchem Mały siłacz który ma Osobistego Aniała który go strzeże !!! A Ty musisz dbać o Was.
Ja długo czytałam fora i teksty o poronieniach, czytałam płakałam i czytałam dalej... Dzis ze wszystkich sił staram się tego nie robić - to nie jest łatwe... jednak tylko pogłębia mojego doła i burzy mnie wewnętrznie... Kocham mojego Syna bardzo jednak wiem że teraz czuwa nad swoją młodszą siostra ... i starszym rodzeństwem i staruszkami ;)
To ja do kompeltu tez opowiem o sobie, ale podejrzewam, ze wiekszosc z was zna juz moja historie... Pierwsza moja ciaza byla z przypadku - ale chciana. Pozniej sie niestety okazało, ze doszlo do poronienia01.05.2006), jednak nie bylo to poronienie calkowite, ale ciaza byla obumarla... W szpitalu dokonano zabiegu - wyszlam jak gdyby nigdy nic, nie bylam w stanie mysle, nie bylam w stanie zyc... To bylo straszne. Mialam odpoczac i poczekac z nastepnymi staraniami okolo 3 miesiecy. Postanowilismy z m, ze jeszcze zaczekamy. Przestalam brac tabletki anty i w styczniu ku mojemu zaskoczeniu znow zaciazylam, bylam taka szczesliwa, ale dokladnie 14 lutego 2007 mialam wizyte u gina, tego tez dnia kiedy akurat poszlam sie kapac do wanny zaczela plynas skrzepiasta krew. Pojechalam, ale wiedzialam ze juz jest po wszystkim. macica byla jedynie powiekszona, w srodku czysciutko, tzn. sama sie oczyscilam i juz nie trzeba bylo zbiegu... Teraz w maju tego roku wystaralam sie o kolejna dzidziulke, ktora teraz mieszka w moim brzusiu i ma juz pelne 13 tyg. i nie trace wiary ani nadziei,ze wszystko bedzie dobrze... kazda z nas ma prawo byc matka, jednak nie wiem dlaczego i za co los karze nas - kobiety w taki okrutny sposob, ja wiem po sobie, ze chyba kolejnej straty bym juz nie przezyla... Dziewczyny -na kazda z nas czas wreszcie przyjdzie pomimo wielu niepowodzen i wystawiania naszych nerwow i cierpliwosci na probe, ktos malenki pojawi sie wreszcie w naszym zyciu w najmniej oczekiwanym momencie... I tego wam z calego serduszka zycze, nalezy nam sie odrobiona szczescia...
netka... swoje przeżyłaś, ale z drugiej strony osobom, które w miare szybko zachodzą po stracie jest chyba łatwiej, niż tym co po stracie starają sie juz ponad rok :(
Giga25 a mi się wydaje że strach i niepokój jest zawsze taki sam ... i im więcej poronień tym trudniej psychicznie ... Mi się udało względnie szybko - w czerwcu straciliśmy Maluszka w listopadzie zaciążyłam, jednak gdy w styczniu pojawiło się krwawienie byłam pewna że to koniec ... i ten strach był już do końca ciąży - odetchnęłam po 34tyg ...
giga ja sie z toba zgadzam....staralam sie o malenstwo 14 cykli w 13 sie udalo....ale na krotko....12 kwietnia br zostalam mama aniolka...poronienie samoistnoe calkowite w 5 tc....postanowilismy starac sie od razu...wiedzialam ze nadchodzaca miesiaczka moze mnie dobic....tak mocno wierzylam w to ze sie uda...ze musi sie udac...chyba ktos nade mna czuwa....pierwszej miesiaczki po poronieniu nie doczekalam za to doczekalam 2 kresek na tescie ciazawym...teraz moje malenstwo ma skonczone 17 tygodni...wiem ze tylko dzieki niemu/niej potrafie znowu cieszyc sie zyciem....jednak wydaje mi sie ze wiele zalezy od psychiki....niektore kobiety po tak traumatycznym przejsciu potrzebuja czasu na to aby znowu sprobowac...dla mnie lekarstwem byla mysl o tym aby jak najszybciej znowu nam sie udalo...wiem ze kazdy kolejny miesiac staran pomalutku by mnie zabijal....
dziewczyny badzcie silne....naprawde wierze w to ze kazdej z nas sie kiedys uda...trzymam za was kciuki...
tak łatwiej jest np. mi że nie miałm problemów z zajściem , jak to mówi MM tylko cię dotknę a ty już zachodzisz , ale i tak strach jest ogromny, do tej pory nie potrafię się cieszyć z tych dwóch kresek odliczam dni do usg może wtedy będzie lepiej, ale teraz zamiast beztroskiej radość jest STRACH
wiem wiem dziewuszki... dla każdej babeczki, która poroniła kolejna ciąża to strach i obawy chyba aż do rozwiązania... tego nie da się przeskoczyć tamte słowa pisałam pod wpływem emocji... jak zwykle zrobiłam wykresikowy obchód i znalazłam dwa plusiki :))) cieszyłam sie ogromniaście, ale i naszła mnie refleksja, że w obu przypadkach babeczki tak szybko ponownie zaciążyły..... to ogromne szczęście, ale z drugiej strony kolejny odcień smutku: dlaczego one tak szybko, a ja nadal stoję w kolejce??? tak tak... zaraz mi tu powiecie o czekaniu, cierpliwości i wierze.... jak sie tyle czeka to wszystko jest na wyczerpaniu :(
Giguś przytulam Cię bardzo bardzo mocno ... wiem jak to jest, wiem jak bardzo chce się by ten cykl był "trafiony", by teraz się udało itd i jak dziwnie się czuje gdy przychodzi @ ... Słowa "uda się" "cierpliwości" itd itp bardziej irytują n iż wspierają ale tak naprawdę nie pozostaje nic innego jak próbować dalej aż do skutku... Niebawem i Wy będziecie tulić swoje szczęścia w ramionach !!!
witam. postanowiłam się przyłączyć choć dziś wogóle jestem tu pierwszy raz... moja historia jest dość długa a w skrócie wygląda tak:staraliśmy się z mężem ponad dwa lata o ciąże i kiedy myśleliśmy już że się nam chyba nigdy nie uda i chcieliśmy zdecydować się na poważniejsze leczenie,to okazało się że jestem w ciąży.Nigdy w życiu nie byłam tak bardzo szczęśliwa-rozpierała mnie taka wręcz duma,że po tylu smutkach w końcu będe mamą.Ale moja radość trwała 13 tygodni.......potem kolejny rok nic i druga ciąża ale już bez radości a z masą obaw i lęków,bałam się cieszyć...10 tygodni...minął już ponad rok a ja nadal nie zachodzę okazało się,że nie mam owulacji i właśnie jestem w trakcie prób jej przywrócenia i boje się bardzo...boję się,że nie zajdę i tego co będzie jeśli jednak w końcu zajdę jak skończy się to tym razem...?albo raczej czy skończy się w odpowiednim czasie i będe mogła w końcu przytulić własne Wielkie szczęście...ale mimo dobrej teraz opieki lekarskiej i masy badań tak na prawdę bać przestanę się dopiero kiedy będe już tulić maluszka..jeśli wogóle...ale wierzę i będe walczyć i to jest chyba najważniejsze.
Zbliża się 15 października, w wielu krajach obchodzony jako Dzień Pamięci o Dzieciach Utraconych. Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu przygotowało broszurę, którą można pobrać ze strony: http://poronienie.pl/ddu_ebroszura.pdf
zaczęli gdzieś 3 miesiące po ...chciała jak najszybciej miec kolejne dziecko a z emocjami radzili sobie różnie...za cierpliwi to nie byli dziwili się że tyle się starają a tu nic
ja też . chętnie wymazałabym ten dzień z pamięci, a właśnie jutro przypada ten dzień, akurat teraz jestem w tym samym tygodniu co wtedy, dlatego najchętniej przespałabym cały przyszły tydzień.
Niestety dołączam do Was.....w 11 tyg. stwierdzono obumarłą ciąże.....w piątek miałam zabieg.....Czekam na wynik hp i wizytę u gina.....potwornie boję się powtórzenia sytuacji....
Trzymajcie się dziewczyny, musicie wierzyc, ze bedzie dobrze. Ja pierwsza ciaze poronilam w 6tc (poczatek wrzesnia 2006). Miałam zabieg. Mam macice dwurozna i przegrode, niedomoge lutealna. Miałam odczekac z ponownymi staraniami do stycznia 2007. Te 5 miesiecy nie byly wesole. Najpierw dowiedzialam sie, ze szwagierka tez jest w ciazy (termin kilka dni po moim). Nie potrafiłam sie z tego cieszyc, wogole nie bylam w stanie ogladac jej rosnacego brzuszka. Pozniej dopadło mnie zapalenie przydatkow, w grudniu torbiel na jajniku. Naszczescie sama sie wchlonela i w styczniu juz jej nie bylo. Pozwolenie od gina - zielone swiatelko i duphaston. Dzien przed @ zrobilam test. Byla 2-ga bladziutka krecha. W pon na bete -112. W srode juz 430. Niestety dopadla mnie grypa. Zjadlam 2 paczki antybiotykow. Za tydzien beta 2500, ide do gina na usg. Nie ma pecherzyka. Mam powtorzyc bete za 2 dni (sroda). Wynosi juz ponad 5000. JEst pecherzyk ale jest tez nowa torbiel :) Piatek plamienia. Laduje w szpitalu. Pecherzyk jest ale nie ma echa płodu. W niedzielę dalej nie ma serduszka. W poniedzialek beta 13000, bez serduszka. JEden lekarz uznal, ze ciaza sie nie rozwija mam miec zabieg, na szczescie ordynator kaze czekac jeszcze 2 dni. We wtorek beta 23000. W srode usg i jest serduszko. Ide do domu. Dwa tygodnie pozniej przy wymiotowaniu dopada mnie silne krwawienie. Jestem przerazona, znowu do szpitala. Naszczescie wszystko jest dobrze. Po 4 dniach wychodze. Do 20 tygodnia ciagly silny bol brzucha. Znowu cos nie tak, łożysko nachodzi na przegrode macicy, dziecko moze byc zle odrzywiane. Do szpitala. Mam caly czas twardniecia brzucha. Szyjka skrocona do 50%. Dostaje fenoterol. Po tygodniu wychodze, prosze gina o skierowanie do innego szpitala na zalozenie pessara. Jade do szpitala, szyjka skrocona w 70%, pessar ledwo trzyma. mam lezec caly czas. Wychodze do domu, prak\tycznie nie wstaje z łóżka. W 29tc nasilenie skurczy. jade do kliniki do katowic. Sciagaja pessar, bo nie trzyma. Siedzie tam miesiac. Wypuszczaja mnie w 34tc. W 37 odstawiam fenoterol, na drugi dzien rano regularne skurcze co 4 min. Jade do szpitala bo mam miec cesarke. Nie wiem, czy to porod, czy skurcze przepowiadajace. Kieruja mnie na porodowke i od razu robia ciecie. natalia urodziła się w 37w4d. TEraz sobie spi slodziutko w pokoiku obok. Jestem szczesliwa i ciesze sie, ze ta ciaza sie juz skonczyla bo wysiadalam psychicznie. W moim przypadku mialam niecałe 30% szans na urodzenie dziecka. Tym razem skończyło się dobrze. Wam tez się uda. Starajcie się nie denerwowa, cho wiem, że to niełatwe. ja całą ciążę przepłakałam.
100krocia..dzielna i silna z ciebie kobieta...giga ma rację czyta sie ze łzami w oczach..ale bardzo sie cieszę,ze wszystko dobrze sie skończyło..ucałuj córcię i życzę wszystkiego dobrego i samych pomyślności:)))
100krociu ale życie napisało scenariusz !! Wyściskaj swoje szczęście słodko śpiące - ja również prawie całą ciąże przepłakałam i omal mnie nerwy nie zjadły, ale zupełnie z innych powodów - strach o życie fasolki był podwójny.
Dziewczyny trzymajcie się - powodzenia życzę z całego serca !!
Witam Was ! Jestem po 2 poronieniach 5 i 6 tydz. ciąży, obie zakończone łyżeczkowaniem macicy. Oczywiście nie jest zanana przyczyna poronień, a podejrzenie, że winą za te zdarzenia może być trombofilia/ zakrzepica żylna. Czy któraś z Was miała wykonywane badania w kierunku trombofilii albo jest chora na trombofilie i zaszłą w ciążę? Proszę o komentarz..
Witaj matolku bardzo mi przykro z powodu tego co cię spotkało :( Na naszym forum nie słyszałam o kimś chorym na trombofilię, ale na "nasz-bocian" owszem. Także może na tamtym forum zapytaj. Pozdrawaim
Nie ma za co to dość młode, że się tak wyrażę forum i jeszcze tutaj mało tematów przerobiłyśmy. Jak znajdziesz coś ciekawego, to pisz. Wiem, że dziewczyny z bociana biorą zastrzyki przeciw zakrzepowe tzn. rozrzedzające krew. Jakbyś potrzebowała to skieruję cię na temacik, na którym widziałam to po raz ostatni.
Przerwane macierzyństwo Dla ogółu społeczeństwa temat poronienia ciągle jest jeszcze tematem tabu, o którym publicznie się nie mówi. Rodzice doświadczający utraty dziecka często nie wiedzą, jakie prawa przysługują im w tego rodzaju sytuacjach, jak chociażby prawo do pogrzebu dziecka czy w przypadku kobiety - prawo do urlopu macierzyńskiego. Nie wiedzą również o tym, że w tym trudnym dla nich doświadczeniu mogą uzyskać pomoc, np. ze strony "Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu". Jednym ze sposobów zmiany nastawienia społeczeństwa do problematyki poronień była dwudniowa konferencja pt. "Przegrane narodziny - strata ciąży w aspekcie medycznym, psychologicznym, społecznym i etycznym", która odbyła się w dniach 16-17 listopada br. w Warszawie.
Mam wąty co do stwierdzenia, że ciąża w Polsce jest chroniona od poczęcia. Skąd zatem popularność tabletek 72h po?
Powoli zaczynają wchodzić amerykańskie zalecenia, że już każda nastolatka powinna mieć Postinor w kosmetyczce. Zawczasu, gdyby jej się zachciało pierwszego razu itp. zamiast nauki.
Po dwóch latach naszego małżeństwa idwóch latach stanrania się o maluszka ... wreszcie się udało ... skakaliśmy z radość ... na świeta Bozego Narodzenia ogłosiliśmy wieści całej rodzince :))) Czułam się wyśmienicie ...wyniki wzorowe ...pęcherzyk rozwijał sie dobrze ...serducho biło. Pierwszego lutego 2005 r. poszłam na comiesieczną wizytę ... wyniki, super, badania oki ... a USG ...niestety pokazuje pusty pęcherzyk ... Ciąża obumarła w 9 tyg. Na następny dzień w Matki Grominicznej ...miałam zabieg ... leżałam na sali z dwoma cięzarnymi ... serce krwawiło. Cztery miesiące później ... dwie krechy ... ale radość już stłumiona ... bałam sie nawet mówić Mężowi, póki nie potwierdze u lekarza wiadomości. Jednak on był szybszy ... dwa dni prze wizytom sam sie mnie zapytał to nakiedy mamy termin porody ;DDD kochany .... tym razem wszystko było dobrze chociaż niepokój był do końca ... Teraz nasz Przemuś ma 1 rok i 8 miesiecy jest ślicznym chłopcem i radością nszego życia. Trzymam za Was kciuki i życze by Wam dane było cieszyć sie tą radością z waszymi dziećmi ;)))
Cześć dziewczyny! Czytam Wasze posty i płakać mi się chce, że tyle z nas doznało tak przykrego doświadczenia... Mnie spotkało to samo.Na widok dwóch kreseczek cieszyliśmy się z mężem jak dzieciaczki, jednak radość nie trwała długo... W zeszłym tyg byłam u lekarza na potwierdzenie a on m oznajmnił że "tu już nic nie ma". To były najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć.Narazie zlecił mi podwójne wykonanie badania na Bhcg ,następnie na podstawie wynikow stwierdzi czy wszystko mi się samoistnie wyczyściło, bo jeśli nie to czeka mnie zabieg... Trochę mnie to dziwi, bo widzę że miałyście podobnie jak ja samoistne poronienie na przełomie 6/7 tc , ale żadna z Was nie wspomniała o takim badaniu. Mój lekarz powiedział, że nie ma sensu dochodzić co było przyczyną poronienia bo powodów mogą być tysiące. Jedno tylko powiedział-następne starania o dzidzię mogę zacząć dopiero za 3 m-ce! Nie wiem czy wytrzymam tyle, napewno się będzie jak na złość dłużył ten czas. Widzę, że niektórym z Was udało się zajść w następnym miesiącu, czego Wam gratuluję i życzę szczęśliwego i bezproblemowego rozwiązania! Skoro Wam się udało to może i ja powinnam spróbować za miesiąc??Oczywiście jeśli wszystko mi się unormuje. Co myślicie o tym??
Uważam, że powinnaś poczekac trochę, choc wiem, że to trudne. Ja też chciałam próbowac od razu, ale powstrzymywała mnie myś, że gdyby to się powtórzyło to nie wybaczyłabym sobie, że nie dałam organizmowi więcej czasu na dojście do siebie. Mi lekarz kazał czekac 5 mies. Nawet gdybym chciala wcześniej zacząc, to po 3 miesiącach, przyplątało się mi zapalenie przydatków, a później torbiel na jajniku. Wyleczyłam to wszystko właśnie po 5 miesiącach.
Witam...Ja "przezylam" poronienie chybione w 9 tyg...pusty pecherzyk płodowy...ciąża obumarła...tyle usłyszałam szpitalu! Jestem zaskoczona bo pierwsza ciąża przeleciała wrecz ksiazkowo wiec myslalam ze 2 to tylko formalnosc. Jeszcze nie bylam u lekarz bo nie ma wynikow hp. Nie wiem kiedy dostane@. Nic nie wiem. Ale chęć odkucia sie na sobie samej i na losie,powoduje że nie potrafie sie powstrzymać od mysli o kolejnej ciazy. Jak pytalam o badania to w szpitalu powiedzieli ze to moze tylko incydent jednorazowy skoro pierwsza ciaza byla ok. Czuje sie jak dziecko we mgle. Nie potrfilam uronic leski jak sie dowiedzialam ze niema echa plodu. Balam sie tylko szpitala. Zaczelam sie cieszyc moją coreczka ktora mam. Nie przypuszczalam ze kiedys mi sie przytrafi poronienie. Czytalam ze niektore dziewczyny zachodzily w ciaze mc po zabiegu. Ale czytalam sie tez o jakis zrostach, torbielach,wirusach, badaniach...Zaczynam sie bac ze juz nigdy nie poczuje tych motylkow w brzuchu. CO JA MAM DO CHOLERY ROBIC!Czemu matki pijaczki zachodzą w kolejne niechciane ciaze a ja nie moge miec 2 dzieci. Tylko 2. Czy tak duzo wymagamy od natury.