Hej, nie udzielam sie, ale z jedna uwaga chcialam sie wpisac. Do Teorki. Miesa zakupionego nie myje sie. Dopiero przed przygotowywaniem potrawy. To tak sobie moze posiedziec w lodowce ze 2 dni. W sklepie tez siedzi. Nie od razu sie sprzeda.
No ale jak wyjmuję np piersi z kury z worka to one takie zawsze jakieś pokryte czymś mnie się zdaje glutem, śliskie takie no wiesz.... Zawsze je przeplukuje wodą, daje do miski i dopiero do lodówki. A czemu nie wolno ? :(
Asia, nie potrafie wyjasnic. Bardziej na wyczucie. Mieso umyte traci to 'cos'. To tak jakby juz zaczela sie jakas obrobka i zostala przerwana. Takie cos juz sie do niczego nie nadaje. Kawalka miesa do mrozenia tez bym nie umyla.
Ja też mięso myje, tyle że zawsze jak chce je przetrzymać na drugi dzień w lodówce, to zawsze sole. Dłużej mięsa bym nie potrzymała, tak samo jak nie zjadłabym jakiegoś dania odgrzewanego na 3-4 dzień, bo się juz wtedy brzydze
Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja taka "brzydliwa". Ale skrajnym przypadkiem była teściowa mojego kolegi. Ona nie dość, że każdemu członkowi rodziny gotowała na bieżąco, w kolejności w jakiej wracali ze szkoły/ pracy, to jeszcze po produkty biegła do sklepu na krótko przed gotowaniem. Czyli kilka razy dziennie kupowała ziemniaki, cebulę, mięso, etc... i wrzucała do gara jak ktoś wszedł do domu. Dla mnie to było i nadal jest bardzo dziwne.
To moja teściowa, każdemu, kto wraca do domu, gotuje świeże ziemniaki. No bez przesady ;) Ja chętnie te świeże zjem ale naprawdę głupio się czuję, że ktoś tak sobie zawraca głowę. Dziewczyny, ogólnie umycie produktów żywnościowych czy to warzyw, owoców, mięsa czy ryby powoduje szybsze gnicie, pleśnienie. No chyba, że się bardzo dokładnie osuszy. Ja myję mięso przed zamrożeniem ale jak wrzucam do lodówki to nie. Dopiero przed przygotowaniem.
Ja też myję dopiero przed użyciem. Przy czym mięso zwykle kupuję paczkowane, a jaki luzem, to albo od razu mrożę (nie myte- umyje się przy rozmrażaniu), albo w lodówce trzymam dzień- góra 2. Warzywa i owoce umyte po kupieniu szybko się psują. A Amerykanie jakieś badania zrobili, że mycie kurczaka przed gotowaniem jest bardziej szkodliwe, niż ugotowanie go bez mycia. Podobno podczas mycia te wszystkie bakterie z aerozolem z wody się roznoszą po całej kuchni, a jak wrzucisz do gara to zgina po obróbce. Pewnie jest w tym trochę racji, ale jakoś mnie nie przekonuje- a ja wiem ile rak przede mną to mięso trzymało??
U nas ostatnio mięso w odstawce. Sporo o tym rozmawialiśmy i w efekcie miałam taką akcję w sklepie. Weszłyśmy we dwie, z córką, za ladą mięsa wyłożone i wędliny, a córa pełnym głosem do mnie: - Mamo, zobacz, same zabite zwierzęta tutaj leżą, same trupy.
-- "Jeśli nóż otwiera ci się sam w kieszeni, to może lepiej go nie noś."
Ja kotlety, zwykłe lub mielone, smażę, zawijam w folię aluminiową, a potem albo do lodówki na drugi dzień, albo do zamrażalnika. Odgrzewam w piekarniku.
-- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
Moja mama zawsze zostawia mielone surowe na drugi dzień i nigdy nic się nie działo. I na 3 dzień nic nie zjem z lodówki, mam problem chyba ze wszystkimi produktami, to raczej skrzywienie zawodowe mikrobiologa, wszędzie bakterie...
Treść doklejona: 01.10.16 08:02 kurcz, no to ja zjem zupe na 3 dzien. wyciagam zlodowki, zagotowuje, wychodze z zalozenia ze ewentualne bakterie wybije. i jem. smakuje normalnie, nie jest skwasniala czy cos. rewolucji nigdy nie mialam. mleko jak nie kwasne to tez dodam do kawy czy cos, nie patrze czy stalo dzien czy tydzien. wedline jak kupie to tez pare dni lezy, az wyschnie czasem, wtedy dorzuce jezszcze do jajecznicy przykladowo. ja tylko wyciagam wszystko z folii, niczym nie owijam, niech sobie oddycha. bo w folii to na drugi dzien obslizgle jest. bo duszno i sie poci zarcie.
Ja wędlinę wkładam w papier śniadaniowy ale czy to wędlina czy ser to staram sie kupować po kilka plasterków zeby świeże było Co innego ser w kostce, taki do starcia, dopóki smakuje ok to jest ok
Ewa, a juz myslalam ze tylko ja taka skrzywiona ;) Dla odmiany tesciowa moja dla odmiany codziennie kupuje obliczona ilość plasterków wędliny. Nie zje wczorajszej. Codziennie rano biega po te szynkę. No każdy ma jakiegoś bzika ;)
no tak mniej wiecej widac kiedy cos jest dobre a kiedy trzeba wyrzucic. jak ja kupie czasem gorsza wedline (moj maly lubi te pseudoszynki) to fakt ze na 3 dzien to do kosza trzeba ja wywalic. ale dobra wedlina to tydzien spokojnie polezy, tylko sie wysuszy. hyde, masz racje, ze w ten papier. ja tez czasem zawijam. i zmieniam go co jakis czas. a salatki przykladowo? toz to dopiero na drugi dzien dobre, i spokojnie pare dni sie jada az sie nie zje. w lodowce tak krotko trzymacie, a gabki do naczyn jak czesto wymieniacie?
Ewa, ser zjem, szynki raczej nie - zależy od tego czy sucha czy juz śliska. Zupy u mnie po drugim dniu lecą w porcjach do zamrożenia. Mięso z kurczaka rzadko trzymam do drugiego dnia w lodówce, jeśli już czuję jakikolwiek zapach to wyrzucam. Trzeba tez uwazac na tzw soki jednodniowe i paczkowane salaty, ostatnio strułam się rukolą z pizzy (w pizzerii). Duży jogurt czy śmietana otwarte na trzeci dzień tez juz idzie do kosza. Ja się dużo nasłuchałam w laboratoriach zwłaszcza weterynaryjnych o tym jakie próbki przyjeżdżają od producentów. Czasem lepiej nie wiedzieć. Gąbki u mnie co tydzień są wymienione. I żeby nie było, staram się kupować raz na 3 dni wędliny, sery, mięso, najczęściej w paczkach, aczkolwiek ten plastik tez mi przeszkadza.
Ale te takie wędliny lepsze "od gospodarza" lub własne spokojnie mogą leżeć dluzej Jak mi sie uda kupić szybkę z "bockow" taka masarnia to powiem wam ze tydzień ja spokojnie jemy JBB np ma smaczne ale te jak coś to w plasterkach na dwa dni kupuje bo potem juz nie sa takie smaczne. Ostatnio jak upiekłam karkówkę to jedliśmy z dzieciakami na kanapki od niedzieli do piątku i była ok, tak samo jak mama własna wędlinę uwędzić; ona sie zeschnięte a nie zamulenie jak te kupne czasami No i plasterki szybciej obsychaja, jakby nie było Wkładanie luzem do pojemników plastikowych tez sie nie sprawdza a do folii Alu nie mam przekonania, papier śniadaniowy jest ok
Treść doklejona: 01.10.16 10:32 Chociaż tak sobie myśle ze pewnie bym nie kupowała kilku plasterków co drugi dzień gdyby nie to ze smaczna wędlina jest w osiedlowym sklepie gdzie i tak codziennie biorę pieczywo A ze oni przywożą świeży towar poniedziałek środa piątek to kupuje zawsze swiezutkie
no ja szynke mokra czy sliska tez wyrzucam. ale to te gorsze. dlatego kupuje je mega rzadko. karkowke jak sama upieke to tez tydzien trzymam i smialo jem. nigdy sie nie strulam. bosacka kiedys ogladalam i plastik kompletnie odpada, folia alu rowniez. najlepiej ona tam wlasnie mowila ze w pergamin bodajze. nie pamietam juz. ale ten papier sniadaniowy jest ok
serratia: Ja się dużo nasłuchałam w laboratoriach zwłaszcza weterynaryjnych o tym jakie próbki przyjeżdżają od producentów. Czasem lepiej nie wiedzieć.
A ja wychodzę z założenia, że skoro wszędzie w domu i otoczeniu (żarcie, gąbki, ekrany dotykowe, pieniądze, klamki itd.) mamy tabuny groźnych bakterii, a mimo to wszyscy żyjemy i jakoś masowo nie chorujemy, to znaczy, że nie ma co świrować. Widać takie mamy swoje naturalne środowisko ;)
kazdy ma swoje fobie. ostatanio w sklepie stalam z malym przy kasie to jakas matka za nami na swoje dziecko warczala, ze nic sie do buzi nie bierze, bo nie wiadomo, kto tego dotykal i cytuje "parchy dostanie". moj syn, ktory juz nie raz podloge w sklepie lizal patrzyl na te matke w takim skupieniu a potem szeptem sie mnie zapytal o co tej pani chodzi.
Ewa, ja też nie pozwalam córce przyklejać się ustami do taśmy/kasy, gdy stoimy w kolejce. Niespecjalnie by mi się podobało stać przy kasie mokrej od śliny dzieci
Dawidek tez wszystko liże... Ale zabraniam mu... Raz, że mi to przeszkadza, dwa, że Kurdę lizanie zjeżdżalni czy podłogi w sklepie, przychodni, szpitalu mnie osobiście przeraża (zważywszy na odporność mojego dziecka). Natomiast ja byłam dzieckiem jedzącym kolacje na jednym talerzu z moim psem :P... Żyję, nic mi nie jest :P...
Ja jako dziecko wyżerałam z chodników i trawników suchy chleb dla gołąbków.... Moja mama dowiedziała się o tym jakieś dwa lata temu Ps. A toksoplazmozy nie przechodziłam o dziwo.
Ja tez długo mogę jeść to co mam ugotowane (najdłuzsza to pomidorówka, której nie potrafie ugotowac mniej niz 10 litrów - a potem jem ją przez tydzień - UWIELBIAM) - ale mój mąż juz nie, dla niego następnego dnia jedzenie jest już podejrzane i niejadalne - zawsze mówiłam na niego "Francuski Piesek" i się wkurzałam na niego - ale dzięki Wam spojrzę na niego innymi oczami (w sensie, ze nie tylko on tak ma ;-))) J aza to mam inna schizę - nie jem pieczywa z dnia wczorajszego. no nie smakuje mi. Cała moja rodzina ma "ubaw" ze mnie, a ja wolę nic nie zjeść niz wczorajsze pieczywo (oczywisćie jakby mi sie "glód do tyłka" dobrał, to nie dyskutowałabym z chlebem z kiedy jest). A ze teraz sklepy rozpieszczają pieczeniem świeżutkiego pieczywa - to latam po ciepłe bułeczki. I tak - nie sa one wysokiej jakosći, nadaja sie w sumie do zjedzenia od razu, jak sa swieżutkie - ale właściwie tylko takie jem.
A u mnie dziś... Rosół... Na kurczaku ze wsi... Jaki pysznyyyyy... Jaki inny od tego na kurczaku ze sklepu... Szkoda, że te wijskie są takie drogie, bo aż mi żal, że mi sie kurczak kończy, a podzieliłam oszczędnie na 3 obiady (na duszone mięso, na rosół i jeszcze piersi na coś... Także nie, żebym rozrzutna była :P. Ale kurczę już mi tęskno za tym kurokiem :P.
Ale kurę w sensie kurę, czy kurę - kurczak? Bo moja mama np. na kurze nigdy nie gotowała, bo jej rosół z kury nie smakował. Musiał być kurczak. Może Ty tez odczuwasz taką róznicę????
jak mi kiedys teściowa przywoziła kurczaka ze wsi to tez rosół do tyłka, bo ja zwyczajna kurczaka sklepowego za krótko gotowałam. Mięso twarde jak diabli.
No, ale potem teściowa mi powiedziała, że to się inaczej obrabia.
Włożyłam mięso do zimnej wody i gotowałam bez soli około 50 minut. Jak zaczęło wrzeć zmniejszyłam ogień na minimum. Jak już widziałam, że to mięso robi się miękkie dodałam sól i warzywa. Gotowałam jeszcze około 1h. Czyli łącznie 2h, pilnując wody, aby nie wrzała. No i powiem Ci, że rosół wyszedł jak za mojego dzieciństwa.
ej, przestałyście gotować obiady?:P znów mi pomysłów brakuje :P
ostatnio u mnie barszcz czerwony (bez kiszonego soku z buraków, na samej cytrynie albo occie to niestety nie ten smak :/) i kurczak w panierce z sezamu z pieczonymi ziemniakami