zastanawia mnie tylko, że niby napro nie pomaga kobietom, u których obydwa jajowody są niedrożne...
Przecież jednym z podstawowych celów jakie stawiają twórcy tej metodzie to udoskonalenie mikrochirurgii narządow pułciowych, a więc też udrożnienie jajowodów, i zapobieganie zrostom, a podobno napro w tym drugim przypadku poczyniła bardzo duże efekty....
to jak to w końcu jest??
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
NPT to także cały zestaw działań chirurgicznych. Kto wie, może to pisał ktoś, kto nie zna dokładnie metody (wiedział tylko o tym co daję metoda Creightonu będąca tylko pierwszym etapem NPT).
Nie. Nie chodzi o to, ze ktos nie znal metody. Po prostu nie kazde niedrozne jajowody daja sie udroznic. Jak sie daja to sie udraznia. Ale tak samo jak nie kazdy zab jest do wyleczenia tak nie kazdy przytkany jajowod mozna naprawic.
s biela - napro stara się pomóc kobietom z niedrożnymi jajowodami. Służy do tego laparoskopia, hsg, a także histeroskopia czy jak to sie tam zwie - nie mam jak poszukać, a chcę odpowiedzieć w wątku. Ale jak sama pewnie wiesz - udrożnienie jajowodów nie daje pewności zajścia w ciążę, bo czasem się zdarza, że rzęski są nieruchome i na to nic nie można poradzić. Tutaj w grę wchodzi chyba tylko IVF.
Myślę, że dzięki NPT może być większe zainteresowanie MNPR, bo tak jak piszecie - wiedza która tyle kosztuje musi być dobra, ciekawa i będzie przyciągać. Gdyby pigułki rozdawano za free co miesiąc nie wiem czy byłoby aż takie zainteresowanie. Marketing i tyle.
Petomasz, muszę zdobyć atlas, ale nawet nie mam kiedy przegrzebać allegro. Nawet tutaj wskoczyłam ze sporym opóźnieniem, choć wątek na bierząco mnie interesuje. Znalazłam nowy artykuł o naprotechnologii, dot. mojego lekarza:
Mary tutaj pigulki sa rozdawane za darmo i zapewniam, ze maja duze powodzenie... Choc stopien uswiadomienia tutejszej mlodziezy, nie jest zbyt wysoki, a liczba maloletnich ciaz wysoka... ale to nie watek na ten temat:)
Dobra robota Mary. Czytam wszystkie informacje jakie tu zamieszczasz i relacje z twojej przygody z NPT z zainteresowaniem , a co wazniejsze, z nadzieja ze to dla was ruch w dobrym kierunku... Chcialem jeszcze napisac ze sie ciesze ze cie tu mamy, ze sie poznalismy - ale to juz przeciez wiesz od dawna:-)
hihi Tomku, pewnie że wiem ;) co jakiś czas regularnie mi o tym przypominasz :) Następne spotkanie z konsultantką we wtorek, więc pewnie następna relacja :)
Napiszę, napiszę Pierwsze zaskoczenie mnie spotkało, jak się umawiałam na wizytę - pani w rejestracji poinformowała mnie, że wizyta u doktora trwa (bagatela!) 45min. ( w rzeczywiśtości 1godz.). Wywiad jest dokładny, dr ma taki specjalny formularz napro, który dotyczy nie tylko kobiety, ale i mężczyzny. Poza tym szczegółowo obejrzał wszystkie moje badania (a miałam ich sporo). Zalecił wykonanie aktualnego usg, które wraz z jeszcze jednym badaniem może przyczynić się do postawienia diagnozy (w końcu!). USG będę robić w tej samej przychodni - polecił mi lekarza, który jak to ujął "będzie wiedział, o co go proszę". Leczenie napro (po postawieniu diagnozy, wstępnie już postawionej, ale jeszcze nie potwierdzonej) może obejmować dwie drogi (w moim przypadku) - wyrównanie gospodarki hormonalnej lub leczenie ukierunkowane na starania. Wrażenia - bardzo profesjonalne podejście, doktor wyjasniał mi, co może u mnie nie działać, jak i dlaczego. Kolejne wrażenia po następnej wizycie.
A ja znalazłam następne artykuły o NPT. Mniej lub bardziej pozytywne, ale myślę, że warto poczytać. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej info. http://ekai.pl/wydarzenia/x14636/naprotechnologia-szansa-na-dziecko-bez-in-vitro/ http://www.proinvitro.pl/co-to-jest-naprotechnologia http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2164463
I stronka kliniki w b-stoku. http://www.napromedica.pl/przychodnia/
A jutro dalsza relacja z drugiego spotkania z konsultantką.
Racja Konwalijka :) bo same wizyty to tylko fragment drogi do celu.
Wizyta u konsultantki NPT - naniosła poprawki na moje obserwacje. Jeśli jest śluz, a nie ma naoliwienia, to wpisuje się tylko konsystencję, kolor i ile razy w ciągu dnia najbardziej płodny sluz był widziany. Odczucia wilgotno i mokro nie wpisuje sie wtedy. Gdy jest uczucie sucho, to nie ma śluzu wtedy. Bo jak jest sluz, to nie wpisujemy takiego odczucia. Gdy nie ma śluzu a odczuwamy mokro, czy wodospad, to może oznaczać problem z hormonami. Co też jest istotne. Prawidłowo powinien mi zniknąć śluz po szczycie i do końca cyklu nie powinno być nawet białego lepkiego, ale jeśli tak będzie to podobno wtedy wkroczą żółte znaczki. O ile dobrze zrozumiałam. Następne spotkanie za ok 2tyg, na początku następnego cyklu. Wtedy podsumujemy mój cykl i ewentualnie może być włączone jakieś leczenie, o ile będzie potrzebne.
Mam takie, moze trochę dziwne pytanie techniczne: to ile Ty razy dziennie biegasz w pracy do WC żeby sprawdzić ten śluz i czy nie masz problemów z zapamiętaniem kiedy był ten najlepszy??
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
s_biela odpowiedź techniczna :) w pracy 2-3 razy dziennie, bo sporo piję herbaty :) W domu przed pracą i po pracy to już pewnie jak każdy. Staram się nie przytrzymywać pęcherza na granicy wytrzymałości i nie żałuję sobie wizyt w WC. Początkowo miałam w planie zapisywanie - np w pracy kiedy jaki śluz był, ale to nie o to chodzi. Zapisujemy tylko śluz najbardziej płodny i ile razy w ciągu dnia wystąpił - 1,2,3 czy cały dzień, a nie jest istotna np pora dnia. Nie jest to trudne. Po prostu już w pierwszym cyklu zapadki od zapamiętywania zadziałały :) Aż zdziwiłam się, że tak szybko.
pytam bo ja zawsze miałam problem z zasisywaniem czy stosunek byl rano czy wieczoorem, czy tak i tak... nie wiem czemu strasznie szybko takie reczy zapominam, ale to chyba takie moje wieczorne myślenie...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Pomysł Przewodniczącego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych, abp. Henryka Hosera, aby stworzyć narodowy program leczenia i zapobiegania niepłodności, cieszy się wielkim poparciem nie tylko lekarzy. Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki w rodzaj in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, ze wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi - uważa abp Hoser. Pomysł hierarchy popiera m.in. dr Jerzy Umiastowski, członek zespołu ds. bioetyki działającego przy kancelarii premiera i wieloletni przewodniczący Komisji Etyki Lekarskiej. in vitro niesie duże ryzyko zdrowotne zarówno dla matki, jak i dla dziecka, ma także szereg negatywnych skutków ubocznych - powiedział. Dr Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, przypominając Polakom o konieczności prowadzenia zdrowego trybu życia, co ma niemały wpływ na płodność, również ocenia pomysł jako słuszny. Propozycję tego rodzaju programu przedstawił Ministerstwu Zdrowia już 4 lata temu prof. Bogdan Chazan, były krajowy konsultant ginekologii i położnictwa. Według profesora, jego realizacja powinna doprowadzić do stworzenia w całym kraju sieci specjalistycznych, wielodyscyplinarnych ośrodków, w których byłyby prowadzone diagnostyka i leczenie. Leczenie niepłodności np. z pomocą naprotechnologii jest drogie, ale z pewnością tańsze od in vitro. Poza tym jest to rzeczywiste leczenie człowieka, a nie obchodzenie problemu - zauważa prof. Chazan. Z kolei dr Maciej Barczentewicz, prezes Fundacji Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. JPII w Lublinie zapowiedział, że fundacja chętnie włączy się w te inicjatywę. Zdaniem ginekologa, ważnym elementem programu będzie szeroka kampania informacyjna, w którą należy włączyć media, reklamę, parafie i diecezje. Nauczanie Kościoła dotyczące płciowości i rodziny zawiera wszystkie elementy profilaktyki niepłodności. Ważne, żeby wykorzystać argumenty nauki do potwierdzenia prawdy nauki Kościoła i odważnie, publicznie je głosić - podsumował dr Barczentewicz. (z "Głos dla życia" nr 1 styczeń 2009r.
rozmawiałam na ten temat z dr K. i mówił, że pewnie będzie opcja wejścia na wybrane wykłady (wtedy to mniej kosztuje), ale szczegóły mają być na stronie, ew. trzeba się kontaktować z organizatorem
Spotkanie z konsultantką CrM nr 1 (twz. sesja wstępna) Podczas spotkania pokazywana jest prezentacja (taka wystandaryzowana, dla wszystkich). Ogólne informacje o podejściu do płodności, o płodności kobiety i mężczyzny. Później już o metodzie CrM, co i jak należy badać, jak prowadzić obserwacje, jak je notować. Instruktorka pokazała mi nawet papier toaletowy, który się nadaje (taki gładki, bez żadnych faktur, z reginy). Wrażenia bardzo pozytywne. Miałam wątpliwości, co do przebiegu nauki, bowiem przez pierwszy cykl (lub miesiąc, w zależności od tego, co jest krótsze) uczy się rozpoznawania śluzu wg określonych wskaźników i wtedy zalecane jest powstrzymanie się od współżycia. U mnie może być tak, że po 30, 60 czy nawet 90 dniach nadal będę obserwować brak śluzu, uczucie suchości, czy śluz gorszej jakości —> jak w tym przypadku po skończeniu pierwszych 30 dni, kiedy objawy się nie zmieniają nauczyć się dostrzegania różnic i jak nie pomylić śluzu z nasieniem? Jak sie dowiedziałam jest w takim przypadku określony sposób postępowania (w okresie niepłodności czy płodności troszkę inne ale podobne). Zapytała mnie, co zalecił lekarz – wg lekarza mam poobserwować się 2 m-ce i umówić na spotkanie. Następne spotkanie CrM za 2 tyg.
Co do wrażeń – zgadzam się, że większą wagę przykłada się do opisywania śluzu, w końcu to podstawowy wskaźnik płodności tej metody. Trzeba pamiętać, aby podczas każdej wizyty w toalecie sprawdzać odczucie i śluz, o ile wystąpi – to może być nieco kłopotliwe, aby pamiętać, ale mam nadzieję, że szybko się wdrożę. A wiedza, którą mamy zdecydowanie się przydaje, wydaje mi się, że łatwiej nam zrozumieć to wszystko. Czy to coś nowego? Mam wrażenie, że raczej bardziej dokładnego ze wskazaniem na jeden tzw. „marker płodności”.
Konferencja o naprotechnice (21-22 marca br.) z powodu nieoczekiwanie dużego zainteresowania została przeniesiona z Łomianek do Warszawy! Pierwszego dnia na ul.Dewajtis, a drugiego na ul. Wójcickiego.
"Marker płodności" nazywany po polsku "wskaźnikiem płodności".
Drogie Panie uczestniczce w kusie CrM, Czy mówiono Wam, że nauka samoobserwacji metodą Creightonu jest tylko w ramach "leczenia niepłodności" czy też może być stosowana później, przez resztę życia? To bardzo ciekawe, bo - na razie? - szkolenie robią panie związane z instruktorami leczącymi niepłodność.
witam, w miniony weekend odbyła się na UKSW w Warszawie, konferencja "NaProTECHNOLOGY - wyzwania medyczne i etyczne we współczesnej ginekologii"
śledziłam wątek, a po wysłuchaniu wykładów wydaje mi się że mogę na kilka wątpliwości odpowiedzieć. 1. peak to po prostu szczyt, zresztą jest to w ten sposób od zawsze w NPR oznaczane, 2. standaryzacja oznaczeń w NPR wg Creighton'a jest bardzo ważna właśnie po to, aby każdy, bez względu na miejsce w świecie, jak zadzwoni do kliniki Pawła VI w USA, to lekarz tam pracujący będzie wiedział o czym mówi. Proszę pamiętać, że kliniki są dwie na świecie, pary zgłaszają się z całego świata do tych 2 klinik. (być może w Warszawie będzie 3) 3. Jak do tej pory są 3 małżeństwa (na stałe mieszkające w Polsce), które dzięki konsultacji u dr Phil'a Boyle'a z Irlandii doczekały się poczęcia, ciąży i szczęśliwego rozwiązania, osobista konsultacja w Irlandii była jedna pozostałe 3 już telefonicznie 4. Tak jak w programie In vitro stosuje się kuracje hormonalne ALE JEST ZASADNICZA RÓŻNICA - kuracje te nie mają na celu pozyskiwanie oocytów ale doprowadzenie do właściwego funkcjonowania gospodarki hormonalnej kobiety - dawki są zupełnie inne, w innych momentach i generalnie chodzi o zdrowie kobiety, na podstawie wykresów wg modelu Creighton'a wyszkolony lekarz zobaczy prawdziwą przyczynę chorób, będzie mógł im zapobiec. Chodzi o profilaktykę nowotworów, zapobieganie samoistnym poronieniom 5. Tak faktycznie nie można sobie dowolnie używać terminu naprotechnology. Można korzystać z wiedzy ale klinika specjalizująca się w leczeniu niepłodności jeśli stosuje In vitro nie może używać nazwy Naprotechnology. Hilgers zajął się tym wiele lat temu w odpowiedzi na encyklikę Humane Vitae Pawła VI, i wrócił do zarzuconego w tamtym czasie leczenia niepłodności, które opierało się na szczegółowych badaniach hormonalnych oraz na leczeniu chirurgicznym. 6. Leczenie chirurgiczne jest bardzo precyzyjne i z doświadczenia dr Hilgers'a z USA jak i lekarzy z kliniki w Irlandii są takie, że kobiety po przebytych operacjach u innych lekarzy musiały mieć powtarzane laparoskopie - w 86% przypadków pierwsze operacje były niedokładne 7. W leczeniu chirurgicznym kładzie się absolutny nacisk na to aby operować tak żeby nie dopuścić do powstania zrostów, operacje są przy pomocy lasera (w Polsce nigdzie nie wykonywane być może w tym roku będzie laser w szpitalu Św. Rodziny w Warszawie dr Piotr Klimas uczył się tych operacji u samego dr Hilgersa w USA podczas rocznego kursu). 8. Dr Tadeusz Wasilewski, (który zajmował się wcześniej In vitro a obecnie prowadzi przychodnię NaProMedica w Białymstoku) wyjaśniał dokładnie różnice w kuracji hormonalnej jaką stosuje się przy In vitro i w napro. 9. Naprotechnology nie jest nowością, kiedyś przed In vitro tylko w ten sposób leczono kobiety - nie niepłodność bo niepłodność to jest objaw choroby. Tak więc In vitro które zajmuje się tylko objawem choroby faktycznie chorób, które prowadzą do niepłodności nie leczy. 10. Dr Hilgers wrócił do tego co zostało odłożone do lamusa, dzięki technice i rozwojowi w medycynie doprowadził do większej precyzji i dokładności w chirurgii, niż miało to miejsce w latach 50-60, dzięki setkom obserwacji i badań hormonalnych dzięki lepszym środkom farmakologicznym, skuteczniej rozpoznaje się i leczy kobiety, zapobiegając różnym chorobom i niepłodności.
mam nadzieję na nagrania, poinformuję czy mam i co mam i na jakim nośniku w najbliższym kwartalniku (lub następnym ale raczej w tym na kwiecień maj czerwiec) "życie i płodność" zostaną zamieszczone wykłady z konferencji, na dzień dzisiejszy nie wiem czy bezwzględnie wszystkie, czy prelegenci udostępnią do wykorzystania swoje prezentacje, ale przynajmniej część się ukaże,
na stronie Instytutu Studiów nad Rodziną UKSW będzie zamieszczone świadectwo dr Tadeusza Wasilewskiego "dlaczego zaprzestałem In vitro" pozdrawiam
Ciekawe, że w wiadomościach podali, że metoda napro daje statystycznie 51% szansy na poczęcie a in-vitro 49% czyli "w domyśle" wygląda jakby to było to samo, a wiadomo, że nie jest...
Naprotechnika i in-vitro to sa 2 zupelnie inne sprawy i dla 2 zupelnie innych przypadkow nieplodnosci. Nie ma co tego porownywac. Moim zdaniem to bez sensu. I nie sluzy ani in-vitro ani nawet naprotechnice.
No i co mi po diagnozie? Ja mam zdiagnozowana a zajelo to 1 dzien. To o czym Ty mowisz dorah, to jest inna kwestia wydaje mi sie. A mianowicie kwestia nieprawidlowego leczenia. Pary, ktore mozna wyleczyc napro powinny byc nia leczone zamiast odsylane z marszu na in-vitro (zdaje sobie sprawe, ze sa takie przypadki). In-vitro nie jest dla nich i nie powinny byc poddawane tak kosztownej i ingerencyjnej metodzie. Po co jesli mozna prosciej z podobnym skutkiem (jak nie lepszym)? Na tym opiera sie podkreslana wszedzie wyzszosc napro od ART. Moim zdaniem opiera sie ona tylko i wylacznie na fakcie, ze pary sa zle leczone. In-vitro jest dla par, ktorym napro nie pomoze chocby sie zanaprowali na smierc (zdiagnozowano niedroznosc jajowodow, czasami nawet ich brak kiedy musialy zostac usuniete albo bardzo slabe nasienie, pojedyncze plemniki w ejakulacie). Jaki jest sens porownywania skutecznosci wtedy? Byc moze tez pary, ktorym w ciagu 2 lat i napro nie pomogla a przyczyna ciagle albo mglista albo nieznana(choc napro podobno daje gwarancje przynajmniej zdiagnozowania problemu) moglyby sie sklonic ku in-vitro jako ostatniej desce ratunku.