Wiesz, rodzić sobie można po 35 r.ż. Racja,że teraz 35-latki są wysportowane, zdrowsze i zadbane. Racja też,że powaznych wad genetycznych, z ktorymi dzieci musza borykać się całe życie jest niewiele (choć jest ich więcej w porównaniu z młodszymi nieobciążonymi np genetycznie kobietami ). Ale gadka,że metryka nic nie zmienia to ściema! Starzeją się Twoje mięśnie, więzadła, skóra i kości. I nic na to nie poradzisz. Można być fit , ale biologiczny wiek posuwa się do przodu, pomimo kremów , sportu itp. - to jest fakt. Ciąża zawsze będzie większym wysiłkiem dla 30- i 40-latki w porównaniu z 20-latką. Pytanie też, ile jest takich super wypoczetych i wychuchanych kobiet po 30 lub 40? Kobiety zawodowo czynne, często pracuja też na zwiększonych obrotach. Nikt mi nie wmówi,że dużo wypoczywają i sa tak silne jak o dekade młodsze koleżanki:) Nie przesadzajmy. Jednakże to sprawa wyboru-nie jestem przeciwko starszym kobietom ciąży, ale z punktu widzenia biologii nie nalezy tego propagować, bo więcej szkód niz pozytku z takiego zachowania jak wyżej napisałam. Pominięto tez tak istotna kwestię jak psychika 30-, 40-latki- w tym wieku juz cierpliwośc zwykle nie ta, większa ochota , aby wypocząć sobie, zająć się jakimś hobby, mieć spokój i odcinac kupony z życia. Nie wiem, czemu miałoby służyć zmienianie natury...?
Wiurzyca: Pominięto tez tak istotna kwestię jak psychika 30-, 40-latki- w tym wieku juz cierpliwośc zwykle nie ta, większa ochota , aby wypocząć sobie,
Też czytałam wczoraj ten artykuł przypadkiem, i pomijając kwestię uroków posiadania mamy w okresie menopauzy, jak się samemu ma 13 lat i przechodzi okres buntu i dojrzewania, to pomyślcie sobie, że te dzieci 40-latek same będą miały dzieci tak późno - to która 80-letnia babcia tego dożyje? I będzie jeszcze miała siłę, żeby wnuka wziąć na ręce?
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Wydaje mi się, że czym innym jest rodzenie KOLEJNEGO dziecka jak się jest pod czterdziestkę - kto wie, czy tak się u mnie np. nie skończy: mam 28 lat, pierwsze w drodze, planujemy kilka, kto wie, jaki będziemy mieli timing? Kobieta chyba ma wtedy inne doświadczenie z poprzednimi dziećmi, inne nastawienie. Rodzenie z założenia - bo nie mówię tu o sytuacji, kiedy to wynika np. z długoletnich starań - pierwszego dziecka, jak się ma lat 40... jakoś to do mnie nie przemawia.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Obawiam się, że jest wtedy większe zagrożenie stawiania dziecku wygórowanych wymagań. Bo trudniej jest traktować jak niezasłużony dar, a łatwiej jak dobro, które "mi się należy".
taaa... czytałam to już kiedyś. Szczególnie przewertowałam fragment w zakładce "odpowiedzialni" bo nie mogłam uwierzyć, że można coś takiego napisać... to trochę jak ten artykuł szkoda słów...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Pulikowski nigdy do mnie nie przemawiał. Tu przegiął najbardziej: Mądrzy, odpowiedzialni ludzie mają coraz więcej dzieci. Przekazują im dobre postawy - uczą dobrego ojcostwa. Z kolei ludzie nieodpowiedzialni mają tych dzieci coraz mniej albo wręcz wcale. I tak - prawem naturalnym - nie mają komu przekazywać swojej nieodpowiedzialności. Z każdym pokoleniem będzie więc coraz lepiej.
dużo dzieci = mądrość, odpowiedzialność mało dzieci = nieodpowiedzialność
Czy powołanie wielu dzieci na świat jest wynikiem mądrości i odpowiedzialności??? Często wynikiem przypadku, niestety. Można mieć wiele dzieci i być nieodpowiedzialnym.
Rzeczywiście, szkoda słów. Feministki będą miały znów okazję, by sobie poużywać.
a tak apropo feministek to swoją drogą nie nazwałabym tak wielu pań hucznie okrzykniętych tym mianem. Bo niby jak można głosić idee feminizmu jeśli się nie ma pojęcia o humaniźmie?? myślę, że wielu organizacjom powinno się odebrać prawo do umieszczania tego słowa w swoich nazwach...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Na opakowaniu szczepionki jest informacja, że nie ma dowodów, że preparat ma wpływ na płodność kobiety lub jest szkodliwy dla płodu na podstawie badań na szczurach. W niektórych amerykańskich stanach wprowadzono lub rozważa się podawanie szczepionki uczennicom w szkołach obowiązkowo. Zanotowano 3461 działań ubocznych szczepionki, w tym 8 zgonów.
Pulikowski zastosował tu kilka skrótów myślowych, chyba ze względu na szczupłość czasu i miejsca. A książkach dokładniej tłumaczy swoje stanowisko. A ja dwa tygodnie temu słyszałam to wszystko twarzą w twarz z możliwością zadawania pytań. Chodziło o postawę ograniczania liczby dzieci z powodów egoistycznych (majątek, wygoda, moda), jako nieodpowiedzialność doprowadzająca do ujemnego wzrostu demograficznego i sprzyjająca wielu patologiom (dzieci traktowane jako własność a nie dar, brak czasu dla dzieci, przedmioty zamiast poświęconego czasu). Natomiast ludzi świadomie planujący większą liczbę dzieci i troszczący się o ich wychowanie, biorą odpowiedzialność za kształt przyszłości ludzkości.
polecam wg mnie bardzo interesujaca audycje o zaplodnieniu in vito. Wiem ze Madio Maryja budzi rozne kontrowersje ale niezaleznie od tego jak oceniamy te rozglosnie czy jej dyrektora to zapewniam ze tej audycji posluchac warto http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=6480
A tu, dla rownowagi, rowniez wzbudzajace rozne emocje medium mianowicie G. Wyborcza. Jesli skuszone becikowym wysokosci 4 tys dolarow wybieracie sie do Australii to radze sie pospieczyc. Austrlijscy lekarze troszczacy sie o srodowisko, drzewostan, efekt cieplarniany itp domagaj sie wyhamowania przyrostu naturalnego i czerpania w tym wzgledzie wzoru np z doswiadczen chinskich... http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4747749.html
Josaris, łapiesz za słówka, jak rasowa polonistka A wypowiedź Pulikowskiego jak dla mnie nie jest taka prosta, jak Twoje równania.
Mnie akurat zeźliło co innego, mianowicie ta jego deklaracja na początku w stylu "nie lubię was, ale co tam - pokażę wam co potrafię", takie mało jak dla mnie chrześcijańskie, chyba mimo wszystko rozmowy Pana Jezusa z jawnogrzesznicami były w innym klimacie
Natomiast wracając do zacytowanej przez Ciebie wypowiedzi - to fakt, że mądrzy, odpowiedzialni ludzie mają coraz więcej dzieci i to jest coś, z czego się powinniśmy chyba cieszyć, jak uważacie? Co nie oznacza, że tylko oni, ale Pulikowski takiego czegoś nie powiedział.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Dorzucę swoje trzy grosze- redaktor Kowalski w rozmowie z Pulikowskim nie umie zadawać pytań i nie rozumie swojego rozmówcy! Facet w ogóle nie czuje klimatu rozmowy-nie rzuciło się Wam to w oczy? Natomiast próbuje osmieszyć Pulikowskiego. No i takie zdjęcie walneli jako ozdobe artykułu pt. "mam was wszystkich w ...."
przepraszam bardzo, ale jakoś ciężko mi uwierzyć, że to głównie dziennikarz ośmiesza Pulikowskiego. Co za człowiek sugeruje że kobiety mają jakiś szósty zmysł i bezbłędnie interpretują płacz dziecka?!? to jest kwestia doświadczenia. A jak przy dziecku będzie siedziała tylko koobieta, to facet napewno się nie nauczy... Dla mnie ten facet jest przesiąknięty szowinizmem, ale może nie powinnam się wypowiadać, bo znam jego opinie tylko z tego artukułu. Książki "Ewa czuje inaczej" nie czytałam bo już sam tytuł mnie odrzucił...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
S_biela, ale to fakt, że tak jest! Czysta biologia!
Ja ostatnio jestem na etapie zaczytywania się w informacjach na ten temat, co się dzieje z ciałem kobiety w ostatnim okresie ciąży i po porodzie. Kobieta przeżywa taki boom hormonalny, że sobie nie wyobrażasz, związany np. z oksytocyną, która pozwala Ci znieść poród i późniejsze trudy, jedziesz na takim rauszu, że za żadne pieniądze tego nie kupisz, z hormonami pobudzającymi laktację, z kompletną przebudową psychiki - kobietę po prostu "zalewa" miłość do dziecka, ona jest cała dla niego. Wiadomo, że nie od razu się to wszystko wie, i jak rozmawiam z moimi znajomymi, którzy mają niemowlaki w domu, to jak mantra się powtarzało w słowach mam, że najgorzej jak dziecko płacze i nie wiesz jeszcze dlaczego - ale też od nich słyszałam, że potem "się wie".
Mężczyzna nie jest wyposażony w takie mechanizmy, bo nie jest matką. Gdyby to było takie bez znaczenia, kto ma chodzić w ciąży, rodzić i opiekować się dzieckiem, a kto zapłodnić, chronić i zapewnić byt matce i dziecku, to pewnie natura zrobiłaby z nas dżdżownice
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
niby to nie jest bez znaczenia, ale Pulikowski na tej podstawie stwierdza, że to tylko i wyłącznie kobiety powinny zajmować się dziećmi. Gdyby tak było, to ja bym nigdy chyba na własne się nie zdecydowała. Jak mi ktoś podaje bobo to niruchomieję i czekam w tej pozycji aż ktoś je ode mnie weźmie z bardzo głupią miną... Znajomi kiedyś próbowali udowodnić mi, że jednak mam 'jakieś predyspozycje" i zamkneli mnie sam na sam z płaczącym maluszkiem w pokoju. Siedziłam i tak patrzyłam na niego aż w końcu po 20 minutach płaczu przybiegła matka A mój mąz ma takie doświadczenie, że tylko spojży na dziecko i już wie co jest grane, i intuicyjnie porozumiewa się z nim, kiedy ja stoje jak ten pajac i z każdą sekundą wychodzę na coraz większą idiotkę, a dzieciak coraz głosniej płacze...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Pulikowski mówi dokładnie tak: "Dopóki dziecko jest małe, zajmuje się nim kobieta. Mężczyzna przecież nie nadaje się do tego. On nie odróżni jednego z dwudziestu rodzajów płaczu niemowlaka, a kobieta rozumie to bezbłędnie (...) Z czasem, gdy dziecko podrasta, kobieta powinna wycofywać się z jego wychowywania, a dominującą rolę winien przejmować ojciec". Czyli po pierwsze - mówi o roli kobiety, jaką ma do spełnienia przy NIEMOWLęCIU. Po drugie - wskazuje, że ona jest dominująca, a nie wyłączna, a co więcej - że ta dominacja jest czasowa i związana właśnie z tym, że to dziecko jest małe. Sformułowanie o wyłączności kobiety nie pada w tym wywiadzie, natomiast jest mowa o solidarności matki i ojca w wychowaniu dziecka.
Mnie też raz postawiono w takiej sytuacji "masz dzieciaka i radź sobie" i wspominam to z przerażeniem do dziś. Są osoby, które rwą się do innych dzieci i robią z siebie wariatów ciumkając i strojąc miny do Bogu ducha winnego dzieciaka. Ja na przykład się nie rwę i nie zamierzam nikomu w ten sposób udowadniać, że jestem albo nie jestem cudowną kandydatką na matkę. Poza tym wydaje mi się, że jest zasadnicza różnica w tym, jak podchodzisz do cudzych dzieci, a jak do własnego dziecka i to się moim zdaniem nijak nie przekłada.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Zgodze sie z wonka, inaczej sie podchodzi do cudzych dzieci, a inaczej do swoich. To normalne, s_biela, ze nie wiedzialas, co zrobic z placzacym dzieckiem, ta "umiejetnosc" sie nabywa, co nie znaczy, ze nie ma odstepstw, jak np. Twoj maz.
Myślę, że chodzi przede wszystkim o pewne predyspozycje uwarunkowane przez naturę. To co piała Wonka o hormonach, a potem o doświadczenie i umiejętności. Pulikowski nie tworzy jakiś sztucznych podziałów ani dyskryminacji tylko mówi o naturalnych predyspozycjach. Chodzi po prostu o to, że mężczyzna może zastąpić kobietę w sensie czynności, ale nie natury. I odwrotnie. A dziś są grupy, które usiłują udowodnić, że mężczyzna i kobieta to właściwie wszystko jedno, a tak wogle to dwóch mężczyzn czy dwie też jest ok.
Nie można tego tak bardzo upraszczać. Pulikowski chyba doskonale zdaje sobie sprawę z aktualnej sytuacji i przewrażliwienia pewnych grup na punkcie macierzyństwa choćby, więc tym bardziej tego nie rozumiem. No chyba że wywiad nie był autoryzowany.
Zawsze miałam wrażenie, że Pulikowski uprawia "psychologię dla ubogich". To, co robi o. Knotz jakoś bardziej do mnie dociera.
Ja myślę, że na tym polega istota rzeczy, żeby były różne sposoby mówienia o rzeczach tych samych lub podobnych. Pulikowski jak dla mnie też pisze czasami zbyt prosto, ale z drugiej strony to też może mieć swoje zalety. Czasem ma się potrzebę przeczytania czymś co oczywiste właśnie jako o oczywistości, prosto i bez analiz. U o. Knotza denerwuje mnie za to skłonność do stawiania ołtarzy pod kołderką, co mi z kolei też nie do końca odpowiada.
-- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
Działalność o. Knotza i Pulikowskiego jest dobra, każdy ma swoją grupę, do której dotrze z przesłaniem.
Tom pisał o świadomych Australijkach, które podobnie jak Chinki ograniczają liczbę potomstwa. Pozostawanie bezdzietnym w imię ekologii i dla dobra naszej planety to nowa moda w UK. Aborcja i sterylizacja dla dobra Ziemi Podczas gdy dla innych rodziców dziecko jest skończonym cudem natury, dla wysterylizowanej 35-latki jest złowieszczym zagrożeniem przyszłości. Lekarz odmówił jej sterylizacji w wieku 21 lat, więc brała tabletki. Najgorszy scenariusz jednak się spełnił i przypadkowo zaszła w ciążę na tabletkach. Mimo że nie miała ochoty na aborcję, czuła, że urodzenie dziecka, które byłoby obciążeniem dla świata byłoby niemoralne. Lekarz, który przeprowadził aborcję, odmówił przeprowadzenia sterylizacji w tym samym zabiegu. Udało jej się znaleźć lekarza, który zgodził się na ubezpłodnienie jej, dopiero gdy miała 27 lat. Nowy chłopak pogratulował jej zabiegu, a ona poczuła ulgę. Wraz z nowym mężem o podobnych poglądach są zadowoleni, że dzięki weganizmowi i bezdzietności ograniczają swój negatywny wpływ na środowisko i walczą z przeludnieniem. Druga opisana kobieta od dzieciństwa marzyła o własnym udziale w ochronie środowiska. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli nigdy nie będzie miała dzieci. Niestety, kolejni chłopcy, z którymi się spotykała, chcieli się z nią ożenić i założyć rodzinę. Dopiero starszy narzeczony zgodził się na wazektomię i spełnienie marzeń. Wiodą razem superekologiczne życie, chroniąc naszą cenną planetę.
Mnie powaliło to, że Pulikowski wprost mówi, że facet do opieki nad małym dzieckiem się nie nadaje. Nie neguję kobiecych predyspozycji, i nie uważam też ,że jedynie na podstawie mojego i mojego męża podejścia do dzieci można tworzyć jakiekolwiek zasady, ale człowiek tym się różni od przykładowej małpy, że nie determinują go predyspozycje biologiczne właśnie. Człowiek jest osobą znacznie bardziej złożoną, i wpływają na nią w dużo większym stopniu inne czynniki, które znacznie bardziej komplikują sprawę... Uważam, że autorytalne głoszenie przez Pulikowskiego, że jedynie kobieta powinna zajmować się niemowlęciem nie ma pokrycia z rzeczywistością, a jego wizja rodziny ma więcej wspólnego z ot choćby z darwinizmem lub szowinizmem, a nieżeli zdrową relacją w milości. Dlatego właśnie mnie oburzył...
Co do histosri tych kobiet... Jak nie zauważa się że człowiek jest częścią ekosystemu, że natura jest dla człowieka, więc i człowiek powinien o nią dbać i życ w równowadze, tylko używa się jakiś pojęć ekologicznych z kosmosu to tak się kończy cały ten piękny zryw ludzkości swoją droga to jakoś nie chce mi się wierzyć, że tymi kobietami kierowała głównie zle rozumiana ekologia. Sądzę, że musiały doświadczyć wczesniej czegoś traumatycznego...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
W artykule pada taka sugestia, ale jest napisane, że ta pierwsza, która marzyła o sterylizacji, dorastała w dużej normalnej rodzinie i miała szczęśliwe dzieciństwo, zatem nie wiadomo skąd takie pomysły.
wiesz jak to jest z tymi "normalnymi rodzinami". Im więcej patologii tym bardziej rodzice starają się wyglądać normalnie wiesz, myślę, że to jest na tyle delikatna sprawa, że nie bardzo chyba powiedziała by o tym wprost. Jak ktoś pyta: "co u Ciebie? wszystko dobrze?" to mówisz: "tak", chociaż pewnie nie wszystko jest dobrze...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Limitowanie ludzi Portal "Gazeta" poinformował o szokującym pomyśle australijskich lekarzy. Według nich rodzice, którzy posiadają więcej niż dwójkę dzieci, powinni do końca życia płacić specjalny podatek za dodatkową emisję dwutlenku węgla. Domagają się nałożenia na takich rodziców 5 tys. dolarów opłaty za każde "dodatkowe" dziecko, a oprócz tego - o zwiększenie ich rocznego opodatkowania o 800 dolarów. Natomiast pary, w których jedna osoba poddała się sterylizacji, mogłyby otrzymywać specjalne wynagrodzenie. Twórcy pomysłu limitowania ludzi krytykują też wypłacanie w Australii becikowego, które wynosi 4 tys. dolarów na dziecko, bo to zachęca do "szkodliwego" powiększania rodzin i powoduje zwiększenie efektu cieplarnianego. Radykalni ekolodzy - podobnie jak przedstawiciele nurtów totalitarnych - próbują coraz wyraźniej wpływać metodami administracyjnymi na sposób życia, model rodziny i indywidualne decyzje rodziców dotyczące prokreacji. Pod niewątpliwie pozytywnymi hasłami chronienia naturalnego środowiska człowieka kryje się demoniczna ideologia o posmaku antyludzkim, w świetle której największym zagrożeniem dla środowiska naturalnego jest nadmiar ludzi. Ideologia bezpieczeństwa demograficznego stanowi osnowę "kultury" śmierci. Jest wyrazem koncepcji, w której człowiek czyni siebie samego sankcją orzekającą o istnieniu drugiego człowieka, słabszego, chorego lub arbitralnie uznanego za niepożądanego. Żądania australijskich lekarzy są zapowiedzią zwiększenia presji na aborcję i eutanazję. Jeśli bowiem babcia, dziadek czy jedno z rodziców zgodzą się być zabici, to rodzina nie będzie płaciła podatku za trzecie dziecko, bo "zmieści się" w limicie emisji dwutlenku węgla. Ekosegregatorom można zadedykować wnioski naukowców z Uniwersytetu Michigan w USA, którzy badali negatywne skutki rozwodu na środowisko. Skutkiem rozwodu jest bowiem zazwyczaj założenie nowego gospodarstwa domowego, a co się z tym wiąże - zwiększenie powierzchni mieszkalnej, wyposażenia i użytkowanego sprzętu. Zdaniem badaczy wysoki wskaźnik rozwodów pociąga za sobą marnotrawstwo energetyczne oraz zwiększenie produkcji odpadków, które zatruwają środowisko. W roku 2005 gospodarstwa amerykańskich rozwodników zużyły o 56 proc. więcej elektryczności i wody na osobę niż gospodarstwa par małżeńskich. Autorzy badań wyliczyli, że gdyby nie było rozwodów, tylko w USA można byłoby zaoszczędzić ponad 73 mld kilowatogodzin elektryczności i 2373 mld litrów wody. Jednak w zatroskanych o środowisko kręgach ekologów jakoś nie słychać głosów, co zrobić, by ograniczyć ewidentnie szkodliwą społecznie plagę rozwodów. Nasza pogrążona w zimie demograficznej cywilizacja, pełna paradoksów i sprzeczności, znajduje się na rozdrożu. Pojawiły się zanegowanie wartości życia i subiektywna koncepcja prawdy, a wolność, która dziś jest utożsamiana z samowolą, została oderwana od odpowiedzialności. Na kryzys cywilizacji - jak nauczał Jan Paweł II - trzeba odpowiedzieć cywilizacją miłości, opartą na uniwersalnych wartościach pokoju, solidarności, sprawiedliwości i wolności, które znajdują pełne urzeczywistnienie jedynie w naszym Stwórcy. Jan Maria Jackowski
aki raj mielibyśmy na ziemi, gdyby małżonkowie byli "jednym ciałem". Oczywiście to "jedno" nie oznacza jedynie głębokiej więzi seksualnej, ale nawet gdyby się do tego ograniczyć, to wiele by się radykalnie zmieniło na lepsze. Nie da się bowiem oddzielić sfery intymnej od codzienności. Dobra intymność poprawia codzienność, a dobra codzienność wpływa istotnie na poprawę więzi intymnej. Co prawda niektórym mężczyznom wydaje się, że można to całkowicie oderwać, lecz już w krótkim czasie przekonują się o tragicznych skutkach takiej postawy. Zwykle nie potrafią samokrytycznie postawić prawidłowej diagnozy, obciążają winą "partnerkę" i... gubią się w kolejnych nieszczęśliwych związkach.
Na rynku amerykańskim pojawił się nowy test pozwalający z 98-mio %-ową pewnością określić płeć dziecka już w SZÓSTYM TYGODNIU CIĄŻY. Jego cena - bagatela - 195$ i jest transport do PL za równie drobną opłatę - 150$ (to już jest draństwo bo spokojnie za 10$ wysłać już można). Daje to 345$. Dla ciekawych: Tu można kupić Producent daje gwarancję na zwrot pieniędzy w przypadku, gdyby test się pomylił (też mi pocieszenie - a czy zwróci za różową wyprawkę, gdy urodzi się chłopiec? :-) ).
Zebrane przez organy rządowe dane pokazują, że w ciągu ostatnich czternastu lat w Wielkiej Brytanii zamordowano ponad milion nienarodzonych dzieci, ponieważ były "zbędne" po dokonaniu zabiegu sztucznego zapłodnienia.
Uzyskane dane dowodzą, że w latach 1991-2005 lekarze wytworzyli 2 mln 137 tys. 924 embriony, z których 1,2 mln nie dożyło czasu narodzin. Naukowcy zabijali dzieci w sytuacji, kiedy uznali, iż nie są one dostatecznie silne, aby dokonać ich wszczepienia, jednocześnie zamrażając te, które uważali za możliwe do wykorzystania. Te, które przeżyły proces zamrażania, umrą za mniej więcej 10 lat, o ile nie zostaną wszczepione do kobiecego łona. "Zapasowe" embriony tworzono, ponieważ kobiety różnie reagowały na podawane przy zapłodnieniu in vitro leki. Rozwiązanie stanowi adopcja embrionów. Jest ona prawnie dozwolona zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych, jednakże w obydwu krajach rzadko spotykana. - Wiele bezpłodnych par ma zamrożoną większą liczbę dodatkowych embrionów i byłoby wspaniale, gdyby ludzie ci mogli pomyśleć o przekazywaniu ich innym - oświadczył rzecznik Infertility Network, brytyjskiej organizacji wspierającej metodę zapłodnienia in vitro. - O wiele więcej wagi przykłada się do przekazywania embrionów bezpłodnym parom w Ameryce, gdzie jest to traktowane jako adopcja - podkreślił. W USA w ciągu ostatniej dekady poprzez embrionalną adopcję narodziło się 157 dzieci. Liczba ciąż wynikłych z tej adopcji nadal jednak pozostaje niska zarówno w Stanach, jak i w Wielkiej Brytanii ze względu na to, iż jest kosztowna i zarazem kontrowersyjna. Aby zapobiec ciążom bliźniaczym, agencje zajmujące się adopcją embrionów próbują wszczepiać jednorazowo po jednym, a najwyżej dwa embriony, co jest kosztownym procesem, wymagającym wielokrotnego powtórzenia, zanim któremuś z zamrożonych dzieci uda się przeżyć w ciele przybranej matki. Anna Wiejak
A mi się ten artykuł akurat nie "podoba". Myślę, że w nieustającej dyskusji o człowieczeństwie problem in vitro i problem "pogrzebów" 7 tygodniowych płodów jest miejscem najbardziej mętnym, bolesnym i trudnym, jako że zahacza o szczęście i tragedie ludzi. Jest dla mnie znacznie trudniejszy niż kwestia zwyczajnie niedopuszczalnej imho aborcji czy sprzedarzy środków wczesnoporonnych.
Tysiącom "niezamrożonych" dzieci również nie udaje się przeżyć w ciele biologicznej matki i również trzeba wielokrotnie powtarzać proces ich "otrzymywania" ;) (mnie uczono o siedemdziesięciu kilku %).
Hasta la vista, mama Jak podaje „Rzeczpospolita”, gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger podpisał szkolne prawo antydyskryminacyjne. Ozna-cza to usunięcie z podręczników słów „mama”, „tata”, „mąż” i „żona”. Wszystko to w trosce o uczucia homoseksualistów, biseksualistów i transseksualistów, których te homofobiczne słowa rażą i ranią. Jeden ze zwolenników nowego prawa przekonywał dziennikarzy, że takie słowa w sposób niedopuszczalny sugerują, że „naturalna rodzina – mężczyzna i kobieta z dziećmi – jest czymś normalnym lub typowym, albo że heteroseksualność jest normą”. Wychowawcy, którzy nie zastosują się do zarządzeń, mogą zostać wyrzuceni ze szkoły. Panie gubernatorze! Trzeba jeszcze Dzień Matki przemianować na Dzień Osoby Rodzącej. A przy okazji – dlaczego na porodówkach leżą tylko kobiety?
Juz ladnych pare miesiecy temu czytalam cos podobnego o wytycznych NHSu (brytyjski odpowiednik NFZ) dla szkockich lekarzy. Otoz w rozmowach z dziecmi maja zestepowac slowa mama i tata slowem opiekun, zeby dzieci wychowywane przez pary homo nie czuly sie dyskryminowane... http://www.kampania.org.pl/prasa.php?subaction=showfull&id=1173647909&archive=&start_from=&ucat=21&
w przypadku lekarzy albo sądów to może być rzeczywiście uzasadnione, bo często określenie opiekun nie jest równoznaczne z określeniem rodzic, no ale książki w szkołach to co innego...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
A mi sie wydaje ze i to jest przesada. Sad to widzi z papierow. A lekarz jak sie zwraca do dziecka to i tak "opiekun" brzmi glupio bo wiekszosc dzieci mowi "mamo, tato" takze do swoich przybranych rodzicow. Dla mnie to jest po prostu rownanie wszystkich do jakiejs wyjatkowej sytuacji gdzie jest 2 tatusiow albo 2 mamusie. Ja dzieci nie mam, ale gdybym miala to poprawilabym kazdego kto by sie do niego zwrocil mowiac o mnie "opiekunka".
Tyli o ili. Przychodzi 10 letnie dziecko do lekarza, przyprowadziła je 50 letnia na oko, bardzo zadbana pani... Mama? Babcia? Prabacia ;)? Wbrew pozorom to coraz częstsza sytuacja. Oczywiście, babcie zwykle cieszą się gdy są nazywane "mamami", w drugą stronę to tak nie funkcjonuje pięknie.
Dla mnie to skandal. ZNowu całkowite niezrozumienie słowa norma. Ja chcę być mamą, nie opiekunką :/