Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

  1.  permalink
    W takim razie ja dopisuję mój przebieg porodu, choć rewelacji nie było:-)
    20.05 byłam umówiona z lekarzem w szpitalu na KTG. Pojechaliśmy na 10.00
    Na KTG nie wyszedł rzaden skurcz, więc czekałam jeszcze na przepływy (do 12.30) a potem do 15.00 na badanie wód.
    Pospacerowaliśmy więc z mężem w pobliskim parku i o 14.40 poszliśmy na oddział. Tam lekarz stwierdził, że zostawi mnie w szpitalu (miał 24-godzinny dyżur) i jak już mnie przyjmą to wtedy zbada wody.
    Na oddziale byłam 15.20 znów miałam KTG i jakieś lekkie skurcze, lekarz sprawdził wody, za bardzo nie mógł dobrze sprawdzić bo zalegał kał (sorki za szczegóły) ale jakoś się udało (wody czyste, a badanie bolało bardzo, po nim plamiłam) no i zlecił lewatywę (ledwo zdążyłam do toalety).
    Potem poszłam na salę (dwuosobową), gdzie była mama z córeczką:-) no i tak chodziłam i zapoznawałam się z oddziałem. Brzunio twardniał co jakiś czas po tej lewatywie i pobolewał trochę mocniej @.
    O 20.00 był obchód no i jak powiedziałam że troszkę bardziej pobolewa brzunio i twardnieje co jakiś czas to stwierdził, że za 15min na porodówce się widzimy i zrobi test osytocynowy, jeśli przez dwie godziny nic się nie ruszy to wracam na salę.
    No i podłączyli mi kroplówkę i tak od 20.20 spacerowałam po sali porodowej, zrobili KTG, a tam skurcze co 6min. takie do 80. Po ok. 2h skurcze silniejsze i co 3-4min. Widać, że coś się ruszyło, więc masaż szyjki przez położną (ból okropny).
    Skurcze nasilały się stopniowo o po 11 już były co 2 min i coraz mocniejsze, ale szyjka powoli się rozwierała (zbyt mały ucisk główki) no i kolejne masaże, takrze przez lekarza, wtedy strasznie bolało. Ok.23.40 lekarz przebił pęcherz, położna kazała iść pod prysznic i posiedzieć tam przez 3-4 skurcze. Czas pod prysznicem strasznie się dłużył. Wody sączyły się przy każdym skurczu. Od godziny 24.00 skurcze były już co minutę i coraz mocniejsze choć jeszcze trwały tylko 30-35s. Ok. 1.00 trwały 40s no i podłączono mnie pod KTG po tętno dzidzi na skurczu się nie podobało. Okazało się, że tętno na skurczu zanika, między skurczami jest ok. Więc szybka decyzja, telefon po anestezjologa, po innego lekarza (który już skończył dyżur). Przebrali mnie w koszulę szpitalną, założyli cewnik i przeprowadzili na salę zabiegową, wydawało mi się, że skurcze mam co chwilę. Krótki wywiad z anestezjologiem, podpis zgody na cięcie, no i wreszcie znieczulenie (podpajęczynówkowe). Podłączyli mi ciśnieniomierz, słyszałam swoje tętno, włożyli cewnik do nosa aby dostarczał tlen.
    Zrobiło mi się ciepło w nogi, ale znieczulenie poszło też wyżej bo moja przepona się znieczuliła i bardzo ciężko misię oddychało, aż w pewnym momencie słyszałam jak spada mi tętno, wtedy kazali szybko oddychać przez nos.
    Lekarz informował mnie o wszystkim co robi i żartował, że nie uratują chyba delfinka (mam po lewej tronie podbrzusza tatuaż delfina) ale na koniec po zszyciu stwierdził, że delfin uratowany.
    CZułam jak mi Małą wyciągają z brzucha, i słyszałam jak odsysają płyn z płuc, potem płacz malutkiej. Jak mnie zszywali to słyszałam jak wkładali jej cewnik do noska i jak się krztusiła i kichała (pomyślałam dostała na pewno 2pkt w skali Apgar za tą czynność). Potem pokazali mi ją przez chwilkę, była sinawa a zapamiętałam jej piękne duże oczy, duże usta i długie paznokcie:-)
    Potem przewieżli mnie na salę i tam leżałam przez 36h podłączona do kroplówek.
    To na tyle mojej historii z porodu.:wink:
    --
    •  
      CommentAuthorizza
    • CommentTimeMay 31st 2009
     permalink
    Misia nie każdy poród jest idealny ... najważniejsze, że Mała urodziła się zdrowa no i macie TO już za sobą!
    Zdróweczka i wszystkiego dobrego dla Was :P
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeMay 31st 2009
     permalink
    nie dość że dziecko prawie udusili przez przebicie pęcherza to jeszcze ciebie znieczuleniem - extra :/
    •  
      CommentAuthorJosaris
    • CommentTimeMay 31st 2009
     permalink
    Takie historie tym bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że coraz gorzej się dzieje na polskich porodówkach. Następne dziecko rodzę w domu :smile:.
    •  
      CommentAuthorrooda
    • CommentTimeJun 1st 2009
     permalink
    no wlasnie genialnie podejscie, a potem ratuja i matke i dziecko, naprawiajac tak naprawde wlasne bledy, a matce kity wciskaja, ze to nie ich wina... ech szkoda gadac...
    a pozniej sie slyszy teksty, zeby nie demonizowac... no genialnie...
    --
  2.  permalink
    No niestety tak bywa, choć podejrzewam, że jeśli ta pępowina rzeczywiście się owinęła wokół nóżki to mogłoby się tak samo skończyć bez wywoływania i tych wszystkich innych zabiegów;-)
    Ale już jesteśmy w domku i czujemy się dobrze, choć mnie pobolewa głowa i plecy:confused:
    --
    •  
      CommentAuthorelli
    • CommentTimeJun 5th 2009
     permalink
    gratulacje ;)
    --
    •  
      CommentAuthorsylwunia
    • CommentTimeJun 5th 2009
     permalink
    Gratuluję.
    --
  3.  permalink
    Super-gratuluje:bigsmile:
    --
  4.  permalink
    Moje gratulacje:bigsmile:
    --
    •  
      CommentAuthorBett
    • CommentTimeJun 18th 2009
     permalink
    Rooda - czekamy na Twój opis porodu :)
    -- [/url]
    •  
      CommentAuthoriks79
    • CommentTimeAug 31st 2009
     permalink
    cześć dziewczyny:) mam pytanie takie bardziej techniczne odnośnie porodu-jak już przyjezdża się do szpitala ze skurczami, a potem czeka na rozwarcie to już się zakłada koszulkę do porodu? czy wtedy jest już jakieś krwawienie? trzeba mieć na sobie podkłady czy podpaski? jak wyglądaja badania przez polożne czy lekarza w tej fazie porodu?
    •  
      CommentAuthorTabaluga
    • CommentTimeSep 1st 2009
     permalink
    Z reguły jest tak, że przyjeżdżasz ze skurczami, badają Cię na izbie na samolocie (hehe - wdrap się tam ze skurczami - poezja ;)), robią ktg, i potem jak stwierdzą, że ok, przyjmuja Cię do porodu to się przebierasz w koszulkę i zabierają Cię na porodówkę. Aaaaa... jeszcze na izbie masz długaaaaaśny wywiad n/t przebytych chorób zakaźnych, sytuacji rodzinnej, zawodowej itp do statystyk.

    Co do krwawienia to różnie to bywa. Najczęściej w tej części porodu nie ma krwi, trochę krwi jest na samym końcu, choć ja np miałam tak, że już 3 dni przed finałem dostałam krwawienia podobnego do okresu (związanego z rozwieraniem szyjki) i potrzebowałam podkładu. Są też kobiety, którym najpierw płyną wody (sporo tego nie przegapisz na pewno) a dopiero potem zaczyna się akcja. Różnie bywa.
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
    •  
      CommentAuthorkaty222
    • CommentTimeSep 1st 2009
     permalink
    u mnie było tak, że odkąd zaczął odchodzić czop cały czas się coś sączyło, niewiele, ale podpaski były już potrzebne.
    W koszulę i kapcie przebrałam się już na izbie przyjęć, tak więc warto mieć wszystko ze sobą od samego początku. Wszystko trwa kilka (oby) godzin więc jeśli czegoś zapomnisz ktoś zdąży Ci dowieźć. Pod koniec porodu, podczas skakania na piłce miała już podkład poporodowy, a na samym łóżku już wiadomo nic.
    Położna lub gin bada Cię na samym początku, na izbie przyjęć. Potem zagląda co jakiś czas i bada postęp rozwarcia.Gmera paluchami co często powoduje szybsze rozwierania. Praktycznie cały czas ktoś do Ciebie zagląda. A to gin, a to położna. Kiedy zaczynają się skurcze parte, ładuję Cię na łóżko porodowe i tyle. Potem chwila wysiłku i dziecko już na świecie :)
    -- mama dwóch łobuziaków :)
    •  
      CommentAuthorsylwunia
    • CommentTimeSep 1st 2009
     permalink
    Mi najpierw odeszły wody. W dodatku zielone. Na oddział pojechałam w ogromiastym pampersie mojego teścia, na szczęście była 3 w nocy ;) i nikt tego nie widział ;) później wywiad, "samolot", wkładanie "ślicznej" koszulki szpitalnej, ktg, skurcze dopiero na 3 godziny przed porodem, itd.
    --
  5.  permalink
    A ja zadnego długiego wywiady na izbie nie miałam,przyjechałam na pogotowie z odchodzacymi wodami -miałam w domu podkłady ale nie pomyslałam zeby sobie załozyc wiec miałam takie cienkie podpaski które nic nie dawały -na izbie chwile czekałam na połozna i w tym czasie miałam spodnie mokre jakbym sie zesikała :) ale spokojnie wiem ze widziało to pare osóbnikogo to nie zgorszyło widzieli przeciez ze do porodu-ja oczywiscie jeszcze ze łzami w oczach...
    potem na wózku do salki tam sie przebrałam i na porodówe -co chwile badanie było ,niekiedy chciała na skurczu ale ja pozwoliłam sie tak zbadac tylko raz

    ogólnie mam ochote na jeszcze jakis poród :shocked: dlatego ze wiem czego sie spodziewac a wtedy byłam kompletnie zielona
    a co do krwi to u mnie pojawiła sie tak jak dziewczyny pisały-przed samym finałem
    --
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeSep 22nd 2009
     permalink
    Mi w ogóle wody nie odeszły - miałam przebijany pęcherz. Pojechałam, bo skurcze w ciepłej wodzie były częstsze niż na lądzie :wink: W koszulę to się przebrałam chyba dopiero jak się skurcze nasiliły, nie pamiętam.
    --
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeSep 27th 2009
     permalink
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeOct 9th 2009
     permalink
    Sądzę, że osoba stawiająca takie pytanie nawet nie słyszała o rozpoznawaniu płodności.
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 22nd 2009
     permalink
    no się w końcu zebrałam ;) długo trochę, ale może ktoś będzie miał ochotę poczytać.
    Zacznijmy więc od początku. Poród był niezapomnianym przeżyciem. Nie jestem w stanie ocenić go na skali „dobre-złe” przeżycie, bo to chyba też nie o to chodzi. Zaczęło się od paniki o miejsce w szpitalu, straszne obłożenie. Czop odszedł mi 12 maja, termin miałam 25.05 więc liczyłam, że urodzę przed terminem. Maniakalnie śledziłam wszystkie objawy porodowe podsycając się atmosferą z misią-ludek, kamusią, Magdaleną DZ i t-w-c. ok. 22 maja przy badaniu rozwarcie miałam na 2palce. W dniu terminu przyjęli mnie na porodówkę, miałam rozwarcie na dwa palce, lekarz na izbie zrobiła mi masaż szyjki i miało pójść gładko. Pan prof. przyjmujący mnie na porodówce kazał zanotować „poród w fazie inicjalnej”, co mi się wydawało, że już się zaczęło więc się ucieszyłam i poszłam czekać jak to się będzie dalej rozkręcać… a tu nic :o) mój skarb jak siedzi w brzuchu, tak siedzi i nie chce wyjść. Do wieczora nic się nie dzieje. Dziewczyna w podobnej sytuacji do mojej spaceruje ze mną po korytarzu, mamy nadzieje, że spacer rozkręci poród, a tu nic. Następny dzień budzę się rano z rozczarowaniem, noc nic nie rozwiązała. Znowu spacerujemy z poznaną koleżanką, poznaje fajne dziewczyny na porodówce. Dostajemy „cynk” ;), że masowanie sutków powoduje wytwarzanie oxytocyny, w konsekwencji wywołanie skurczów…
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 22nd 2009
     permalink
    Kolejne KTG, wypróbowuję podpowiedziany sposób po kryjomu masując sutki podczas badania KTG i rzeczywiście działa skurcze są większe, ale wiem to tylko po odczycie z maszyny, wcale nie czuję jakiegoś bólu podczas tych skurczy, brzuch napina się tak samo już od ponad tygodnia. „Koleżanka z korytarza” ma w tym czasie KTG w drugiej sali porodowej i też wypróbowuje sposób. Ja wychodzę z badania, do sali obok wbiega grupa lekarzy. Okazuje się, że „Koleżanka z korytarza” miała szybką cesarkę. Masowanie sutków spowodowało skurcze, podczas których słabło tętno dzidzi. W tym wypadku konieczna jest cesarka. Więc zostałam sama. Wszystkie dziewczyny są już ze swoimi dzieciaczkami i tulą je, a ja spaceruje po pieprzonym korytarzu licząc na choćby jeden porządny skurcz. Kolejny dzień nic się nie dzieje. I masaże sutków i spacery po korytarzu nic nie dają. Szyjka rozwarta na 1,5; 2; 2,5 palca, zależy kto robi badanie. Wysyłają mnie z porodówki na patologie, żebym tam czekała na poród. Na pochodzie mówią mi, że kolejnego dnia dostanę oxytocynę HURRRAAAA.
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 22nd 2009
     permalink
    Rano wstaje cała w emocjach, niech się dzieje co chce ja teraz rodzę. Przygotowałam się, wzięłam prysznic, nic nie jadłam przyszła Pani położna, spojrzała w moje papiery i stwierdziła, że ta oxytocyna to nic nie da, bo to jeszcze u mnie nie pora. Myślę sobie, co ona gada… ja tu zaraz urodzę! Podają mi oxytocynę dostaje skurcze - boli, a ja z uśmiechem na twarzy czekam, aż zaboli jeszcze bardziej, rzucam okiem na KTG cholera skurcze są, może nie strasznie mocne, ale są. Przychodzi mój lekarz, czyta wydruk KTG, kręci głową, pytam „i co panie doktorze?” kręci głową, mówi, że dorzucimy jeszcze jedną dawkę nad standard. Przychodzi położna ustawia maszynę z oxy. a ja nadal mam skurcze na tym samym poziomie. Odłączają oxytocynę skurcze coraz bardziej łagodnieją, jestem załamana, mam dość. Raz coś się dzieje, zaraz potem się rozchodzi po kościach. Spaceruje po korytarzu i widzę przez okno jak wychodzi z porodówki jedna z dziewczyn, którą poznałam kiedy tam byłam. Pobeczałam się jak zobaczyłam, że wsiada do samochodu z dzidzią i mężem. Też chciałam już jechać do domu z moim skarbem. Wieczorem przyjeżdża J. Mam ochotę jechać z nim do domu, jestem załamana, mam dość, niech coś się w końcu zadzieje. Następnego dnia (29.05)budzę się rano o 7 i oczywiście w pierwszym odruchu wsłuchuje się w organizm. Mam skurcze bardziej bolesne niż do tej pory (ale nie takie jak przy oxy) tak, jakbym miała za chwilę dostać okresu. Przychodzi obchód. Lekarze uśmiechają się do mnie, pewnie sobie myślą „to ta co tak rodzi i urodzić nie może) pytają -jak tam? Mam już dosyć mówienia „chyba coś się dzieje” Bo u mnie się dzieje od dawna. Mówię – lekkie skurcze, spinanie brzucha. Po obchodzie ma mnie badać Pani prof. szefowa szefów. Idę na badanie. Szyjka rozwarcie na 2 palce „o litości może mam tytanową szyjkę macicy”. Pani szefowa szefów pyta czy badanie ma być bezbolesne, czy bolesne i przyśpieszające całą sprawę. Oczywiście wole bolesne!!!! (gdyby ktoś nie wiedział o co chodzi to pewnie pomyśli – wariatka)
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 22nd 2009
     permalink
    Wiedziałam już o co chodzi - masaż szyjki, tak tak bolesne poproszę. Po badaniu pani o dr dostała polecenie kontrolowania sprawy i masowania co jakiś czas. Po masażu skurcze się nasiliły. Ok. godziny 12 dzwonie do J. Już sama nie wiem, czy urodzę dziś czy znowu się rozejdzie, już nie wiem co mam mu powiedzieć. Skurcze w każdym razie są, i to dość konkretne. Mówię mu „bądź gotowy, w każdej chwili mogę zadzwonić” On „jak to dziś? Teraz?” Akurat tego dnia był gdzieś wiele km od mojego szpitala. Załamka. „na którą się wyrobisz?” „tak gdzieś na 18-19” „wiesz, że do tego czasu to może być po sprawie…” Nic trudno musiałam sobie jakoś poradzić, ciągle też brałam pod uwagę, że wszystko może się jeszcze rozejść, więc kazałam mu kupić 3prince polo, tak żebym miała coś na pocieszenie jak wieczorem się okaże klapa. Skurcze utrzymywały się cały czas na tym samym poziomie, a ja łaziłam po korytarzu w te i z powrotem. W międzyczasie badanie szyjki -3palce, to jakaś nadzieja. Po obiedzie chciałam odpocząć położyłam się, a tu skurcze coraz słabsze. Żywcem się zaczęły rozchodzić. O nie! I w nogi na korytarz. Aż już byłam tym zmęczona, ale co sobie tylko usiadłam na chwilę to skurcze ustawały. Ok. godz. 17 odwiedził minie brat, trochę posiedział i Pani podłączyła mnie pod KTG. Został przy badaniu. Trudno mi było powiedzieć, czy dziś urodzę. Po godz. 18, kiedy podłączano mnie pod KTG nadal nie byłam pewna czy dziś urodzę, bo skurcze nie nasilały się, a bałam się, że podczas KTG na leżaka mi się rozejdą. Pogadałam chwilę z bratem, wyszedł bo zadzwonił mu telefon i w tym momencie usłyszałam lekkie pyknięcie, poczułam rozluźnienie w brzuchu i ciepło w nogach… o matko to chyba wody!!! Euforia! Poprosiłam dziewczynę obok, by zawołała położną, byłam podłączona nadal do KTG. Odpięli mnie, położna poprosiła mnie do zabiegowego, przyłożyła papierek do bielizny TAK, to odeszły wody. Telefon do J, jest tuż przed szpitalem, tego się nie spodziewał, wiezie ze sobą prince polo… I tylko jedna myśl „mały poczekał na tatusia do wieczora”. Od momentu jak odeszły wody skurcze zrobiły się naprawdę bolesne. Biorą mnie na porodówkę. Wita mnie położna, starsza babka, wesoła, miła. Bada mnie, pyta czy mam ochotę na prysznic, choć nie muszę, jak nie chcę. Chcę pod prysznic, wiem, że to rozluźnia. Pod prysznicem przyjemnie, skurcze są, bolą, ale cieszą jak cholera. Mam ochotę śmiać się w głos, nic się nie boję, to chyba dlatego, że tak długo czekałam. Wracam, pełne rozwarcie. Na sali położna podsuwa nam piłki. J mnie podtrzymuje, wiercę się na piłce tak jak tam mi pasuje. Pamiętam, że waliłam pięścią w coś, jak był skurcz, z bólu po prostu, a to i tak dobrze, bo miałam ochotę walić głową. J biedny nie bardzo wie co ma robić, ja chce żeby tylko był, tylko tyle mi trzeba, on zaś chciałby coś robić, ale niewiele może poza wsparciem. W końcu położna zaprasza na łóżko, zaczyna się parcie – kończy się ból. Tak naprawdę ból największy był od momentu odejścia wód, do skurczy partych. Parte są męczące, ale bólu tam nie pamiętam. Poród przebiega dość gładko, z jednym małym wyjątkiem, jak mały przyblokował się na szyjce macicy (ta moja tytanowa szyjka), ale jakoś poszło dalej a to na prosto, a to na boku, a to nogi w górze, itd. Czułam się jakbym miała układ nerwowy żaby. Szybka komenda położnej natychmiastowa moja reakcja – wykonanie zadania. Nic więcej do mnie wtedy nie docierało. Byłam nastawiona mocno zadaniowo. Miałam zadanie do wykonania. J trzymałam cały czas za rękę, choć wielce się nad nim nie rozwodziłam. Obmywał mi czoło wilgotną watką, robił to delikatnie, a mnie to rozzłościło, chciałam szybkiej konkretnej reakcji, a on chciał być delikatny… zabrałam mu watkę i szybko wytarłam sobie czoło, poczym cisnęłam watką w kąt. Teraz z perspektywy czasu strasznie mnie bawi to wspomnienie. J też się z tego śmieje i mówi, że ten poród kojarzy mu się ze sceną na łóżku z parodii filmu egzorcysta. Mały wydał pierwszy krzyk o 21:40 i tu mój „zadaniowy” poród zamienił się w błogi nastrój. Położyli mi go na brzuchu. J przeciął pępowinę. Trafiło się, że dyżur miała moja znajoma neonatolog, więc przekazałam go w pewne ręce. 10pkt :o) I tu już stałam się tą paranoicznie przewrażliwioną mamusią. Szyli mnie trochę, bo popękałam w środku, miałam też nacięcie i straciłam dużo krwi. Mdlałam po porodzie, ale to już nie było w najmniejszym stopniu ważne. Z resztą nic nie muszę tłumaczyć, każda mama mnie tu rozumie :D
    --
    •  
      CommentAuthoraniajaz
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Mell piękny opis- bardzo się wzruszyłam :)
    --
    •  
      CommentAuthorizza
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Mell pięknie wszystko opisałaś :D
    •  
      CommentAuthorPoli
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Piękny opis :)
    --
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    mell: Czułam się jakbym miała układ nerwowy żaby.


    Opis wspaniały, ale to zdanie to po prostu mistrzostwo świata :bigsmile:.
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Dzięki dziewczyny, to bardzo miłe :)
    --
    •  
      CommentAuthorAnetusia
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Wzruszyłam się :)
    Mnie z dołka też wyciąga mleczne prince polo :P
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    mell - a właściwie dlaczego tak się speszyłaś, niecierpliwiłaś? (masaże, radość z oxy?)
    •  
      CommentAuthorMrsHyde
    • CommentTimeOct 23rd 2009
     permalink
    Mell super relacja :thumbup: przeczytalam od deski do deski :)
  6.  permalink
    super relacja,zaczynam wierzyc w to ze można chcieć rodzic hahaha
    --
    •  
      CommentAuthorFafkulinda
    • CommentTimeOct 25th 2009
     permalink
    Kroplówka z oxytocyną to moje najgorsze wspomnienie z porodówki :confused:
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeOct 25th 2009
     permalink
    Moje też. Traci się kontrolę nad skurczami, prawda?
    --
    •  
      CommentAuthorrooda
    • CommentTimeOct 25th 2009
     permalink
    Podobno sa silniejsze i bardziej bolesne. (oczywiscie jak zwykle teoretyzuje :tongue:)

    Fiufiu Ty oxy mialas?
    --
    •  
      CommentAuthormell
    • CommentTimeOct 25th 2009
     permalink
    ojej a ja się cieszyłam z oxy. Dlaczego tak bardzo chciałam? Bo już tęskniłam za moim NIusiem, bo chciałam go już mieć na rękach, jak czwarty czy piąty dzień leżałam na porodówce (już po terminie, swoją drogą) to nie mogłam się doczekać, aż wezmę małego i pojadę z nim do domu, gdzie będę mogła się nim nareszcie zajmować, tulić i cieszyć się każdą jego reakcją z J. Z resztą poród to też pewne przeżycie, na które w pewnym momencie stajesz się gotowa. Więc jeżeli jestem już gotowa, to chce to (ciężkie jakby nie było) zadanie mieć już za sobą.
    Ja dostałam oxy drugi raz podczas porodu, bo skurcze zaczęły się rozchodzić i zaraz wróciły, zaczęły się intensywniejsze i poszło. Wszystko do przeżycia :)
    --
  7.  permalink
    ja nie zdażyłam chcieć porodu
    poprotu zaatakował mnie z rana ,nie dał dospac do konca :)
    mysle ze to nie był czas na Pita on wcale na swait sie nie pchał no i oxy tez nie działała tak jak powinna
    --
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeOct 27th 2009
     permalink
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeOct 28th 2009
     permalink
    Ciacho - z tego co wiem poród inicjuje dziecko, a nie organizm matki
    •  
      CommentAuthorFafkulinda
    • CommentTimeNov 3rd 2009
     permalink
    Fiufiu: Traci się kontrolę nad skurczami, prawda?

    Otóż to. Miałam wrażenie, że między skurczami nie ma żadnej przerwy :confused: Kiedy doszło do partych byłam już potwornie zmęczona.
  8.  permalink
    Lily no wiesz mi mówili wyraźnie w szpitalu ze wody odeszły a dziecko wysoko i skurczy zero
    i ze to mały sie na świat nie spieszy tyle ze juz nie miał wyjscia trzeba było go zachecic

    przez cały tydzien przed porodem pokłóciłam sie z męzem ,żyłam w silnym stresie ,wyłam cały dzien tak mnie wnerwił i dlatego niestety poród zaczał sie szybciej
    --
    •  
      CommentAuthorTabaluga
    • CommentTimeNov 4th 2009
     permalink
    Ciacho - ale one odeszły same czy ktoś im pomógł odejść? Bo to kolejna głupia szpitalna praktyka - przebić pęcherz a potem robić histerię, że za dużo czasu mija od "odejścia" wód.
    -- <a href="http://www.suwaczki.com/"><img src="http://www.suwaczki.com/tickers/wff2iei3itxxyp2l.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
  9.  permalink
    odeszły same
    --
    •  
      CommentAuthorrooda
    • CommentTimeNov 12th 2009 zmieniony
     permalink
    To teraz nasza historia...

    part 1

    Na ostatniej wizycie u poloznej dokladnie w 40tc, poprosilam o pobranie krwi do badania w kierunku cholestazy ciazowej, poniewaz bardzo doskwieralo mi swedzenie rak i nog. We wtorek wieczorem mialam telefon ze szpitala, ze wyniki sa poza norma i mam sie stawic nastepnego dnia o 11, zeby omowic dalszy plan dzialania.
    Caly dzien plecy mnie lupaly i podbrzusze od czasu do czasu pobolewalo. MM wrocil kolo 22 z pracy i jeszcze przed snem jednen z naszych seriali chcielismy obejrzec. No i zaczelo mnie ciagnac w podbrzuszu. MM uruchomil aplikacje w iphonie do odmierzania skurczow. Byly bardzo nieregularne, czas miedzy nimi skakal – raz byly blizej raz dalej od siebie. Kolo polnocy zasnelam, skurcze obudzily mnie ponownie ok 2:30. Mierzylam odstepy, ale ciagle bylo tak samo czyli bardzo nieregularnie. Probowalam zasnac, ale nie dalam rady, bo MM mial noc na chrapanie… Po jakims czasie jego chrapania krew mnie zaczyna zalewac, wiec za wczasu zabralam sie i poszlam sobie na dol, bo wiedzialam, ze w pierwszej fazie porodu adrenalina i nerwy sa mi niepotrzebne.
    Na dole rozlozylam sobie poduchy na podlodze i gore poduch na sofie i wiekszosc czasu siedzialam w kleku pochylona do przodu, oparta na poduchach. Po jakims czasie nogi zaczely mi dretwiec, wiec w czasie skurczy kleczalam/siedzialam w kleku, a pomiedzy nimi kladlam sie na poduchach na podlodze, zeby odpoczac. Skurcze nadal byly nieregularne. Co 7-8 min, zeby nastepny byl po 11min, a kolejny po 6… MM chrapal tej nocy niemilosiernie… Czas mi mijal dosc szybko. Rano bylam bardzo zmeczona i bardzo glodna;) MM wstal, zrobil sniadanie, poszlam sie wykapac. Skurcze ciagle nieregularne. MMw ich czasie masowal mi plecy pileczka tenisowa, pomiedzy skurczami odpoczywalam. W czasie skurczy najwygodniej bylo mi siedziec na pietach i bujac sie w przod i w tyl, masujac podbrzusze polkolistym ruchem.
    Zblizal sie czas wyjscia z domu na wizyte szpitalna. Stwierdzilismy, ze wezmiemy walizki ze soba w razie czego. MM zacza pakowac samochod, ja zaczelam sie ubierac.
    Dotarlismy do szpitala troche spoznieni. Podchodzac do recepcji akurat zlapal mnie skurcz, pani zapytala jak czesto sie pojwaiaja, na co MM wyciagnal iphona i dokladnie ostatnie czasy pani podal;))) Usiedlismy w poczekalni, za chwile przyszla przemila pielegniarka.
    Okazalo sie, ze wyniki krwi wskazuja na cholestaze, nie sa bardzo ponad norme, ale w takich przypadkach, ze wzgledu na zdrowie dziecka, wywoluja porod… Troche mnie to wywolywanie przerazilo. Pielegniarka stwierdzila jednak, ze skoro mam skurcze, to moze wywolywanie nie bedzie potrzebne. Pobrala krew do badania, zmierzyla tetno, podsluchala Malutka, dala nam do poczytania info o cholestazie i powiedziala, ze wroci za kilka minut. Ja w tym czasie kilka skurczy mialam, ale zupelnie do zniesienia byly. Wrocila, powiedziala ze lekarz bedzie za ok 40 min, ale jak chce to mnie zbada i sprawdzi czy szyjka sie ruszyla. Pewnie, ze chcialam. Ze zdumieniem stwierdzila, ze mam rozwarcie na 5cm a szyjka jest grubosci papieru. Zaraz zadzwonla na porodowke, ze jedziemy:)
    Po drodze jak mnie wiozly smialy sie, ze nie wygladam jakbym juz w tak zaawansowanej akcji porodowej byla i jak wjedziemy na porodowke, to mam udawac, ze mnie bardziej boli, bo mi nie uwierza;)))
    --
    •  
      CommentAuthorrooda
    • CommentTimeNov 12th 2009 zmieniony
     permalink
    part 2

    Niestety ze wzgledu na cholestaze trafilismy pod opieke specjalistyczna i nie moglismy rodzic w Midwife Led Unit, czyli ani w basenie ani w tych super pokojach…
    Tak wiec trafilismy do zwyklego pokoju z lozkiem i reszta aparatury. Byla godzina 11:45. Przyszla polozna, mloda dziewczyna. Powiedziala, ze przez cholestaze niestety musze byc podpieta do ktg przez caly czas, zeby monitorowac dziecko. Nie powiem, zeby mnie to pocieszylo, ale staralam sie byc na tyle spokojna na ile potrafilam. Na szczescie moglam sie spokojnie i bez ograniczen ruszac, wlasciwie z ograniczeniem, ktorym byla dlugosc kabli od kgt;) Nie moglam tez korzystac z prysznica.
    I tak to sobie zostalismy sami z MM w sali, oczywiscie od razu zrobilam sie glodna i w ruch poszly zapasy z walizy;) No i bylo mi potwornie zimno – siedzialam w dresach i polarze… Wlaczylismy sobie TV i tak siedzielismy:) Przez pasy ktg nie moglam sobie masowac podbrzusza, co sprawialo, ze skurcze byly bardziej dotkliwe. W szczycie jednego zwymiotowalam.
    Patrzac na wydruki z ktg mialam wrazenie, ze akcja w ogole nie postepuje, skurcze byly, ale odstepy miedzy nimi sie nie zmienialy za bardzo, nadal byly bardzo nieregularne. To tez potwierdzila polozna. Chwile po 2pm odpiela mnie od ktg na prawie godzine, moglam spokojnie isc do wc i pochodzic sobie po sali. Znowu w szczycie zwymiotowalam, polozna przyniosla mi tabletke na powstrzymanie wymiotow. O 3pm byla polozna skonczyla swoja zmiane. Po pol godzinie przyszla nastepna, rowniez mloda dziewczyna. Na poczatku wywarla na nas dziwne wrazenie, ale po chwili okazalo sie, ze jest przemila i jakby bardziej zorientowana od poprzedniej. Wiedziala jak wlaczyc ogrzewanie, co bylo najwazniejsze. Zbadala mnie, rozwarcie niewiele postepowalo, bylo ok 6cm, czyli niecaly centymetr przez ponad 3 godziny… Po wizycie w toalecie okazalo sie, ze czop calkowicie odszedl, tym razem krwawy w ilosci ogromnej. Polozna podpiela mnie z powrotem pod ktg i zniknela, skurcze zaczely byc coraz bardziej dokuczliwe, wiec poprosilam o gas&air. Zrobilo mi sie tez goraco, wiec przebralam sie w koszulke. Za jakis czas polozna wrocila i mnie zbadala, zapytala czy przypadkiem mi wody nie odeszly, bo wedlug niej pecherz jest pekniety. Ja nic takiego nie zarejestrowalam. Sprawdzajac ulozenie glowki pociagnela pecherz do konca i wtedy poczulam wylatujace wody. Powiedziala, ze teraz akcja powinna przyspieszyc. Znowu wybyla.
    Skurcze nabraly na sile, dzieki gas&air i masazom pileczka tenisowa byly spokojnie do zniesienia, do pewnego momentu… Jak potem sie okazalo przy dojsciu do pelnego rozwarcia. W miedzyczasie zwymiotowalam kolejne 2 razy. Podczas tych bolesnych juz skurczy poczulam nagle nieodparta chec parcia. Kucalam na podlodz, trzymajac sie za krocze i nie wiedzialam, czy juz moge przec czy nie. W tym momencie weszla polozna. Kiedy zobaczyla mnie trzymajaca sie za krocze, juz wiedziala o co chodzi. Ale byla zdziwiona, ze tak szybko. Zbadala mnie i okazalo sie, ze jest pelne rozwarcie i glowka zaczela przesuwac sie w kanale rodnym. Najpierw probowalam przec na kleczaco oparta o podniesione oparcie lozka, ale nie bardzo mi to wychodzilo. Po czym przekrecilam sie przodem jakby na kucaka, ale nie mialam sily kucac, wiec siadlam tylkiem na lozku. Glowka ukazala sie po jednym skurczu, przy kolejnym ja urodzilam. Okazalo sie, ze Malutka ma pepowine owinieta wokol szyi, tetno zaczelo jej powoli spadac, polozna powiedziala, ze przy nastepnym skuczu musimy urodzic, zeby mogla poluzowac pepowine. Czekalam na ten skurcz jak na zbawienie. W koncu przyszedl, jedno parcie i Mala byla na zewnatrz:) Malenka przyszla na swiat o 5.29pm. Dostala 9 punktow w skali Apgar (miala sine dlonie i stopki). Polozna od razu polozyla mi ja na koszulce, po chwili schowala pod koszulka, zeby bylo Malenstwu cieplutko:) Livi byla cudna, mokra, ciepla i pachnaca, pomarszczona jak babinka, ale nie napompowana poporodowo, nie wymeczona, bardzo spokojna:) MM przecial pepowine (niestety polozna nie potrafila obslugiwac naszego aparatu i wszystkie zdjecia z uroczystego przeciecia sa nieostre;))
    Potem ze wzgledu na zle wyniki krwi dostalam zastrzyk przyspieszajacy urodzenie lozyska.
    --
    •  
      CommentAuthorrooda
    • CommentTimeNov 12th 2009
     permalink
    part 3

    Niestety przez tempo drugiej fazy, ktora trwala 19 min i pewnie przez to, ze posadzilam tylek, pekniecie drugiego stopnia zaliczylam. Po wszystkim bylo mi bardzo zimno, cala sie telepalam. Polozna stwierdzila, ze to z emocji:) Przyniosla mi dodatkowy koc, powiedziala, ze za jakis czas przyjdzie mnie ktos pozszywac i nas zostawila. I tak sobie siedzielismy we trojke ze 2 godziny, ale czas jakby nie istnial, zlecialo migiem. Przyszla kolejna polozna, zeby mnie pocerowac. Kiedy wyciagalismy Mala spod koszulki okazalo sie, ze zrobila wielka kupe mi na brzuch:) Nawet nie wiem kiedy. Zawinela Livi w recznik i dala ja MM. Szycie to byla najgorsza czesc, nieprzyjemne i bardzo bolesne. Gas&air niby troche pomagal, jednak widok MM trzymajacego Malutka w ramionach, siedzacego tuz obok lozka, wynagradzal wszystko!:)
    Po szyciu dostalismy kolacje – ja tosty z dzemem, MM kanapke z kurczakiem no i bowiazkowo herbata z mlekiem;)
    W tym czasie polozna zwazyla Malutka, dala jej witamine K w zastrzyku i pouzupalniala nasze papiery.
    Pozniej przyszla pani, ktora miala pomoc mi sie wykapac, ale spokojnie mialam sily, zeby to zrobic samemu, wykapalam sie, przebralam. Za jakis czas pani wrocila z wozkiem, ubralismy Liv, siadlam na wozek, dostalam corcie na rece i pani zawiozla nas na oddzial poporodowy.
    Obecnosci i pomoc MM byla nieoceniona. Dzieki niemu mialam sile i spokoj tak potrzebny! I jestem mu wdzieczna, ze byl z nami.
    Pomimo tego, ze nie rodzilam w Midwife Led Unit i ja i MM mamy fantatyczne wspomnienia z porodu naszej corci. Bylismy traktowani podmiotowo i z szacunkiem, za kazdym razem pukano przy wejsciu do pokoju, polozne konczace zmiane przychodzily sie pozegnac, badania ginekologiczne w trakcie calego porodu mialam 3, zadnych niepotrzebych ingerencji, nie uwiazano mnie do lozka, nie wymuszano pozycji, nie mialam poczucia, ze mam za wszelka cene zadanie do wykonania…
    I na temat porodu mam dokladnie takie samo zdanie, jakie mialam przed.

    The end.
    --
  10.  permalink
    Piękny opis, mam nadzieję, że następne dzieciątko urodzę naturalnie, aby móc przeżyć piękne chwile z maluszkiem tuż po porodzie.
    --
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeNov 12th 2009
     permalink
    I tu napiszę: wspaniały opis, pogoda ducha godna pozazdroszczenia, dzięki za to świadectwo.
    --
    •  
      CommentAuthorLily
    • CommentTimeNov 12th 2009
     permalink
    Rooda - świetnie Wam poszło - teraz możemy się obie wymądrzać że ludzkie warunki są ważne i nie trzeba niczego przyśpieszać ;):cool:
    •  
      CommentAuthorizza
    • CommentTimeNov 13th 2009
     permalink
    Rooda, gratulacje i tutaj z tak pięknego porodu ;D
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.