Dziewczyny nie wiem co i jak.? Jutro wszystko się rozstrzygnie. Wiem, że nie chce żadnej ingerencji - chce odstawić leki i czekać. A co ja mam zrobić jak poronienie w domu - co z... Nie wiem czy chce zgłaszać do urzędu, a jak zgłosze to co dalej.? Nawet nie mam gdzie pochować. :(
Treść doklejona: 19.07.17 12:44 Potrzebuje zrobić pakiet mthfr, V leiden, protrombine, pai, vr2? Czy ktoś robił i gdzie? Nadal czekam na... To jest najgorsze, bo już chce mieć to za sobą :(
Ja jestem niby w połowie cyklu ale czy on będzie taki 29 dniowy jak miałam wcześniej tego sama jestem ciekawa . Napewno chciałabym przyspieszyć ten czas bym mogła zacząć starania na nowo.
Poszukuje psychiatry na terenie Warszawy, który nie będzie robił problemu ze zwolnieniem po poronieniu. Oczywiście prywatnie. Jak ktoś ma namiary to poproszę.
Treść doklejona: 04.08.17 19:01 Dziewczyny,dlaczego po poronieniu można serduszkować dopiero po dwóch tygodniach.? Mam takie zalecenia,ale w sumie nie wiem dlaczego.:/
Witajcie dziewczyny. Dawno mnie nie było na forum. Ale muszę się wyżalić w bezpiecznym miejscu. Gdzie nikt mi nie będzie na siłę powtarzał "nie płacz, musisz żyć dalej, masz dla kogo" itd. Jeszcze nie zdążyłam się nacieszyć. Nie zdążyłam pochwalić nikomu. Wiedział tylko mąż i szefowa, bo mam z nią bardzo bliską relację i obiecałam powiedzieć, jak tylko się "wystaramy". Dwa tygodnie temu pierwsza wizyta po pozytywnym teście, w 7 tygodniu, żeby już było widać, żebym się nie stresowała, że za wcześnie, że puste jajo, że cokolwiek. I podczas USG najpierw cisza, a potem długie "hmmm", takie kiedy wiesz, że coś jest nie tak. Ano jest okruszek, niecałe 7 mm, brak akcji serca. Może ciąża młodsza. Ale nagle cała nadzieja umiera, wszystkie plany, które przecież już się snuje od tych dwóch kreseczek. Zwłaszcza, że to kolejny raz... Kontrola beta-HCG (spada), ponowne USG po tygodniu (CRL bez zmian), skierowanie do szpitala.
I powiem Wam, że jakoś już przez te półtora tygodnia pogodziłam się z sytuacją, myślałam "no trudno, może następnym razem". Ale dziś pojechałam do szpitala, a lekarka - bardzo miła, ciepła kobieta - odesłała mnie do domu. Nie z nadzieją, chyba bardziej po to, żeby dać mi jeszcze czas na podjęcie decyzji, co dalej. Bo tym razem od razu poinformowała mnie, że musi mieć na milion % potwierdzenie, że ciąża obumarła, więc jeszcze jedna beta do zrobienia, ale przede wszystkim już na samym wstępie powiedziała o moich prawach po poronieniu. O możliwości poznania płci, rejestracji w USC, pochówku, urlopu macierzyńskiego. I że od mojej decyzji będzie zależało ich postępowanie, więc takie decyzje będę musiała podjąć i nikt mnie nie będzie osądzał, niezależnie co zdecyduję. A ja zrobiłam na nią wielkie oczy, no bo jak to, przecież to tak wczesna ciąża i w ogóle mnie zatkało.
No i wróciłam do domu, mam przyjechać w niedzielę na jej dyżur, jestem totalnie zdezorientowana. Jakoś miałam to poukładane w głowie, a teraz nagle wali mi się wszystko... Nie wiedziałam, że pozwalają zbadać płeć dziecka przy tak wczesnym poronieniu. Ta świadomość mnie przytłoczyła, bo poznanie płci to nadanie imienia, takie urealnienie całej sytuacji, że boję się teraz jeszcze bardziej... Boję się, że jeśli zdecydujemy się na pogrzeb, nie dam rady tego emocjonalnie udźwignąć, że będę to wciąż na nowo przeżywać. Jednocześnie wyrzucam sobie, że robiąc inaczej udaję, że nic się nie stało. Że tego małego człowieczka nigdy nie było... W tym wszystkim nie wyobrażam sobie informować o tym rodziny... Nikt kto sam tego nie przeżył - nie zrozumie. Już widzę mojej teściowej przewracanie oczami, że histeryzuję, a kobiety roniły zawsze i nikt z tego tragedii nie robił. Już widzę moją z drugiej strony zrozpaczoną mamę, która usiłuje mnie pocieszać. Nie chcę pocieszania, ale nie chcę też udawania, że to nic takiego. Wolałabym chyba przeżyć to tylko z mężem, bo tylko on cieszył się już ze mną, więc doświadczył straty. A jednocześnie boję się że dla niego to też może być bardzo duże obciążenie psychiczne..
Pochowałyście swoje tak maleńkie Aniołki....? Dałyście radę to znieść?
Przykro mi z powodu Waszej straty... Może odpowiedź na swoje dylematy znajdziesz na tym forum?https://www.poronienie.pl/forum/ Byłam ostatnio na pogrzebie dziecka naszych znajomych. Wczesna ciąża. Zrobili całą uroczystość, z Mszą, pogrzebem na cmentarzu, dziewczynka ma grób z imieniem i nazwiskiem. Było naprawdę dużo bliskich im osób i wszyscy ich wspierali. Tak chcieli, bo było to ich trzecie poronienie i mówią o tym otwarcie, że mają dwójkę dzieci na ziemi i trójkę w niebie. Że te dzieci są częścią ich rodziny. I nikt nie ma prawa im powiedzieć, że histeryzują, że to przesada. Przeżywają pełnoprawną żałobę jak po stracie każdej bliskiej osoby, a dzięki ich podejściu wszyscy dookoła to szanują i dają temu dziecku prawo do istnienia w świadomości. Założyli nawet przy parafii grupę wsparcia dla takich rodziców. Taki pogrzeb nie musi być publicznym wydarzeniem. Kwestia dogadania się z księdzem i z tymi, których chce się powiadomić. Cokolwiek zrobicie, to dziecko już zawsze będzie częścią historii Waszej rodziny. Z relacji osób, które mają taki dramat za sobą wynika, że godne pożegnanie może ułatwić przeżycie straty. Trzymajcie się :*
Ja roniłam w 2009, nikt mi wtedy nie powiedział że można zbadać(1 tys zł) a nawet trzeba podać płeć by móc dostać macierzyński (jeśli komuś zależy). Nie wypłakałam się bo zewsząd słyszałam, że przecież tam jeszcze nic nie było to za czym tu płakać. Kilka dobrych miesięcy ,ryczałam w ukryciu.Nie było dnia żebym nie myślała.... Bardzo chciałam pochować wtedy swoje dzieciątko, niestety przez brak opieki zostało "pochowane" w szpitalnej toalecie gdzie wypłynęło razem z łożyskiem.....
Ja nie dałam rady tego wszystkiego przechodzić, pamiętaj ze to Twoje życie, nikt nie ma prawa Cie oceniać w takiej chwili... Zrób jak uważasz, każda decyzja będzie dobra bo będzie Twoja ....
-- <a href="https://www.suwaczki.com/"><img src="https://www.suwaczki.com/tickers/bl9c73sb28af0vx8.png" alt="Suwaczek z babyboom.pl" border="0"/></a>
blackberry: Pochowałyście swoje tak maleńkie Aniołki....? Dałyście radę to znieść?
Bardzo mi przykro...
Moim zdaniem masz prawo do żałoby. Nikt (nawet teściowa) nie ma prawa oceniać Twoich/Waszych decyzji i przekonywać, że "tam nic nie było". Jej gadanie, że kobiety roniły zawsze i nikt z tego tragedii nie robił świadczy chyba o braku ludzkich uczuć... Niech spada na drzewo! Teściowa to nie rodzina ponoć - możesz śmiało jej światopogląd olać. Brawo dla lekarki - za wiedzę i empatię. Bodajże w Japonii wiek dziecka liczy się od poczęcia - coś w tym jest... Pewnie to okropnie ciężkie przeżycie, ale chyba warto wykonać badania, poznać płeć, dokonać pochówku i generalnie pożegnać się z nienarodzonym członkiem rodziny. Jeśli nie wyrazisz takiej chęci, po poronieniu trafi ono prawdopodobnie do odpadów medycznych do utylizacji...
Ja może opowiem/przypomnę moją historię… W ostatnich dniach zeszłego roku na USG okazało się, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak… Pęcherzyk był duży, w nim ładny pęcherzyk żółtkowy, ale maleństwa nie było widać… Kolejne badania potwierdzały ten koszmar. Ostatecznie z poronieniem zatrzymanym 20 stycznia zgłosiłam się na zabieg. Miałam więc kilka tygodni na przemyślenia, dowiadywanie się. Chcieliśmy wiedzieć, zrozumieć, czemu… Sama ledwo skończyłam macierzyński z Adasiem, więc tym bardziej „poznałam swoje prawa”. Ale wahaliśmy się cały czas. Nie mamy wiele kasy, więc wydatek ośmiu stów na badania był spory, więc też czytałam o zasiłku… Nie wiedzieliśmy bardzo długo czy się decydować na badania, ale powiedziałam wyraźnie- jeśli zrobimy badania, to wtedy powinniśmy doprowadzić sprawy do końca. Dzieciątka nie trafiają do odpadów medycznych obecnie… Większość jest grzebana w grobach dzieci nienarodzonych. We Wrocławiu zajmuje się tym fundacja Evangelium Vitae- raz na kilka miesięcy odbierają dzieciątka ze szpitali i urządzają pochówek, grób jest na cmentarzu Osobowickim. Jednak jeśli chciałoby się uzyskać zasiłek pogrzebowy to trzeba samemu być organizatorem pochówku. Wolę mówić „pochówek”, nie pogrzeb… Podjęliśmy decyzję w ostatniej chwili. To nie były fajne myśli, sam pochówek wydawał się nam kompletnie nierealny… O poronieniu wiedzieli wszyscy, bo zdążyliśmy się pochwalić wszystkim na Święta, więc trzeba było całość „odkręcić”. Ostatecznie miałam już w szpitalu założoną tabletkę, zaraz miał odbyć się zabieg, ostatni telefon, mąż mówi: dobra, idziemy w to, chcę wiedzieć, co się stało. Więc ja wypełniłam druczek, mąż zadzwonił do laboratorium, żeby przyjechali po część materiału do szpitala. Po tygodniu były wyniki, poprosiliśmy żeby je nam wysłali. Więc dowiedzieliśmy się: chłopiec, trisomia 16 chromosomu. Nooo, tąpnęło. Bo z Okruszka był to synek. Chłopiec. Tym gorzej nam było, że widzieliśmy starszego brata, 15 miesięcznego, biegającego ze śmiechem po domu… Kolejny tydzień praktycznie oswajaliśmy się z tym, następnym krokiem jednak była wizyta w USC. I tu był chyba najgorszy czas dla męża, bo trzeba było wybrać imię dla Okruszka, a mąż co ruszałam ten temat to wychodził z pokoju. I tak trzy dni… Ostatecznie jakoś się przełamał, i podłapał jedną z moich propozycji. I tak Okruszek stał się Kajtkiem. Następnego dnia pojechałam do USC i zarejestrowałam Kajtka. Obsługa była super, wzięli mnie bez kolejki… Więc jakoś to poszło. Ale od tej pory do pochówki minął miesiąc. Nie mogliśmy się przełamać, odważyć… Ostatecznie zaświeciło słońce, już gdzieś w marcu, i miałam humoru i sił na tyle, że się zabrałam i poszłam do zakładu pogrzebowego. Kilka drobnych spraw (jaki kształt tabliczki na krzyżu, o której godzinie, jak odmienić imię na tabliczce, jaki napis dać niżej… tu sama pani z zakładu podpowiedziała, że niedawno takiemu nienarodzonemu maluszkowi rodzice napisali „Kochamy Cię” i tak też jest u Kajtka) i poszło. Polecam i danie sobie czasu w tej kwestii (u nas prawie 2 miesiące) i znalezienie zakładu, który to wszystko robi bezgotówkowo- oni wiedzą jak się z ZUSem rozprawić i po wypłaceniu zasiłku wypłacili nam różnicę pomiędzy zasiłkiem a kosztem pochówku). Poprosiliśmy znajomego księdza żeby się z nami pomodlił. O samym pogrzebie wtedy wiedziała chyba tylko moja mama (oraz kuzyn- przyjaciel i jego narzeczona). Mama zajęła się Adasiem. Hania była w szkole. Byliśmy tylko we dwoje i nasz ksiądz. I tyle… Psycholog zresztą powiedziała, że dobrze, że nie zabieraliśmy Hani, lat 11, na pogrzeb. Co innego odwiedzać „gotowy” grób, co innego pogrzeb. Chodzimy na cmentarz nie za często. Raz sami, raz pojedynczo, raz z dziećmi. O tym, że i gdzie jest Kajtek pochowany wie tylko kilka osób. Ostatnio powiedziałam mojemu bratu, to przeżył szok. Ci co nie zrozumieją, nie muszą wiedzieć. Nie żałuję tej drogi. Im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej się cieszyłam, że będziemy mieli miejsce, w którym będziemy o nim pamiętać. Nasze dziecko ma nie tylko naszą pamięć. Mamy dokument, mamy jego malutki grób, mamy miejsce, które jest wyrazem najszczęśliwszego czasu mojego życia- tych trzech tygodni pomiędzy pozytywnym testem a tym nieszczęsnym USG. To maleństwo na nas wpłynęło, zmieniło, kształtuje, BYŁO, więc nie będziemy udawać, że go nie było, tylko dla poprawności politycznej części naszego otoczenia. I tak byśmy go odwiedzali, czy w tym wspólnym grobie maluszków, czy tu, gdzie jest. Ale cieszę się, że jest na cmentarzu na którym leży jego pradziadek i spora część naszej rodziny, w malutkiej kwaterce wśród ośmiorga innych dzieciaczków, w spokojnym miejscu, że ma imię… Nie żałuję tej drogi, nie żałuję że się na to zdecydowaliśmy, choć początek bywał ciężki. Może też mi lepiej w życiu obecnie, bo mówiłam wprost o moim dziecku, stracie, nie trzymałam tego w sobie? Myślę, że tak. Jeszcze jedno- koleżanka z duszpasterstwa powiedziała mi, że diabeł bardzo boi się dusz dzieci nienarodzonych. Że one są tak czyste, silne, że nawet egzorcyści się do nich zwracają o wsparcie. Że Kajtek może nas chronić, opiekować się nami, że przecież nie ma w Niebie nikogo nam bliższego. Nasz syneczek jest naszym patronem… Staramy się o tym pamiętać, bo jeśli ktoś ma „nieść” nasze modlitwy, to kto, jak nie on? Nas ta myśl pociesza… Polecam taką drogę, jeśli ją rozważasz. Bo mam wrażenie, że tylko tak można powiedzieć, że zrobiliśmy dla tego dzieciątka wszystko co mogliśmy…. Jakbyś potrzebowała pogadać, pisz.
Treść doklejona: 29.09.17 20:03 Jeszcze dodam jedną rzecz- można dokonać także pochówku symbolicznego, wtedy kiedy hmm... poronienie jest bardzo zaawansowane, żeby cokolwiek "zabezpieczyć". No i roniąc w domu, też można zebrać wszystko. Zresztą to "udało" się mojej kuzynce, więc miała wykonane badania hist-pat mimo że poronienie odbyło się jeszcze w domu, zanim pojechała do szpitala.
Blackberry trafiłaś na super lekarkę, mnie w 2015 nikt nie poinformował o moich prawach do decyzji i dziecko "wypadło" ze mnie podczas badania na fotelu ginekologicznym, pielęgniarka zawinęła w papier i wrzuciła do kosza, dobrej pory prześladuje mnie ta myśl...
Dziewczyny, ile czasu powinnam czekać na krwawienie po poronieniu/ciąży biochemicznej.
Historia wyglądała następująco: Pozytywny test piątek, środa beta 75, piątek beta 150, sobota krwawienie/plamienie, poniedziałek beta 250, środa beta 119
Na usg w żadnym momencie nie było niczego widać.
Od soboty regularne plamienia, ale nadal brak krwawienia. W poprzednich c. biochemicznych krew leciała po odstawieniu duphastonu. Teraz odstawiłam w środę po południu i dalej nic!
Chciałam Wam tylko napisać, że pochowaliśmy dziś naszego Okruszka. Kameralnie, tylko ja i mąż. O poronieniu wie tylko kilka bardzo bliskich osób, nawet rodzice nie. O dzisiejszym dniu nikt - nie daliśmy rady i też nie chcieliśmy dzielić tego z innymi.
Badania genetyczne wykazały synka, dostał na imię Gabriel - jak Aniołek, to i imię anielskie.
Nie było łatwo, sporo też formalności - na szczęście życzliwi ludzie po drodze. Nie żałuję ani trochę.
blackberry, bardzo dobrze zrobialas... mnie bardzo brakuje takiego 'zamkniecia'. Na dzisiaj mialam termin, a wczoraj wiadomo Wszystkich Swietych i bardzo zle sie czulam psychicznie. Zapalilam swieczke w oknie, polozylam obok testy- jedyna pamiatka po malenstwie i sie pomodlilam. Nigdy wczesniej Wszystkch Swietych nie bylo tak bardzo 'moim' swietem. Kocham moja kruszynke pod sercem,ale pierwszego dzidziusia kocham tak samo i wierze, ze jest on teraz moim Aniolem Strozem.
Dziewczyny, w jakim czasie po spadku beta HCG powinnam się spodziewać krwawienia? W poniedziałek ok 16 poleciała żywa krew, potem tylko kawa z mlekiem taka wydzielina i brudzenie, wtorek rano znów krew i od tego czasu tylko brudzenie znowu.. Chciałabym się bardzo oczyścić sama ale nie wiem ile mogę czekać.. Póki co nic niepokojącego się nie dzieje, ale jednak... chciałabym mieć to za sobą :(
Asiula, myślę że jeszcze możesz poczekać. Mi zawsze leciało 2-3 dni po spadku i odstawieniu dupka/luteiny. Ale myślę że możesz jeszcze poczekać np. tydzień. Możesz też zbadać hcg by się upewnić że spadło. Ja co prawda po pozamacicznej, ale sprawdzałam jeszcze hcg po zabiegu aż spadło do poniżej 1. Zasadniczo po tym co przeczytałam u dr googla uważam że powinno się każdorazowo sprawdzać czy hcg spadło.
Tak tak, lekarz powiedział, że po krwawieniu mam przyjść na wizytę z wynikiem beta HCG. W ciągu dwóch dni spadło z 1168 na 614,8, mam zatem nadzieję, że szybko spadnie...
To znaczy że masz dobrego lekarza :) bo mi nigdy nikt o tym nie mówił. Ba nawet teraz przy pozamacicznej, a potrafi się zdarzyć że nie wyczyszcza wszystkiego i zaczyna odrastac... jak wczoraj miałaś ok. 600 to może musi jeszcze trochę spaść mi mogło lecieć przy becie poniżej 100. Po pozamacicznej poleciało 2.11 gdzie 31 miałam hg 150, we wcześniejszych ciazach ostatnie badania hcg były 150 i 80 i wówczas 2 dni i leciało.
<span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 23.11.17 13:32</span> Jeszcze co do spadku to u mnie po tygodniu od zabiegu było 7 (ze 150) a po kolejnym tygodniu 0.7
Asiula, jak kontrolujesz betę to spokojnie możesz czekać. Ja odczekałam ok 3 tygodni do kontroli gdy wciąż brudziłam, i gdybym kontrolowała betę to bym się zorientowała, że coś nie ten tego- w momencie krwotoku miałam ok 13 tysięcy, te 3 tygodnie później miałam ponad 190 tys- i to jest objaw zaśniadowy. Plamić możesz jeszcze dobre kilka dni. A beta nie spada liniowo, byle spadała.
MrsCreme a to nie jest tak, ze przy ciąży zasniadowej bardzo szybko rośnie beta hcg od początku? Tak gdzieś czytałam i byłam trochę spokojniejsza.. pojadę dziś znów zbadać, bo trochę się martwie brakiem krwawienia....
Skapula lekarz to właściwie kazał mi przyjść po krwawieniu.. mówił ze raczej pójdzie szybko bo beta była lekko ponad 1100 a po dwóch dniach 600 ale jakoś.. No nie idzie.. raz dziennie jest lekkie krwawienie przez chwile a potem plamienie :( Czuje się fizycznie ok, wiec staram się nie panikować, ale jakoś ta myśl o tym ze sie nie oczyszczam mnie meczy.. Przed zabiegiem się wstrzymuje rękoma i nogami także oby obyło się bez...
Treść doklejona: 28.11.17 19:13 Dziś badałam beta hcg ponownie i jest 557... słabo spada.. mam wrażenie ze plamienie jest mocniejsze ale nie jakieś super.. jak myślicie - czekać mogę? Czy isc do lekarza?
Asiula, to lepiej idź do lekarza, no bo to mało trochę, no i dlatego nie masz krwawienia.
Asiu, ja wiem, że ja może mam spaczony ogląd sytuacji ale czy wykluczono pozamaciczną? No bo ja też jak może pamiętasz miałam plamienia i krwawienia i polecieć nie chciało, one miały taki dość charakterystyczny kolor, z domieszką bordo, do tego kłuł mnie jajnik ale nie jakoś straszliwie. Pamiętaj, że jest coś takiego jak migracja jajeczek, co oznacza tyle że prawy jajowód może przechwycić lewe jajeczko.
Jak pozamaciczna będzie/jest wykluczona to chyba jeszcze możesz zaczekać, ja jak miałam poronienie zatrzymane to chodziłam przez 3 tygodnie z martwym zarodkiem i lekarz który stwierdził obumarcie płodu chciał mnie zapisać na zabieg za 5 dni, więc nie uważał mojego przypadku za pilny.
No i chyba musisz kłuć betę dalej:)
Ps. no i przepraszam raz jeszcze za ta wrzutkę o pozamacicznej. Wcalę nie mam na celu straszenia, ale sama przeszłam więc rozumiesz...
Ale ja się nie gniewam.. Pozamaciczbej nie wykluczono bo właściwie to nigdzie nie widzieli pęcherzyka ale wyglądało raczej ok.. ja się zastanawiam jak mieliby zobaczyć teraz ten pęcherzyk skoro beta spada ?? Ja jak myśle o cp to mnie od razu kuje lewy jajnik.. nie wiem czy ze stresu.. ja mam właśnie raczej jasna krew.. sama już nie wiem.. u mnie to generalnie zarodka nie stwierdzono bo nie widzieli pęcherzyku także tego.. jutro idę do ginekologa niestety innego bo mój miał termin dopiero na czwartek a wolałabym się wcześniej uspokoić.. poproszę może najpierw o leki cytotec czy cis.. może to ruszy.. panicznie boje się zabiegu i zrobię wszystko żeby go uniknąć :(
Asiula rozumiem, że boisz się zabiegu ale lepsze chyba to niż ronienie kolejne 2 tyg. Mi przy CP beta najpierw spadała a potem po ok 3 tyg plamienia okazało się, że z 17 urosła na ponad 200. Nie było na usg nic widać, podczas laparoskopii szukano ciąży. Trudna sytuacja, psychę ryje na maxa Kontroluj spadek bety na bieżąco...
NO ja chyba wolałabym się oczyścić sama choćby miało to jeszcze trwać kolejne 2 tygodnie niż zabieg.. serio... właśnie się boje ze i u mnie nic nie zobaczą i właśnie będą chcieli szukać ciąży :(( Zobaczymy co dziś wyjdzie u gina...
Asiula, ale jestes pewna, że na zabieg by Cię wzięli. Mnie owszem położyli na oddział, ale dali tabletkę dopochwową i potem zrobili USG. Tam okazało się, że samo sie oczyściło i z zabiegu nici :). Kontrola bety i do domu.
Ja miałam ciążę obumarłą w 8 tygodniu, po potwierdzeniu w przychodni przyszpitalnej, że dziecko nie żyje podali Cytotec dopochwowo i wysłali do domu z zaleceniem stawienia się na kontrolę. Wszystko miałam ogarniane z doskoku na IP ginekologicznej. Dostałam też prawie 2 tygodnie L4.
Treść doklejona: 02.12.17 14:20 Asiula, czemu lekarz tak podszedł do kwestii szukania pęcherzyka?
Izzie szukał go żeby wyjaśnić co i jak:) Ale dużo się nie myli i mnie moja intuicja - w lewym jajowodzie była ciąża pozamaciczna. Szczęście w nieszczęście ze nie pękło - rozcięli jajowod i laparoskopowo usunęli ciąże. Już dziś jestem do życia ale w czwartek i wczoraj był dramat...
No jednak w czwartek na wizycie lekarza zaniepokoiła struktura lewego jajowodu na którego ból cały czas narzekałam I on go wielokrotnie badał. Wypisał skierowanie, pojechaliśmy się spakować do domu a tam jak mnie złapały skurcze to myslalam ze umieram.. ale ogólne macicy- zaczynała się oczyszczać, jestem przekonana ze tak boli poród.. było mi słabo, niedobrze - myślałam ze umieram.. objawy otrzewnowe były ujemne wiec kazali czekać bo krwi w brzuchu nie było widać, ale kiedy przyszył wyniki morfologii i hemoglobina 6, to stwierdzili ze bankowo gdzieś krwawię, przytoczyli mi krew i na stół. Na szczęście już po wszystkim
Ja już chyba najgorszej to przeżyłam 2 tygodnie temu.. bo wiedziałam ze jest nie tak.. a nikt nie wiedział co mi jest.. badało mnie 3 ginekologów i 3 różne diagnozy.. bardzo się tym martwiłam... teraz jest już chociaż wiadomo co i jak...
A jednak Asiula, przykro mi. To prawda, że intuicyjnie czuje się takie rzeczy. Wracaj do formy w takim razie. Mi kazali czekać 3 miesiące po zabiegu ze staraniami, a potem był już złoty strzał