Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorBlanka81
    • CommentTimeApr 18th 2011
     permalink
    Nigdy nie myśl, że to sie powtórzy. Ostatnie co przed śmiercią powiedziała mi babcia: nigdy niczego nie żałuj! Nie obracaj się wstecz!
    Każde z naszych doświadczeń uczy nas czegoś o sobie, weź tę naukę, wzmocnij się i nadal z ufnością patrz na ludzi, bo ludzie są dla nas jak lustra. Żadne z naszych doświadczeń nie powinno nam zabrać zaufania. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że źle wykorzystaliśmy tę szansę nauki.
    Karko, ludzi są różni, myślimy, że ich znamy, ale tak naprawdę skąd wiemy co kryje się w ich duszy?
    -- [*]
  1.  permalink
    Ja uwazam ze szczescie zalezy tylko wylacznie odemnie a nie od ludzi.To jak pokierujemy zyciem zalezy od nas.Nie ufam ludziom-wiem do czego sa zdolni a poznalam ich naprawde wielu, jest kilka osob za ktore bym sie dala pokroic,ktorych jestem pewna i to tylko garstka.Tak naprawde nie ma definicji odnosnie milosci,szczescia,zaufania itd.Milosc zazwyczaj po kilku latach staje sie przyzwyczajeniem,szczescie zamienia sie w rutyne a zaufanie hmmm po 20 latach rozpadaja sie malzenstwa i mimo tego iz wydawalo sie ze znamy najblizsza osobe ona tak naprawde nie czuje sie w tym szczesliwa i okazuje pozory.Historia lubi sie powtarzac i nie wieze w teorie ze nie powinno sie patrzec za siebie oczywiscie ze trzeba to jest kawal bledow jak i sukcesow i ukladajac na nowo zycie trzeba wyciagac najbardziej korzystne wnioski.Znam niektore osoby,ktore zaczynajac nowe zwiazki pakowaly sie dokladnie w to samo w czym wczesniej tkwily czyli w bezsensie.Twierdzily ze sie zmienily ze doswiadczenie nauczylo zycia i nie beda wracac do przeszloscia...Wiec pytam gdzie zmiana?jakie doswiadczenie?i jakie wnioski na przyszlosc?Zawsze w tym miejscu nigdy nie uslyszalam odpowiedzi.Nienawidze slow ''nic nas nie rozlaczy'',''na zawsze'',''tylko tobie ufam'',nie maja nic wspolnego z miloscia a w praktyce zamieniaja sie w ''nienawidze'',''zaluje'',''to moja wina''.
    Nie pisze tego bo jestem po rozwodzie i przezylam kawal czasu bo mam dopiero 21 lat ale zdazylam obracac sie w roznych towarzystwach od mlodziezy z pod bloku do ludzi obracajacymi duzymi pieniedzmi i wiem co widzialam.Pewnie nie raz popelnie bledy jeszcze ale wiem na co patrzec,wole wiedziec co warto nie zaleznie od sumy i zadnych absolutnie przyjazni nie wieze w nia.Nie mam przyjacoil to same znajome twarze.A co do wrogow no coz...Oni tez sie czasem przydaja.
    --
    •  
      CommentAuthorBlanka81
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    Zastanawiam się skąd ten sarkazm wobec życia. Pomimo moich doświadczeń, a mając 20 lat miałam je jak 40-latka, w życiu nie byłabym tak krytyczna do ludzi, nawet wrogów(którzy nota bene dużo mnie nauczyli). Wierzę w miłość, wierność, wierzę w uczenie się na błędach. Doświadczyłam zawodu, ale to nie spowodowało, że stałam się zgorzkniała i przestałam ufać innym.
    -- [*]
  2.  permalink
    Tez nie mam takiego podejscia. Ufam ludziom z zalozenia. Jak mnie zawioda, to trace do nich zaufanie. A rozwod to tylko wisienka na torcie moich problemow. Ani zycie, ani ludzie mnie nie rozpieszczali.
    Ale w Milosci jestem chyba jakas skrzywiona i zawsze mam leki, ze zostane sama, ze on odejdzie. To chyba kalka z dziecinstwa i bierze sie ze stosunkow z ojcem. Wydaje mi sie jednak, ze mam na to wplyw i musze zainwestowa w siebie, w swoj rozwoj, uwierzyc w siebie, a wiara w Milosc przyjdzie z czasem.
    Co wy na to? Dobrze kombinuje? :P
    •  
      CommentAuthorBlanka81
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    Terapia? Mi to pomogło przeskoczyć tę kalkę wdrukowaną w dzieciństwie, która przekładała się na wiele moich decyzji w życiu dorosłym. Teraz w 80% moje decyzje są moje a nie są kopią decyzji moich rodziców. Nie przekładam też relacji z ojcem na relację z mężem.
    To o czym piszesz, to dobra droga, jedyna zdrowa droga...
    -- [*]
  3.  permalink
    Blanko juz chodzilam na terapie i widze mega duze efekty i zmiany w sobie. Jest bardziej tak jak piszesz. Czyli moje decyzje sa moje, a nie skalkowane. A do tego staram sie widziec to co rzeczywiscie ma miejsce, a nie to, co moj strach sobie dopowiada.
    •  
      CommentAuthoraguncia
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    hej,
    wtrace sie do dyskusji po to, aby utwierdzic cie w przekonaniu malgosiu, ze teraz kiedy zostalas sama, najlepsza terapia jest zaczac myslec o sobie.
    ja tez przeszlam przez rozstanie i kosztowalo mnie to duzo zdrowia. w dodatku bedac daleko od domu i rodziny moglam liczyc wlasciwie tylko na siebie... minelo wiele samotnych wieczorow i bezsennych nocy spedzonych na mysleniu o wszystkim i o niczym. doszlam do wniosku, ze to do niczego nie prowadzi i ze zamiast isc do przodu stoje w miejscu. z natury jestem optymistka wiec szybko sie otrzasnelam i wzielam w garsc, biorac zycie w swoje rece.
    powiedzialam sobie, ze skoro juz jestem sama, to powinnam ten czas jak najlepiej wykorzystac; robic to, na co wczesniej nie mialam czasu i... uczyc sie. poglebiac swoja wiedze, zainteresowania. poza tym duzo, duzo pracowac. inwestycja w siebie jest czyms bardzo pozytywnym a robienie projektow i dazenie do ich realizacji tez bardzo pomaga.
    zaczelam tez jezdzic po swiecie. sama. zawsze uwielbialam podroze i w koncu przyszla okazja na to, zeby pozwiedzac swiat.
    pewnie, lepiej byloby w towarzystwie (ale tylko w dobrym). ale skoro go nie bylo to dlaczego mialabym rezygnowac z zycia i z przyjemnosci, ktore ze soba niesie?
    trzeba miec nadzieje na lepsza przyszlosc. mi w koncu udalo sie spotkac osobe, z ktora dziele wszystko, cale moje zycie. male, pozornie nic nie znaczace chwile jak i cale tygodnie spedzone we wspolnych podrozach.
    i jestem szczesliwa, choc tak samo jak ty, malgosiu, zaczelam watpic czy prawdziwa milosc jeszcze mnie spotka w zyciu... wlasnie w tych chwilach zwatpienia trzeba znalezc sile na to, by zmienic wlasne zycie...
    zrob cos dla siebie, a zycie zacznie sie do ciebie usmiechac. cos, co da ci radosc i sens zycia. milosc predzej czy pozniej sie zjawi... pewnie w najmniej oczekiwanym momencie, tak jak mnie sie to przytrafilo.
    zycze optymizmu!
    :wink:
    --
  4.  permalink
    Blanka81 Nie wiem czy to sakrkazm natomiast im bardziej jestem twarda tym lepiej radze sobie w zyciu.Podnioslam sie z depresji a to jest najlepszy dowod na to ze sobie radze i to jak postrzegam zycie tylko mnie w tym utwierdzilo.Nie potrafie znosic porazek wiec kazda obracam w sukces i jestem z tego bardzo dumna.Jestem z mezem zdania iz jezeli kiedys w zyciu zaistnieje sytuacja gdzie ktoros bedzie chcialo odejsc to nie bedziemy robic z tego wielkiej tragedi tylko jak ludzie to zrobimy i nie bedziemy sobie robic problemow.
    Co do terapi ja nie mialam na to ani czasu ani pieniedzy a juz napewno ochoty,bralam jakies silne srodki antydepresyjne ktore odstawilam bo chodzilam po nich jak zombi.Dalam sobie sama rade a to kolejny dowod na to ze wlasna silna wola jest w stanie pomoc a nie sztab lekarzy czy tabletki.Oczywiscie nie potempiam nikogo kto korzysta z tego typu metod sa one po to aby pomoc.

    Aguncia masz w 100% racje.Malgosia powinnas zajac sie soba.Nawet nie wiesz jak zmiana np. wygladu wplywa na zycie.Ja po urodzeniu dziecka z rozmiaru 36 przeskoczylam na 44 to mozesz sobie wyobrazic.Wiecznie zmeczona chodzilam w dodatku mialam zalobe po mamie.W koncu zaczelam zmiane od wygladu.Zaczelam duzo cwiczyc,dieta,fryzura,makijaz zmiana calkowita ubran w szafie.Skonczylam szkole teraz szkole sie na spedytora i chce sie spelniac zawodowo,transport to moja pasja ja to kocham i to chce w zyciu robic.
    Teraz mimo iz niedogaduje sie z mezem mam cudowna coreczke,plany na przyszlosc i bede je realizowac.Skoro moj maz nie chce w tym zyciu uczestniczyc trudno dam rade sama.On i tak wiecznie w trasie jest,poniewaz jezdzi ciezarowkami.Kocham go,ale nie dam sie uwiazac w domu.Kiedys plakalam,przezywalam,obwinialam sie,ale pewnego dnia stwierdzilam ze tak nie moze byc i poprostu jestem obojetna na jego fochy-przytakne a i tak zrobie co uwazam za sluszne.
    --
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    ja z kolei zachowawcza jestem... nie to, że nie wierzę w miłość..wierzę...tylko zdaję sobie doskonale sprawę, że to uczucie chwilowe. jest - mija - przekształca się. po życiu z moim eks-męzem została mi podejrzliwość, w zasadzie chyba chorobliwa.. jestem teraz w związku... jest, a w zasadzie pwoinno być super, tylko mam wrażenie że nie otwieram się całkowicie. zostawiam sobie furtkę na wszelki wypadek zranienia.
    terapia pewnie by pomogła...tylko że ostatnio jak się udałam do terapeutki rok temu w stanie lekko przeddepresyjnym, a może już głeboko depresyjnym, to usłyszałam, że nadal kocham męża i to dlatego...pani zupełnie nie dała sobie wytłumaczyć że obdarzam go wręcz przeciwnym uczuciem :D
  5.  permalink
    Olimpijka wlasnie dlatego nie ufam i nie potrzebuje pomocy takich specjalistow....Oni robia to co musza bo i tak biora za to kase.Z ta miloscia jest jak mowisz juz wczesniej o tym pisalam...;)
    --
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    Roxy- ja nie twierdzę że terapia nie byłą mi potrzebna :D była jak cholera i podejrzewam że jest nadal. tylko, ze ja z racji przeszłości skrzywiona jestem - kto czytał mój opis - i zna taką problematykę - wie o czym mówię - i wychodzę z założenia ze pomoge sobie sama...taka zosia samosia. i nie potrafię zazwyczaj prosić o pomoc. a jak już proszę - musi być tragiiicznie :) obecnie nie jest - w miarę dobrze mi ze sobą. nieco waham się z określeniem czego ja tak naprawdę chcę od życia, ale z racji, że w ciąże zachodzi się do 40 - parcia jakowegoś nie mam.
  6.  permalink
    Olimpijka no to podejscie podobne do mojego trzymam kciuki,oby tak dalej!!;)
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 19th 2011 zmieniony
     permalink
    Tylko pamiętajcie, że czasami nasz problem widziany z boku jest łatwiejszy do rozwiązania i wypowiedziany głośno często zmienia się w mniejszy problem.
    Często my same za głęboko w nim siedzimy, nie wiedząc racjonalnego rozwiązania. A wystarczy z kimś pogadać, nie mówię, żeby od razu iść do specjalisty, jak tak się bronicie, ale koleżanka, znajoma - i często znajduje się wtedy rozwiązanie.
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    Tamara - tylko że wiesz ja akurat nie bardzo jestem rozumiana przez otoczenie... z racji mojego wieku to wszystkie moje znajome szczęśliwie męzate i dzieciate w 99% - o realu piszę. a rady które mi dawały w pewnej chwili - były warte funta kłaków... oceniając je of kors obiektywnie a nie zpunktu widzenia dobrej woli :D
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    To można wybrać kogoś spoza otoczenia. Wszystko zależy od problemu, bo często to nasze otoczenie (rodzina, przyjaciele) tkwią w tym tak samo głęboko jak my. Często przecież jest tak, że obracamy się wśród ludzi o podobnych poglądach, prawda? A to oznacza, że oni mają podobne podejście do naszego, a w rozwiązaniu problemów chodzi właśnie o całkiem inne podejście. Czasami całkiem obcy ludzie naprawdę pomagają.
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    RoxyEwa: Jestem z mezem zdania iz jezeli kiedys w zyciu zaistnieje sytuacja gdzie ktoros bedzie chcialo odejsc to nie bedziemy robic z tego wielkiej tragedi tylko jak ludzie to zrobimy i nie bedziemy sobie robic problemow.

    Sorry, ale nie zgodzę się z Waszym nastawieniem... Wrócimy do tematu, kiedy będziecie na drodze rozstania, ok? (absolutnie Wam tego nie życzę, wręcz przeciwnie!)
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 19th 2011 zmieniony
     permalink
    Martitap - czemu nie? Jesli przestaną się kochać, lubić, nic ich nie będzie łączyć, faktycznie mogą do tego podejść w ten sposób.
    Ale oczywiście to jest tylko moje teoretyzowanie, bo sama czegoś takiego nie przeżyłam.
  7.  permalink
    Tamara - jesli oboje przestana... Co w zyciu zdarza sie niezmiernie rzadko
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    No zgadza się:( niestety.
    •  
      CommentAuthormartitap
    • CommentTimeApr 19th 2011
     permalink
    Wg mojego własnego doświadczenia... Nie twierdzę, że zawsze jest tak samo. Możliwe, że rzeczywiście będzie tak, jak RoxyEwa pisze, ale doskonale wiem, że życie jest przewrotne.
    --
  8.  permalink
    martitap dlaczego sie nie zgadzasz?Co mamy sie przed sadem obrzucac blotem?co wtedy bedzie lepiej?Ze sie nie zgadzasz masz do tego prawo natomiast dla nas jest to najlepsze rozwiazanie w razie ''w''.Uwazam ze takie podejscie oszczedza,czas,nerwy i dziecko ktore tak samo kochamy i jest najwazniejsze.

    Tamara nie zamierzam obcym ludziom opowiadac o swoich problemach nawet jesli z dystansem podchodza do pewnych spraw i nie zgodze sie ze oni moga w jakis sposob pomoc.Kazda sytuacja wymaga indywidualizmu i nie wyobrazam sobie w tym osob postronnych.Nie dosc ze nic nie wnosza to im wiecej rad tym wiecej zamieszania i niepewnosci.

    Maalgorzata Nawet jesli jedno przestanie kochac to nie da sie drugiej osoby zmusic do milosci wiec sprawa jest wtedy przesadzona.A ja czy maz nie nalezymy do ludzi,ktorzy cos wymuszaja na sobie.Tak sobie mysle ze gdyby ludzie odpuszczali po tym jak jedna czy druga strona stwierdzi ze to nie to byloby o wiele wiele mniej problemow.To jest tylko moje zdanie,trzymam sie tej teorii i nic nie zamierzam zmieniac.
    --
  9.  permalink
    Roxy nie mowie o zadnym zmuszaniu. Na prawde zdaje sobie sprawe, ze do bycia razem zmusic sie nie da. Ale niestety jesli jedna osoba odchodzi, a druga nadal kocha, to nie da sie uniknac duzego cierpienia. I to cierpienie i tesknota nie pozwalaja na machniecie reka i przejscie nad tym do porzadku dziennego. Mowie z wlasnego doswiadczenia
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Ewa masz dopiero 21 lat, wiec ostrożnie ze stwierdzeniem że "nic nie zamierzm zmieniać". Życie pisze tak róźne scenariusze, że nasze poglądy wiele razy będą weryfikowane.
    Nie musisz się ze mną zgadzać, że obcy ludzie pomagają. Ja to akurat przeżyłam i wiem. Człowiek w dołku, w depresji, w kłopocie nie zawsze myśli racjonalnie. A pomoc innych to nie wstyd, a tym bardziej nie oznaka słabości, a właśnie świadomości problemu, dojrzałości i odpowiedzialności.
  10.  permalink
    Malgosiu wiem o czym piszesz.Zgadza sie to czesto prowadzi wlasnie do klotni,ale wazne jest kiedy przystopowac bo nic na sile sie nie da.No to latwo nie mialas kochana,wspolczuje naprawde.
    --
  11.  permalink
    Roxy Ewa juz nawet nie mowie o klotniach. Ja sie z mezem nie kloce, bo nie widze sensu. Ale wielki zal jaki mam do niego o to co zrobil ma swoje znaczenie. Na pewno nie zachowam sie tak jak piszesz. Chce odejsc, niech odchodzi. Nie machne na to reka. Bo cos mi obiecywal, cos przysiegal i klamal. A w takich sprawach klamac nie WOLNO!!! A zazwyczaj kiedy sie ludzie rozchodza to okazuje sie, ze jedno drugie w jakis sposob oszukalo
  12.  permalink
    Wiesz rozumiem,ale czy warto przejmowac sie czyms czego nie zmienisz lub na co nie mas zwplywu?.Zachowal sie jak palant i fakt faktem swoje trzeba przeplakac i w jakis sposob to przezyc a kazdy przechodzi to inaczej.Niektorzy wybaczaja i ida dalej, niektorzy sie rozchodza i ida dalej i naprawde kochana tak jak Ci radzilysmy zajmij sie soba to na co nie mialas czasu zrob teraz....Ta druga osoba sie gdzies kiedys znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie.
    --
  13.  permalink
    Tamara mam wrazenie ze przez moj wiek traktujes zmnie jak jakas gowniare,ktora nie ma zielonego pojecia o zyciu i to najbardziej mnie denerwuje.Co tu wiek ma do rzeczy?Uwielbiam kiedy ludzie rozmawiajac ze man kieruja sie stereotypami ze jak swojego nie przezylas to cale g*** wiesz...Nawet nie wiesz jak takie stwierdzenie moze byc mylne.
    A rozmawianie o swoich problemach moim zdaniem nie ma nic wspolnego z dojrzaloscia,odpowiedzialnoscia i swiadomoscia problemu....szczegolnie z osobami ktore sa postronne.To tylko moje zdanie...Problemy sie rozwiazuje a nie o nich opowiada.Mam swoje zasady i jeszcze nigdy sie na nich nie zawiodlam.
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011 zmieniony
     permalink
    Ewa, ale Małogosia to wie, pisała o tym. Ja ją rozumiem, bo jak można przejść do porządku dziennego nad faktem, że ktoś spowodował, jeśli nie uzyska stwierdzenia nieważności sakramentu małżeństwa, to do końca życia będzie w tej kwestii niespełniona? Będzie kogoś kochać, że nie będzie mogła wziąć ślubu kościelnego (piszę nazwę potoczną).
    ---
    A czemu mam nie brać pod uwagę Twojego wieku? To tez jest wyznacznik naszego postępowania. Pomimo, że przeżyłaś to co przeżyłaś, wiek robi swoje. I nie, nie traktuję Cię jako gówniary:). Zresztą takie słowo u mnie nie istnieje. Szanuję zdanie każdego, czy to 10 latka czy 80:).
  14.  permalink
    Dokladnie jest tak jak pisze Tamara. Swoje przeplakalam, biore sie za siebie, nie roztrzasam juz tego, w jakis sposob pogodzilam sie z tym co sie stalo. Ale nie moge sie nie przejmowac, bo wg. prawa koscielnego na razie nasze malzenstwo jest wazne, chyba, ze udowodnimy, ze jest inaczej. A jesli sie nie uda? To bede cierpiec do konca zycia.
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Aha, a rozmowę o problemie nie ja wymyśliłam tylko rzesza psychologów, psychiatrów.
  15.  permalink
    Jeżeli człowiek tak łatwo sobie umie odpuścić to ja już nic nie rozumiem. Jeżeli kocham i ta miłośc z jakiegoś powodu wygasa to już jest dla mnie powód do smutku...nie mogłabym machnąc ręką i iśc dalej. Wolałabym się zatrzymać i pomysleć chwilę nad tym co się stało i dlaczego tak a nie inaczej. Nikt tu nie mówi, że trzeba prać swoje brudy na forum, nikt nie mówi, że trzeba siaść i płakać, nikt nie mówi, że trzeba wpadać w depresję czy tragizować... ale gdy coś nie wychodzi w życiu i my po prostu ot tak się z tym godzimy to dla mnie sygnał , że na czyms nam za mało zależało, że za mało o to dbaliśmy. I szczerze Ci powiem RoxyEwo, że z taką łatwością piszesz o ewentualnym rozstaniu, że aż mi się coś w środku robi. Bo dla mnie małżeństwo jest czymś o co jednak warto zawalczyć, warto o nie zadbać i warto probować wychodzić z kryzysów. Nie mówię, że za wszelką cenę, ale jednak..
    Co do wieku , to nie zauwazyłam, aby ktokolwiek kogokolwiek tu traktował jako gówniarza. Ale jednak każdy wiek ma swoje prawa. Mozna być bardziej dojrzałym od rówiesników, a mimo to sama widzę jak zmienia się moje podejscie do wielu spraw wraz z tym jak uplwaja lata. jeszcze 7 lat temu, byłabym skłonna może odejśc od męża swojego , na pewno nie ot tak, ale jednak nie walczyłabym z taka siła w momencie kryzysów jak teraz.
    •  
      CommentAuthorNatalaa
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Agnieszka25: że z taką łatwością piszesz o ewentualnym rozstaniu, że aż mi się coś w środku robi

    Mam podobne odczucia. Ciężko mi sobie wyobrazić rozpad mojego obecnego związku, jakiś większy kryzys, ale jeśli już tak by się stało chyba nie potrafiłabym od tak - iść dalej sama.
    Podobne odczucia mam, jak piszecie, że z czasem miłość zmienia się w przyzwyczajenie.... Nie chciałabym wierzyć w coś takiego. Jeśli za lat parę, paręnaście moja miłość ma być tylko przyzwyczajeniem, to ja dziękuję na wstępie. Nie chcę takiego związku. Wierzę w miłość do grobowej deski. Może to czyni ze mnie oderwaną od rzeczywistości małolatę, ale tak jest. Na razie przeżyliśmy ze sobą 5 lat. Raz było lepiej, raz było gorzej, ale nigdy nie odczułam, że nasza miłość gaśnie. Zmienia się, owszem - dojrzewa... ale nie zanika. :wink:
    I szczerze zazdroszczę, gdy słyszę, że w kościele ksiądz odprawia mszę na cześć pary, która przyżyła ze sobą 50 lub więcej lat. To budujące. Myślicie, że te pary są ze sobą z przyzwyczajenia?
    --
  16.  permalink
    Dla mnie można jedynie "przyzwyczaić" się do tej miłości. Gdyby przyszło mi się odzwyczajać od niej po tych 8 latach, byłoby mi bardzo ciężko.:cry:
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011 zmieniony
     permalink
    Agnieszko, no mam nadzieję, że nie, że nie są tylko z przyzwyczajenia:). Ja po 12 latach razem jeszcze się "nie przyzwyczaiłam" :)) - pewnie, co to jest w porównaniu z 50, ale od czegos trzeba zacząć, nie? :)), ale wciąż jestem zakochana:). Oczywiście nie jest to to samo, co 12 lat temu, jest o wiele lepiej:)
    oj, to Talinka mówila o przyzwyczajeniu, coś mi się pomyliło.
    ---
    ale to nie temat na to miejsce, sorki
  17.  permalink
    Agnieszka25: I szczerze Ci powiem RoxyEwo, że z taką łatwością piszesz o ewentualnym rozstaniu, że aż mi się coś w środku robi. Bo dla mnie małżeństwo jest czymś o co jednak warto zawalczyć, warto o nie zadbać i warto probować wychodzić z kryzysów. Nie mówię, że za wszelką cenę, ale jednak..


    Ja jestem poprostu zmeczona moim malzenstwem i moze dlatego mam obojetne odczucia.Z mezem widuje sie tydzien na dwa miesiace lub miesiac.Od dwoch lat nie potrafimy sie dogadac bo kazde chce czego innego i nie chce mi sie juz dluzej walczyc ani rozmawiac ani co kolwiek robic z tym bo moj maz jest odpory na kompromisy,rozmowy i itd.Szczerze to mi sie tez juz nie chce zabiegac o to.I zeby chciec cos odbudowac trzeba dwojga a jesli juz jedno nie chce to nie ma o czym w ogole rozmawiac.
    Probowalam to zmieniac,kolacje,szczerze rozmowy itd to nic nie daje...Zrobilismy sie obojetni na siebie juz nie wspomne o innych sprawach gdzie zachowujemy sie jak w fabryce gwozdzi....Tak to jest wlasnie koszmar kiedy dwoje ludzi nie moze sie dogadac i najwyrazniej pora juz powiedziec dosc.
    --
  18.  permalink
    Hej dziewczyny:)
    Powiem Wam coś co daje ogromną nadzieję na przyszłość :)
    Moja mama (teściówka :)) była w związku małżeńskim z moim Ś.P. teściem przez ponad 20 lat...Straciła dwoje dzieci jedno po drugim,bo urodziły się przedwcześnie (jedno w 6 miesiącu-zmarło po kilku godzinach i drugie w 8 miesiącu - zmarło po kilku dniach)...Jako trzeci urodził się mój mąż (na szczęście w terminie i zdrowo)...Niestety z teściem,to mama miała krzyż pański,bo nie dość,że wyższej rangi oficer wojskowy,to jeszcze chorobliwie zazdrosny i nadużywający alkoholu,a do tego zabraniający jej pracować i potrafiący wystawić ją w 6 miesiącu ciąży na 20* mróz w samej koszuli nocnej...Kiedy mój mąż miał 16 lat wniosła sprawę do sądu o unieważnienie związku cywilnego z przyczyn wymienionych powyżej...Związku zawartego w kościele nie unieważnili...

    Kilka lat później poznała wspaniałego człowieka,który dał jej wszystko,to czego dotąd nie miała - miłość, oddanie, zainteresowanie...Niestety nie dane im było być razem dłużej niż kilka lat...On zachorował na raka...W ostatnim miesiącu swojego życia,tylko do siebie pisali,bo on nie chciał widzieć się z mamą...Napisał jej,że chce żeby go zapamiętała takiego jakim był...zdrowego,uśmiechniętego i przy jej boku...Mama pojechała dopiero na pogrzeb...
    Po tym wszystkim nie chciała już z nikim być...wszystkich mężczyzn porównywała z nim przez wiele lat...To była miłość jej życia...

    2.5 roku temu zmarł teść...pewien etap w życiu mojego męża i jego mamy się zakończył...

    Teraz moja teścióweczka ma 58 lat i planuje ślub :):) Kilka miesięcy temu spotkała swojego przyjaciela z dawnych lat :) Coś między nimi zaiskrzyło:) Zaczęli się spotykać :) okazało się,że oboje są wolni, z bagażem doświadczeń, z jakąś przeszłością :) Mają podobne przyzwyczajenia, wiele wspólnych pasji :) Mogą ze sobą rozmawiać godzinami :)...
    Tydzień temu poinformowali nas o zaręczynach :) Stwierdzili,że skoro oboje są wolni i młodsi już nie będą,to szkoda marnować czas,który można spędzić wspólnie :) No i ślub zaplanowany na przyszły rok :):)...

    Nic nie dzieje się w naszym życiu bez przyczyny :) Każdy zakończony rozdział,rozpoczyna jakiś nowy...Drzwi,które zamykają się za nami,pozwalają nam bez obaw sprawdzić,co kryje się za następnymi :)...

    To wiara i nadzieja czynią nas niezniszczalnymi :wink:
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    To można unieważnić związek cywilny? To nie jest zwykły rozwód?
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Jasne, że można - unieważnienie małżeństwa. To nie to samo, co rozwód.
  19.  permalink
    RoxyEwo nie wiem, może się mylę ale Twój ostatni post pokazał złamane serce. Nie znamy się, nie wiem jaka jesteś na codzień, ale dla mnie ta Twoja postawa to krzyk zranionej Kobiety. Tak jakbyś sobie sama wmówiła, że właśnie ta obojetnośc jest najlepsza. A jednak walczyłaś o swoje małżeństwo, tylko może Twoja walka nie została zauważona, nie została doceniona w jakimś sensie, może nie przyniosła oczekiwanych rezultatów i w jakimś sensie to poczucie odrzucenia sprawiło, że zaczęłaś się nakręcać na to, że łatwiej się rozstać niż dalej walczyć? Powiedz gdyby Twój mąż w tym momencie stanął w drzwiach z kwiatami, gdyby Cię przeprosił za to, że nic sobie nie robił z Twojego starania, gdyby powiedział , że Cię kocha i jestes sensem jego życia... czy nie poczułabys się szczęśliwa? Ten ostatni Twój post powiedział mi więcej niż wszystkie inne, które do tej pory napisałaś. Jak już wyżej zaznaczyłam nie znamy sie i moge mylnie to odbierać. ja również swego czasu byłam bardziej wojownicza. Gdybym widziała , że się nie stara, że nie postępuję tak jak należy, pewnie wmówiłabym sobie, że mi nie zależy, tak chcesz, to tak masz... pewnie mówiłabym podobne słowa do Twoich. Tyle, że teraz po kolejnym kryzysie, wiem, że mowiłaby moja rozpacz i bezradność wobec nieodwzajemnionego uczucia.
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    ja tylko w kwestii wieku się wypowiem. Nie obrażam się, jak ktos mi mówi "jestes młoda i nie wiesz tego, co wie ktos w wieku X". Jak miałam 21 lat to myslałam,że pozjadałam wszystkie rozumy i jestem bardzo dojrzała. dziś mam zaledwie 6 lat więcej, a wydaje mi sie, że dzieli mnie z 20 lat od tamtej kobiety, właściwie dziewczyny. dlatego mam pokore wobec wieku i doświadczenia, którego z nim nabywamy. I buntowanie się, że ktoś bierze pod uwagę nasz wiek, jest w moim odczuciu przejawem niedojrząłości i typowo młodzieńczego braku pokory.
    A szczerze mówiąc - pozwalam sobie, RoxyEwo, bo wypowiadasz sie tu chyba po to, by poznac opinie innych - odpowiedz sobie szczerze jak jest: jest między Wami miłość czy nie, kochacie się czy nie. Po co ściemniac, że jednej ze stron sie nie chce etc etc. Z opisu mi to po porostu wygląda na to, ze tu nie ma mowy o miłości. Bo inaczej nie przyjmuję do wiadomości postawy "nie staram się, bo jednej stronie się nie chce". Powiem Ci, że jak się kogoś kocha, to ma się w dupie, czy mu się chce czy nie, tylko robi się wszystko, żeby ten stan mu rpzeszedł.
    I wiem co mówię. Mojemu obecnemu mężowi, w szczeniackich latach 8 lat temu tez się raz odechciało. Ale uratowałam wtedy związek. To się zawsze da zrobić, jak jest między ludźmi miłośc. Wtedy sie nie patrzy na to, że drugiej stronie sie nie chce. Dzisiaj jesteśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem, spodziewmay sie dziecka, niedługo dobijemy do 10 lat bycia razem i nadal jestem zakochana.
    Postaw sprawę jasno, radze Ci, a zaoszczędzisz sobie dylematów.
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Annalena - poruszyłaś bardzo ważną rzecz - pokora do życia. To podstawa.
  20.  permalink
    Annalena: I buntowanie się, że ktoś bierze pod uwagę nasz wiek, jest w moim odczuciu przejawem niedojrząłości i typowo młodzieńczego braku pokory.A szczerze mówiąc - pozwalam sobie, RoxyEwo, bo wypowiadasz sie tu chyba po to, by poznac opinie innych - odpowiedz sobie szczerze jak jest: jest między Wami miłość czy nie, kochacie się czy nie. Po co ściemniac, że jednej ze stron sie nie chce etc etc. Z opisu mi to po porostu wygląda na to, ze tu nie ma mowy o miłości. Bo inaczej nie przyjmuję do wiadomości postawy "nie staram się, bo jednej stronie się nie chce". Powiem Ci, że jak się kogoś kocha, to ma się w dupie, czy mu się chce czy nie, tylko robi się wszystko, żeby ten stan mu rpzeszedł.


    Bunt mam juz dawno za soba wiec nawet takiej opinii nie biore pod uwage.Owszem wypowiadam sie po to by poznac opinie innych,ale wiek nie ma tu nic do rzeczy.I wogole widze po Twojej wypowiedzi ze wszystko wiesz najlepiej,ale kazda sytuacja jest inna i nie mozna wrzucac wszystkiego do wlasnego worka bo przemawia przez Ciebie doswiadczenie.W ogole nie powinnam sie wypowiadac tutaj moglam przewidziec tego typu komentarze.Tak kocham mojego meza i zrobilabym wszystko,ale sa pewne granice ktorych nieprzekrocze.I wogole przepraszam ze zkalocilam dyskusje.
    A odnosnie pokry to tyle razy dostalam pod dupie od zycia ze nie musicie mi o tym mowic bo nie jedna z was by sie zdziwila przez co przeszlam.
    Pozdrawiam
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Ewa, no widzisz, zadajesz pytanie, my odpowiadamy, a Ty się obrażasz. Spodziewałaś się głaskania po głopwie i podcierania noska? Dajże spokój, to dziecinada.
    masz prawo miec inne zdanie i masz pewnie rację, że nie moge Cię wrzucać do jednego wora. Nie wiem wszystkiego najlepiej, powiem więcej: wiem dość mało, bo mnie życie oszczędziło, nie przezyłam szczególnie przykrych doświadczeń.
    Próbuję Ci dac tylko kopa w dupeczkę, żebyś stanęła w prawdzie. Będzie Ci łatwiej, trust me. Powodzenia.
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeApr 20th 2011 zmieniony
     permalink
    wracając jeszcze do pomocy innych...ktoś tu napisał o praniu brudów na forum...ja tego praniem brudów nie nazywam, tylko zwykłą szczerością... i nie mówię akurat o forum, bo tu się udzielam od miesiąca... swoje problemy przeżywałam pod wykresem w gronie mniej lub bardziej zaufanych dziewczyn... gdzie pisałam o wszystkim, głownie o złym, bo tylko zło się w pewnym momencie działo... w ciężkich chwilach o dziwota większe wsparcie otrzymałam właśnie stąd niż od osób bliskich mi realnie... poza tym po tym wszystkim, po rozmowach, porównaniach i w ogóle uznaję że na portalu w większości panuje zakłamanie i mierzi mnie to że z pozoru u każdego jest cudnie i pięknie... życie i poznanie się bliżej pokazało że każda ze znanych mi tu osób ma swoje mniej luba bardziej poważne problemy w związku :D
    co do wieku - zdania nie mam..ja tam bez względu na wiek muszę się nauczyć na własnej skórze.
    i dopisując - nie wierzę ja, jako ja - aczkolwiek istnienia nie wykluczam, w miłość do końca życia. zawsze zaczynając jakikolwiek związek zakładam, że to może mieć początek i koniec. żeby właśnie później za bardzo się nie rozczarować, jak się okaże że w pewnym momencie jednak nam nie po drodze w tym życiu. po co się męczyć i cierpieć. w imię czego?
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011 zmieniony
     permalink
    No cóż, jest jednak tak jak myślałam, Ewa - nie dorosłaś do dyskusji i brak Ci pokory. Każda Twoja wypowiedź to krzyk i agresja. Więc czyż nie mam racji mówiąc, że czasami pomoc kogoś obcego jest potrzebna?? Bo jeśli nie widzisz tego, jak się wypowiadasz, to świadczy, że mam rację.
    Olimpijko, wierz mi, czasami można trafić na super przyjaciół właśnie na necie. Ja jestem tu dwa lata i wiele razy doświadczyłam tu wielkiego wsparcia od moich kumpelokoleżanek:). Kiedy trzeba pogłaskają, kiedy widzą, że się marzę - owszem chwilę pozwolą, ale zaraz postawią do pionu. I wiele razy się przekonałam, nie tylko tu, ale i na kursie na rodziców adopcyjnych, że mój problem czasami wyolbrzymiany, przeanalizowany przez kogoś postronnego, staje się zwykłą małą troską, którą na drugi dzień idzie spokojnie rozwiązać. Tylko trzeba trochę pochylić głowy:), ustąpić z piedestału:), uznać, że mogę się mylić, że ktoś inny - nawet dużo młodszy, ma rację. To nic a nic nie boli:).
    •  
      CommentAuthorkarakal
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    ależ Tamaro - właśnie to samo mniej więcej napisałam :D
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011 zmieniony
     permalink
    Racja, zdania Ewy i Twoje mi się zlały:))) O wybaczenie proszę uprzejme :)))
  21.  permalink
    Annalena jezeli chcialabys sie dowiedziec czegos wiecej to chetnie napisasze ale na priv.Juz mialam nieprzyjemnosci gdy napisalam na forum publicznym o swoich problemach.

    Tamara wez Ty kobieto wyluzuj.Dobrze niech Ci bedzie ze niedoroslam i brakuje mi pokory heh.Gdzie Ty tu masz krzyk i agresje?Cos Ci sie pomylilo.To ze wypowiadam sie w sposob stanowczy nie znaczy ze jestem jakas zimna suka juz nieprzesadzajmy.A skoro nie chcesz z emna dyskutowac to nie odpisuj poporstu ja sie napewno nie obraze.Mam charakter jaki mam ,ale zawsze jestem bezposrednia i nawet jesli jest to nieprzyjemne to pisze wprost.Mysle ze to nie jest zla cecha?Zawsze taka bylam.Ja niepotrzebuje przyjaciol,mialam jedna przyjaciolke stracilam ja i dosc.
    --
    •  
      CommentAuthorMagdalena
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Ewa, nie mam potrzeby grzebania w cudzych problemach. Odnioslam sie do tego co tu napisalas (chyba na tym polega forum;). Nie mam nic do dodania.
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 20th 2011
     permalink
    Ewa - no jakoś mnie to nie dziwi, że nie potrzebujesz przyjaciół:(.
    A skąd wiem o agresji w Twoich wypowiedziach? Wiek i doświadczenie:) - umiem czytać między wierszami:).
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.