Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Agatella: no to chcesz, czy nie, jesteś niezależna

    Z tego co Pepper napisała u nich samo tak wyszło, a Tobie chyba chodzi o celowe dążenie do niezależności, prawda?
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Peppermill: mam mieszkanie (tzw. komunalne, które dostaliśmy nie będąc jeszcze małżeństwem

    teraz doczytałam to i nie rozumiem, jaki jest status takiego mieszkania - to jest twoja właśność, czy jest to mieszkanie gminne, a ty jesteś najemcą (lokatorem, czy jak to się fachowo nazywa)?

    Treść doklejona: 29.03.13 23:29
    winnica: Tobie chyba chodzi o celowe dążenie do niezależności, prawda?

    No chodzi o dążenie do niezależności, jak się jej nie ma. Jak się ją ma, to nie trzeba dążyć, bo już jest :wink:
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Agatella: No chodzi o dążenie do niezależności, jak się jej nie ma. Jak się ją ma, to nie trzeba dążyć, bo już jest

    :tooth::thumbup:
    Wypisuję się już z dyskusji, bo padam na nos po całym dniu pracy przedświątecznej z 10-miesięczniakiem u boku :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    A musiałam napisać, że dobre jest dążenie do niezależności, bo jakbym napisała, że dobra jest sama niezależnością, to bym mogła urazić dziewczyny, które nie ze swej winy niezależne być nie mogą.
    •  
      CommentAuthorPeppermill
    • CommentTimeMar 29th 2013 zmieniony
     permalink
    Agatella: teraz doczytałam to i nie rozumiem, jaki jest status takiego mieszkania


    Mieszkanie jest własnością miasta, ale zgodnie z podpisaną umową mogę je użytkować dożywotnio. Mam też możliwość wykupu mieszkania na własność. (mieszkamy w Szkocji)


    Ale nawiązując po raz kolejny do tematu niezależności, to o mieszkaniu napisałam z przymrużeniem oka, bo i tak zamierzamy dopisać męża do umowy- żeby nie został z dziećmi na lodzie, gdyby mnie nagły szlag trafił.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Aha, no to zmienia postać rzeczy, bo założyłam, że w każdej chwili mogła byś je spieniężyć w razie czego.
    •  
      CommentAuthoreveke
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Apropo zabezpieczeń i tego, jak słusznie zauważyła Judka, że młode małżeństwa z mieszkaniami na kredyt dość rzadko stać jeszcze na odkładanie, a jak już to zazwyczaj nagle pójdzie na bieżące potrzeby.

    Ja z M jesteśmy właśnie tego typu "młodym" małżeństwem... żyjemy wspólnie na swoim od ponad 5 lat, ale wiecie co pierwsze zrobiliśmy?
    Ubezpieczyliśmy się... na taką sumę , aby w razie któreś z nas coś trafi, by ubezpieczenie pokryło wartość kredytu za mieszkanie.
    I tak naprawdę bardziej jest to dla mnie , bo mój M prowadzi firmę i sam by sobie poradził... ale ja tak nagle bez niego już raczej kiepsko...
    I w dodatku co z tego , że się wykształciłam (w trakcie małżeństwa, bo brałam ślub dość młodo) jak nie mogłam/nie mogę znaleźć pracy w zawodzie...
    Jakoś tam sobie radziłam, zawsze jakąs pracę miałam :smile:

    Natomiast akurat jakiś rok przed zajściem w ciążę nie mogłam znaleźć pracy, ale ponieważ były małe problemy z zajściem w ciążę to nei było mowy myśleć najpierw znajdę pracę a później się pomyśli.. wiec cały czas się staraliśmy
    wyszło tak , że zaszłam , ale miałam tylko umowę na zastępstwo wiec świadczenia mam tylko do porodu...
    i co... gdyby teraz mi coś z M nie poszło to zostaję na lodzie z dzieckiem tak na prawdę...
    Mimo , że umiałam zawsze o siebie zadbać, zawsze miałam jakąś pracę, wykształcenie też po drodze zdobyłam...

    Więc poradność życiowa i zatroszczenie się to jedno a życie i przeróżne sytuacje to drugie.
    Nic nie jest tylko czarne lub tylko białe... inne kolory też istnieją... ale niektórzy być może mają zbyt ciemne klapki na oczach by to dostrzegać.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    eveke: Więc poradność życiowa i zatroszczenie się to jedno a życie i przeróżne sytuacje to drugie.

    Ja już ze dwie strony temu pisałam, że powalić życie może się każdemu, nawet jak ma kupę kasy na koncie. Trzeba się starać minimalizować ryzyko, no ale wiadomo, jak to czasem bywa. Jakaś niespodziewana choroba, czy inne ustrojstwa.
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Agatella: jak już napisałam wcześniej, oszczędza się wspólnie. Ale bardzo dużo też zależy, czy macie wspólnotę, czy rozdzielność. Jak rozdzielność, no to w założeniu jest już pewien podział przecież.

    Jest pewien podział jak jest rozdzielność, ale w naszym przypadku tylko formalny. My mamy intercyzę nie ze względu na to, że zakładamy że coś się podzieje z naszym związkiem ale dlatego, że oboje prowadzimy działalność, która zawsze wiąże się z ryzykiem. Jakby tak coś nie zatrybiło to przynajmniej jedna część tego co uciułamy jest prawnie chroniona. Tyle i aż tyle.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 29th 2013
     permalink
    Manga, to jest tylko różnica w waszym podejściu. Z punktu widzenia prawa, macie dwa majątki i jak się tfu tfu popstrykacie, to każdy zabiera swoje zabawki i idzie w swoją stronę:wink: O skutkach po prostu pisałam.
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Wiem wiem, formalnie tak jest, choć nikt Ci nie zabroni w razie rozwodu podzielić to dowolnie.
    No ale dla nas najbardziej istotne w tej całej procedurze jest to podejście :wink: i w żadnym wypadku nie ma podziału na moje i twoje.
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Jesli nie macie podpisanej intercyzy, to posiadanie wlasnego konta na nic sie nie zda w przypadku rozwodu. Wszystkie dobra, nieruchomosci i oszczednosci nabyte w czasie malzenstwa sa traktowane jako wspolne, niezaleznie od tego pod czyim nazwiskiem jest konto bankowe.
    Osobiscie zanim wyszlam za maz, posiadalam wlasne konto, po slubie dopisalam meza jako wlasciciela, zeby mogl nim rozporzadzac, czy wyplacac kiedy bedzie tylko chcial. I wiecie, przez kilkanascie lat malzenstwa nie wyplacil z tego konta ani zlotowki. My nie mamy intercyzy, bo nie prowadzimy ryzykownej dzialalnosci, a zwiazek zawieralismy do konca zycia. Wiem, ze roznie sie moze dziac, ale jestesmy razem, bo taka jest nasza decyzja, z wszystkimi konsekwencjami. Dla mnie niezaleznosc nie oznacza WLASNYCH pieniedzy, czy nawet pracy, bo z tacjest roznie. Wyksztalcenie sie przydaje, ale tez nie zawsze. Chodzi w tym raczej o gotowosc przejecia samotnej, pelnej odpowiedzialnosci za siebie i ewentualne dzieci w przypadku, gdy zabraknie meza. Ja, szczesliwie, prace mam, ale, jak juz pisalam, gdyby (tfu-tfu) cos sie stalo, stracilabym prace i zmuszona bylam sama opiekowac sie dziecmi, to nie wahalabym sie podjac jakiejkolwiek pracy, takze duzo ponizej mojego wyksztalcenia. Zadna praca nie hanbi (moze poza prostytucja) i dla mnie dobro dzieci jest ponad moje zawodowe ambicje. Tak rozumiem samodzielnosc i odpowiedzialnosc.
    Zreszta to samo dotyczy meza, bo mnie sie tez moze przeciez cos stac i on zostanie sam z dziecmi.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Jaca, sama nie wierzę, ale zgadzam się ;)
    --
    •  
      CommentAuthorjudka25
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    A jeszcze dodam coś odnośnie kont bankowych.
    My mamy dwa osobne konta i mimo to te pieniądze w sensie prawnym są nasze, a nie moje albo męża.
    Miałam własne mieszkanie przed ślubem i podczas sprzedaży notariuszka zawarła w umowie sprzedaży punkt o tym, że mieszkanie jest włącznie moją własnością (bo miałam je przed ślubem) i że środki pochodzące ze sprzedaży zostaną przekazane na mój osobisty numer bankowy i nie wchodzą w skład naszego majątku wspólnego.
    Dodam, że ja o taki punkt nie prosiłam i notariuszka wyjaśniła mi, że takie jest prawo.
    Zapytałam co więc będzie gdy tę sumę wydam w małżeństwie np. na samochód, więc wtedy będzie to już nasz wspólny majątek, a gdybym chciała kupić np. inne mieszkanie to koniecznie w umowie notarialnej musiałby znaleźć się zapis, że ta kwota pochodzi z mojego majątku własnego, co potem nie podlega podziałowi tylko jest moje. Według notariuszki brak takiego zapisu powoduje, że to co kupie czegoś będąc w małżeństwie staje się naszą wspólną własnością.
    I ramach sprostowania, ja nie pytałam notariuszki o to wszystko celowo, bo zakładam, że będzie źle albo rozwód. Tak po prostu wyszło w rozmowie, gdy nie rozumiałam potrzeby zapisu, o którym pisałam :wink: Może się ta informacja komuś przyda :wink:
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    Też się w sumie zgadzam, tylko co do tego zdania mam wątpliwości
    My nie mamy intercyzy, bo nie prowadzimy ryzykownej dzialalnosci
    Wbrew pozorom nie trzeba prowadzić ryzykownej działalności. W firmie pracują ludzie, nie roboty - czasami wystarczy jeden błąd i sypie się wiele spraw (i tu piszę o błędach naszych - decyzyjnych, jak i pracowników podczas wykonywania pracy). Nie wspominając o umyślnym działaniu, które przecież może zawsze wystąpić. Mąż ma wspólnika, znają się od lat, ale i tak panuje zasada ograniczonego zaufania, głównie dlatego, że obaj mogą przecież zawsze podjąć złe decyzje. I działa to dokładnie w dwie strony - zarówno on jak i mój mąż mają odpowiednie zabezpieczenia.
    My zawieraliśmy intercyzę przed małżeństwem bo już wtedy od lat prowadziliśmy działalność i dla nas to było coś oczywistego, inaczej niepotrzebnie podejmowalibyśmy ryzyko, a przecież pobieraliśmy się z założeniem, że zakładamy rodzinę. I w tym momencie nie chodzi o oszczędności, których na razie nie mamy, ale w przypadku niepowodzenia czy błędu w jednej firmie - możemy stracić oba miejsca pracy, dom który budujemy, narzędzia pracy itd. Nie wspominając o tym, że takie zabezpieczenie jest też korzystne dla wielu pracowników, którzy utrzymują rodziny z tych firm. Ale to powiedzmy wartość dodana, bo szczerze, nie o tym myśleliśmy dokonując tego aktu przed zawarciem małżeństwa.
    No i też taka ciekawostka, że przed głównymi instytucjami państwowymi (US, ZUS) wszystko mamy i tak wspólne, więc nie jest to tez po to by uniknąć jakichś zobowiązań podatkowych. Po prostu w razie "W" nie tracimy dwóch miejsc pracy, tylko jedno, z którego do jakiegoś czasu może się uda utrzymać, choć przy kredycie hipotecznym i tak jest to ciężkie. Jest też polisa, by w razie jakiegoś potknięcia w firmie, czy niezdolności do pracy z powodu choroby mieć za co żyć i spłacać kredyt, który wspólnie zaciągnęliśmy.

    Co do dążenia do niezależności mam tu zdanie podobne do Agatelli - w moim odczuciu powinnam zawsze do niej dążyć (co nie znaczy, że każdy musi tak mieć w moim mniemaniu). Mam tak wpojone od najmłodszych lat, to nie tylko kwestia mojego wyboru, bo takie myślenie zostało mi w jakiś sposób narzucone. Od zawsze byłam na swoim - w momencie zamążpójścia 4 lata, byłam sobie szefem, budowałam swoją firmę i to jest część mojego życia. I nie wyobrażam sobie, że mogłabym to porzucić przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że jeśli to zawieszę i zdam się li tylko na Męża, co pewnie byłoby możliwe przy odrobinie chęci, to po takim okresie przestoju nie mam do czego wracać. Zaczynam od nowa. Drugi powód jest taki, że odpowiada mi takie życie po prostu, lubię to, może własna firma to nie moje hobby (jak to jest w przypadku męża) ale daje mi mnóstwo satysfakcji i spełnienia i chce się w tym realizować.

    Natomiast zakładam, że nie każdy musi tak samo myśleć - to jest jak podkreślam moja filzofia. Choćby dlatego, że nie każdemu odpowiada taki tryb pracy. Nie oczekuję więc, że osoby z problemem z zatrudnieniem nagle zaczną zakładać własne działalności w imię wzięcia swoich spraw we własne ręce. Poza tym ja już pisałam, dla mnie oczywiste jest to, że decyzje są podejmowane wspólnie w związku, jeśli obie strony decydują się na pewien układ, gdzie kobieta nie pracuje to dla mnie OK, nic mi do tego. Również uważam, że nie ma co specjalnie zakładać czarnego scenariusza, choć życie je pisze czy tego chcemy czy nie i jeśli to możliwe to dobrze jest mieć zabezpieczenie w postaci gotowości do podjęcia pracy na wypadek "W", o czym napisała Jaca. Przyznam też, że Lexia jako młoda osoba swoją postawą mi zaimponowała. Wiadomo, że życie te postawy trochę zweryfikuje :wink: ale podoba mi się to w jak odpowiedzialny sposób planuje. To jednak niezbyt częste wśród młodych ludzi.
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    The_Fragile: Jaca, sama nie wierzę, ale zgadzam się ;)

    Ja też :wink: No ale zgadzam się również :smile:
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Mangaa, rozumiem Cie. My, natomiast, nie prowadzimy zadnej dzialalnosci ktora mialaby sie posypac, chyba, ze jakims cudem padna dwie panstwowe uczelnie (duze i z tradycjami), co raczej jest malo prawdopodobne. Prace stracic mozemy, a kiedy przyszloby podejmowac cos, co moze byc niebezpieczne - jakos sie to rozwiaze (np. przekaze oszczednosci czy nieruchomosci dzieciom, pod opieka kuratora) - i tak to wszystko jest i bedzie dla nich.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    judka25: I ramach sprostowania, ja nie pytałam notariuszki o to wszystko celowo, bo zakładam, że będzie źle albo rozwód. Tak po prostu wyszło w rozmowie, gdy nie rozumiałam potrzeby zapisu, o którym pisałam

    Ale nie tłumacz się, dlaczego rozmawiałaś o sprawach prawnych. Po to jest regulacja, żeby ją znać. I o nią pytać. I nie trzeba od razu zaznaczać, że to nie dlatego, że się myśli o rozstaniu. Bo nie powinno być nawet takiego podejrzenia w stosunku do ciebie.

    Treść doklejona: 30.03.13 10:26
    Manga, ujęłaś w innych słowach moje odczucia i przemyślenia.

    Treść doklejona: 30.03.13 10:30
    Jaca_Randa: Jesli nie macie podpisanej intercyzy, to posiadanie wlasnego konta na nic sie nie zda w przypadku rozwodu.

    Kwestia kont- nie kont nie ma najmniejszego znaczenia. Przy podziale majątku mówisz, że na oszczędności w 90 % harowałaś ty (przypuśćmy) - wtedy dostaniesz je ty. To są "nakłady ma majątek współny". Nie ma znaczenia, czy są na jednym, czy na wielu kontach.

    Treść doklejona: 30.03.13 10:38
    Jaca_Randa: Dla mnie niezaleznosc nie oznacza WLASNYCH pieniedzy

    A co to znaczy własnych pieniędzy? Jak je zarabiasz, to są w tym sensie TWOJE, bo wypracowane przez ciebie. To jest TWÓJ wkład i to, że mąż potem nimi rozporządza, nie zmienia tego faktu. Ja tak rozumiem TWOJE pieniądze. Nie że masz je zabrać i schować, tylko jako twój wkład w wasze życie i normalne chyba jest to, że je udostępniasz mężowi.
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    Mhm, kasa, którą zarobisz to jest Twój wkład, no i wiadomo, że idzie to na wspólne wydatki i nie ma wyliczania ile kto dał.
    U nas jest jeden budżet, ja z racji większej ilości wolnego czasu robię przelewy, planuję wydatki. M wpłaca tam swoje środki, ja mam tam swoje. Mamy wspólną kasę tak naprawdę. I czasami wygląda to tak, że ja wkładam mniej albo w ogóle bo nie jestem z racji tego co robię utrzymać stałych wpływów, a czasami mojego wkładu jest więcej ale nikt się tu wzajemnie nie rozlicza. Także nie, że każdy sobie rzepkę skrobie - to wcale tak nie musi wyglądać.
    Oszczędzać też będziemy wspólnie, ale póki mamy kredyt to tak naprawdę nasze oszczędzanie ograniczać się będzie do nadpłacania kapitału w tymże kredycie - też wspólnie, na nasz wspólny przecież dom, który i tak budowaliśmy głównie z myślą o naszych, wspólnych rzecz jasna, dzieciach. :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Agatella: Przy podziale majątku mówisz, że na oszczędności w 90 % harowałaś ty (przypuśćmy) - wtedy dostaniesz je ty.

    Nie wiem, czy miałaś do czynienia z podziałem majątku, ale moje koleżanki, które się rozwodziły mówiły, że nie ma znaczenia, kto ile zarobił, majątek dzieli się po połowie.

    Pisząc o "swoich pieniądzach" miałam na myśli zakamuflowane, często ukryte przed mężem środki. Oczywiście, że zarobione pieniądze można nazwać swoimi, ale w małżeństwie są one wspólne.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    jaca_randa: Nie wiem, czy miałaś do czynienia z podziałem majątku

    Miałam.
    Choć oczywiście tamten przykład zakładał duże uproszczenie.
    jaca_randa: Pisząc o "swoich pieniądzach" miałam na myśli zakamuflowane, często ukryte przed mężem środki.

    No to to jest nieuczciwe jak by nie patrzeć..
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Wiesz, co innego, jak dogadujesz sie sama z mezem, co innego, jak sprawe rozstrzyga sad, a kazdy chce wyciagnac jak najwiecej (a tak jest czesto). Ktos wczesniej pisal tu, jakie sa zasady. Mozna nie wniesc do wspolnego budzetu absolutnie nic, ale jest to wspolny budzet i dzieli sie go po polowie. I dobrze, ze tak jest, bo w przeciwnym razie osoby zajmujace sie domem (najczesciej kobiety) zostawalyby po rozwodzie na zupelnym lodzie.

    Zgadzam sie, ze zatajanie oszczednosci jest nieuczciwe.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthormangaa
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    U nas dom jest zapisany na mnie akurat, bo M prowadzi bardziej wymagającą działalność. Od uregulowania tego po śmierci mamy testamenty. Nie zostałby na pewno na lodzie w razie gdyby coś się stało. Hmmmm, ale jak by to było przy rozwodzie to nie wiem nawet (wydaje m się, że rozstrzygające jest tu kto widnieje w KW, ale ręki sobie uciąć nie dam).
    I same widzicie, że nie podział w razie rozwodu jest tu celem, a o to by uniknąć konsekwencji sytuacji zawodowych, które akurat możemy przewidzieć.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    jaca_randa: co innego, jak dogadujesz sie sama z mezem, co innego, jak sprawe rozstrzyga sad, a kazdy chce wyciagnac jak najwiecej (a tak jest czesto). Ktos wczesniej pisal tu, jakie sa zasady. Mozna nie wniesc do wspolnego budzetu absolutnie nic, ale jest to wspolny budzet i dzieli sie go po polowie.

    Ja piszę o sądowym podziale majątku.
    Pierwsza z brzegu lekturka, bo wiem, że same moje słowa mogą być nie wiarygodne:
    http://prawo.rp.pl/artykul/401571.html
    Kwestia podziału majątku to baaaardzo skomplikowana sprawa i nie jest to podział pół na pół (zachodzi chyba tylko wtedy, jak żaden z małżonków się nie sprzeciwia)
    •  
      CommentAuthorjudka25
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Agatella zgadzam się, jest to możliwe, ale niezwykle rzadko takie sytuacje mają miejsce.
    Cytat z linka, który wkleiłaś:
    "Sądy nie są skłonne do ustalania nierównych udziałów w majątku dorobkowym. Jest to przecież wyjątek od zasady. Przy ocenie stopnia przyczynienia sąd musi uwzględniać także nakład osobistej pracy przy wychowywaniu dzieci i we wspólnym gospodarstwie domowym. Jeśli więc np. żona nie pracowała zawodowo albo jej zarobki były dużo niższe niż męża, ale wychowywała dzieci, zajmowała się domem, to sąd uzna, że ich udziały w majątku są takie same."

    Całe szczęście, że tak sądy do tego podchodzą, bo tak jak napisała wyżej jaca_randa wiele kobiet zostawałoby na lodzie.
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Judka, ale ja dałam to jako przykład sytuacji, gdy kobieta poza tym, że zajmuje się domem, to jeszcze zarabia dużo więcej od męża. Wtedy może żądać nierównego podziału majątku.
    •  
      CommentAuthorjaca_randa
    • CommentTimeMar 30th 2013
     permalink
    Agatella, ale dlaczego? Facet tez czlowiek i nie moze wyjsc poszkodowany, jesli nie ma orzeczenia o jego winie. Oczywiscie, do podzialu dolacza sie takze dzieci. Wiec jesli dzieci zastaja z matka, to moze otrzymac wiecej niz facet, ale to nie ma znaczenia, kto zarobil te pieniadze.
    -- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 30th 2013 zmieniony
     permalink
    Jaca, przypadków jest tyle co par, więc nie ma co rozmawiać o każdym poszczególnym przykładzie. Wiadomo, że to facet może być tym, który będzie potrzebował ochrony prawnej.
    Chciałam tylko pokazać wam, że warto się starać coś robić. Potem temat przeszedł na to, że wspólność to i tak pół - na - pół. A ja pokazałam, że nie jest to takie oczywiste.
    jaca_randa: jesli nie ma orzeczenia o jego winie

    pamiętaj, że cała dyskusja (w każdym razie ja tak to widzę) wyszła od przypadku, gdy to facet jest tym złym i zostawia kobietę z dziećmi.:wink:
    •  
      CommentAuthorterrka
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Hej, jestem zupełnie nowa na forum, więc pewnie nie powinnam od razu pisać w tym wątku, ale ponieważ jestem aktualnie słomianą wdową, a rodzina już pojechała...ciągle tłucze mi się coś po głowie.

    Co sądzicie o utrzymywaniu kontaktów z byłymi facetami? Jest w ogóle sens?
    •  
      CommentAuthoranaaaa
    • CommentTimeMar 31st 2013 zmieniony
     permalink
    Terrka zalezy od sytuacji..,ja juz swoje przezylam w zyciu i osobiscie uwazam ze utrzymywanie znajomosci na sile ..zaznaczam na sile nie ma sensu....przerabialam to nie raz..zostanmy przyjaciolmi td itd...nic z tego nie wychodzilo...ale to rozumiemy dopiero po czasie..kontakty utrzymuje z bylym mezem..i to dosc dobre ale to tylko dlatego ze kupe lat razem przezylismy i mamy wspolne dzieci..pozdrawiam
    •  
      CommentAuthorterrka
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Dziękuję anaaaa za opinię. Pewnie masz rację. Tylko mi trudno tak definitywnie skończyć jedną relację...
    To już się ciągnie siedem lat z przerwą. I gdzieś we mnie na pewno zostanie na zawsze. Rozstaliśmy się miesiąc przed ślubem. Chciałabym wiedzieć jak czują się jego rodzice, jego bratanica, którą pokochałam całym sercem. Życzę mu dobrze, mam nadzieję, że kiedyś ułoży sobie życie. Chciałabym mieć z nim koleżeńskie relacje, dojrzałam do tego, ale on chyba nie chce. Szkoda. A może nie. Chyba już nie będę próbować.
    Jeszcze raz dzięki!
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Terrka, a może ty za nim tęsknisz?:wink:
    •  
      CommentAuthorterrka
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Teraz to w sumie nie wiem dokładnie jaką jest osobą (na pewno trochę zgorzkniały się stał:/) ... więc nie wiem czy mogłabym za nim tęsknić.

    Na pewno nasze rozstanie zmieniło bardzo dużo w moim życiu i we mnie samej. Już kilkadziesiąt razy zrobiłam analizę dlaczego stało się jak się stało. Byłam wściekła, ale widzę teraz i swoją winę. Nie umiem go (tamtego jego, nie wiem czy tego, którym jest teraz) wyrzucić z głowy, wraca i wraca. Myślę, czy u niego wszystko w porządku.

    Może to trochę niefajne w stosunku od mojego męża, ale zanim się związałam z nim, wiedział o tym co przeszłam i że prawdopodobnie nigdy nie zapomnę tamtego faceta.
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Jeśli założyłaś rodzinę, masz męża i planujesz z nim wspólną przyszłość, to powinnaś wyrzucić byłego z pamięci, tym bardziej jeśli stanowi on powracający problem. Coś się kończy, coś się zaczyna, pewne drzwi należy za sobą zamknąć zanim się otworzy następne.

    To jest wyłącznie moja opinia w tej sprawie ale jeśli tak zrobisz, będzie Ci łatwiej. Trzymając się kurczowo przeszłości nie będziesz mogła swobodnie patrzeć w przyszłość.
    --
    •  
      CommentAuthorpatyk120
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Moim zdaniem nie wyrzucisz go z pamięci, bo to co z nim przeżyłaś nie było zwykłą miłostką i stało się ważną częścią ciebie, tego jaka teraz jesteś. Jedyne co możesz zrobić, to po prostu odganiać myśli o nim, bo wracanie do tego co było nie jest dobrym pomysłem.

    Na Twoim miejscu nie próbowałabym już nawiązywać z nim kontaktu.
    --
    •  
      CommentAuthorMrsHyde
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Terrka a bylabys szczesliwa gdyby Twoj maz ze swoja ex chcial utrzymywac tak bliskie kontakty?
    ja nie.
    •  
      CommentAuthorLexia
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Moim zdaniem to zwyczajnie nie w porządku względem obecnego męża. Co z tego, że wie, jaką miałaś przeszłość. Dam głowę, że jeśli mu na Tobie zależy, to na pewno fakt, że wracasz wciąż w myślach do byłego bardzo by go zabolał.
    Dobre pytanie zadała Ci MrsHyde- Tobie by takie kontakty męża nie przeszkadzały?
    Lepiej zakończyć ten rozdział. Mówisz, że kawał życia, że znajomości... Ale rozpamiętywaniem raczej sobie nie pomożesz, a jedynie zaognisz wspomnienia. Poza tym, skoro się rozstaliście, to trzymajcie się tego definitywnie, Ty już sobie ułożyłaś życie na nowo z nowym mężczyzną, więc daj szansę i byłemu, by mógł sobie wszystko poukładać.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeMar 31st 2013
     permalink
    Ja tylko dodam, że zbliżanie się do niego może być ryzykowne. Co jeśli zacznie ci na nim za bardzo zależeć? No chyba nie po to decydowałaś się na ślub z innym..
    •  
      CommentAuthorTomira
    • CommentTimeApr 1st 2013
     permalink
    @ Terrka Ja np. z byłymi nie utrzymywałam kontaktu. W naturalny sposób to następowało. Przestawałam ich kochać i wtedy już nie sprawiało mi przyjemności przebywanie z nimi. Nawet wydawało mi się to stratą czasu. Ostatni były chciał jeszcze próbować, zapraszał mnie do kawiarni, do restauracji. Dwa razy uległam, bo tak dzwonił i błagał. Niestety nic to nie dało. W mojej głowie i sercu nie było już dla niego miejsca. Zatem wg mnie utrzymywanie kontaktów z byłymi (jeśli nie ma wspólnych dzieci) nie ma najmniejszego sensu. Dla mnie takie spotkania są "dziwne". Nie piszemy też do siebie życzeń świątecznych, nie dzwonimy itd. Myślę, że jeśli tego ostatniego spotkam kiedyś na ulicy, to odpowiem mu "cześć" - jeśli mnie jeszcze pozna oczywiście :) Poza tym utrzymywanie "przyjaźni" z eks, może bardzo szybko stać się powodem do rozpadu obecnego związku. Ja bym nie ryzykowała, ale jestem pewna, że kocham tego, z którym jestem obecnie. Pozdrawiam i życzę pięknej miłości "we dwoje".
    -- Gniewuś 10.08.2015
    •  
      CommentAuthorterrka
    • CommentTimeApr 1st 2013
     permalink
    Dziękuję Wam za opinie :)
    • CommentAuthorkarola95
    • CommentTimeApr 1st 2013 zmieniony
     permalink
    2 miesiące temu rozstałam się z chłopakiem z powodu że podobno nie dotrzymywałam obietnic . Teraz chciałam się z nim pogodzić ale powiedział że nie chce na dodatek kłamał że ma dziewczynę co okazało się nie prawdą dzisiaj napisał mi ze jestem nienormalna i przeze mnie jest w szpitalu ja go kocham i czuję że on mnie nadal też i że mu na mnie zależy a to wszytsko o mnie mówi specjalnie i nie ma odwagi przyznać się do swoich uczuć nie wiem co robić walczyć o niego czy czekać na jego znak ?
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeApr 1st 2013
     permalink
    Jeśli mu zależy to sam przyjdzie. :wink: Wtedy będziesz wiedzieć.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeApr 1st 2013
     permalink
    karola95: dzisiaj napisał mi ze jestem nienormalna i przeze mnie jest w szpitalu


    Wybacz za dosłowność, ale po takim tekście to bym ani nie walczyła ani nie czekała ;)
    --
  1.  permalink
    Witam wszystkich, szukałam pomocy u przyjaciółek, u samej siebie jednak nic nie pomogło więc pozostał internet. Jestem w totalnej rozsypce. ponad 3 miesiące temu poznałam na imprezie u kuzyna pewnego chłopaka, spędziliśmy razem całą imprezę, tańczyliśmy, rozmawialiśmy super się bawiliśmy i na tym się skonczylo, natomiast na kolejnej-sylwester było już coś wiecej, powiem krótko zaiskrzyło cos spotykaliśmy się przez tydzien, wiecie ciągłe smsy, rozmowy itp aż nagle nadszedł ten dzień, musiał wyjechać na studia... jednak niestety ze studiów nici-zawalił i znalazł sobie jakąś porządną robotę. Dodam, że dzieli nas 500km. z początku nadal było super,smsy,godzinne rozmowy. przez ten caly czas bylam przekonana, ze uda nam sie zobaczyc na swieta jednak okazalo się że nic z tego :( nie przybył do rodzinnego miasta gdyż święta spedza co roku z rodzią w miescie 40minut drogi ode mnie i nie przyjechał bo musiał wracac bo czeka na niego praca... jestem w totalnym dołku bo nagle nasz kontakt się urwał, jestem mega rozczarowana nie mam ochoty do życia :( co o tym myślicie? to wszystko jest tak w skrócie jakby co to mogę rozwinąć:( pomóżcie...


    rozczarowana
    •  
      CommentAuthorkatka_81
    • CommentTimeApr 2nd 2013
     permalink
    mówią, by nie tracić czasu dla kogoś, kto nie ma go dla Ciebie... A On jest facetem i gdyby mu zależało, mógłby wykazać trochę inicjatywy...
    --
    •  
      CommentAuthorkatka_81
    • CommentTimeApr 2nd 2013
     permalink
    smutna, odpisuj normalnie w dolnym oknie, nie szeptaj - no chyba, ze chcesz :)
    Mnie też to dziwi... ja kiedyś byłam w podobnym związku - jeździliśmy do siebie 500km - na jeden weekend on, na drugi ja... To się nazywa poświęcenie :)

    Treść doklejona: 02.04.13 20:32
    daj sobie z Nim spokój albo przynajmniej wyluzuj, nie pisz, nie odzywaj się - może jak poczuje, ze Cię traci, to oprzytomnieje...?
    --
  2.  permalink
    ups przepraszam za szeptanie, nowa tu jestem. tak tak, ja nie piszę do niego, to nie w moim stylu zasypywanie wiadomościami :) nigdy nie dałam mu wyczuć tego ze oczekuję wiadomosci itp. teraz np rowny tydzien nie rozmawiamy, skonczylo sie na tym, że napisał, że się nie widzimy ponieważ nie ma czasu by zjechac do rodzinnego domu :( to jest taki specyficzny typ faceta, to mnie w nim zaintrygowało, taki ułożony dość i w ogóle nie ugania się za dziewczynami jak niektórzy. jego przyjaciele mowili mi, że widać było od razu, że przypasowaliśmy sobie ...

    Treść doklejona: 02.04.13 20:37
    najgorsze to takie rozczarowanie, że od tygodni planowalam jak bedzie super na te swieta wielkanocne gdy się w koncu zobaczymy a tu masz babo placek... wszystko inaczej :( wyczuwam wlasnie ze kontakt się urwał, na razie nie mogę sobie z tym poradzić, rozmyslam co zrobilam/powiedzialam nie tak gdyz zapowiadalo się tak super i dodam ze ostatni az widzielismy się rowne 3 miesiace temu
    •  
      CommentAuthorkatka_81
    • CommentTimeApr 2nd 2013
     permalink
    smutna, no nie pozostaje Ci nic innego, jak poczekać. Może ktoś inny poradzi coś sensowniejszego ale myślę, ze nie ma co kombinować. Ja teraz zmykam spać, bo mnie moje dziecko wykończyło :) A Ty odpoczywaj i nie myśl... choć wiem, jak ciężko :) Do jutra :)
    --
  3.  permalink
    dziękuję ci bardzo na prawde za pomoc :) ucałuj córeczkę ode mnie ;) do jutra :)
    •  
      CommentAuthorMalisiek
    • CommentTimeApr 2nd 2013
     permalink
    Myślę, że gdyby rzeczywiście coś między Wami było, to ten chłopak poruszyłby niebo i ziemie, jak to się mówi, żeby się z Tobą spotkać. Mnie i mojego chłopaka(teraz już męża:>) dzieliło ponad 500km i jeździł do mnie co tydzień. W piątek w nocy, po całym dniu pracy wsiadał w autokar i jechał kilka godzin, żeby być u mnie w sobote rano, po czym wyjeżdzał w niedziele wieczorem, a rano w poniedziałek szedł do pracy. Jeździł tak kilka miesięcy, po czym się oświadczył i przeprowadził do mnie do miasta. Miłość, po prostu:rainbow:
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.