Pytanie: Czy Pana zdaniem antykoncepcja sztuczna ma przewagę nad naturalną?
dr Grzegorz Południewski: Antykoncepcja to są sposoby unikania niechcianej ciąży. Droga do tego efektu może być realizowana na kilka sposobów. Wykorzystanie okresowej niepłodności w cyklu fizjologicznym jest sposobem równie dobrym jak każdy inny. Pytanie tylko o skuteczność? Sposoby naturalne muszą opierać się o bardzo precyzyjne wyznaczenie momentu owulacji. To powoduje, że trzeba dokładnie obserwować swój cykl, znać objawy jajeczkowania i pogodzić się z całkowitą abstynencją w okresie potencjalnie płodnym. Skuteczniejszy, z punktu widzenia antykoncepcji, jest ten okres niepłodny, który pojawia się w drugiej połowie cyklu (po owulacji). Co do pierwszego, trzeba powiedzieć, że jest to niestabilny i wykorzystany do celów antykoncepcyjnych często zawodzi. Tych wszystkich trudności i niespodzianek pozbawione są metody opracowane przez lekarzy i taką najbliższą ideałowi jest pigułka. Bo idealna koncepcja według WHO to metody 100% skuteczne, 100% odwracalne, 100% akceptowane kulturowo i łatwe w użyciu. Do nich szybciej zaliczymy pigułkę, wkładkę wewnątrzmaciczną, czy prezerwatywy, niż metody naturalne.
Jeśli częste zawodzenie to 0,9-0,2 wśród 100 kobiet na rok, to nie wiem, czego on się spodziewa od reszty środków... Nie może odpuścić tej pogoni za precyzyjnym wyznaczaniem momentu owulacji, jak w USG. Zapomniał wspomnieć, że wg WHO idealna anty powinna być również 100% nieszkodliwa dla zdrowia. ;-)
Amazonka mnie wywolala, wiec opowiem, co wiem. A wiem niewiele. Przy pierwszej ciazy, pani ginekolog po jej stwierdzeniu powiedziala: "a teraz zastanowmy sie, co z nia zrobimy ..." Bylam zszokowana, jeszcze wtedy naiwna itp.
A tak ogolnie: we Francji wszystkie dzieci maja byc planowane, kochane i odpowiednio uposazone matzerialnie na przyszlosc.
Dostep do aborcji jest prosty, jak w podanym przez Ciebie linku, nawet szkolna pielegniarka ma u siebie w szufladce tabletki "po".
Ostatnio przeczytalam bardzo mily artykul, ze coraz mniej lekarzy dokonuje aborcji, zaslaniaja sie klauzula sumienia. W zwiazku z tym, kolejki sie wydluzaja i wiele pacjentek nie zdaza usunac dziecka w dozwolonym terminie, do 12 tygodni. Mnostwo Francuzek wyjezdza wiec w tym celu do Hiszpanii, tudziez do Anglii. Podnosza sie wiec glosy, by, po pierwsze, wydluzyc termin legalnej aborcji, a po drugie, wyszkolic np. polozne do jej wykonywania. Niech przybedzie rak do pracy...
Co do usuwania dzieci z wadami- niestety, slysze wokol glosy, ze jest to dosc powszechne zjawisko, ze malo kto odwaza sie urodzic chore dziecko (przepraszam za slowo "odwazyc"). Co mnie osobiscie frapuje to to, ze dla wielu kobiet jest to naturalna kolej rzeczy, ze chore dziecko nie ma prawa do zycia i ze zabija sie je z milosci do niego Mysle, ze po prostu wmawia sie tym kobietom, ze nie ma innej mozliwosci jak pozbycie sie chorego dziecka.
Nibriana, ale nigdy nie było inaczej. Przecież nie jesteśmy z tego świata. To coś oznacza bardzo konkretnego. To nie są tylko słowa. Świat wybiera śmierć, bo odcina się od źródła życia. Nie widzi, że Życie jest i do tego jest osobowe. Modlitwa to podstawa. Ale możemy jeszcze więcej. Zgodnie ze słowami św. Augystyna: "Módl się tak jakby wszystko zależało od Boga, czyń tak, jakby wszystko zależało od Ciebie".
W pierwszej chwili też mnie zdziwiła wzmianka o usuwaniu planowanych dzieci.Jak widać, samo planowanie to za mało, aby pozwolić na dalszy rozwój ciąży.
To znaczy, że planowanie jeszcze nie świadczy o miłości do dziecka. Czyli jest to planowanie z założeniem, ze prawo do miłości i życia ma tylko dziecko, które nie tylko zaplanujemy, ale i zaakceptujemy, jeśli spełni nasze oczekiwanie. Ile razy nie spełniłam w życiu oczekiwań moich rodziców.....
A slyszalyscie o fanatycznym planowaniu plci? Ja kiedys czytalam, ze dostepne sa metody specjalnej selekcji plemnikow zeby byl chlopic lub dziewczynka. I to kosztuje jakies tam dziesiatki tysiecy dolarow (cholerka zebym mogla ten artykul znalezc!) Dla mnie to to samo podejscie. Ktos bardzo pragnie dziecka pod warunkiem, ze to chlopiec/dziewczynka do tego stopnia, ze zdrowi rodzice potrafia sie posunac do inseminacji lub in-vitro zeby osiagnac swoj cel to to jest dopiero niespelnianie oczekiwan rodzicow. I to sie nazywa byc niechcianym bo jakby sie bylo nie tej plci to... Nielegalne aborcje dziewczynek w Indiach to podobny choc troche inny problem. Tutaj decyduja kwestie jakiejs chorej kultury i braku pieniedzy a powyzej chyba ich nadmiaru...
Ehhh... cofamy się do starożytności to tak jak w Sparcie... dziecko staje sie dzieckiem dopiero wtedy gdy ojciec weźmie je po urodzeniu na ręce... czyli uzna je za swoje, jak mu się z jakiś względów nie podoba (za małe/za duże/za chude/chore/zbyt niebieskie oczy/krzywy nos/jest dziewczynką) jeśli tego nie zrobi, niemowlę umiera na górze Taigetos... Niewiele się zmieniło przez tysiąclecia... chyba tylko sposób eliminacji... (uczę sie właśnie do egzaminu z historii wychowania...)
ja słyszałam o aborcjach dziewczynek ale w Chinach... a tak swoją drogą żyjemy w takim świecie, a tk często szłyszę że feminizm jest niepotrzebny... eh! tragedia
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Ale jaki feminizm S_biela? Ten, który za największe prawo kobiety uznaje prawo do zamordowania swojego dziecka przed urodzeniem na pewno jest nie potrzebny.
A w Indiach chodzi o to, że dziewczynka musi mieć posag aby wyjść za mąż. Dlatego biedni rodzice "eliminują" dziewczynki jeszcze przed urodzeniem, bo nie mają na posag, a za to liczą, że chłopcy wspomogą ich na starość mi.in. posagiem żony. Zresztą to świat tak różny od naszego, że dla nas kompletnie nie pojęty. Tam życie ludzkie ma na prawdę bardzo małą wartość.
chodzi mo o równe prawo dziewczynek do życia. Feminizm staje się jakąś bzdurą bez humanizmu i to od niego powinien wychodzić... dlatego prawo kobiety do szcześcia/samorealizacji nie moze stać nad prawem do życia dziecka...
-- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
Popularność selektywnej aborcji w Indiach i Chinach już daje owoce. Rodzi się za mało dziewczynek i ci wyczekani i urodzeni po trupach sióstr chłopcy i mężczyźni nie mają się z kim żenić. Dysproporcja robi się coraz bardziej odczuwalna.
Konwalijka, o tym zestawie do planowania rozmawialiśmy w wątku o planowaniu płci.
Mnie tez to czasem zalamuje. Ale trzeba chyba zmieniac swiat powoli, zaczynajac od siebie i wlasnego podworka. Wczoraj pilnowalam dzieciaczka kolezanki, ktory mogl sie nie urodzic, bo jego mama sie wahala czy zatrzymac ciaze czy nie. Jego rodzice wyszli, ja spojrzalam na tego malego 7-miesiecznego rozesmianego babelka i powiedzialam mu "Ciesze sie, ze istniejesz!!!" I jest wiele takich dzieci...
Wczoraj miałam łzy w oczach jak czytałam artykuł z pierwszej strony Dziennika - o tym jak to rodzice decyduja, co się dzieje z zarodkami powstałymi do in vitro. Z dwudziestu kilku klinik, do których dotarli, tylko w jednej nie pozwolono by na zniszczenie zarodków...
Pomysł refundowania metody in vitro wywołał gorące emocje. Sprawdziliśmy, jak to jest w praktyce. I nie ma wątpliwości: w wielu klinikach ludzkie zarodki pozostałe po zabiegach in vitro są po prostu wyrzucane na smietnik, sprzedawane lub zabierane przez rodziców do domów. W Polsce z zarodkiem można zrobić wszystko. - Jeśli Państwo sobie życzę, możemy skremować wasze zarodki - usłyszelismy w jednej z klinik leczenia niepłodności w Wielkopolsce. klinik prywatnych wykonujących zabiegi in vitro jest w Polsce 42. Zadzwonilismy do połowy z nich. W co czwartej poinformowano nas o mozliwości zniszczenia embrionów. Poszliśmy tym tropem. Dwójka reporterów podawała się za małżeństwo dotknięte niepłodnością. W pierwszej wytypowanej klinice usłyszeliśmy:- Możecie je państwo sprzedać - mówił o zarodkach lekarz, u którego zamówiliśmy konsultację. W innym miejscu było tak samo. - Jeżeli pani nie będzie chciała tych zarodków, to ja je od razu wyrzucę - usłyszeliśmy od lekarki z kliniki na południu kraju. Kierownik gabinetu na Śląsku rozłożył ręce. - Zarodki są wasze. Możecie z nimi zrobić, co chcecie, także zniszczyć. W jednej z klinik na Wybrzeżu, gdzie za przechowywanie zamrożonych embrionów trzeba płacić, zapytalismy, co zrobić, jeśli nie będziemy chcieli wydawać pieniędzy? I znowu pada odpowiedź: Zarodki zostaną zniszczone - Trzeba tylko to zgłosić do pracownika laboratorium, który opiekuje się hodowlą. podobnie jest w jeszcze jednej klinice na śląsku. - Albo zgadzają się państwo na przekazanie embrionów na rzecz kliniki, albo na ich rozmrożenie, co wiąże się z ich zginięciem. - wyjasnia pracownica laboratorium. W warszawskiej klinice Invi-Med nie ma mozliwości zniszczenia zarodków, ale jak mówi jej rzecznik prasowy Marzena Smolińska, prawo jest jasne: - Zarodki należą do rodziców i mogą oni zrobić z nimi, co chcą, w tym zabrać do domu w specjalnym termosie. Ale zdarzają się wyjątki. W jednej z klinik w Małopolsce odmówiono nam wydania embrionów w celu zniszczenia, a położna nazwała je ciepło "mrożaczkami". W innej usłyszelismy: - Jak pan w ogóle może o to pytać? Przecież to są małe dzieci. My tu dajemy życie! W polskich klinikach praktyka postępowania z ludzkimi zarodkami zależy więc wyłącznie od etyki personelu. - Kliniki in vitro leczą bez licencji, bez nadzoru, bez raportów. Nie ma wiedzy, jak się postępuje z zarodkami. - powitwierdza jeden z największych specjalistów od sztucznego zapłodnienia w Polsce prof. Marian Szamatowicz. Czy jednak niedoskonałość prawa wszystko tłumaczy? Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Ewa Gwiazdowicz mówi, że minister nie może oceniać, czy standardy postępowania z zarodkami są właściwe, bo nie ma żadnych regulacji prawnych. jednak w kodeksie karnym istnieje art 157a, który przewiduje do dwóch lat więzenia za uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu. Tyle, że prawnicy sperają się, czy ma on zastosowanie tylko do dziecka w łonie matki, czy też do ludzkiego zarodka. Prof. Andrzej Zoll twierdzi, że odnosi się do obu przypadków. Ale już prof. Marek Safjan jest przeciwnego zdania. Prof. Szamatowicz nie ma wątpliwości. Problem można rozwiązać tylko w jeden sposób:- Bardzo bym chciał, żeby politycy przestali w końcu gadać i uchwalili przepisy regulujące kwestię in vitro - mówi profesor, który dokonał pierwszego w Polsce zapłodnienia metodą in vitro. I z naciskiem dodaje: - Uważam, że świadome niszczenia żywych ludzkich zarodków powinno być karane. źródło: Dziennik, 4.03.08 Jak będę miała więcej czasu to wrzucę jeszcze artykuł ze środka gazety, ten jest z pierwszej strony.
Invicta to znana klinika niepłodności, zatem na sprawach dotyczących płodności powinni się znać.
To chyba teoria, bo nawet tacy specjaliści podają kalkulator dni płodnych, a poniżej opisują "najnowsze" osiągnięcia w metodach naturalnych, czyli: a) kalendarzyk, b) termiczną, c) Billingsów.
Objawowo-termiczna nie istnieje.
Specjaliści wyjaśniają, że w metodzie termicznej: Dokonujemy codziennego pomiaru porannej podstawowej ciepłoty ciała, dzięki czemu możemy zaobserwować w pewnym momencie istotny wzrost temperatury (min. o 0,4-0,5 °C). Następuje on w chwili pojawienia się jajeczkowania, czyli owulacji (jajeczkowanie to podstawowa, powtarzająca się cyklicznie czynność jajnika polegająca na wydaleniu dojrzałego jaja z pękniętego pęcherzyka jajnikowego).
Po zabiegu in vitro pozostaje kilka nadliczbowych zarodków. Co się z nimi dalej dzieje? Odpowiedź nasuwa się sama - spoczywają zamrożone w ciekłym azocie. Jednak fakty są inne. - Albo zgadzają się państwo na przekazanie embrionów na rzecz kliniki, albo na ich rozmrożenie, co wiąże się z ich zginieciem - mówi młodej parze pracownica laboratorium w klinice na Śląsku. To istotny moment rozmowy o zabiegu in vitro. Potrzebna jest decyzja. Bo trzeba będzie podpisać roczną umowę na zamrożenie zarodków. Koszt? 680 zł. A każdy kolejny rok - 350 zł. Pracownica laboratorium nie wiedziała, że rozmawia z reporterami, którzy wcielili się w rolę dotkniętego niepłodnością małżeństwa. W ten sposób postanowiliśmy sprawdzić, co dzieje się z embrionami po zabiegu in vitro. Da się wszystko Umawiamy się na wizytę lekarską w czterech klinikach. Pierwsza od dziesięciu lat działa na Śląsku. Mieści się na parterze zwykłego bloku. Na ścianach fotografie i dedykacje. Wśród nich przynajmniej kilkanaście bliźniaków i trojaczków. Obok zdjęć wiszą wycinki z lokalnych i ogólnopolskich gazet. Klinika jest partnerem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, ma europejskie certyfikaty jakości. W poczekalni wszystkie miejsca zajęte. Trafiamy na samego szefa. Mówimy, że mąż za sześć miesięcy musi wyjechać na placówkę zagranicę. Jedzie do kraju, gdzie nie ma in vitro. Czy mozna załatwić to tak szybko? - Wszystko się da. Tym bardziej, że macie swoje badania - mówi doktor i robi szybki wywiad. Pięc minut i jesteśmy przy zarodkach. - My ich nie chcemy. Czy można je skremować? - No wie pan... Może i można, w sumie to takie nie... - urywa myśl i marszczy czoło. - Ale nie ma obowiązku, by je mrozić? - Nie, możecie zrobić z nimi co chcecie. Wy jesteście właścicielami. My się dostosujemy. Można je rozmrozić i one się wtedy nie nadają. - Ale jeśli ich w ogole nie chcemy? - To je wam oddamy i zrobicie jak chcecie - mówi z wyraźną ulgą. Wychodząc , mijAmy jeszcze jeden oprawiony w ramkę certyfikat jakości. Wydała go instytucja dbająca o jakość mrożarek. Jego data wygasła nieco ponad rok temu. jedziemy do następnej kliniki na południu Polski. Jest położona w samym centrum średniej wielkości miasta. Prowadzi ją malżeństwo lekarzy, którzy podobny gabinet mają ponoć w Niemczech. Na wizytę czekamy tylko chwilę. Jest sterylnie czysto. To się odbywa w gabinecie Juz przed wejściem do oszklonej poczekalni musimy założyc jednorazowe ochraniacze na buty. Wśród ściennych rekomendacji widnieją tłumaczenia zaświadczeń o ukończonych kursach z in vitro aprobowanych przez niemieckie izby lekarskie. Również statystyki skuteczności zabiegów pochodzą zza zachodniej granicy. Wszędzie zdjęcia niemowląt. Rozmowa z panią doktor przypomina rodzinne spotkanie przy kawie. Lekarka patrzy na nas zza grubych okularów i rzeczowo wypytuje nawet o to, jak się poznaliśmy i jakie skończyliśmy studia. Wielokrotnie zapewnia, że mamy "bardzo dobre szanse" na zajście w ciążę. To ona stawia pytania: Kiedy mieliście seks? Czy chodzi pan do sauny? To nie wie pan, że to źle robi na plemniki? Jakie kliniki odwiedziliście wcześniej? Pytania o zarodki nie pozostawiają wątpliwości: - Jeżeli pani nie będzie chciała tych zarodków, to ja je od razu wyrzucę - zapewnia lekarka, choć zastrzega, że lepiej jednak zapłacić za turnusy w zamrażarce, bo czasem do decyzji o kolejnym dziecku dojrzewa się kilka lat. Dopytujemy, jak dokładnie mozna zniszczyć zarodki. - To się wszystko załatwia. Zrobimy tak, jak chcecie. Sama nie będę płacić, żeby je przetrzymywać - mówi. Zapewnia, że jeśli będzie taka potrzeba i "nasze" plemniki nie będą się nadawać, to mogą znaleźć się inne. Umawiamy się na kolejna wizytę i kompleksowe badania. - A... ten bank spermy. Musi zajmować dużo miejsca. To jest gdzieś tutaj? - pytamy jeszcze w recepcji. - W pokoiku obok. To nie jest duże. Taki baniaczek, jak bańka po mleku - mówi recepcjonistka. - A te zarodki i jajeczka też tam są? = dopytujemy. - Tak, tu jest wszystko. - A krematorium? Też jest takie małe? - A... - na twarzy recepcjonistki pojawia się zmieszanie. - A to już ja nie wiem. Ja tam się nie interesuję. Nie musze wiedzieć więcej niż mi trzeba. Takie rzeczy to, wiecie państwo, odbywają się w gabinecie lekarza.
Sprzedać też można warszawa. Podjeżdżamy pod niewielki budynek. Jesst monitorowany przez kamery, za blatem w recepcji stARSZA kobieta wyglądająca na pielęgniarkę. Sama o sobie mówi, że jest już nie tylko babcią dzieci swoich dzieci, ale i dziesiątek dzieci urodzonych "dzięki panu doktorowi". Mowa o założycielu kliniki, który jednocześnie jest ginekologiem. Poczekalnia utrzymana w pastelowych kolorach, w tle muzyka. Na wizytę czeka kilka par. Objęci, z niepokojem wymalowanym na twarzach. Mielismy sporo szczęścia, że umówiona nas na wizytę. Terminy są odległe. Dokładnie przygotowalismy się do rozmowy: od dwóch lat bezskutecznie staramy się o dziecko, choroba męża jest zdiagnozowana i nieuleczalna. To nieruchliwość plemników. - Widzę tylko jedno rozwiązanie: in vitro - komentuje lekarz. Dopytujemy o szczegóły. A na koniec najwazniejsze. Co mamy zrobić z niewykorzystanymi zarodkami? - Oddać potrzebującym - odpowiada z blyskiem w oku doktor. A sprzedać można? - Można - odpowiada lekarz. Jakie są ceny rynkowe zarodków? - Nigdy się tym nie interesowałem. Zajmuje się tym inna klinika. Dopytujemy jeszcze, czy można zniszczyć zarodki. - My tego nie robimy. My tylko zamrażamy - odpowiada lekarz i tłumaczy, że to przecież nieetyczne i zabronione. My tu dajemy życie Wracamy na Śląsk, żeby sprawdzić jak może wyglądać handel zarodkami. Naprzeciwko centrum handlowego stary budynek. Tutaj mieści się następna klnika leczenia niepłodności. W poczekalni tłumy, mimo, że zjawiamy się późnym wieczorem. Prosimy o wizytę, oferujemy, że zapłacimy podwójnie. Nie ma szans. Zapisy dopiero na marzec. Tłumaczymy, że przyjechaliśmy tylko po to, żeby zadać kilka pytań o in vitro. Że nie chcemy się badać. Wtedy zaprasza nas do siebie drugi tutejszy biolog. wypytujemy o skuteczność kliniki, szczegóły zabiegu. W końcu mówimy wprost: chcemy zniszczenia zarodków. - Jak to? Zniszczyć? - mówi wyraźnie poruszona. - Porusza to panią? - pytamy. - Ja oglądam pod mikroskopem, jak te komórki się dzielą. To niesamowite. Czasem wyglądają na bardzo słabe, a potem powstają z nich dzieci. To wszystko się rusza, tam pod mikroskopem. Gdybyście to zobaczyli, na pewno byście tak nie mówili - mówi z pasją. Nie może uwierzyć, kiedy mówimy jej, że przez istatnie kilka dni odwiedziliśmy kliniki, gdzie proponowano nam zniszczenie, sprzedaż albo wyniesienie zarodków w termosie. - Gdzie? To niemozliwe - kręci głową. - W ubiegłym roku urodziło się nam 250 dzieci. My tu dajemy życie... Ale dla niektórych leczenie niepłodności to jest tylko żyła złota - mówi. Zjawia się lekarz. Spieszy się, ale pani biolog go zatrzymuje. - Państwo pytają o zniszczenie zarodków. Twierdzą, że proponowano im to w innych klinikach - mówi zbulwersowana. - U nas nie ma o tym mowy - ucina doktor. - A jeśli nie zaplacimy za przetrzymywanie zamrożonych zarodków? - To i tak będziemy je trzymać. Mamy ich mnóstwo - wzrusza ramionami i wchodzi do gabinetu. Dziennik, 4.03.08
Jedna z rad z motywem samoobserwacji jest wyjątkowo przewrotna:
3. Wpasuj się w jej cykl miesiączkowy
Aby seks był udany, warto poznać cykl miesiączkowy swojej partnerki. Największą ochotę na seks będzie miała 12-14 dni od pierwszego dnia okresu. Wtedy również jest największa szansa na spłodzenie dziecka. Kobiety zamieniają się w tych dniach w prawdziwe erotomanki. To idealny czas dla faceta, który jest spragniony wrażeń.
Kwiatki z Poradnika Domowego. Oba sprzeczne ze sobą teksty ukazały się w 2006 r, w odstępie miesiąca. 1) 12 pytań o miesiączkę Konsultacja: dr Krzysztof Dynowski, ginekolog (...) Pytanie 4. W jakich przypadkach można zajść w ciążę, współżyjąc podczas okresu?
Może to się zdarzyć kobietom z cyklem krótszym niż 20 dni. Wtedy uwolnienie komórki jajowej następuje w ostatnich dniach miesiączki. Poza tym jest to możliwe wówczas, gdy stosunkowi płciowemu towarzyszą niezwykle silne emocje, np. bardzo silne podniecenie seksualne albo gwałt.
===================================== 2) Pytanie czytelniczki: Mam 19 lat. Często w gronie koleżanek rozmawiamy o chłopakach, o miłości i o seksie. Dziewczyny mówią, że przy pierwszym w życiu stosunku nie można zajść w ciążę. Czy to prawda?
Odpowiada ekspert Ewa Żeromska 2006-07-12 Nieprawda!!! W czasie każdego pełnego stosunku może dojść do zapłodnienia (tzn. połączenia plemnika z dojrzałą komórką jajową). Najbardziej sprzyjającym momentem do zapłodnienia jest środek cyklu miesiączkowego, co nie oznacza, że nie może do niego dojść w innych dniach cyklu. Nie ma znaczenia, czy jest to pierwszy stosunek w życiu, czy któryś kolejny. Na temat płodności kobiet istnieje wiele przesądów szczególnie wśród młodych dziewcząt, np. mówi się, że jeśli stosunek nie został zakończony orgazmem, wówczas nie można zajść w ciążę. To również nieprawda. Psychiczne i emocjonalne przeżycia kobiety praktycznie nie mają związku z jej płodnością.
Amazonka: Największą ochotę na seks będzie miała 12-14 dni od pierwszego dnia okresu. Wtedy również jest największa szansa na spłodzenie dziecka. Kobiety zamieniają się w tych dniach w prawdziwe erotomanki.
A ja czytałam, że dzieje się wręcz odwrotnie. Niestety, koleżanka pożyczyła książkę już z 5-6 lat temu i nie oddała, ale było tam ciekawe uzasadnienie tego, dlaczego w okresie płodnym kobietom "się nie chce". Z tego, co pamiętam, autor odwoływał się do tego, że ciąża nie jest dla organizmu kobiety stanem pożądanym, że organizm uważa, że ciąża stanowi niebezpieczeństwo dla kobiety i w związku z tym w czasie płodnym libido spada. Jak na mój gust, to pewnie wszystko zależy od kobiety. Jednej się będzie chciało bardziej innej mniej.
Z innej beczki. Wywiad z użytkowniczką Pearly (mini wersja LadyComp) na stronie ladycomp.pl, najciekawszy fragment: _LC-BC: No a metody naturalne? E: Metody naturalne? Pan wybaczy, przypominam, że mamy XXI wiek! Mam sobie termometr wsadzać niewiadomo gdzie a potem robić wykres, albo sprawdzać rozciągliwość śluzu… hihi… nawet nie wiem na czym te metody polegają ale jedno jest pewne, nie mam na to całe myślenie czasu, a poza tym zawodność tych metod jest niemal sławna!
LC-BC: Ale zdaje sobie Pani sprawę z tego, że Pearly to przecież właśnie metoda termiczna? E: No oczywiście, ale charakteryzuje się tym, że nie wykorzystuje czynnika ludzkiego. No przecież ja Panu tego wyjaśniać nie muszę! Budzik mnie budzi, mierzę temperaturę w ustach, spoglądam kiedy trzeba na wyświetlacz i wiem, czy jestem płodna czy nie jestem i co z tego wynika. To wszystko, reszta mnie nie interesuje. Nie chcę o tym myśleć, robić wykresów ani nic. Proste jak przyjmowanie tabletek antykoncepcyjnych._
Laska mówi, ze zawodność met naturalnych jest sławna, a sama stosuje metodę temperaturową w czystej postaci, czyli jakby nie patrzec bardziej zawodną od objawowo-termicznej. Pewnie takie urządzonko ma jakiś margines pewności, czyli jeszcze bardziej zaostrzoną regułę… to ile dni w cyklu ma ta dziewczyna na współżycie? 2 dni? :D
Cytat z ulotki Regulonu: Stosowanie preparatu Regulon po raz pierwszy: Pierwszą tabletkę należy przyjąć pierwszego dnia cyklu lub, jeśli miesiączka już się rozpoczęła, piątego dnia cyklu, bez względu na to, czy krwawienie ustąpiło, czy nie. (Dzień wystąpienia krwawienia miesiączkowego jest pierwszym dniem cyklu.) Jeśli tabletka została przyjęta piątego dnia, należy zastosować dodatkowe, inne niż naturalne metody antykoncepcji.
Miałam ostatnio wizyty mojej kuzynki (położnej z wykształcenia) w 18 tygodniu ciąży i przy okazji takich odwiedzin dowiaduje sie paru perełek:
1. Metoda kalendarzykowa i npr to jedno i to samo i polega na mierzeniu przez rok temperatur, potem z potem patrzymy na najdłuższy i najkrótszy cykl i z tego wyznaczamy dni płodne w nadchodzącym cyklu.
2. Do zapłodnienia może dojasc w kazdym dniu cyklu, bo ona np zaszła 3 dni przed miesiączką jak i jej kolezanki, i że każdy ginekolog mi to potwierdzi. Osoba ta ma cykle 28-40 dniowe, na co sie rok wczesniej skarżyła.
3. Jajeczkowanie odbyło się jesli temperatura wynosi 37 stopni...
Mówiłaś jej o takim łatwo dostępnym tworze jak 28dni? I o tym, że jest tam sporo odkładających, także początkujących?
Wypowiedź z 17-02-2008 o 11:23: (...) Po roku stosowania przez 100 kobiet 4-27 zachodzi w ciążę wg WHO: http://www.who.int/reproductive-health/publications/spr/spr_effectiveness_method.html ///na 100 stosujących samoobserwacje 39-54 zachodzi w nieplanowaną ciąże-cała reszta,to kobiety które maja problemy ze swoją płodnością,lub ich partnerzy,ale nie zdają sobie z tego sprawy lub nie chcą sobie tego w jasny racjonalny sposób uswiadomić///położna dyplomowana///
Brrr, co za ciemnogród! Jak czytam albo słucham takie rzeczy, to aż mi ciarki latają po plecach. Pewnie dlatego, że sama kiedyś ślepo wierzyłam w takie brednie. Ale jestem dowodem na to, że jak ktoś chce, to zawsze znajdzie rzetelną wiedzę na temat NPR.
pokazywałam, bo jej chciałam najpierw udowodnić ze da się przez rok obserwować siebie, ale ona i tak ma klapki na oczach i uważa sie za najmądrzejszą...
Och to irytujące. Czuję się jakbym żyła w jakimś matrixie! Gin mnie prekonuje, żę "narualna antykoncepcja" (co w istocie nie istnieje ) jest nieskuteczna - 50%. Ale nie będę go swoim przykładem przekonwyać. Szkoda czasu. Powiedziałby, zę to pewnie moje PCO. Och kochane. Jak to możliwe, że ginekolodzy nie znają się na natrualnych metodach? Tak silne jest lobby koncernów pigułek czy lekarze tak bardzo nienawidzą kościoła? Bo mój twiedzi, że tylko "niektóe środowiska" lansują npr. Twierdzi, żę księdza chcą by się rodziły dzieci, bo mają z tego kasę za chrzty, komunie itp. To jest dopiero teoria spiskowa!! Nie rozumiem tego swiata
Argument o księżach, którzy tylko czyhają na kasę z chrztów i komunii jest dla mnie powalający, ręce opadają. Rozumiem, że takie opinie może wygłaszać nastolatek, który życia nie zna, niewykształcony mieszkaniec jakiejś małej wsi, ale nie lekarz... Litości.
Nibriana ja się już nie zastanawiam, dlaczego lekarze są tacy... Po prostu robię swoje i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze to się odmieni... że NPR będzie popularny... Nie mam też już siły na przekonywanie fanatycznych zwolenniczek pigułek, że to świństwo. Chociaż, jakbym usłyszała taki tekst od lekarza, to chyba nie ugryzłabym się w język i powiedziałabym, co o nim myślę
Mi sie wydaje dziewczyny, ze z ta opinia o NPR to jest ksiazkowy przyklad tzw. blednego kola: - kobiety nie chca sie przekonac do samoobserwacji bo uwazaja, ze to cholernie niepraktyczne, czasochlonne i skomplikowane. Poza tym malo kto wierzy w ich skutecznosc. Z reszta wiekszosc ginow nic na ten temat nie wie albo powtorzy te same zabobony (ze nieskuteczne, skomplikowane, bla, bla). - gini nie wierza w NPR bo nie maja pacjentek je stosujacych a poza tym pewnie boja sie ja polecac zeby nie wbijac noza w plecy wlasnemu gabinetowi. Srednia statystyczna pacjentka ostrzeze przed takim 'oryginalem' wszystkie swoje kolezanki (z powodow wymienionych w poprzednim punkcie). Juz to slysze: 'sluchajcie, jakis pacan, kazal mi jakas temperature TAM mierzyc i grzebac se w majtkach. Pewnie przez proboszcza naslany'. No i tak to sie nakreca. Pacjentki ginow a ginekolodzy pacjentki
Tacy jak ten lekarz to rzadkość. Mój gin jakby bezradnie rozłożył ręce, on wie, że pójdzie do piekła, ale co ma zrobić? - jest ginekologiem??? Nawiasem mówiąc wiem, że nie robi aborcji. Ale książka o npr leży na jego półce już 8 lat nieruszana.
No mnie całe szczęście się udało znaleźć ginekologa co zna się na npr, no ale z tego co słyszę od koleżanek to jest masakra, potrafią prawie na dzień dobry wypisać tabletki bez żadnych badań... a potem dziewczyny muszą się leczyć, bo np nie powinny wogóle brać...
Dorotko mi się marzy taki lekarz we Wrocławiu. Pięknie by było :) Wprawdzie lekarka, do której chodzę, nie uciekła z krzykiem na widok wykresów, to też nie to, czego bym oczekiwała. Ale przynajmniej nie wmawia mi, że pigułki są super
Najnowsze zalecenia są takie, że badania w przypadku niskodawkowych nie są konieczne u młodych. Najpierw trzeba wypisać receptę, a potem sprawdzić, czy ciało pacjentki reaguje zgodnie z reklamą: większe libido, lepsza cera, lepsze włosy, lepszy nastrój, waga w normie lub zmniejszająca się, ochrona przed rozmaitymi chorobami i inne cuda. Byle brała. Młode dziewczyny mają zazwyczaj zdrowie i co do stracenia, dlatego badań się nie zaleca.
Hmmm w sumie to trochę ginów mogłoby się przekonać do npr - u mojego poznanńskiego takie kolejki i terminy że ho ho więc jeszcze kilku takich by nie zaszkodziło - jednak jest na nich zapotrzebowanie