Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

Usiedliśmy oglądać baję i oczywiście po 5 minutach zasnął, hehe 
A skoro moja pomysłowość się rozwija, choć tylko jedno dziecko jest moje, to myślę, że jak jest swoja dwójka, to musi to być na jeszcze większą skalę
I też zauważam, że obie dziewczyny mają na siebie bardzo pozytywny wpływ. Jedna od drugiej sporo się uczą
Mimo, że trudne chwile wciąż się zdarzają, to i tak ogólny bilans zawsze wychodzi nam na plus


] i jakoś nie widać, aby jej bliskości i ciepła rodziców brakowało bo przytulamy się cały dzień od rana do wieczora, więc ten 

)
jakie można w tym wieku mieć wymagania? Żeby nie gryzło za bardzo, można zacząć "trening" cierpliwości, z tym u nas akurat był "problem". W tym wieku to akurat bardziej dziecku trzeba możliwości eksploracji i poznawania świata. Roczne dziecko jeszcze nie myśli abstrakcyjnie, pewne pojęcia są nie do ogarnięcia. Na topie jest zabawa włącznikiem światła (akcja-reakcja, skutek) oraz akuku (znika? Dalej jest!). Myślę, że jeszcze trzeba być mocno wyczulonym na komunikaty od dziecka, bo w ciągu drugiego roku życia będzie kilkakrotnie wracać pod skrzydła mamy jak bumerang. W wieku ok 17 miesięcy zaczęła rodzić się frustracja związana z brakiem możliwości porozumienia, mowy czynnej. Najwięcej spięć mamy przez brak zrozumienia się, mojego jakby mniejszego wpatrzenia się w dziecko. Bo jak mi Natalka mówi "narysuj mi słoneczko" zamykając oczka, to jak siedzi tyłem do mnie, to nie zawsze zauważę
no i pytam się ją ponownie, co chce, abym jej narysowała, a ona już w płacz
myślę, że nie mamy jeszcze sytuacji trudnych do rozwiązania, wszystko da się obgadać. Zawsze swoje "nie" argumentuję, czasem zmieniam zdanie. I sądzę, że to dla nas dobra droga, bo bywają dni, kiedy jestem zmęczona, kiedy brak mi cierpliwości, kiedy nie mam ochoty. Wtedy się wzajemnie nakręcamy "awanturami", ona do mnie lgnie, ja ją odpycham, bo mam jej dosyć. Takie chwile, dni, kiedy wiem, że przemawia przeze mnie moja matka są dla nas, naszej relacji, trudne. Wystarczy, że wyjdę na chwilę poza ten schemat, który mam w głowie i od razu inaczej się nam współpracuje. Do czego dążę... Myślę, że wszelkie metody związane z tłumaczeniem, z nauką empatii są dobre. Tylko trzeba je dobrać do odpowiedniego poziomu rozwoju dziecka. Jeszcze 3 miesiące temu było nie do pomyślenia, aby w sytuacji gdy chciała coś BARDZO zadziałało np: "widzę, że bardzo byś chciała zieloną piłeczkę. Super byłoby pobawić się nią, pomyśl, jak pięknie turlałaby się po pokoju, jak ślicznie odbijała od podłogi!" bo byłaby histeria. A teraz to najlepszy sposób na rzeczy nie-do-dostania
pomarzyć, co by się z nimi fajnego robiło, jak by smakowało. Wtedy odwracanie uwagi było na topie, teraz takie coś, a kto wie, co zadziała za miesiąc? Pomijam sprawy związane ze zdrowiem i życiem, bo wtedy to dyskusji nie ma. Wie, że czasem jest nie bo nie. Że są sprawy w których zdania nie zmienię. Z miesiąca na miesiąc uczy się nowych rzeczy, mamy inne sprawy do przepracowania. I bardzo ważne. Mówić do dziecka tak, aby go nie krzywdzić, a pozwolić się otworzyć.Na początek zapytam, czy dobrze zrozumiałam żylińskiego , że dziecko do 2,3 roku życia najlepiej wychowywać jednak autorytarnie i powoli wprowadzać tłumaczenie , rozmowy itp ?
Bo tak małe dziecko niewiele rozumie, a granice są mu potrzebne dla dalszego, prawidłowego rozwoju. Czyli jednak zakazy i nakazy a potem tłumaczenie.
i jasno pokazuje co jest czarne, a co białe. Co należy robić, a co nie.
mówisz stanowczo nie wolno lub Kasia stój
Ale ja nie chcę by Adaś skakał z parapetu bo boję się że spadnie, a nie dlatego że jakieś prawa mówią nam że nie wolno, może za 3 lata uznam, że już się nie boję i będzie mógł sobie skakać
Właśnie takim myśleniem oduczyłam się mówienia nie wolno na co dzień. Używam z powodzeniem innych komunikatów które jak patrzę na Adasia, to budzą w nim empatię, bo zdecydowanie lepiej reaguje na słowa że boję się że spadnie i będzie go coś bolało niż na nie wolno rzucone przez babcię
Ale potem warto zawsze dodać, że boisz się, że samochód najedzie jej na nóżkę i będzie ją bardzo bolało, a Ty nie chcesz żeby ją bolała nóżka i żeby płakała.

Wydaje mi się, że dla dzieci do pewnego wieku samo słowo nie wolno jest zaproszeniem do sprawdzenia co się stanie jeśli jednak spróbuje
I wiesz, jakie mam odczucia? Że stosując taki typ wychowania jest ciężko znaleźć moment, w którym dziecko przestaje potrzebować takiego jasnego przekazu: to jest dobre, to jest złe, a zaczyna potrzebować wyjaśnień, rozmowy, partnerstwa. Ta granica jest płynna, pojawia się, tak myślę, dość wcześnie, wraz z pytaniami: a co to? Dlaczego?. Dla nas lepszym rozwiązaniem na ten czas jest właśnie nie z uzasadnieniem, dlaczego, bo mimo, że nie mówi, to bardzo wiele już rozumie.Wiadomo, że dziecko nie rodzi się ze znajomością zasad panujących w domu, społeczeństwie, życiu, tak samo uczysz, że przechodzi się po pasach, na zielonym świetle, że nie powinno się stawać na krzesłach, czy stole, jak i tego, że u nas w domu piżamę zdejmujemy zaraz po wstaniu, a zęby myjemy przed śniadaniem, na przykład. Są granice stałe i płynne, jak czasem umyje zęby po śniadaniu, nie przed, to się świat nie skończy, ale przejście na czerwonym może kosztować życie. Wiesz o co mi chodzi? Ja wolę rolę rodzica-przewodnika, osoby, która pokazuje, tłumaczy, otwiera i przybliża świat, a nie rodzica-sędziego, który w kwestiach spornych musi zawsze mieć ostatnie słowo, a dziecko jest "niższym stopniem" w hierarchii rodziny. Pewnie, że nie będę dziecka kilkuletniego pytać, czy wolno nam jechać na kilka dni na wakacje z mężem, albo czy lodówkę kupić za 1500 czy 2500
dla mnie są ważne potrzeby wszystkich członków rodziny. I to, które są zaspokajane w jakiej kolejności nie jest wyznaczane przez wiek, a przez wagę potrzeby. Jak czuję, że JA muszę, bo inaczej się uduszę (
) to nie zważam na jęki Małej, zostawiam ją na godzinę z Mężem i wychodzę, bo dochodzimy do wniosku, że tak będzie dla wszystkich najlepiej długofalowo. No, mam nadzieję, że Ci nie zamotałam za bardzo 
to znaczy że przestaje robić to czego akurat nie chcę żeby robiła.
) . No i tak, Ty możesz w taki czy inny sposób postawić na swoim, czyli zmusić dziecko do uległości, np. 1.karą, 2.ignorowaniem histerii, 3.ubraniem na siłę, 4.przekupieniem czy też nagrodą itp. ( zakładam, że tłumaczenie nie odnosi skutku ) No i ok, pewnie się uda. Ale czego nauczy się wtedy Twoje dziecko o życiu i relacjach między ludźmi?
też mam taki przypadek w domu
a przypadki mniej charakterne są od razu gotowe na rozmowę i poziom emocji tak u nich nie wzrasta, nie ma eksplozji. Boisz się, co będzie później? Za pewne zupełnie co innego, niż sobie teraz wyobrażasz
przemyśl, co i jak chcesz osiągnąć, jakie koszty są do poniesienia, spróbuj popatrzeć na zachowanie Kasi przez pryzmat jej potrzeb autonomii i bezpieczeństwa. I bądź na bieżąco, bo to w każdej chwili może się zmienić 

. Wbrew pozorom nie jest to robieniem dziecku wody z mózgu, bo mój egzemplarz jest zabójczo inteligentny i doskonale wyczuwa różnicę między powagą a żartem.
;

Tyle że wtedy nie było by co eksplorować . Chyba poczekam aż jej przejdzie faza np na kamyki . Piloty ostatnio odłożyła

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pani owymi historiami się chwaliła... I podkreślała, że córka do dziś pamięta i mają cudowną relację. Druga kobieta mówiła: no, czasem trzeba, nie mówię, aby zaraz dziecko pasem, ale jak widzisz, że Ci ucieka do gorącego piekarnika, to co zrobisz? Klapsa, żeby popamiętało, że nie wolno! Nic do pań nie trafiało, a koronnym argumentem stała się historia, którą jedna obejrzała ostatnio w telewizji: dwóch synów zakatowało matkę, bo wypędzali z niej demony. Nie docierało, że może byli chorzy psychicznie, albo pod wpływem czegoś. Nie, to stało się dlatego, że matka ich nie biła! Jako, że same mocno wierzące, na odchodnym (rozmowa miała miejsce w czasie spaceru) rzuciłam: cożeście uczynili jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili. Mam nadzieję, że kiedyś te kobiety zrozumieją, że tylko skrzywdziły swoje dzieci, że to nie jest dobre ani dla jednej, ani dla drugiej strony...
[/url]
[/url]
[/url]
[/url]
;
;
dzisiaj dal mi bilet do popilnowania. wsadzilam do kieszeni i mi musial wypasc. szukam szukam - nie ma. przeprosilam piotrka za to, ze go zgubilam. a on mi na to: mamo, nic sie nie stalo. wiem ze to bylo niechcacy.


Ja chwalona nie byłam a ile razy chciałam być pochwalona. I starałam się, a cokolwiek bym nie zrobiła to nie byłam chwalona. Moje ciocie chwaliły swoje dzieci a moja mama mnie nigdy - czułam się gorsza. I to nie jest dobre. Dlatego chwalę i będę chwalić. Jakbym mój syn się czuł, gdyby przybiegł do mnie z rysunkiem krzycząc "mama patrz narysowałem, ładnie?" To co powiem - obojętne to dla mnie synu? Nie to jest ważne?
I nawet wypróbowałam dzisiaj z krótkim "o, super to zrobiłeś" i zaciesz jest identyczny jak z tym, kiedy mówię pochwałę "rozszerzoną"... Także szczerze mówię - ja różnicy nie widzę, przynajmniej nie przy tym.
Ale nie zgadzam się z resztą założeń RB. Tzn. bez wchodzenia w szczegóły, bo ich nie znam,
stało by się naprawdę tyle złego w głowie dziecka, gdyby w tym momencie mama/tata/ktokolwiek powiedział też, że obrazek po prostu jest bardzo ładny?
Czytalyscie "Diaog zamiast kar"? Co o niej myślicie?