Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Wyniki badań to już pisałam - czytam sporo, a ta druga strona (np. Jak wychować potwora, czyli antyporadnik) też przedstawia mnóstwo badań naukowych, w sumie każda książka jest ich pełna.

    Ciężko mi tak przywołać konkretne przykłady na zawołanie, bo one pojawiają się podczas lektury - tak samo, jak ciężko by mi było teraz coś podać z mojej ulubionej przecież - W Paryżu dzieci nie grymaszą (czy nie płaczą, nie pamiętam jak to było). Ale jeden mi się nasuwa - z W głębii kontinuum, która była dla mnie nie do przejścia. Przeczytać przeczytałam, ale oprócz kilku kwestii (bycie blisko niemowlaka, niemalże nierozłączność z noworodkiem, traktowanie pierwszych trzech miesięcy życia dziecka jak IV trymestru, itd.) to czytałam i mówiłam "nie, nie, nie i jeszcze raz nie". Taki przykładem było puszczenie malucha niedaleko dołu (pamiętam, bo niedawno u Penny chyba o tym pisałam) - ok, ja rozumiem, że tam, w tamtej społeczności to zdawalo egzamin, ale u mnie kompletnie tego nie widzę. Być może to brak zaufania do dziecka, do jego zdolności przetrwania, ale jak widzę tego typu zagrożenie to nie czekam co ono zrobi tylko sama reaguję zawczasu. Być może faktycznie nic by się nie stało tak jak i w tamtej książce, ale jakoś nie miałabym ochoty próbować, nawet z bardziej "błahymi" zagrożeniami (ostatni chociaż Gugisiowy "złapię pszczołę i ją zjem" - miała uszkodzone skrzydełka). Tam był też chyba przykład z nożem.

    Był też jakiś, już nie pamiętam dokładnie, gdzie chłopiec potwornie cierpiał, a nie pozwolono mu na wyjazd, żeby go wyleczyć, nie wiem, czy czegos nie przekręciłam, jak będę miała chwilę to znajdę to w książce.

    Widzisz Winni, ja czytam mnóstwo i nie tylko o jednej metodzie, z czystej ciekawości. Ale w każdej, w każdej jednej znajdę rzeczy, których kompletnie nie rozumiem i nie stosowałabym nigdy, a są rzeczy, które mi podejdą bardzo. W RB też są takie i stosuję je, a są takie (chociażby jak z tym chwaleniem), których po prostu nie "czuję". W Paryżu mi się bardzo podobała, ale z kolei nie czułam niektórych klimatów, czyli np. szybkie odstawianie od piersi, brak spania z dzieckiem, "oddelegowanie" go do jego pokoju i tego typu. To po prostu nie jest dla mnie i żeby milion naukowców napisało, że jak będę karmiła ponad rok to się dziecko "przyzwyczai", czy coś w tym stylu to też bym to zignorowała, bo nie jest to zgodne z moimi wewnętrznymi przekonaniami.

    Treść doklejona: 04.07.15 18:19
    A tak BTW - pisałaś, że gdybyś odpowiedziała, że owszem, boisz się czasem, czy ta metoda zadziała w 100%, to byśmy Cię "zjechały". Otóż wprost przeciwnie, przynajmniej ja - dla mnie to jest normalne podejście, po prostu każdy je czasem ma. Dla mnie "dziwne" właśnie było upieranie sie, że masz 100% pewność, że to zadziała, bo po prostu tej pewności nie ma może mieć żadna z nas (matek), nawet księżna Kate ;))
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    _Fragile_: Taki przykładem było puszczenie malucha niedaleko dołu (pamiętam, bo niedawno u Penny chyba o tym pisałam) - ok, ja rozumiem, że tam, w tamtej społeczności to zdawalo egzamin, ale u mnie kompletnie tego nie widzę. Być może to brak zaufania do dziecka, do jego zdolności przetrwania, ale jak widzę tego typu zagrożenie to nie czekam co ono zrobi tylko sama reaguję zawczasu. Być może faktycznie nic by się nie stało tak jak i w tamtej książce, ale jakoś nie miałabym ochoty próbować, nawet z bardziej "błahymi" zagrożeniami (ostatni chociaż Gugisiowy "złapię pszczołę i ją zjem" - miała uszkodzone skrzydełka). Tam był też chyba przykład z nożem.

    Frag, te akurat przykłady to nie jest wychowanie RB, i jak ja to czytałam to absolutnie nie zrozumiałam tego tak że mam dać dziecku do ręki nóż, czy puścić nad przepaść. Ja to rozumiałam tak, że autorka chciała pokazać że my jako społeczeństwo cywilizowane utraciliśmy pewną naturalność w podejściu do dzieci, ale w sensie takim, że tak się musiało stać, bo dziś na dziecko żyjące w cywilizacji czycha tyle niebezpieczeństw, że po prostu nie mamy szansy na takie naturalne podejście. To dziecko nad tym dołem, czy z nożem, ono stoi tylko na przeciw jednego małego niebezpieczeństwa, jego rodzice żyjący niemal jak ludzie pierwotni nie muszą mieć oczu dookoła głowy, tak jak my. W ich świecie ten dół to jak odpowiednik naszych schodów, jeśli by zabronili dziecko chodzenia nad dołem, albo prób używania noża to by było tak jak byśmy my zabronili dziecku używania sztućców, albo wchodzenia po schodach. Mi się wydaje, że autorce nie chodziło o to by nas zachęcić do DOSŁOWNIE takich zachowań jak opisała, ale raczej do większego zaufania do dzieci, na tyle na ile w naszym świecie możemy to zrobić. Mało jest mam, które rzucają: nie wchodź na tą drabinę, to zbyt niebezpieczne, daj rączkę bo spadniesz ( do dziecka, które dawno opanowało wchodzenie po schodach ), nie wchodź na ten murek, jeszcze złamiesz nogę, itp? Ty taką nie jesteś ( chyba ) ją też nie, ale nie raz widziałam taki brak zaufania do umiejętności dziecka. To cywilizacja nam to sprezentowała, a przecież robiąc tak stopujemy rozwój dziecka.
    Ja tak to odebrałam.

    Treść doklejona: 04.07.15 18:42
    _Fragile_: upieranie sie, że masz 100% pewność, że to zadziała, bo po prostu tej pewności nie ma może mieć żadna z nas (matek), nawet księżna Kate ;))

    Ja się tylko upieram, że mam 100% przekonania co do słuszności metody :tongue::cool:

    Treść doklejona: 04.07.15 18:46
    Wiecie co? Ja się interesuję wychowaniem nie tylko w kontekście mojego dziecka, ale szerzej. Interesuje mnie to też po prostu jako powiedzmy hobby. Jedni czytają o samochodach, inni chodzą na wystawy malarskie, ja czytam, chodzę na warsztaty o wychowaniu. Patrzę na ludzi, na dzieci na placach zabaw, na ulicy i nie potrafię oprzeć się próbom określenia jak mogli być wychowywani. I zastanawia mnie pewna reguła, którą zauważyłam w swoim środowisku, wśród ludzi, których znam realnie. 80% ( na szybko policzyłam) moich znajomych, którzy stosuję RB oraz NVC to ludzie którzy albo kształcili się na kierunkach humanistycznych, albo pracują w humanistycznych, wolnych, artystycznych zwodach. I zastanawia mnie w związku z tym czy to nie jest trochę tak, że te osoby, są po prostu bardziej wyczulone i otwarte na pewne niuanse psychologiczne. Nie zamykają się tylko na tym co tu i teraz oraz na tym co widoczne, ale zagłębiają się w wiedzę, którą daje nam neurologia i psychologia czując, że prawdziwego wyboru w sposobie wychowania dziecka, można dokonać tylko posiadając przynajmniej podstawową wiedzę z psychologii i neurologii. Mam wrażenie, że ścisłe umysły, umysły biznesowe, mają tendencję do patrzenia tylko na ogół, oraz do niezajmowania się tym, co dla nich jest drobiazgiem, a z punktu widzenia psychologii np. ma ogromne znaczenie. Tymczasem większość ludzi wychowujących klasycznie opiera się raczej na swoich własnych odczuciach ( nie mylić z intuicją ), na wspomnieniach z dzieciństwa, na tym czy coś działa, czyli czy w jakiejś metodzie szybko osiągają cel ( powiedzmy umycie tych nieszczęsnych zębów ), na przekonaniu, że przecież ich dziecko nie jest nieszczęśliwe. Barometrem tych wyborów często jest samopoczucie rodzica w danej metodzie, a nie dobro dziecka, chociaż oczywiście jest oczywiste, że na dobru dziecka zależy wszystkim rodzicom. Mi chodzi o to, że pewne rzeczy dokonują się poza naszą świadomością. Czyli powiedzmy, rodzic powie: „czuję się z tym sztucznie”, i to wystarczy by tego nie stosować i uznać za dziwne. Albo: „ Do mnie to nie przemawia, ja byłam chwalona i wyrosłam na człowieka z dużym poczuciem własnej wartości oraz empatycznego”. Badania pokazujące, że większości jednak to się nie udaje, nie mają znaczenia. Liczy się to, że MI się udało. Dlaczego korzystamy z pomocy lekarza przy odczytywaniu zdjęć rentgenowskich, a nie robimy tego sami? Bo jest specjalistą ( mniejszym lub większym, nie licząc tzw. konowałów )? A dlaczego nie chcemy korzystać z wiedzy i doświadczenia psychologów i neurologów gdy chodzi o odczytywanie zachowań naszych dzieci? Dlaczego odrzucamy ich wiedzę na rzecz naszych odczuć, przeczuć, doświadczeń z dzieciństwa, których ( jako że nie jesteśmy specjalistami ) możemy po prostu nie umieć prawidłowo zinterpretować?

    Mogłabym tak długo :-) NIE OCENIAM TU NIKOGO. To takie luźne myśli, które mi się po głowie kołaczą, gdyż jak napisałam na początku, interesuje mnie to wszystko nie tylko ze względu na to, że mam syna.

    Treść doklejona: 04.07.15 18:48
    Proszę więc na mnie nie wjeżdżać za szczerość, bo się w końcu zamknę w sobie :devil: To zdanie napisała profilaktycznie.:tongue:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    Winni: Ja to rozumiałam tak, że autorka chciała pokazać że my jako społeczeństwo cywilizowane utraciliśmy pewną naturalność w podejściu do dzieci, ale w sensie takim, że tak się musiało stać, bo dziś na dziecko żyjące w cywilizacji czycha tyle niebezpieczeństw, że po prostu nie mamy szansy na takie naturalne podejście.


    Wiem Winni, ale jedynie to mi teraz tak do głowy przyszło. Zgadzam się, że nie we wszystkich przypadkach bym tak miała, bo ja raczej z tych co pozwalają dziecku i spaść i włazić na rzeczy, które teoretycznie są dla starszaków, bo znam jego możliwości, no i jestem zdania, że jak nie spróbuje to się nie przekona (przynajmniej jeśli chodzi o niektóre, niezagrażające życiu rzeczy).

    Drugie to może być chwalenie. Trzecie - ale to z tej drugiej strony - w pewnych sytuacjach, w których JA nie mogę odpuścić - żelazna konsekwencja, co się z kolei z RB mocno kłóci.

    Winni: Ja się tylko upieram, że mam 100% przekonania co do słuszności metody


    Czyli wiary w metodę? No to ja mam podobnie, bo w wybrane przeze mnie rzeczy mocno wierzę, ale nie mam pewności, czy na 100% zadziałają. Chciałabym, ale nie wiem po prostu ;)
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    _Fragile_: No to ja mam podobnie, bo w wybrane przeze mnie rzeczy mocno wierzę, ale nie mam pewności, czy na 100% zadziałają. Chciałabym, ale nie wiem po prostu ;)

    Ja to chyba wierzę tak bardzo, że jak mi coś nie wyjdzie, to uznam, że to ja nawaliłam a nie metoda. :devil:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni: 80% ( na szybko policzyłam) moich znajomych, którzy stosuję RB oraz NVC to ludzie którzy albo kształcili się na kierunkach humanistycznych


    To ja bym była w tych 20%, bo jestem zdecydowanie humanistycznym typem ;)

    Winni: A dlaczego nie chcemy korzystać z wiedzy i doświadczenia psychologów i neurologów gdy chodzi o odczytywanie zachowań naszych dzieci


    Chcemy Winni, chcemy, tylko jakby to ująć - do Ciebie przemawiają inne wyniki badań niż do mnie. Tak jak mówię, w każdej jednej książce są badania, poparcia tez. Ja niestety albo stety pracowałam kiedyś przy kompilowaniu raportów na różne tematy i od podszewki wiem, że wynikami badań można manipulować jak cholera i przedstawiać je tak, żeby były wiarygodne dla jednej, albo innej grupy. Tak jak pisałam - trochę jak ze szczepionkami. A czasem po prostu czytam wyniki badań i mówię "taaak, a za 50 lat powtórzą badania i wyjdzie co innego"... Taką mam wątpiącą we wszystko naturę ;)

    Winni: To takie luźne myśli, które mi się po głowie kołaczą, gdyż jak napisałam na początku, interesuje mnie to wszystko nie tylko ze względu na to, że mam syna.


    Ja nie pogryzę, bo akurat teraz nie mam za co :devil::updown:

    Dobra, kładę dzieci spać, wrócę jak zasną.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    _Fragile_: w pewnych sytuacjach, w których JA nie mogę odpuścić

    A napiszesz jakiego rodzaju to sytuację??

    Treść doklejona: 04.07.15 19:24
    Azja, a tak odwołując się do Twoich wątpliwości. Dlaczego dążyć do tego by było tylko łatwiej? Czy nie słuszniej by było dążyć do tego co lepsze, właściwsze, nawet za cenę tego, że będzie to dla dziecka trochę trudniejsze? Czy gdybyś musiała wysłać dziecko do szkoły w której królują gangi młodzieżowe i kto do nich nie należy ten ma przerąbane ( wiem, naoglądałam się amerykańskich filmów :devil: ) to wychowywałaś byś go po zasady gangów bo inaczej się nie odnajdzie w grupie? Wiem że to fikcja, ale chciałam zobrazować samą nieświadomą tendencję ludzi do postępowania z dziećmi tak, żeby było im jak najłatwiej w tłumie. Nie zadają sobie pytań czy tłum idzie w dobrym kierunku... Iść pod prąd jest czasami cholernie trudno, ale chyba bardziej niż o stopień trudności warto pytać o słuszność kierunku.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    To, co pierwsze mi przychodzi do głowy - kłótnie z bratem i próby uderzenia go. Interweniowałam, łapałam łapkę zanim zdążył uderzyć, tłumaczyłam dlaczego nie wolno. Próby były kilkanaście razy, za każdym razem robiłam to samo, potem ustało, chociaż czasem się poszturchają to już nie jest na zasadzie "walnę cię, bo jestem silniejszy", poza tym obaj są silni teraz ;)

    Bajki wieczorami - do pewnej godziny bajki mogą być, potem już nie, bo wiem, że Gugi będzie rozdrażniony. No nie i już, żeby nie wiem jak skwierczał i miauczał.

    Podjadanie bratu, co się zdarzało notorycznie, wystarczyło, że się na sekundę odwróciłam. A że obaj głodmory to był wrzask. Obaj mają zawsze dużo i to samo, kiedyś próbowałam zamieniać talerze, bo jak pytałam dlaczego mu zabiera to było "bo on ma lepsze" (nie zadziałało), wrzucić rzeczy na jeden (jeszcze gorzej, bo jedli na wyścigi). Także teraz nie ma - jedzą ze swoich talerzy i tyle.

    Tego typu codzienne rzeczy.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    No ale Frag, przecież to jest właśnie to określanie i ochrona granic, ja robię tak samo w pewnych sytuacjach, to nie ma nic wspólnego z żelazną konsekwencją. Gdy ja piszę, że nie zawsze jestem konsekwentna, to mam na myśli sytuacje gdy np. zdecyduję, że nie kupuję dziś słodyczy, ale potem zdaję sobie, że to naprawdę wyjątkowo trudny dzień dla Adasia i dziś właśnie będzie mu bardzo trudno znieść moją odmowę, to czasami zmieniam zdanie. Natomiast taka zmiana zdania nie godzi w moje granice, gdyż to kiedy jemy słodycze nie jest moją granicą, ale raczej zasadą, mającą wszystkim ułatwić funkcjonowanie.
    Takie rzeczy które opisałaś, są zwyczajną obroną granic drugiego człowieka lub dbałością o jego potrzeby (sen), ale potrzeby, nie zachcianki (bajki). RB właśnie na tym się opiera, ją nie wiem jak Ty możesz rozumieć że jest inaczej :shocked:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni, no bo tak, jakby się uprzeć to tak - przy tych bajkach to Gugi nie może oglądać, bo potem ma problemy ze snem. Ale Krasnal mógłby, od biedy mogłabym z nim pójść do drugiego pokoju i puścić bajkę z tableta. Tylko nie chcę. Wolę im poczytać bajki niż żeby się w ekran wgapiali, jak i tak już w ciągu dnia baja leciała.
    .
    Wiesz, ze słodyczami też tak mamy, czasem jest dzień po dniu "kuuuup mi drożdżówkę", a ja mówię "nie", bo wiem, że to dzień za dniem. Ale za to kupię arbuza czy inny słodki owoc. Tylko to dla mnie z kolei nie jest konsekwencja.
    .
    Hmm, podam inny przykład - codziennie przechodzimy koło takich samochodów/pociągów na 2 złotówki (koszmar no, ale obaj lubią), najchętniej codziennie po godzinie by na nich jeździli. I ja wprowadziłam zasadę, że owszem, ale raz w tygodniu, żebyśmy nie zbankrutowali. Są tygodnie, kiedy odpuszczamy, ale są też dni, kiedy widzę, że tak bardzo, bardzo, bardzo się oczka błyszczą, że po prostu pozwalam im na tych samochodach posiedzieć (bez kasy).
    .
    Szczerze to w tym momencie nic innego mi nie przychodzi do głowy, może poza nieszczęsnymi zebami :wink:
    .
    Wiesz, z tymi talerzami to też mogłabym machnąć ręką i powiedzieć "a niech sobie podjadają", ale nie chcę, bo wiem, że na tym się nie skończy i będą sięgać do talerzy innych, a to już mi się nie podoba.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Frag, tak jak teraz Cię czytam, to widzę osobę stosującą RB. I odnoszę wrażenie że czytając mnie czy inne dziewczyny mylisz pojęcie potrzeby z zachcianką. Albo nie wiem co mylisz, ale w teorii gdzieś się na pewno nie rozumiemy.

    Treść doklejona: 04.07.15 21:45
    Jeszcze dopiszę może że to co ja chyba robię inaczej, to uwzględniam bardzo ciężkie emocjonalnie dni i wtedy odmawiam tylko tego, co naprawdę muszę.

    Treść doklejona: 04.07.15 21:47
    Co do zębów jeszcze to może zapytam tak: co byś zrobiła gdybyś wykorzystała wszystkie możliwe sposoby przekonania/zachęcenia dziecka, wszystkie które Ci tylko przyjdą do głowy i nadal słyszałabyś "nie"?
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni, być może coś umyka faktycznie. Wiesz, Ty jakby się "specjalizujesz" w RB, ja z kolei czytam bardziej hobbystycznie różne książki związane z wychowywaniem i nie potrafię się wczuć na 100% w żadną z metod. A z tymi pochwałami to ja piszę, że jestem za, potem jak analizowałam JAK chwalę Krasnala to np.

    - przytrzymał mi drzwi, ja mówię "dzięki, bardzo mi pomogłeś, bo bym nie dała rady" (miałam i zakupy i Gugisia na ręku)
    ale już:
    - zbudował domek sam to mówię, że cudny, bardzo mi się podoba, bo chciałabym w takim zamieszkać i chyba trzeba będzie znaleźć ludziki i zwierzaki, żeby nie stał pusty.

    Ogólnie jest tak, ze Krasnal jest mega, ale to mega gadułą. Jemu się buzia nie zamyka, tylko na chwilę, żeby poczekać na moją odpowiedź i mówi dalej. I od momentu odebrania do żłobka toczy się dialog, także to nie jest tak, że ja coś pochwalę "o, super jesteś" albo "ale fajne" i się odwrócę, tylko zawsze jest coś dodanego. Ale fakt, chwalę JEGO samego, dodaję ocenę w stylu "ale z ciebie gentelmen" (a ten aż pąsowieje), a to jak sama mówiłaś kłóci się z RB.

    O, przypomniało mi się coś jeszcze. Odkąd chłopcy mają swój pokój to zawarliśmy "umowę" - u nich może być bałagan pod sufit, ale na wieczór sprzątają, a w naszym pokoju zabawek nie rozwalają. MOgą wnieść po jednej, pobawić się i wynieść zanim przyniosą kolejną. Albo jak wieczorem będą bardzo, ale to bardzo padnięci to ja czy mąż pomagamy im w sprzątaniu. I powiem tak, działa idealnie. Z drugiej strony jak to czytam to może faktycznie to też można pod wytyczanie granic podciągnąć.

    Ale tak jak mówię - ja biorę trochę stąd, trochę z innych metod.

    Treść doklejona: 04.07.15 21:58
    Winni: eszcze dopiszę może że to co ja chyba robię inaczej, to uwzględniam bardzo ciężkie emocjonalnie dni i wtedy odmawiam tylko tego, co naprawdę muszę.


    No to ja też uwzględniam. Choćby z tymi zabawkami. Dzisiaj cały dzień latali po ogródku, basen, upał, porozwalali prawie wszystkie zabawki. Zawsze sprzątają po sobie. Ale tak prawdę mówiąc było mi ich żal, bo raz, że cholernie gorąco, dwa, że widziałam, że są padnięci, więc powiedziałam, żeby szli do domu jeść, a ja posprzątam. Ja to traktuję bardziej intuicyjnie, po prostu widzę, że jak posprzątają teraz to mi później zaryją nosem w stół, bo zasną, takze i dla mnie to byłby problem.

    Winni: Co do zębów jeszcze to może zapytam tak: co byś zrobiła gdybyś wykorzystała wszystkie możliwe sposoby przekonania/zachęcenia dziecka, wszystkie które Ci tylko przyjdą do głowy i nadal słyszałabyś "nie"?


    Szczerze? Nie wiem. Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, bo na razie metody rozśmieszania nie zawodzą albo gadania o tym, że ząbki wołają "umyj mnie umyj mnie!". Są takie dni, kiedy ględzi tatusiowi "nie chcę niiiieeee chcę", ale wtedy się zamieniamy i ze mną już myje.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    _Fragile_: Szczerze? Nie wiem. Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, bo na razie metody rozśmieszania nie zawodzą albo gadania o tym, że ząbki wołają "umyj mnie umyj mnie!". Są takie dni, kiedy ględzi tatusiowi "nie chcę niiiieeee chcę", ale wtedy się zamieniamy i ze mną już myje.

    No właśnie, a ja jestem często...

    A ogólnie co do Twojej wypowiedzi, to może jednak mniej się różnimy niż myślisz :tongue: Natomiast z tego co piszesz masz chyba ogólnie dzieci takie "do przekonania", jak nie tłumaczeniem to zabawą, u nas jest tak: współpraca na 100% przez 99% czasu, ale tak na lajcie, że nie muszę wiele tłumaczyć, czy szukać sposobów. Natomiast przez ten 1% czasu jest NIEIJUŻKONIECKAPLICA! :tongue: No silny charakter ma moje dziecko. I to są te momenty kiedy po prostu odpuszczam.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    Powiem Ci tak - pamiętasz jakie miałam problemy z Krasnalem jak miał te 12+ miesięcy. Było ciężko, permanentne histerie, brak możliwości przytulenia, bo nie tolerował tego. Aaaale, odkąd zaczął mówić to jest inne, kompletnie inne dziecko. Komunikatywne, wszystko można z nim przegadać, społeczny się bardzo zrobił, a był dzikusek. No anioł, nie dzieciak. I ja patrzę na to tak, że on miał problem z komunikacją, nie wiedział JAK nam coś przekazać i na tej linii my-on po prostu coś nie stykało (może tak jak i teraz na naszej ;)).
    .
    Gugi jest trochę cięższy, też jeszcze nie mówi, ale on ma ośli charakter, jak na coś się uprze, to nie ma opcji i koniec. I zobaczymy, może z nim będzie pod górkę później? Prawdę mówiąc to nie wiem, ale jakoś bardziej lajtowo do tego podchodzę niż do Krasnala, przy którym się bardzo spinałam, żeby go zrozumieć. A czasem się nie da i już.
    .
    U nas też bym tak mogła w sumie przy obu powiedzieć, że na 99% to jest współpraca. Fakt, jest jeden procent i wszystko zależy od sytuacji - albo ja opuszczę (jak mam gorszy dzień albo sprawa nie jest warta tego wysiłku z mojej strony) albo jestem na tyle upierdliwa, że któryś się nagnie do mnie ;)

    Treść doklejona: 04.07.15 22:24
    No i Winni, przepraszam wszem i wobec, nie na priva, ale na forum, bo faktycznie potraktowałam Cię nie fair z tymi zębami, bo mogłam zapytać. Jakbym zapytała to może rozmowa poszłaby bardziej łagodnymi torami, bardziej po ludzku, tak jak teraz.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 4th 2015 zmieniony
     permalink
    Frag, spoko :wink: nie samo zło z tego wynikło :cool:

    Treść doklejona: 04.07.15 22:29
    Padam, na dziś idę w kimę :tongue: Ale jutro chętnie pociągnę dyskusję :bigsmile:
    Oraz też Ci coś Frag napiszę, ale to jutro już...:cool:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    Też idę, bo mąż woła ;)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    _Fragile_: No właśnie o to chodzi - dziecko, które jest nauczone w domu, że z jego zdaniem się liczą, może napotkać na ścianę, czy to w szkole, czy w pracy i wtedy mogą pojawić się problemy. Nie wiem, gdybam na razie.


    Powtórzę się, ale ok - dziecko w rb uczy się nie tylko, że z jego zdaniem się liczą, ale także tego, że ono liczy się ze zdaniem innych. I w takim układzie nie powinno mieć problemów tego typu w szkole i w pracy, bo w rb dziecko nie jest pępkiem świata. Serio. To, że uznaje się jego prawo do stanowienia o sobie, nie oznacza automatycznie, że innym się te prawa odbiera. I w sumie nie wiem, dlaczego to ciągle jest kwestionowane.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    A niech to, maż zaczeka ;))

    _hydro_: w takim układzie nie powinno mieć problemów tego typu w szkole i w pracy, bo w rb dziecko nie jest pępkiem świata.


    To nie chodzi o to, czy jest pępkiem świata, ja miałam na myśli to, że dziecko, które jest przyzwyczajone, że jego zdanie też się liczy i jest ważne, często w szkole czy w pracy spotyka się z sytuacją, kiedy dostaje komunikat "nie jest ważne, co TY sądzisz, bo to JA mam rację". W tym sensie. I co wtedy? Chociaż z drugiej strony to któraś z dziewczyn słusznie chyba zauważyła, że dziecko nie jest trzymane pod kloszem i raczej spotyka się z takimi reakcjami ze strony dziadków/cioć/kolegów, czy kogoś tam innego, więc być może ta moja "ściana" jest wyimaginowana i nie jest to aż takie straszne zderzenie jak mi się wydaje.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    _Fragile_: Chociaż z drugiej strony to któraś z dziewczyn słusznie chyba zauważyła, że dziecko nie jest trzymane pod kloszem i raczej spotyka się z takimi reakcjami ze strony dziadków/cioć/kolegów, czy kogoś tam innego, więc być może ta moja "ściana" jest wyimaginowana i nie jest to aż takie straszne zderzenie jak mi się wydaje.


    Ano właśnie, bo raczej trzymanie pod kloszem nie jest uznawane za korzystne, niezależnie od opcji wychowania :wink: Więc ja się nie boję. Zresztą, widzę jak pierworodna sobie w przedszkolu radzi - zero problemów, zero "zderzeń ze ścianą". Niedługo młodsza idzie, to sobie potwierdzę albo i nie :wink: Ale jak dotąd jestem spokojna, do tego mam przykład w postaci trójki dzieci mojego brata - starsze od moich (szkolniaki już) i na pewno bardziej rb niż moje :wink: Problemów nie mają, powszechnie lubiane są i raczej do tej pory wszystko idzie gładko.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 4th 2015
     permalink
    Hydro, a z ciekawości, skąd u Was taka "rodzinna" predyspozycja do tej metody?

    Uciekam, jutro poczytam.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Ja to opisałabym tak: w RB dzieci dowiadują się że inni ludzie mają granice i że ważne jest by je szanować, ale też że im samym wolno jest wyznaczać swoje granice i dbać o nie. Poza RB mam wrażenie że dziecko dostaje przede wszystkim informację o granicach innych ludzi, prawo do posiadania i bronienia swoich jest mu przyznawane bardzo rzadko, albo wcale. To właśnie powoduje, że dziecko próbując nieustannie walczyć o to by jego granice były tak samo ważne, jak innych, po pierwsze nie może skupić się na tym by być wrażliwym na granice innych, po drugie wykorzystuje każdą możliwą okazję, wręcz je sobie tworzy, by za walczyć o swoje nie szanując przy tym niejednokrotnie granic innych. Co jest normalne. Dlatego RB pokazuje inną drogę, najpierw dziecko musi wiedzieć, że jego granicę są ważne i ma prawo ich bronić, a gdy będzie czuło się bezpiecznie na tym gruncie, nie będzie musiało o to walczyć, będzie mogło wykazać się empatią, zauważając i szanując granice innych. Wymagać uszanowania granic innych od dziecka, którego granicę są nieustannie przekraczanie to tak jakby samemu będąc zdenerwowany, próbować kogoś uspokoić.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _Fragile_: Hydro, a z ciekawości, skąd u Was taka "rodzinna" predyspozycja do tej metody?


    Nie mam pojęcia ;) Mój brat jest sporo ode mnie starszy, jego dzieci rodziły się w czasach, gdy ja jeszcze w ogóle nie miałam macierzyństwa w planach. Nie interesowałam się wtedy w ogóle tym, w jaki sposób on i bratowa podchodzą do dzieci.
    Tak myślę, że może te "rodzinne predyspozycje", jak piszesz, wynikają po prostu z tego, że my sami byliśmy wychowywani metodą "dzieci i ryby..." i to w bardzo radykalnej postaci. I każde z nas już jako dorosłe wychodziło z domu z silnym poczuciem, że ze swoimi dziećmi będzie postępowało inaczej. I tak wyszło. Mam jeszcze starszą siostrę, ona też jest dość blisko ze swoimi dziećmi, również stara się unikać podejścia, jakim nas wychowywano. Widocznie taka potrzeba. I też jej dzieciaki fajne są, problemów nie sprawiają, w szkole też się odnajdują.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni: Poza RB mam wrażenie że dziecko dostaje przede wszystkim informację o granicach innych ludzi, prawo do posiadania i bronienia swoich jest mu przyznawane bardzo rzadko, albo wcale. To właśnie powoduje, że dziecko próbując nieustannie walczyć o to by jego granice były tak samo ważne, jak innych, po pierwsze nie może skupić się na tym by być wrażliwym na granice innych, po drugie wykorzystuje każdą możliwą okazję, wręcz je sobie tworzy, by za walczyć o swoje nie szanując przy tym niejednokrotnie granic innych.


    O właśnie, o to mi chodzi, tylko słów zabrakło. To nie zawsze widać, bo dzieci są różne i nie wszystkie walczą tak mocno o siebie. Niektóre po prostu podporządkowują się (po czym stają się ulubieńcami babć i cioć, stawianymi ciągle za wzór jako te "grzeczne dzieci"), co nie znaczy, że to jest ok. Może właśnie dlatego ja wybrałam rb, bo mam dziecko, które o własne granice walczy do upadłego? I rzeczywiście u nas widać, jak na dłoni to, o czym pisze Winni - za każdym razem jak próbujemy postąpić z H. w sposób autorytarny, szybko okazuje się, że to rozwiązanie przynosi więcej szkody niż pożytku.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni, dla mnie to jest trochę tak, że to wychodzi naturalnie, ale być może jest związane z moim dzieciństwem - taki głupi przykład, ja nie cierpiałam jak kazano mi calować wszystkie ciotki i babcie na dzień dobry, no nie lubiłam tego, ja byłam zwierzęciem introwertycznym i dla mnie to było jakieś naruszenie mojej przestrzeni, chociaż wtedy tak bym tego na pewno nie sformułowała ;)) I jak słyszę, że moje dziecko mówi "nie dam babci buzi", ok, rozumiem, nie musi. Ale wymagam z kolei, żeby chociaż powiedział "dzień dobry", z szacunku do osoby starszej, która go kocha i się czasem nim zajmuje.

    To mi się podobało w tym "paryskim" podejściu. Tam jest to opisane w ten sposób, że tworzymy jakieś szersze granice, w których dziecko może się swobodnie poruszać i decydować. Takie granice, które są akceptowalne dla nas. Np. przykład z tymi zabawkami - chłopaki wiedzą, że mają swój pokój, gdzie mogą robić cokolwiek im się spodoba, tylko mają później posprzątać. O, powiem tak w skrócie - może robic wszystko, dopóki nie narusza granic innych ludzi. Chociażby przykład z restauracji - jak jesteśmy w takim miejscu to zanim wejdziemy mówię, że chciałabym, żeby nie biegał i nie krzyczał, bo to jest miejsce, gdzie ludzie przychodzą odpocząć i spokojnie zjeść. Jak bedzie miał ochotę poszaleć to będzie mógł jak zjemy i wyjdziemy.

    Treść doklejona: 05.07.15 07:48
    U mnie w domu rodzinnym nie było tego podejścia "dzieci i ryby", moja mama na to wyczulona, bo jej tata taki był, a mój tata z kolei jest bardzo, ale to bardzo pobłażliwym człowiekiem i czasem mam wrażenie, że aż za bardzo ;) Także ja mam raczej pozytywne wspomnienia, może dlatego tak za bardzo nie chcę odbiegać, chociaż fakt, są pewne rzeczy, które zmieniam.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    _Fragile_: Ale wymagam z kolei, żeby chociaż powiedział "dzień dobry", z szacunku do osoby starszej, która go kocha i się czasem nim zajmuje.


    _Fragile_: może robic wszystko, dopóki nie narusza granic innych ludzi.


    _Fragile_: zanim wejdziemy mówię, że chciałabym, żeby nie biegał i nie krzyczał, bo to jest miejsce, gdzie ludzie przychodzą odpocząć i spokojnie zjeść. Jak bedzie miał ochotę poszaleć to będzie mógł jak zjemy i wyjdziemy.


    Ale uważasz, że w rb coś takiego nie istnieje? Błąd. Jest dokładnie tak samo. Z tym "dzień dobry", to może nie było czegoś takiego, że ja wymagałam. Ale wyszło tak, że przecież widzą, że ja sama to robię, to naśladują. Kiedyś starsza zapytała po co właściwie ma mówić "dzień dobry" sąsiadom, których widzi tylko czasem, na schodach (bardzo logiczne pytanie zresztą, skoro nieraz rozmawiamy o tym, że trzeba zachować dystans w stosunku do obcych; przecież dla niej to faktycznie są obcy ludzie). Odpowiedziałam dlaczego ja tak robię. Przetrawiła jakiś czas, po czym sama zaczęła stosować to "dzień dobry" bez wyjątków. Nie musiałam odgórnie narzucać, wystarczył jej nasz przykład + upewnienie się czemu właściwie to ma służyć. A że ją znam bardzo dobrze, to jestem pewna, że jakbym chciała narzucić to z góry, to do teraz by demonstrowała, że nie będzie i koniec, kropka :devil:

    Z resztą jest podobnie. Z tym, że jeśli chodzi o granice - to nie tylko granice innych ludzi są ważne, ale także dziecka.

    I ja też często mówię, że np. jak wejdziemy do gabinetu lekarza, to chciałabym, żeby zachowywały się cicho, by lekarz mógł pracować. I przykłady można by mnożyć w nieskończoność. I tak się spytam - naprawdę wciąż widzisz w rb wychowanie bezstresowe?
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    _Fragile_: Ale wymagam z kolei, żeby chociaż powiedział "dzień dobry", z szacunku do osoby starszej, która go kocha i się czasem nim zajmuje.

    Hmm, to tu się różnimy. Ja nigdy ani razu nie tłumaczyłam Adasiowi że trzeba mówić dziękuję, przepraszam, dzień dobry czy do widzenia. Skutek jest taki, że obecnie w 80% Adaś po prostu to robi, często wcześniej niż ja ( próbuje mnie wyprzedzić :tooth: ), wita się nawet z ochroniarzem z budki na osiedlu. Nie czuł nigdy nacisku na to więc w pewnym momencie w sposób naturalny zaczął nas naśladować. W tych pozostałych 20%, zazwyczaj wystarczy że powiem: Adasiu żegnany się i wchodzimy i on po prostu się żegna i wychodzi, nie muszę mówić: powiedz do widzenia. Mi się taki sposób wydaje lepszy ( dla nas ) bo jest naturalniejszy, Adaś po prostu lubi dziękować, witać się i żegnać, może nie robi tego że świadomego szacunku na razie, ale robi to z uśmiechem, sympatią i szczerze, nie dlatego że ktoś wymaga. Dla mnie to cenne. Zwłaszcza, że okazuje się, że aby takie podejście zaskutkowało, nie trzeba czekać do 7rż np, Adaś miał około 2,5 roku gdy takie zachowania zaczynały stawać się normą, a myślę, że dwulatka jeszcze nikt o brak szacunku nie posądzi, więc ją wolałam dać mu czas na naturalne poznanie tych społecznych aspektów.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni: zazwyczaj wystarczy że powiem: Adasiu żegnany się i wchodzimy i on po prostu się żegna i wychodzi,


    Ooo, właśnie, tak to działa. I dzieciaki z automatu zwykle przyjmują, że to norma, że rodzice tak robią, to my też. Takim maluchom tak naprawdę nie trzeba takich spraw narzucać odgórnie, najczęściej kierują się naszym przykładem.

    No i ważne jest chyba też to, że skoro dziecku dajemy takie same prawa, jak innym członkom rodziny, to ono nie będzie miało poczucia, że jest mniej ważne. Że stosujemy podwójne standardy ("co wolno wojewodzie... itd."). I tym samym nie będzie miało powodu do kwestionowania tych wszystkich norm zachowania, jakie chcemy mu wpajać. No bo skoro wszystkich traktujemy z jednakowym szacunkiem, to ono nie ma powodu od tego odstępować.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Hydro, ja nie mówię, że nie ma, ale w innych metodach po prostu też jest :D

    Winni: Ja nigdy ani razu nie tłumaczyłam Adasiowi że trzeba mówić dziękuję, przepraszam, dzień dobry czy do widzenia.


    Ano widzisz, czyli jednak zależy od podejścia.

    U nas też jest tak, że naśladuje, bo my tak robimy. Ale są momenty, kiedy ma "foszka" i mówi, że się z babcią nie przywita "nie, bo nie". To wtedy tłumaczę. Tak jak mówię - buzi niech nie daje, niech się nie przytula, ale niech chociaż kulturalnie powie dzień dobry.

    _hydro_: I tak się spytam - naprawdę wciąż widzisz w rb wychowanie bezstresowe?


    Hydro, przepraszam, ale gdzie ja KIEDYKOLWIEK napisałam, ze rb to jest bezstresowe? Nawet wczoraj pisałam, że ja WIEM, bo widziałam na własne oczy co to jest wychowanie bezstresowe, czyli podejście "niech robi co chce, mnie to nie obchodzi, niech mi nie przeszkadza". Chyba mnie z kimś pomyliłaś...
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _Fragile_: . Ale są momenty, kiedy ma "foszka" i mówi, że się z babcią nie przywita "nie, bo nie". To wtedy tłumaczę. Tak jak mówię - buzi niech nie daje, niech się nie przytula, ale niech chociaż kulturalnie powie dzień dobry.

    A to ja tego nie robię, ale i też wyjątkowo rzadko mi się zdarzają takie sytuacje. Uznaję, że skoro naprawdę prawie zawsze się wita, to z tych kilku procentów gdy nie chce, po prostu wyrośnie.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    U nas niestety z babcią takie sytuacje są nagminne, z jedną i z drugą, czasem mam wrażenie, że on coś do starszych pań ma ;)) Dziadki - ołrajt, ale babcie coś nie bardzo. Pocieszam je (bo mówią, że chyba czymś mu się naraziły), że to etap i minie jak każdy jeden.

    Powiem, co mi się w RB dla tego wieku podoba (ale znowu - nie tylko, bo nie tylko w tej metodzie to funkcjonuje) - czyli określanie emocji, uczenie emocji, tłumaczenie co się z dzieckiem dzieje. Szczerze to nawet sobie nie zdawałam sprawy, że dziecko tak szybko to łapie. I dodam, że nie spodziewałam się, że tak cięzko się określa pozytywne emocje, o wiele łatwiej idzie z negatywnymi o_o

    Teraz Krasnal siedzi z tatą na balkonie, bawi się i slyszę "tato, to jest baldzo denelwujące co ty lobisz. Zobacz, psesuwasz mi nogą mój autobus i zwierzątka spadają, a mnie to denelwuje. Jak się psesuniesz to nie będą spadać, no ja cię ploszę no" :tooth:
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _Fragile_: U nas niestety z babcią takie sytuacje są nagminne, z jedną i z drugą, czasem mam wrażenie, że on coś do starszych pań ma ;))

    A może to właśnie przez to, ży Ty radykalnie tego wymagasz?

    Treść doklejona: 05.07.15 08:43
    Ooooo za ostatnie zdanie :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni: A może to właśnie przez to, ży Ty radykalnie tego wymagasz?


    Cholera wie. Ale zaczęło się zanim wymagałam ;) Tylko to jest jedna z tych rzeczy dla mnie "nie-do-odpuszczenia".
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Frag, ale sądzisz, że gdybyś to Krasnalowi odpuściła, to co? Nie wyrósłby z tego za rok, dwa? Już zawsze nie witałby się z babciami? Zmierzam do tego, że mi się wydaje, że odpuszczenie tego mogłoby po skutkować szybszą zmianą tej sytuacji, natomiast Twoje "upieranie się", chyba tylko umacnia Krasnala w jego obiekcjach. Chyba :wink:
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni, podejrzewam, że na 99% by wyrósł. Wiesz, dziwne jest to, że zaczęło się to z mojego punktu widzenia bez żadnego konkretnego powodu (bo z jego być może coś się wydarzyło). Po prostu przyszliśmy do dziadków, on się z dziadkami przywitał, potulił się, wycałował, a z babciami nie, podszedł i zrobił "foszka" (czyli założone ręce, nadąsana mina ;)). I od tego dnia jest na "nie" na babcie. Coś w tej łepetynie musi być, skoro tylko na nie dwie tak reaguje. I przeczekać przeczekam, ale tutaj własnie u mnie jest różnica, bo ja się przy tym przywitaniu upieram, w złagodzonej, mniej wylewnej formie, ale jednak.
    .
    Ciekawe jest to, ze nie potrafi uzasadnić dlaczego nie chce się z babciami witać. Mówi "nie, bo nie", podpytywanie delikatne też nie działa. Sama jestem ciekawa co w tej małej głowie siedzi, bo coś się musiało wydarzyć, tylko co - przy jednym spotkaniu się witał, nie widzieli się 2 tygodnie i przy kolejnym już był foszek ;)
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _Fragile_: Hydro, przepraszam, ale gdzie ja KIEDYKOLWIEK napisałam, ze rb to jest bezstresowe? Nawet wczoraj pisałam, że ja WIEM, bo widziałam na własne oczy co to jest wychowanie bezstresowe, czyli podejście "niech robi co chce, mnie to nie obchodzi, niech mi nie przeszkadza". Chyba mnie z kimś pomyliłaś...


    Nie mówię, że wprost tak piszesz gdziekolwiek. Ale tak między wierszami jednak da się wyczuć, że nie masz do tego zaufania, że obawiasz się, czy w ostatecznym rozrachunku jednak taki dzieciak nie pójdzie drogą "róbta co chceta".
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _Fragile_: Coś w tej łepetynie musi być, skoro tylko na nie dwie tak reaguje. I przeczekać przeczekam, ale tutaj własnie u mnie jest różnica, bo ja się przy tym przywitaniu upieram, w złagodzonej, mniej wylewnej formie, ale jednak.
    .

    No ale upierasz się i osiągasz cel czy nie?
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Pochwalilabym dyskusje, ale nie bede dla waszego dobra :D
    Duzo mi sie rozjasnilo..
    Wg mnie kluczowa kwestia jest nastepujaca

    Winni: RB pokazuje inną drogę, najpierw dziecko musi wiedzieć, że jego granicę są ważne i ma prawo ich bronić, a gdy będzie czuło się bezpiecznie na tym gruncie, nie będzie musiało o to walczyć, będzie mogło wykazać się empatią, zauważając i szanując granice innych


    Mnie to sie od razu skojazylo z "paryskimi dziecmi" (tak jak i Fragile zreszta;)
    Druckermann pisze o "sztywnej ramie otaczajacej duzo swobody". Nalezy byc stanowczym w nielicznych sprawach a poblazliwym w reszcie.
    Ja mam akurat taki charakter, ze moich granic nie daje przekroczyc. Jak jest powiedziane tak, to koniec, trudno. Czy to jest w zgodzie z RB? Czy RB zaklada mozliwosc sporadycznego przekraczania granic? Bo umknelo mi to.

    I mam przemyslenie odnosnie slepego sluchania nauczycieli, w sensie bez kwestionowania. Ktoras z dzieczyn, przepraszam nie pamietam ktora, pisala o autorytecie nauczyciela. Ja nie chce zeby moje dziecko takie bylo. Jak dziecko uwaza, ze polecenie jest niewlasciwe, to ma prawo pytac dlaczego oraz sie nie dostosowac - a nie zrobic cos tylko dlatego, ze nauczyciel kaze. ALE. Jesli popelni blad, tzn. nie zrobi czegos co powinien byl, powiedzmy nie wyrzucil gumy do zucia, to musi poniesc tego konsekwencje. Np. wiecej nie dostanie gumy do zucia. Innymi slowy, chcialabym dac dziecku prawo do bledu. Nie wiem, czy to zawsze zda rezultat. To tylko moje teoretyczne przemyslenia. Czy jest to zgodne z zalozeniami RB?
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Agatella: Ja mam akurat taki charakter, ze moich granic nie daje przekroczyc. Jak jest powiedziane tak, to koniec, trudno. Czy to jest w zgodzie z RB? Czy RB zaklada mozliwosc sporadycznego przekraczania granic? Bo umknelo mi to.

    Agatella, powiem tak, moje granice są po prostu ruchome. Jednego dnia przeszkadza mi granie w piłkę w domu i wtedy mówię kategoryczne nie, ale też uwzględniam stan emocjonalny dziecka, jeżeli wiem że od rana miał bardzo ciężkie dzień, dużo frustracji, to sobie to ważę, pytam siebie czy NA PEWNO dziś tak bardzo mi to granie przeszkadza, że chcę tego zabronić i dołożyć mojemu dziecko kolejną cegiełkę nerwów? Czasami stwierdzam, że jednak dam radę wytrzymać, albo ograniczam granie do jednego pokoju, czasami jednak utwierdza się w tym, że NIE, bo moje rozdrażnienie sięga już zenitu i próba wytrzymania tego, może tylko nam obojgu zaszkodzić. Innego dnia granie w piłkę w domu wcale mi nie przeszkadza, co więcej często gramy razem. Zawsze tłumaczę pobudki moich próśb, więc Adaś się co i dlaczego. Zazwyczaj szanuje te moje ruchome granice, rozumie, dlaczego nie ma w tym "konsekwencji" typu NIGDY nie gramy w domu, czasami ostro, nawet z krzykiem odmawia po słuchania i gra dalej. Wtedy działańm różnie zależnie od sytuacji, czasami uda mi się go przekonać, czasami to ja jednak odpuszczam, gdy widzę, że źle oceniłam jego możliwości zniesienia mojej odmowy, czasami znajdziemy kompromis. No jak to w życiu. Wszak dorośli między sobą też nie stosują żelaznej konsekwencji, jak również wydaje mi się, że granice większości z nas są ruchome, zależne od samopoczucia i okoliczności. Staram się stwarzać wokół Adasia taką samą naturalną atmosferę, sztuczne wydaje mi się takie stawianie sprawy, że czegoś nie można NIGDY, albo coś trzeba ZAWSZE, no poza oczywistościami typu NIGDY nie bijemy itp.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Winni: Jednego dnia przeszkadza mi granie w piłkę w domu


    ok, inaczej rozumiemy słowo granica;) Dla mnie granica, to coś, co mi zawsze przeszkadza, bez wyjątku..
    Ale nieistotne, rozumiem o co chodzi ;)
    Granie w piłkę na przykład zawsze jest w mojej granicy. Oczywiście pewnie jest granica w granicy, że np. nie można rozbić lampy, ale to logiczne.. Dopóki nic nie niszczysz, to se graj..
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Agatella: Dla mnie granica, to coś, co mi zawsze przeszkadza, bez wyjątku..

    Podasz przykłady??

    Treść doklejona: 05.07.15 13:38
    Bo wiesz u mnie ze stałych granic to chyba tylko bicie i zabieranie cudzej własności, pomijam tu kwestie bezpieczeństwa typu NIGDY nie wbiegamy na ulicę itp. bo to nie jest kwestia granic tylko zasad bezpieczeństwa.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni, ja mam roczniaka, więc jeszcze trudno o przykłady, zwłaszcza, że on jeszcze nie kuma granic nic a nic. Ale np. nie wolno szarpać kwiatka, nie wolno ściągać powieszonego prania z suszarki. I choćby nie wiem co nie pozwalam. Ale skutek tego taki, że czasem 20 razy ściągam mu rączkę z łodygi mówiąc nie wolno, to jest roślinka, a ten w końcu ma ubaw po pachy. Więc po prostu ograniczam jego dostęp do kwiatka.\
    Albo np można bawić się pilotem i bateriami (ulubiona zabawa ever!) ale nie wolno brać baterii do buzi. Kilka razy mówię, że nie wolno, w końcu zabieram. Tak rozumiem granice, a nie że wczoraj się mogłeś bawić pilotem, a dziś nie, bo coś tam..
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni: No ale upierasz się i osiągasz cel czy nie?


    Tak - bo jest poprawa i jak wchodzi to się wita, a potem robi swoją komiczną minę, zakłada rękę na rękę i leci dalej do dziadziusia witać się już wylewnie ;)

    Agatella: Druckermann pisze o "sztywnej ramie otaczajacej duzo swobody". Nalezy byc stanowczym w nielicznych sprawach a poblazliwym w reszcie.


    O no właśnie, ta "rama" mi umknęła. Dlatego mówię, że te wszystkie metody się mieszają, w niektórych powtarzają się jedne rzeczy, w innych inne. Natomiast w tej książce kompletnie nie podobało mi się podejście do noworodka/niemowlaka, reszta była super.

    Winni: granice większości z nas są ruchome, zależne od samopoczucia i okoliczności


    No to się zgadza, chyba, że w grę wchodzi naruszanie granic innych, np. próby uderzenia brata, ale to tak jak sama piszesz bardziej kwestia bezpieczeństwa.

    Treść doklejona: 05.07.15 13:57
    Agatella: Albo np można bawić się pilotem i bateriami


    O widzisz, podałaś przykład, który mi się przypomniał - u nas piloty i wszystko, co ma baterie łatwo-wyjmowalne ;) to przedmioty zabronione, Krasnal wie, że może używać pod warunkiem, że nie ma Gugisia. Ja mam z tym schizę, bo pamiętam jak synek koleżanki miał operację po połknięciu małej baterii, z tym żartów nie ma. Tak samo jak nasze rzeczy - tablet mogą, pod warunkiem, że korzystają w naszej obecności. Telefonów naszych ruszać nie wolno.

    Ale to tak jak między mną a mężem - ja jego telefonu nie rusze, on mojego też nie i są rzeczy, które są tylko nasze i zawsze się pytamy, czy mozemy pożyczyć. Pisałam o tym na wątku o rodzeństwie.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Agatella z roczniakiem to co innego, bo on jeszcze nie jest w stanie ogarnąć wielu Twoich tłumaczeń, no i trudno nazwać osobistą granicą nieszarpanie kwiatka. To raczej zasada, tak samo jak powiedzmy kwestia tego że nie rzucamy kubkiem, albo nie chodzimy w butach po domu. Granicę to w mojej opinii raczej rzeczy, których Ty z powodów odczuć emocjonalnych nie możesz znieść, albo znosisz z trudem.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni dlatego też napisałam na wstępie, że inaczej rozumiemy pojęcie granica :)
    I nic się przecież nie dzieje. Wiem o co ci chodzi. Dla mnie granica jest stała i nie ulega przesunięciom, a to co ty opisujesz, to raczej bieżący stan emocjonalny, który oczywiście też ma dla mnie znaczenie. Moje "granice", to twoje "zasady" i tyle. Dla mnie granica jest synonimem zasady. Ot co.
    Kwestia nazewnictwa, nie ma co tego rozwijać..

    Treść doklejona: 05.07.15 14:14
    Ale nie ustosunkowałaś się do mojego przykładu z nauczycielem (pierwszy mój post), a jestem ciekawa jak byś to oceniła z punktu widzenia RB.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    _hydro_: Ale tak między wierszami jednak da się wyczuć, że nie masz do tego zaufania, że obawiasz się, czy w ostatecznym rozrachunku jednak taki dzieciak nie pójdzie drogą "róbta co chceta".


    A, pominęłam. Tak, w sumie tak. Tak samo jak nie podobał mi się ten przykład z dzieci paryskich o niemowlętach. Po prostu nie jestem w stanie stosować czegoś, do czego nie mam przekonania. Ale to nie znaczy, że uważam, że to jest wychowywanie bezstresowe, bo bezstresowe jak mówię - sama widziałam i to jest hardcore nieporównywalny z niczym innym. Natomiast tak jak pisałam - część rzeczy do mnie nie przemawia, jak w każdej metodzie.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Agatella: I mam przemyslenie odnosnie slepego sluchania nauczycieli, w sensie bez kwestionowania. Ktoras z dzieczyn, przepraszam nie pamietam ktora, pisala o autorytecie nauczyciela. Ja nie chce zeby moje dziecko takie bylo. Jak dziecko uwaza, ze polecenie jest niewlasciwe, to ma prawo pytac dlaczego oraz sie nie dostosowac - a nie zrobic cos tylko dlatego, ze nauczyciel kaze. ALE. Jesli popelni blad, tzn. nie zrobi czegos co powinien byl, powiedzmy nie wyrzucil gumy do zucia, to musi poniesc tego konsekwencje. Np. wiecej nie dostanie gumy do zucia. Innymi slowy, chcialabym dac dziecku prawo do bledu. Nie wiem, czy to zawsze zda rezultat. To tylko moje teoretyczne przemyslenia. Czy jest to zgodne z zalozeniami RB?

    Agatella, ją się zgadzam w 100%, natomiast wydaje mi się, że dziecko wychowywane w RB nie będzie żuć gumy podczas lekcji, a jeśli nawet to sądzę, że posłucha nauczyciela gdy ten poprosi o zaprzestanie. Sytuację, które opisałaś (niewłaściwe polecenie ) to co innego, i tu RB właśnie wyposaża dziecko w umiejętność odmowy lub przynajmniej dociekania, co dla mnie jest bardzo pożądane. Dziecko przyzwyczajone do "szacunku" i posłuchu tylko dlatego że to nauczyciel pewnie nie odważy się "postawić" i wtedy zależnie od sytuacji, może być nieciekawie.
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Winni: dziecko wychowywane w RB nie będzie żuć gumy podczas lekcji, a jeśli nawet to sądzę, że posłucha nauczyciela gdy ten poprosi o zaprzestanie.

    Skad taki wniosek?
    Bo wwychodzilo by na to ze takie dzeci to anioly;)
    Winni: (niewłaściwe polecenie ) to co innego, i tu RB właśnie wyposaża dziecko w umiejętność odmowy

    a skad dziecko ma wiedziec co jest newlasciwym poleceniem? Przeciez moze za takie wziac np. to zucie gumy.
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Agatella: Skad taki wniosek?
    Bo wwychodzilo by na to ze takie dzeci to anioly;)


    Źle się wyraziłam, zabrakło słowa "notorycznie" żuć gumy...

    Agatella: a skad dziecko ma wiedziec co jest newlasciwym poleceniem? Przeciez moze za takie wziac np. to zucie gumy.

    Nie sądzę :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorAgatella
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Nie przekonuje mnie ta wypowiedz;) Gdyz brak argumentow, a na slowo ci nie wierze ;))
    Bo przeciez nie mowie tylko o zuciu gumy. Generalnie.. skad dziecko ma miec "barometr" co jest poleceniem dobym , a co zlym. I po drugie, skad pewnosc, ze gdy rozpozna dobre polecenie, to sie do niego zastosuje.
    •  
      CommentAuthor_azja_
    • CommentTimeJul 5th 2015 zmieniony
     permalink
    Poczytam tego Juula w końcu, idzie do mnie.
    --
    •  
      CommentAuthorUl_cia
    • CommentTimeJul 5th 2015
     permalink
    Dominika, to potem mi pożyczysz, OK? ;-))
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.