Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

  1.  permalink
    Malisiek, gratuluję tak masz rację w waszym przypadku to na prawde miłość jednak nie u wszystkich tak jest, kazdy ma inny charakter i podejscie. mi zalezy na znajomosci z nim i zachodzę w głowę bo nie wiem znów o co chodzi :(
    •  
      CommentAuthormaxiulka
    • CommentTimeApr 2nd 2013
     permalink
    smutna przykro mi :(
    mnie i mojego męża dzieliło prawie 700km ale jemu ani mi w niczym to nie przeszkadzało.
    Nie trać czasu kochana, znajdziesz takiego który pół świata dla Ciebie przejedzie po to tylko żeby zobaczyć twój uśmiech :*
    --
    •  
      CommentAuthorterrka
    • CommentTimeApr 3rd 2013
     permalink
    Różnie bywa z tymi związkami na odległość. Znam 3 rodzaje przypadków:
    1. Ponad 500km przez 1,5 roku - teraz są szczęśliwym małżeństwem
    2. 120km przez 1 rok, facet był super, potrafił przyjechać wieczorem przywieźć lekarstwa chorej dziewczynie, a nad ranem wracał te 120 km do pracy, wzięli ślub i facet odmienił się o 360 stopni, okazał się potworem, na dodatek zaliczyli wpadkę :(, teraz się rozwodzą.
    3. 170km przez 2 lata, rozstali się na kilka dni przed planowanym ślubem.

    Różnie się układa, tak jak i w związkach nie na odległość. Jednak czasem odległość może trochę zaburzyć obraz związku. Moim zdaniem wszystko zależy od tego, czy ludzie są sobie pisani.
    •  
      CommentAuthorHussy
    • CommentTimeApr 6th 2013
     permalink
    Smutna,ja też kiedyś miałam chłopaka na odległość. Mieszkał na drugim końcu Polski. Nie mniej jednak przyjechał do mnie kilka razy.
    Ja bym z nim szczerze porozmawiała. Rozmowa zawsze jest najlepsza. Przynajmniej wyjaśnicie sobie kto od kogo i co oczekuje. Taki jest "urok" związków na odległość.. Chociaż nie powiem,ja bardzo ufałam tamtemu facetowi.Jak nikomu nigdy w życiu :)
    --
    •  
      CommentAuthorKARKO
    • CommentTimeJul 15th 2013 zmieniony
     permalink
    Dziewczyny, wracam na wątek, który założyłam... Mam nową rodzinę, co częśc z Was wie. Budujemy nowe szczęście, mamy wspaniałe spoiwo w postaci synka (jak suwaczek pokazuje). Ale teraz... zacyzna się problem z Gosią...
    Opiszę Wam jak to się zadziało. Proszę o MĄDRE rady, licze najbardziej na to, że może macie podobne doświadczenia, moze same jesteście dziecmi z rozibtych rodzin, a może same przeszłyście już ten etap w swoim rodzinach, ze swoimi dziećmi... Nie potrzebuję gdybania, tylko naprawdę przemyślanych, madrych porad... Z GORY WAM DZIEKUJĘ. A historia taka:
    (w opisie "M." to mój obecny narzeczony, nie były mąż)

    ____
    Gosia wczoraj zaskoczyła mnie jak nigdy do tej pory. Zupełnie nieoczekiwanie odsłoniła swoje przemyślenia, problemy. W jednej chwili stanęła przede mną starsza, mądrzejsza o kilka lat…
    Cóż, myślałam że pytania o rodzinę padną znacznie później…
    Tymczasem Małgosia właśnie wczoraj nie tylko zadała bardzo trudne pytania ale i pokazała że myśli o tym, o czym wydawało mi się (chyba podświadomie sobie to wmawiałam) , że myśleć nie będzie…
    Wieczorem była zmęczona, zaczęła płakać o jakiś drobiazg, ale tym razem skończyło się to zupełnie inaczej niż zawsze. Gosia wpadła w silny płacz, zaczęła się zanosić, widziałam od razu, że to zupełnie inny płacz od tych codziennych. Zaczęłam ją pytać, co się dzieje, czemu tak płacze, a ona odpowiedziała: Bo ja chciałam już dawno się Ciebie i taty o coś zapytać a ciągle zapominam. Zaskoczona taką dorosłą formą tego zdania, spytałam: O co Gosiu chcesz zapytać, powiedz. Ona wtedy rozżaliła się jeszcze mocniej, zaczęła bardzo płakać i powiedziała: Bo ja chce mieszkać z wami i z tatą, ja bardzo kocham mojego tatusia i Ciebie i wujka i chcę mieszkać z Wami, ze wszystkimi. Ja nie chcę żeby tatuś mieszkał daleko.
    Teraz, gdy piszę te słowa, znowu, tak jak wczoraj w moich uszach, brzmią tak zaskakująco, tak dojrzale jak na Gosię. Ale tak brzmiały dosłownie. Spytała: Dlaczego nie mogę mieszkać z wami i z tatą? Padło jeszcze kilka stwierdzeń, które wbijały mnie w ziemię z każdym słowem:
    Jak byłam malutka i mieszkałam z tobą i z tatą to było lepiej.
    Ja zawsze chciałam powiedzieć to tobie i tatusiowi ale ciągle zapominam że chcę powiedzieć.
    Nie mów nikomu, że Ci to powiedziałam.
    Ja kocham ciebie i tatę najbardziej na świecie.
    Ja chcę żebyśmy mieszkali razem z tatą, może tata z nami zamieszka.
    Słowa Gosi wbiły mnie niemal w ziemię. Z trudem powstrzymywałam wybuch płaczu, żeby nie pokazać jej tak silnych emocji. Trzymałam się i na szybko musiałam odpowiadać jej, prowadzić najtrudniejszą rozmowę z moją córeczką.
    Powiedziałam jej, odpowiadając na jej pytania, że czasem tak jest, że mama i tata nie mieszkają razem, że tak ma wiele dzieci. Dopytywała, chyba z 5 razy „ale dlaczego”, w końcu, spytała „kto tak zdecydował”… Powiedziałam więc jej, że kiedyś tata tak zdecydował. Zdecydowałam nie mówić jej nic więcej w kwestii DLACZEGO. Myślę, że jest za mała, by słyszeć wyjaśnienia, np. w stylu, ze rodzice się nie zgadzali, czy kłócili – boję się, że takie tłumaczenia w jej nadwrażliwej główce mogłyby sprawić, że każdą sprzeczkę moją z M. np., czy nawet moją z nią, z siostrą, oceniałaby jako zagrażającą że ktoś z nas odejdzie, wyprowadzi się. Myślę, że nie wolno nam takich wyjaśnień jeszcze stosować.
    Więc stanęło tylko na tym, że tak czasem jest, że wiele dzieci tak ma.
    To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
    Widząc w oczach Gosi miłość i do taty i do mnie i potworne rozdwojenie, nie chciałam w żaden sposób oczerniać jej ukochanego taty. Szczegóły i prawda będzie docierać do niej kiedyś. Teraz jeszcze nie czas. Uważałam jednak, że muszę potraktować ją poważnie choć w takim stopniu, by odpowiedzieć na jej pytanie: kto tak zdecydował. Nie widziałam, by jakoś nią to wstrząsnęło, gdy powiedziałam możliwie najspokojniej i najłagodniej, bez cienia oskarżania, że po prostu tatuś tak zdecydował. Kiedy powiedziała, że jak była malutka to było lepiej, to powiedziałam, że po prostu było inaczej i że przecież Gosiu tego nie pamiętasz. Powiedziała wtedy: Ale ja wiem na pewno że z tobą i z tatusiem było najlepiej na świecie.
    Słowa Gosi zapewne na zawsze będą dudnić mi w głowie, a widok jej buzi zapłakanej, zrozpaczonej i tak mądrze pytającej zawsze będę miała przed oczami. Starałam się wybrnąć z tego jak najlepiej. Wyłam długo tej nocy, ale dopiero, gdy Gosia zasnęła. Też ze łzami na buźce…
    Dziś Gosia wstała radosna, w ciągu dnia była bardziej pogodna niż w ostatnie dni, to był dobry dzień. Pewnie to trochę tak, jakby jakiś kamień z serca jej spadł, skoro tak dawno chciała to powiedzieć, porozmawiać o tym, jak powiedziała… Ten dobry dzień niestety zakończył się powrotem do tematu. Gosia leżąc w łóżku ni stąd ni z owąd zaczęła znowu płakać i powiedziała, że Ada (jej koleżanka z przedszkola) ma mamę i tatę w domu a nie tak ja. I czemu ja nie mogę mieć taty u nas w domu, tylko muszę mieć daleko.
    To znowu był dla mnie cios. Byliśmy w pokoju razem (M.już czytał dziewczynkom na dobranoc, jak zawsze). Zaczęłam mówić spokojnym głosem, że czasem tak jest, ze są różne rodziny, M. podchwycił opowiadaliśmy jej o różnych rodzinach, ja powiedziałam, że Ada nie ma brata ani siostry, a ty Gosiu masz i siostrę i braciszka, zaczęliśmy spokojnie opowiadać jej, że niektórzy mają tak, inni inaczej, że ja np. mam jedną babcię, a ona ma aż 5 babć teraz, że ktoś ma tylko mamę i tatę a ona ma i mamę i tatę i wujka itd… Mówiliśmy spokojnie, dłuższą chwilę, słuchała ze spokojem, przytakiwała i tak zasnęła. Zamiast przy bajce jak co wieczór, przy takiej naszej opowieści…
    To były bardzo ciężkie, niewyobrażalnie emocjonalne wieczory.
    Zmuszona byłam improwizować, bo nie spodziewałam się, ze tak szybko Gosia zacznie zadawać takie pytania. Może trochę naiwnie, ale wierzyłam, wydawało mi się, że ponieważ Gosia była malutka, miała rok i 8 miesięcy jak nasza rodzina się rozpadła, to nie wpadnie na to, byśmy mogli mieszkać razem… Jednak wpadła. Szybciej niż myślałam.
    Nie wiemy na ile płaczliwość Gosi ma związek z tymi jej żalami, rozterkami, ale po wczorajszej rozmowie zaczęłam podejrzewać że w jakimś, może znacznym nawet stopniu ma… Zdarza się Gosi, zupełnie dla mnie niezrozumiale płakać, że… chce do mamy. Jak coś się obrazi, popłacze, ja wyjdę do innego pokoju, krzyczy, ze chce do mamy. Jakby była rozerwana miedzy tym, ze jest ze mną, a tym że często może nie jest, jest u taty… Zaczynam podejrzewać, że chociaż Gosia faktycznie jest bardzo wrażliwa i ma takie cechy nadwrażliwości po mnie, to jednak że na jej zachowanie, myśli (jak widać w części dla nas nieznane) wpływa jednak to, że ma rozbitą rodzinę.
    Myślę, że w domu jest jej dobrze. Córeczka mojego M. stała się dla niej naprawdę siostrą, bardzo cieszy się z braciszka, wspaniale go traktuje, widać radość w jej oczach, kiedy do niego mówi, pomaga. Z M. ma świetny kontakt, traktuje go jako bardzo bliską osobę. M. bardzo się stara i zadziwiająco dobrze spełnia rolę wujka. Tego, który wieczorem często usypia, robi jedzenie, pomaga w kąpaniu, bawi się, uczy, wyciera tyłek…wykonuje wszystkie czynności, jakie normalnie wykonuje ojciec…
    Jednocześnie widać też po Gosi miłość, jaką darzy tatę. Zresztą ja od samego początku końca tę miłość w niej pielęgnowałam i nie zdarzyło mi się nigdy jej podważać, jakoś próbować osłabiać. Zawsze w niej ją podtrzymywałam.
    Gosia jest rozdarta. Bardziej, niż myślałam.
    Teraz musimy sobie wszyscy poukładać w głowach to, ze Gosia wyszła z tym tematem. Mnie to poraziło – to oczywiste. M. tez bardzo to poruszyło, też to bardzo przeżywa. Każde z nas ma swój bagaż, ale staramy się tworzyć nową, jak najlepszą dla nas i przede wszystkim dla dzieci rodzinę. Dzieci są w niej na pierwszym miejscu. Wszystkie. Cała już teraz trójka. Wszystko co robimy analizujemy pod katem tego, by im było jak najlepiej. Trudności są, jest ich sporo, ale robimy co możemy. Przechodziliśmy już trud płaczu córeczki M., że chce do mamy (jej mama umarła 2 dni przed jej 3 urodzinami, niespodziewanie). Przeszliśmy tez płacz Gosi, że ona nie chce bym ja umarła tak jak pierwsza mama jej przyszywanej siostry. Przechodzimy wiele trudności, większych, mniejszych. Ogólnych i codziennych. Ale przechodzimy i naprawdę wszystko staramy się robić jak najlepiej dla dzieci.
    __
    ech...
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 15th 2013 zmieniony
     permalink
    Karko, czytam i płakac mi się chce, bardzo ciężkie chwile przechodziliście. Jedną, jedyną radą jaką mogę się podzielić - i to jest coś, co ja bym zrobiła to chyba porada u dobrego, ale naprawde dobrego dziecięcego terapeuty... My się mierzymy z czymś po raz pierwszy, a Ci doświadczeni terapeuci widzą takie zachowania raz, drugi, trzeci - są w stanie naprawdę sensownie doradzić.
    --
  2.  permalink
    Mam "problem", właściwie to nie problem... Po prostu zawiodłam się bardzo. Jakiś czas temu partner mi się oświadczył. Z racji kiepskiej sytuacji finansowej planowaliśmy ślub kościelny za kilka lat. J jestem osobą wierzącą, praktykującą, on wierzy, ale nie chodzi regularnie do kościoła. Czasem tak czasem nie, zależy czy ma ochotę iść. Pojawiła się możliwość wzięcia ślubu za dwa lata (moi rodzice stwierdzili że finansowo w sprawie ślubu możemy na nich liczyć). Zaczęliśmy ostatnio na ten temat rozmawiać (ja i partner) a on stwierdził że wszystko super, tylko on chce cywilny, bo kościoła "nie czuje" i nie ma ochoty przysięgać przed Bogiem. Dla mnie to straszny cios, bardzo mnie to boli. Zgodziłam się przyjąć oświadczyny, ale planując ślub kościelny (zawsze tylko o kościelnym rozmawialiśmy) a tutaj nagle taka zmiana. Oczywiście słyszę zapewnienia o tym że mnie kocha, że on po prostu nie zamierza brać ślubu kościelnego, że dla niego to "szopka". Dla mnie ślub cywilny nie jest na równi z kościelnym, bardziej traktuję to jako wspólne zobowiązanie niż wspólną i tylko wspólną przyszłość na dobre i na złe jak w przypadku Kościelnego... Przepłakałam niejedną noc. Z tego też powodu jestem teraz u rodziców. Zdjęłam pierścionek. Nie zerwałam, ale po prostu nie umiem nosić pierścionka, który był zapewnieniem miłości, która miała być pobłogosławiona przez Boga. Nie wiem jak mam teraz partnera traktować. Kocham Go bardzo, ale po prostu już nie jest tak jak wcześniej. Jak to zaakceptować? Jak nauczyć się żyć z taką wiedzą, w takiej sytuacji. Wiem, że ślubu cywilnego nie weźmiemy nigdy, bo dla mnie to po prostu nie ślub. Nie chcę czegoś takiego. On od początku wiedział jaka jestem i że ślub kościelny tylko wchodzi w grę...
    Nie wiem czego od Was oczekuję. Chyba jakiejś życiowej rady. Jak się z taką sytuacją pogodzić? Łzy same cisną się do oczu kiedy o tym pomyślę, szczególnie wieczorami, kiedy wszystkie obowiązki znikają...
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJul 18th 2013
     permalink
    Uważam, że Twój foch jest nieuzasadniony i wręcz głupi. Nie można kogoś zmusić do wiary, a dla niewierzącego to faktycznie "szopka" czy też "przedstawienie"- po prostu udawanie. To, że ileś tam % społeczeństwa tak postępuje, z premedytacją, dla "ładniejszej" ceremonii nic tu nie zmienia. Powinnaś docenić, że Twój narzeczony takiego zakłamania nie chce.
    Gwarancją związku na dobre i złe, jest tylko obopólna chęć i praca nad związkiem- żaden ślub-o czym świadczą choćby sytuacje opisane w tym temacie. Poza tym skoro żyjesz z nim bez ślubu i planujesz żyć kolejne lata, to chyba taka rygorystyczna w tych swoich praktykach kościelnych nie jesteś.
    Na naszym ślubie (cywilnym) było "nie-małżeństwo" z 40-letnim stażem- również po "nie-ślubie"- życzę Ci żebyś po 40 latach (ze ślubem czy bez) tak patrzyłam na swojego mężczyznę a on na Ciebie, jak ta para.
    --
    •  
      CommentAuthormigg
    • CommentTimeJul 18th 2013
     permalink
    Straciatella, współczuję. Napiszę tylko, że np. w przypadku, gdy jeden z partnerów nie jest katolikiem (mówimy o ślubie katolickim, tak?), można wziąć ślub kościelny - z tym że ten niewierzący partner omija fragment przysięgi dot. Boga. Ale nie wiem, czy jest taka opcja z niepraktykującym katolikiem (a takim jest, jak zrozumiałam Twój partner).
    --
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeJul 18th 2013 zmieniony
     permalink
    Wtedy niewierzacy sklada inna przysiege...

    Straciatella... Foch w takim wymiarze jest glupi... W mojej opinii Twoj partner wykazuje sie dojrzalym podejsciem do tematu. Rozumiem, ze czujesz sie zawiedziona, bo on zmienil zdanie... Ale czy naprawde wg Ciebie Wasz zwiazek nie zasluguje na to by szukac kompromisow?

    P.S.
    Nie chce Cie rozliczac z Twojej religijnosci i poboznosci, ale slub cywilny zgodnie z nauka KK to nie slub.
    Troche nie rozumiem robienia z narzeczonego osoby, ktora nie szanuje Twoich przekonan, skoro Ty sama ich chyba do konca nie rozumiesz...:confused:
    --
    •  
      CommentAuthorstraciatella
    • CommentTimeJul 18th 2013 zmieniony
     permalink
    Dla mnie ogromnym problemem jest to ze moj partner od poczatku wiedzial ze slub bedzie tylko i wylacznie koscielny. Poza tym bardzo dlugo sam tego chcial i sam zaczal planowac gdzie i w jakim kosciele. Ja nie mowie o zmuszaniu sila go przed oltarz nie zaciagne. Chodzi o sam fakt tego ze zylam w swiadomosci slubu koscielnego bardzo dlugo. Wiec albo on mniee oklamywal z premedytacja albo nagle mu sie odwidzialo ale powiedzial o tym dopiero w tym momencie. I nie, nie jest to foch tylko zwyczajnie sie na nim zawiodlam. Tym bardziej ze chodzi do kosciola. Nieregularnir ale chodzi. Dziecko ochrzcil chce poslac do komunii. Potrafi byc swiadkiem na slubie czy chrzestnym ale nie potrafi byc mezem? Nie rozumiem tego. Nagle twierdzi ze to szopka a wie jak to dla mnie wazne. Probuje mnie namowic do cywilnego kiedy wie ze ja takiego slubu sobie nie wyobrazam i dla mnie to zwykly swistek. Nie tak wyobrazalam sobie nasze wspolne zycie. Owszem teraz zyje w grzechu i zdaje sobie z tego sprawe ale nie chce tak zyc do konca zycia. Zbyt duza role mimo wielu zalaman odgrywa w moim zyciu Bog. Ciezko mi jest sobie wyobrazic dalej takie zycie. Kocham go wiele dla niego poswiecilam a on nagle zmienia zdanie twierdzac przy tym ze kocha mnie ponad wszystko. Nie bardzo wiem jak sobie z ta sytuacja poradzic.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 19.07.13 00:13</span>
    Jaheira i wlasnie dlatego cywilnego nigdy nie wezmiemy, bo to nie jest slub wg Kk i wg mnie. Szanuje ludzi po takim slubie jako malzenstwo, bo to ich decyzja, ale ja sie na taki slub nigdy nie zdecyduje. I doskonale wiem ze zyje w grzechu i nie ukrywam ze zle mi z tym ale to jest wlasnie ten kompromis o ktorym mowisz. Wspolne zycie przed slubem i wszystkie tego konsekwencje byly "uklonem" w strone narzeczonego... Coz teraz wychodzi na to ze to nie byla sluszna decyzja.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 19.07.13 00:25</span>
    Co do slubu z mojej strony koscielnego a z jego strony cywilnego to ja bylam sklonna isc w tym kierunku. Niestety narzeczony sie nie zgodzil. On tego "nie widzi" ze skladamy dwie rozne przysiegi. Niestety. U niego tylko cywilny wchodzi w gre. Nawet gdybym tylko ja miala skladac przysiege Koscielna. Tego to juz kompletnie nie rozumiem. Nie mam pojecia dlaczego takie jest jego zdanie mimo ze wie jakie to dla mnie wazne.
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    A ja Ciebie rozumiem i uważam, że to partner nie potrafi zachować się dojrzale. Ja odpowiem Ci z tej drugiej strony - niewierząca, niegdyś wojująca ateistka i partner - bardzo wierzący, nie na pokaz, tylko jak ja to nazywam ma "Boga w sercu".

    Jak się poznaliśmy od razu mi powiedział, że zależy mu na ślubie "kościelnym" (inne wyznanie niż katolicyzm), że zależy mu na tym, żeby dzieci wychować w wierze chrześcijańskiej i w zgodzie z tymi wartościami.

    Nigdy w życiu nikogo aż tak nie kochałam i aż tak nie podziwiałam za to właśnie jakie reprezentuje sobą wartości. Nie miałam problemu, żeby się z tym zgodzić, bo tak szczerze powiedzmy - czy osobę niewierzącą zaboli taki ślub? Nie traktowałam tego jak szopki, bo był to wyjątkowo ważny i wyjątkowy moment dla mojej miłości. Z wychowaniem dzieci podobnie - ujmy mi to nie przyjmie jeśli będą czytać Biblię, wzory chociażby z dekalogu nie dźgają mnie w serce, a dzieci jak będą starsze to albo będą osobami wierzącymi albo i nie - same zdecydują, ale jakieś podstawowe wartości przekaże im mój mąż.

    Straciatella, ja bym radziła Ci zastanowić sie, czy naprawdę go kochasz i porozmawiać o tym, jak będziecie wychowywać dzieci - bo może się okazać, że brak ślubu kościelnego to jest tylko wierzchołek góry lodowej. A takie rzeczy warto ustalić na długo przed ślubem. Tym bardziej, że nie są to błahostki.

    Treść doklejona: 19.07.13 07:50
    straciatella: Co do slubu z mojej strony koscielnego a z jego strony cywilnego to ja bylam sklonna isc w tym kierunku. Niestety narzeczony sie nie zgodzil. On tego "nie widzi" ze skladamy dwie rozne przysiegi. Niestety. U niego tylko cywilny wchodzi w gre.


    Tym bardziej się dziwię, to chyba normalne, że dwie kochające się, dorosłe osoby w takich przypadkach dążą do kompromisu? Gdybym ja była no nie wiem - założymy, że buddystką, a mąż chrześcijaninem to poruszyłabym niebo i ziemię, żeby znaleźć osoby, które udzielą nam "dzielonego" ślubu.
    --
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Jesli partner nie chce skladac innej przysiegi w kosciele, to rzeczywiscie zmienia postac rzeczy.
    --
  3.  permalink
    Dziękuję dziewczyny za opinie, dam znać co dalej z tego wszystkiego wyniknie, choć pewnie nieprędko podejmę decyzję, bo nie chcę niczego robić w emocjach. Wciąż liczę na to, że zmieni on zdanie. Może niekoniecznie weźmie ślub kościelny, ale w kościele "z podziałem na przysięgi".
    The_Fragile ja też uważam że dla niego ślub kościelny nie byłby ujmą, w końcu w kościele bierze się ślub konkordatowy - i cywilny i kościelny. Tym bardziej że nic przeciwko innym sakramentom nie ma. Córkę wychowuje w wierze katolickiej, choć nie zabiera jej co tydzień na niedzielną mszę. Szkoda tylko, że na ślub w kościele, ale dla niego nie kościelny nie chce się zgodzić. Bo ja byłam skłonna na takie ustępstwo z mojej strony, co też nie jest dla mnie łatwe.
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    a ja powiem szczerze, że rozumiem żal straciatelli.
    Zamieszkałam z narzeczonym jeszcze wtedy przed ślubem, byliśmy tylko zaręczeni, ale od początku mówiłam mu że ślub kościelny jest dla mnie ważny i mój A o tym wiedział.
    Byłam świadoma, że nie dostanę rozgrzeszenia w kościele, więc przez rok, nie chodziłam do komunii, tak, tak wiem, pewnie w innym kościele dostałabym rozgrzeszenie, ale w moim nie dostałam i w innych nie próbowałam (moje koleżanki w podobnej sytuacji dostawały rozgrzeszenie bez problemu - co ksiądz to inna sprawa).
    Nie raz mówiłam mojemu A, że to dla mnie trudne, ta świadomość że nie mogę iść do spowiedzi, komunii, ale to była moja, świadoma decyzja życia w grzechu. Wiedział, że mnie to boli i powiedział że weźmiemy ślub kościelny dla mnie, bo on wie że to dla mnie ważne i że do końca nie byłabym szczęśliwa.
    Dodam, że mój mąż ma wszystkie sakramenty, ale do kościoła nie chodzi, mówi że wierzy, ale się nie modli.
    Przed ślubem dostałam warunkowe rozgrzeszenie z obietnicą, że będziemy żyć jak białe małżeństwo, obietnicy dotrzymałam, mąż też to rozumiał i szanował.
    Powiem szczerze, że gdyby na początku mój A obiecał, że weźmie ze mną ślub kościelny, a potem by zmienił zdanie, to czułabym się oszukana, tak po prostu, to tak jak by się ludzie dogadali, że chcą mieć dzieci, wiedzą że mają wspólny front w tym temacie, a nagle po ślubie mąż informuje żonę, że nie chce dzieci i nigdy nie chciał i co wtedy też mówiłybyście, że kobieta przesadza, że zmusza go do ojcostwa, bo tak trochę zrozumiałam niektóre wypowiedzi, że ona go na siłę zmusza do kościelnego ślubu.
    Podam jeszcze sytuacje mojej koleżanki, jest osobą wierzącą, praktykująca i co poznała i zakochała się w świadku Jehowym, on nie praktykował tego wyznania, ale cała jego rodzina była praktykującymi świadkami, nie miał chrztu, napisała prośbę do biskupa o ślub niepełny i wtedy ta przysięga w kościele była z jej strony, on nie klękał w pewnych momentach tylko stał, nie brał sakramentów, przysięgał jej i przed nami, a ona jeszcze przed Bogiem, ani księdza, ani gości to nie dziwiło,tak było
    Jej dzieci są ochrzczone, ona chodzi do kościoła z nimi, uczy ich modlitwy, a on tą kwestię zostawił jej.
    Też mógł powiedzieć, nie będę uczestniczył w tej farsie, szopce, ale zrobił to dla niej, podobnie jak mój A dla mnie, oboje wiedzieli, że to dla nas ważne
    --
    •  
      CommentAuthor_Isia_
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Dla mnie to kwestia szacunku dla drugiej osoby i zrozumienia jej potrzeb. Dla kogoś przysięga może być szopką, ale mówiąc szczerze, gdyby mój mąż przyszedł do mnie i powiedział mi, że to co dla mnie jest głębokim duchowym przeżyciem, nazwałby szopką, to powiedziałabym mu, że nie potrafi uszanować moich uczuć i przekonań. Tak się po prostu nie robi. Zwłaszcza komuś, kogo się kocha.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    _Isia_: gdyby mój mąż przyszedł do mnie i powiedział mi, że to co dla mnie jest głębokim duchowym przeżyciem, nazwałby szopką, to powiedziałabym mu, że nie potrafi uszanować moich uczuć i przekonań. Tak się po prostu nie robi. Zwłaszcza komuś, kogo się kocha.


    No ok, ale dlaczego to w drugą stronę nie działa? Twój mąż ma szanować twoje przekonania, a ty jego już nie?
    •  
      CommentAuthor_Isia_
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Działa. Straciatelli wystarczyłaby przysięga jednostronna. Dla mnie to uczciwy kompromis. On jeśli nie chce, to nie przysięga. Ona przysięga i nie musi żyć w grzechu.
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    _Isia_: Działa. Straciatelli wystarczyłaby przysięga jednostronna. Dla mnie to uczciwy kompromis. On jeśli nie chce, to nie przysięga. Ona przysięga i nie musi żyć w grzechu.


    No i świetnie, ale uważam, że taki kompromis jest możliwy dopiero wtedy, gdy przekonania i potrzeby OBU stron zostaną wysłuchane i uszanowane.
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Hydro, ale gdyby narzeczony straci od początku mówił jej nie chcę kościelnego, nigdy nie będę chciał, to ona by wiedziała od początku na czym stoi i wtedy podjęła by decyzję, będę z nim, bo go kocham, ale nigdy nie będzie ślubu kościelnego, a on jej mówił, dobrze zgadzam się na kościelny a potem gdy ona się zaangażowała, zamieszkała z nim to nagle po roku mówi wiesz ale ja kościelnego nie chcę bo to dla mnie szopka to jest nie fair
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    kachaw: to jest nie fair


    Nie jest (jeśli rzeczywiście padły już jakieś deklaracje), ale z drugiej strony patrząc - dlaczego nie dajemy sobie prawa do zmiany zdania, poglądów, etc. na przestrzeni czasu? Przecież nie wiemy, jak było, czy narzeczony faktycznie z własnej woli zadeklarował chęć wzięcia ślubu kościelnego, czy może ta deklaracja została na nim w jakiś sposób wymuszona? Różnie bywa, sama znam takich historii kilka. Po prostu uważam, że nie ma co oceniać znając tylko opinię jednej ze stron.
    •  
      CommentAuthor_Isia_
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Hydro, ale gdyby narzeczony straci od początku mówił jej nie chcę kościelnego, nigdy nie będę chciał, to ona by wiedziała od początku na czym stoi i wtedy podjęła by decyzję, będę z nim, bo go kocham, ale nigdy nie będzie ślubu kościelnego, a on jej mówił, dobrze zgadzam się na kościelny a potem gdy ona się zaangażowała, zamieszkała z nim to nagle po roku mówi wiesz ale ja kościelnego nie chcę bo to dla mnie szopka to jest nie fair


    Dokładnie. Poza tym jeśli wie, że to dla niej takie ważne, to dlaczego nazywa to szopką. Dla kogoś, głęboko zaangażowanego w wiarę to może być naprawdę przykre.
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Hydro i równie byłabyś tolerancyjna i wyrozumiała, gdyby nagle np Twój mąż po ślubie zmienił zdanie i powiedział nie chcę dzieci i nigdy nie będę chciał, jasne zostałabyś z nim bo go kochasz, ale nie czułabyś żalu, nie byłabyś oszukana?? tak byś sobie to przetłumaczyła, no ma prawo zmienić zdanie.
    Oczywiście ja zakładam że u straciat. takie deklaracje z obu stron padły, sytuacja była jasna co do pragnień obu stron, bo w innym razie ta dyskusja nie ma sensu
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    kachaw: Hydro i równie byłabyś tolerancyjna i wyrozumiała, gdyby nagle np Twój mąż po ślubie zmienił zdanie i powiedział nie chcę dzieci i nigdy nie będę chciał, jasne zostałabyś z nim bo go kochasz, ale nie czułabyś żalu, nie byłabyś oszukana??


    Nie wiem, nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Historię pt. "on nie chce dzieci, ja chcę, co robić" przerobiliśmy wspólnie parę lat przed ślubem. Różniliśmy się w tej kwestii, ale daliśmy sobie czas na dojście do porozumienia.
    Być może i w tej sytuacji potrzeba po prostu czasu na znalezienie kompromisu, który zadowoli obie strony. Ale, powtórzę się, do tego jest potrzebne wzajemne wysłuchanie się, nie tylko postawienie sprawy na ostrzu noża.
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Tu się zgadzam z Tobą w 100% biorę tylko pod uwagę kompromis i wspólną decyzję a nie tylko pragnienia jednej strony
    --
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    kachaw, moim zdaniem jeśli ktoś jest innowiercą albo zagorzałym ateistą, to łatwiej mu przyjdzie ten ślub niepełny (skoro to się tak nazywa) niż osobie, nazwijmy to- wychowanej w wierze katolickiej. Ja mogę powiedzieć na własnym przykładzie: mam ślub kościelny z byłym mężem, na 99% będzie wkrótce uznany za nieważny/nie zawarty. Mój mąż jest osobą wierzącą, kiedyś bardzo aktywnie brał udział w życiu kościoła, ma wierzących i praktykujących rodziców- wiążąc się ze mną wiedział, że nie weźmiemy ślubu kościelnego i musiał odpowiedzieć sobie na pytania, co jest dla niego ważniejsze (wtedy perspektywa stwierdzenia nieważności była jeszcze bardzo mglista). Do czego zmierzam- teoretycznie wkrótce będziemy mieli możliwość ślubu kościelnego, ale ja go nie chcę. I nie wyobrażam sobie przy tym jakiegoś "półślubu", już nie wspominając jakby to odebrało otoczenie. Poza tym do tego musiałabym się zadeklarować jako osoba niewierząca, a na coś takiego nie jestem gotowa i sądząc po opisie, to narzeczony straciatelli także.
    Inną kwestią jest to, co oni sobie deklarowali na początku i związane z tym poczucie oszukania. Tylko z drugiej strony, jeśli to było na początku związku,kilka lat temu, to może jego odczucia co do tej kwestii się zmieniły- jego wiara, spojrzenie na praktyki religijne. Może tego nie przemyślał, bo było zbyt odległe? Nawet jeśli popełnił błąd, to czy zmuszać go teraz do ślubu argumentem "obiecałeś"? Wg mnie kiepski pomysł.
    --
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    Miało być cytuj, a zrobiło mi się oooo, nie szkodzi.

    Mój mąż jest osobą wierzącą, kiedyś bardzo aktywnie brał udział w życiu kościoła, ma wierzących i praktykujących rodziców- wiążąc się ze mną wiedział, że nie weźmiemy ślubu kościelnego i musiał odpowiedzieć sobie na pytania, co jest dla niego ważniejsze (wtedy perspektywa stwierdzenia nieważności była jeszcze bardzo mglista).

    Azniee ale twój mąż od początku wiedział, że nie będzie ślubu kościelnego, nie okłamywałaś go, nie obiecywałaś czegoś "widziały gały co brały". Tu z tego co pisze straciat. jej partner wiedział że to dla niej ważne, obiecywał że kościelny będzie, ona mu uwierzyła, zaangażowała się a teraz on się wycofuje, czy ma prawo zmienić zdanie?? no ma ale czy straciat. ma prawo czuć się oszukana tak.
    Nie wiem czy dla innowiercy, czy ateisty łatwiej jest wziąć ślub niepełny niż komuś kto kiedyś wierzył, ale się "pogubił", albo mu przeszło. To chyba zależy od danej osoby, mój mąż zrobił to dla mnie, bo wiedział że to ważne.
    --
  4.  permalink
    Jedna kwestia - często rozmawialiśmy o ślubie i dopóki były to rozmowy zawsze było mówione że będzie to ślub kościelny. Od początku wiedział że z mojej strony innego ślubu nie będzie i sam cały czas podkreślał że chce tylko kościelny.Teraz kiedy przyszło co do czego to zmienił zdanie. Tak z dnia na dzień. I żadne deklaracje nie były wymuszone. Nie spodziewałam się zaręczyn, myślałam że do tego długa droga, to on zdecydował się na ten krok. Cały czas mnie namawiał na ślub, bardzo skromny, tylko my i świadkowie, w kościele, bo na inny nas nie było stać a bardzo chciał żebym była jego żoną. Teraz kiedy możemy w końcu zrealizować nasze marzenie to on całkiem zmienia zdanie i chce w USC.

    Co do ślubu niepełnego - rozmawiałam z nim dziś. Nie chce, bo może za jakiś czas będzie chciał wziąć kościelny i co wtedy? Ale to tylko możliwość, która może przejść w rzeczywistość za pięć, dziesięć lat, a może nigdy. Więc na taki ślub on zgody nie wyraża i nie wyrazi nigdy.

    Usłyszałam też zdanie, w którym trochę przeczy samemu sobie: "Nieważne gdzie będzie ślub, ważne że z tobą"

    Podsumowując - ślubu nie będzie żadnego. Daję nam czas. Albo osiągniemy wspólny kompromis, albo się rozejdziemy. Wiem jedno - przez całe życie bez ślubu kościelnego żyła nie będę, nawet gdyby to miał być ślub tylko z mojej strony przed Bogiem. Zbyt to wszystko mnie obciąża.
    •  
      CommentAuthorazniee
    • CommentTimeJul 19th 2013 zmieniony
     permalink
    Straciatella, w całej tej historii nie wiemy jednego- nie wiem czy Ty to wiesz, ale wynika z tego co piszesz, że nie- dlaczego on zmienił zdanie? Bo jeśli macie być małżeństwem, to powinniście umieć ze sobą rozmawiać na tyle, żeby takie kwestie wyjaśnić...

    Argumenty co do ślubu niepełnego rozumiem i popieram, w tej sytuacji.

    Tak, daj Wam czas- daj go sobie, żeby stwierdzić co jest dla Ciebie ważniejsze. Czy wolisz (potencjalnie) ślub kościelny z kimś innym, czy życie z tym konkretnym mężczyzną.

    I dodam ogólnie- nie rozumiem tego, że ludzie w dzisiejszych czasach w większości mieszkają ze sobą przed ślubem, współżyją,stosują anty, w kościele "bywają" itd., a po paru latach nagle się okazuje, że ślub kościelny być musi, nieważne, że śmieją się z tego co na naukach i że zaraz po ślubie wrócą do starych nawyków. Taki sam styl życia miał mój były mąż ( i kilka gorszych rzeczy), ale ślub kościelny musiał być, bo "cywilny to nie ślub". Chyba nie muszę dodawać, że żałuję, iż dałam się przekonać.... Zresztą, teraz z tą samą łatwością mu przychodzi stwierdzenie, że ten ślub był "o kant d... potłuc"
    :cool:
    --
    •  
      CommentAuthorAga19782
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Stracia a Twój partner jest niewierzący czy po prostu tak jest wygodniej że nie "musi " chodzic do kościoła modlić się itp.?Nie "czuje" wiary bo nie chce czy faktycznie nie wierzy w Zmartwychwstanie?Przystępował do sakramentów?
    Jak jest jak macie ślub pogrzeb chrzciny? Czym argumentuje swoje podejście oprócz tej "szopki"?
    --
    •  
      CommentAuthorTomira
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Jaki sens ma dla osoby wierzącej ślub kościelny z osobą niewierzącą? W sensie znaczenia religijnego oczywiście. On będzie się "liczył"? Zresztą ślub to nie jest problem życia i śmierci. Brak ślubu; cywilnego, czy kościelnego, to chyba nie jest aż taka tragedia, a znowu ślub taki czy taki to nie warunek konieczny, czy gwarant wspólnego szczęśliwego życia. Zawsze można jeszcze wziąć kilka ślubów i to nawet nie z tą samą osobą (patrz Michał Wiśniewski).
    -- Gniewuś 10.08.2015
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Tomira taki, że nie żyje w grzechu, może przyjmować wszystkie sakramenty i według kościoła jest to normalny ślub.
    Dla niektórych osób ślub nie ma żadnego znaczenia, mogą żyć w wolnym związku partnerskim, ale są osoby, dla których ma to znaczenie i trzeba to uszanować
    --
  5.  permalink
    Aga, ma sakramenty, nie praktykuje bo mu się po prostu nie chce (sam tak mówi) oraz dlatego że dzisiejsi księża "to pedofile" i on ich słuchał nie będzie. Ksiądz w kościele to jego główny problem. Jest nastawiony bardzo, bardzo anty. Tak samo jak do spowiedzi "nie będę się spowiadał obcemu facetowi". Dla niego ksiądz to zło, taką sobie obrał taktykę. Dla jasności żaden ksiądz mu w życiu krzywdy nie zrobił. Boli go to, że oni "nie pracują" tak jak inni.

    azniee - myślę że on sam nie wie czemu zmienił zdanie. Ma nagły odrzut od kościoła i wszystkiego co z nim związane. Kiedy pytam dlaczego, to mówi że w tym momencie kościół nie jest dla niego i on go "nie czuje".
    •  
      CommentAuthorIwona1977
    • CommentTimeJul 19th 2013
     permalink
    Straciatello, pozwolę sobie wypowiedzieć się, choć na forum udzielam się rzadko, to kilka wątków śledzę. Odniosłam wrażenie, że problem, o którym tu piszesz (ślub kościelny) to chyba wierzchołek góry lodowej. Pisałaś w innym wątku, że partner nie wspiera Cię w zdrowym stylu życia, nawet krytykuje, że marnujesz czas na ćwiczenia a pieniądze - na zdrowe jedzenie. Ma pretensje, że nie szukasz pracy, rozlicza Cię z wydatków, sam zaś ukrywał swoje, mimo wcześniejszych ustaleń... Widzę, że w Waszym związku starasz się Ty (troszczysz się o oszczędności, o wynajmowane mieszkanie - pisałaś o problemach z właścicielem; starasz się namówić partnera na zdrowsze odżywianie), natomiast Twój partner łaskawie się zgadza na te starania, lub cześciej - nie - bo nie. Mam wrażenie, że nie ma w Waszym związku otwartej rozmowy, kompromisu, rzeczowej wymiany argumentów ale takiej by znaleźć złoty środek, lub przynajmniej spróbować zrozumieć swoje racje. Zapewne Twój ukochany ma mnóstwo zalet ale obraz Waszego związku wynikający z sytuacji, które opisujesz, jest dla mnie bardzo smutny. Nie wiem czy na Twoim miejscu chciałabym wiązać się na stałe sakramentalnym węzłem, który dla katolika jest przecież nierozerwalny. Z biegiem czasu, zwłaszcza w małżeństwie będzie coraz więcej wspólnych decyzji do podjęcia, jesteś pewna, że znowu nie pojawią się problemy na tym tle, że znowu on nie skwituje czegoś stwierdzeniem "nie, bo nie"?
    Przepraszam, że pozwoliłam sobie na tę analizę, życzę Ci dużo szczęścia i pozdrawiam :-)
  6.  permalink
    Iwona, dziękuję za szczerą opinię. Mój partner jest trudnym człowiekiem. Jesteśmy jak ogień i woda i chyba to nas do siebie tak ciągnie, mimo, że mamy bardzo różne zdania. On jest wychowany na zasadzie "facet decyduje, kobieta się podporządkowuje". Temperuję ten jego charakter od lat, ale on uwielbia być górą i musi postawić na swoim. Mimo że po czasie nieraz przyznaje mi rację, to w czasie faktycznym to on jest jedyny i nieomylny. Taki wzorzec wyniósł z domu, mój wzorzec jest za to zupełnie inny, dlatego staram się dążyć do kompromisów (jak choćby ślub niepełny, czy gotowanie jego ulubionych potraw w wersji zdrowszej, co nie zawsze mu odpowiada, ale jest coraz lepiej). On jest człowiekiem, z którym ciężko znaleźć kompromis, on nie poznał w życiu co to ustępstwo. Do tego jeszcze traktowanie mnie góry przez jego rodzinę - to tylko utwierdza go w przekonaniu że jego postępowanie jest słuszne, mimo że w ich obecności mnie broni (takie mam wrażenie).
    Żeby nie było - docinek o pracy był argumentem żebym nie ćwiczyła, ale ogólnie ostatnio usłyszałam coś w stylu:"nie siedź tyle przed komputerem, wystarczy jak 5-6razy dziennie sprawdzisz oferty pracy". Nie mogę powiedzieć, dba o mnie, w trakcie choroby sam ciągnie do lekarza, nie mam problemu żeby wziąć 100zł na prywatną wizytę u gina czy dentysty mimo że mogę iść na kasę chorych. Wiadomo, że na forum nie pisze się rzeczy typu "dziś był cudowny dzień", "narzeczony zabrał mnie na fajną wycieczkę do nieznanego parku" czy innych rzeczy z "normalności" - tych dobrych. Może to mój błąd, ale uważam że forum jest do udzielania rad, pytania, wymiany doświadczeń, a niekoniecznie codziennego streszczenia planu dnia. Ja jestem osobą bardzo żywiołową i często widzę coś większe niż jest w rzeczywistości. Po czasie dochodzę do wniosku, że po prostu pewnych rzeczy nie zmienię (jak zamiłowanie partnera do konkretnego jedzenia) a mogę je jedynie nieco "ulepszyć, zmodyfikować". Zapewniam Was że są u nas dobre chwile, ale jakoś wtedy jest mi tak dobrze, że nie muszę się nimi z nikim dzielić (takie moje prywatne niebo) a niestety w mieście w którym mieszkam nie mam znajomych, ileż mogę wisieć na telefonie z przyjaciółką, szczególnie że nasz czas wolny nie zgrywa się ostatnio w ogóle... Dlatego Was zaczęłam traktować jak przyjaciólki (może to za duże słowo) bo mądre z Was kobiety i czasami bardzo wiele rzeczy mi uświadamiacie i dzięki Wam moje, nasze życie staje się lepsze.
    •  
      CommentAuthorAga19782
    • CommentTimeJul 20th 2013 zmieniony
     permalink
    Stracia rozumiem.Większość społeczeństwa nie chodzi do kościoła bo mu się nie chce.
    Partner musi zrozumieć że nie chodzi się do kościoła dla księdza ale dla Boga.
    Druga rzecz-wcale nie musicie brać ślubu u księdza.Zakonnincy są też uprawnieni do udzielania sakramentów.Może zatem jakiś zakonnik wcześniejsze z nim rozmowy,spowiedź i ślub w klasztorze byłyby lepszym rozwiązaniem.Byłam na takim ślubie kiedyś i było bardzo bardzo skromnie i pięknie jednocześnie.
    --
    •  
      CommentAuthorvitani_82
    • CommentTimeJul 20th 2013 zmieniony
     permalink
    straciatella, taka mnie nachodzi refleksja, że jak perspektywa ślubu była daleko to łatwo było snuć plany, a jak pojawiła się możliwość realizacji tych planów to Twój partner się przestraszył tej perspektywy i zwyczajnie pogubił. W sumie nie dziwi mnie to, sama miałam gonitwę myśli przed ślubem :wink:
    Uważam, że dobrze zrobiłaś dając wam czas na zastanowienie, to najlepsze w tej sytuacji.
    To jedynie moje przypuszczenia ale wydaje mi się, że Twój partner nie chcąc mówić Ci wprost, że boi się ślubu i deklaracji użył myku pod tytułem "złożę propozycję z góry skazaną na niepowodzenie aby uzyskać trochę więcej czasu". Tak mi się wydaje, że to gra na czas, bo skoro jest osobą wierzącą, nawet nie praktykującą to ślub kościelny wziąć może ale musi być pewny, że to jest ta osoba, na całe życie. Problem polega na tym, że nikt nam nie zagwarantuje, że to jest właśnie ta osoba... Szczera rozmowa jest wam potrzebna, może po tej chwili na refleksję przyjdzie wam to łatwiej...

    Najważniejsze to nie robić nic na siłę, jeśli czujesz, że ślub kościelny jest Ci niezbędny do wspólnego życia to nie decyduj się na półśrodki, których później będziesz żałować całe życie.
    --
    •  
      CommentAuthorKARKO
    • CommentTimeJul 20th 2013
     permalink
    a ja wtrącę tyle - znam przypadek, gdzie ona wierząca, on ateista zdeklarowany, dostali dyspense, miał byś ślub jednostronny. Ale ksiądz pomylił sie czy zapomniał i poprowadził normalnie i oboje przysięgali... :devil:
    --
  7.  permalink
    "Co do ślubu niepełnego - rozmawiałam z nim dziś. Nie chce, bo może za jakiś czas będzie chciał wziąć kościelny i co wtedy? Ale to tylko możliwość, która może przejść w rzeczywistość za pięć, dziesięć lat, a może nigdy. Więc na taki ślub on zgody nie wyraża i nie wyrazi nigdy."

    W każdej chwili może złożyć przysięgę ze swojej strony. Nie ma żadnych przeszkód, tym bardziej, że nie ma przeciwwskazań.
    Co do ślubu kościelnego, to pokutuje okrutny mit, że to ksiądz udziela tego sakramentu. Nic bardziej mylnego! Szafarzami małżeństwa są sami narzeczeni, którzy w obecności przedstawiciela Kościoła wyznaczonego przez przełożonego danej jednostki terytorialnej i dwóch świadków składają sobie przysięgę. Wg prawa kanonicznego przedstawicielem Kościoła może być każdy uznany przez daną społeczność członek wspólnoty, niekoniecznie ksiądz. Ksiądz udziela li i tylko błogosławieństwa z ramienia Kościoła a także pełni funkcję typowo urzędniczą. Jednak to proboszcz/biskup ustala, kto będzie asystował przy zawieraniu małżeństwa, więc z reguły jest to kapłan.
    Ale: ze względu na to, że wierny może sobie wybrać parafię, w jakiej chce przyjąć dany sakrament, to możecie udać się do takiej, gdzie znajdzie się proboszcz, który da misję świeckiemu, który będzie asystował przy udzielaniu ślubu jednostronnego kościelnego w USC.
    Mam nadzieję, że napisałam zrozumiale.
    Jest to trudne do przeprowadzenia, ale nie niemozliwe.
    •  
      CommentAuthorkachaw
    • CommentTimeJul 25th 2013
     permalink
    Fretka pisząc o tym ślubie przypomniałaś mi jak przed moim ślubem podeszłam do mojego proboszcza i się zapytałam ile kosztuje ślub, a on popatrzył na mnie i się pyta " ale czemu mi chcecie płacić, przecież to wy składacie sobie przysięgę ja tak tylko trzymam mikrofon" i za to właśnie uwielbiam moją parafię i proboszcza, zero pazerności, a piszę to bo wiem, że w niektórych parafiach są cenniki
    --
  8.  permalink
    Dziękuję dziewczyny za podpowiedzi, opinie.
    Na teraz odpuszczam. Może coś się zmieni w jego myśleniu za jakiś czas. On chętnie by już jutro wziął ślub, ale tylko i wyłącznie cywilny. Nic innego nie wchodzi w grę. Każde inne rozwiązanie jak choćby ślub niepełny jest dla niego nie do przyjęcia. Wszelkie argumenty są jak grochem o ścianę. Z jego strony słyszę jeszcze "jak to będzie wyglądało? co powiedzą inni" (w domyśle jego i moi rodzice). Powiedział że wstyd byłoby mu brać taki ślub, że nie chce siebie, nas narażać na komentarze. Trudno, poczekam. Nie wiem jak długo przyjdzie mi czekać. Ja ze swojej strony jestem fair - powiedziałam że całe życie w związku nieformalnym żyła nie będę, a ślub kościelny, choćby z mojej strony jest dla mnie bardzo ważny. Wie na czym stoi i daję mu czas na podjęcie jakiejś decyzji.
    •  
      CommentAuthorciacho1984
    • CommentTimeDec 9th 2013
     permalink
    Hej dziewczyny ,mam nadzieje że w tym wątku ruchu nie ma i wszystkie jestescie szczesliwymi mężatkami:)
    ja przez ten cały rozwód przerobiłam tak prawo rodzinne ze sama stawiam sie na wszystkie sprawy,pisze pozwy bezpomocy adwokata iteraz czekam na rozprawe o alimenty wiec o jakąs wiedze mnie to wzbogaciło...szkoda że akurat o taką ale człowiek uczy sie całe życie
    Pozdrawiam Was i powiem Wam jedno-z perspektywy czasu - dobrze sie stało :)
    •  
      CommentAuthoradaja78
    • CommentTimeFeb 2nd 2014
     permalink
    a ja jestem stara panna, 14 lat czekałam choćby na te cholerne zaręczyny, sama wiele razy wyjeżdzałam z propozycją ślubu (oświadczyny?). On zawsze tłumaczył- jak będzie nas stać na wesele to wtedy... dzisiaj wiem że dobrze się stało,że ślubu nie było. Jeśli on wiele lat się waha, to nic z tego nie będzie. Marzenie o białej sukni zakopałam w lesie.
    --
    •  
      CommentAuthormamoniksa
    • CommentTimeApr 7th 2014
     permalink
    Nie wiedziałam gdzie zadać to pytanie.
    Jestem 8 lat w malżeństwie, różnie sie nam układało. Ale ostatnio jak rozmawiałam z koleżanką zapytała mnie czy gdybym teraz podejmowała decyzję, czy wyszłabym za mojego męża. I wiecie, że nie wiedziałam co powiedzieć? Nie wiem, nie jestem pewna. To normalne, czy jednak cos jest nie tak? Zastanawialyscie sie kiedys nad tym?
    •  
      CommentAuthorHussy
    • CommentTimeApr 7th 2014
     permalink
    Mi się wydaję,że jak się kocha drugą osobę, to odpowiedz powinna być oczywista. Jeśli ma się jakieś wątpliwości to chyba nie do końca jest tak,jak powinno. No i 8 lat razem to jednak sporo.
    Gdybyś go nie kochała i nie była pewna to czemu wytrzymałaś aż 8 lat razem? Wydaje mi się,że takie wątpliwości to raczej od razu po ślubie się ma, a nie po paru dobrych latach.
    A to,że się układa raz lepiej,raz gorzej to normalne. Takie jest życie.
    --
    •  
      CommentAuthor_Fragile_
    • CommentTimeApr 7th 2014
     permalink
    Szczerze to nawet sekundy bym się nie zastanowiła, tak jak Hussy pisze - odpowiedź jest oczywista jeśli się tę drugą połówkę kocha... Znam się z moim mężem 7 lat (5 odkąd jesteśmy razem) i mam wrażenie, że z każdym kolejnym rokiem przybywa powodów, dla których go kocham, a nie ubywa.

    A jak się zastanowiłaś to co Ci wyszło? Jak nadal nie jesteś pewna to tak słabo trochę :(
    --
    •  
      CommentAuthormamoniksa
    • CommentTimeApr 8th 2014
     permalink
    The_Fragile: A jak się zastanowiłaś to co Ci wyszło? Jak nadal nie jesteś pewna to tak słabo trochę :(


    No właśnie nie wiem czy za tę osobę, którą teraz jest bym wyszła. Tzn. wiem, że on pewnie zawsze taki był, tylko pewne sytuacje wyzwoliły w nim to co siedziało od dawna. Wychodziłam za mąż za ciepłego, cierpliwego człowieka. Aktualnie mój mąż w przeciągu ostatnich 2 lat okazał się być bardzo nerwową osobą, z którą trudno spokojnie porozmawiać.
    Faktycznie, od jakiegoś czasu trudno mi powiedzieć mu "kocham cię", bo rzadko to czuję. Kurde, czyli jednak porażka ;((

    Treść doklejona: 08.04.14 08:29
    Czy to jest jakaś reguła, że jeśli człowiek zastanawia się czy kocha drugiego, to znaczy, że go nie kocha, bo jakby kochał to by się nie zastanawiał?
    •  
      CommentAuthormad1
    • CommentTimeApr 8th 2014
     permalink
    Może Twój mąż ma jakiś kryzys co przekłada się właśnie na kryzys (?) w waszym małżeństwie?
    --
    •  
      CommentAuthor_Isia_
    • CommentTimeApr 8th 2014
     permalink
    A ja myślę, że skoro się zastanawiasz, to wciąż jest uczucie. Więc nie jest źle. I warto powalczyć.
    W każdym związku są kryzysy, chyba nie ma takiego małżeństwa/związku, który przez wiele lat przemyka bez żadnych "trzęsień ziemi". Ludzie się zmieniają, zmieniają się potrzeby, priorytety i pojawiają się tarcia i kryzysy, bo trzeba się znowu jakoś dotrzeć w nowych warunkach.
    •  
      CommentAuthormamoniksa
    • CommentTimeApr 8th 2014
     permalink
    _mad: Może Twój mąż ma jakiś kryzys


    To jest możliwe, wystąpiły pewne sytuacje, trudności, z którymi musiał sobie sam poradzić. Ja mogłam go tylko wspierać.

    _Isia_: A ja myślę, że skoro się zastanawiasz, to wciąż jest uczucie.


    Dziękuję Ci, naprawdę.
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.