Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.
Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.
Taki przykładem było puszczenie malucha niedaleko dołu (pamiętam, bo niedawno u Penny chyba o tym pisałam) - ok, ja rozumiem, że tam, w tamtej społeczności to zdawalo egzamin, ale u mnie kompletnie tego nie widzę. Być może to brak zaufania do dziecka, do jego zdolności przetrwania, ale jak widzę tego typu zagrożenie to nie czekam co ono zrobi tylko sama reaguję zawczasu. Być może faktycznie nic by się nie stało tak jak i w tamtej książce, ale jakoś nie miałabym ochoty próbować, nawet z bardziej "błahymi" zagrożeniami (ostatni chociaż Gugisiowy "złapię pszczołę i ją zjem" - miała uszkodzone skrzydełka). Tam był też chyba przykład z nożem.
upieranie sie, że masz 100% pewność, że to zadziała, bo po prostu tej pewności nie ma może mieć żadna z nas (matek), nawet księżna Kate ;))


To zdanie napisała profilaktycznie.
Ja to rozumiałam tak, że autorka chciała pokazać że my jako społeczeństwo cywilizowane utraciliśmy pewną naturalność w podejściu do dzieci, ale w sensie takim, że tak się musiało stać, bo dziś na dziecko żyjące w cywilizacji czycha tyle niebezpieczeństw, że po prostu nie mamy szansy na takie naturalne podejście.
Ja się tylko upieram, że mam 100% przekonania co do słuszności metody
80% ( na szybko policzyłam) moich znajomych, którzy stosuję RB oraz NVC to ludzie którzy albo kształcili się na kierunkach humanistycznych
A dlaczego nie chcemy korzystać z wiedzy i doświadczenia psychologów i neurologów gdy chodzi o odczytywanie zachowań naszych dzieci
To takie luźne myśli, które mi się po głowie kołaczą, gdyż jak napisałam na początku, interesuje mnie to wszystko nie tylko ze względu na to, że mam syna.


w pewnych sytuacjach, w których JA nie mogę odpuścić
) to wychowywałaś byś go po zasady gangów bo inaczej się nie odnajdzie w grupie? Wiem że to fikcja, ale chciałam zobrazować samą nieświadomą tendencję ludzi do postępowania z dziećmi tak, żeby było im jak najłatwiej w tłumie. Nie zadają sobie pytań czy tłum idzie w dobrym kierunku... Iść pod prąd jest czasami cholernie trudno, ale chyba bardziej niż o stopień trudności warto pytać o słuszność kierunku.
eszcze dopiszę może że to co ja chyba robię inaczej, to uwzględniam bardzo ciężkie emocjonalnie dni i wtedy odmawiam tylko tego, co naprawdę muszę.
Co do zębów jeszcze to może zapytam tak: co byś zrobiła gdybyś wykorzystała wszystkie możliwe sposoby przekonania/zachęcenia dziecka, wszystkie które Ci tylko przyjdą do głowy i nadal słyszałabyś "nie"?
Szczerze? Nie wiem. Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, bo na razie metody rozśmieszania nie zawodzą albo gadania o tym, że ząbki wołają "umyj mnie umyj mnie!". Są takie dni, kiedy ględzi tatusiowi "nie chcę niiiieeee chcę", ale wtedy się zamieniamy i ze mną już myje.
Natomiast z tego co piszesz masz chyba ogólnie dzieci takie "do przekonania", jak nie tłumaczeniem to zabawą, u nas jest tak: współpraca na 100% przez 99% czasu, ale tak na lajcie, że nie muszę wiele tłumaczyć, czy szukać sposobów. Natomiast przez ten 1% czasu jest NIEIJUŻKONIECKAPLICA!
No silny charakter ma moje dziecko. I to są te momenty kiedy po prostu odpuszczam.
No właśnie o to chodzi - dziecko, które jest nauczone w domu, że z jego zdaniem się liczą, może napotkać na ścianę, czy to w szkole, czy w pracy i wtedy mogą pojawić się problemy. Nie wiem, gdybam na razie.
w takim układzie nie powinno mieć problemów tego typu w szkole i w pracy, bo w rb dziecko nie jest pępkiem świata.
Chociaż z drugiej strony to któraś z dziewczyn słusznie chyba zauważyła, że dziecko nie jest trzymane pod kloszem i raczej spotyka się z takimi reakcjami ze strony dziadków/cioć/kolegów, czy kogoś tam innego, więc być może ta moja "ściana" jest wyimaginowana i nie jest to aż takie straszne zderzenie jak mi się wydaje.
Więc ja się nie boję. Zresztą, widzę jak pierworodna sobie w przedszkolu radzi - zero problemów, zero "zderzeń ze ścianą". Niedługo młodsza idzie, to sobie potwierdzę albo i nie
Ale jak dotąd jestem spokojna, do tego mam przykład w postaci trójki dzieci mojego brata - starsze od moich (szkolniaki już) i na pewno bardziej rb niż moje
Problemów nie mają, powszechnie lubiane są i raczej do tej pory wszystko idzie gładko.
Hydro, a z ciekawości, skąd u Was taka "rodzinna" predyspozycja do tej metody?
Poza RB mam wrażenie że dziecko dostaje przede wszystkim informację o granicach innych ludzi, prawo do posiadania i bronienia swoich jest mu przyznawane bardzo rzadko, albo wcale. To właśnie powoduje, że dziecko próbując nieustannie walczyć o to by jego granice były tak samo ważne, jak innych, po pierwsze nie może skupić się na tym by być wrażliwym na granice innych, po drugie wykorzystuje każdą możliwą okazję, wręcz je sobie tworzy, by za walczyć o swoje nie szanując przy tym niejednokrotnie granic innych.
Ale wymagam z kolei, żeby chociaż powiedział "dzień dobry", z szacunku do osoby starszej, która go kocha i się czasem nim zajmuje.
może robic wszystko, dopóki nie narusza granic innych ludzi.
zanim wejdziemy mówię, że chciałabym, żeby nie biegał i nie krzyczał, bo to jest miejsce, gdzie ludzie przychodzą odpocząć i spokojnie zjeść. Jak bedzie miał ochotę poszaleć to będzie mógł jak zjemy i wyjdziemy.

Ale wymagam z kolei, żeby chociaż powiedział "dzień dobry", z szacunku do osoby starszej, która go kocha i się czasem nim zajmuje.
), wita się nawet z ochroniarzem z budki na osiedlu. Nie czuł nigdy nacisku na to więc w pewnym momencie w sposób naturalny zaczął nas naśladować. W tych pozostałych 20%, zazwyczaj wystarczy że powiem: Adasiu żegnany się i wchodzimy i on po prostu się żegna i wychodzi, nie muszę mówić: powiedz do widzenia. Mi się taki sposób wydaje lepszy ( dla nas ) bo jest naturalniejszy, Adaś po prostu lubi dziękować, witać się i żegnać, może nie robi tego że świadomego szacunku na razie, ale robi to z uśmiechem, sympatią i szczerze, nie dlatego że ktoś wymaga. Dla mnie to cenne. Zwłaszcza, że okazuje się, że aby takie podejście zaskutkowało, nie trzeba czekać do 7rż np, Adaś miał około 2,5 roku gdy takie zachowania zaczynały stawać się normą, a myślę, że dwulatka jeszcze nikt o brak szacunku nie posądzi, więc ją wolałam dać mu czas na naturalne poznanie tych społecznych aspektów.
zazwyczaj wystarczy że powiem: Adasiu żegnany się i wchodzimy i on po prostu się żegna i wychodzi,
Ja nigdy ani razu nie tłumaczyłam Adasiowi że trzeba mówić dziękuję, przepraszam, dzień dobry czy do widzenia.
I tak się spytam - naprawdę wciąż widzisz w rb wychowanie bezstresowe?
. Ale są momenty, kiedy ma "foszka" i mówi, że się z babcią nie przywita "nie, bo nie". To wtedy tłumaczę. Tak jak mówię - buzi niech nie daje, niech się nie przytula, ale niech chociaż kulturalnie powie dzień dobry.
Hydro, przepraszam, ale gdzie ja KIEDYKOLWIEK napisałam, ze rb to jest bezstresowe? Nawet wczoraj pisałam, że ja WIEM, bo widziałam na własne oczy co to jest wychowanie bezstresowe, czyli podejście "niech robi co chce, mnie to nie obchodzi, niech mi nie przeszkadza". Chyba mnie z kimś pomyliłaś...
RB pokazuje inną drogę, najpierw dziecko musi wiedzieć, że jego granicę są ważne i ma prawo ich bronić, a gdy będzie czuło się bezpiecznie na tym gruncie, nie będzie musiało o to walczyć, będzie mogło wykazać się empatią, zauważając i szanując granice innych
Ja mam akurat taki charakter, ze moich granic nie daje przekroczyc. Jak jest powiedziane tak, to koniec, trudno. Czy to jest w zgodzie z RB? Czy RB zaklada mozliwosc sporadycznego przekraczania granic? Bo umknelo mi to.
Jednego dnia przeszkadza mi granie w piłkę w domu
Dla mnie granica, to coś, co mi zawsze przeszkadza, bez wyjątku..
No ale upierasz się i osiągasz cel czy nie?
Druckermann pisze o "sztywnej ramie otaczajacej duzo swobody". Nalezy byc stanowczym w nielicznych sprawach a poblazliwym w reszcie.
granice większości z nas są ruchome, zależne od samopoczucia i okoliczności
Albo np można bawić się pilotem i bateriami
Ale tak między wierszami jednak da się wyczuć, że nie masz do tego zaufania, że obawiasz się, czy w ostatecznym rozrachunku jednak taki dzieciak nie pójdzie drogą "róbta co chceta".
I mam przemyslenie odnosnie slepego sluchania nauczycieli, w sensie bez kwestionowania. Ktoras z dzieczyn, przepraszam nie pamietam ktora, pisala o autorytecie nauczyciela. Ja nie chce zeby moje dziecko takie bylo. Jak dziecko uwaza, ze polecenie jest niewlasciwe, to ma prawo pytac dlaczego oraz sie nie dostosowac - a nie zrobic cos tylko dlatego, ze nauczyciel kaze. ALE. Jesli popelni blad, tzn. nie zrobi czegos co powinien byl, powiedzmy nie wyrzucil gumy do zucia, to musi poniesc tego konsekwencje. Np. wiecej nie dostanie gumy do zucia. Innymi slowy, chcialabym dac dziecku prawo do bledu. Nie wiem, czy to zawsze zda rezultat. To tylko moje teoretyczne przemyslenia. Czy jest to zgodne z zalozeniami RB?
dziecko wychowywane w RB nie będzie żuć gumy podczas lekcji, a jeśli nawet to sądzę, że posłucha nauczyciela gdy ten poprosi o zaprzestanie.
(niewłaściwe polecenie ) to co innego, i tu RB właśnie wyposaża dziecko w umiejętność odmowy