Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthorluczynka
    • CommentTimeJul 1st 2008 zmieniony
     permalink
    Temat miał być o surogatkach, ale skoro po dwóch latach czyjeś nieuważne posty przekształciły go w dyskusję o in vitro, to w kwestii formalnej zmieniam nazwę wątku.

    Matka zastępcza (surogatka) – kobieta, która przyjmuje do swojej macicy zapłodnioną in vitro komórkę jajową innej kobiety, która sama nie może zajść w ciążę bądź nie mogłaby donosić swojej ciąży. Rola matki zastępczej sprowadza się do donoszenia ciąży, urodzenia dziecka i oddania go biologicznym rodzicom.
    z wikipedii

    Na Ukrainie znajdują się firmy, które pośredniczą w kojarzeniu transakcji. Urodzenie dziecka przez kobietę 20-33 lat kosztuje 11-15000 dolarów, 34-37 lat 9-10 tys $. Dodatkowo 200-250$ miesięcznie na utrzymanie surogatki.
    Za dobór surogatki płaci się 1000 euro.
    Na jednym z serwisów ogłoszeniowych widziałam ogłoszenie Polki, która życzy sobie za taką "usługę" 30 tys. euro.

    Co sądzicie na ten temat? Czy wyobrażacie sobie siebie jako surogatkę? Czy potępiacie kobiety, które decydują się "wynajmować" swoje macice?
    --
    •  
      CommentAuthorAgunia05
    • CommentTimeJul 1st 2008
     permalink
    Ja generalnie nie potępiam ale nie umiałabym tego zrobić. Tzn nie umiałabym oddać maluszka którego nosiłam pod sercem i nie wydaje mi się by to tak kobieta robiła bez wyrzutów sumienia
    --
    • CommentAuthors_biela
    • CommentTimeDec 31st 2008
     permalink
    A ja jeszcze jakiś czas temu wyobraziłabym siebie spokojnie w takiej roli. Dopiero z czasem stalam się przeciwniczką in-vitro... Myślę, że to dlatego, że miałam kiedyś mocny dystans do dzieci, wręcz przepaść emocjonalną i obawiam się, że w tym czasie łatwiej mi było o ozięblość tudzież strach przed dzieckiem niż o zbytnie przywiązanie się. To wszystko zależy od kobiety, jej wrażliwości w połączeniu z doświadczeniami życiowymi... To mit że każda kobieta rodzi się z instynktem macieżyńskim...
    -- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
    •  
      CommentAuthorScorpi
    • CommentTimeJan 2nd 2009 zmieniony
     permalink
    Ja jestem jak najbardziej ZA.
    Wiele par przez to może cieszyć się rodzicielstwem.
    I jestem zwolenniczką in-vitro.
    Spotkałam się z sytuację, gdzie kobieta była wielką przeciwniczką in-vitro do momentu kiedy właśnie ta metoda była jedynym wyjściem zostania matką... Oczywiście w jednej chwili zmieniła poglądy na życie.
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeJan 2nd 2009
     permalink
    W jednej chwili to pewnie nie. Ale chyba wyobrazam sobie taka sytuacje hmmmmmm :confused:
    • CommentAuthors_biela
    • CommentTimeJan 4th 2009
     permalink
    a mnie świadomość o moich trudnościach w zajściu w ciązę jakoś umocniła w przekonaniach. Może chodzi o to że ja na in-vitro patrze trochę jak na niebezpieczną metodę dla kobiety, na którą wiele osób decyduję się przez presję spoleczeństwa na posiadanie dziecka... no cóż takie mam doświadczenia :/
    -- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
    •  
      CommentAuthorMary
    • CommentTimeJan 17th 2009
     permalink
    Odchodząc od tematu in vitro - dla mnie ważne jest, że kobieta która odda takie dziecko bardzo pomaga małżeństwu, które na maleństwo czeka. Sama metoda nie jest dla mnie i MM, ale jeśli są tacy, co chcą zapłacić i tacy, co chcą wykonać usługę by np utrzymać rodzinę - to dlaczego nie?
    Ale jest to raczej niezbyt dobrze przyjmowane przez opinię publiczną, zwlaszcza przez ludzi, którzy nie wiedzą co to jest pragnienie posiadania dziecka.
    •  
      CommentAuthorpani_wonka
    • CommentTimeJan 17th 2009
     permalink
    Dla mnie całość etycznie nie do przyjęcia.
    Dziecko jest sprowadzone do roli jakiegoś przedmiotu umowy, "zrobione" i dane na przechowanie, aż dojrzeje.

    A co jeśli matka tzw. zastępcza mimo zawarcia umowy o treści j. w. w toku ciąży dojdzie do przekonania, że jednak nie chce dziecka oddać?
    Że je pokochała, donosiła i urodziła i chce je wychować?
    I co: będzie sprawa o wydanie dziecka?
    Bo zapłacone?
    Jakby mogło być czyjąś własnością? Czyją? Tej co nosiła, tej której komórka jajowa została zapłodniona, a może w częściach równych z tatusiem na dokładkę!?
    -- "bez pretensji do mądrości, której nie mam, bez odbijania jej na ksero i wpadania w schemat"
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    W całej kwestii in-vitro, matek zastępczych, banków nasienia, implantacji kobietom po menopauzie kwestią podstawową jest uprzedmiotowienie dziecka. Dziecko przestaje być darem, a jest celem do osiągnięcia za wszelką cenę.
    Jeśli chodzi o tę konkretną kwestię, to macica kobiety nie jest tylko inkubatorem stwarzającym warunki rozwoju. Istnieje coś takiego jak psychologia prenatalna, która ujawnia silne związki między matką a rozwijającym się w jej łonie dzieckiem. Nie przychodzimy na świat jako czysta księga. Mamy za sobą już pewien etap rozwoju psycho-emocjonalnego. Ale także noszenie w łonie nowej istoty ludzkiej ma wpływ na doświadczenie matki. To swoista i wyjątkowa symbioza na poziomie hormonalnym, emocjonalnym itd.
    Znane są przykłady sporów i spraw sądowych. Do kogo należy dziecko tak naprawdę?
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    Ale doświadczenie też pokazuje, ze w tych kwestiach jest najwięcej grania na emocjach z bardzo częstym pomijaniem dziecka jako osoby. Czy wolno nam wszystko robić z inną istotą ludzką tylko dlatego że tego bardzo pragniemy?
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    Z wiadomości Humane Life:
    Emocje nienarodzonych

    “Życie dziecka nie zaczyna się w momencie urodzenia, ale znacznie wcześniej” – taką tezę postawili studenci psychologii z Uniwersytetu w Dublinie (Irlandia) i w celu jej weryfikacji przeprowadzili badania nad rozwojem psychicznym dziecka rozwijającego się w łonie matki. Główne zainteresowanie budziły emocje płodu. Badania prowadzone pod kierunkiem dr Marie Murray potwierdziły, że dzieci reagują na dźwięki, które słyszą w łonie matki. Nie tylko bezbłędnie rozpoznają głos mamy, ale „zapamiętują” melodie i bajki, które słyszą przed urodzeniem i reagują na nie po urodzeniu. Jeśli maluchom podobały się, okazują zadowolenie. Negatywne emocje nienarodzonych dzieci są wzbudzane przez wszelkie dyskomfortowi dźwięki docierające z otoczenia – tak werbalne (np. odgłosy kłótni), jaki i niewerbalne (np. hałas mechaniczny). Co więcej, okazało się, że doznania z okresu życia płodowego mają poważny wpływ na psychikę dziecka już narodzonego. [Za: „Irish Times” – 13.01.2009 r. via SPUC - 13.01.2008 r.]
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorkkurka
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    zdecydowanie nie. w człowieku jest coś takiego jak pragnienie powrotu do korzeni, pytanie skąd jestem, skąd się wziąłem? Ludzie, którzy z różnych przyczyn nie wychowują się w rodzinie biologicznej zwykle na to pytanie szukają odpowiedzi.
    Czy tacy rodzice umożliwią dziecku kontakt z surogatką? czy w ogóle mu o tym powiedzą, jak spędziło pierwsze 9 miesięcy życia?
    Jeśli nie, to "zabierają" dziecku kawałek jego prawdziwej historii.
    Ciekawi mnie też, jak to wyglada od strony prawnej. Kto jest matką? Czy surogatka i ta dopiero musi się zrzec swoich praw? czy dawczyni komórki jajowej staje się wtedy matką adopcyjną?
    Jak dotychczas tylko ojcostwo było sprawą deklaratywną.
    --
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    Teoretycznie zamiast tego można wziąć dziecko w adopcji. Pokrewieństwo biologiczne jest dla mnie stosunkowo mało ważne, ważniejszy jest dla mnie osobiście proces wychowawczy, im wcześniej rozpoczęty, tym lepiej. Również więź, która łączy rodziców z dzieckiem rozwija się przez cały czas, nie tylko po urodzeniu dziecka, także i przed. Ale adoptując dziecko również przyjmujemy je z pewnym bagażem, w przypadku osesków małym, w przypadku starszych dzieci - z większym. No - dochodzi tutaj jeszcze dar, jaki stanowi nasz dom wobec dziecka, które domu byłoby może pozbawione...

    Ale - i tu wielkie ale. Procedury adopcyjne są jakie są. W przypadku naturalnego poczęcia nikt nie pyta nas o nasze plany na przyszłość, o system porządkowania mieszkania, o zaplecze finansowe. Dlatego rozumiem pary, które chcą uniknąć tej trudnej procedury - podobno Polska jest krajem, gdzie procedura adopcyjna jest bardzo długa i uciążliwa, w porównaniu z innymi krajami, z jednej strony to dobrze, ale nie do końca.

    Nie potrafię ocenić tej sytuacji. Tekst o uprzedmiotowieniu dziecka - daru nie mówi mi niczego. To tak naprawdę slogan, który nie niesie treści, bowiem każde "starania" w kierunku posiadania dziecka, leczenie, in vitro, adopcja to w pewnym (większym lub mniejszym sensie) takie uprzedmiotowienie.

    Sama raczej nie zdobyłabym się na bycie surogatką, bo nie potrafiłabym oddać tego dziecka. Ale nie chciałabym oceniać osób, które to zrobiły albo zawarły umowę z surogatką, bowiem nie wiem, jakie są motywy ich decyzji i co nimi kierowało. Nie mnie oceniać.
    -- serce przestało bić.
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 18th 2009
     permalink
    Nie Aniu.
    Uprzedmiotowienie jest czymś bardzo konkretnym , a niesie za sobą prawo jednego człowieka do manipulowania życiem innego.
    Adopcja jest czymś zupełnie innym. Jest obdarzeniem cudzego dziecka tym, czego nie dali mu jego biologiczni rodzice, a co jest mu konieczne do normalnego rozwoju, czyli miłością.
    Natomiast procedury umożliwiające manipulacje wokół początków ludzkiego istnienia zakładają, że to istnienie jest czymś podporządkowanym innym ludziom, tylko dlatego, że są dorośli mają takie możliwości techniczne.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 19th 2009
     permalink
    Dorah, rozumiem twoje spojrzenie na to, ale w zasadzie to samo dotyczy wielu dziedzin. In vitro, selekcji zarodków, wielu metod wspomagania płodności, w tym stymulacji i inseminacji. Naprawdę widzisz tutaj zasadniczą różnicę? Jeśli mama faszeruje się hormonami, bo stymuluje owulację, to cacy, a jeśli ciąża jest w innej mamie to be? Tu i tu jest "manipulacja".

    Ja jestem zwolennikiem etyki "mniejszego zła" i w tym przypadku, jak wspomniałam, sama mam wątpliwości. Ale, jak napisałaś o tym ładnie w innym temacie, zbyt łatwo oceniamy innych.
    -- serce przestało bić.
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 20th 2009
     permalink
    Jestem przeciwna wszelkim technikom manipulacji wokół początków ludzkiego życia. Ponieważ granica jest jedna: żadne życie nie jest własnością kogoś innego. Po przekroczeniu tej granicy rozpoczęła się lawina. W tej chwili mierzymy się już sytuacją tworzenia hybryd Ludzko-zwierzęcych. Świat cyborgów jest za progiem. Dlatego uważam, że żadne przepisy i ustawy prawne niczego nie gwarantuję, bo jak pokazuje życie, granice są nieustannie przesuwane w kierunku coraz większej manipulacji i posługiwania się życiem innych istot ludzkich.

    Nie wierzę w tzw mniejsze zło. Kto i jaką miarą może zmierzyć wagę, natężenie zła. Zło jest złem i kropka. Nie może złe drzewo dobrych owoców przynosić, ani dobre złych.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 20th 2009
     permalink
    dorah - podam ci przykład, podręcznikowy:
    widzisz rozpędzony pociąg, stoisz koło zwrotnicy i do wyboru są dwa tory, na jednym stoi głuchy robotnik, a na drugim stoi 10 głuchych robotników. Przesuniesz w prawo, zginie jeden, przesuniesz w lewo, zginie 10. Zrobisz coś? Czy pozostawisz to własnemu losowi, nie spojrzysz na ustawienie zwrotnicy, bo nie przyłożysz ręki do zabijania?

    Każde pokolenie zmierzało się z własnymi lękami i obawami. Każde podejmowało decyzje, które mogły być straszne albo bardzo dobre, skutki były trudne do przewidzenia. Kiedyś niemoralne były próby szczepień. Każda zmiana tego, co już znamy, wprowadzenie czegoś nowego niesie ze sobą zagrożenia, ale i korzyści. Trzeba tylko rozważyć, na ile korzyści przeważają nad szkodami.
    -- serce przestało bić.
  1.  permalink
    Aniu masz racje -to jest przyklad podrecznikowy i wynika on z wiary ze sa w zyciu sytacje tragiczne czyli bez wyjscia. Mozna rzec ze twoj przyklad jest klasyczny tzn opiera sie na wierze tworcow tragedii klasycznej.
    Je nie podzielam ich wiary. upieram sie czlowiek nigdy nie jest w sytuacji bez wyjscia, nigdy nie jest tak ze ma do wyboru jedynie zle wyjscia. Upieram sie ze wolnos rozumiana jako nieustajaca mozliwosc wybrania dobra jest jednym z najistotniejszych atrybutow czlowieczenstwa.
    Zreszta sama o tym wspominasz piszac ze jako pokolenie ale tez jako jednostki mozemy wybierac miedzy czyms co jest staszne i czyms co jest bardzo dobre.
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 20th 2009
     permalink
    Tom - doskonale jest, jeżeli mamy wybór między dobrem a złem. Ale tak jest niestety tylko czasami. W praktyce zastanawiamy się... czy powiedzieć rodzicom chłopaka, że ma problem? Czy to sprawi, że mu pomogą, czy też objadą go, na nas się obrażą, a on się załamie? Czy moja aktywność mu pomoże, czy raczej powinnam się dać mu wygadać i siedzieć cicho? To przykład ale z mojego życia w ostatnich miesiącach. Nie wiem, czy wybór, jakiego dokonaliśmy był dobry, na razie wygląda to dobrze. Ale równie dobrze mogło skończyć się źle.

    W klasycznym powyższym przykładzie zdecydowana większość społeczeństwa nie widzi problemu w zabiciu jednego robotnika.
    Ale dalej idzie inny: jesteś np. w banku. Wpada zgraja bandytów. Zabawiają się i dają ci broń z jedną kulą. Masz wybór - albo zabijesz wskazaną niewinną osobę, a wtedy reszta zakładników wychodzi, albo oni zabijają wszystkich. Dla smaczku - w obu wersjach darują tobie życie. W tym przykładzie wybór jest znacznie trudniejszy i rozpiętość odpowiedzi jest całkiem inna. A nie powinno tak być, bo efekt jest taki sam. Tu i tu zabija się jedną osobę, aby uratować grupę ludzi.

    Podobnie można zastanawiać się nad każdą czynnością prawie. Sytuacje jasne, typu pomagasz babci zanieść zakupy odstawiamy, bo w tym nie ma problemu, kontrowersji.
    Manipulacja życiem może być nie tylko straszna - może to być błogosławieństwo dla tysięcy osób chorych i umierających. Techniki komórek macierzystych umożliwiają hodowlę tkanek i organów. Czyz nie jest to lepsze od transplantacji od dawców? Nie ma ryzyka "zabicia" dawcy na zlecenie, hodujesz własny fragment ciała. Nie uważam, że technika sama w sobie jest straszna, przeciwnie, gorąco popieram kontrolowane, ale powszechne badania np. nad komórkami macierzystymi, chociaż sprzeciwiam się np. klonowaniu reprodukcyjnemu.
    -- serce przestało bić.
    • CommentAuthortom_lukowski
    • CommentTimeFeb 20th 2009 zmieniony
     permalink
    Aniu - rozumiem ze ty uwazasz ze sa sytuacje w ktorych czlowiek musi wybrac zlo. Ty w to wierzysz a ja nie. Znaczy ja jestem wierzacy a ty niewierzaca :-))))
    Nie widze tu zwiazku z mowieniem rodzicom o problemach ich syna. Czasem jest dobrze powiedziec czasem nie jest dobrze. To zalezy od problemu, od tego jacy sa rodzice, jaki jest syn, jakie sa ich relacje, jakie relacje sa miedzy rodzicami a osoba ktora ma im powiedziec o problemach syna i od mnostwa innych czynnikow. Nie chce tego roztrzygac.
    Nie wiem, nie mam danych co widzi lub czego nie widzi wiekszosc jakiegos spoleczenstwa.
    Twierdze jedynie ze jestem wolny tzn zawsze, w kazdej sytuacji moge wybrac dobro. Jesli ty uwazasz inaczej to zakladasz ze wielu ludzi ktorzy popelnili ewidentne zlo a moze nawet wszyscy tacy ludzie nie moga za nie ponosic odpowiedzialnosci no bo po prostu mogli nie miec zadnego innego wyjscia, nie mieli wyboru, byli zmuszeni nie wiem przez los, przez nature, przez przypadek, przez boga do wybrania zla. Winny jest zatem los, natura, przypadek i ten jakis bog. Ja sie z tym nie godze. Dla mnie osoba ludzka to wolnosc wybierania dobra i odpowiedzialnosc. Oczywiscie mozesz wierzyc inaczej :-)
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 20th 2009
     permalink
    Wiesz, ale... nasza zdolność oceny sytuacji to tylko nasza zdolność oceny sytuacji. Swego czasu uznano za dobre spalenie czarownicy, usmażenie dziecka w piecu albo wypędzanie "choroby" rózgą.
    Przypuszczam, że każda z tych osób była święcie przekonana że to właśnie jest dobre, a coś innego złe.
    -- serce przestało bić.
    •  
      CommentAuthorScorpi
    • CommentTimeFeb 21st 2009 zmieniony
     permalink
    Napiszę tak...
    Najwięcej do powiedzenia mają osoby, które bez problemu mogą posiadać dzieci, bo nie wiedzą ile kosztuje walka o nie.
    Postawione w sytuacji tzw. niemoralnego wyboru nie mają pojęcia co by wybrały. I nie wierzę w słowa typu "nie zrobiłabym tego czy tamtego choćby nie wiem co". Dopiero jak staje się przed faktem niemożności posiadania własnego dziecka, człowiek wybiera nawet te tzw. niemoralne drogi i wierzcie mi, wcale z tym się źle nie czuje... Szkoda tylko że za tą swoją miłość do tego dziecka potem jest potępiany.

    Właściwie to powinna być w związku z brakiem morala społeczeństwa naturalna selekcja, niech umierają ci słabi, bo po co nam oni, będą rodzić niepłodne społeczeństwo, które, będzie musiało dokonywać kolejnych niemoralnych wyborów. Niech natura zrobi swoje i kropka...
    A my odstawmy leki, witaminki i najlepiej wejdźmy z powrotem na drzewa....

    eh...
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeFeb 21st 2009
     permalink
    Punkt wyjscia dla wszystkich starajacych sie jest ten sam. CHCA miec dziecko, chca miec rodzine. Wiekszosci sie udaje. I MAJA dziecko. Jest ICH. Tym co sie nie udaje sie nie nalezy takie posiadanie. Jest nieetyczne i oblesne. A motywacje maja dokladnie taka sama jak ci, ktorym sie udalo. Ale oni sa cudownymi rodzicami i kochaja swoje dziecko. Ci ktorym sie nie udaje wyrzadzaja krzywe wszystkich wokol a przede wszystkim swojemu dziecku. Trzeba przyznac, ze jak na pecha to ten jest wyjatkowy. Bo jesli ktos ma raka to chociaz wiekszosc sie nad nim uzali, ulituje. W dupie z ulitowaniem, ale chociaz nikt go nie wyzywa od najgorszych kreatur bo sie leczy i pomimo strasznej choroby chce zyc normalnie. Chce miec plany i marzenia.
    Najlatwiej jest podejmowac trudne decyzje za kogos samemu zdala od nich bedac. Skoro np. adopcja to taka cudowna rzecz to czemu plodne osoby nie adoptuja choc jednego dziecka? Zamiast miec czworo swoich. Skoro juz zostaly obdarowane plodnoscia to niech z niej korzystaja (mnie by nikt nie zatrzymal). Ale skoro jest juz jedno to czemu robic nastepne zamiast adoptowac braciszka/siostrzyczke? Najlatwiej 'zbawiac' swiat cudzymi rekami...
    Sorki, ze ten post malo sie ma do zastepczego matkowania (w tej sprawie w sumie nie mam zdania). Jakos tak mnie Skorpionka natchnela...
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeFeb 21st 2009
     permalink
    Selekcja jest, ale nienaturalna. Słabi umierają, gdy matka ich nie chce z jakiegokolwiek powodu.
    --
    •  
      CommentAuthorAniaBB
    • CommentTimeFeb 21st 2009
     permalink
    Amazonka - to co napisałaś to jak najbardziej naturalna selekcja
    -- serce przestało bić.
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 21st 2009
     permalink
    Spodziewałam się, ze prędzej czy później czy później "argumenty" tego typu zostaną wyciągnięte. I oczywiście nie widzicie ich nieuczciwości. Bo to tylko Ci, którzy mówią o moralności i przedmiotowym traktowaniu człowieka są nieuczciwi, bo mają dzieci.
    Nie, nie wpędzicie mnie w poczucie winy z tego powodu,. że miałam to szczęście naturalnie urodzić dzieci. Ani to moja zasługa, ani przywilej, ani wina tym bardziej.

    Granie na uczuciach jest zawsze nieuczciwe. A niestety w tych tematach wraca jak bumerang. Nie ja jestem winna cierpieniu kobiet,które z jakiś powodów, czasem zawinionych, czasem nie zawinionych, nie maja dzieci w sposób naturalny.
    Ale natomiast wierzę w to, że każde cierpienie w życiu człowieka ma sens, jeśli tylko on nie obróci w kierunku nienawiści do wszystkich i wszystkiego co staje mu na drodze.
    Znam kilku więźniów obozów koncentracyjnych, którzy maja podobne zdanie i twierdzą ,z e to przez co przeszli było w ich życiu potrzebne. Mi.n. Wanda Półtawska, ale także jeden z moich profesorów w szkole średniej.


    Ale abstrahując od igrania uczuciami, jestem zdania, że nasze cierpienie nigdy nie uprawnia nas do wyrządzania zła innym. A tak jest zawsze w przypadku ingerencji wokół początków ludzkiego życia.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeFeb 22nd 2009 zmieniony
     permalink
    A ja spodziewalam sie, ze 'argument' o graniu na uczuciach zostanie wyciagniety wczesniej czy pozniej. Z tej prostej przyczyny, ze jeszcze poltora roku temu uwazalam, ze wszelka ingerencja wokol poczatkow ludzkiego zycia jest zlem i to byl moj wlasny argument koronny. Wtedy kiedy uwazalam, ze problemy nieplodnosci nie sa moimi problemami, rozwijalam go nawet do 'byc moze to, ze to NIE jest moj problem pozwala mi sprawe ocenic trzezwiej, sprawiedliwiej, spokojniej. LEPIEJ'. Dlatego dzisiaj (kiedy problemy nieplodnosci na dobre sie rozgoscily w moim zyciu) nigdy w podobnych dyskusjach nie pisze o swojej rozpaczy, lzach, o tym jak sie czuje ujemnym zerem, ze nic mnie w zyciu dobrego juz nie spotka i nigdy juz nic mi sie nie uda. Staram sie pisac najchlodniej jak umiem. Rozumiem, ze moje uczucia wiekszosci nie obchodza (i pisze to bez zalu, tak to juz jest). Dlatego napisalam 'w dupie z ulitowaniem'. W swoim poprzednim poscie odnioslam sie do argumentu 'posiadania' czyjegos zycia i do rozwiazywania cudzych problemow. Jedynie slusznego rozwiazywania.
    A tak swoja droga to chyba nie da sie rozmawiac o technikach wspomaganego rozrodu bez uczuc. Gdyby ich nie bylo, nie byloby tez i tematu.

    Ja gdybym urodzila naturalnie poczete dziecko to czulabym tylko dume. Zadnego poczucia winy. Wiec jesli, derah, poczulas sie w poczucie winy wpedzona (albo raczej wpedzana) to zle odebralas moje intencje. Skoro Ty masz prawo podsuwac innym jedynie sluszne zyciowe decyzje (bo rozumiem, ze dla Ciebie odpowiedzia na nieplodnosc jest albo adopcja, albo pogodzenie sie ze swoim krzyzem, w zadnym razie techniki wspomaganego rozrodu) to ja tez chyba mam. A ktos kto innemu pokazuje zyciowa droge, ktora sam nie poszedl (choc mogl) jest malo wiarygodny po prostu. I o to mi chodzilo.

    Sens w cierpieniu jest bardzo trudno dostrzec, szczegolnie jesli to wlasne cierpienie. Ale ja tez sie staram. I jesli cos dobrego potrafilabym wyluskac z tego przez co ostatnio przeszlam to chyba powiedzialabym, ze jest to pokora wobec cierpienia innych. Szczegolnie cierpienia, o ktorym nie mam pojecia. Kiedys wydawalo mi sie, ze wiem co to jest 'dobro' w zyciu innych ludzi. Ze wiem lepiej od nich. Gej niech zyje w czystosci i sie modli, rozwodnik wroci do zony (rozwodniczka do meza), nieplodni adoptuja dzieci, etc. A dzisiaj uwazam, ze kazdy ma prawo robic to w co wierzy i co za dobro uwaza. Szczegolnie we wlasnym zyciu.
    •  
      CommentAuthorScorpi
    • CommentTimeFeb 22nd 2009
     permalink
    dorah: Nie, nie wpędzicie mnie w poczucie winy z tego powodu,. że miałam to szczęście naturalnie urodzić dzieci. Ani to moja zasługa, ani przywilej, ani wina tym bardziej.

    Nie było moim zamiarem wpędzanie Cie w poczucie winy, bo masz dzieci urodzone metodą naturalną.
    Ale nie wpędzaj w poczucie winy te kobiety, które chcą posiadać dzieci za wszelka cenę i wszelkimi możliwymi sposobami...
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 22nd 2009
     permalink
    Konwalijka: A dzisiaj uwazam, ze kazdy ma prawo robic to w co wierzy i co za dobro uwaza


    Niestety, ale doświadczenie poprzedniego stulecia ideologii, wojen i manipulacji człowiekiem jednoznacznie pokazuje, że jeśli człowiek siebie stawia jako wyznacznik dobra i zła, to tylko prowadzi do wielu okropnych krzywd.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorkkurka
    • CommentTimeFeb 22nd 2009
     permalink
    przyznam, że "wszelkie możliwe sposoby" brzmią naprawdę groźnie...
    z mojego osobistego doświadczenia wewnętrznego wynika, że jeśli coś "muszę mieć za wszelką cenę", to w jakis sposób ogranicza to moją wolność, zamyka mnie na wszystko inne... wydaje mi sie, że "chcę, nawet bardzo", a "muszę za wszelką cenę" to zasadnicza różnica dla własnej wolności wewnętrznej i wolności drugiej osoby.

    Wyobraźcie sobie faceta, który Wam mówi: "muszę Cię mieć za wszelką cenę i każdym możliwym sposobem". no, ja wole takiego, co po prostu "chce ze mną być".

    próbowałam się postawić w takiej sytuacji i już prędzej widzę się w roli surogatki (chociaż zupełnie nie wyobrażam sobie odddania dziecka, które nosiłam) niż matki ją wynajmującej.
    --
  2.  permalink
    kkurka
    Przyznam, że "wszelkie możliwe sposoby" brzmią naprawdę groźnie...
    Wyobraźcie sobie faceta, który Wam mówi: "muszę Cię mieć za wszelką cenę i każdym możliwym sposobem".

    Uwazam ze to co napisalas wprost idealnie oddaje istote watpliwosci zwiazanych z manipulacjami poczatkiem ludzkiego zycia. Nawet bez tego "za wszelka cene" brzmi to groznie. Wystarczy to "musze cie miec"... lub delikatniej " w koncu mezczyna ma prawo do milosci, do posiadania dziewczyny, do szczescia"... i zgodzimy sie pewnie wszyscy ze to nawet nie musi byc gwalt z uzyciem brutalnej przemocy. To rowniez moga byc narkotyki, alkohol, jakas presja psychiczna, manipulacja, szantaz a nawet delikatne feromony - nie chodzi o metode ale o to niepokojace "mam prawo, musze miec drugiego czlowieka".
    Dodam jednoczesnie ze sensowne argumenty przeciwko rodzicielstwu zastepczemu i innym zblizonym technikom choc moze nie sa ani dla wszystkich oczywiste ani powszechnie przyjmowane to w sumie dosc latwo jest spotkac, dosc latwo je formulowac. Rozumiem jednak ze dla osob stojacych wobec powaznych problemow z plodnoscia ich wartosc jest dyskusyjna. To ze ja sypne z rekawa porcje przemyslanych powodow negatywnej oceny sposobow na macierzynstwo nijak w zasadzie nie moze pomoc malzonkom ktorzy te powody, te argumenty czesto nosza w sobie od dawana, czesto je w sobie od dawna trawia, czesto sie z nimi zmagaja, sami w sobie czesto nie moga sobie z nimi poradzic. To ze ja z wdziekiem i lekkoscia dosypie jeszcze kilka trudno podwazalnych to moze byc odbierane chyba nie bez racji jako przygwazdzanie do sciany kogos kto od dawna czuje sie postawiony pod sciana, jako dowalanie ciezarow komus ktos i tak nie radzi sobie z tym co dzwigal dotad.
    Jest zancznie trudniej w sposob przekonujacy, w sposob ktory mialby szanse byc potraktowany jako przejaw zyczliwosci, solidarnosci, zrozumienia podjac probe przekonania malzonkow z problemem nieplodnosci ze nie sa gorsi, ze moga byc szczesliwi, ze ich milosc moze owocowac, ze moge sie zrealizowac poza biologicznym rodzicielstwem, ze sa potrzebni, ze ich zycie nie jest przeklete , ze ma sens nie mniejszy niz setek malzenstw bez takich problemow.
    Zgoda, taka pozytywna oferta jest trudniejsza, jest skandalicznie rzadka - takze w tym co my, co ja pisze chocby na 28dni. I to ze jakies proby jej formulowania spotykaja sie czesto z odrzuceniem, z wykpieniem, z roznych zreszta powodow, nie jest tu zadnym usprawiedliwieniem.
    W przypadku osob zwiazanych z Kosciolem Katolickim syttacje jest minimalnie lepsza, jakies swiatelka w tunelu, choc z pewnoscia nieliczne, zaczynaja sie pojawiac -chocby spotkania rekolekcyjne "Abraham i Sara" czy "Hiob w rekach Boga" w zaprzyjaznionym Sulejowku ale o propozycje dla malzenstw spoza Kosciola wydaje sie byc znacznie trudniej. Nie wiem moze warto byloby oprocz przypominania coz takiego zlego widzimy w manipulacjach przy poczatkach ludzkiego zycia zalozyc watek ktory moglby malzonkom niekatolickim pomoc zobaczyc inna perspektywe, inna mozliwosc...
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeFeb 23rd 2009
     permalink
    Tom, chyba pierwszy raz na 28dni czytam posta sprzeciwiajacego sie ART bez 'dowalania ciezarow komus ktos i tak nie radzi sobie z tym co dzwigal dotad'. Dzieki.
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 24th 2009
     permalink
    Inicjatywa warta rozpowszechnienia
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 24th 2009
     permalink
    Pomysł Przewodniczącego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych, abp. Henryka Hosera, aby stworzyć narodowy program leczenia i zapobiegania niepłodności, cieszy się wielkim poparciem nie tylko lekarzy. Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki w rodzaj in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, ze wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi - uważa abp Hoser.
    Pomysł hierarchy popiera m.in. dr Jerzy Umiastowski, członek zespołu ds. bioetyki działającego przy kancelarii premiera i wieloletni przewodniczący Komisji Etyki Lekarskiej. in vitro niesie duże ryzyko zdrowotne zarówno dla matki, jak i dla dziecka, ma także szereg negatywnych skutków ubocznych - powiedział.
    Dr Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, przypominając Polakom o konieczności prowadzenia zdrowego trybu życia, co ma niemały wpływ na płodność, również ocenia pomysł jako słuszny.
    Propozycję tego rodzaju programu przedstawił Ministerstwu Zdrowia już 4 lata temu prof. Bogdan Chazan, były krajowy konsultant ginekologii i położnictwa. Według profesora, jego realizacja powinna doprowadzić do stworzenia w całym kraju sieci specjalistycznych, wielodyscyplinarnych ośrodków, w których byłyby prowadzone diagnostyka i leczenie. Leczenie niepłodności np. z pomocą naprotechnologii jest drogie, ale z pewnością tańsze od in vitro. Poza tym jest to rzeczywiste leczenie człowieka, a nie obchodzenie problemu - zauważa prof. Chazan.
    Z kolei dr Maciej Barczentewicz, prezes Fundacji Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. JPII w Lublinie zapowiedział, że fundacja chętnie włączy się w te inicjatywę. Zdaniem ginekologa, ważnym elementem programu będzie szeroka kampania informacyjna, w którą należy włączyć media, reklamę, parafie i diecezje. Nauczanie Kościoła dotyczące płciowości i rodziny zawiera wszystkie elementy profilaktyki niepłodności. Ważne, żeby wykorzystać argumenty nauki do potwierdzenia prawdy nauki Kościoła i odważnie, publicznie je głosić - podsumował dr Barczentewicz.
    (z "Głos dla życia" nr 1 styczeń 2009r.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    • CommentAuthors_biela
    • CommentTimeFeb 24th 2009 zmieniony
     permalink
    totalnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jak ktoś jest przeciwny in-vitro, a potem staje w sytuacji niepłodności, to bez problemu zmiania zdanie. owszem, wiele osób postępuje w ten sposób, ale zastanawiam się wtedy gdzie jest ich moralność?? Gdyby o wszystkim decydowały subiektywne pomysy na życie poszczegulnych ludzi, to na świecie był by niezły burdel... Co więcej, wcześniej miałam opory przed mówieniem o swoim zdaniu, obawiałam się zbytniej ingerencji w czyjeś cierpienie, ale odkąd problem dotyczy też mnie osobiście sprawa stałą się poważniejsza, bo chodzi też o moje dzieci, i o moją godność, a także wszystkich kobiet z którymi się utorżsamiam.

    Owszem, kiedy samemu jest się postawionym w sytuacji cierpienia, bardzo ciężko jest szukać w tym sens. Ja przez wiele lat zmagam się z chorobą, która stawia mnie w sytuacji zagrożenia życia, i dalej nie wiem jaki jest w tym sens i czemu ja. Sęk w tym, że moja sytuacja nie zmieni się na lepsze, jeśli przez to kogoś skrzywdzę, lub nawet samą siebie... a za krzywdę na człowieku uważam in-vitro (zarówno matce jak i dziecku). Jeżeli coś jest złe to jest złe, i nie robię tego ze względu na własne cierpienie.
    -- "kicham na to, czy mój sąsiad czyta o moich cyklach" ngl
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeFeb 24th 2009
     permalink
    s_biela: Sęk w tym, że moja sytuacja nie zmieni się na lepsze, jeśli przez to kogoś skrzywdzę, lub nawet samą siebie


    S-biela, nie wielu ludzi to rozumie. Cieszę się, że już jesteś. życzę poprawy samopoczucia. Nie trać wiary.
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthordorah
    • CommentTimeJun 12th 2009 zmieniony
     permalink
    Dramat Surogatki.
    Film na podobnych faktach autentycznych widziałam już na początku lat 90-tych.
    Ile takich dramatów już było?
    -- chętnie pomogę w interpretacji
    •  
      CommentAuthorluczynka
    • CommentTimeJun 23rd 2009
     permalink
    •  
      CommentAuthorAmazonka
    • CommentTimeJan 6th 2010
     permalink
  3.  permalink
    Ja też jestem za...mimo wszystko
    bardziej w sumie w roli wynajmującej zastępcza matke bo wierze ze byłoby mi strasznie ciężko oddac dziecko
    --
    •  
      CommentAuthorFiufiu
    • CommentTimeJan 13th 2010
     permalink
    Właśnie oglądam niemiecki reportaż na ten temat i się dowiedziałam, że w Polsce jest to legalne, to prawda?
    --
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeJan 13th 2010 zmieniony
     permalink
    Nie wydaje mi sie Fiufiu. Ale najpredzej sprawa jest tak samo nieuregulowana jak in-vitro. Ani nie dozwolona, ani nie zakazana. Byc moze po prostu w polskim prawie nieistniejaca...
    Ja czytalam kiedys u nas w UK wywiad z kobieta, ktora wlasnie innym rodzi dzieci za pieniadze (nie pamietam, ale chyba 4 miala "na koncie"). Co wiecej nie miala wlasnych! Ona w tym wywiadzie mowila, ze czuje sie bardzo szczesliwa i spelniona w takiej roli (ze daje komus nieosiagalne wymarzone szczescie) i robi to nie tylko dla pieniedzy. Ale chyba bezspornym faktem jest, ze to trzeba byc specyficznym do takiej roli.
    •  
      CommentAuthorKonwalijka
    • CommentTimeFeb 3rd 2010
     permalink
    • CommentAuthorbombel8
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    witam jestem w 24 tygodniu ciazy to moje drugie dziecko. narazie sie zastanawiam czy nie oddac dziecka do adopcji mam teraz bardzo ciezka sytuacje zyciowa. nie wiem czy poradze sobie finansowo z dwojka dzieci. starsza corka ma 4 latka. maz mnie zostawił. jestem bez srodkow do zycia bez pracy. nie wiem co robic dalej?????
    •  
      CommentAuthorKARKO
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    Bombel, myślę, że ptorzebujesz pomocy psychologa... Myślałaś o tym?
    Słuchaj, nie mi osądzać, ani nikomu, ale wiesz, ludzie wychodzą z naprawdę wielkich tarapatów... TRZYMAJ SIĘ!!
    --
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 8th 2011 zmieniony
     permalink
    Bombel - a alimenty? może idź do pomocy społecznej, tam na pewno coś Ci poradzą. Nie masz wsparcia w rodzinie?
    Oddać zawsze zdążysz, ale pomyśl, czy naprawdę nic nie możesz jeszcze zrobić? Może jakaś praca w domu?
    •  
      CommentAuthorPaaula82
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    jak czytam niektóre wypowiedzi osób na forum gdzie wiele dziewczyn ma problem z zajściem w ciąże, to krew mnie zalewa. Nie rozumiem dlaczego cierpiąc na bezpłodność bądź mając problemy z płodnością mniejsze czy większe, nie mogę się leczyć tylko mam przyjąć to co mi los daje, dlaczego nie mogę skorzystać z metod leczenia które oferuję obecna medycyna? To może powiedzcie komuś kto zachorował na raka żeby się nie leczył tylko przyjął to co mu los zgotował, niech leży w domu i czeka na śmierć. Co za bzdury po prostu

    Bombel Karko ma rację nie z takich opresji ludzie wychodzą, jest wiele organizacji do których się możesz zgłosić, a dziecko nie tylko pieniędzy potrzebuję by żyć szczęśliwie naprawdę dasz radę. A jeżeli mąż cię zostawił tak czy siak o alimenty możesz wystąpić chyba, dokładnie się na tym nie znam
    -- [url=http://lb2f.lilypie.com/Lw8Vp1.png[/img][/url]
    •  
      CommentAuthorluczynka
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    Paula, jest pewna różnica pomiędzy niemożnością spłodzenia dziecka a śmiertelną chorobą.
    --
    •  
      CommentAuthorkodama
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    Tę różnicę widzą zwłaszcza osoby, którym spłodzic dziecko się udało. Ja nie jestem tego taka pewna...
    -- ad. "piosenka na dziś" - LISTA TU: http://wiki.28dni.pl/forumowa_piosenka_na_dzis_-_lista
    •  
      CommentAuthorTamara74
    • CommentTimeApr 8th 2011
     permalink
    A ja widzę tę różnicę. Wiele razy dziękuję losowi, że obarczył mnie "tylko" problemem z poczęciem dziecka.
    Owszem, wkurzam się, że narkoman i alkoholik leczenie ma za darmo, a w końcu sami wpadli w te choroby, a ja , która w żadnym stopniu nie przysłużyłam się temu, żeby mieć takie problemy, musiałam odkładać sobie od ust, żeby rano robić estradiol a po południu lecieć na usg - wszystko pełnopłatne. Tylko, że potem doszłam do wniosku, że moja złość nic nie da. Szkoda czasu i energii.
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.