No tak, tylko, że w takiej sytuacji jeśli nie chcesz kobiecie "dokopywać", to oprócz zwrócenia kosztów leczenia pewnie nic nie uzyskasz. A i tak sądzę, że jakieś konsekwencje będą, bo jednak ubezpieczalnia zażąda protokołów, a tam czarno na białym będzie, że z winy tej pani.
Dobrze, że te zmiany nie sa jakieś rozległe, bo czasami szklanka wrzątku wystarczy, by mieć spore blizny. Mój kolega ma poparzoną szyję, ramię i przedramię. Wylał na siebie herbatę gdy miał 1,5 roku.
Teraz są takie środki, że pewnie blizn nie będzie lub będą znikome. Oby.
hej, mam pytanie. w złobku, do którego chce oddac dziecko dosyc czesto czestuja maluchy ciasteczkami, slodkimi soczkami itp. Ja staram sie dziecku nie podawac cukru, czy myslicie, że jesli o tym powiem czy zapisie dziecka, to panie beda sie do tego stosowały?
KaMarta, wątpię. To jest prywatny, czy państwowy? Ja prawdę mówiąc wybierałam żłobek przede wszystkim biorąc pod uwagę sposób żywienia... W prywatnym to jeszcze może, może, ale w państwowym na wszystko musi być podkładka - jeśli dziecko czegoś nie je, to potrzebne jest zaświadczenie od lekarza o danej alergii. Przynajmniej w tych, do których chodzili chłopcy. . Uś, straszne :((( Dużo zdrówka, niech jej się wygoi ładnie.
matko, us, no glupich nie sieja... wierzyc sie nie chce ze pani wykazala tak totalny brak wyobrazni mam nadzieje, ze malej najmniejsza blizna nie pozostanie. wspolczuje ci stresu na pocieszenie ci powiem, ze ja jako dziecko wylalam na siebie frytki z prodiza, tak sie krecilam ze bach. nic mi nie zostalo, ani sladu nie mam jednego. a w zeszlym roku przytknelam sobie niechcacy zelazko do reki. ciemniejsza plama (jak juz sie wszystko zagoilo) utrzymywala sie jakies pol roku, teraz sladu nie ma. jak ktos nie ma tendencji do blizn to sie wygoi jak na psie. czego wam zycze
Treść doklejona: 20.06.16 13:16 co do slodyczy to u nas w przedszkolu musielismy wyrazic zgode pisemna, ze dziecko moze byc czestowane jakimis slodyczami jesli takowe beda, np. z okazji czyis urodzin
KaMarta, kto częstuje tymi ciasteczkami? Chyba nie opiekunki, bo to nawet nie zgodne z obowiązującą ustawą żywieniową. I własciwie nieistotne czy państwowy czy prywatny, jeśli tylko pod kuratorium podlega. U nas i w żłobku i w przedszkolu dzieciaki jedzą słodycze, jeśli są jakieś urodziny i dziecko częstuje. Ale jeśli nie może i rodzić o to poprosi to dostaje uzgodniony z rodzicem zamiennik. Ale ostatnio i rodzice trochę pomyśleli i chłopiec w te upały zamiast cukierków przyniósł arbuzy, które rozdzielono między dzieci w przedszkolnym ogrodzie.
Jutro mój malutki synuś idzie do żłobka. Jeszcze przez kilka dni będę odbierała go przed drzemką. Ale On jest taki malusi, mamusiny. I mimo że przyzwyczajony do przebywania poza domem ( babcia się nim zajmowała u siebie w domu ) to tutaj jednak są obce osoby. A on taki przytulasny. Boje się, że poczuje się olany przeze mnie, porzucony właśnie. ..
Dżasti, powodzenia, da radę, ma starszego brata to już trochę łatwiej... Mieliście adaptację, czy teraz jest? Dobrze, że go wcześniej możesz odebrać, to bardzo dużo daje. Życzę Ci, żeby się zaadaptował równie błyskawicznie jak nasz Gugi.
Dżasti, moje dziecko tylko mamusine, w dodatku na cycu. A dotychczas, a chodzi już trzy miesiące, nie uronił ani jednej łzy. W samochodzie mówi, gdzie jechać do żłobka, szczęśliwy bardzo jak wie, że idzie. Także to że mamusiny, to żaden wyznacznik ;))
Dzasti moj Adas tez taki mamusiny a juz drugi rok pomaszerował do złobka. Krasnoludki sa dzielniejsze niz Nam sie zdaje. A to jak rozwija przebywanie w fajnym zlobku to poezja
Dzięki dziewczyny Od poniedziałku byliśmy na dniach adaptacyjnych. Bawił sie ładnie, ale co jakis czas przybiegał do mnie sie przytulić. Wczoraj zostawiłam go na 20 min - jak wychodziłam to sie bawił i jak przyszłam to tez sie bawił. Ale panie mówiły, ze po 10 min zobaczył, ze mnie nie ma i rozpłakał sie, jednak od razu wzięły go na ręce i odwróciły jego uwagę. Ale zabolało mnie to, ze popłakał sie. Wiem, wiem przewrażliwiona jestem. Dzis maz go odwiózł- powiedział, ze na pytanie czy chce do dzieci, to Aleksio pokiwal główka, ze tak i pomaszerował za rączkę do sali. W sali od razu poszedł sie bawić i sie na tatę nawet nie obejrzał. Myśle, ze bedzie dobrze. Te moje dzieciaki takie odważne raczej sa. Maks nigdy nie miał problemów z adaptacja ani w żłobku jak miał iść (nie poszedł co do czego, ale dwa dni tam był) ani w przedszkolu (rok temu poszedł). Aleks widzę tez taki do wszystkich jest. Ale widok tych dzieciaczków w konwulsjach mnie przeraził.
Dzisiaj już gorzej :( Maż mówił, że nie chciał się Aleksio od niego odkleić. Ale jakoś go przekonał i poszedł do Pań na ręce. Jednak jak mąż wnosił fotelik samochodowy do żłobka, to zajrzał jeszcze do sali i Aleksio płakał na rękach u Pani. A wczoraj Pani mówiła, że też popłakiwał. Ja nie wiem czy jak dzieci tak płaczą to czy są gotowe.... To jest jednak stres dla dziecka.
Dżasti, tak male dziecko ma 100% prawo by nie być gotowym na żłobek. Ale powiem Ci, że mój syn w wieku 1,3 jeszcze gorzej zareagował na nianię... Do tego stopnia, że nie mogłam wyjść do pracy. Na szczęście ojciec dziecka akurat wtedy podjął się opieki w czasie gdy mnie nie było... Dopiero w wieku 2 lat zaakceptował nianię. Od razu.
Nie każdy ma inne możliwości poza żłobkiem i choć serce się kraje trzeba przeżyć okres adaptacji ;(.
Ja tez wiem, ze moja Gabunia nie jest gotowa na złobek, tak jak Martynia nie była (w tamtym czasie) - ale niestety - nie zawsze mozna to załatwić inaczej :( Gaba dokąłdnie tak samo reaguje jak ma zostać z każdą inną osoba poza mna, wiec to nie sam fakt złobka - tylko fakt braku mnie ..... :(
Ul_cia to widzę, że Twoja Gabi jak moja Gajka, u nas jak Gaja zaczęła od połowy października adaptację tak dopiero w okolicy stycznia przestała codziennie rano płakać jak ją zostawiałam w żłobku (okres ten poprzecinany był licznymi chorobami więc to też pewnie dokładało do wszystkiego), a pierwsze dni to w ogóle był koszmar, jak przyjechałam po nią po 4h pierwszego dnia to ledwo co oddychała, bo tak się zanosiła od płaczu :/ Zresztą nawet niedawno po dłuższych okresach przerwy zdarzało jej się rano popłakiwać albo mówić "ja ne ce do zloba" jak tylko wsiadałyśmy rano do samochodu...dlatego w sumie bez większego sentymentu żegnam żłobek (chociaż był ogólnie ok) i od października wysyłamy ją z Mikołajem do przedszkola (będą w jednej grupie), mam wrażenie, że obecność brata jej nieco pomoże i łatwiej się tam zaadaptuje...
My też wystartowałyśmy ze żłobkiem niedawno, od połowy sierpnia, to się podzielę, jak to wyglądało u nas. Adaptacja w naszym żłobku trwa tydzień, co dzień o pół godziny dłużej, ale od początku bez mamy. Pierwszego dnia serce mi pękło, bo o ile do sali weszła zaciekawiona i nawet się nie obejrzała, to potem prawie całą godzinę przepłakała... Z każdym dniem było trochę lepiej. Na początku tylko jeść nie chciała, bo pory posiłków inne niż dotychczas miała w domu. Trudne były też pierwsze dwa dni, kiedy była już na cały dzień (w jej przypadku to 7-16). Niby wszystko było ok, ale wieczorem nie mogła mi usnąć. Co się ułożyła, to zaraz się zrywała i zaczynała płakać "nie, nie, nie". Jeśli leżała w łóżeczku, to pokazywała, że chce się położyć ze mną w łóżku, a jak ją brałam do łóżka, to za chwilę chciała z powrotem do łóżeczka... I tak przez godzinę wędrowałyśmy z jednego miejsca w drugie... Wreszcie trzeciego całego dnia nastąpił przełom, bo zjadła cały obiad! I od tamtej pory jest ok. Rano przy odprowadzaniu trochę nie chce mnie puścić, ale panie natychmiast się nią zajmują, odwracają uwagę, zabawiają i od razu przestaje marudzić. Popołudniu odbiera ją tata i ostatnio już nie chce wracać do domu
Natomiast po tych niecałych trzech tygodniach widzę u niej niesamowity skok rozwojowy Całymi popołudniami śpiewa! Tak sobie nuci coś po swojemu. Tańczy inaczej niż do tej pory, bo nauczyła się tak kręcić w kółeczko. Bawi się samodzielnie. Rozgadała się, nawija najwięcej w dzidziusiowym dialekcie, ale też jej słownik poszerzył się o trzy nowe słowa w ciągu ostatniego tygodnia: nie ma, żaba ("łaaaba") i dobra (rozmowa taka mniej więcej była: "Ola, chodź idziemy już do domu, dobra?" "Dbla" ) A no i najlepsze, je sama widelcem Jak to pierwszy raz zobaczyłam, gdy mi na kolację jajecznicę samodzielnie widelcem wszamała, to uwierzcie mi, poryczałam się... Że ona taka mała, a już taka "duża".
Także póki co, (póki nie choruje hehe), żłobek bardzo bardzo na plus!
To ja sie pochwale ku pokrzepieniu serc- moj syn po raz pierwszy dzisiaj wkroczył do żłobka bez płaczu! Taka jestem z niego dumna bo przez ostatnie 2-3 tyg płacz był juz w samochodzie na prostej do żłobka. Pod koniec zeszłego tygodnia zaczął zjadać wszystko co podają. Wybrał sobie Panią do której podchodzi na tulasa albo posiedzieć na kolanach (ale nie płacze).
Dodatkowo w domku synu zaczął sobie śpiewać pod noskiem piosenki, które Panie śpiewają. Zaczyna mowić i komunikować potrzeby (np.wczoraj mówił "nie ce"). Ogólnie dziecko mi wydoroslalo. Jak w piątek zobaczyłam go bawiącego sie z chłopakami na dywanie to wiedziałam, ze teraz musi byc tylko lepiej. I dzis poranek był modelowy. Buziak i papa mama.
Głowa do góry dziewczynki! serce boli ale żegnamy sie rano szybciutko, z uśmiechem informując o swoim przybyciu po obiadku i wychodzimy. Panie naprawdę tula, uspokajają i próbują zainteresować żłobkowym życiem kazde dziecko.
Dziewczyny ale te skoki rozwojowe to niekoniecznie zasługa żłobka Tzn oczywiście cieszę się, że Wam dzieciaki się super aklimatyzują, przestały płakać, zaczęły jeść etc. Super wiadomość
Natomiast mój Hug nieżłobkowy a też skoki rozwojowe zauważam niesamowite. W ciągu ostatniego tygodnia dużo nowych słów, tańczenie, nucenie, nierozlewanie (w końcu !) zupy przy samodzielnym jej spożywaniu łyżką i takie tam.
Dzieci nam dorosleja, nabywają nowych umiejętności raczej niezależnie od tego, gdzie są chowane
Pewnie tak ale mnie póki co cieszy, ze zaczyna wracać do "normalności" i dodatkowo dochodzą nowe rzeczy, które wprawiają matkę w radość Dzisiaj oglądałam jeża samodzielnie pomalowanego farbkami i łapkami (odbite farba dłonie)- cud miód!
Sama zastanawiałam sie non stop czy go zabrać ze żłobka a jednak ten stan uległ zmianie i poprawie. Lżej mi na duszy
U nas poranki są takie se, ale jak odebrałam wczoraj Aleksia to był spokojny. Panie mówiły, ze zaraz po wyjściu m. sie uspokoił a juz posiadaniu było super. Aleks wcześniej chodzi na drzemkę i jak wstaje to inne dzieci śpią to wtedy jest mu najlepiej. W tym czasie bawi sie 5-7 dzieci i jemu to najbardziej odpowiada. Hałas go drażni. A jest taki jeden Stas, który od tygodnia non stop płacze, bez przerwy. I fatalnie działa to na dzieci. Jak tylko Stas przyjdzie to od razu inne dzieci zaczynaja tez płakać. Tylko jak Stas spi to wtedy jest spokój a inaczej dzieci jak tylko go słyszą to są grochy z oczu. Stas jest juz brany przez Oania na spacerki po żłobku, zeby choć chwile dzieci od niego odsapnely. Ale powiem Wam, ze jego płacz jest tak drażniący, ze ja tam 5 min nie jestem w stanie wytrzymać jak Stas akurat jest w sali. Panie dzis powiedziały, ze dają jeszcze Stasiowi tydzień i jeżeli sie nie zaadoptuje choć trochę (w sensie nie bedzie non stop płakał) to bedą rodzice musieli go zabrać.
Naprawdę panie opiekunki ze żłobka informują innych rodziców jakie mają ewentualne plany odnośnie innych dzieci? Hmmm :/ Jakoś w Twojej wypowiedzi, dżasti, brak zrozumienia i współczucia dla dziecka, któremu widać jest bardzo ciężko. Tak to zabrzmiało.
A z tym płaczem to jest tak, że nawet moje dziecko, (które już od 3,5 miesiąca przebywa pod opieką babć i dziadków, kiedy jestem w pracy) w momencie zostawiania go popłakuje. Zawsze. Każdego dnia. Tylko pierwszy tydzień był spokojny, wtedy za to ja płakałam ;) Jak tylko wyjdę już mu przechodzi, w ciągu dnia jest super, bawi się i świetnie się z dziadkami czuje no ale rozstać się z mamą jest mu ciężko. Więc robię szybkie papa, mówię, że wrócę na podwieczorek i wychodzę. Ale co do tego rozwoju, to i ja coś takiego zauważyłam. Adaś naprzemiennie przebywa pod opieką jednej i drugiej pary dziadków. Jakoś miesiąc po moim powrocie do pracy zaczął lepiej jeść, lepiej spać. Widać taka "samodzielność" w ciągu dnia pozwoliła mu też przestać odczepić się od maminego cyca.
Mój Czaruś poszedł wczoraj pierwszy raz, na 2 godzinki. Serce mi pękało, nie spałam całą noc przed... Nie płakał ,łaził sobie po sali i nawet zjadł bułeczkę. Jak go odebralismy od razu usnął w samochodzie.Ciekawe jak będzie dziś?
Isia ja po prostu opisałam jak jest i nie chciałam wypowiedzi nacechowane moimi emocjami. Zresztą ja nie mam w przypadku Stasia żadnych emocji. Wiem, ze jak tam jestem to mnie jego płacz drażni. Ale mnie płacz taki wiszczacy, taki wrzask zawsze drażni. (Moje dzieci sa z tych niepiszczacych i nie wrzeszczących) Inna kwestia, ze jakby mój syn tak płakał to chyba nie dałabym rady go tak zostawić w żłobku. Po prostu serce by mi pękło. Co innego jak dziecko płacze,ale idzie je jakoś zagadać, ululac, uspokoić a co innego jak ni w ząb sie nie da nawet na sekundę. Jak byliśmy na adaptacji to wszystkie mamy pod rząd próbowały Stasiem sie zając. Ja tez próbowałam go na rękach zainteresować myszka, sowka, lusterkiem itp ale nic to nie działało. A podejrzewam, ze mówią rodzicom innych dzieci o planach dotyczących Stasia, bo ja sama słyszałam jak jedna mama mówiła, zeby cos z "tym Stasiem" zrobic, bo inaczej ona zabierze swoje dziecko. Podejrzewam, ze nie ona jedna sie tak skarżyła. Dlatego moze dzis mówią rodzicom, zeby rodzice nie wypisywali swoich dzieci. Ja wiem, ze dzieci musza miec czas. Ale fakt faktem jak juz o tym piszemy, ze jeżeli taki maluszek płakałby tak przez miesiąc bez przerwy non stop, cały dzien, to ja sama zabrałabym Aleksia. Bo to, ze inne dziecko sie stresuje i musi sie zaadoptować i uspokoić, to nie oznacza, ze moje spokojne dziecko ma sie zestresować i być rozdrażnione. Nie zafundowalabym mu takiego stresu. U nas w domu jest cicho i spokojnie. Nikt nie podnosi nawet głosu. I dziecko do świata ma być przyzwyczajone w sposób łagodny a nie juz teraz tu. Tam trzeba byłoby być i usłyszeć ten płacz. Inne dzieci tez płaczą. To sa malutkie dzieci i wszystkie maja prawo płakać, być smutne, ale to w ogóle nie ten kaliber.
ja rozumiem w pełni dżasti. To jasne, ze kazde dziecko inaczej przeżywa, trzeba dać mu szansę adaptacji, ale jeśli to jedno dziecko negatywnie wpływa na 20-stkę pozostałych to ich rodzice mają prawo do niepokoju.
A ja nie rozumiem. Po pierwsze to panie powinny najpierw porozmawiać z rodzicami Stasia. Postarać się znaleźć jakieś rozwiązanie. Jedno dziecko zaadoptuje się szybko, inne potrzebuje dużo więcej czasu. Ale to prywatny złobek więc pewnie obowiązuje zasada"płacę wymagam". Poza tym dżasti, Ty masz taką pracę, czy taką sytuację życiową, że możesz sobie pozwolić na zabranie dziecka ze żłobka. Są tacy rodzice, którzy nie mogą. Warto mieć to na uwadze. I myślę, że za bardzo odnosisz wszystko do swoich dzieci. Dzieci są różne. Jedne płaczą tak, inne inaczej. Jedne wiszczą, inne nie. Moje w rozpaczy łka, z radości wiszczy aż w uszach dzwoni. U mnie też nikt nie podnosi głosu. Ale moje dziecko jest po prostu bardzo ekspresyjne w okazywaniu emocji. I uważam to za wielką jego zaletę. I myślę, że warto się uczyć tolerancji dla innych dzieci.
Ale ja tolerancyjna jestem. I nie napisałam przecież, że wymagam, żeby Staś został wypisany. Napisałam, że Panie żłobku nas o tym poinformowały. I nie chodzi mi o to, że inne dzieci płaczą i wiszczą, bo w domu są krzyki. Napisałam, że moje dzieci do krzyków nie są przyzwyczajone, bo One nie krzyczą i my też nie. I dla moich dzieci to jest duży stres jak ktoś przy nich krzyczy i wiszczy. A ja akurat jak zabrałabym Aleksia to zapisałabym go do innego żłobka. Bo babcia się nie sprawdziła (w sensie dobrze, bardzo dobrze się opiekowała, ale a to lekarz a to do miasta chciała wyjść itp.) I nie porównuję dzieci, nie odnoszę wszystkiego do swoich dzieci, w ogóle nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, że ważniejszy dla mnie jest mój Aleks niż Staś. I jeżeli jemu przeszkadza taki hałas, to nie będę na siłę mu tego fundować. Wiesz, nie wiem czy Panie rozmawiały z mamą Stasia. Może tak. Może to jest wspólna decyzja i żłobka i rodziców. Staś do żłobka chodzi już 3 tyg. Mama Stasia mówiła, że do tej pory był z nianią i chciała, aby poszedł "do dzieci". I teraz mógłby ktoś napisać, że jeżeli moje dziecko nie jest gotowe na taki hałas to nie powinnam go dawać do żłobka. Tylko, że jeżeli prawie wszystkie dzieci w żłobku tak reagują, to znaczyłoby, że te wszystkie nie powinny być żłobku. Bynajmniej Panie powiedziały, że pierwszy raz mają do czynienia z tak (w taki sposób) płaczącym dzieckiem. I być może różnica jest w podejściu w żłóbku prywatnym a państwowym.
Raczej moze byc ciezko podejsc na chlodno. Grunt to przetrwac poczatek. A ze pocztek w cieplych (przynajmniej w teorii) miesia cach przypada to tylko na plus. Bedzie doooobrze...
Moja Jaśmin w poniedziałek była pierwszy dzień w żłobku i była katastrofa, płacz, płacz i jeszcze raz płacz. Wieczorem , moje samousypiające dziecko płakało przed zaśnięciem, w nocy przebudzała się z płaczem. We wtorek było jeszcze gorzej, w żłobku płacz. , a wieczorem masakra- płacz, krzyk etc. Do 22.00 budziła się non stop z krzykiem., który nawet mi było ciężko ukoić, ewidentnie odreagowywała pobyt w żłobku. Była tam przez dwa dni po pięć godzin.
W ciągu dnia, po powrocie ze żłobka normalnie się zachowywała, śmiech, radość etc. Dopiero wieczorami problemy się zaczynały. Do tej pory była z moją mamą, czyli ostatnie osiem miesięcy i nic z takich rzeczy się nie działo. Mi się serce rozpadało na kawałki wieczorami. , bo nie wiedziałem jak jej pomóc, oprócz tulenia, cisiania,noszenia na rękach. , bujania etc.
W środę juz została w domu,bo bałam się ją dać do żłobka. , bo widzę. , że naprawdę ciężko jej to przetrwać. Od wczoraj wróciła pod opiekę do mojej mamy, ale mama może się nią zająć tylko do września. .,wiec od września znowu musze ja dać do żłobka i teraz moje pytanie- jak ją na to przygotować? Może możecie mi coś podpowiedzieć? Czy przez pierwsze dwa dni chodzić razem z nią na kilka godzin, potem spróbować ją zostawić na dwie,trzy godziny,a dopiero po tygodniu,dwóch juz na dłużej ją zostawiać. ...
Ale czy są jakieś sposoby na to,żeby dziecko przygotować czy tylko się łudzę, że się da...?
Z Kaliną nie było najmniejszego problemu,a Jaśmina jest tak wesołym, roześmianym i nie płaczącym dzieckiem,że chyba i ona i ja doznalysmy przez te dwa dni szoku....
Środa, moim zdaniem 5h na starcie to zbyt długo... Na początek po 2 max 3 h wystarczy. Musi sie przyzwyczaić stopniowo,ze mama zawsze wraca.
My sie tak bujalismy 2 tygodnie (właściwie tydzień wczesniej byłam z synem w sali ale wiem,ze nie zawsze tak można). Potem stopniowo wydłużalam czas.
Poprosiłam jedna z Pan o szczególna uwagę. Przytulała i nie raz trzymała mojego syna na kolanach (udowodnione na zdjęciach) Tez traciłam nadzieje,ze sie uda ale Pani przekonywała mnie,zebym nie zabierała młodego bo to minie i jest zupełnie normalne. Po miesiącu zaczął sie przyzwyczajać a teraz sam biegnie po buciki i chce do przedszkola.
Wojtek miał rok i 2 m-ce. Zaczęłam od dwugodzinnych pobytów, byłam z nim. Nie wiem ile to było 2-3 razy. Potem zostawiałam na 2-3 godziny, czasem na posiłek, cały czas pod telefonem w razie W. Z Krysią robiłam podobnie, była wtedy w wieku Jaśminy. I z nią było trudniej. Przy Wojtku telefon nie zadzwonił nigdy, przy Krysi kilka razy wracałam. Raz przyszłam Wojtka odebrać po obiedzie ale okazało się, że poszedł spać z dziećmi. I to był moment przełomowy. W ciągu niespełna 2 tygodni został na 8 godzin, a zaraz potem się pochorował Ale powrót po chorowaniu już był łatwiejszy. Na przykładzie moich dzieci wnoszę, że paradoksalnie im starsze tym gorzej. Albo córki do mamy bardziej przywiązane. Popróbuj stopniowej adaptacji- może 5 godzin na raz to za dużo? Ja tłumaczyłam, że będzie się bawić z innymi dziećmi, jeść jedzonko, spać a potem mama przyjdzie. Dziecko musi mieć pewność, że się wróci...
Tez rozmawialiśmy w domu o przedszkolu i pokazywaliśmy zdjęcia opowiadając kto na nich jest i co tam podrabiali w ciagu dnia (tak nam zasugerowała Pani).
Siedzialam w sali z synem przez okres wakacyjny,była jedna grupa w wieku od 1,5 do 3,5. Faktycznie karolciat, im starsze dziecko tym gorzej było z adaptacja (płacz, krzyk, pełna histeria). Jedna dziewczynka potrafiła cały dzien siedzieć z twarzą wtulona w Panią i nie spojrzeć na nikogo, długo to trwało.
Moj zaczynał płakać jak tylko wyjeżdżałam z domu w prawa stronę a nie w lewa, tak nie chciał do przedszkola. Czasami podglądałam jak sie bawi nim weszłam i widziałam pogodne dziecko. Jak tylko otwierałam drzwi buzia szła w podkówkę (wiem,ze tęsknił). Potem to minęło i zaczął przybiegac z okrzykiem mama i wtulać sie we mnie.
Treść doklejona: 09.06.17 13:36 Z tym spaniem z dziećmi to u nas tez był moment przełomowy karolciu przyszłam a on spał, potem mieli obiadek wiec nie było sensu go zabierać...matka poszła do Lidla a synu pięknie wszystko przeszedl
Chyba za szybko ją na tak długo faktycznie zostawiłam. Kala była starsza, bo miała 2, 2 lata I zero problemow- zrobiła pa pa tyle ją widziałam. Pierwszego dnia już spala w przedszkolu i pełen luz. A widzę. , że jednak Jaśma jest bardziej wrazliwa. Do tego wszystkiego doszło to, że Kala chodzi do tego samego przedszkola. , tylko do innej grupy i mała jak ją widziała gdzieś tam to chciała do Kali i tez był płacz. Z jedzeniem nie było problemow- jadła wszystko sama i nie płakała.
Myślicie, że może po tych pierwszych dniach adaptacyjnych we wrzesniu lepiej by było gdyby mąż ( a jej tata 😉) ją zawoził do żłobka, chociaż przez jakiś czas...?
Myślicie , z tatą będzie jej się łatwiej rozstać niż ze mną?
Kurcze, może jak będzie trochę, czyli o te cztery miesiące stara będzie łatwiej. ...
Obawiam się o jej psychikę. .. Albo panikuję niepotrzebnie....
Ja swojego syna zapisałam do żłobka na kilka tygodni zanim wróciłam do pracy, właśnie, aby na spokojnie go adaptować. Pierwsze dwa czy trzy dni panie pozwoliły mi być z nim. Także godzinka, dwie, był ze mną. Potem samego go zostawiałam na godzinkę, potem dwie... Na pełen etat szedł na luzie ;).
Chyba bardziej chodzi o oswojenie sie z miejscem, poczucie bezpieczeństwa i świadomość,ze mama lub tata po nią przyjedzie (bo z czasem widza, ze zawsze po dzieci ktoś przychodzi). Ale jesli nie czujesz sie na siłach to zawsze moze mąż.
U nas wiedziałam, ze nie mogę mojego z dzieckiem posłać bo inaczej do 20-tego roku życia siedziałabym z dzieckiem w domu (tata jest bardziej wrażliwy jesli chodzi o naszego syna). To ja jestem od dyscyplinowania i odmawiania. Tata pozwala na wszystko eh..
Mój najmłodszy zaczynał żłobek w wieku 18 mcy. Adaptacja polegała na zabawie i oswojeniu w obecności rodzica przez 2 h dziennie. Trwało to tydzień. Dziecko nie mogło zostać na dłużej niż te 2 h. Dopiero później rodzice mieli tę możliwość. My i tak przez pierwszy miesiąc zabieraliśmy przed leżakowaniem. Uważam ze to była dobra, stopniowa adaptacja.
Trzeba dopasować sposób do każdego dziecka indywidualnie, nie ma złotej zasady. Moja przez 3 dni chodziła na 2h (miała 11 m-cy) a na trzeci babki kazały już zostawić normalnie i nie było ani dnia przez całe 2 lata, żeby młoda zapłakała przy pożegnaniu. Za to moja 4 miesięczna to istne high need baby, mega wrażliwa, nic tylko bliskość, dotyk, noszenie, przytulanie itd. i już widzę, że będzie ciężko z jej adaptacją, choć to dopiero za pół roku...
Zaprowadził ja,pani super miła,przystawilam martuche,pociumkala obserwując,oderwala się,i ruszyła do sali.otworzylam drzwi,ta wlazla i pani ja wzięła na ręce.i tyle.zero płaczu.a ja wyszłam.i tyle.zibaczymy jak ja odbiorę,ale żadne dziecko nie płakało.wszystkie z radością włazily do sali.
Pytałam jakiejś matki jak żłobek i mówi że super,dwójka jej dzieci chodzi.no ale fakt że po tych dzieciach widać że super,już trzeci raz jestem w tym żłobki i żadne nie płacze.moze coś im dają,hlehle
ja oczywiscie wiem, ze to sie moze zmienic, ze moze przyjsc okres ze bedzie ryczec, ale jestem dobrej mysli. Skoro innym dzieciakom sie podoba, moze jej sie tez spodoba. Poznalam juz 2 panie i naprawde sprawiaja bardzo dobre wrazenie, takie mlode dziewczyny przed 30tka, usmiechniete, konkretne, zwykle, a nie jakies napompowane z ambicjami. Sprawiaja wrazenie, ze lubia swoja prace, a nie za kare, jak to czasem bywa. Nie sprawialy tez wrazenia jakis nadmiernie ambitnych, w sensie, ze sa bardziej papieskie od samego papieza. No nic, okaze sie w praniu.
Odebrałam,coś tam pokwekiwala bo przed podwieczorek ja wzięłam.pani mi zdała szczegółowy raport,że na śniadanie 3 kromki zjadła,sama,potem poszła spać,spała 1,40 min,potem się Daria,nie płakała tylko krzyczała,na bank głodna była.zupe zjadła z pomocą pani i na drugie danie spagetti też sama.jak ja odebrałam to taka dziwna była,obrazowa,nieswojo,dopiero w domu wróciło mi dziecko.pewnie szok dla niej duży,raczej płakała jak mnie zobaczyła,ale głodna była,zmęczona,wrażeń dużo,no tak jakby z niej zeszło,dopóki do domu nie wróciliśmy,a musiałam po Piotrka jeszcze pojechać to nie moja była ta martucha,inna taka.ale będzie ok,ona przywyklam,ja przywykne i żarcie będę brała jak ja będę odbierać.no moja to otwartych,podejrzewam że 3 posiłki w 8 godzin to dla niej mało.bo przed 4 ja zabrałam.