Zarejestruj się

Aby dyskutować we wszystkich kategoriach, wymagana jest rejestracja.

 

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    W sprawie oceniania czyjegoś podejścia, bo widzę że brom poczuła się urażona. Fakt, nie przekonuje mnie ocena wystawiana na podstawie paru zdań z forum internetowego, bez sensu, prawda? W drugą stronę jednak równie ostro oceniane są tu dziewczyny, które ośmielają się opisać podejście odmienne od ogólnie przyjętego (rb itp.). Dość często zresztą się to zdarza tutaj (poparte wspomnianymi już wcześniej historyjkami z sufitu). Nie wiem, dlaczego, psychologia tłumu, obawa przed nieznanym (bo krytykują najwięcej ci, którzy, powiedzmy sobie szczerze, tematu rb raczej nie znają). A to wciąż to samo, to tylko forum. Może pamiętajmy o tym wszystkie, to będzie nam się tu milej dyskutowało?

    Ja się z brom bardzo rzadko zgadzam, kiedy pisze o wychowaniu dzieci, najczęściej mam całkowicie inne zdanie niż ona. Ale całościowej oceny jednak bym się nie podjęła, bo czuję, że mogłabym się minąć z rzeczywistością.
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Może nie urażona, ale tak po ludzku zrobiło mi się przykro.

    Znam moją córkę i wielokrotnie już byłyśmy w sytuacji, w której mój sposób postępowania udowodnił skuteczność. Przykład - Marta stwierdziła jakiś rok temu, ze nie będzie chodzić na basen z przedszkolem. Bo nie, bo nie chce nurkować, bo nie chce skakać. Nie wypisałam jej, co sugerowała wychowawczyni w przedszkolu, ale porozmawiałam z instruktorem i uzgodniliśmy, że Marta będzie chodzić, ale nie będzie robić kilku rzeczy. Ona stwierdziła, że jest cyt. "wolna". Problem minął. Powrócił w tym roku - znowu sugestia wypisania. Ja zapisałam na dodatkowe zajęcia, po 1 spotkaniu (!) mam w domu wielbicielkę pływania, obecnie chodzi na zajęcia 2 razy w tygodniu, raz z przedszkolem, raz indywidualnie.
    Gdybym wypisała Martę, tak jak żądała, dostałaby komunikat, że zapisanie na zajęcia (czego bardzo chciała) nic nie znaczy. Że za tydzień może judo a potem fortepian. Aż się odwidzi. Że rodzice płacą za kilka miesięcy z góry, ale nie trzeba tego uszanować. A przede wszystkim moim zdaniem wcale nie byłoby to wsparcie, tylko pójście na łatwiznę.
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Myślę, że tutaj nietrudno poczuć się niefajnie jeśli się czyta o sobie:
    - Już sobie na Twój temat wyraziłam zdanie,
    - że się opowiada historie "poparte wspomnianymi już wcześniej historyjkami z sufitu" - co sugeruje, że ktoś wymyśla, kłamie...
    - że "jak na pedagoga to...
    - że odbiera się swojemu dziecku zdobywanie pewnych doświadczeń...

    itp, itd...
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Powiem szczerze, że nie wiem, jak bym w takiej sytuacji postąpiła. Mam bardzo negatywne nastawienie do przymuszania dzieci do tego typu zajęć. Z drugiej strony, jak teraz patrzę wstecz, to czasem sobie myślę, że moi rodzice mogli mnie "przypilnować" z paroma moimi pasjami, które dość szybko porzuciłam jako dziecko. Choć nie jest powiedziane, czy pod przymusem, nawet niewielkim, nie straciłabym całkowicie serca do nich. Dla mnie jednak kompromis pozostaje wyjściem i raczej do tego staram się dążyć, nie leży mi odgórne decydowanie za dzieci.

    Treść doklejona: 11.06.15 09:13
    Monia502: - Już sobie na Twój temat wyraziłam zdanie,


    Widzisz Monia, to są właśnie niedostatki komunikacji na forum internetowym. Nie napisałam, że mam zdanie na twój temat, tylko że mam swoje zdanie na temat organizacji wypoczynku w przedszkolu - w tym wypadku chodziło mi o to, że uważam, że da się zapewnić dzieciom odpoczynek dostosowany do ich potrzeb, wbrew temu, co pisałaś (że brak warunków, że inne dzieci się budzą itp.). A historyjki z sufitu - nie odnosiłam się tu do konkretnej osoby, ale sama przyznasz, że ten zabieg jest często i chętnie stosowany. A to jednak tylko internet, nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie i ile z tego, co pisze, jest prawdą, a ile tylko kreacją. Zasada ograniczonego zaufania jak najbardziej wskazana :wink:
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Hydro, widzisz, ja nie zastosowałam żadnego przymusu. Tylko postarałam się tak przekształcić sytuację, by upewnić się, czy mamy do czynienia z fochem, czy jakimś lękiem. Gdybym zauważyła autentyczny problem, ani chwili bym się nie zastanawiała, tylko wypisała. Ale okazało się, że to zupełnie nie taka kwestia. Nie zadecydowałam za dziecko, ale dałam szansę, by samo przekonało się, czy jest to dla niej fajne.

    Treść doklejona: 11.06.15 09:19
    I żeby nie było - pomysł z chodzeniem na basen był Marty. A jako, że uważam, ze umiejętność pływania jest potrzebna każdemu, choćby by było bezpieczniej, że pływanie rozwija cały organizm i po prostu jest zdrowe, bardzo mi to odpowiadało. Ale nie narzucałam wyboru, tylko mu przyklasnęłam.
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: tylko że mam swoje zdanie na temat organizacji wypoczynku w przedszkolu


    Napisałaś i jedno i drugie...
    Dokładnie nie przytoczę cytatu, bo nie będę się tyle stron cofać, ale na moje, że nie mam w tej chwili czasu na udowadnianie, "jaka jestem wspaniała" (nie, że dosłownie się czuje wspaniała - to kontekst wyrwany :P), odpisałaś "nie kłopocz się już i tak mam wyrobione zdanie... Czyli tyczyło się to mojej osoby...

    _hydro_: ale sama przyznasz, że ten zabieg jest często i chętnie stosowany


    Nie przyznam, bo osobiście nie miałam podejrzeń do żadnych opowieści, że były zmyślone... (chyba, że tych pisanych przez trolle)... Może jestem naiwna, łatwowierna...

    _hydro_: Zasada ograniczonego zaufania jak najbardziej wskazana


    No pewnie, że tak, jednak są tu osoby, które udzielają się na forum od lat i nie ukrywam, iż wierzę że są szczere...
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Monia502: Czyli tyczyło się to mojej osoby...


    Monia, nie mam ochoty na kolejny dzień takich przepychanek. Doskonale pamiętam, co miałam na myśli, ty wiesz swoje, najwyraźniej się nie dogadamy. Nie zaśmiecajmy już forum, bo to niczemu nie służy.
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_:
    Monia, nie mam ochoty na kolejny dzień takich przepychanek.


    Ale ja tez nie mam ochoty na przepychanki, napisałam tylko, że poczułam się niefajnie, gdyż odebrałam to personalnie jako ocena mojej osoby, a nie moich metod... Bo tak wyszło z tekstu... Nie mam możliwości przenikania w czyjś mózg. Ani chyba nikt nie ma. I broń Boże nie pisze tu tego, by Cie atakować, lecz żebyś wiedziała dlaczego poczułam to co poczułam... po prostu może się źle zrozumiałyśmy, xle coś może zinterpretowałam, ale tak wynikało ze zdania. Pisanie to nie to samo co rozmowa i bywa, że nie raz wynikają z tego nieporozumienia.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: Przepraszam, ale öd kiedy jedna postawa czy sposob wychowywania dziecka jest jedynie sluszna? Czy wszyscy jestesmy tacy sami? ;-) Wiele drog prowadzi do Rzymu (czytaj samodzielnego czlowieka, ktory potrafi byc szczesliwy i jednoczesnie odpowiedzialny itd itp- kto co uwaza za priorytet w wychowaniu!).

    Ja w zyciu nie dalabym mojego dziecka do przedszkola ze szwedzkim stolem i brakiem stalego planu dnia, bo mi to nie odpowiada. U nas w domu jemy wspolne posilki i mamy swoje pory na zabawe, sen, odrabianie lekcji itd. Co nie znaczy, ze nie ma wyjatkow i moje dzieci to rozumieja. Jednoczesnie dodam, ze taki plan byl nam bardzo potrzebny zwlaszcza od czasu pojscia starszej corki do szkoly i koniecznosci odrabiania lekcji. I nie uwazam, ze zabijam kreatywnosc tym, ze moje dzieci wiedza, ze najpierw musza popracowac (starsza) a dopiero potem zabawa, ze sa pory na jedzenie, mycie i spanie. Ale to tylko dlatego, ze przerabialam juz, co sie u nas dzieje, gdy pozwole na wieksza dowolnosc. Jezeli ktos ma dobre efekty innym sposobem,to prosze bardzo.


    Polly, no i właśnie. Twoja wypowiedź świadczy o tym właśnie o czym ja pisałam. Zobacz ktoś zadaje pytanie jakie zdanie na temat klasycznego wychowania ma osoba, która go nie popiera i nie praktykuje, więc osoba taka odpowiada na to pytanie, pisze o tym, co ona uważa, jak to widzi. A widzi to na przykład tak, że jednak nie wszystkie drogi do tego Rzymu prowadzą. Wtedy zaczyna się krytyka i oburzenie, że jedna czy druga wcale nie zabiera dziecku samodzielności i kreatywności, i że nikt nie ma prawa oceniać wychowania drugiej osoby. To po co zadawać takie pytania? Co chcą usłyszeć osoby wychowujące klasycznie, od osób które wychowują według NVC, zadając pytania o opinię?? Co ja powinnam napisać, żeby nie być oskarżana o… właściwie nawet nie wiem o co. Chyba o to, że zgodnie z moimi przekonaniami odpowiedziałam na zadane pytanie. No więc co chcecie usłyszeć? Że ja stosuję NVC, Wy stosujecie kary i nagrody, ale tak naprawdę to oba sposoby wychowania są dobre, właściwe i słuszne? To chcecie usłyszeć? I wtedy to będzie dyskusja, tak? Szczere i merytoryczne wyrażanie opinii? Naprawdę tak rozumiecie dyskusję? Naprawdę chciałybyście otrzymać odpowiedź dopasowaną do Waszych odczuć, a nie szczerą?

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 11.06.15 09:38</span>
    brombap: Znam moją córkę i wielokrotnie już byłyśmy w sytuacji, w której mój sposób postępowania udowodnił skuteczność. Przykład - Marta stwierdziła jakiś rok temu, ze nie będzie chodzić na basen z przedszkolem. Bo nie, bo nie chce nurkować, bo nie chce skakać. Nie wypisałam jej, co sugerowała wychowawczyni w przedszkolu, ale porozmawiałam z instruktorem i uzgodniliśmy, że Marta będzie chodzić, ale nie będzie robić kilku rzeczy. Ona stwierdziła, że jest cyt. "wolna". Problem minął. Powrócił w tym roku - znowu sugestia wypisania. Ja zapisałam na dodatkowe zajęcia, po 1 spotkaniu (!) mam w domu wielbicielkę pływania, obecnie chodzi na zajęcia 2 razy w tygodniu, raz z przedszkolem, raz indywidualnie.
    Gdybym wypisała Martę, tak jak żądała, dostałaby komunikat, że zapisanie na zajęcia (czego bardzo chciała) nic nie znaczy. Że za tydzień może judo a potem fortepian. Aż się odwidzi. Że rodzice płacą za kilka miesięcy z góry, ale nie trzeba tego uszanować. A przede wszystkim moim zdaniem wcale nie byłoby to wsparcie, tylko pójście na łatwiznę.


    To co napisałaś, jest żywym świadectwem tego, że zupełnie nie wiesz na czym polega NVC, oraz RB.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    brombap: Nie zadecydowałam za dziecko, ale dałam szansę, by samo przekonało się, czy jest to dla niej fajne.


    No i świetnie. To mnie przekonuje. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to jedynie forma komunikacji tutaj (w sensie, że niedoskonała, nie zawsze oddająca dokładnie to, co się ma na myśli) powoduje, że takie ostre dyskusje się tu toczą i wszystko się wydaje czarno-białe :wink: A jak się doprecyzuje, to wychodzi że jednak więcej jest podobieństw między nami niż różnic :smile:
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    A w ogóle to powiem wam, że czasami naprawdę ręce opadają - a pro po własnie być może błędnej interpretacji słowa pisanego. Sytuacja z wczoraj, gdy ktoś mi pisze "ale Ty pierwsza mnie uraziłaś bo napisałaś to i to...", a ja piszę, że "źle mnie zrozumiałaś, bo chciałam pomóc, bo to była troska z mojej strony"... ktoś mi pisze "nie rozśmieszaj mnie", "oplułam monitor"... Powątpiewa w tę "troskę"... to naprawdę nie jest przyjemne... Szczególnie, że ta "troska" wyśmiana przez dana osobę była szczera...
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Winni, ja nie chcę odpowiedzi dla mnie dopasowanej.
    Jestem otwarta na dyskusję.
    Ale ton wypowiedzi i sposób, w jaki niektóre osoby formułują opinie sprawia, że się odechciewa. Można napisać np. że jakiś sposób wychowania grozi w czyjejś opinii określonymi konsekwencjami. A można napisać, że ktoś tłamsi własne dziecko. Nie widzisz różnicy?
    Ja znikam z tej dyskusji.

    Treść doklejona: 11.06.15 09:43
    Hydro, uff...
    Bo już się zastanawiałam, czy naprawdę jestem potworem;)
    --
    •  
      CommentAuthorJaheira
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Hydro, odpowiadając na Twoje pytanie. Chodzilo mi o to, czy jestes pewna, ze postawa ta nie byla spowodowana wylacznie faktem, ze w przedszkolu jest leżakowanie.
    Nie, nie jestem za lekceważeniem problemow zgłaszanych przez dziecko.
    Widze jednak po moim Wojtku, ze czasem jakas trudna aktualnie dla siebie sytuacje argumentuje inna, sprzed jakiegos czasu, ktora juz dawno przeszła do historii.

    I ja tez jestem przeciwna przymuszaniu dziedzi. Tez mam mieszane uczucia co do zajęć dodatkowych, ktorych celem jest rozwijanie pasji dziecka...
    Ale jest tez druga strona... U nas sa to cwiczenia logopedyczne, u innych moga byc cwiczenia rehabilitacyjne, u innych jeszcze cos innego, co TRZEBA z dzieckiem regularnie wykonywać, zeby odniosło pożądany skutek.
    To nie jest gdybanie, to jest realny problem.
    I widze, ze nasz problem to tez efekt uboczny dawania wyborów, negocjacji, wypracowywania wspólnych rozwiązań, ktore sprawdzają sie w sprawach mniejszej wagi.
    Po prostu sa sprawy takiej wagi, ze nie ma mowy o dawaniu wyboru i podążaniu za dzieckim.
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Po pierwsze - co to jest NVC? :P I co to jest wychowanie klasyczne? :))))

    Po drugie - ja nie neguje RB i nie neguje Twojego sposobu wychowywania. A mam mocne wrazenie, ktore potwierdzilas jeszcze tym wpisem, ze dla Ciebie tylko i wylacznie RB a wszystkie inne sposoby sa be i -tak Cie zrozumialam - nie prowadza do Rzymu, czyli do wychowania dziecka na odpowiedzialnego, szczesliwego czlowieka.

    I pisanie, ze dzialanie wedlug planu dnia to zmuszanie czy tlamszenie dziecka i niedostrzeganie jego potrzeb. I to tak z podstekstem sugerujacym w kierunku "dziecku sie krzywda dzieje". No po prostu czasem nie wierze, ze matka matce tak potrafi..

    Zobacz, potrafie zrozumiec Mamekasi, ktora tez przeciez wychowuje w duchu Rb, taka Penny to dla mnie tez taki wzor rodzicielstwa. A Ciebie nie potrafie zrozumiec niestety, tzn inaczej: mam alergie na nawracanie niewiernych na jedynie sluszna droge i generalnie jestem przeciwnikiem wszelkiej ortodoksji.

    Treść doklejona: 11.06.15 09:54
    brombap: Jestem otwarta na dyskusję.
    Ale ton wypowiedzi i sposób, w jaki niektóre osoby formułują opinie sprawia, że się odechciewa. Można napisać np. że jakiś sposób wychowania grozi w czyjejś opinii określonymi konsekwencjami. A można napisać, że ktoś tłamsi własne dziecko. Nie widzisz różnicy?

    O to to to!

    Treść doklejona: 11.06.15 09:55
    Bo zakladam - i mysle, ze mam racje! - ze kazda z nas tutaj chce dla swojego dziecka jak najlepiej!
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Jaheira: postawa ta nie byla spowodowana wylacznie faktem, ze w przedszkolu jest leżakowanie.


    Nie, nie była. Chociaż to dla mnie było trudne, to postanowiłam sobie, że nie przeniosę na dziecko moich własnych, złych, doświadczeń z przedszkola (wiadomo, 30 lat temu przedszkole to naprawdę była inna bajka niż teraz). I chyba mi się udało. W każdym razie problemów z adaptacją mieliśmy stosunkowo mało, co było dla mnie zaskoczeniem.

    Jaheira: Ale jest tez druga strona... U nas sa to cwiczenia logopedyczne, u innych moga byc cwiczenia rehabilitacyjne, u innych jeszcze cos innego, co TRZEBA z dzieckiem regularnie wykonywać, zeby odniosło pożądany skutek.
    To nie jest gdybanie, to jest realny problem.
    I widze, ze nasz problem to tez efekt uboczny dawania wyborów, negocjacji, wypracowywania wspólnych rozwiązań, ktore sprawdzają sie w sprawach mniejszej wagi.
    Po prostu sa sprawy takiej wagi, ze nie ma mowy o dawaniu wyboru i podążaniu za dzieckim.


    Oczywiście, że są takie momenty, w których nie ma mowy o wyborze, nie i już. Ale ja się upieram przy swoim - sprawdziłam to już wiele razy na własnych dzieciach. Jeżeli tylko mają dostateczną ilość luzu w sprawach błahych, to w sprawach dużej wagi łatwiej im przyjąć do wiadomości, że muszą zrobić coś, nawet jeśli nie mają na to ochoty (no na przykład pójść do lekarza). Natomiast wszelkie próby dokręcania śruby w pierdołowatych sprawach (no bo co tu dużo mówić, zdarzało się czasem, nieraz pod wpływem krytyki naszego podejścia przez inne osoby) skutkują zawsze ogólnym brakiem współpracy. Taki syndrom zbyt krótkiej smyczy. Jeżeli daję im wolność wszędzie tam, gdzie mogę, to wiem, że osiągnę tym sposobem więcej. Ale to moje dzieci, być może to kwestia charakterów, ale nie jestem tego pewna, bo mnie się akurat trafiły dwie bardzo różne osobowości, więc mogłabym na tej podstawie podejrzewać, że to jednak działa w większości przypadków.
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Brombap, jednak zdecydowałam, że napiszę na forum. No raz się żyje, może tym razem nikt mnie nie zje :-)

    Liczę na to, bo cokolwiek by nie powiedzieć, to tym razem grono dyskutantek jest trochę inne i chociaż ta dyskusja nie przebiega w zbyt miłej atmosferze, to jednak widzę, że tym razem chyba da się pogadać, nie będąc przynajmniej oskarżanym o nazywanie kogoś złą matką.

    Więc na początku chciałabym zaznaczyć, że pisze to nie dlatego, że Cię znam, oceniłam i wydałam wyrok na życie Twojej córki, które będzie pasmem nieszczęść i nieudanych wyborów. Zadałaś pytanie i bardzo Ci zależało abym przedstawiła swoją opinię, więc proszę nie przekonuj mnie później, że Twoja córka dostaje od Ciebie wszystko co najlepsze, a ja nie powinnam Cię oceniać oraz powinnam uszanować inne metody wychowawcze. Nie oceniam Cię. Szanuję Twoje metody. Nie zgadzam się jednak z nimi, i mam o nich negatywną opinię. Tę opinię teraz na Twoją wyraźną prośbę napiszę. Zwróć uwagę, że jest to moja opinia o metodzie i negatywnych skutkach tej metody, które JA dostrzegam, nie jest to opinia o Twojej córce ani nie o Tobie.

    Więc może zacznę tak. I ja i Ty na pewno chcemy aby nasze dzieci:


    1. Były wrażliwe na potrzeby innych ludzi
    2. Umiały decydować mądrze
    3. Umiały bronić własnych granic
    4. Miały swoje zdanie
    5. Szanowały zdanie innych
    6. Szanowały normy społeczne, kulturowe i obyczajowe
    7. Umiały rozwiązywać konflikty pokojowo
    8. Były kreatywne i nowatorskie
    9. Były odważne i uczciwe
    10. Robiły w życiu cos z czego będą zadowolone
    To tak bardzo, bardzo ogólnie, hasłowo, ale myślę, że i Ty i ja wiemy co się za tym kryje.

    I teraz:


    1. Były wrażliwe na potrzeby innych ludzi
    Aby tak się stało dziecko musi nauczyć się, że potrzeby innych ludzi są ważne. I tyle. Tylko dlatego że są ważne, trzeba brać je pod uwagę. Nie aby mamie nie było przykro, nie dlatego żebym nie dostał kary, nie dlatego, że dostanę za to naklejkę, nie dlatego, że tata na mnie nakrzyczał, i nie dlatego, że ktoś mi to nakazał mimo że ja nie chciałem. Widzisz tę różnicę? Różnicę w motywacji? Czym się kieruje dziecko wychowane na zakazach, nakazach, karach i nagrodach? Odruchem serca? Rzeczywistą chęcią zrobienia czegoś dla kogoś? A może jednak nagrodą, którą za to otrzyma? Albo strachem przed karą którą otrzyma? Nie ma znaczenia, co Ty dziecku tłumaczysz, jeśli ono nie może samo wybrać tego dobra, do którego je chcesz zmusić. Ważne jest co ono czuje w sercu, z jaką motywacją coś robi. Czy bierze pod uwagę potrzeby innych ludzi, bo samo czuje, że to słuszna droga czy tylko dlatego, że Ty mu nakazałeś. Sztuka wychowania w NVC polega na tym, aby zamiast nakazywać i zakazywać, pokazywać dziecku świat i jego zawiłości, zależności w taki sposób by ono samo chciało wybrać dobro. A jeśli tego nie wybierze, to uszanować jego wybór i pozwolić mu na błąd. Bo tylko to co ono samo wybierze będzie z nim do końca życia, nawet gdy Ciebie przy nim nie będzie by karą czy nakazem, zmusić go do tego.
    Pomyśl sobie o pracy ( nie wiem czym się zajmujesz ). Ale podam przykład. Wiesz, który sprzedawca jest najskuteczniejszy? Ten, który wierzy w to co robi i mówi. Bo jest autentyczny. Ten, który tylko powiela formułki, bo tak mu kazał szef, bo taka polityka firmy nigdy nie będzie dobrym pracownikiem.
    2. Umiały decydować mądrze
    Decydowanie jest taką samą umiejętnością jak każda inna. Aby nauczyć się jeździć na rowerze, dziecko musi na ten rower wsiąść. I musi spróbować samo pojechać, musi się też wiele razy przewrócić. Aby umiało decydować mądrze, musi po prostu…decydować, samo decydować oraz nie jeden raz wybrać źle i poczuć skutki tych wyborów, bo to najlepsza nauka. Jeśli już przytoczyłam wszystkie możliwe argumenty, które miały przekonać mojego syna, że jest mokro, więc warto założyć kalosze, a on nadal wybiera lekkie adidaski, to tutaj kończy się moja rola. Zrobiłam wszystko, teraz on decyduje. Wybrał adidasy, potem na dworze chciał skakać po kałużach. Cóż nie da się zrobić tego w adidasach, po pierwszym skoku były mokre. Był żal i płacz, trzeba było wrócić do domu i spacer się skończył. Moje dziecko nie usłyszało ode mnie „a nie mówiłam”, nie usłyszało też, że „następnym razem mnie słuchaj”. Wzięłam na kolana, przytuliłam i zapytałam, czy jest coś co możemy zrobić następnym razem by spacer po kałużach się udał. I moje dziecko powiedziało mi, że tak, trzeba założyć kalosze. Nigdy więcej nie polemizował ze mną na temat, które buty na jaką pogodę, a przy okazji dowiedział się, że warto brać pod uwagę zdanie i opinię rodzica. To, że od początku to była jego decyzja, potem jego doświadczenie i na koniec jego własna refleksja, wywołana jedynie moim pomocniczym pytaniem, sprawiło, że nigdy więcej nie mieliśmy takiego kłopotu. To jest wspieranie dziecka w uczeniu się podejmowania decyzji. Ono uczy się wtedy dwóch rzeczy: brania rzeczywistej odpowiedzialności za skutki swoich wyborów oraz brania pod uwagę zdania ludzi starszych i bardziej doświadczonych.
    Błędy w wieku 3 lat mają inny kaliber niż te w wieku 15 lat. Wolę by moje dziecko mogło ćwiczyć się w wyborach i decyzjach teraz, by nacieszyło się tą wolnością w wieku 3,4,5 lat niż zachłysnęło się nią w wieku nastoletnim. Bo wtedy jego błędy mogą być trudniejsze do naprawienia.
    3. Umiały bronić własnych granic
    No i tutaj na tapecie to słynne „nie”. W wieku około dwóch lat zaczyna się ten etap. Do czego to służy? Ano do tego, by dziecko to „nie” umiało mówić, bo to przydatne. Warto być asertywnym gdy miły, ale obcy pan z pieskiem zaprasza do zabawy ze zwierzakiem tam trochę dalej na końcu parku, gdy na imprezie nie chce się palić ziółek, ale wszyscy to robią, gdy w pracy szef przekracza wszelkie granice itd., przykłady można mnożyć. Ale ta asertywność nie spada nam z nieba nagle w wieku dorosłym. Czas gdy dziecko uczy się być asertywnym to właśnie czas 2-3-4 lat. Potem jest to o wiele trudniejsze, a czasami niemożliwe. A jak dziecko się uczy? Ano sprawdza, czy ma do tego „nie” prawo, nie zgadzając się na nic na prawo i lewo. Jeśli ja jako rodzic uszanuję jego prawo do tego „nie” zawsze wtedy gdy to możliwe, dziecko dostanie ode mnie taki przekaz: Aha, moje zdanie jest ważne, mogę odmawiać jeśli czuje, że czegoś nie chcę” To przekaz, który dziecko zachowa w podświadomości i poniesie w dorosłość. I nie będzie się bało bronić własnych granic.
    4. Miały swoje zdanie
    To trochę się powiela z tym co napisałam wyżej. Skoro mam prawo sam decydować i odmawiać, to zwyczajnie mam swoje zdanie, nie boję się go wyrażać i bronić.

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 11.06.15 10:07</span>
    5. Szanowały zdanie innych
    Cóż, to też pokrewne z tym co wyżej. Skoro od maleńka rodzice szanowali moje zdanie, to nauczyłem się, że to normalne i właściwe. Każdy ma prawo do swojego zdania i do jego poszanowania.
    6. Szanowały normy społeczne, kulturowe i obyczajowe
    Tutaj warto pozwolić dzieciom na przekraczanie tych norm w wieku kilku lat. Tak, najpierw pozwolić, potem tłumaczyć. I nie chodzi tutaj o przyzwolenie słowne. Chodzi mi o to, że jeśli dziecko w autobusie sięga do torebki pani siedzącej obok, to nie warto zabierać jego rączki w panice. No bo co się właściwie stanie jak ono zrobi to co chce? Ano nic. Lepiej pozwolić mu na to jednocześnie tłumacząc, ze ludzie nie lubią jak się dotyka ich rzeczy bez pytania ( i tu dodaj wszystko co napisałam pod punktem pierwszym o poszanowaniu potrzeb innych ludzi bo to powiązane ). Z czasem dziecko zaobserwuje, że inni tak nie robią, że ludzie tego nie lubią i po prostu wyrośnie z pewnych zachowań. Nie znam 18-latka, który wlewał by cioci sok do talerza z obiadem. Nie warto walczyć nadmiernie i panicznie z zachowaniami, z których dziecko po prostu wyrośnie, a które są podyktowane jego potrzebą eksploracji i doświadczania świata. Lepiej pokazywać mu co następnym razem może zrobić aby i wilk był syty i owca cała, czyli jak eksplorować otoczenie nie narażając się na złamanie tych obowiązujących norm. Dziecko samo nie wie jak to zrobić, potrzeba doświadczania jest w nim silniejsza niż potrzeba posłuchania Ciebie, dlatego jeśli nie otrzyma od Ciebie alternatywy, będzie ciągle robiło to samo, mimo Twoich tysięcznych tłumaczeń. I żadna kara nie pomoże. Gdy za każdym razem, zamiast zabraniać, będziesz pokazywała mu, że można poszukać warunków do eksperymentowania akceptowalnych dla otoczenia, w końcu ( ale to raczej po miesiącach czy latach niż dniach i tygodniach ) wejdzie mu to w nawyk. W każdym razie mój Adaś po dwóch latach takiego podejścia zawsze, ale to zawsze pyta mnie o każdy nowy pomysł, który mu wpadnie do głowy, czy może to zrobić i jak. Dodatkowa wartość dodana dla rodzica jest taka, że raczej każdym pomysłem dziecko się podzieli, bo nie boi się, że mu rodzic zabroni, wiec jesteśmy w stanie kontrolować większość tych pomysłów.
    7. Umiały rozwiązywać konflikty pokojowo
    Jak to się mówi: przemoc rodzi przemoc. Dziecko, które nauczyło się w dzieciństwie, że konflikty rozwiązuje się za pomocą kategorycznych zakazów/nakazów oraz kar i nagród, poniesie to w życie dorosłe. Dziecko, które od początku widzi, że zdanie każdego członka rodziny, nawet najmniejszego jest ważne, szanowane i brane pod uwagę, wyniesie z domu przeświadczenie, że tak powinno być, że każde zdanie należy szanować, choć niekoniecznie się z nim zgadzać. A w miejscu gdzie konflikt próbuje się rozwiązać kierując się szacunkiem do drugiej osoby, nie ma miejsca na przemoc.
    8. Były kreatywne i nowatorskie
    Cóż, nie od dziś wiadomo, że nowe wynalazki powstały dlatego, że ktoś postanowił zrobić coś niestandardowego i wymieszał banany z alkoholem – powstał likier bananowy. Dlatego pozwalam mojemu dziecku wrzucać ryż do szklanki z sokiem jabłkowym, nawet do szklanki gościa. Bo szklanek mam w domu trochę i gość dostanie nową, czystą, a syn informację, że lepiej takie eksperymenty przeprowadzać na własnych naczyniach, gdyż inni ludzie mogą nie być zadowoleni z jego pomysłów. Pozwalam mu jeść kisiel rękami. Pozwalam mu bawić się w każdy możliwy sposób jaki tylko zapragnie, pilnując tylko tego co napisałam w punkcie 6 o normach. Bo to jest właśnie kreatywność na miarę 3 latka. On już teraz robi rzeczy, których nie podpatrzył u innych, ani ja ani mąż nie wrzucamy ryżu do napojów. On to sam wymyślił, to był pomysł który zrodził się w jego główce. Wystarczy tego nie zabić bezsensownymi zakazami i to będzie trwało, ewoluując na coraz wyższe poziomy. Będzie eksperymentował coraz „mądrzej” rosnąc, rozwijając się i zdobywając wiedzę. Będzie to robił, bo nigdy nie usłyszał, że tak nie wolno, a wręcz przeciwnie, był zachęcany i tylko uczony jak to robić bezpiecznie i w sposób akceptowalny dla innych. Jak dorosły człowiek ma być kreatywny i nowatorski, skoro od maleńka uczono go, że tak nie wolno??? On po prostu nie wyrobi w sobie nawyku eksperymentowania, za to wyrobi w sobie nawyk oglądania się na innych i niewyłamywania ze stereotypów.
    9. Były odważne i uczciwe
    Właściwie tu już nie mam nic do dodania, bo to się łączy z wszystkim punktami które już opisałam.
    10. Robiły w życiu cos z czego będą zadowolone
    To samo co w punkcie 9.

    Oki, koniec.
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    I tak przy okazji zapytam jak w duchu RB mozna sprawic, by dziecko, ktore nie widzi sensu w nauce tabliczki mnozenia, uczylo sie jej z wlasnej i nieprzymuszonej woli (czyli przetlumacze sobie: zeby mialo samo z siebie potrzebe jej wkucia na pamiec). Gdybym pozwolila na pojscie za jej potrzeba (w tej chwili woli swoj domek w ogrodku niz nauke ;)) to dziecko nie zdaloby do nastepnej klasy, nie mowiac o pojsciu do gimnazjum (u nas za chwile bedzie selekcja do gimnazjum albo do zawodowki, licza sie oceny 3-4 klasa), taka prawda. A konsekwencji tego to ona jeszcze nie czuje przeciez.

    Jesli macie patent, to na pewno skorzystam, bo u nas dziala tylko klasyczne "przymuszanie", czyli pora na nauke a potem dopiero mozliwosc zabawy. Nauke tez w formie zabawy, bo mamy puzle i karty z tabliczka mnozenia, ale i tak ich nie lubi.
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    brombap: Można napisać np. że jakiś sposób wychowania grozi w czyjejś opinii określonymi konsekwencjami.

    To właśnie piszę zawsze, ale nie zmiennie jest to interpretowane jako: sugerujesz mi, że tłamszę własne dziecko...:confused:
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: Jeżeli daję im wolność wszędzie tam, gdzie mogę,


    Kurczę, tylko to zdanie też jest elastyczne, bo dla każdego z nas "tam gdzie mogę" będzie oznaczało co innego. Dla mnie mój syn tez ma wolność tam gdzie mogę mu ją dać... Każda z nas chyba na pewne rzeczy pozwala... To chyba zależy od progu, który danej osobie będzie się wydawał jeszcze bezpieczny. Dla jednej z nas to zdobywanie doświadczeń będzie bezpieczne np. gdy dziecko będzie skakało z kanapy, a dla drugiego już to będzie budziło obawy... Dla jednego rodzica niezjedzenie śniadania przez dziecka będzie okey, a drugi będzie się martwił... Ale tak naprawdę rzadko zdarza się rodzić nadmiernie hamujący (choć i takich spotkałam)...
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: Jesli macie patent, to na pewno skorzystam, bo u nas dziala tylko klasyczne "przymuszanie", czyli pora na nauke a potem dopiero mozliwosc zabawy. Nauke tez w formie zabawy, bo mamy puzle i karty z tabliczka mnozenia, ale i tak ich nie lubi.


    Może po prostu działa, bo tak było od zawsze? Dla mnie to jest kolejny argument za RB. Jeżeli kilkulatkowi pokażemy, jak znaleźć motywację bez "kija i marchewki", to i kilkunastolatek będzie to potrafił.

    Treść doklejona: 11.06.15 10:15
    Monia502: Kurczę, tylko to zdanie też jest elastyczne, bo dla każdego z nas "tam gdzie mogę" będzie oznaczało co innego.


    Trudno mi wymienić wszystko na poczekaniu, dla mnie to "mogę" jest stosunkowo szerokie.
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Hydro, moja corka nie ma problemu z motywacja, jesli chodzi o rzeczy, ktore ja interesuja. Ale niestety tabliczka mnozenia do nich nie nalezy.
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: Trudno mi wymienić wszystko na poczekaniu, dla mnie to "mogę" jest stosunkowo szerokie.


    To tak jak dla mnie (przynajmniej tak mi się wydaje)... W każdym razie staram się ;)
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Dziękuję za odpowiedź.
    Nie rozumiem jednego - skąd pomysł, że ja wychowuję dziecko na systemie kar/nagród?
    Skąd pomysł, że Marta nie może odmówić, że nie decyduje? Przecież wyraźnie pisałam, że jest inaczej.
    To, że w pewnych sytuacjach uważam, że powinnam przejąć pałeczkę nie oznacza, że żyjemy w karnej kompanii...
    Dlaczego takie skrajności?
    Ja zakładam istnienie pewnych ram, a w nich - wolność. Podejrzewam, że Ty Winni podobnie, bo nie sądzę, byś dawała dziecku wolność pełną. Zresztą sama to też pisałaś. Może inaczej ubieramy to w słowa, może ja bardziej steruję.
    Ale też żyjemy w różnych miejscach, mamy odmienne uwarunkowania.
    Przykład - mam problemy zdrowotne, które powodują, że nie biegam, poruszam się wolno i czasem niezdarnie. Więc Marta od maleńkiej była uczona tego, że nie ma uciekania, że musi reagować na moje słowa natychmiast, bo to ważne dla jej bezpieczeństwa. Dla osoby postronnej może to wyglądać jak nadmierna opiekuńczość, pilnowanie by dziecko było blisko mamy, jakiś rygor. A dla mnie to był wtedy warunek wyjścia z dzieckiem z domu.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    YPolly: Hydro, moja corka nie ma problemu z motywacja, jesli chodzi o rzeczy, ktore ja interesuja. Ale niestety tabliczka mnozenia do nich nie nalezy.
    --


    Nie wiem, co napisać, bo szkoła jeszcze przed nami. Sama się zastanawiam, jak to będzie. Bo przyjmuję do wiadomości, że nie wszystko w szkole może się dzieciom podobać. Nie wiem jeszcze, jak będę wtedy postępować. Chciałabym znaleźć coś pomiędzy przymusem edukacji a realizacją swoich konkretnych zainteresowań. Bo - nie oszukujmy się - szkoła nie jest idealna, a świadectwo z czerwonym paskiem niczego w dzisiejszych czasach nie gwarantuje. Pamiętam moją mamę, jej wieczne straszenie - "jak się nie będziesz uczyć, to będziesz, jak ta X.Y., co same jedynki ma, pomyśl, co z niej wyrośnie". I co się okazuje? Wspomniana X.Y., a także wiele innych, podobnych jej osób, też ma swoje dorosłe życie, pracuje, ma dzieci i jest szczęśliwa. I jakie ma teraz dla niej znaczenie, że nie była wzorową uczennicą? Żadne. Tak samo, jak dla mnie nie ma znaczenia, że świadectwa z czerwonym paskiem miałam co roku :wink:
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: mam alergie na nawracanie niewiernych na jedynie sluszna droge i generalnie jestem przeciwnikiem wszelkiej ortodoksji.
    YPolly: A mam mocne wrazenie, ktore potwierdzilas jeszcze tym wpisem, ze dla Ciebie tylko i wylacznie RB a wszystkie inne sposoby sa be i -tak Cie zrozumialam - nie prowadza do Rzymu, czyli do wychowania dziecka na odpowiedzialnego, szczesliwego czlowieka.


    Ja nikogo nie nawracam, jednak jeżeli ktoś mi zadaje pytanie, powinien liczyć się z tym, ze otrzyma odpowiedź zgodą z moim światopoglądem. Po prostu.

    Polly, a czy nie mam prawa by mieć takie zdanie? Chociaż nigdzie nie napisałam, że dziecko wychowane klasycznie będzie nieszczęśliwe. Natomiast uważam, że będzie mniej wolne w swoich opiniach i działaniach, będzie bardziej podatne na wpływy i uzależnione od opinii, pochwał i porównań, oraz może mieć kłopot z ugruntowaniem własnego zdania w grupie i z oparciem się psychologii tłumu, jak również może mieć kłopot z rozwijaniem pasji dla samej swojej satysfakcji, gdyż będzie nieustannie porównywał się do innych i oczekiwał na akceptację rodziców, potem kolegów, potem szefa... Możesz mnie nazwać ortodoksyjną, niech tam. Tylko jakie to ma mieć dla mnie konsekwencje na tym forum? Nie powinnam się wypowiadać? Powinnam wbrew sobie i swoim opiniom pisać, że np. Twoje metody dadzą dziecku taki sam start jak moje? Piszesz, że ja powinnam szanować Twój pogląd na wychowanie. Szanuję, ale mam o nim negatywną opinię. To się nie wyklucza. Szanuję każdego człowieka, ale o zachowaniach niektórych mogę mieć negatywną opinię oraz mogę ją wyrazić, zwłaszcza gdy ktoś mnie o tą opinię pyta wprost. To samo obowiązuje przy dyskusji. Ja wiem już w czym rzecz. Chyba. Rzecz w tym, że ja się ośmielam tą negatywną opinię wyrażać. To jest odbierane jak atak i brak poszanowania zdania drugiej strony. Cóż… dla mnie to dwie kompletnie różne kwestie. Jeśli ktoś tylko opowiada o pożytkach NVC ( patrz Penny, Cestmoi np.), ale nie wyraża negatywnej opinii o innych metodach, jest w porządku. Jeżeli ktoś natomiast ośmieli się jednak wyrazić swoje zdanie nie tylko na temat pożytków płynących z NVC, ale również ośmieli się wyraźnie wyrazić swoje zdanie o negatywnych skutkach klasycznego podejścia do wychowania, to już wtedy niektóre dziewczyny czują się dotknięte, obrażone, oceniane czy co tam jeszcze. Czyli zasada jakby taka: możesz wyrażać swoje zdanie, dopóki ono nie będzie negatywne dla mnie… dziwne. To tak jakbym powiedziała mężowi: możesz wyrażać swoje zdanie na każdy temat, dopóki nie będzie ono dotykało moich zachowań w Twojej opinii negatywnych. Robicie tak w domu?

    <span style="font-size:11px;color#333;">Treść doklejona: 11.06.15 10:36</span>
    brombap: Nie rozumiem jednego - skąd pomysł, że ja wychowuję dziecko na systemie kar/nagród?
    Skąd pomysł, że Marta nie może odmówić, że nie decyduje? Przecież wyraźnie pisałam, że jest inaczej.
    To, że w pewnych sytuacjach uważam, że powinnam przejąć pałeczkę nie oznacza, że żyjemy w karnej kompanii...
    Dlaczego takie skrajności?


    Gdy piszesz o różnych sprawach wychowawczych u Ciebie w domu, np., że do stołu muszą usiąść wszyscy, choćby z wdzięczności dla osoby przygotowującej, nie świadczy to o tym, że działamy w oparciu o podobne metody. Czytałam Ciebie kilka razy i trudno mi to wytłumaczyć, ale mimo, że piszesz, że dziecku dajesz wolność, że tylko naprowadzasz, że pozwalasz decydować itd., odnosi się wrażenie ( i to nie tylko ja, bo hydro np. też pisała, że rzadko się z Tobą zgadza ), że jednak zupełnie inaczej rozumiemy słowa: dawać wolność, pozwalać decydować itd. w stosunku do dziecka.
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: "jak się nie będziesz uczyć, to będziesz, jak ta X.Y.,


    To było moje ulubione hasło ;)

    Moja siostra zawsze średnia 6.0 lub coś w pobliżu. Moja niższa. Raczej dbałam o stopnie z tych przedmiotów, które mnie pasjonowały. Z WF to już w ogóle byłam słabeusz... Zawsze mama mówiła, że ona sobie poradzi, a ja będę sprzątać ulice :P I co? Ona oblała maturę, potem zdała, potem studia się ciągnęły... Ja wszystko zaliczałam w terminie. Nawet na studiach nie miałam poprawek. Raz miałam, ale to niesłusznie, po prostu profesor uznał (nie wiem czemu) że cała nasza długa ławka ściągała od siebie (co było bzdurą)... Zaraz po licencjacie znalazłam pracę i do dziś pracę mam, a to już 14 rok niedługo będzie... Mało tego na studiach szło mi dobrze. średnią miałam dobrą.

    No i teorie moich rodziców diabli wzięli ;)
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Winni, w kontekście siadania do stołu napisałam o różnych ważnych dla mnie aspektach, uczenie dostrzeżenia czyjejś pracy jest tylko jednym z nich
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Monia502: I co? Ona oblała maturę, potem zdała, potem studia się ciągnęły... Ja wszystko zaliczałam w terminie. Nawet na studiach nie miałam poprawek.


    Ale to już nawet nie chodzi o to, czy ktoś oblał, czy zdał, kto skończył studia, a kto nie ma matury - w ostatecznym rozrachunku wszyscy dorośliśmy, ułożyliśmy sobie życie i jesteśmy mniej lub bardziej z tego życia zadowoleni.
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: Ale to już nawet nie chodzi o to, czy ktoś oblał, czy zdał, kto skończył studia, a kto nie ma matury - w ostatecznym rozrachunku wszyscy dorośliśmy, ułożyliśmy sobie życie i jesteśmy mniej lub bardziej z tego życia zadowoleni.


    Eeee, no to ja wiem... Tylko napisałam jak to życie obaliło teorie moich rodziców, dla których oceny, matura, zdawanie czy nie zdawanie były priorytetem ;)... jak to mnie skreślali, bo nie miałam tej średniej 6,0... Że miałam być sprzątaczką ;)... O to mi tylko chodziło...
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    brombap: Winni, w kontekście siadania do stołu napisałam o różnych ważnych dla mnie aspektach, uczenie dostrzeżenia czyjejś pracy jest tylko jednym z nich


    Mnie to też akurat nie przekonało, bo uważam, że szacunku się nie da na nikim wymóc odgórnymi ustaleniami. Szacunek się ma albo i nie. I tak, zmartwiłoby mnie bardzo, gdyby któregoś dnia moje dzieci przestały siadać z nami do stołu. Ale to by oznaczało, że coś jest nie tak z nami wszystkimi, a nie tylko, że "dzieci nie szanują mojej pracy". Przyznajmy szczerze, to dość wygodnie, kiedy można na dzieci zrzucić odpowiedzialność zarzucając im brak szacunku. Trudniej samemu starać się o taki klimat w rodzinie, który takie sytuacje wyklucza.
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    No dobra, Winni, szanuje Twoje zdanie, chociaz mam o nim negatywna opinie i koncze dyskusje, bo jednak swiatopoglad to jak o polityce - mozna by bylo dlugo jeszcze. Prosze tylko, zebys w dalszym ciagu raczej wypowiadala sie tak jak dzisiaj, czyli jednak bardziej z poszanowaniem, a nie jak wczoraj, bo wczorajsze wpisy to jednak troche za mocne byly moim zdaniem.

    Dziewczyny u nas ze szkola to temat taki, ze jak nie bedzie miec tej sredniej do gimnazjum to pojdzie do gorszej szkoly a jest na granicy. I co z tego, ze moje dziecko ma super ocene z przyrody i swietnie maluje, jak nie bedzie mialo mozliwosci sie pozniej w tym kierunku wykazac, jak ja wysla w wieku 10 lat do - generalizuje, ale jednak w duzym stopniu tak u nas jest- szkoly przyszlych bezrobotnych na socjalu? Taki system mamy niestety, ze liczy sie ocena z matematyki i niemieckiego. Chcialabym, zeby uczyla sie w gimnazjum, nie chodzi mi o swiadectwo z paskiem, tylko o szanse na wymarzony zawod i nie ukrywam - towarzystwo dzieci, ktore raczej sie staraja a nie w duzej mierze dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Stereotyp Niemca na socjalu niestety ma w wielu wypadkach sporo wspolnego z rzeczywistoscia a poza tym szkola realna u nas to tez problem narkotykowy. No i jak tu nie panikowac, gdy nauczycielka mowi, ze tabliczka mnozenia jest to jeden z warunkow do dobrej oceny :neutral:
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Kurde Winni Ooo i szacun za taką wypowiedź, gałki mi wypadły od ilości zdań :) Fajnie to ujęłaś. W ogóle ciekawa dyskusja, jak zawsze :> I fajnie, że taka na spokojnie. Ja tylko dodam, że przedszkola demokratyczne czy szkoły demokratyczne to nie jest wymysł 21 wieku, one istnieją już chyba od 100 lat. I wypuszczają w świat młodych ludzi zupełnie normalnych, przystosowanych do ogólnych norm społecznych - im naprawdę nic a nic nie dolega, w sensie nie wyrastają na egoistów :)

    Napiszę Wam coś o dwóch chłopców, którzy do takiego przedszkola chodzili. Bo pewnie wiele z nas jest ciekawych, co też z takiego człowieka w późniejszym czasie wyrasta :) Byli u nas na wakacjach w zeszłym roku, wówczas 8 i 6 latek. I kurka chyba w życiu nie widziałam tak "dojrzałych" chłopców. Sposób w jaki odnosili się do mojej 2 letniej wówczas Nadii był porażająco anielsko-opiekuńczo-empatyczny, czy już sama nie wiem jak to ująć :) Mieli w sobie coś niezwykle dojrzałego, nie umiem tego dobrze ubrać w słowa. Żadne z rodziców ani jeden raz nie poprosiło ich by zabawiali Nadię, by w ogóle cokolwiek robili. Sami do niej podeszli i w naturalny sposób się nią "zajęli", bez zachęcania. Nikt im nie musiał niczego tłumaczyć. Ich rozmowy z rodzicami czy z nami były pełne skupienia i szacunku, świetnie komunikowali to co chcieli zakomunikować i jednocześnie uważnie słuchali jeśli akurat coś ktoś do nich mówił. No ja byłam w szoku ogromnym, bo nawykłam do innych zachowań dzieci w ich wieku. Ciekawe na ile własnie ten sposób wychowywania na nich tak wpłynął, ale kurka chciałabym żeby moje dziewczynki poszły w takim kierunku. No także te przedszkola i ta inność nie jest taka straszna jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Chłopaki mi niczego nie dosypiali do herbaty oraz sajgonu w chacie nie zrobili żadnego :):):)
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Monia502: życie obaliło teorie moich rodziców, dla których oceny, matura, zdawanie czy nie zdawanie były priorytetem


    To chyba charakterystyczne dla pokolenia naszych rodziców. Wychowali się w innych czasach, wtedy faktycznie wyniki w nauce, dyplom wyższej uczelni coś znaczyły. No choćby mój tata, on dzięki przykładaniu się do nauki awansował z totalnej biedy, z zapyziałego miasteczka na końcu świata, do wygodnego życia, dobrej pracy i - aktualnie - zasłużonej, dobrej emerytury. Teraz już niekoniecznie to działa. Po prostu nie przystaje to kompletnie do tego, co mamy teraz.
    I tak mnie teraz naszło. Te wszystkie stereotypy, podziały na złych i dobrych uczniów - jakie to było krzywdzące, jak się teraz na to patrzy. Moi rodzice też mieli oczekiwania co do tego, z kim mam się przyjaźnić, a z kim nie. Z perspektywy tego, co jest teraz i jak żyjemy wszyscy - czy to nie było bez sensu? Czy te podziały były prawdziwe, czy może też wykreowane przez samych dorosłych? Teraz to już nie do sprawdzenia :wink:
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    PENNY: Ja tylko dodam, że przedszkola demokratyczne czy szkoły demokratyczne to nie jest wymysł 21 wieku, one istnieją już chyba od 100 lat.


    Dokładnie. Na studiach nawet pokazywano nam przedszkola i szkoły freinetowskie, Montessori... Nie było to sto lat temu, ale ładny kawał czasu wstecz. I te placówki wtedy istniały też od dłuższego czasu... Czyli potwierdzam, że żadna to nowość... bardziej popularne one były poza granicami naszego kraju (np. Francja), ale i u nas były... Z czystym sumieniem nie możemy powiedzieć, że to są metody nowatorskie. Stare sa jak świat ;)

    Treść doklejona: 11.06.15 11:17
    _hydro_: To chyba charakterystyczne dla pokolenia naszych rodziców.


    Prawda, ale z kolei teraz mamy czasy, że nadal jest nacisk na stopnie, na wciskanie nauki, nawet tego co dziecka kompletnie nie interesuje, bo jak nie uzbiera punktów na egzaminach, to nie pójdzie do wymarzonej szkoły, tylko do tej na którą uzbierało punkty... Licho trochę ;(
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    _hydro_: uważam, że szacunku się nie da na nikim wymóc odgórnymi ustaleniami


    ale to nie jest metoda na uzyskanie szacunku, tylko jego przejaw
    to działa w dwie strony
    jakby to powiedzieć - czasem nie potrafimy moim zdaniem okazywać pewnych emocji, nie wiemy, że określone zachowania, czasem standardowe, są odbierane na innej płaszczyźnie
    można usiąść do stołu by zjeść, nie rozmawiając, mając gdzieś kto coś przygotował, czy się starał
    a można najpierw zaprosić dziecko do przygotowania posiłku wspólnie, a potem razem usiąść , podziękować itd.
    nie wiąże się to dla Was z szacunkiem? dla mnie tak - i to wzajemnym
    --
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: Prosze tylko, zebys w dalszym ciagu raczej wypowiadala sie tak jak dzisiaj, czyli jednak bardziej z poszanowaniem, a nie jak wczoraj, bo wczorajsze wpisy to jednak troche za mocne byly moim zdaniem.


    Polly, ja nie uważam, że wczorajsze moje wpisy były pozbawione szacunku. Czy muszę za każdym razem pisać, że:

    Winni: Więc na początku chciałabym zaznaczyć, że pisze to nie dlatego, że Cię znam, oceniłam i wydałam wyrok na życie Twojej córki, które będzie pasmem nieszczęść i nieudanych wyborów. Zadałaś pytanie i bardzo Ci zależało abym przedstawiła swoją opinię, więc proszę nie przekonuj mnie później, że Twoja córka dostaje od Ciebie wszystko co najlepsze, a ja nie powinnam Cię oceniać oraz powinnam uszanować inne metody wychowawcze. Nie oceniam Cię. Szanuję Twoje metody. Nie zgadzam się jednak z nimi, i mam o nich negatywną opinię. Tę opinię teraz na Twoją wyraźną prośbę napiszę. Zwróć uwagę, że jest to moja opinia o metodzie i negatywnych skutkach tej metody, które JA dostrzegam, nie jest to opinia o Twojej córce ani nie o Tobie.



    Aby każdy rozumiał, że nie oceniam nikogo, a tylko wyrażam negatywną opinię o metodzie i jej skutkach?
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Monia502: Czyli potwierdzam, że żadna to nowość... bardziej popularne one były poza granicami naszego kraju (np. Francja), ale i u nas były... Z czystym sumieniem nie możemy powiedzieć, że to są metody nowatorskie. Stare sa jak świat ;)

    :) tak napisałam, bo pojawiło się tu zdanie, że boimy się tego co nowe, a szkoła/przedszkole demokratyczne żadną właśnie nowością nie jest. No a pierwsza została założona przez Alexandra Sutherlanda Neilla w Anglii w Summerhill założona w 1921 r. To za 6 lat będzie już sto lat temu :P
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    brombap: nie wiąże się to dla Was z szacunkiem? d


    Wiąże się w pewnym sensie, ale pod warunkiem, że dziecko samo chce usiąść i podziękować, a nie dlatego że musi. To cały czas to o czym ja i hydro piszemy. Intencja i inicjatyw wypływająca od dziecka = szczery szacunek, rodzic mówiący „powinieneś usiąść do stołu ze wszystkimi” i dziecko siadające w końcu mimo, że tego nie chce = powierzchowny szacunek w gestach i słowach, zerwo szacunku w sercu. Bo co robisz, gdy jednak dziecko odmawia? Albo co byś zrobiła gdyby odmówiło i w żaden sposób, nie wiążący się ze zmuszaniem, nie udałoby Ci się go przekonać?
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    brombap: a można najpierw zaprosić dziecko do przygotowania posiłku wspólnie, a potem razem usiąść , podziękować itd.


    Można, i tak to działa w praktyce. W końcu dziecko nie rodzi się w próżni, tylko w rodzinie, wchodzi do niej i stopniowo przejmuje jej wzorce, zwyczaje. Dlatego uważam, że jak rodzina ma się dobrze od wewnątrz, to nie trzeba żadnego dodatkowego nacisku czy wskazywania palcem, że to jest ok, a tamto nie. Znowu, wspominana przez mnie gdzie indziej, instytucja "dobrego przykładu". Jeśli w domu szanujemy się wzajemnie, to nie obawiam się, że moje dzieci będą robiły inaczej.
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    brombap: a można najpierw zaprosić dziecko do przygotowania posiłku wspólnie, a potem razem usiąść , podziękować itd.

    Że tak nawiążę tradycyjnie już do modeli rodzin plemiennych :) Nikt tam w życiu dziecka do wspólnego posiłku nie zaprasza. Ono samo przez obserwację właśnie, przez to co widzi od urodzenia będąc jeszcze na plecach matki, ono samo w naturalny dla niego sposób i o naturalnym dla niego czasie, do tego "stołu" przyjdzie i ... już przy nim zostanie. I będzie pełne szacunku dla starszyzny, bo wyssie dosłownie ten szacunek z mlekiem matki i nikt go nigdy żadnego szacunku nie uczył i uczyć nie będzie. Ono samo zacznie doceniać to, że ktoś mu ten maniok zerwie, że ktoś upoluje dziką świnię. Oraz samo tę świnię kiedyś upoluje, bo będzie się troszczyć o całą swoją wielką rodzinę, tak właśnie, jak od wieków troszczyli się jego rodzicie, rodzeństwo, dziadkowie, ciocie, wujki i tak dalej. I ja myślę, że właśnie Winni i te szkoły demokratyczne trochę na czymś takim bazują - tak sobie myślę osobiście :) Bo i w śród ludów i własnie w takich przedszkolach żadne dziecko nie jest "zmuszane" do pracy, do robienia czegoś. Bo i jedni i drudzy wiedzą, że ono do tej pracy w końcu dojrzeje, że będzie gotowe, że nie ma sensu przyśpieszać pewnych spraw. Bo to przyśpieszanie wzbudzi niechęć po prostu.

    Jak w tej książce "w głębi kontinuum": nikt się nie przejmował, że dziewczynka (trzyletnia ? chyba) wzięła motykę, podłubała w ziemi, a po pięciu minutach ją porzuciła :) nikt jej nie powiedział, że zrobiła coś niemądrego, że nie odłożyła na miejsce, że powinna dłużej to robić. Bo pewnie te kobiety pracujące, doskonale wiedzą, że ona za te kilka lat będzie z nimi pracowała, sama z własnej woli, na podstawie obserwacji, że w końcu do tego dorośnie.

    Tak daleko odbiegliśmy od takiego modelu, że sami sobie poniekąd te kajdany cywilizacyjne założyliśmy. Może dlatego potrzebujemy tylu zasad, kar, nagród, stałego planu ? To jest naprawdę ogrom wielu czynników. Osobiście uważam, że nam matkom zachodnim jest sto razy trudniej wychowywać dzieci niż tym matkom z "lasów". Ale to już inny temat.
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    • CommentAuthormamakasi
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Brombap, nie chciałam sprawić Ci przykrości. I wcale nie twierdzę, że twoja córka jest taka czy inna. Bo Was nie znam, nie wiem jak postępujesz na co dzień itd.
    Ale z tonu Twojej wypowiedzi typu "bo ja już mam doświadczenie i wiedzę, które pomogą córce uniknąć błędów" odniosłam takie a nie inne wrażenie. Ale przecież może to być mylne wrażenie.
    Czym innym jest także fakt, że wychowując córkę w sposób autorytarny wcale nie musisz wychować stłamszonego dziecka. Z tym, że jest to trochę loteria. Nie wiem do czego to porównać….
    Ale konsekwencje mogą być takie jak napisałam. Przynajmniej ja to tak rozumiem.
    Każdy z nas ma innych charakter i różne metody w różny sposób oddziałowują na naszą psychikę. Ale stosując daną metodę i znając jej potencjalne konsekwencje to Ty dokonujesz wyboru, że dziecko może być takie a nie inne.

    Bardzo mi się podoba co napisała Winni i tak staram się postępować.
    Ale przyznam się, że miałam w pewnym momencie poważne wątpliwości czy postępuje dobrze, czy to się u nas sprawdza. Bo moja córka w ogóle nie chciała współpracować. Jak jej tłumaczyłam coś po raz setny , nie raz stukałam się w głowę i zastanawiałam czemu nie powiedzieć "zrób to i już bo ja tak mówię". Ale przetrwałam ten okres i muszę przyznać że jest coraz lepiej (tfu,tfu). Obie nauczyłyśmy się własnych granic, potrzeb, możliwości ustępowania i ustalania kolejności.
    I nie wiem jak to możliwe ale moja dwulatka doskonale wie kiedy mam np gorszy dzień i nie ma co przeciągać struny, można jej sporo wytłumaczyć czy poprosić. Nie sądziłam, że to się może udać
    :wink:
    --
    •  
      CommentAuthorbrombap
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Hydro, no, ale chyba nie zakładałaś, że u mnie działa to tak, ze mówię, "siadamy do stołu, bo jak nie, to znaczy, że mnie nie szanujecie"
    :)
    --
    •  
      CommentAuthorElse
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    PENNY: wzięła motykę, podłubała w ziemi, a po pięciu minutach ją porzuciła :) nikt jej nie powiedział, że zrobiła coś niemądrego,


    Umarłam właśnie ze śmiechu, bo przypomniałaś mi moje dzieciństwo kiedy to babcia zleciła nam (mi i siostrze) zgrabienie liści w ogrodzie... No i te grabie zostały rzucone pod płotem... Wszystko ładnie, pięknie, ale ja na nie wlazłam i oberwałam w twarz trzonkiem... Dobrze, że mnie nie zabiło ;)... Miałam śliwę, wstrząs mózgu.... ale przeżyłam :P

    Od tej pory jednak grabie stawiam "normalnie", na miejscu i nawet jak moje dziecko gdzieś porzuci ogrodowy sprzęt to nakłaniam do odłożenia w bezpieczny sposób... mam kurcze uraz...

    Dziś się z tej sytuacji śmieje, ale jednak uraz pozostał...
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Brom, nie, no skąd :wink: To raczej kwestia oczekiwań, które mamy zakodowane. One przecież bezpośrednio się przekładają na to, jak podchodzimy do dzieci.
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Winni, mozna oceniac i oceniac - chodzi mi o dobor slow. Bo pisanie o tym, ze dla Ciebie jakies zachowanie to zmuszanie i nieliczenie sie z potrzeba dziecka mozna juz odczytac mocno negatywnie, brzmi to dla mnie prawie jak maltretowanie dziecka.

    Podobnie jak zdanie "Ja nie wspieram u mojego dziecka dostosowywania się do tłumu nigdzie tam, gdzie nie jest to konieczne, a już na pewno nie tam gdzie miałby dostosować się kosztem zaniedbania lub ignorowania własnych potrzeb." ma pejoratywne zabarwienie: "ja nie wspieram a ty tak i zaniedbujesz potrzeby dziecka". No sorry, tak to odebralam wczoraj i takie mam zdanie, nie musisz sie z nim zgadzac.

    Tak jak dzis napisalas to mi sie po prostu bardziej podoba i nie wywoluje emocji a ciekawa dyskusje - i o to tylko prosze :peace: Przeciez mozemy dyskutowac a nie krytykowac kogos, bo rowniez poczulabys sie na pewno zle, gdyby ktos zaczal krytykowac Twoje nastawienie.

    Kazdy chyba jest wrazliwy na krytyke swojego stylu wychowania - zauwaz, ze ja nie krytykuje Twojej metody tylko sposob wyrazania sie o metodach innych. Dotknelo mnie to ocenianie, chociaz sama nigdzie nie napisalam, ze zmuszam dziecko do spania. Przyznaje sie tylko do tabliczki mnozenia ;) Ale to tez nie sa metody pasa i marchewki, tylko po prostu plan dnia, gdy ona wie, ze teraz czas na nasze karty a potem moze sie bawic.
    --
    •  
      CommentAuthor_hydro_
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: Podobnie jak zdanie "Ja nie wspieram u mojego dziecka dostosowywania się do tłumu nigdzie tam, gdzie nie jest to konieczne, a już na pewno nie tam gdzie miałby dostosować się kosztem zaniedbania lub ignorowania własnych potrzeb." ma pejoratywne zabarwienie: "ja nie wspieram a ty tak i zaniedbujesz potrzeby dziecka". No sorry, tak to odebralam wczoraj i takie mam zdanie, nie musisz sie z nim zgadzac.


    No bez przesady, gdzie tam jest "a ty tak"? Przecież to wyłącznie o sobie napisane. Coś mi się zdaje, że tu jednak dochodzi do głosu uprzedzenie.
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    YPolly: I tak przy okazji zapytam jak w duchu RB mozna sprawic, by dziecko, ktore nie widzi sensu w nauce tabliczki mnozenia, uczylo sie jej z wlasnej i nieprzymuszonej woli (czyli przetlumacze sobie: zeby mialo samo z siebie potrzebe jej wkucia na pamiec).


    Polly, odpowiedź na Twoje pytanie nie jest prosta, a wiesz dlaczego? Dlatego, że nie da się wychowywać dziecka według wciąż najbardziej popularnego u nas systemu kar, nagród, chwalenia, przymusu i rywalizacji, a potem nagle do jednej tabliczki mnożenia wziąć sobie magiczną sztuczkę z koszyka podpisanego NVC, zastosować ją i voila: dziecko chętnie się uczy tej tabliczki. NVC, to właściwie bardziej sposób życia i komunikacji niż naprawdę metoda. Nie mam praktyki w tej kwestii, bo mam za małe dziecko, ale myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że tego rodzaju problem u nas po prostu nie zaistnieje. Nie w takiej formie. Być może moje dziecko za 5 lat nie zechce uczyć się tabliczki mnożenia. Wierzę jednak, że po prostu się w tej kwestii dogadamy i zrozumiemy. Moje dziecko wie, że rzadko są sytuacje gdy mi tak bardzo na czymś zależy, że proszę go by zrezygnowało z własnego zdania i granic. Wiec jeśli to się już zdarza, wie, że sprawa jest wyjątkowo istotna i zazwyczaj wtedy mnie słucha. Robi to wtedy dobrowolnie, tylko dlatego, że to dla mnie ważne. Nie musi bać się kary, nie czeka na nagrodę ( on nawet nie wie, że takie słowa istnieją ), nie czeka na pochwałę, nie czeka na własne korzyści. Słucha mnie, dowiaduje się o moich potrzebach oraz o tym dlaczego warto coś robić i robi to. Po prostu. No to wynikałoby z tego, że robi to po prostu dlatego, że to dla mnie ważne, albo że dla niego też stało się to ważne, po naszej rozmowie. Nie ma między nami przeszkód takich jak kary, które niszczą relację i zaufanie ani nagrody, które mówią dziecku jedynie, że coś, co ma zrobić, jest tako mało ważne i tak mało wartościowe, że trzeba aż nagrody by nadać temu wartość. Wartość sama w sobie takiego nagradzanego zachowania wtedy dla dziecka nie istnieje. Jest tylko nagroda.

    Więc reasumując, nie da się po prostu wziąć sobie z koszyka NVC magicznej sztuczki. NVC to filozofia życia, jeśli ktoś to stosuje, to po prostu tym żyje. Dziecko, które od początku było wychowane w wolności w kształtowaniu swojego życia, czuje za nie po prostu odpowiedzialność, w przeciwieństwie do dzieci, którym zawsze rodzice mówili co i kiedy trzeba robić. One nic nie musiały, rodzice zaplanowali za nie wszystko, pamiętali za nie o wszystkim, o wszystkim przypominali, nawet potrzeby fizjologiczne wstawili w ramowy plan dnia, tak że dziecko nie musi się o nic troszczyć, niczym przejmować. Może moje dziecko poprzez to popełni więcej błędów jako 3-5 latek, ale wierzę, że dzięki temu będzie czuło odpowiedzialność za swoje życie, za swoją naukę. A sytuacje jak ta z kaloszami, która opisywałam sporo wyżej, pokażą mu, że warto ufać dorosłemu i brać jego zdanie pod uwagę. Wierzę, że moje dziecko, któremu teraz na każdym kroku pozwalam sprawdzać, czy warto to moje zdanie pod uwagę brać ( np. pozwalając na bałagan w pokoju, aż do momentu gdy się okazuje, że nigdzie nie ma ulubionego samochodu, wtedy przychodzi na 3 latka refleksja i słyszę: mamo, jak jest taki bałagan, to ja nic nie mogę znaleźć! Pomożesz mi posprzątać, bo ja nie dam rady sam…”), zanim pójdzie do szkoły, przetestuje to już tyle razy, i tyle razy przekona się, że warto moje zdanie brać pod uwagę, że gdy przyjdzie ten krytyczny moment, uda mi się po prostu wytłumaczyć mu dlaczego tej tabliczki mnożenia warto się nauczyć.
    --
    •  
      CommentAuthorPENNY
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Monia502: Umarłam właśnie ze śmiechu, bo przypomniałaś mi moje dzieciństwo kiedy to babcia zleciła nam (mi i siostrze) zgrabienie liści w ogrodzie... No i te grabie zostały rzucone pod płotem... Wszystko ładnie, pięknie, ale ja na nie wlazłam i oberwałam w twarz trzonkiem... Dobrze, że mnie nie zabiło ;)... Miałam śliwę, wstrząs mózgu.... ale przeżyłam :P

    Od tej pory jednak grabie stawiam "normalnie", na miejscu i nawet jak moje dziecko gdzieś porzuci ogrodowy sprzęt to nakłaniam do odłożenia w bezpieczny sposób... mam kurcze uraz...

    Dziś się z tej sytuacji śmieje, ale jednak uraz pozostał...

    Monia ja też tak kiedyś dostałam po głowie, tyle że trzonkiem od haczki do pielenia :P i od tej pory odkładam zawsze na miejsce :) W lasach tropikalnych chyba nie spadają liście jesienią, a już na pewno nie na wykarczowane poletko, może mają większy wyluz na to, bo te motyki widać :devil: no w każdym razie i Ty i ja zebrałyśmy doświadczenie w postaci guza :tongue: ja też Nadii mówię, żeby tego typu rzeczy odkładała na miejsce. No i raz odłoży innym nie... czekam zatem. Ale kurde trudne to jest. Trudno jest zaufać dziecku i samemu czasowi. Ja jestem tak mocno wychowana w przeświadczeniu, że to zawsze rodzić wiedział lepiej, że czasem ciężko mi trzymać język za zębami i mówię Nadii te same rzeczy, które mnie mówiono, a których tak nienawidziłam :confused: Inną rzeczą jest to, że takie dziecko z lasu, nie ma tylu bodźców co dziecko z miasta: wszechobecnych słodyczy, hałasu, zabawek, niebezpiecznych aut i miliona innych rzeczy, tak naprawdę dla naszego bytu nienaturalnych. Bo natura nie stworzyła dziecka do równego chodzenia po chodniku i omijania zatłoczonych jezdni :bigsmile: I dlatego my matki mamy trochę przekichane z wyżej wymienionych powodów ;P
    -- Zapraszam na mój blog Powrot do jaskini
    •  
      CommentAuthorWinni
    • CommentTimeJun 11th 2015 zmieniony
     permalink
    Penny, dałam Ci oooo, a Ty skasowałaś tą część wypowiedzi za którą je dostałaś!! :devil:
    Odwołuje oooo :devil:
    --
    •  
      CommentAuthorYPolly
    • CommentTimeJun 11th 2015
     permalink
    Hydro, bo to bezposrednio do mnie bylo zdanie, jako odpowiedz, wiec tak to odczytalam.

    Winni - gdzie masz info u mnie, ze jest nagroda czy kara? Ja z reguly pozwalam mojemu dziecku na poniesienie konsekwencji czy eksperymentowanie. U nas sie zdarzylo, ze N. w kaloszach poszla, bo koniecznie chciala a pogoda byla i potem narzekala, ze goraco jej bylo i wiecej nie zalozyla przeciez. :) A co do tabliczki to niestety konsekwencje odczuje dopiero pozniej i musze ingerowac.

    Jak tak czytam to w sumie mam taki sam efekt, jak ty chcesz osiagnac, bo moja corka uczy sie tej tabliczki dobrowolnie, bo wie, ze mi na tym zalezy. Co nie znaczy, ze nie wolalaby w tym czasie robic czegos innego. I jest to w ustalonym planie dnia przed zabawa, bo po zabawie jest zwykle zbyt zmeczona i nieskoncentrowana. To jest moja definicja "zmuszania" do nauki. Czyli wychodzi na to - jak caly czas pisze - Rzym osiagamy tylko inna droga.

    Ja myslalam, czytajac Winni wczesniej, ze rb to w kierunku dziecko musi czuc potrzebe nauczenia sie, a nie koniecznosci przekonania dziecka, ze trzeba.
    --
Chcesz dodać komentarz? Zarejestruj się lub zaloguj.
Nie chcesz rejestrować konta? Dyskutuj w kategoriach Pytanie / Odpowiedź i Dział dla początkujących.